wtorek, 16 grudnia 2014

~ This place was a shelter. - one shot

_________________________________________________
One shot ma miejsce przed prologiem.




"Obojętność może być sposobem na uniknięcie bólu."

THOMAS HARRIS – MILCZENIE OWIEC



         Zapach farby unosił się w powietrzu. Uderzył ją od razu, gdy przekroczyła próg domu. Niemalże potknęła się o pozostawione w korytarzu puszki z farbami w kolorze fiołkowego fioletu. Nie zamierzała spać na kanapie w salonie, dlatego na czas remontu przeniosła się do swojej przyjaciółki. Wpadła do domu dosłownie na chwilę, by sprawdzić, czy wybrany kolor wygląda na ścianie tak, jak sobie go wymarzyła. W środku nie zastała żywej duszy, dlatego od razu postanowiła ruszyć na górę.
         - Genny, ty tutaj? – zapytał melodyjny głos w głębi korytarza.
         Genevieve odwróciła się i ujrzała twarz młodego chłopaka okalaną przez półdługie, ciemne włosy. Wpatrywał się w nią niebieskimi oczami, na rękach trzymając jej młodszą siostrę. Dziewczynka natychmiast wyciągnęła do niej ręce, więc Jared podszedł bliżej i podał jej Leanne.
         - Mieszkam tutaj, już zapomniałeś? – zażartowała, a Jared się zaśmiał. – Przyjechałam na chwilę sprawdzić, jak się ma mój pokój.
         - Z tego co widziałem, Shannon się spisał. Zostało mu niewiele do dokończenia.
         Dziewczyna odruchowo przewróciła oczami i ruszyła w stronę schodów. Jared szedł zaraz za nią.
         - Dobrze, że udało mi się trafić w porę, kiedy go tu nie ma.
         Jared zmarszczył brwi, ale zaczął się śmiać.
         - Naprawdę nie mam pojęcia, czemu aż tak go nie znosisz. Nawet go nie znasz. – powiedział.
         Nie był przy tym zirytowany, nie miał też do niej pretensji. Zdawał sobie sprawę, że Shannon nie był zbytnio lubiany ze swoim podejściem do życia i charakterem. Po prostu dziwił się, jak Genevieve może oceniać kogoś, z kim nigdy nawet nie rozmawiała.
         - Akurat to mnie cieszy. – spojrzała na Jareda wesoło, bojąc się że rozzłoszczą go negatywne słowa wymierzone w jego brata.
         Chłopak przywykł do bronienia Shannona nawet wtedy, gdy atakujący go mieli rację. Był młodszym bratem, jednakże wiedział, że on zrobiłby dla niego dokładnie to samo, nie podlegało to nawet dyskusji. Mimo, że Shannona nie interesowała opinia ludzi i sam potrafił o siebie zadbać rozumiał, dlaczego Jared stawał w jego obronie. Jednak widząc teraz twarz Genevieve, nie potrafił nic powiedzieć. Czuł się bezradny, ponieważ cokolwiek by powiedziała, nie byłby w stanie jej odpyskować. W jej obecności przestawał robić to, czego nauczył go brat. Udawać. Udawać, że jest łamaczem serc, że potrafi się oprzeć każdej, a żadna nie da rady oprzeć się jemu. Wolał milczeć i patrzeć, jak się uśmiecha, rozbawiona i beztroska.
         Genevieve faktycznie nigdy nie rozmawiała z Shannonem i nie zamierzała. Widywała go od czasu do czasu, choć jak na tak bliskiego sąsiada o wiele za rzadko. W dzień siedział w domu lub wyjeżdżał z samego rana, a wieczorem znikał całkowicie. Wielokrotnie słyszała, co wtedy robił. Wiedziała jedno – żadna z tych rzeczy nie była legalna, co od razu go dla niej skreślało.
         - Dlaczego właściwie on to robił? Słyszałam, że to ty dorabiasz na budowach. – Genevieve wolała, by po jej domu, a zwłaszcza jej pokoju nie kręcili się obcy. Nie ufała Shannonowi i mimo faktu, że był bratem Jareda nie sądziła, by można było mu uwierzyć, iż niczego nie ukradnie lub nie zniszczy.
         - Nie mogłem jednocześnie malować i zajmować się Leanne. Poza tym to Shannon bardziej cierpi na brak kasy. – chłopak rozejrzał się po pokoju. - Ale chyba sobie poradził?
         - No dobra. Pomimo niechęci do twojego brata przyznam, że poszło mu nieźle. – Genevieve wyrwała go z przemyśleń. Nie zauważyła nawet, że sekundę wcześniej bezmyślnie lustrował ją wzrokiem. – Jak ci się podoba moja nowa, fioletowa sypialnia?
         - Jest piękna. – powiedział patrząc jej w oczy. Szybko zdał sobie sprawę, że mówi o niej a nie o pokoju, ale wpatrzona w ściany Gen zdawała się go nie usłyszeć.
         - A tobie, jak się podoba? – zapytała miękkim głosem swoją siostrę, którą trzymała na rękach i zaczęła ją łaskotać.
         Gdy zapach farby zaczął im przeszkadzać, znaleźli się z powrotem na dole. Genevieve postawiła Leanne na podłodze, a dziewczynka natychmiast popędziła do Jareda.
         - Moja siostra kocha cię bardziej niż mnie. – stwierdziła z teatralnym smutkiem. Jared z uśmiechem spojrzał na małą blondynkę, po czym znów przeniósł swój wzrok na jej starszą siostrę. – Muszę iść. Ethan chyba właśnie po mnie podjechał. – powiedziała słysząc auto zatrzymujące się na podjeździe. – To do zobaczenia.
         - Genevieve… - zaczął, wreszcie postanawiając ją gdzieś zaprosić.
         Do tej pory nie miał problemów z dziewczynami. Był raczej pewny siebie i nie bał się mówić wprost. Jednak ona go onieśmielała. Na tyle, że od dawna nie mógł zebrać się w sobie, by pokazać jej, co do niej czuje. Nie chciał rujnować ich przyjaźni, a przede wszystkim bał się, że jeśli coś pójdzie nie tak, będzie czuł się niezręcznie widując ją prawie codziennie w jej własnym domu.
         - Tak? – dziewczyna odwróciła się na pięcie, zupełnie nie domyślając się, o co może chodzić.
         Nigdy nie przeszłoby jej przez myśl, że Jared mógłby się nią zainteresować. Lubiła go i rozmawiając z nim czuła, że także darzy ją sympatią, przynajmniej taką miała nadzieję. Czasami zastanawiała się jednak, ile w tym szczerości, a ile zwykłej uprzejmości, ponieważ teoretycznie jej matka była jego szefową. W każdym razie nawet nie zastanawiała się, czy umówiłaby się z nim, gdyby ją gdzieś zaprosił. Był starszy, miał swoich dobrych znajomych, obracał się w zupełnie innych kręgach, niż ona. Domyślała się, że miał dziewczyn na pęczki i nie sądziła, by była jedną z nich.
         - Może zechciałabyś…
         Drzwi się otworzyły, a w progu pojawiła się Isabelle obładowana zakupami. Jared chciał jej pomóc, ale kobieta odparła, że sobie poradzi.
         - Co mówiłeś? – zapytała Gen, patrząc na matkę przechodzącą obok nich.
         - Um… Wybacz, zapomniałem. Nic ważnego. – uśmiechnął się pomimo rozczarowania i patrzył, jak dziewczyna wychodzi.
***
         W ogromne upały większość mieszkańców Luizjany zadawalała się klimatyzacją, lub spędzała dzień nad wodą. Shannon wpadł na pomysł, by skąpać w wodzie cały ogród. Wraz z bratem rozstawili zraszacze skradzione z małego sklepu ogrodniczego w Shreveport i uruchomili je, czując się jakby znów mieli dziesięć lat mniej. Przepychali się i trenowali zapasy na mokrej trawie, śmiejąc się w głos. I choć bili się na żarty, naprawdę nabijali sobie mnóstwo siniaków.
         - Shannon, otwórz drzwi! Mam zajęte ręce! – chłopak usłyszał donośny krzyk matki dobiegający z kuchni. Gotowała obiad i nie mogła otworzyć, dlatego słysząc pukanie natychmiast go zawołała wychylając głowę przez okno.
         - Idź otworzyć. – wysyczał Shannon z zadziornym uśmiechem, przyduszając brata ręką. Przybił go do ziemi, całkowicie nie dając mu szans wyjścia z sytuacji.
         - Bo co? Mama prosiła ciebie. – rzucił zdyszany Jared, czując mocny uścisk na szyi. Był zły, że jego starszy i silniejszy brat znów wygrywał.
         - Bo cię uduszę i nie będziesz mógł już wzdychać do tej swojej panny. – Shannon zaczął się śmiać, ale widząc zmęczonego już brata zwolnił uścisk i podniósł się z kolan. Nie miał na sobie koszulki, a luźne dżinsy opadały mu na biodrach. – W sumie mogłem wykorzystać tę przewagę i wreszcie z ciebie wyciągnąć, co to za laska. No cóż, zaraz wrócę i wszystko mi wyśpiewasz.
         Chłopak niechętnie ruszył w stronę domu, pozostawiając Jareda leżącego na mokrej trawie.
         - Ta, już to widzę! – wrzasnął za nim Jared, podnosząc się z ziemi. Obydwoje zaczęli się śmiać, ale kiedy Shannon przekroczył próg domu, jego uśmiech zniknął. Nie lubił, gdy ktoś przerywał mu zabawę. W dodatku był cały przemoczony, a matka wyzwała go za zostawianie mokrych śladów na podłodze.
         Gdy otworzył niechętnie drzwi, ujrzał przed sobą młodą dziewczynę. Na początku nie zwrócił na nią uwagi, w końcu wcześniej widywał ją czasami wychodzącą z domu lub chodzącą z kimś po mieście. Jednak teraz miał okazję przyjrzeć się jej bliżej. Włosy dziewczyny skręcały się w delikatne fale, a zielone oczy zdradzały, że nie czuje się swobodnie w jego towarzystwie. Starał się nie mierzyć jej wzrokiem, jednakże nie mógł się powstrzymać. Tym bardziej, że miała na sobie cienką, letnią sukienkę w kolorze miętowej zieleni, przez którą nie potrafił się skupić na słuchaniu tego, co mówi. Widział już dziewczyny w o wiele krótszych i bardziej obcisłych kreacjach, które odsłaniały więcej, niż zasłaniały. Dlatego tym bardziej zdziwiło go to, jakie wrażenie na nim wywarła ta skromna, niewinna dziewczyna.
         Gdy usłyszał jej melodyjny, choć drżący głos, miał dziwną ochotę powiedzieć coś miłego, by przestała się tak denerwować. Był zaskoczony, że w ogóle przeszło mu to przez myśl. Nigdy wcześniej nie obchodzili go inni ludzie i ich uczucia, nie wliczając w to drobnych wyjątków w postaci rodziny czy jego najbliższego przyjaciela. Nie interesowało go nawet to, co widzą w nim dziewczyny. Jeśli jakaś była jak on i traktowała wszystko jako zabawę, automatycznie mógł z nią porozmawiać, choć nie o rozmowę chodziło w takich relacjach. Tym bardziej wpatrywał się z otępieniem w nastolatkę stojącą w jego progu z ciastem w ręce. Szybko przywołał się do porządku, przybierając obojętną twarz. Miał nadzieję, że nie zauważyła jego chwili słabości, ale był pewien, że wbijała wtedy wzrok w ziemię z zażenowania.
         Zazwyczaj w towarzystwie dziewczyn czuł się jak ryba w wodzie. Jednak w jej obecności czuł coś dziwnego, czego nie potrafił nawet sam sobie wyjaśnić. Choć może raczej nie chciał przyznać, że to może być własnie to, na co wpadł. Wydawało mu się to tak mało prawdopodobne, że aż niemożliwe, więc szybko odrzucił ten pomysł.
                - Cześć, nazywam się Genevieve Montgomery i mieszkam naprzeciwko. – powiedziała wyciągając do niego rękę, w drugiej nadal trzymając ciasto.
Gdy uścisnął niepewnie jej dłoń, poczuł jak drży. Przez chwilę przeraził się, że to on tak się trzęsie, jednak po chwili zauważył, iż to wina dziewczyny. Poczuł, jakby przeszył go prąd, dlatego nagle arogancko wyrwał swoją dłoń. Dokładnie wiedział, jak się nazywa i gdzie mieszka. Postanowił jednak udawać, że najzwyczajniej w świecie go to nie interesuje. Wciąż nawiedzało go to niecodzienne i nieznane mu dotąd uczucie, które sprawiało, że po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł przerażenie. Bał się, że wbrew temu, w co wierzył nie można żyć bez uczuć i jego serce jednak nie jest z kamienia, a wszystkie jego starania by odsuwać od siebie ludzi mogły spełznąć na niczym.
- Shannon Leto. – odparł krótko i choć starał się zabrzmieć neutralnie, skorcił się za miły ton. Spojrzał na ciasto, by ponaglić ją do odejścia. Z jednej strony chciał, by jak najszybciej zniknęła mu z oczu, z drugiej jednak coś podpowiadało mu, by zaprosił ją do środka.
- Moja mama upiekła dla was ciasto, za pomoc przy remoncie. – rzekła niewyraźnie, jednak on śledził każdy najmniejszy ruch jej ust, dokładnie wyłapując słowa. Odwrócił wzrok patrząc znów w jej oczy, starając się nie myśleć o wargach dziewczyny. Jednak w zielonych oczach iskrzyło coś, co również go rozpraszało.
                - Yhm, dzięki. Nie ma sprawy. – odparł lekceważąco i przywołał się do porządku. Wziął ciasto i trzasnął drzwiami, zostając przy nich jeszcze na moment, starając się ochłonąć.
                Kiedy słyszał jej kroki oddalające się od drzwi, wyjrzał dyskretnie przez okno. Śledził dziewczynę wzrokiem aż do momentu, gdy zniknęła za budynkiem. I wtedy uderzyło w niego to, czego jeszcze chwilę temu nie był pewien. Chciał ją znów zobaczyć. A kiedy ta myśl brzęczała mu w głowie postanowił, że musi o tym jak najszybciej zapomnieć.
Zapomnieć o jej oczach.
Zapomnieć o jej ustach.
Zapomnieć o jej głosie.
Zapomnieć o jej sukience.
Zapomnieć o  n i e j.
             

11 komentarzy:

  1. Biedy Jared :( gdyby spytała się szybciej może byliby razem a Gen nadal by żyła :/ Czekam na nowy rozdział tu i na NDR :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Serio teraz jeszze bardziej mi szkoda Jareda, miał pecha, znowu wszystko przez matke Gen. Hahah a Shannon no no miłość od pierwszego wejrzenia?

    OdpowiedzUsuń
  3. <33333333333333333 tak bardzo piekne!!!!!!!!!! fajnie to przeczytać ten poczatek od str. jareda i shannona. i pomyslec, ze to wszystko mogloby sie wydarzyc zupelnie inaczej... ale to i tak jest piekne. jedyne na co zwrocilam uwage to na samym poczatku to fiolkowy fiolet.. to maslo maslane ;p
    ale naprawde swietnie piszesz, oby tak dalej ;))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) a z tym fioletem to faktycznie moj błąd, miało byc blady fiolet albo sam fiołkowy kolor i nie wyszło mi cos haha.

      Usuń
  4. o nie :( Jared </3 az sie serce lamie, nawet jak sobie wyobrazam ze moglby byc smutny. mimo tego ze to "tylko" opowiadanie hahah.
    /S.

    OdpowiedzUsuń
  5. super super super!!!! Jared to ma pecha,no... Ale dobrze że "wychował" sobie dziewczynę ;P Pozdrawiam M.J. Niech 30STM będzie z tobą!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jared miał swoją szansę i jej nie wykorzystał. A nawet gdyby zaprosił Gen to przecież nie jest powiedziane, że byliby razem. Bardzo mi się podoba to, że Gen od razu się spodobała Shannonowi:) Głupek jeden mógł być taki szczęsliwy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Shannon Ty głupi głupku!!!!!!!! Gen Ci się od razu spodobała to trzeba było się od razu ogarniać. Tak sobie myślę jakie fajne by mieli życie z Gen, bo ja mimo wszystko uważam, że Gen pasuje tylko do Shannona i koniec. Mogła się podobać Jaredowi, ale on jej się nigdy nie podobał. Za to jak spotkała Shanna to nie mogła przestać o nim myśleć.... Pisząc takie rozdziały igrasz z moimi uczuciami bo ja zawsze myślę sobie potem właśnie o tych chwilach których Gen nigdy nie było dane przeżyć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Super że sprawiłaś taki deser - bardzo miłe zaskoczenie - dzięki , pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)