sobota, 16 maja 2015

~ I swear, I lived. - one shot




            Genevieve wyszła z klasy i jak zwykle podążyła do swojej szafki, by odłożyć do niej książki. Przez cały dzień odliczała minuty do końca lekcji, myśląc tylko o tym, jak dać Shannonowi znak, iż chce się z nim spotkać. Liczyła jednak na to, że jej rodzice zostaną po godzinach w pracy i będzie mogła spokojnie do niego zadzwonić. 
            Gdy podarty kawałek papieru wypadł z jej szafki pomyślała, że to jakiś śmieć, który zapodział się gdzieś w jednym z zeszytów. Kiedy bez entuzjazmu podniosła go z podłogi zauważyła, że jest zapisany. Czerwone litery zostały nakreślone niezbyt starannie, jakby ktoś pisał je szybko na kolanie. Gen przypomniała sobie, jak Cara wrzuciła liścik do jej szafki i podpisała się jako Shannon. Miała wątpliwości, czy i tym razem nie był to podstęp lub przynajmniej głupi żart. Nigdy nie widziała pisma chłopaka, jednakże w pewien sposób pasowało jej do niego. Litery były duże, drukowane i zapisane w dużych odstępach. Autor liściku prosił o spotkanie po dzwonku przed czwartą lekcją, przy schodach prowadzących do kotłowni. Dziewczynę zaniepokoił brak podpisu, jednakże domyśliła się, kto mógł chcieć ją tam zobaczyć, a przynajmniej taką miała nadzieję.
            Z podekscytowaniem czekała, aż skończy się przerwa. Zdawała się trwać w nieskończoność, zwłaszcza gdy Tessa trajkotała nad jej głową przez bite dziesięć minut, bez ani jednej przerwy. Gen zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle przez ten czas złapała oddech. Zależało jej jednak, by dziewczyna niczego się nie domyśliła. Wiedziała, że poskutkuje to kazaniem na temat spóźniania się na lekcję i niszczenia swojej przyszłości przez związek z Shannonem.
            - Genevieve, znów mnie nie słuchasz! - wrzasnęła Tessa trochę za głośno, zwracając tym uwagę wszystkich przechodzących korytarzem.
            Gen otrząsnęła się i natychmiast zaczęła patrzeć na przyjaciółkę, a nie na zegar znajdujący się za nią.
            - Przepraszam, zamyśliłam się. Mam teraz hiszpański i boję się, że zostanę zapytana. Powtarzałam sobie w głowie odmiany czasowników i faktycznie trochę się wyłączyłam. - skłamała, choć po raz pierwszy nie poczuła się przez to źle.
            Wiedziała, że gdyby nie Shannon, tak właśnie wyglądałaby jej przerwa. Wkuwałaby do odpowiedzi lub próbowałaby zrozumieć opowieści Tessy, nie podejrzewając nawet, że istnieje życie poza szkołą, domem i przyjaciółką. Dlatego nie miała nawet wyrzutów sumienia. Uznała, że ma prawo do chcenia czegoś więcej od życia.
            - O cholera. Zapomniałam, że mam kartkówkę z angielskiego. - rzuciła Tessa z przerażeniem i spojrzała na zegarek na swojej ręce. - Dobra, mam jeszcze osiem minut. Powtarzaj sobie ten hiszpański, a ja lecę do łazienki zrobić sobie jakąś ściągę.
            Dziewczyna zniknęła w tak szybkim tempie, w jakim mówiła. Gen odetchnęła z ulgą, nie musząc dłużej udawać, iż nie może się doczekać spotkania z Shannonem, jednakże poczuła się zawiedziona faktem, że do końca przerwy pozostało jeszcze osiem minut.
            Ukryła się w bibliotece, by nikt jej nie zaczepił ani nie zauważył, że nie idzie na lekcje. Zaczęła przechadzać się między regałami z okurzonymi książkami, udając że czegoś szuka. Kiedy zbliżyła głowę do jednej z nich by przeczytać napis na jej grzbiecie, przez szparę między regałem, a książkami zauważyła znajome jej oczy spoglądające w innym kierunku. Natychmiast zrezygnowała z czytania i obeszła biblioteczkę dookoła.
            Shannon opierał się o chwiejący się regał i patrzył w swoją prawą stronę. Genevieve podążyła za jego wzrokiem i odkryła, że wpatruje się w niewielki zegar przymocowany do ściany. Na ten widok mimowolnie zaczęła się szeroko uśmiechać, po czym cicho podeszła do niego i oparła się o regał po drugiej stronie. Zauważył ją dopiero, kiedy zaczęła się cicho śmiać.

            - Zepsułaś całą niespodziankę. - powiedział z urażoną miną, wciąż krzyżując ręce, przez co wyglądał na obrażonego.
            - Nie zrobiłam tego celowo. Zresztą nie było dla mnie niespodzianką, że to ty zostawiłeś kartkę. Cara może nie jest zbyt inteligentna, ale nie zrobiłaby po raz drugi tego samego.
            Shannon zaśmiał się, a Genevieve zdziwiło, że wciąż stał tak daleko jej. Patrzyli sobie w oczy, stojąc naprzeciwko, ale żaden z nich się nie ruszył jako pierwszy. Kiedy usłyszeli dobiegający z korytarza dzwonek na lekcję, popatrzyli po sobie porozumiewawczo. Gen postanowiła się z nim podroczyć, odsuwając się od regału i udając, że zamierza wyjść.
            - To ja lecę na le... - zaczęła, ale nie zdążyła dokończyć, ponieważ Shannon złapał ją w talii, przyciągając do siebie.
            Zwinnie obrócił drobną dziewczynę w swoją stronę i ostrożnie pchnął ją na wysoki regał pełen książek historycznych, który zaczął się niebezpiecznie kołysać. Patrzyli sobie w oczy z odległości zaledwie kilku centymetrów i bezskutecznie próbowali powstrzymać się od pocałowania siebie nawzajem.
            Genevieve zdziwiła się, gdy ręka Shannona, która pieściła jej ciało nagle zastygła, a pocałunki ustały. Otworzyła oczy i spojrzała na chłopaka zagadkowo.
            - Ktoś idzie. - szepnął jej z zawadiackim uśmiechem, który zawsze pojawiał się na jego twarzy w przypadku kłopotów i przypływu adrenaliny. - Chodź.
            Shannon pociągnął dziewczynę za rękę i przeszli cicho dookoła regału. Gdy zobaczyli kobietę stojącą do nich tyłem, natychmiast rzucili się do ucieczki. Kiedy bibliotekarka się odwróciła, nikogo nie było już w bibliotece.
            Gdy znaleźli się na korytarzu, obydwoje natychmiast wybuchnęli śmiechem. Szybko jednak opanowali chichot i postanowili opuścić szkołę. Tym razem to Genevieve jako pierwsza usłyszała stukające w oddali obcasy. Shannon skinął głową na pierwsze drzwi, przy jakich stanęli. Było to pomieszczenie woźnego, zazwyczaj zamknięte na klucz. Jednakże gdy pociągnął za klamkę, drzwi  otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Obydwoje weszli do niego bez chwili zastanowienia, pogrążając się w całkowitej ciemności.
            W pomieszczeniu unosił się zapach środków chemicznych, a wokół porozstawiane były miotły, mopy i wszystko, czym można było posprzątać szkołę. Genevieve chciała cofnąć się o krok, ale jej noga od razu napotkała jakiś przedmiot. Pokój był tak mały, że stali przy sobie ściśnięci, nie mogąc się nawet minimalnie poruszyć. Jedynym, co słyszeli, były ich własne oddechy, które czuli na swojej skórze.
            - Nie ma tu jakiegoś włącznika światła? - zapytała szeptem Genevieve.
            - Oczywiście, że jest. Nawet wiem gdzie. Pracowałem tu, zapomniałaś? - Gen poczuła jego wargi muskające jej ucho, gdy cicho do niego szeptał, a całe jej ciało natychmiast przeszedł przyjemny dreszcz.
            - To może go poszukaj i przełącz?
            Genevieve usłyszała jego stłumiony chichot.
            - Po co? Tak jest przyjemniej. - powiedział cicho ściszonym głosem, a następną rzeczą, jaką poczuła, były jego ręce gładzące jej plecy i wargi łaskoczące szyję dziewczyny w poszukiwaniu jej ust.
            Genevieve czuła, jak przez ciemność jej zmysły są jeszcze bardziej wyostrzone niż zwykle. Każdy oddech, dotyk, czy bicie serca odbijało się echem po całym pomieszczeniu. Nie widziała ręki Shannona, ale dotykając jej potrafiła wyczuć każdy poruszający się mięsień, każdą wypukłość czy żyłę. Wyobrażała sobie, jak przy każdym przesunięciu jego tatuaż zmienia formę i była niemalże w stanie to zobaczyć. Tak bardzo skupiła się na tej wizji, że zapomniała, by robić nawet jednego kroku.
            Dziewczyna poślizgnęła się na szmacie leżącej na podłodze, próbując złapać równowagę trzymając się Shannona. Chłopak zupełnie się tego nie spodziewał, a w efekcie przewrócili się razem, z hukiem wpadając na stos wiader i butelek z przeróżnymi płynami. Shannon odczuł, jak coś metalowego wbiło mu się w plecy, a Genevieve upadła na niego, przez co nie poczuła nic, prócz jego klatki piersiowej. W trakcie upadku próbowała się jeszcze za coś złapać, ale poskutkowało to jedynie przewróceniem kilku mioteł.
            - Żyjesz? – zapytała Gen słysząc cichy jęk Shannona, jednakże nie zdążyła usłyszeć odpowiedzi.
            Myślała, że zaczyna widzieć rzeczy znajdujące się w pomieszczeniu, ponieważ jej wzrok przyzwyczaił się do zmroku. Szybko jednak zdała sobie sprawę, iż w środku jest za jasno i jest to raczej powodem otwartych drzwi.
            - Siema, Patrick. Miło znów cię widzieć. – powiedział Shannon żartobliwie, podnosząc się lekko i podpierając łokciami. Genevieve, która wciąż leżała na chłopaku, odwróciła głowę i spojrzała na stojącego w progu mężczyznę. Gruby dozorca patrzył na nich ze skrzyżowanymi rękoma i kręcił głową z niechęcią.
            - Chciałbym móc powiedzieć to samo o tobie, chłopcze. – powiedział niskim głosem. – Nie chcę znów mieć przez ciebie kłopotów, dlatego po prostu stąd wyjdź a ja udam, że nigdy was tu nie było.
            Genevieve czuła, że oblała się rumieńcem, ale bez słowa podciągnęła się do góry i podała rękę Shannonowi, by także wstał. Chłopak uśmiechał się od ucha do ucha, widocznie rozbawiony całą sytuacją. Patrząc na niego Gen nie potrafiła się powstrzymać, i również zaczęła się uśmiechać. Kiedy wyszła z pomieszczenia, Shannon zatrzymał się jeszcze na chwilę by poklepać dozorcę po ramieniu.
            - Dzięki Patrick. Zawsze wiedziałem, że jesteś w porządku.
            Mężczyzna westchnął i znów pokręcił głową.
            - Po prostu już stąd pójdźcie, dobra?
            Shannon posłał mu ostatni zuchwały uśmiech i odwrócił się do niego plecami. Chwycił Genevieve za rękę i szybkim krokiem pociągnął ją w stronę wyjścia ze szkoły. Kiedy znaleźli się na zewnątrz, od razu skierowali się do srebrnego jeepa zaparkowanego po drugiej stronie ulicy.
            - O co chodziło mu gdy mówił, że znów nie chce mieć przez ciebie kłopotów? – zapytała Gen w samochodzie.
            Shannon zaczął się śmiać, nagle coś sobie przypominając.
            - Stare dzieje. – odparł i przekręcił kluczyk w stacyjce. – Trochę uprzykrzałem mu życie, kiedy kazali mi tu za karę pracować. No wiesz, musiałem sobie znaleźć jakąś rozrywkę żeby nie zwariować. Kiedyś nalałem mu do wiadra trochę…
            - Chyba jednak nie chcę wiedzieć. – przerwała mu Genevieve uznając, że tak będzie lepiej. Chłopak parsknął śmiechem, ale posłuchał i zakończył temat. – Dokąd jedziemy?
            Shannon sięgnął po okulary przeciwsłoneczne do schowka, celowo przejeżdżając przy tym rękoma po jej nogach odkrytych przez szorty. Założył je i znów zaczął patrzeć na drogę.
            - Zawsze musisz mnie o to pytać. Nie możemy po prostu jechać przed siebie? Donikąd, byle by sobie razem pojeździć? – odparł, jadąc coraz szybciej.
            Genevieve westchnęła, uchylając do połowy okno. Ciepłe powietrze natychmiast wdarło się do środka, rozwiewając ich włosy.
            - Jakoś mi się nie chce wierzyć, że tak po prostu wyciągnąłeś mnie ze szkoły, by sobie pojeździć. Zawsze masz w tym jakiś ukryty cel.
            Shannon spojrzał na nią z uśmiechem i mimo ciemnych okularów dziewczyna wiedziała, że jego oczy są błyszczą z podekscytowania.
            - Wyjmij mi papierosa ze schowka. – powiedział, wzbudzając w tym czujność Gen.
            - Jakoś przed chwilą potrafiłeś sam sobie wyjąć stamtąd okulary.
            - Nie możesz chociaż raz zrobić tak, jak mówię?
            Gen spiorunowała chłopaka wzrokiem, ale w końcu odpuściła i otworzyła schowek. Wyjęła z niego paczkę Cameli i gdy miała już go zamknąć, Shannon ją zatrzymał.
            - Widzisz tę kartkę? – zapytał, a ona przyjrzała się złożonej na pół niebieskiej kartce. – Wyjmij ją i rozłóż.
            Genevieve była podekscytowana, jednakże jej mina szybko zrzedła.
            - Proszę powiedz mi, że to nie to, o czym myślę. – spojrzała na Shannona oczekując odpowiedzi, ale ten tylko zaczął się śmiać i udawał, że patrzy na drogę.
            Gen niechętnie rozłożyła kartkę i zaczęła przyglądać się drobnemu pismu. Nie musiała czytać co było na niej napisane, gdyż dobrze to wiedziała. W końcu sama ją zapisała.
            - Lista najbardziej romantycznych miejsc na pierwszy pocałunek. – wyrecytował Shannon z pamięci, starając się naśladować głos Genevieve.
            Dziewczyna posłała mu piorunujące spojrzenie.
            - Miałam trzynaście lat kiedy spisałam tę listę z Tessą. To była tylko zabawa… - zaczęła się tłumaczyć, choć i tak wiedziała, że zaczęła się rumienić. – Gdzie to znalazłeś?
            - W twojej szkatułce. – odparł pewnym, rozbawionym głosem.
            - Och, więc nie dość, że grzebałeś w moich rzeczach, to jeszcze ją ukradłeś? – zapytała nadąsana, wciąż trzymając kartkę na kolanach.
            - Można tak powiedzieć. – odparł, posyłając jej zawadiackie spojrzenie. – I to jedna z najzabawniejszych rzeczy, jaką kiedykolwiek ukradłem. A ukradłem ich sporo.
            Genevieve westchnęła, ale nie chciała się już dłużej przekomarzać przez kawałek papieru.
            - W takim razie może ją wyrzucę? – rzuciła, wystawiając rękę z kartką przez okno. Shannon natychmiast spojrzał na nią z błagalną miną i niemalże nie wjechał w rowerzystę.
            - Nie rób tego. Genny, proszę cię.
            Genevieve cieszyła się, że teraz ona może się ponabijać z Shannona i trochę z niego zadrwić.
            - A to dlaczego? – zapytała, machając kartką z zuchwałym uśmiechem.
            - Z pewnością masz do tej listy sentyment… - zaczął, próbując ją przekonać.
            - Mam sporo takich pamiątek, obejdę się.
            - No dobra, tak naprawdę to miałem nadzieję, że wypróbujemy kilka z tych miejsc. – powiedział, a Genevieve spojrzała na niego w poszukiwaniu żartu. On jednak mówił całkiem poważnie. Dziewczyna położyła kartkę z powrotem na kolanach, a Shannon wykorzystał jej zaskoczenie i szybko zabrał listę, wkładając ją do kieszeni spodni.
            - Wiesz, że ta lista obejmowała pierwszy pocałunek? Poza tym zaplanowany pocałunek nie jest już romantyczny, tylko wyreżyserowany.
            Shannon parsknął śmiechem i spojrzał na dziewczynę z politowaniem.
            - To tylko zabawa. Zobaczysz, będzie fajnie. Wziąłem nawet aparat. – Genevieve spojrzała w głąb schowka, w którym faktycznie leżał aparat fotograficzny. – I zanim zapytasz – tak, to twój. Jego też ukradłem. To znaczy pożyczyłem. – Gen miała już coś powiedzieć, ale chłopak jej przeszkodził. Położył kartkę z powrotem na jej kolanach, zerkając na nią nieufnie w obawie, że znów postanowi ją wyrzucić. – Zamknij oczy i wybierz palcem jakieś losowe miejsce.
            Gen postanowiła się dłużej nie opierać i spełnić jego prośbę. Kiedy otworzyła oczy by przeczytać wylosowany numer, niemalże od razu wybuchła śmiechem.
            - 21 – pocałunek w deszczu.
            Shannon uniósł brwi i spojrzał na Gen.
            - Jaka dziewczyna z Luizjany wymyśla cokolwiek związanego z deszczem?
            - Ciesz się, że nie wylosowałam śniegu. – zaśmiała się. – Chociaż z deszczem będzie równie ciężko.
            - Niekoniecznie. – odparł Shannon zagadkowo. – Ale możesz już skreślić kilka miejsc.
            Genevieve spojrzała na listę. Faktycznie, niektóre punkty mogła już przekreślić, chociażby bibliotekę czy pocałunek w ciemnościach.

***
            Kiedy zatrzymali się pod ładnym, bladozielonym domem na przedmieściach Shreveport, Genevieve spojrzała na Shannona jak na wariata. Nie miała pojęcia, co planuje, ale zaczynała mieć obawy, że będzie to nielegalne. Niepewnie wysiadła z samochodu, wciąż rozglądając się dookoła.
            - Dlaczego odnoszę wrażenie, że chcesz się tam włamać?
            Shannon zaśmiał się niebezpiecznie, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Gen.
            - To nie włamanie, jeśli masz klucze. – powiedział, pokazując jej pęk połyskujących kluczy. - Ten dom należy do szefa Jareda. Wyjechał z żoną na Kanary i obiecał mu drobną premię za doglądanie jego posiadłości. Chodź.
            Kiedy szli po kamiennej dróżce, Genevieve wpatrywała się w zadbany ogród wypełniony przeróżnymi kwiatami, fontannami i krzewami przyciętymi w rozmaite zwierzęta. Stanęła na środku trawnika i przez chwilę poczuła się jak w bajce. Wpatrywała się w altankę znajdującej się na końcu ogrodu i wyobrażała sobie, jak pięknie musi tu być w nocy, gdy drobne lampki rozwieszone na drzewach się zapalają.
            Jej wyobrażenia przerwał zimny strumień wody uderzający ją prosto w plecy. Gdy się odwróciła, zobaczyła rozbawionego Shannona z wężem ogrodowym w dłoni. Dziewczyna odruchowo zaczęła piszczeć, ale to tylko zachęciło chłopaka do dalszego polewania ją wodą. Genevieve postanowiła nie zwracać uwagi na przemoczone ubrania i zaczęła biec w jego stronę, by odebrać mu zraszacz. Shannon zaczął uciekać, jednakże szybko poczuł, że wąż nie sięgnie już dalej i był zmuszony się zatrzymać. Gen zaczęła się z nim szarpać, nie zauważając nawet, że śmieje się równie głośno, jak on. Kiedy wreszcie udało jej się złapać za wąż, Shannon wyrwał go z jej dłoni i rzucił go na ziemię.
            Wąż zaczął wykonywać niekontrolowane ruchy, opryskując ich wodą tak, że Shannon szybko stał się równie przemoczony, co Gen. Schował okulary do kieszeni dżinsowej koszuli i zaczął gonić dziewczynę po całym ogrodzie, wywracając się w końcu na mokrej trawie. Genevieve zaczęła się jeszcze głośniej śmiać a Shannon postanowił udawać, że nie może wstać. Gdy zaniepokojona dziewczyna podeszła do niego i podała mu rękę, chłopak złapał ją i przyciągnął do siebie. Szybkim ruchem przewrócił ją na trawę, przez co patrzył teraz na nią z góry.
            - Widzisz, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. Potrafię załatwić nawet deszcz. – powiedział z satysfakcją. – Wyjmij aparat z mojej kieszeni i ustaw samowyzwalacz. – polecił, wskazując głową na kieszeń koszuli. Dziewczyna spełniła jego polecenie i położyła aparat jak najdalej potrafiła. Czekali, aż migawka przestanie mrugać, ale już po dwóch sekundach zaczęli się śmiać.
            - Och, po prostu mnie już pocałuj. – powiedziała, łapiąc za rąbki jego koszuli i przyciągnęła go do siebie.
Kiedy się całowali, nie zwracali już uwagi na wodę spływającą po ich włosach i ciele, na wąż tańczący po całym ogrodzie ani nawet na aparat, który już dawno zdążył zrobić zdjęcie.

- No, to numer 21 mamy już załatwiony. To który teraz? – zapytał rozbawiony Shannon, nie czekając na odpowiedź. Zamiast tego dalej ją całował, a Genevieve nawet nie myślała, by mu przerwać.  

10 komentarzy:

  1. Oooo... Jak słodko <3 Nareszcie wróciłaś, już myślałam, że nigdy nie doczekam się nowego wpisu. Mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się jak najszybciej.
    Życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Postaram się jak najszybciej :)

      Usuń
    2. No mam nadzieję, bo na ten się dość długo czekaliśmy...

      Usuń
  2. OOOOOOOOOOOOO MATKOOOOOOOOOOOOOOO!!!!!!!!!!!!!!! CHCĘ TAKIEGO SHANNONA!!!!! TERAZ ZARAZ! UMARŁAM.... Cudowny One Shot, pisz więcej takich bo naprawdę świetnie to robisz :* I oczywiście czekam z niecierpliwością na nowy rozdział. Zżera mnie ciekawość co będzie dalej i jak potoczą się sprawy... Pozdrawiam M.J. Niech 30 STM będzie z tobą <3

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, Cass! *.* taki slodki rozdzial, delikatny i lekki. Nienaciagany, wspanialy! Az lza sie w oku zakrecila! (: dziekuje! Tesknoe za NIMI ♡ weny, weny i jeszcze raz weny! (:

    OdpowiedzUsuń
  4. oo jak milo ze wrocilas, tesknilam!
    jedyne co, to nie wiem czy ludzie z ameryki lataja na wakacje na kanary haha, taki szczegol :)

    /S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło, że ktoś tęsknił ;)
      kto bogatemu zabroni? haha

      Usuń
  5. Hej!!!!!! Cudowny rozdział!!!!! Dziękuję Ci bardzo za tego cudownego one shota:):):) Ale nie muszę chyba mówić, że wolałabym aby takie sceny odgrywały się pomiędzy Gen i Shannonen teraz w Londynie:):):):) Bardzo ładnie Cię proszę niech się ogarną i na coś zdecydują:) Buźka wielka za ten rozdział:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może posłucham, może nie, nic nie zdradzam ;)

      Usuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)