sobota, 14 listopada 2015

Epilog




Gdy spojrzała w lustro, poczuła pełną paletę negatywnych uczuć. Była zła, że poprosiła go o tak trudną do zrobienia przysługę. Rozgoryczona, ponieważ znów nie rozpoznawała swojego odbicia. Smutna, bo krótka fryzura przypominała jej o tym, że jest ciężko chora i zaraz może stracić o wiele więcej, niż włosy. Jednak kiedy twarz Shannona pojawiła się za nią w lustrze, natychmiast zmieniła nastawienie. 

Patrzył na nią tak samo, jak przed jej metamorfozą. Przyglądał się uważnie, próbując czytać w jej myślach. W końcu wziął jej chude ciało w ramiona i ucałował suche usta. Spojrzała na niego spod przymrużonych powiek i uśmiechnęła się. Ten jeden uśmiech znaczył dla niego więcej, niż mogłoby się wydawać. Widział, że był naprawdę szczery i cieszyło go, iż mimo wszystko Genevieve postanowiła się nie załamywać. 

- A teraz, może w końcu weźmiemy ten obiecany prysznic? - zapytał, a Gen zachichotała. Pocałowała go, czując jak jego ręce zsuwają szlafrok z jej ramion. 

- Podoba mi się ten plan.
***

Wszechobecna czerń była widoczna nie tylko w ubraniach zgromadzonych, ale i na posępnym niebie. Niewielka grupka ludzi stała nad wykopanym w ziemi dołem, rzucając do środka białe róże. Reszta stała z boku, przyglądając się płaczącym bliskim, którym nie chcieli przeszkadzać w ostatnim pożegnaniu. Co rusz ktoś podchodził i kładł im rękę na ramieniu, składając kondolencje, które nie przynosiły im żadnej ulgi. 

Shannon zawahał się przed wrzuceniem do środka róży. Stał jeszcze chwilę w bezruchu, patrząc wgłąb dołu. Przypomniał sobie swoją ostatnią rozmowę z ukochaną, z którą musiał się teraz pożegnać. 

***

Od tygodnia nie odchodził od jej łóżka. W nocy udawał, że śpi, choć w rzeczywistości co rusz otwierał oczy by sprawdzić, czy wciąż oddycha. Pewnego dnia zauważyła, że cały czas nad nią czuwa. Spojrzała mu w oczy i przyłożyła mu chudą dłoń do twarzy.

- Shannon… - wyszeptała. - Dziękuję. Dziękuję, że tu jesteś. Dziękuję, że zawsze byłeś.

Mężczyzna dotknął jej lodowatej dłoni i próbował powstrzymać łzy. Wiedział, że mieli za mało czasu, by mógł się teraz załamać.

- I zawsze będę. - odparł, choć jej dni były już policzone. - Niezależnie od tego, gdzie będziesz.

Genevieve uśmiechnęła się, choć jej usta były białe jak papier. 

- Pamiętasz, jak rozwaliłam sobie nogę na wyścigach? - zapytała nagle, zaskakując tym Shannona. Przytaknął jednak i przysunął się do niej bliżej na łóżku. - Od zawsze nie znosiłam widoku krwi. Gdybyś mi wtedy nie pomógł, pewnie bym zemdlała. W takich chwilach zdaję sobie sprawę, jak bezsensowne moje życie było bez ciebie. Zostałam lekarką, choć nie potrafiłam nawet spojrzeć na własną ranę. Wyszłam za pierwszego mężczyznę, którego poznałam w szkole, by nie być sama. Robiłam te wszystkie głupie rzeczy by mieć powód do życia. A teraz, gdy już go mam, umieram. - stwierdziła patrząc w sufit, po czym znów spojrzała na niego. - Żałuję, że zmarnowałam lata, które mogłam spędzić z tobą, ale jednocześnie jestem wdzięczna za każdą sekundę, jaką razem przeżyliśmy. - powiedziała bawiąc się obrączką na swoim palcu. - Nienawidzę choroby, która powoli mnie wykańcza, ale dziękuję jej za to, że ustąpiła chociaż na chwilę. Teraz naprawdę wydaje mi się, jakbyśmy spędzili ze sobą całe życie, choć gdyby dokładnie policzyć ile byliśmy razem, to więcej żyliśmy osobno. 

- Nie liczy się to, ile dni, miesięcy czy sekund byliśmy razem. Kochałem cię od kiedy pojawiłaś się na mojej werandzie trzymając w rękach to cholerne ciasto. - obydwoje się zaśmiali, bo to jedyne, co mogli w tej chwili zrobić. 

- Przez te pięć lat, kiedy choroba ustąpiła, osiągnęłam w życiu więcej, niż kiedykolwiek. Mam cudownego męża, przeuroczą siostrzenicę, kochającą rodzinę i wymarzony dom niedaleko mojego rodzinnego miasta. To były naprawdę cudowne lata. 

- Gdybym mógł, przeżyłbym je jeszcze raz. Nawet gdybym znał już zakończenie. - odparł, składając na jej ustach pocałunek. 

- Ja też. - odparła, po czym zaczęła się krztusić. 

Shannon natychmiast wstał.

- Przyniosę ci wodę. - powiedział, sięgając po pustą szklankę stojącą na komodzie przy łóżku. - Zaraz wracam. 

Następną rzeczą, jaką pamiętał, był odgłos tłukącego się szkła. Pobiegł z powrotem do sypialni, gdy nie słyszał już jej kaszlu. Szklanka wyślizgnęła się z jego ręki kiedy tylko zauważył, że jej klatka piersiowa przestała się unosić. Choć przez kilkanaście minut próbował jej jeszcze pomóc, nie mógł już nic zrobić. 


***

- Shannon. - usłyszał współczujący głos szepczący jego imię. Poczuł dłoń na swoim ramieniu i gdy się odwrócił, zobaczył posępną twarz brata. Mężczyzna trzymał za rękę małą dziewczynkę, która wyglądała jak jej matka, gdy była w jej wieku. Shannon poczuł się tak, jakby cofnął się w czasie, a u jego boku miała się zaraz pojawić nastoletnia Genevieve. - Czas się pożegnać. 

Mężczyzna otarł łzy z policzków i wypuścił różę z ręki. 


_________________________________

Nie jestem dobra w podziękowaniach, ale tak:
Pragnę podziękować wszystkim za ten cudowny czas, jaki dane było mi z Wami spędzić. Za wszystkie pochlebne i mniej pochlebne komentarze, za wsparcie, czytanie moich wypocin i dawanie mi kopa do rozwijania swojej pasji związanej z pisaniem. Mam głęboką nadzieję, że Was nie zawiodłam mimo tak długiego oczekiwania na zakończenie. Jeszcze raz serdecznie wszystkim dziękuję i oby ten koniec był początkiem czegoś nowego, lepszego. :)