poniedziałek, 29 grudnia 2014

46. Guilt




         Pędził tak, jakby był znów na wyścigach. Po raz pierwszy nie obchodziło go, czy zginie potrącony gdzieś na światłach, spowoduje kolejny wypadek czy zatrzyma go policja. To nie miało już znaczenia. Życie nie miało już znaczenia.
         W końcu zdecydował, dokąd uda się najpierw. Wiedział, że zanim uda się na cmentarz by przekonać się na własne oczy, że naprawdę umarła, musi najpierw przypomnieć sobie, jak żyła. W rzeczywistości starał się za wszelką cenę odrzucić od siebie myśl, że już nigdy jej nie zobaczy. Odkładał cmentarz na sam koniec, jakby mogło to coś zmienić. Wiedział, że to i tak nieuniknione i spodziewał się, że sprawi mu wiele bólu. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie większego cierpienia, niż to, które odczuwał teraz.
         Kiedy dotarł na miejsce początkowo stwierdził, że nic się nie zmieniło. Wciąż była to ta sama, mała chatka położona przy rzadko uczęszczanej drodze. Jednak już po wejściu ogarnął go niewyobrażalny smutek. Dom był pusty. Wiele razy wchodził do niego samotny, ale wiedział, że gdzieś tam czekała na niego Genevieve. Teraz pustka była wręcz namacalna. Podszedł do okurzonego gramofonu i włożył do niego pierwszą płytę z wierzchu.
          Usłyszał pierwsze dźwięki Every Breath You Take i usiadł na kanapie, wpatrując się bezmyślnie w kominek. Nawet nie zauważył, kiedy zupełnie się rozkleił, a łzy zaczęły płynąć po jego policzkach. Nie płakał od pogrzebu Luke’a i choć zdawało mu się, jakby zdarzyło się to wczoraj, wciąż płacz nie przychodził mu tak łatwo. Na oparciu kanapy zauważył koc i przypomniał sobie, jak leżał pod nim z Genevieve, gdy przyprowadził ją tu po raz pierwszy. I choć było to jedno z najmilszych wspomnień, jakie posiadał, teraz wywołało u niego jeszcze większą rozpacz. Uświadomił sobie, że to nigdy już nie wróci.
         Wstał i poszedł w stronę kuchni. W szafce znalazł wino, które zostawił na specjalną okazję. Pomyślał, że ten dzień można tak właśnie potraktować, choć spodziewał się czegoś innego. Zaczął szukać kieliszka, jednakże przypomniał sobie, że schował dwa w komodzie w głównym pokoju. Wrócił do niego i otworzył szufladę. W środku faktycznie znalazł szklany kieliszek, ale nie tylko. Były tam też zdjęcia. Fotografie wykonane na Florydzie, a raczej połowa, którą otrzymał od Gen. Wystarczyła, by bez namysłu otworzył butelkę i usiadł na podłodze, rozkładając na niej wszystkie zdjęcia. Co rusz musiał wycierać skrawkiem rękawa oczy, gdyż przez łzy zamazywał mu się obraz. Uważnie przeglądał te piękne chwile, które zostały na zawsze uwiecznione na fotografiach i zamykał oczy, chcąc w myślach odtworzyć poszczególne momenty. I choć były to zaledwie ułamki tego, co działo się tam naprawdę, wywołały u niego lawinę wspomnień. Przypomniał sobie wszystkie obietnice, które złożył Genevieve i których już nigdy nie będzie dane mu dotrzymać, przez co jeszcze bardziej zdał sobie sprawę, jak mocno ją zawiódł. Wiedział, że wypicie butelki wina nie poprawi niczego, a wręcz to przez alkohol i narkotyki znalazł się w tym położeniu, jednakże nie pozostało mu nic innego.
         Nie chciał niszczyć jedynego miejsca, w jakim przeżył tak cudowne chwile. Miejsca, gdzie czuli się swobodnie i bezpiecznie, które było tylko i wyłącznie ich sekretem, ich światem, niedostępnym dla nikogo innego. Wiedział jednak, że będzie zmuszony wyjechać i nie chciał, by ktokolwiek je odnalazł i zbezcześcił. Nie zamierzał się nim z nikim dzielić, a nie wiedział, czy będzie miał jeszcze szansę je odwiedzić. Stwierdził, że nie ma innego wyjścia.
         Zabrał ze sobą koc, kilka winyli oraz zdjęcia, które wpakował do bagażnika. Upewnił się, że w domku nie zostało nic innego, co chciałby zatrzymać i wyszedł na zewnątrz trzymając w ręku kanister z benzyną. Zaczął oblewać nią całą chatkę, zarówno wewnątrz, jak i z zewnątrz. Łzy wciąż płynęły mu po policzkach choć czuł, że za chwilę ich zabraknie. Wyciągnął z kieszeni pudełko zapałek i ostatni raz rzucił okiem na dom, który był ich schronieniem.  Zamknął oczy i pozwolił zapałce rozpalić ogień, który zaczął pochłaniać drewniany budynek.
         Gdy ponownie otworzył oczy, wszystko było już w płomieniach. Odsunął się o kilka kroków, choć pomyślał, że równie dobrze mógłby spłonąć razem z chatką. Remontował ją przez kilkanaście tygodni, dbając o każdy szczegół, jeżdżąc na pchle targi w poszukiwaniach mebli, które spodobałyby się Gen. Starał się, aż w końcu udało mu się wybudować coś pięknego, a teraz zniszczył to w mgnieniu oka. Pomyślał, że dom dokładnie odzwierciedlał ich miłość. Wszystkie starania, wszystko co udało im się zbudować legło w gruzach w ułamku sekundy, przez niego. Ten jeden głupi domek na środku pola uświadomił mu, jak bardzo życie jest niesprawiedliwe. Możesz budować wszystko w pocie czoła, a i tak ulegnie destrukcji szybciej, niż zdążysz mrugnąć.
***
         Genevieve ucieszyła się, gdy jej matka wreszcie pozwoliła wyjść jej z ukrycia. Nawet jeśli mogła jedynie wejść na górę. Widok własnego pokoju jeszcze nigdy jej tak nie cieszył.
         - Jeśli chcesz spakuj książki i akcesoria malarskie. – odezwał się głos zza jej pleców. Rhys stał w drzwiach z założonymi rękoma i posępną miną. – Wszystko pozostałe kupiliśmy ci nowe.
         - Kto był na moim pogrzebie? – zapytała, natychmiast czując się dziwnie. Tak naprawdę był to pogrzeb Tessy, jednakże nikt poza ich rodziną i kilku osobom o tym nie widział.
         Rhys wszedł do pokoju, stając naprzeciwko córki.
         - Dużo ludzi z sąsiedztwa, z twojej szkoły. Przyjechała też rodzina, wszyscy byli tu na stypie.
         Dziewczyna pociągnęła nosem, a łzy znów zaczęły spływać jej po policzkach. Patrzyła w szczelnie zasłonięte roletą okno i marzyła, by mogła wyjść i zobaczyć się z Shannonem. Wciąż myślała także o Tessie. To wszystko odwracało jej uwagę od tego, co działo się właśnie z jej życiem, które miało zostać przewrócone do góry nogami. Wcześniej nawet nie pomyślała o tym, by porozmawiać na ten temat z rodzicami. Uświadomiła sobie, że nie wie dokąd teraz wyjeżdża i kim się tam stanie.
         - Czy Shannon też przyszedł? – Genevieve spojrzała na ojca, który wbił wzrok w ziemię.
         - Nie. – odparł więc większych wyjaśnień. Pomyślał, że w ten sposób zniechęci dziewczynę do prób kontaktu z chłopakiem.
         - Na pewno bał się, jak zareagujecie. – stwierdziła, nie dopuszczając do siebie myśli, że Shannon po prostu ją zignorował. – Tato… Nie chcę, żeby coś mu się stało. Ten facet, który zaatakował mnie i Tessę… - Genevieve wzdrygnęła się na to wspomnienie. – Jestem pewna, że mu groził. Złapaliście tego drugiego, który potrącił Tessę?
         Rhys od początku nie zgadzał się z Isabelle, by wmówić Shannonowi winę. Kobieta stwierdziła jednak, że należy mu się nauczka za to, iż przez niego ich córka musi od nich odejść i całkowicie zmienić swoje życie. Przypomniał sobie jej słowa - „przez niego nasza córka będzie żyła ze świadomością, że zabiła człowieka. Jemu należy się to samo, tylko tak będzie sprawiedliwie”. Zgodził się tylko dlatego, że tylko w tej sytuacji był w stanie zmusić chłopaka do opuszczenia miasta i nie pojawiania się więcej w ich życiu. Nie chcieli by w przyszłości Leanne wiedziała, co się wydarzyło. Mieli nadzieję, że wmówią jej, iż sprawcy nigdy nie znaleziono, a ona nie będzie zadawać więcej pytań. Cieszyli się, że była na tyle mała, by nie pamiętać żadnego z braci.
         - Genny, nie znajdę bezimiennego sprawcy, którego twarzy nigdy nam nie opisałaś. Nawet jeśli zrobiłabyś to teraz, w żaden sposób nie udowodnię, że to on. Poza tym nie byłbym w stanie wytłumaczyć, skąd to wszystko wiem. Dlatego jedynym wyjściem, żebyś była bezpieczna jest wyjazd stąd z nową tożsamością.
         Genevieve wiedziała, że ojciec ma rację. Nie mógł powiedzieć, że dowiedział się wszystkiego od swojej zmarłej córki lub jej zaginionej przyjaciółki. Poza tym dziewczyna nie pamiętała twarzy, a tym bardziej imion żadnego z mężczyzn. Widziała ich obu w klubie, w którym było ciemno, a światła migotały jej przed oczami. Gdyby jeden z nich nie zaatakował jej w uliczce, zapewne także nie zapamiętałaby jego twarzy. Teraz jednak widywała ją w snach, bladą i martwą, skropioną szkarłatną krwią. Szybko zaczęła myśleć o czymkolwiek innym, byle przed oczami nie widzieć już tego strasznego obrazu.
         - Shannon ich zna. Zapytaj go.
         - Nie chciał nic mówić. Albo nie pamięta, albo ich chroni. W każdym razie niczego sensownego się od niego nie dowiem, więc mam związane ręce. – Rhys wzruszył ramionami, a Gen westchnęła z bezsilności. – Genevieve wiem, że chcesz pomścić śmierć przyjaciółki, ale nie to jest teraz najważniejsze. Musisz myśleć o sobie i swojej przyszłości.
         Gen puściła uwagę ojca mimo uszu.
         - A co z Tessą? Co z jej rodzicami? Na pewno odchodzą od zmysłów.
         Rhys westchnął głęboko. Genevieve widziała, że nie jest mu łatwo i wcale mu się nie dziwiła.
         - Każdy dba o swoją rodzinę, Genny. Oni pewnie też by tak postąpili. Za kilka lat zrobią jej grób, uznają za zmarłą. Teraz i tak nic nie można z tym zrobić. Jeśli ktokolwiek się dowie, że żyjesz, wszyscy pójdziemy siedzieć. My z matką za zatuszowanie śmierci Tessy, a ty za… - Rhys nie potrafił dokończyć, ale Genevieve nie chciała tego słyszeć. I tak wiedziała, co chciał powiedzieć.
         - Tato, mogę cię o coś prosić? - Rhys stał się czujny, jak na policjanta przystało, ale przytaknął z ostrożnością. – Daj mi porozmawiać z Shannonem. Wytłumaczę mu co się stało, dlaczego muszę wyjechać. Wiem, że on nikomu nie powie…
         Ojciec natychmiast przerwał córce, kładąc rękę na jej ramieniu. Patrzył jej głęboko w oczy, w których krył się taki sam ból i smutek jak w jego własnych.
         - Kochanie, pomyśl trzeźwo. To tylko pogorszy sprawę. Shannon pogodzi się z twoją śmiercią i zapomni, będzie żył dalej. Jeśli powiesz mu prawdę, całe życie będzie oszukiwał się, że do niego wrócisz. Nigdy już nie będziecie mogli być razem, bo ty będziesz musiała się ukrywać. Nie niszcz mu życia w taki sposób.
          - Boję się tylko, że obwini się o wszystko. – skłamała. Nie tylko tego się bała. Obawiała się także, iż nie będzie potrafiła bez niego żyć. Już wcześniej musiała się ukrywać przed rodzicami, ale nigdy jeszcze nie kryła się przed nim. Perspektywa wyjechania na zawsze i nie zobaczenia więcej jego twarzy sprawiła, że zaczęła żałować, iż naprawdę nie umarła.
         - Nie przejmuj się tym. Tak jak mówiłem, on nic nie pamięta. Nie wie nawet, że tam byłaś. Spakuj się, wyjeżdżasz dziś w nocy.
         Rhys zdawał sobie sprawę, że był okrutny. Jednak rodzina była dla niego najważniejsza i zawsze stawiał ją na piedestale, nie ważne ile go to kosztowało. Genevieve ściągnęła brwi starając się nie wybuchnąć płaczem, jednakże łzy same popłynęły po jej policzkach. Wtuliła się w ramię ojca, czego nie robiła od bardzo dawna. To upewniło mężczyznę w tym, że podjął właściwą decyzję. Nie chciał, by Shannon ponownie namieszał w jego rodzinie i kontaktach z córką.    
         - Dokąd? – zapytała zapłakana dziewczyna.
         - Wszystkiego dowiesz się na miejscu.
***
         Shannon kroczył chwiejnym krokiem w stronę bram cmentarza. Nie wynikał on wcale z ilości wypitego alkoholu – po prostu wahał się, czy zniesie ten widok. Nie znosił cmentarzy, pogrzebów, żałoby. Kiedy przypomniał sobie, jak z Genevieve pojechał na pogrzeb swojego przyjaciela, zrobiło mu się niedobrze. To wtedy pierwszy raz się przy niej rozkleił, pierwszy raz od dłuższego czasu w ogóle płakał. Poczuł jednak, że jest jej to winien. Skoro tylko przy niej potrafił okazywać swoje prawdziwe uczucia, mógł to także zrobić teraz, tutaj. Przy jej grobie.
         Błąkał się po cmentarzu szukając tego jednego nagrobka. W końcu spytał o niego dozorcę koszącego trawę. Ledwo zapanował nad drżeniem swojego głosu, gdy zadawał pytanie o grób Genevieve Montgomery. Czuł się jak w najgorszym koszmarze. Spojrzał w szare i pochmurne niebo, by mężczyzna nie zauważył jego smutku. On nawet nie zwrócił uwagi na twarz chłopaka, odruchowo odpowiadając na jego pytanie. Shannon podziękował cicho i ruszył we wskazane przez staruszka miejsce.
         Po cmentarzu kręciło się niewielu ludzi, a jeśli nawet byli wystarczająco daleko, by go nie słyszeć. Kiedy pośród rzędów identycznych nagrobków ujrzał ten, którego szukał, natychmiast wybuchnął płaczem. Przestało go już nawet obchodzić, czy ktoś to zobaczy. Przyklęknął przy grobie. Uznał, że ma prawo do żałoby i po raz pierwszy się jej nie obawiał.
         - Genevieve Felicity Montgomery. – odczytał z nagrobka, zwracając się do niej. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nigdy wcześniej nie poznał jej drugiego imienia. – Powinienem cię nienawidzić. Zabrałaś mi wszystko, co miałem. Skradłaś mi serce, rozum, a nawet duszę. Mimo wszystko nie oddałbym ich nikomu innemu. Żałuję tylko, że ja zabrałem ci o wiele więcej. Zabrałem ci życie. Tego jednego nie powinnaś stracić. – Shannon z trudem wypowiadał każde z tych słów. Wcale nie dlatego, że nie chciał okazać uczuć. Po prostu jej śmierć tak go przytłoczyła, iż najprostsze czynności przychodziły mu z trudem. Nie potrafił już jeść, nie potrafił spać. Jedyne, co umiał to pić i ćpać. – Przepraszam za wszystko. Nie wiem, czy byś mi wybaczyła, czy nie. Mam tylko nadzieję, że nigdy nie wątpiłaś w to, że cię kocham. To liczy się dla mnie najbardziej.
         Nie potrafił powiedzieć „kocham” w czasie przeszłym. Nie przestał jej kochać z chwilą jej śmierci.
         - Znalazłem dzisiaj nasze zdjęcia. Chciałbym móc zobaczyć je wszystkie, ale wystarczy mi to, że pamiętam każdą z tych chwil. Spaliłem także naszą chatkę. Chciałem, żeby na zawsze pozostała tylko nasza. Już na zawsze będzie ona tylko naszym sekretem.
         Shannon nie wiedział, ile czasu spędził na cmentarzu. Mówił o wszystkim, czego nie zdążył jej powiedzieć lub zrozumiał dopiero po jej odejściu. I choć nie miał pewności, czy go słyszy, chciał to po prostu z siebie wyrzucić. Ona była jedyną osobą, która go rozumiała. Ona i Luke. Teraz obydwoje byli tutaj, a on został sam.
         Zatrzymał się jeszcze na chwilę przy grobie przyjaciela. Z nim również dawno nie rozmawiał. Właściwie od dnia pogrzebu nie potrafił tu przyjść. Odwiedził Monique, ale to wszystko na co było go stać. Mimo, iż zmarli nie potrafili odpowiadać, a jedynie słuchać, Shannon stwierdził, że rozmowa z żywym jest łatwiejsza. Możesz wyczytać z jego twarzy co czuje, o czym myśli. Odpowie ci. Teraz nie był pewien, czy postępuje słusznie. Nie wiedział, co doradziłby mu Luke, ani co powiedziałaby Gen. Mógł jedynie zgadywać.
***
         Genevieve nie miała nawet ochoty pakować przyborów malarskich. Nie sądziła, by miała jeszcze ochotę coś namalować. Wzięła tylko kilka książek i notesów. Kiedy zdejmowała z półki Wielkiego Gatsbiego przypomniała sobie, jak Shannon zabrał ją do kina samochodowego na film. Cały czas płakała, więc to wspomnienie tylko pogłębiło jej smutek. Kiedy z jednego z notesów wypadły ich zdjęcia z Florydy, jej depresyjny nastrój sięgnął zenitu. Z jednej strony miała ochotę je spalić, by nigdy więcej nie wywołały u niej takiego cierpienia. Z drugiej jednak wiedziała, że będzie tego żałować, a to jedna z niewielu pamiątek, jakie posiadała. Postanowiła więc ukryć zdjęcia z powrotem w notesie i schować go w kieszeni bluzy, którą dostała właśnie od rodziców i miała na sobie. Miała nadzieję, że nikt ich nie znajdzie.
         W szkatułce znalazła szkolne liściki od Tessy oraz muszlę, którą wręczył jej Shannon udając, że się jej oświadcza. Wtedy i teraz nie czuła, że było to tylko zabawą. Już od dawna była tylko i wyłącznie jego, nawet bez pierścionka i oficjalnych zaręczyn. Chciała być z nim już na zawsze. I choć wiedziała, że musi go teraz zostawić, obiecała sobie, że nigdy nie wyrzuci go ze swojego serca.
         Gdy Isabelle weszła do pokoju, dziewczyna zdążyła ukryć muszlę i liściki w kieszeni.
         - Spakowałaś już wszystko?
         Genevieve przytaknęła. Nic więcej nie potrzebowała. Isabelle chwyciła córkę za rękę, chcąc dodać jej otuchy. Wiedziała, że wszystko jest dla niej niezwykle trudne, ale nie zmieniało to faktu, że musiała zmusić ją do opuszczenia miasta.
         - Będę mogła was jeszcze odwiedzać? – zapytała Gen, wciąż gubiąc się w tej sytuacji.
         Isabelle spojrzała na nią ze smutkiem.
         - To my będziemy cię czasem odwiedzać.
         - A co z Leanne? Mogę się z nią pożegnać?
         - Możesz, póki śpi. Nie powinniśmy jej nic mówić dopóki nie będzie na tyle dorosła, by to zrozumieć. Wiesz, jakie są dzieci. Jeśli komuś powie…
         - Rozumiem, mamo. – przerwała jej Gen pociągając nosem. Było jej żal matki, ponieważ i ją przytłaczało wszystko, co się wydarzyło. To ona musiała przeżyć jej pogrzeb i choć nie był prawdziwy, w pewnym sensie pozwolił jej zrozumieć, że naprawdę musi pożegnać się z Genevieve. – Tak zrobię.
         Isabelle miała już odejść, kiedy zauważyła na ręce córki połyskującą bransoletkę. Chwyciła za przywieszony do rzemyka medalik i przeczytała na nim jej imię oraz datę urodzenia.
         - Musisz mi to oddać.
         Genevieve spojrzała na bransoletkę. Dostała ją od Shannona na swoje urodziny. Ostatnie urodziny jako Genevieve Montgomery. Odruchowo cofnęła rękę i przyłożyła ją do serca, jakby to miało zniechęcić Isabelle do odebrania bransoletki.
         - Ukryję ją. Jeśli ktoś ją znajdzie i zapyta, kim była Genevieve wymyślę jakąś historię. – powiedziała desperacko, licząc na pobłażliwość matki. Jednak po jej oczach widziała już, że nie odpuści.
         - Nie ma mowy. Nie dostałaś jej od nas, więc podejrzewam że od Tessy lub Shannona. – widząc reakcję córki na imię chłopaka od razu wiedziała, że trafiła. – Musisz mi ją oddać. Nie możemy ryzykować.
         Genevieve z bólem zdjęła bransoletkę. Nie chodziło o kawałek sznurka i złoty, okrągły medalik przywieszony do niego. Chodziło o sentyment, o wspomnienia. Choć wiedziała, że z oddaniem bransoletki one nie znikną z jej pamięci, wciąż ciężko było rozstać się z czymś, co nosiła przez cały ten czas. Była do niej już tak przyzwyczajona, że nawet jej nie zdejmowała.
          - Mamo, obiecaj mi coś. – powiedziała, wyciągając do Isabelle rękę z bransoletką. – Kiedy Leanne podrośnie dasz jej to na pamiątkę. Powiesz jej, od kogo ją dostałam.
         Isabelle wiedziała, że ostatniej prośby nie będzie w stanie spełnić. Miała zamiar dać bransoletkę swojej młodszej córce, ale nie chciała mówić, skąd Genevieve ją miała.
         - Obiecuję. – powiedziała ze słabym uśmiechem i ucałowała córkę w czoło, zabierając bransoletkę.
***
         Shannon czuł się winien, kiedy pił w przydrożnym barze. Oyster był już zamknięty, przynajmniej na czas, kiedy zainteresowała się nim policja. Dlatego narkotyki musiał wciąć w toalecie, a publicznie odurzał się jedynie wódką. W każdym razie ta mieszanka sprawiła, że czuł się prawie jak po insomnii. Wiedział, że Genevieve nie byłaby zachwycona jego postępowaniem, ale tylko taki sposób na uśmierzenie bólu znał.
         Kiedy poprosił o kolejnego shota, barman odmówił. Kazał mu się wynosić widząc, w jakim stanie jest chłopak. Shannon wpadł w szał. Zaczął bić się z każdym, kto wszedł mu w drogę. W końcu został wyrzucony z baru na ulewny deszcz.
         Już dawno nie widział takiej pogody w Bossier City. Deszcz nie padał tu zbyt często, ale teraz idealnie odzwierciedlał jego stan. Było ciemno i zimno. Jego stare buty namokły już wodą, gdyż w ogóle nie zwracał uwagi na kałuże, po jakich kroczył. Nie obchodziło go też dokąd zmierza. Cienki t-shirt stał się ciężki, podobnie jak spodnie. Był przemoczony do suchej nitki, ale w ogóle tego nie zauważał. Szedł przed siebie próbując rozpalić papierosa, który na deszczu natychmiast stał się do niczego. Z rozgoryczeniem cisnął nim przed siebie.
         Zauważył, że znalazł się na moście łączącym Shreveport z Bossier City. Był środek nocy i choć nie znał dokładnej godziny podejrzewał, że było już sporo po drugiej. Samochody przejeżdżały teraz raz na pół godziny, zresztą i tak nikt nie zwracał uwagi na czarną postać włóczącą się wzdłuż mostu. Myślał, że alkohol pomoże mu choć na chwilę zapomnieć o tym, co zrobił. On jednak tylko dodał mu odwagi by zrobił to, co krążyło po jego głowie gdy tylko zrozumiał, że zabił miłość swojego życia.
         Chwycił za metalową balustradę i wdrapał się na nią. Kręciło mu się w głowie i wiedział, że jeśli sam nie skoczy, prędzej czy później poślizgnie się na mokrej balustradzie i wpadnie do wzburzonej wody. Wbijał wzrok w Red River i zastanawiał się, dlaczego rzeka jeszcze go nie pochłonęła. Dlaczego wciąż jest tutaj, na moście. Wiedział, że jeśli nie skoczy teraz, ucieknie i stchórzy. Pierwszy raz zaczął rozumieć ojca. Wcześniej nie mógł dopuścić do siebie myśli, że ktoś celowo może chcieć odebrać sobie życie, nie myśląc o rodzinie. Teraz wiedział już, jak to jest. Chciał do niej dołączyć.
***
         Genevieve oglądała migoczące światła Bossier City, choć nie było ich tak wiele jak w Shreveport. Mimo wszystko wiedziała, że będzie tęsknić za wszystkim, co tu zostawia, nawet za miastem. Siedziała na tylnym siedzeniu taksówki, która miała zawieźć ją na lotnisko, skąd sama miała wsiąść do samolotu. Spojrzała na swój nowy paszport – nie poznawała dziewczyny ze zdjęcia. Zrobiono je zaraz po tym, jak matka ścięła jej włosy. Powiedziała, że będzie musiała je przefarbować na zupełnie inny kolor, ale dziewczyna zgodziła się jedynie je przyciemnić. Nie chciała tak radykalnych zmian. Założyła jedynie czapkę i okulary z zerowymi szkłami, które uznała za wystarczający kamuflaż, ale zdjęła je od razu w taksówce. Wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że od dziś nazywa się Naomi Blackthorne, urodziła się w Arkansas i jest sierotą wychowywaną przez ciotkę. Czuła się, jakby czytała o kimś książkę. O kimś równie fikcyjnym jak Naomi Blackthorne.
         - Proszę się zatrzymać! – wrzasnęła do taksówkarza gdy w oddali ujrzała czarną postać stojącą na barierce mostu.
         - Miałem nie zatrzymywać się po drodze. – starszy mężczyzna dostał podwójną zapłatę za to, by nie ulegać żadnej z próśb dziewczyny.
         - Tam ktoś stoi, trzeba mu pomóc! – krzyknęła z przerażeniem.

         Taksówkarz podążył za jej wzrokiem i gwałtownie zahamował. Żadne pieniądze nie były warte tego, by mieć na sumieniu samobójcę. Genevieve wysiadła z auta, biegnąc w kierunku mostu. Już z daleka poznała tę sylwetkę. Wiedziała, że to co robi jest ryzykowne. Jednak nie zamierzała pozwolić Shannonowi umrzeć na jej oczach. 

25 komentarzy:

  1. Podam Ci mój adres, przyjdziesz i mnie zastrzelisz. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham Cię za te wszystkie cudowne rozdziały 💖

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny piękny rozdział:) na prawdę nie wiem jak to robisz. Strasznie szkoda mi Shannona pisałam to już w poprzednim rozdziale, że jej rodzice są okrutni. Skazać kogokolwiek na takie wyrzuty sumienia to świństwo, ale zrobić coś takiego komuś kto kochał ich córkę. Brak mi słów, na prawdę gdyby nie Gen to Shann już by nie żył. Isabel jest dziwna, rozumiem że chce chronić swoje dziecko, ale wszystko ma swoje granice.
    Dziękuję Ci za stworzenie tej historii:) To moje najbardziej ukochane opowiadanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za docenienie tego, co piszę. To dla mnie najwazniejsze :)

      Usuń
  3. o ja. nie moge. nie moge. mam gesia skorke mimo ze jest mi cieplo. i rece mi sie trzesa.
    jestes niesamowita i masz wielki talent, naprawde mam nadzieje ze kiedys napiszesz ksiazke. albo ktos nakreci film na postawie tego opowiadania. SZACUN.
    WENY ! i czekam na nastepny. zawsze jak dodajesz rozdzial to nic innego sie nie liczy tylko to zeby przeczytac.

    /S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ryczę. Ryczę jak małe dziecko. Jesteś niesamowita. Bardzo wczułam się w tą historię. Boże.. tak mi szkoda Shannona. Nie zasłużył sobie aż na to co go spotkało, jasne nie był święty. Ale przy Gen był dobry, starał się. A Gen ma jeszcze gorzej, oszukiwać innych o swojej śmierci, wczuć się w inną postać, tylko dlatego, że jej matka tak postanowiła. To jest chore. Gen straciła wszystko. Straciła tożsamość, miłość swojego życia, rodzinę i szanse na normalne życie. Bo po takim wydarzeniu dla niej już nic nie będzie normalne.
    Muszę przyznać, że końcówka bardzo ciekawa, choć nie sądzę żeby Gen i Shann się zobaczyli.. biorąc pod uwagę historię opisaną w NDR.
    Ale kurde, naprawdę czyta się to jak dobrą książkę, aż żal się odrywać. To zdecydowanie historia, do której mogłabym wracać setki razy. I ten moment oczekiwania na dalszą część, ta świadomość, że to jeszcze nie koniec, że coś się jeszcze wydarzy. I na pewno będzie to zaskoczenie :)
    I ta muzyka tak idealnie dopasowana, dzięki Tobie przypominam sobie wiele piosenek, które są tak bardzo piękne.
    Powodzenia i dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież w NDR jest one shot poświęcony Shannowi i on widział Gen tylko wziął to za omamy. Ona powiedziała, że zawsze będzie przy nim i by nigdy nie próbował się zabić.

      Usuń
    2. Jak wyżej, w NDR jest wlasnie to wszystko juz opisane, co prawda z perspektywy Shannona, ale jest. Oj, z pewnością bedzie jeszcze kilka zaskoczeń :) dziękuję!

      Usuń
  5. KOBIETOOOOO!!!!!!!!!! CO TY ZE MNĄ ROBISZ??????????? Nie dość że się stara baba rozkleiła to do tego ta końcówka. I co teraz? Czy Gen pomoże Shannonowi, czy może się wycofa? A może Shann ją rozpozna mimo upojenia? ŁAAAAAAAAAA............ M A S A K R A ! ! ! M.J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na NDR jest shot poświęcony tej sytuacji, ale jesli nie chcesz zdradzać sobie co bedzie dalej to lepiej poczekać :)

      Usuń
  6. boże.... Umieram,płacze,to wszystko jest takie realne,nie mogę...to jest taki rozdział,gdzie nie potrafię nad sobą zapanować. Jesteś cholernie utalentowana,serio. Weny,weny i jeszcze raz weny! Nie każdy potrafi utrzymać taki klimat,a ty robisz to doskonale,pomimo tych wielu rozdziałów. Mam cichą nadzieję,że ten ff nie skończy się tak szybko,bardzo proszę..
    /A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) sama nie wiem kiedy się skończy, wiec nie odpowiem nawet gdybym chciała.

      Usuń
  7. Nawet nie wiesz jak łamałaś mi serce tymi scenami z Shannonem, kiedy podpalał dom, albo gdy był na cmentarzu. Nie zasłużył na taki los. Matka Gen to dziwny człowiek. Zrobić coś takiego z zemsty. Nigdy jej nie zrozumiem ani nie polubię. Nie rozumiem jej zachowania w NDR jak mogła chcieć zniszczyć szczęście swojej drugiej córki, ale to już chyba taki typ człowieka, który lubi rządzić pozostałymi i ich życiem.
    Uwielbiam to opowiadanie. Jest idealne, a muzyka zawsze świetna:) Bardzo lubię również to, że pod każdym rozdziałem odpowiadasz na komentarze. Taka łączność autora z czytelnikami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) staram się odpowiadać na każdy komentarz, choć jest ich naprawdę sporo (co bardzo mnie cieszy) i nie zawsze robie to szybko.

      Usuń
  8. Poraz kolejny to zrobilas, fenomenalne... naomi? No to nie wiem, czymu nie chciala sie pojawic w zyciu shannona chociaz jakos anonimowo... i czy sie spotkaja pozniej? Czy nadal bedzie go kochac? Czy beda razem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, czy nie chciała, to się okaze. Jak wszystko inne, o co zapytałaś :)

      Usuń
  9. Fajnie to wszystko poukładane - dozując informacje sprawiasz że cały czas czytam z zaciekawieniem, jednym tchem. Najbardziej urzekające są stworzone przez Ciebie postacie takie ludzkie ze wszystkimi słabościami, dramatami, marzeniami, pragnieniami które przeżywają - muszą dokonywać wyborów co wcale jak w życiu nie przychodzi łatwo - wszystko ma swoją cenę, która każdemu prędzej czy później przyjdzie zapłacić ( nawet I. i R.;-) nie mogę się tego doczekać) pozdrawiam
    -K.B.
    Ps. I. jest okrutna, toksyczna jej postrwa i przekonanie że wie najlepiej co jest dla innych dobre powoduje że wszystko wokół niej umiera - czy na sam koniec okażą jej litość czy będą tak samo bezwzględni w swojej ocenie jak ona?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim całym braku organizacji to naprawdę cud, ze poukładałem to w jakas całość haha.
      Zobaczymy :) dziękuję!

      Usuń
  10. Miało być postawa
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie, nie, nie.... Boże to jest najlepsze opowiadanie jakie kiedykolwiek czytałam. Jesteś cudowna!!! Tylko caly czas meczy mnie to jak potoczyła się ta sytuacja. Gen zabiła człowieka ale robiła to w obronie własnej i przyjaciółki, a jej ojciec jest policjantem wiec raczej nie poszłaby siedzieć. Jej rodzice postąpili okropnie, jak można zrobić coś takiego... ;-; Oszukać w tak podły sposób wszystkich dookoła.. Shannona, Leannie, całą rodzinę Tessy. Siedze teraz i płaczę. Naprawdę masz wielki talent. ♡

    OdpowiedzUsuń
  12. Cass Ty zła kobieto, wiesz ile serc złamałaś przez ostatnie kilka rozdziałów ;P
    W każdym razie nie będę wychwalać twojego stylu bo i tak wszyscy wiemy że jest genialny. Ciekawa jestem co się działo z Gen czy też Naomi przez te wszystkie lata. I trochę mnie zdziwi jak się okaże że nie próbowała się kontaktować z Shannonem. Chociaż znając jej matkę pewnie naopowiadała jej bzdur albo zagroziła czymś. Nie mogę się doczekać aż prawda wyjdzie na jaw i mam nadzieję że po tych wszystkich latach nadal będą się kochac i do siebie wrócą (sorry Emma :D )
    No nic, pozostało nam tylko czekać aż napiszesz kolejny cudowny rozdział.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)