Genevieve
wyszła z klasy i jak zwykle podążyła do swojej szafki, by odłożyć do niej
książki. Przez cały dzień odliczała minuty do końca lekcji, myśląc tylko o tym,
jak dać Shannonowi znak, iż chce się z nim spotkać. Liczyła jednak na to, że
jej rodzice zostaną po godzinach w pracy i będzie mogła spokojnie do niego
zadzwonić.
Gdy podarty
kawałek papieru wypadł z jej szafki pomyślała, że to jakiś śmieć, który
zapodział się gdzieś w jednym z zeszytów. Kiedy bez entuzjazmu podniosła go z
podłogi zauważyła, że jest zapisany. Czerwone litery zostały nakreślone niezbyt
starannie, jakby ktoś pisał je szybko na kolanie. Gen przypomniała sobie, jak
Cara wrzuciła liścik do jej szafki i podpisała się jako Shannon. Miała
wątpliwości, czy i tym razem nie był to podstęp lub przynajmniej głupi żart.
Nigdy nie widziała pisma chłopaka, jednakże w pewien sposób pasowało jej do
niego. Litery były duże, drukowane i zapisane w dużych odstępach. Autor liściku
prosił o spotkanie po dzwonku przed czwartą lekcją, przy schodach prowadzących
do kotłowni. Dziewczynę zaniepokoił brak podpisu, jednakże domyśliła się, kto
mógł chcieć ją tam zobaczyć, a przynajmniej taką miała nadzieję.
Z
podekscytowaniem czekała, aż skończy się przerwa. Zdawała się trwać w
nieskończoność, zwłaszcza gdy Tessa trajkotała nad jej głową przez bite
dziesięć minut, bez ani jednej przerwy. Gen zaczęła się zastanawiać, czy w
ogóle przez ten czas złapała oddech. Zależało jej jednak, by dziewczyna niczego
się nie domyśliła. Wiedziała, że poskutkuje to kazaniem na temat spóźniania się
na lekcję i niszczenia swojej przyszłości przez związek z Shannonem.
-
Genevieve, znów mnie nie słuchasz! - wrzasnęła Tessa trochę za głośno,
zwracając tym uwagę wszystkich przechodzących korytarzem.
Gen
otrząsnęła się i natychmiast zaczęła patrzeć na przyjaciółkę, a nie na zegar
znajdujący się za nią.
-
Przepraszam, zamyśliłam się. Mam teraz hiszpański i boję się, że zostanę
zapytana. Powtarzałam sobie w głowie odmiany czasowników i faktycznie trochę
się wyłączyłam. - skłamała, choć po raz pierwszy nie poczuła się przez to źle.
Wiedziała,
że gdyby nie Shannon, tak właśnie wyglądałaby jej przerwa. Wkuwałaby do
odpowiedzi lub próbowałaby zrozumieć opowieści Tessy, nie podejrzewając nawet,
że istnieje życie poza szkołą, domem i przyjaciółką. Dlatego nie miała nawet
wyrzutów sumienia. Uznała, że ma prawo do chcenia czegoś więcej od życia.
- O
cholera. Zapomniałam, że mam kartkówkę z angielskiego. - rzuciła Tessa z
przerażeniem i spojrzała na zegarek na swojej ręce. - Dobra, mam jeszcze osiem
minut. Powtarzaj sobie ten hiszpański, a ja lecę do łazienki zrobić sobie jakąś
ściągę.
Dziewczyna
zniknęła w tak szybkim tempie, w jakim mówiła. Gen odetchnęła z ulgą, nie
musząc dłużej udawać, iż nie może się doczekać spotkania z Shannonem, jednakże
poczuła się zawiedziona faktem, że do końca przerwy pozostało jeszcze osiem
minut.
Ukryła się
w bibliotece, by nikt jej nie zaczepił ani nie zauważył, że nie idzie na
lekcje. Zaczęła przechadzać się między regałami z okurzonymi książkami, udając
że czegoś szuka. Kiedy zbliżyła głowę do jednej z nich by przeczytać napis na
jej grzbiecie, przez szparę między regałem, a książkami zauważyła znajome jej
oczy spoglądające w innym kierunku. Natychmiast zrezygnowała z czytania i
obeszła biblioteczkę dookoła.
Shannon
opierał się o chwiejący się regał i patrzył w swoją prawą stronę. Genevieve
podążyła za jego wzrokiem i odkryła, że wpatruje się w niewielki zegar
przymocowany do ściany. Na ten widok mimowolnie zaczęła się szeroko uśmiechać,
po czym cicho podeszła do niego i oparła się o regał po drugiej stronie.
Zauważył ją dopiero, kiedy zaczęła się cicho śmiać.
- Zepsułaś
całą niespodziankę. - powiedział z urażoną miną, wciąż krzyżując ręce, przez co
wyglądał na obrażonego.
- Nie
zrobiłam tego celowo. Zresztą nie było dla mnie niespodzianką, że to ty
zostawiłeś kartkę. Cara może nie jest zbyt inteligentna, ale nie zrobiłaby po
raz drugi tego samego.
Shannon
zaśmiał się, a Genevieve zdziwiło, że wciąż stał tak daleko jej. Patrzyli sobie
w oczy, stojąc naprzeciwko, ale żaden z nich się nie ruszył jako pierwszy.
Kiedy usłyszeli dobiegający z korytarza dzwonek na lekcję, popatrzyli po sobie
porozumiewawczo. Gen postanowiła się z nim podroczyć, odsuwając się od regału i
udając, że zamierza wyjść.
- To ja
lecę na le... - zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć, ponieważ Shannon złapał ją
w talii, przyciągając do siebie.
Zwinnie
obrócił drobną dziewczynę w swoją stronę i ostrożnie pchnął ją na wysoki regał
pełen książek historycznych, który zaczął się niebezpiecznie kołysać. Patrzyli
sobie w oczy z odległości zaledwie kilku centymetrów i bezskutecznie próbowali
powstrzymać się od pocałowania siebie nawzajem.
Genevieve
zdziwiła się, gdy ręka Shannona, która pieściła jej ciało nagle zastygła, a
pocałunki ustały. Otworzyła oczy i spojrzała na chłopaka zagadkowo.
- Ktoś
idzie. - szepnął jej z zawadiackim uśmiechem, który zawsze pojawiał się na jego
twarzy w przypadku kłopotów i przypływu adrenaliny. - Chodź.
Shannon
pociągnął dziewczynę za rękę i przeszli cicho dookoła regału. Gdy zobaczyli
kobietę stojącą do nich tyłem, natychmiast rzucili się do ucieczki. Kiedy
bibliotekarka się odwróciła, nikogo nie było już w bibliotece.
Gdy
znaleźli się na korytarzu, obydwoje natychmiast wybuchnęli śmiechem. Szybko
jednak opanowali chichot i postanowili opuścić szkołę. Tym razem to Genevieve
jako pierwsza usłyszała stukające w oddali obcasy. Shannon skinął głową na
pierwsze drzwi, przy jakich stanęli. Było to pomieszczenie woźnego, zazwyczaj
zamknięte na klucz. Jednakże gdy pociągnął za klamkę, drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
Obydwoje weszli do niego bez chwili zastanowienia, pogrążając się w całkowitej
ciemności.
W
pomieszczeniu unosił się zapach środków chemicznych, a wokół porozstawiane były
miotły, mopy i wszystko, czym można było posprzątać szkołę. Genevieve chciała
cofnąć się o krok, ale jej noga od razu napotkała jakiś przedmiot. Pokój był
tak mały, że stali przy sobie ściśnięci, nie mogąc się nawet minimalnie
poruszyć. Jedynym, co słyszeli, były ich własne oddechy, które czuli na swojej
skórze.
- Nie ma tu
jakiegoś włącznika światła? - zapytała szeptem Genevieve.
-
Oczywiście, że jest. Nawet wiem gdzie. Pracowałem tu, zapomniałaś? - Gen
poczuła jego wargi muskające jej ucho, gdy cicho do niego szeptał, a całe jej
ciało natychmiast przeszedł przyjemny dreszcz.
- To może
go poszukaj i przełącz?
Genevieve
usłyszała jego stłumiony chichot.
- Po co?
Tak jest przyjemniej. - powiedział cicho ściszonym głosem, a następną rzeczą,
jaką poczuła, były jego ręce gładzące jej plecy i wargi łaskoczące szyję dziewczyny
w poszukiwaniu jej ust.
Genevieve
czuła, jak przez ciemność jej zmysły są jeszcze bardziej wyostrzone niż zwykle.
Każdy oddech, dotyk, czy bicie serca odbijało się echem po całym pomieszczeniu.
Nie widziała ręki Shannona, ale dotykając jej potrafiła wyczuć każdy
poruszający się mięsień, każdą wypukłość czy żyłę. Wyobrażała sobie, jak przy
każdym przesunięciu jego tatuaż zmienia formę i była niemalże w stanie to
zobaczyć. Tak bardzo skupiła się na tej wizji, że zapomniała, by robić nawet
jednego kroku.
Dziewczyna
poślizgnęła się na szmacie leżącej na podłodze, próbując złapać równowagę
trzymając się Shannona. Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał, a w efekcie
przewrócili się razem, z hukiem wpadając na stos wiader i butelek z przeróżnymi
płynami. Shannon odczuł, jak coś metalowego wbiło mu się w plecy, a Genevieve
upadła na niego, przez co nie poczuła nic, prócz jego klatki piersiowej. W
trakcie upadku próbowała się jeszcze za coś złapać, ale poskutkowało to jedynie
przewróceniem kilku mioteł.
- Żyjesz? –
zapytała Gen słysząc cichy jęk Shannona, jednakże nie zdążyła usłyszeć
odpowiedzi.
Myślała, że
zaczyna widzieć rzeczy znajdujące się w pomieszczeniu, ponieważ jej wzrok
przyzwyczaił się do zmroku. Szybko jednak zdała sobie sprawę, iż w środku jest
za jasno i jest to raczej powodem otwartych drzwi.
- Siema,
Patrick. Miło znów cię widzieć. – powiedział Shannon żartobliwie, podnosząc się
lekko i podpierając łokciami. Genevieve, która wciąż leżała na chłopaku,
odwróciła głowę i spojrzała na stojącego w progu mężczyznę. Gruby dozorca
patrzył na nich ze skrzyżowanymi rękoma i kręcił głową z niechęcią.
- Chciałbym
móc powiedzieć to samo o tobie, chłopcze. – powiedział niskim głosem. – Nie
chcę znów mieć przez ciebie kłopotów, dlatego po prostu stąd wyjdź a ja udam,
że nigdy was tu nie było.
Genevieve
czuła, że oblała się rumieńcem, ale bez słowa podciągnęła się do góry i podała
rękę Shannonowi, by także wstał. Chłopak uśmiechał się od ucha do ucha,
widocznie rozbawiony całą sytuacją. Patrząc na niego Gen nie potrafiła się
powstrzymać, i również zaczęła się uśmiechać. Kiedy wyszła z pomieszczenia,
Shannon zatrzymał się jeszcze na chwilę by poklepać dozorcę po ramieniu.
- Dzięki
Patrick. Zawsze wiedziałem, że jesteś w porządku.
Mężczyzna
westchnął i znów pokręcił głową.
- Po prostu
już stąd pójdźcie, dobra?
Shannon
posłał mu ostatni zuchwały uśmiech i odwrócił się do niego plecami. Chwycił
Genevieve za rękę i szybkim krokiem pociągnął ją w stronę wyjścia ze szkoły.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, od razu skierowali się do srebrnego jeepa
zaparkowanego po drugiej stronie ulicy.
- O co
chodziło mu gdy mówił, że znów nie chce mieć przez ciebie kłopotów? – zapytała
Gen w samochodzie.
Shannon
zaczął się śmiać, nagle coś sobie przypominając.
- Stare
dzieje. – odparł i przekręcił kluczyk w stacyjce. – Trochę uprzykrzałem mu
życie, kiedy kazali mi tu za karę pracować. No wiesz, musiałem sobie znaleźć
jakąś rozrywkę żeby nie zwariować. Kiedyś nalałem mu do wiadra trochę…
- Chyba
jednak nie chcę wiedzieć. – przerwała mu Genevieve uznając, że tak będzie
lepiej. Chłopak parsknął śmiechem, ale posłuchał i zakończył temat. – Dokąd
jedziemy?
Shannon
sięgnął po okulary przeciwsłoneczne do schowka, celowo przejeżdżając przy tym
rękoma po jej nogach odkrytych przez szorty. Założył je i znów zaczął patrzeć
na drogę.
- Zawsze
musisz mnie o to pytać. Nie możemy po prostu jechać przed siebie? Donikąd, byle
by sobie razem pojeździć? – odparł, jadąc coraz szybciej.
Genevieve
westchnęła, uchylając do połowy okno. Ciepłe powietrze natychmiast wdarło się
do środka, rozwiewając ich włosy.
- Jakoś mi
się nie chce wierzyć, że tak po prostu wyciągnąłeś mnie ze szkoły, by sobie
pojeździć. Zawsze masz w tym jakiś ukryty cel.
Shannon
spojrzał na nią z uśmiechem i mimo ciemnych okularów dziewczyna wiedziała, że
jego oczy są błyszczą z podekscytowania.
- Wyjmij mi
papierosa ze schowka. – powiedział, wzbudzając w tym czujność Gen.
- Jakoś
przed chwilą potrafiłeś sam sobie wyjąć stamtąd okulary.
- Nie
możesz chociaż raz zrobić tak, jak mówię?
Gen
spiorunowała chłopaka wzrokiem, ale w końcu odpuściła i otworzyła schowek.
Wyjęła z niego paczkę Cameli i gdy miała już go zamknąć, Shannon ją zatrzymał.
- Widzisz
tę kartkę? – zapytał, a ona przyjrzała się złożonej na pół niebieskiej kartce.
– Wyjmij ją i rozłóż.
Genevieve
była podekscytowana, jednakże jej mina szybko zrzedła.
- Proszę
powiedz mi, że to nie to, o czym myślę. – spojrzała na Shannona oczekując
odpowiedzi, ale ten tylko zaczął się śmiać i udawał, że patrzy na drogę.
Gen
niechętnie rozłożyła kartkę i zaczęła przyglądać się drobnemu pismu. Nie
musiała czytać co było na niej napisane, gdyż dobrze to wiedziała. W końcu sama
ją zapisała.
- Lista najbardziej romantycznych miejsc na
pierwszy pocałunek. – wyrecytował Shannon z pamięci, starając się naśladować
głos Genevieve.
Dziewczyna
posłała mu piorunujące spojrzenie.
- Miałam
trzynaście lat kiedy spisałam tę listę z Tessą. To była tylko zabawa… - zaczęła
się tłumaczyć, choć i tak wiedziała, że zaczęła się rumienić. – Gdzie to znalazłeś?
- W twojej
szkatułce. – odparł pewnym, rozbawionym głosem.
- Och, więc
nie dość, że grzebałeś w moich rzeczach, to jeszcze ją ukradłeś? – zapytała nadąsana,
wciąż trzymając kartkę na kolanach.
- Można tak
powiedzieć. – odparł, posyłając jej zawadiackie spojrzenie. – I to jedna z
najzabawniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek ukradłem. A ukradłem ich sporo.
Genevieve
westchnęła, ale nie chciała się już dłużej przekomarzać przez kawałek papieru.
- W takim
razie może ją wyrzucę? – rzuciła, wystawiając rękę z kartką przez okno. Shannon
natychmiast spojrzał na nią z błagalną miną i niemalże nie wjechał w
rowerzystę.
- Nie rób
tego. Genny, proszę cię.
Genevieve
cieszyła się, że teraz ona może się ponabijać z Shannona i trochę z niego
zadrwić.
- A to
dlaczego? – zapytała, machając kartką z zuchwałym uśmiechem.
- Z
pewnością masz do tej listy sentyment… - zaczął, próbując ją przekonać.
- Mam sporo
takich pamiątek, obejdę się.
- No dobra,
tak naprawdę to miałem nadzieję, że wypróbujemy kilka z tych miejsc. –
powiedział, a Genevieve spojrzała na niego w poszukiwaniu żartu. On jednak
mówił całkiem poważnie. Dziewczyna położyła kartkę z powrotem na kolanach, a
Shannon wykorzystał jej zaskoczenie i szybko zabrał listę, wkładając ją do
kieszeni spodni.
- Wiesz, że
ta lista obejmowała pierwszy
pocałunek? Poza tym zaplanowany pocałunek nie jest już romantyczny, tylko
wyreżyserowany.
Shannon
parsknął śmiechem i spojrzał na dziewczynę z politowaniem.
- To tylko
zabawa. Zobaczysz, będzie fajnie. Wziąłem nawet aparat. – Genevieve spojrzała w
głąb schowka, w którym faktycznie leżał aparat fotograficzny. – I zanim
zapytasz – tak, to twój. Jego też ukradłem. To znaczy pożyczyłem. – Gen miała
już coś powiedzieć, ale chłopak jej przeszkodził. Położył kartkę z powrotem na
jej kolanach, zerkając na nią nieufnie w obawie, że znów postanowi ją wyrzucić.
– Zamknij oczy i wybierz palcem jakieś losowe miejsce.
Gen
postanowiła się dłużej nie opierać i spełnić jego prośbę. Kiedy otworzyła oczy
by przeczytać wylosowany numer, niemalże od razu wybuchła śmiechem.
- 21 – pocałunek
w deszczu.
Shannon
uniósł brwi i spojrzał na Gen.
- Jaka
dziewczyna z Luizjany wymyśla cokolwiek związanego z deszczem?
- Ciesz
się, że nie wylosowałam śniegu. – zaśmiała się. – Chociaż z deszczem będzie
równie ciężko.
-
Niekoniecznie. – odparł Shannon zagadkowo. – Ale możesz już skreślić kilka
miejsc.
Genevieve
spojrzała na listę. Faktycznie, niektóre punkty mogła już przekreślić,
chociażby bibliotekę czy pocałunek w ciemnościach.
***
Kiedy
zatrzymali się pod ładnym, bladozielonym domem na przedmieściach Shreveport,
Genevieve spojrzała na Shannona jak na wariata. Nie miała pojęcia, co planuje,
ale zaczynała mieć obawy, że będzie to nielegalne. Niepewnie wysiadła z
samochodu, wciąż rozglądając się dookoła.
- Dlaczego
odnoszę wrażenie, że chcesz się tam włamać?
Shannon
zaśmiał się niebezpiecznie, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Gen.
- To nie
włamanie, jeśli masz klucze. – powiedział, pokazując jej pęk połyskujących
kluczy. - Ten dom należy do szefa Jareda. Wyjechał z żoną na Kanary i obiecał
mu drobną premię za doglądanie jego posiadłości. Chodź.
Kiedy szli
po kamiennej dróżce, Genevieve wpatrywała się w zadbany ogród wypełniony
przeróżnymi kwiatami, fontannami i krzewami przyciętymi w rozmaite zwierzęta.
Stanęła na środku trawnika i przez chwilę poczuła się jak w bajce. Wpatrywała
się w altankę znajdującej się na końcu ogrodu i wyobrażała sobie, jak pięknie
musi tu być w nocy, gdy drobne lampki rozwieszone na drzewach się zapalają.
Jej
wyobrażenia przerwał zimny strumień wody uderzający ją prosto w plecy. Gdy się
odwróciła, zobaczyła rozbawionego Shannona z wężem ogrodowym w dłoni. Dziewczyna
odruchowo zaczęła piszczeć, ale to tylko zachęciło chłopaka do dalszego
polewania ją wodą. Genevieve postanowiła nie zwracać uwagi na przemoczone
ubrania i zaczęła biec w jego stronę, by odebrać mu zraszacz. Shannon zaczął
uciekać, jednakże szybko poczuł, że wąż nie sięgnie już dalej i był zmuszony
się zatrzymać. Gen zaczęła się z nim szarpać, nie zauważając nawet, że śmieje
się równie głośno, jak on. Kiedy wreszcie udało jej się złapać za wąż, Shannon wyrwał
go z jej dłoni i rzucił go na ziemię.
Wąż zaczął
wykonywać niekontrolowane ruchy, opryskując ich wodą tak, że Shannon szybko
stał się równie przemoczony, co Gen. Schował okulary do kieszeni dżinsowej
koszuli i zaczął gonić dziewczynę po całym ogrodzie, wywracając się w końcu na
mokrej trawie. Genevieve zaczęła się jeszcze głośniej śmiać a Shannon postanowił
udawać, że nie może wstać. Gdy zaniepokojona dziewczyna podeszła do niego i
podała mu rękę, chłopak złapał ją i przyciągnął do siebie. Szybkim ruchem
przewrócił ją na trawę, przez co patrzył teraz na nią z góry.
- Widzisz,
nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Potrafię załatwić nawet deszcz. –
powiedział z satysfakcją. – Wyjmij aparat z mojej kieszeni i ustaw
samowyzwalacz. – polecił, wskazując głową na kieszeń koszuli. Dziewczyna spełniła
jego polecenie i położyła aparat jak najdalej potrafiła. Czekali, aż migawka
przestanie mrugać, ale już po dwóch sekundach zaczęli się śmiać.
- Och, po prostu
mnie już pocałuj. – powiedziała, łapiąc za rąbki jego koszuli i przyciągnęła go
do siebie.
Kiedy się całowali, nie zwracali
już uwagi na wodę spływającą po ich włosach i ciele, na wąż tańczący po całym
ogrodzie ani nawet na aparat, który już dawno zdążył zrobić zdjęcie.
- No, to numer 21 mamy już
załatwiony. To który teraz? – zapytał rozbawiony Shannon, nie czekając na
odpowiedź. Zamiast tego dalej ją całował, a Genevieve nawet nie myślała, by mu
przerwać.
Oooo... Jak słodko <3 Nareszcie wróciłaś, już myślałam, że nigdy nie doczekam się nowego wpisu. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się jak najszybciej.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny.
Dziękuję. Postaram się jak najszybciej :)
UsuńNo mam nadzieję, bo na ten się dość długo czekaliśmy...
UsuńOOOOOOOOOOOOO MATKOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!! CHCĘ TAKIEGO SHANNONA!!!!! TERAZ ZARAZ! UMARŁAM.... Cudowny One Shot, pisz więcej takich bo naprawdę świetnie to robisz :* I oczywiście czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Zżera mnie ciekawość co będzie dalej i jak potoczą się sprawy... Pozdrawiam M.J. Niech 30 STM będzie z tobą <3
OdpowiedzUsuńO matko, Cass! *.* taki slodki rozdzial, delikatny i lekki. Nienaciagany, wspanialy! Az lza sie w oku zakrecila! (: dziekuje! Tesknoe za NIMI ♡ weny, weny i jeszcze raz weny! (:
OdpowiedzUsuńOoo to mi się przyda :)
Usuńoo jak milo ze wrocilas, tesknilam!
OdpowiedzUsuńjedyne co, to nie wiem czy ludzie z ameryki lataja na wakacje na kanary haha, taki szczegol :)
/S.
miło, że ktoś tęsknił ;)
Usuńkto bogatemu zabroni? haha
Hej!!!!!! Cudowny rozdział!!!!! Dziękuję Ci bardzo za tego cudownego one shota:):):) Ale nie muszę chyba mówić, że wolałabym aby takie sceny odgrywały się pomiędzy Gen i Shannonen teraz w Londynie:):):):) Bardzo ładnie Cię proszę niech się ogarną i na coś zdecydują:) Buźka wielka za ten rozdział:):)
OdpowiedzUsuńMoże posłucham, może nie, nic nie zdradzam ;)
Usuń