Pędził
tak, jakby był znów na wyścigach. Po raz pierwszy nie obchodziło go, czy zginie
potrącony gdzieś na światłach, spowoduje kolejny wypadek czy zatrzyma go
policja. To nie miało już znaczenia. Życie nie miało już znaczenia.
W
końcu zdecydował, dokąd uda się najpierw. Wiedział, że zanim uda się na
cmentarz by przekonać się na własne oczy, że naprawdę umarła, musi najpierw
przypomnieć sobie, jak żyła. W rzeczywistości starał się za wszelką cenę
odrzucić od siebie myśl, że już nigdy jej nie zobaczy. Odkładał cmentarz na sam
koniec, jakby mogło to coś zmienić. Wiedział, że to i tak nieuniknione i
spodziewał się, że sprawi mu wiele bólu. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie
większego cierpienia, niż to, które odczuwał teraz.
Kiedy
dotarł na miejsce początkowo stwierdził, że nic się nie zmieniło. Wciąż była to
ta sama, mała chatka położona przy rzadko uczęszczanej drodze. Jednak już po
wejściu ogarnął go niewyobrażalny smutek. Dom był pusty. Wiele razy wchodził do
niego samotny, ale wiedział, że gdzieś tam czekała na niego Genevieve. Teraz
pustka była wręcz namacalna. Podszedł do okurzonego gramofonu i włożył do niego
pierwszą płytę z wierzchu.
Usłyszał pierwsze dźwięki Every Breath You Take i usiadł na kanapie, wpatrując się bezmyślnie
w kominek. Nawet nie zauważył, kiedy zupełnie się rozkleił, a łzy zaczęły
płynąć po jego policzkach. Nie płakał od pogrzebu Luke’a i choć zdawało mu się,
jakby zdarzyło się to wczoraj, wciąż płacz nie przychodził mu tak łatwo. Na
oparciu kanapy zauważył koc i przypomniał sobie, jak leżał pod nim z Genevieve,
gdy przyprowadził ją tu po raz pierwszy. I choć było to jedno z najmilszych
wspomnień, jakie posiadał, teraz wywołało u niego jeszcze większą rozpacz. Uświadomił
sobie, że to nigdy już nie wróci.
Wstał
i poszedł w stronę kuchni. W szafce znalazł wino, które zostawił na specjalną okazję.
Pomyślał, że ten dzień można tak właśnie potraktować, choć spodziewał się
czegoś innego. Zaczął szukać kieliszka, jednakże przypomniał sobie, że schował
dwa w komodzie w głównym pokoju. Wrócił do niego i otworzył szufladę. W środku
faktycznie znalazł szklany kieliszek, ale nie tylko. Były tam też zdjęcia.
Fotografie wykonane na Florydzie, a raczej połowa, którą otrzymał od Gen. Wystarczyła,
by bez namysłu otworzył butelkę i usiadł na podłodze, rozkładając na niej
wszystkie zdjęcia. Co rusz musiał wycierać skrawkiem rękawa oczy, gdyż przez
łzy zamazywał mu się obraz. Uważnie przeglądał te piękne chwile, które zostały
na zawsze uwiecznione na fotografiach i zamykał oczy, chcąc w myślach odtworzyć
poszczególne momenty. I choć były to zaledwie ułamki tego, co działo się tam
naprawdę, wywołały u niego lawinę wspomnień. Przypomniał sobie wszystkie
obietnice, które złożył Genevieve i których już nigdy nie będzie dane mu
dotrzymać, przez co jeszcze bardziej zdał sobie sprawę, jak mocno ją zawiódł.
Wiedział, że wypicie butelki wina nie poprawi niczego, a wręcz to przez alkohol
i narkotyki znalazł się w tym położeniu, jednakże nie pozostało mu nic innego.
Nie
chciał niszczyć jedynego miejsca, w jakim przeżył tak cudowne chwile. Miejsca,
gdzie czuli się swobodnie i bezpiecznie, które było tylko i wyłącznie ich
sekretem, ich światem, niedostępnym dla nikogo innego. Wiedział jednak, że
będzie zmuszony wyjechać i nie chciał, by ktokolwiek je odnalazł i zbezcześcił.
Nie zamierzał się nim z nikim dzielić, a nie wiedział, czy będzie miał jeszcze
szansę je odwiedzić. Stwierdził, że nie ma innego wyjścia.
Zabrał
ze sobą koc, kilka winyli oraz zdjęcia, które wpakował do bagażnika. Upewnił
się, że w domku nie zostało nic innego, co chciałby zatrzymać i wyszedł na
zewnątrz trzymając w ręku kanister z benzyną. Zaczął oblewać nią całą chatkę,
zarówno wewnątrz, jak i z zewnątrz. Łzy wciąż płynęły mu po policzkach choć
czuł, że za chwilę ich zabraknie. Wyciągnął z kieszeni pudełko zapałek i
ostatni raz rzucił okiem na dom, który był ich schronieniem. Zamknął oczy i pozwolił zapałce rozpalić
ogień, który zaczął pochłaniać drewniany budynek.
Gdy
ponownie otworzył oczy, wszystko było już w płomieniach. Odsunął się o kilka
kroków, choć pomyślał, że równie dobrze mógłby spłonąć razem z chatką.
Remontował ją przez kilkanaście tygodni, dbając o każdy szczegół, jeżdżąc na
pchle targi w poszukiwaniach mebli, które spodobałyby się Gen. Starał się, aż w
końcu udało mu się wybudować coś pięknego, a teraz zniszczył to w mgnieniu oka.
Pomyślał, że dom dokładnie odzwierciedlał ich miłość. Wszystkie starania,
wszystko co udało im się zbudować legło w gruzach w ułamku sekundy, przez niego.
Ten jeden głupi domek na środku pola uświadomił mu, jak bardzo życie jest
niesprawiedliwe. Możesz budować wszystko w pocie czoła, a i tak ulegnie
destrukcji szybciej, niż zdążysz mrugnąć.
***
Genevieve
ucieszyła się, gdy jej matka wreszcie pozwoliła wyjść jej z ukrycia. Nawet
jeśli mogła jedynie wejść na górę. Widok własnego pokoju jeszcze nigdy jej tak
nie cieszył.
-
Jeśli chcesz spakuj książki i akcesoria malarskie. – odezwał się głos zza jej
pleców. Rhys stał w drzwiach z założonymi rękoma i posępną miną. – Wszystko
pozostałe kupiliśmy ci nowe.
-
Kto był na moim pogrzebie? – zapytała, natychmiast czując się dziwnie. Tak
naprawdę był to pogrzeb Tessy, jednakże nikt poza ich rodziną i kilku osobom o
tym nie widział.
Rhys
wszedł do pokoju, stając naprzeciwko córki.
-
Dużo ludzi z sąsiedztwa, z twojej szkoły. Przyjechała też rodzina, wszyscy byli
tu na stypie.
Dziewczyna
pociągnęła nosem, a łzy znów zaczęły spływać jej po policzkach. Patrzyła w
szczelnie zasłonięte roletą okno i marzyła, by mogła wyjść i zobaczyć się z
Shannonem. Wciąż myślała także o Tessie. To wszystko odwracało jej uwagę od
tego, co działo się właśnie z jej życiem, które miało zostać przewrócone do
góry nogami. Wcześniej nawet nie pomyślała o tym, by porozmawiać na ten temat z
rodzicami. Uświadomiła sobie, że nie wie dokąd teraz wyjeżdża i kim się tam
stanie.
-
Czy Shannon też przyszedł? – Genevieve spojrzała na ojca, który wbił wzrok w
ziemię.
-
Nie. – odparł więc większych wyjaśnień. Pomyślał, że w ten sposób zniechęci
dziewczynę do prób kontaktu z chłopakiem.
-
Na pewno bał się, jak zareagujecie. – stwierdziła, nie dopuszczając do siebie
myśli, że Shannon po prostu ją zignorował. – Tato… Nie chcę, żeby coś mu się
stało. Ten facet, który zaatakował mnie i Tessę… - Genevieve wzdrygnęła się na
to wspomnienie. – Jestem pewna, że mu groził. Złapaliście tego drugiego, który
potrącił Tessę?
Rhys
od początku nie zgadzał się z Isabelle, by wmówić Shannonowi winę. Kobieta
stwierdziła jednak, że należy mu się nauczka za to, iż przez niego ich córka
musi od nich odejść i całkowicie zmienić swoje życie. Przypomniał sobie jej
słowa - „przez niego nasza córka będzie żyła ze świadomością, że zabiła
człowieka. Jemu należy się to samo, tylko tak będzie sprawiedliwie”. Zgodził
się tylko dlatego, że tylko w tej sytuacji był w stanie zmusić chłopaka do
opuszczenia miasta i nie pojawiania się więcej w ich życiu. Nie chcieli by w
przyszłości Leanne wiedziała, co się wydarzyło. Mieli nadzieję, że wmówią jej,
iż sprawcy nigdy nie znaleziono, a ona nie będzie zadawać więcej pytań.
Cieszyli się, że była na tyle mała, by nie pamiętać żadnego z braci.
-
Genny, nie znajdę bezimiennego sprawcy, którego twarzy nigdy nam nie opisałaś.
Nawet jeśli zrobiłabyś to teraz, w żaden sposób nie udowodnię, że to on. Poza
tym nie byłbym w stanie wytłumaczyć, skąd to wszystko wiem. Dlatego jedynym
wyjściem, żebyś była bezpieczna jest wyjazd stąd z nową tożsamością.
Genevieve
wiedziała, że ojciec ma rację. Nie mógł powiedzieć, że dowiedział się
wszystkiego od swojej zmarłej córki lub jej zaginionej przyjaciółki. Poza tym
dziewczyna nie pamiętała twarzy, a tym bardziej imion żadnego z mężczyzn.
Widziała ich obu w klubie, w którym było ciemno, a światła migotały jej przed
oczami. Gdyby jeden z nich nie zaatakował jej w uliczce, zapewne także nie
zapamiętałaby jego twarzy. Teraz jednak widywała ją w snach, bladą i martwą,
skropioną szkarłatną krwią. Szybko zaczęła myśleć o czymkolwiek innym, byle
przed oczami nie widzieć już tego strasznego obrazu.
-
Shannon ich zna. Zapytaj go.
-
Nie chciał nic mówić. Albo nie pamięta, albo ich chroni. W każdym razie niczego
sensownego się od niego nie dowiem, więc mam związane ręce. – Rhys wzruszył
ramionami, a Gen westchnęła z bezsilności. – Genevieve wiem, że chcesz pomścić śmierć
przyjaciółki, ale nie to jest teraz najważniejsze. Musisz myśleć o sobie i
swojej przyszłości.
Gen
puściła uwagę ojca mimo uszu.
-
A co z Tessą? Co z jej rodzicami? Na pewno odchodzą od zmysłów.
Rhys
westchnął głęboko. Genevieve widziała, że nie jest mu łatwo i wcale mu się nie
dziwiła.
-
Każdy dba o swoją rodzinę, Genny. Oni pewnie też by tak postąpili. Za kilka lat
zrobią jej grób, uznają za zmarłą. Teraz i tak nic nie można z tym zrobić.
Jeśli ktokolwiek się dowie, że żyjesz, wszyscy pójdziemy siedzieć. My z matką
za zatuszowanie śmierci Tessy, a ty za… - Rhys nie potrafił dokończyć, ale
Genevieve nie chciała tego słyszeć. I tak wiedziała, co chciał powiedzieć.
-
Tato, mogę cię o coś prosić? - Rhys stał się czujny, jak na policjanta
przystało, ale przytaknął z ostrożnością. – Daj mi porozmawiać z Shannonem.
Wytłumaczę mu co się stało, dlaczego muszę wyjechać. Wiem, że on nikomu nie
powie…
Ojciec
natychmiast przerwał córce, kładąc rękę na jej ramieniu. Patrzył jej głęboko w
oczy, w których krył się taki sam ból i smutek jak w jego własnych.
-
Kochanie, pomyśl trzeźwo. To tylko pogorszy sprawę. Shannon pogodzi się z twoją
śmiercią i zapomni, będzie żył dalej. Jeśli powiesz mu prawdę, całe życie
będzie oszukiwał się, że do niego wrócisz. Nigdy już nie będziecie mogli być
razem, bo ty będziesz musiała się ukrywać. Nie niszcz mu życia w taki sposób.
- Boję się tylko, że obwini się o wszystko. –
skłamała. Nie tylko tego się bała. Obawiała się także, iż nie będzie potrafiła bez
niego żyć. Już wcześniej musiała się ukrywać przed rodzicami, ale nigdy jeszcze
nie kryła się przed nim. Perspektywa wyjechania na zawsze i nie zobaczenia
więcej jego twarzy sprawiła, że zaczęła żałować, iż naprawdę nie umarła.
-
Nie przejmuj się tym. Tak jak mówiłem, on nic nie pamięta. Nie wie nawet, że
tam byłaś. Spakuj się, wyjeżdżasz dziś w nocy.
Rhys
zdawał sobie sprawę, że był okrutny. Jednak rodzina była dla niego najważniejsza
i zawsze stawiał ją na piedestale, nie ważne ile go to kosztowało. Genevieve
ściągnęła brwi starając się nie wybuchnąć płaczem, jednakże łzy same popłynęły
po jej policzkach. Wtuliła się w ramię ojca, czego nie robiła od bardzo dawna.
To upewniło mężczyznę w tym, że podjął właściwą decyzję. Nie chciał, by Shannon
ponownie namieszał w jego rodzinie i kontaktach z córką.
-
Dokąd? – zapytała zapłakana dziewczyna.
-
Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
***
Shannon
kroczył chwiejnym krokiem w stronę bram cmentarza. Nie wynikał on wcale z
ilości wypitego alkoholu – po prostu wahał się, czy zniesie ten widok. Nie
znosił cmentarzy, pogrzebów, żałoby. Kiedy przypomniał sobie, jak z Genevieve
pojechał na pogrzeb swojego przyjaciela, zrobiło mu się niedobrze. To wtedy
pierwszy raz się przy niej rozkleił, pierwszy raz od dłuższego czasu w ogóle
płakał. Poczuł jednak, że jest jej to winien. Skoro tylko przy niej potrafił
okazywać swoje prawdziwe uczucia, mógł to także zrobić teraz, tutaj. Przy jej
grobie.
Błąkał
się po cmentarzu szukając tego jednego nagrobka. W końcu spytał o niego dozorcę
koszącego trawę. Ledwo zapanował nad drżeniem swojego głosu, gdy zadawał
pytanie o grób Genevieve Montgomery. Czuł się jak w najgorszym koszmarze.
Spojrzał w szare i pochmurne niebo, by mężczyzna nie zauważył jego smutku. On
nawet nie zwrócił uwagi na twarz chłopaka, odruchowo odpowiadając na jego
pytanie. Shannon podziękował cicho i ruszył we wskazane przez staruszka
miejsce.
Po
cmentarzu kręciło się niewielu ludzi, a jeśli nawet byli wystarczająco daleko,
by go nie słyszeć. Kiedy pośród rzędów identycznych nagrobków ujrzał ten,
którego szukał, natychmiast wybuchnął płaczem. Przestało go już nawet
obchodzić, czy ktoś to zobaczy. Przyklęknął przy grobie. Uznał, że ma prawo do
żałoby i po raz pierwszy się jej nie obawiał.
-
Genevieve Felicity Montgomery. – odczytał z nagrobka, zwracając się do niej.
Dopiero teraz uświadomił sobie, że nigdy wcześniej nie poznał jej drugiego
imienia. – Powinienem cię nienawidzić. Zabrałaś mi wszystko, co miałem.
Skradłaś mi serce, rozum, a nawet duszę. Mimo wszystko nie oddałbym ich nikomu
innemu. Żałuję tylko, że ja zabrałem ci o wiele więcej. Zabrałem ci życie. Tego
jednego nie powinnaś stracić. – Shannon z trudem wypowiadał każde z tych słów.
Wcale nie dlatego, że nie chciał okazać uczuć. Po prostu jej śmierć tak go
przytłoczyła, iż najprostsze czynności przychodziły mu z trudem. Nie potrafił
już jeść, nie potrafił spać. Jedyne, co umiał to pić i ćpać. – Przepraszam za
wszystko. Nie wiem, czy byś mi wybaczyła, czy nie. Mam tylko nadzieję, że nigdy
nie wątpiłaś w to, że cię kocham. To liczy się dla mnie najbardziej.
Nie
potrafił powiedzieć „kocham” w czasie przeszłym. Nie przestał jej kochać z
chwilą jej śmierci.
-
Znalazłem dzisiaj nasze zdjęcia. Chciałbym móc zobaczyć je wszystkie, ale
wystarczy mi to, że pamiętam każdą z tych chwil. Spaliłem także naszą chatkę.
Chciałem, żeby na zawsze pozostała tylko nasza. Już na zawsze będzie ona tylko
naszym sekretem.
Shannon
nie wiedział, ile czasu spędził na cmentarzu. Mówił o wszystkim, czego nie
zdążył jej powiedzieć lub zrozumiał dopiero po jej odejściu. I choć nie miał
pewności, czy go słyszy, chciał to po prostu z siebie wyrzucić. Ona była jedyną
osobą, która go rozumiała. Ona i Luke. Teraz obydwoje byli tutaj, a on został
sam.
Zatrzymał
się jeszcze na chwilę przy grobie przyjaciela. Z nim również dawno nie
rozmawiał. Właściwie od dnia pogrzebu nie potrafił tu przyjść. Odwiedził
Monique, ale to wszystko na co było go stać. Mimo, iż zmarli nie potrafili odpowiadać,
a jedynie słuchać, Shannon stwierdził, że rozmowa z żywym jest łatwiejsza.
Możesz wyczytać z jego twarzy co czuje, o czym myśli. Odpowie ci. Teraz nie był
pewien, czy postępuje słusznie. Nie wiedział, co doradziłby mu Luke, ani co
powiedziałaby Gen. Mógł jedynie zgadywać.
***
Genevieve
nie miała nawet ochoty pakować przyborów malarskich. Nie sądziła, by miała
jeszcze ochotę coś namalować. Wzięła tylko kilka książek i notesów. Kiedy
zdejmowała z półki Wielkiego Gatsbiego
przypomniała sobie, jak Shannon zabrał ją do kina samochodowego na film. Cały
czas płakała, więc to wspomnienie tylko pogłębiło jej smutek. Kiedy z jednego z
notesów wypadły ich zdjęcia z Florydy, jej depresyjny nastrój sięgnął zenitu. Z
jednej strony miała ochotę je spalić, by nigdy więcej nie wywołały u niej
takiego cierpienia. Z drugiej jednak wiedziała, że będzie tego żałować, a to
jedna z niewielu pamiątek, jakie posiadała. Postanowiła więc ukryć zdjęcia z
powrotem w notesie i schować go w kieszeni bluzy, którą dostała właśnie od
rodziców i miała na sobie. Miała nadzieję, że nikt ich nie znajdzie.
W
szkatułce znalazła szkolne liściki od Tessy oraz muszlę, którą wręczył jej
Shannon udając, że się jej oświadcza. Wtedy i teraz nie czuła, że było to tylko
zabawą. Już od dawna była tylko i wyłącznie jego, nawet bez pierścionka i
oficjalnych zaręczyn. Chciała być z nim już na zawsze. I choć wiedziała, że
musi go teraz zostawić, obiecała sobie, że nigdy nie wyrzuci go ze swojego
serca.
Gdy
Isabelle weszła do pokoju, dziewczyna zdążyła ukryć muszlę i liściki w
kieszeni.
-
Spakowałaś już wszystko?
Genevieve
przytaknęła. Nic więcej nie potrzebowała. Isabelle chwyciła córkę za rękę,
chcąc dodać jej otuchy. Wiedziała, że wszystko jest dla niej niezwykle trudne,
ale nie zmieniało to faktu, że musiała zmusić ją do opuszczenia miasta.
-
Będę mogła was jeszcze odwiedzać? – zapytała Gen, wciąż gubiąc się w tej
sytuacji.
Isabelle
spojrzała na nią ze smutkiem.
-
To my będziemy cię czasem odwiedzać.
-
A co z Leanne? Mogę się z nią pożegnać?
-
Możesz, póki śpi. Nie powinniśmy jej nic mówić dopóki nie będzie na tyle
dorosła, by to zrozumieć. Wiesz, jakie są dzieci. Jeśli komuś powie…
-
Rozumiem, mamo. – przerwała jej Gen pociągając nosem. Było jej żal matki,
ponieważ i ją przytłaczało wszystko, co się wydarzyło. To ona musiała przeżyć
jej pogrzeb i choć nie był prawdziwy, w pewnym sensie pozwolił jej zrozumieć,
że naprawdę musi pożegnać się z Genevieve. – Tak zrobię.
Isabelle
miała już odejść, kiedy zauważyła na ręce córki połyskującą bransoletkę.
Chwyciła za przywieszony do rzemyka medalik i przeczytała na nim jej imię oraz
datę urodzenia.
-
Musisz mi to oddać.
Genevieve
spojrzała na bransoletkę. Dostała ją od Shannona na swoje urodziny. Ostatnie
urodziny jako Genevieve Montgomery. Odruchowo cofnęła rękę i przyłożyła ją do
serca, jakby to miało zniechęcić Isabelle do odebrania bransoletki.
-
Ukryję ją. Jeśli ktoś ją znajdzie i zapyta, kim była Genevieve wymyślę jakąś
historię. – powiedziała desperacko, licząc na pobłażliwość matki. Jednak po jej
oczach widziała już, że nie odpuści.
-
Nie ma mowy. Nie dostałaś jej od nas, więc podejrzewam że od Tessy lub
Shannona. – widząc reakcję córki na imię chłopaka od razu wiedziała, że
trafiła. – Musisz mi ją oddać. Nie możemy ryzykować.
Genevieve
z bólem zdjęła bransoletkę. Nie chodziło o kawałek sznurka i złoty, okrągły
medalik przywieszony do niego. Chodziło o sentyment, o wspomnienia. Choć
wiedziała, że z oddaniem bransoletki one nie znikną z jej pamięci, wciąż ciężko
było rozstać się z czymś, co nosiła przez cały ten czas. Była do niej już tak
przyzwyczajona, że nawet jej nie zdejmowała.
- Mamo, obiecaj mi coś. – powiedziała,
wyciągając do Isabelle rękę z bransoletką. – Kiedy Leanne podrośnie dasz jej to
na pamiątkę. Powiesz jej, od kogo ją dostałam.
Isabelle
wiedziała, że ostatniej prośby nie będzie w stanie spełnić. Miała zamiar dać
bransoletkę swojej młodszej córce, ale nie chciała mówić, skąd Genevieve ją
miała.
-
Obiecuję. – powiedziała ze słabym uśmiechem i ucałowała córkę w czoło,
zabierając bransoletkę.
***
Shannon
czuł się winien, kiedy pił w przydrożnym barze. Oyster był już zamknięty, przynajmniej na czas, kiedy
zainteresowała się nim policja. Dlatego narkotyki musiał wciąć w toalecie, a
publicznie odurzał się jedynie wódką. W każdym razie ta mieszanka sprawiła, że czuł
się prawie jak po insomnii. Wiedział,
że Genevieve nie byłaby zachwycona jego postępowaniem, ale tylko taki sposób na
uśmierzenie bólu znał.
Kiedy
poprosił o kolejnego shota, barman odmówił. Kazał mu się wynosić widząc, w
jakim stanie jest chłopak. Shannon wpadł w szał. Zaczął bić się z każdym, kto
wszedł mu w drogę. W końcu został wyrzucony z baru na ulewny deszcz.
Już
dawno nie widział takiej pogody w Bossier City. Deszcz nie padał tu zbyt
często, ale teraz idealnie odzwierciedlał jego stan. Było ciemno i zimno. Jego
stare buty namokły już wodą, gdyż w ogóle nie zwracał uwagi na kałuże, po
jakich kroczył. Nie obchodziło go też dokąd zmierza. Cienki t-shirt stał się
ciężki, podobnie jak spodnie. Był przemoczony do suchej nitki, ale w ogóle tego
nie zauważał. Szedł przed siebie próbując rozpalić papierosa, który na deszczu
natychmiast stał się do niczego. Z rozgoryczeniem cisnął nim przed siebie.
Zauważył,
że znalazł się na moście łączącym Shreveport z Bossier City. Był środek nocy i
choć nie znał dokładnej godziny podejrzewał, że było już sporo po drugiej. Samochody
przejeżdżały teraz raz na pół godziny, zresztą i tak nikt nie zwracał uwagi na
czarną postać włóczącą się wzdłuż mostu. Myślał, że alkohol pomoże mu choć na
chwilę zapomnieć o tym, co zrobił. On jednak tylko dodał mu odwagi by zrobił
to, co krążyło po jego głowie gdy tylko zrozumiał, że zabił miłość swojego
życia.
Chwycił
za metalową balustradę i wdrapał się na nią. Kręciło mu się w głowie i
wiedział, że jeśli sam nie skoczy, prędzej czy później poślizgnie się na mokrej
balustradzie i wpadnie do wzburzonej wody. Wbijał wzrok w Red River i zastanawiał
się, dlaczego rzeka jeszcze go nie pochłonęła. Dlaczego wciąż jest tutaj, na
moście. Wiedział, że jeśli nie skoczy teraz, ucieknie i stchórzy. Pierwszy raz
zaczął rozumieć ojca. Wcześniej nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ktoś
celowo może chcieć odebrać sobie życie, nie myśląc o rodzinie. Teraz wiedział
już, jak to jest. Chciał do niej dołączyć.
***
Genevieve
oglądała migoczące światła Bossier City, choć nie było ich tak wiele jak w Shreveport.
Mimo wszystko wiedziała, że będzie tęsknić za wszystkim, co tu zostawia, nawet
za miastem. Siedziała na tylnym siedzeniu taksówki, która miała zawieźć ją na
lotnisko, skąd sama miała wsiąść do samolotu. Spojrzała na swój nowy paszport –
nie poznawała dziewczyny ze zdjęcia. Zrobiono je zaraz po tym, jak matka ścięła
jej włosy. Powiedziała, że będzie musiała je przefarbować na zupełnie inny
kolor, ale dziewczyna zgodziła się jedynie je przyciemnić. Nie chciała tak
radykalnych zmian. Założyła jedynie czapkę i okulary z zerowymi szkłami, które
uznała za wystarczający kamuflaż, ale zdjęła je od razu w taksówce. Wciąż nie
mogła się przyzwyczaić, że od dziś nazywa się Naomi Blackthorne, urodziła się w
Arkansas i jest sierotą wychowywaną przez ciotkę. Czuła się, jakby czytała o
kimś książkę. O kimś równie fikcyjnym jak Naomi Blackthorne.
-
Proszę się zatrzymać! – wrzasnęła do taksówkarza gdy w oddali ujrzała czarną
postać stojącą na barierce mostu.
-
Miałem nie zatrzymywać się po drodze. – starszy mężczyzna dostał podwójną
zapłatę za to, by nie ulegać żadnej z próśb dziewczyny.
-
Tam ktoś stoi, trzeba mu pomóc! – krzyknęła z przerażeniem.
Taksówkarz
podążył za jej wzrokiem i gwałtownie zahamował. Żadne pieniądze nie były warte
tego, by mieć na sumieniu samobójcę. Genevieve wysiadła z auta, biegnąc w
kierunku mostu. Już z daleka poznała tę sylwetkę. Wiedziała, że to co robi jest
ryzykowne. Jednak nie zamierzała pozwolić Shannonowi umrzeć na jej oczach.
Podam Ci mój adres, przyjdziesz i mnie zastrzelisz. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham Cię za te wszystkie cudowne rozdziały 💖
OdpowiedzUsuńNie chcę Cię zastrzelać :/
UsuńDziękuję .
Kolejny piękny rozdział:) na prawdę nie wiem jak to robisz. Strasznie szkoda mi Shannona pisałam to już w poprzednim rozdziale, że jej rodzice są okrutni. Skazać kogokolwiek na takie wyrzuty sumienia to świństwo, ale zrobić coś takiego komuś kto kochał ich córkę. Brak mi słów, na prawdę gdyby nie Gen to Shann już by nie żył. Isabel jest dziwna, rozumiem że chce chronić swoje dziecko, ale wszystko ma swoje granice.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za stworzenie tej historii:) To moje najbardziej ukochane opowiadanie:)
To ja dziękuję za docenienie tego, co piszę. To dla mnie najwazniejsze :)
Usuńo ja. nie moge. nie moge. mam gesia skorke mimo ze jest mi cieplo. i rece mi sie trzesa.
OdpowiedzUsuńjestes niesamowita i masz wielki talent, naprawde mam nadzieje ze kiedys napiszesz ksiazke. albo ktos nakreci film na postawie tego opowiadania. SZACUN.
WENY ! i czekam na nastepny. zawsze jak dodajesz rozdzial to nic innego sie nie liczy tylko to zeby przeczytac.
/S.
Dziękuję <3
UsuńRyczę. Ryczę jak małe dziecko. Jesteś niesamowita. Bardzo wczułam się w tą historię. Boże.. tak mi szkoda Shannona. Nie zasłużył sobie aż na to co go spotkało, jasne nie był święty. Ale przy Gen był dobry, starał się. A Gen ma jeszcze gorzej, oszukiwać innych o swojej śmierci, wczuć się w inną postać, tylko dlatego, że jej matka tak postanowiła. To jest chore. Gen straciła wszystko. Straciła tożsamość, miłość swojego życia, rodzinę i szanse na normalne życie. Bo po takim wydarzeniu dla niej już nic nie będzie normalne.
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że końcówka bardzo ciekawa, choć nie sądzę żeby Gen i Shann się zobaczyli.. biorąc pod uwagę historię opisaną w NDR.
Ale kurde, naprawdę czyta się to jak dobrą książkę, aż żal się odrywać. To zdecydowanie historia, do której mogłabym wracać setki razy. I ten moment oczekiwania na dalszą część, ta świadomość, że to jeszcze nie koniec, że coś się jeszcze wydarzy. I na pewno będzie to zaskoczenie :)
I ta muzyka tak idealnie dopasowana, dzięki Tobie przypominam sobie wiele piosenek, które są tak bardzo piękne.
Powodzenia i dużo weny.
Przecież w NDR jest one shot poświęcony Shannowi i on widział Gen tylko wziął to za omamy. Ona powiedziała, że zawsze będzie przy nim i by nigdy nie próbował się zabić.
UsuńJak wyżej, w NDR jest wlasnie to wszystko juz opisane, co prawda z perspektywy Shannona, ale jest. Oj, z pewnością bedzie jeszcze kilka zaskoczeń :) dziękuję!
UsuńKOBIETOOOOO!!!!!!!!!! CO TY ZE MNĄ ROBISZ??????????? Nie dość że się stara baba rozkleiła to do tego ta końcówka. I co teraz? Czy Gen pomoże Shannonowi, czy może się wycofa? A może Shann ją rozpozna mimo upojenia? ŁAAAAAAAAAA............ M A S A K R A ! ! ! M.J.
OdpowiedzUsuńNa NDR jest shot poświęcony tej sytuacji, ale jesli nie chcesz zdradzać sobie co bedzie dalej to lepiej poczekać :)
Usuńboże.... Umieram,płacze,to wszystko jest takie realne,nie mogę...to jest taki rozdział,gdzie nie potrafię nad sobą zapanować. Jesteś cholernie utalentowana,serio. Weny,weny i jeszcze raz weny! Nie każdy potrafi utrzymać taki klimat,a ty robisz to doskonale,pomimo tych wielu rozdziałów. Mam cichą nadzieję,że ten ff nie skończy się tak szybko,bardzo proszę..
OdpowiedzUsuń/A.
Dziękuję :) sama nie wiem kiedy się skończy, wiec nie odpowiem nawet gdybym chciała.
UsuńNawet nie wiesz jak łamałaś mi serce tymi scenami z Shannonem, kiedy podpalał dom, albo gdy był na cmentarzu. Nie zasłużył na taki los. Matka Gen to dziwny człowiek. Zrobić coś takiego z zemsty. Nigdy jej nie zrozumiem ani nie polubię. Nie rozumiem jej zachowania w NDR jak mogła chcieć zniszczyć szczęście swojej drugiej córki, ale to już chyba taki typ człowieka, który lubi rządzić pozostałymi i ich życiem.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie. Jest idealne, a muzyka zawsze świetna:) Bardzo lubię również to, że pod każdym rozdziałem odpowiadasz na komentarze. Taka łączność autora z czytelnikami:)
Dziękuję :) staram się odpowiadać na każdy komentarz, choć jest ich naprawdę sporo (co bardzo mnie cieszy) i nie zawsze robie to szybko.
UsuńPoraz kolejny to zrobilas, fenomenalne... naomi? No to nie wiem, czymu nie chciala sie pojawic w zyciu shannona chociaz jakos anonimowo... i czy sie spotkaja pozniej? Czy nadal bedzie go kochac? Czy beda razem?
OdpowiedzUsuńHm, czy nie chciała, to się okaze. Jak wszystko inne, o co zapytałaś :)
UsuńFajnie to wszystko poukładane - dozując informacje sprawiasz że cały czas czytam z zaciekawieniem, jednym tchem. Najbardziej urzekające są stworzone przez Ciebie postacie takie ludzkie ze wszystkimi słabościami, dramatami, marzeniami, pragnieniami które przeżywają - muszą dokonywać wyborów co wcale jak w życiu nie przychodzi łatwo - wszystko ma swoją cenę, która każdemu prędzej czy później przyjdzie zapłacić ( nawet I. i R.;-) nie mogę się tego doczekać) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń-K.B.
Ps. I. jest okrutna, toksyczna jej postrwa i przekonanie że wie najlepiej co jest dla innych dobre powoduje że wszystko wokół niej umiera - czy na sam koniec okażą jej litość czy będą tak samo bezwzględni w swojej ocenie jak ona?
W moim całym braku organizacji to naprawdę cud, ze poukładałem to w jakas całość haha.
UsuńZobaczymy :) dziękuję!
Miało być postawa
OdpowiedzUsuń-K.B.
:)
UsuńNie, nie, nie.... Boże to jest najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam. Jesteś cudowna!!! Tylko caly czas meczy mnie to jak potoczyła się ta sytuacja. Gen zabiła człowieka ale robiła to w obronie własnej i przyjaciółki, a jej ojciec jest policjantem wiec raczej nie poszłaby siedzieć. Jej rodzice postąpili okropnie, jak można zrobić coś takiego... ;-; Oszukać w tak podły sposób wszystkich dookoła.. Shannona, Leannie, całą rodzinę Tessy. Siedze teraz i płaczę. Naprawdę masz wielki talent. ♡
OdpowiedzUsuńDziękuję i przepraszam za płacz :/
UsuńCass Ty zła kobieto, wiesz ile serc złamałaś przez ostatnie kilka rozdziałów ;P
OdpowiedzUsuńW każdym razie nie będę wychwalać twojego stylu bo i tak wszyscy wiemy że jest genialny. Ciekawa jestem co się działo z Gen czy też Naomi przez te wszystkie lata. I trochę mnie zdziwi jak się okaże że nie próbowała się kontaktować z Shannonem. Chociaż znając jej matkę pewnie naopowiadała jej bzdur albo zagroziła czymś. Nie mogę się doczekać aż prawda wyjdzie na jaw i mam nadzieję że po tych wszystkich latach nadal będą się kochac i do siebie wrócą (sorry Emma :D )
No nic, pozostało nam tylko czekać aż napiszesz kolejny cudowny rozdział.
Pozdrawiam :)
Dziękuję bardzo :))
Usuń