_________________________________________________
One shot ma miejsce przed prologiem.
"Obojętność może być sposobem na uniknięcie
bólu."
THOMAS
HARRIS – MILCZENIE OWIEC
Zapach
farby unosił się w powietrzu. Uderzył ją od razu, gdy przekroczyła próg domu.
Niemalże potknęła się o pozostawione w korytarzu puszki z farbami w kolorze
fiołkowego fioletu. Nie zamierzała spać na kanapie w salonie, dlatego na czas
remontu przeniosła się do swojej przyjaciółki. Wpadła do domu dosłownie na
chwilę, by sprawdzić, czy wybrany kolor wygląda na ścianie tak, jak sobie go
wymarzyła. W środku nie zastała żywej duszy, dlatego od razu postanowiła ruszyć
na górę.
-
Genny, ty tutaj? – zapytał melodyjny głos w głębi korytarza.
Genevieve
odwróciła się i ujrzała twarz młodego chłopaka okalaną przez półdługie, ciemne
włosy. Wpatrywał się w nią niebieskimi oczami, na rękach trzymając jej młodszą
siostrę. Dziewczynka natychmiast wyciągnęła do niej ręce, więc Jared podszedł
bliżej i podał jej Leanne.
-
Mieszkam tutaj, już zapomniałeś? – zażartowała, a Jared się zaśmiał. –
Przyjechałam na chwilę sprawdzić, jak się ma mój pokój.
-
Z tego co widziałem, Shannon się spisał. Zostało mu niewiele do dokończenia.
Dziewczyna
odruchowo przewróciła oczami i ruszyła w stronę schodów. Jared szedł zaraz za
nią.
-
Dobrze, że udało mi się trafić w porę, kiedy go tu nie ma.
Jared
zmarszczył brwi, ale zaczął się śmiać.
-
Naprawdę nie mam pojęcia, czemu aż tak go nie znosisz. Nawet go nie znasz. –
powiedział.
Nie
był przy tym zirytowany, nie miał też do niej pretensji. Zdawał sobie sprawę,
że Shannon nie był zbytnio lubiany ze swoim podejściem do życia i charakterem.
Po prostu dziwił się, jak Genevieve może oceniać kogoś, z kim nigdy nawet nie
rozmawiała.
-
Akurat to mnie cieszy. – spojrzała na Jareda wesoło, bojąc się że rozzłoszczą
go negatywne słowa wymierzone w jego brata.
Chłopak
przywykł do bronienia Shannona nawet wtedy, gdy atakujący go mieli rację. Był
młodszym bratem, jednakże wiedział, że on zrobiłby dla niego dokładnie to samo,
nie podlegało to nawet dyskusji. Mimo, że Shannona nie interesowała opinia
ludzi i sam potrafił o siebie zadbać rozumiał, dlaczego Jared stawał w jego
obronie. Jednak widząc teraz twarz Genevieve, nie potrafił nic powiedzieć. Czuł
się bezradny, ponieważ cokolwiek by powiedziała, nie byłby w stanie jej odpyskować.
W jej obecności przestawał robić to, czego nauczył go brat. Udawać. Udawać, że
jest łamaczem serc, że potrafi się oprzeć każdej, a żadna nie da rady oprzeć
się jemu. Wolał milczeć i patrzeć, jak się uśmiecha, rozbawiona i beztroska.
Genevieve
faktycznie nigdy nie rozmawiała z Shannonem i nie zamierzała. Widywała go od
czasu do czasu, choć jak na tak bliskiego sąsiada o wiele za rzadko. W dzień
siedział w domu lub wyjeżdżał z samego rana, a wieczorem znikał całkowicie.
Wielokrotnie słyszała, co wtedy robił. Wiedziała jedno – żadna z tych rzeczy
nie była legalna, co od razu go dla niej skreślało.
-
Dlaczego właściwie on to robił? Słyszałam, że to ty dorabiasz na budowach. –
Genevieve wolała, by po jej domu, a zwłaszcza jej pokoju nie kręcili się obcy.
Nie ufała Shannonowi i mimo faktu, że był bratem Jareda nie sądziła, by można było
mu uwierzyć, iż niczego nie ukradnie lub nie zniszczy.
-
Nie mogłem jednocześnie malować i zajmować się Leanne. Poza tym to Shannon
bardziej cierpi na brak kasy. – chłopak rozejrzał się po pokoju. - Ale chyba
sobie poradził?
-
No dobra. Pomimo niechęci do twojego brata przyznam, że poszło mu nieźle. –
Genevieve wyrwała go z przemyśleń. Nie zauważyła nawet, że sekundę wcześniej bezmyślnie
lustrował ją wzrokiem. – Jak ci się podoba moja nowa, fioletowa sypialnia?
-
Jest piękna. – powiedział patrząc jej w oczy. Szybko zdał sobie sprawę, że mówi
o niej a nie o pokoju, ale wpatrzona w ściany Gen zdawała się go nie usłyszeć.
-
A tobie, jak się podoba? – zapytała miękkim głosem swoją siostrę, którą
trzymała na rękach i zaczęła ją łaskotać.
Gdy
zapach farby zaczął im przeszkadzać, znaleźli się z powrotem na dole. Genevieve
postawiła Leanne na podłodze, a dziewczynka natychmiast popędziła do Jareda.
-
Moja siostra kocha cię bardziej niż mnie. – stwierdziła z teatralnym smutkiem.
Jared z uśmiechem spojrzał na małą blondynkę, po czym znów przeniósł swój wzrok
na jej starszą siostrę. – Muszę iść. Ethan chyba właśnie po mnie podjechał. –
powiedziała słysząc auto zatrzymujące się na podjeździe. – To do zobaczenia.
-
Genevieve… - zaczął, wreszcie postanawiając ją gdzieś zaprosić.
Do
tej pory nie miał problemów z dziewczynami. Był raczej pewny siebie i nie bał
się mówić wprost. Jednak ona go onieśmielała. Na tyle, że od dawna nie mógł
zebrać się w sobie, by pokazać jej, co do niej czuje. Nie chciał rujnować ich
przyjaźni, a przede wszystkim bał się, że jeśli coś pójdzie nie tak, będzie
czuł się niezręcznie widując ją prawie codziennie w jej własnym domu.
-
Tak? – dziewczyna odwróciła się na pięcie, zupełnie nie domyślając się, o co
może chodzić.
Nigdy
nie przeszłoby jej przez myśl, że Jared mógłby się nią zainteresować. Lubiła go
i rozmawiając z nim czuła, że także darzy ją sympatią, przynajmniej taką miała
nadzieję. Czasami zastanawiała się jednak, ile w tym szczerości, a ile zwykłej
uprzejmości, ponieważ teoretycznie jej matka była jego szefową. W każdym razie
nawet nie zastanawiała się, czy umówiłaby się z nim, gdyby ją gdzieś zaprosił.
Był starszy, miał swoich dobrych znajomych, obracał się w zupełnie innych
kręgach, niż ona. Domyślała się, że miał dziewczyn na pęczki i nie sądziła, by
była jedną z nich.
-
Może zechciałabyś…
Drzwi
się otworzyły, a w progu pojawiła się Isabelle obładowana zakupami. Jared
chciał jej pomóc, ale kobieta odparła, że sobie poradzi.
-
Co mówiłeś? – zapytała Gen, patrząc na matkę przechodzącą obok nich.
-
Um… Wybacz, zapomniałem. Nic ważnego. – uśmiechnął się pomimo rozczarowania i
patrzył, jak dziewczyna wychodzi.
***
W
ogromne upały większość mieszkańców Luizjany zadawalała się klimatyzacją, lub
spędzała dzień nad wodą. Shannon wpadł na pomysł, by skąpać w wodzie cały
ogród. Wraz z bratem rozstawili zraszacze skradzione z małego sklepu
ogrodniczego w Shreveport i uruchomili je, czując się jakby znów mieli dziesięć
lat mniej. Przepychali się i trenowali zapasy na mokrej trawie, śmiejąc się w
głos. I choć bili się na żarty, naprawdę nabijali sobie mnóstwo siniaków.
-
Shannon, otwórz drzwi! Mam zajęte ręce! – chłopak usłyszał donośny krzyk matki
dobiegający z kuchni. Gotowała obiad i nie mogła otworzyć, dlatego słysząc pukanie
natychmiast go zawołała wychylając głowę przez okno.
-
Idź otworzyć. – wysyczał Shannon z zadziornym uśmiechem, przyduszając brata
ręką. Przybił go do ziemi, całkowicie nie dając mu szans wyjścia z sytuacji.
-
Bo co? Mama prosiła ciebie. – rzucił zdyszany Jared, czując mocny uścisk na
szyi. Był zły, że jego starszy i silniejszy brat znów wygrywał.
-
Bo cię uduszę i nie będziesz mógł już wzdychać do tej swojej panny. – Shannon zaczął
się śmiać, ale widząc zmęczonego już brata zwolnił uścisk i podniósł się z
kolan. Nie miał na sobie koszulki, a luźne dżinsy opadały mu na biodrach. – W sumie
mogłem wykorzystać tę przewagę i wreszcie z ciebie wyciągnąć, co to za laska. No
cóż, zaraz wrócę i wszystko mi wyśpiewasz.
Chłopak
niechętnie ruszył w stronę domu, pozostawiając Jareda leżącego na mokrej
trawie.
-
Ta, już to widzę! – wrzasnął za nim Jared, podnosząc się z ziemi. Obydwoje
zaczęli się śmiać, ale kiedy Shannon przekroczył próg domu, jego uśmiech
zniknął. Nie lubił, gdy ktoś przerywał mu zabawę. W dodatku był cały
przemoczony, a matka wyzwała go za zostawianie mokrych śladów na podłodze.
Gdy
otworzył niechętnie drzwi, ujrzał przed sobą młodą dziewczynę. Na początku nie
zwrócił na nią uwagi, w końcu wcześniej widywał ją czasami wychodzącą z domu
lub chodzącą z kimś po mieście. Jednak teraz miał okazję przyjrzeć się jej
bliżej. Włosy dziewczyny skręcały się w delikatne fale, a zielone oczy
zdradzały, że nie czuje się swobodnie w jego towarzystwie. Starał się nie
mierzyć jej wzrokiem, jednakże nie mógł się powstrzymać. Tym bardziej, że miała
na sobie cienką, letnią sukienkę w kolorze miętowej zieleni, przez którą nie
potrafił się skupić na słuchaniu tego, co mówi. Widział już dziewczyny w o
wiele krótszych i bardziej obcisłych kreacjach, które odsłaniały więcej, niż zasłaniały.
Dlatego tym bardziej zdziwiło go to, jakie wrażenie na nim wywarła ta skromna, niewinna
dziewczyna.
Gdy
usłyszał jej melodyjny, choć drżący głos, miał dziwną ochotę powiedzieć coś
miłego, by przestała się tak denerwować. Był zaskoczony, że w ogóle przeszło mu
to przez myśl. Nigdy wcześniej nie obchodzili go inni ludzie i ich uczucia, nie
wliczając w to drobnych wyjątków w postaci rodziny czy jego najbliższego
przyjaciela. Nie interesowało go nawet to, co widzą w nim dziewczyny. Jeśli
jakaś była jak on i traktowała wszystko jako zabawę, automatycznie mógł z nią
porozmawiać, choć nie o rozmowę chodziło w takich relacjach. Tym bardziej
wpatrywał się z otępieniem w nastolatkę stojącą w jego progu z ciastem w ręce. Szybko
przywołał się do porządku, przybierając obojętną twarz. Miał nadzieję, że nie
zauważyła jego chwili słabości, ale był pewien, że wbijała wtedy wzrok w ziemię
z zażenowania.
Zazwyczaj
w towarzystwie dziewczyn czuł się jak ryba w wodzie. Jednak w jej obecności czuł
coś dziwnego, czego nie potrafił nawet sam sobie wyjaśnić. Choć może raczej nie
chciał przyznać, że to może być własnie to, na co wpadł. Wydawało mu się to tak
mało prawdopodobne, że aż niemożliwe, więc szybko odrzucił ten pomysł.
-
Cześć, nazywam się Genevieve Montgomery i mieszkam naprzeciwko. – powiedziała
wyciągając do niego rękę, w drugiej nadal trzymając ciasto.
Gdy uścisnął niepewnie jej dłoń,
poczuł jak drży. Przez chwilę przeraził się, że to on tak się trzęsie, jednak
po chwili zauważył, iż to wina dziewczyny. Poczuł, jakby przeszył go prąd,
dlatego nagle arogancko wyrwał swoją dłoń. Dokładnie wiedział, jak się nazywa i
gdzie mieszka. Postanowił jednak udawać, że najzwyczajniej w świecie go to nie
interesuje. Wciąż nawiedzało go to niecodzienne i nieznane mu dotąd uczucie,
które sprawiało, że po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł przerażenie. Bał
się, że wbrew temu, w co wierzył nie można żyć bez uczuć i jego serce jednak
nie jest z kamienia, a wszystkie jego starania by odsuwać od siebie ludzi mogły
spełznąć na niczym.
- Shannon Leto. – odparł krótko i
choć starał się zabrzmieć neutralnie, skorcił się za miły ton. Spojrzał na
ciasto, by ponaglić ją do odejścia. Z jednej strony chciał, by jak najszybciej
zniknęła mu z oczu, z drugiej jednak coś podpowiadało mu, by zaprosił ją do
środka.
- Moja mama upiekła dla was
ciasto, za pomoc przy remoncie. – rzekła niewyraźnie, jednak on śledził każdy
najmniejszy ruch jej ust, dokładnie wyłapując słowa. Odwrócił wzrok patrząc
znów w jej oczy, starając się nie myśleć o wargach dziewczyny. Jednak w zielonych
oczach iskrzyło coś, co również go rozpraszało.
- Yhm,
dzięki. Nie ma sprawy. – odparł lekceważąco i przywołał się do porządku. Wziął
ciasto i trzasnął drzwiami, zostając przy nich jeszcze na moment, starając się
ochłonąć.
Kiedy
słyszał jej kroki oddalające się od drzwi, wyjrzał dyskretnie przez okno.
Śledził dziewczynę wzrokiem aż do momentu, gdy zniknęła za budynkiem. I wtedy
uderzyło w niego to, czego jeszcze chwilę temu nie był pewien. Chciał ją znów
zobaczyć. A kiedy ta myśl brzęczała mu w głowie postanowił, że musi o tym jak
najszybciej zapomnieć.
Zapomnieć o jej oczach.
Zapomnieć o jej ustach.
Zapomnieć o jej głosie.
Zapomnieć o jej sukience.
Zapomnieć o n i e j.
Biedy Jared :( gdyby spytała się szybciej może byliby razem a Gen nadal by żyła :/ Czekam na nowy rozdział tu i na NDR :D
OdpowiedzUsuńWszystko w swoim czasie (:
UsuńSerio teraz jeszze bardziej mi szkoda Jareda, miał pecha, znowu wszystko przez matke Gen. Hahah a Shannon no no miłość od pierwszego wejrzenia?
OdpowiedzUsuńIsabelle zawsze winna haha :)
Usuń<33333333333333333 tak bardzo piekne!!!!!!!!!! fajnie to przeczytać ten poczatek od str. jareda i shannona. i pomyslec, ze to wszystko mogloby sie wydarzyc zupelnie inaczej... ale to i tak jest piekne. jedyne na co zwrocilam uwage to na samym poczatku to fiolkowy fiolet.. to maslo maslane ;p
OdpowiedzUsuńale naprawde swietnie piszesz, oby tak dalej ;))))
Dziękuję :) a z tym fioletem to faktycznie moj błąd, miało byc blady fiolet albo sam fiołkowy kolor i nie wyszło mi cos haha.
Usuńo nie :( Jared </3 az sie serce lamie, nawet jak sobie wyobrazam ze moglby byc smutny. mimo tego ze to "tylko" opowiadanie hahah.
OdpowiedzUsuń/S.
super super super!!!! Jared to ma pecha,no... Ale dobrze że "wychował" sobie dziewczynę ;P Pozdrawiam M.J. Niech 30STM będzie z tobą!!!
OdpowiedzUsuńJared miał swoją szansę i jej nie wykorzystał. A nawet gdyby zaprosił Gen to przecież nie jest powiedziane, że byliby razem. Bardzo mi się podoba to, że Gen od razu się spodobała Shannonowi:) Głupek jeden mógł być taki szczęsliwy:)
OdpowiedzUsuńShannon Ty głupi głupku!!!!!!!! Gen Ci się od razu spodobała to trzeba było się od razu ogarniać. Tak sobie myślę jakie fajne by mieli życie z Gen, bo ja mimo wszystko uważam, że Gen pasuje tylko do Shannona i koniec. Mogła się podobać Jaredowi, ale on jej się nigdy nie podobał. Za to jak spotkała Shanna to nie mogła przestać o nim myśleć.... Pisząc takie rozdziały igrasz z moimi uczuciami bo ja zawsze myślę sobie potem właśnie o tych chwilach których Gen nigdy nie było dane przeżyć.
OdpowiedzUsuńSuper że sprawiłaś taki deser - bardzo miłe zaskoczenie - dzięki , pozdrawiam
OdpowiedzUsuń-K.B.