niedziela, 5 kwietnia 2015

57. Genny





Kiedy Jared przystawił ucho do drzwi, usłyszał jej dzwoniący telefon. To zaniepokoiło go jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle możliwe. Zaczął walić w drzwi jeszcze głośniej i przestał dopiero, gdy sąsiadka z naprzeciwka zagroziła, że zadzwoni na policję za zakłócanie spokoju. Jared zaczął przekrzykiwać się z podstarzałą kobietą, a przez zdenerwowanie stał się jeszcze bardziej kłótliwy.

- Jared, co ty wyprawiasz?

Leanne stała na schodach z reklamówką w ręce. Już z dołu usłyszała awanturę, a jeden z głosów rozpoznała niemalże natychmiast. Starała się nie denerwować i w normalnym tempie wejść na górę, jednakże wiedza, że Jared czeka na nią na górze nie pomagała jej w zachowaniu spokoju.

- Lea, jesteś cała. - rzucił z ulgą, kompletnie zaskoczony.

Natychmiast się opanował, niemalże wpadając w euforię na jej widok. Kiedy stanęła obok niego i zerknęła niepewnie na poczerwieniałą ze zdenerwowania kobietę, Jared nieoczekiwanie wziął ją w swoje objęcia.

Sąsiadka pokręciła głową, rzuciła coś pod nosem i zniknęła w swoim mieszkaniu. Leanne odsunęła się od Jareda, lekko go od siebie odpychając. Nie spoglądając mu w oczy, wyminęła go i zaczęła mocować się z zamkiem od drzwi.

- Pomogę ci. - powiedział, momentalnie ruszając dziewczynie na ratunek.

Gdy dotknął jej ręki, Leanne znów odsunęła się od niego jak poparzona.

- Dam sobie radę. - rzuciła podniesionym głosem.

Jared zdał sobie sprawę, że Lea jest wciąż na niego zła i postanowił, iż nie będzie jej już wchodził w drogę. Mimo wszystko chciał się z nią pogodzić, dlatego obiecał sobie, że chociaż spróbuje ją udobruchać. Kiedy miała mu już zamknąć drzwi przed nosem, zwinnie wślizgnął się do środka. Dziewczyna westchnęła, ale zdecydowała się nie kłócić i po prostu go zignorowała, przechodząc do salonu.

- Tak bardzo się o ciebie martwiłem. Już myślałem, że coś ci się stało.- powiedział do jej pleców czekając, aż się odwróci.

Leanne stanęła w miejscu i Jared usłyszał tylko jej parsknięcie.

- Skąd u ciebie ta nagła troska? - dziewczyna obróciła się w jego stronę i skrzyżowała ręce. - A może bałeś się, że jeśli coś mi się stanie, będziesz czuł się za to odpowiedzialny?

Jared przyglądał jej się przez dłuższą chwilę jakby chciał się upewnić, że mówi na poważnie. Patrzyła na niego twardym wzrokiem, który przez ułamek sekundy przypominał mu surowe spojrzenie Isabelle.

- Jak w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Wiem, że zachowałem się jak ostatni dupek, ale nigdy celowo nie zrobiłbym czegoś, co mogłoby cię skrzywdzić. Nie miałem pojęcia, że ta cholerna piosenka tak cię zdenerwuje. Zresztą, czy tu w ogóle o to chodzi? Genevieve nawet nie próbowała o tym rozmawiać, tylko od razu zauważyła, że przyczyna mojego zachowania leży o wiele głębiej. Może twojego też?

Leanne spuściła wzrok. Dopiero teraz zrozumiała, że faktycznie piosenka nie była tu głównym problemem.

- Naprawdę cieszę się, że Gen żyje i wróciła. Ale wciąż mam wrażenie, że nie do końca zapomniałeś o tym, co do niej czułeś. Wiem, że jestem teraz najgorszą siostrą na świecie, ale nie potrafię przestać o was myśleć.

Jared miał już zapewnić ją o swoich uczuciach, kiedy Lea przymrużyła oczy i zaczęła delikatnie się kołysać. Natychmiast posadził ją na fotelu, klękając przy niej i mówiąc do dziewczyny, że przyniesie jej wodę. Nie zdążył jednak dokończyć zdania, gdyż po chwili Leanne całkowicie odpłynęła, nie słysząc już ogarniętego paniką głosu Jareda.

***
Genevieve wiedziała, że mimo kolejnej prośby Shannon i tak nie powie jej, dokąd jadą. Mimo to próbowała urozmaicić jakoś drogę i wciąż podpytywała go, co wymyślił. Z początku myślała, iż Shannon tak naprawdę sam tego nie wie i jedzie przed siebie, jednakże kiedy zaczął zwracać szczególną uwagę na znaki zdała sobie sprawę, iż wszystko dokładnie zaplanował.

- Może jakaś mała podpowiedź? Wskazówka? - pytała opierając się łokciem o drzwi auta. Patrzyła na Shannona rozbawionego jej ciągłymi pytaniami, przez co sama też zaczęła się uśmiechać.

- Z każdą sekundą zaczynam myśleć, że tak naprawdę nic się nie zmieniłaś. Jesteś tak samo wkurzająca jak kiedyś. - droczył się z nią, jak mieli kiedyś w zwyczaju.

Dopiero teraz Shannon zaczął zauważać małe detale, jakich wcześniej nie dostrzegał, a jakich bardzo mu przez ten cały czas brakowało. Mimo, że Emma była młodsza od Genevieve, była raczej samozachowawcza i niezbyt wyluzowana. Momenty, w których wymieniał się z nią kąśliwymi, ale zabawnymi uwagami mógł policzyć na palcach jednej ręki. Natomiast z Gen wystarczyło parę godzin sam na sam by poczuć się tak, jakby cofnął się w czasie o dwadzieścia lat.

Genevieve zaczęła się śmiać, odwracając głowę w stronę okna.

- Minęliśmy o2... Dokąd ty chcesz mnie wywieźć?

Shannon przypomniał sobie, jak zaplanował dla niej urodziny. Wtedy także zadbał, by utrzymać swoją niespodziankę w tajemnicy i choć nalegała, by zdradził jej jakikolwiek szczegół, on jej nie uległ i tylko przyciskał pedał gazu, by szybciej znaleźć się na miejscu. Teraz może i pogoda za oknem niczym nie przypomniała ciepłej jesieni w Luizjanie, jednakże miał nadzieję, iż mimo wszystko miejsce, w jakie zamierzał zabrać Genevieve będzie dla niej choć namiastką domu.

Pomimo zachmurzonego nieba, słońce starało się wyjść zza szarych obłoków, rzucając jasną poświatę na ulicę. Shannon wyjął z kieszeni kurtki okulary przeciwsłoneczne, ponieważ nie mógł już dłużej znieść oślepiającego blasku. Genevieve zerknęła na niego i mimowolnie również przypomniała sobie dzień, kiedy próbował urządzić jej wspaniałe, romantyczne urodziny. Chociaż nie zakończyły się one tak, jak zaplanował i poskutkowały awanturą, wciąż wspominała te urodziny jako najlepsze w swoim życiu. Nie pamiętała już o kłótni, ani o kradzieży. Kiedy utraciła Shannona zdała sobie sprawę, że wszystkie problemy, sprzeczki i nieporozumienia nie miały dla niej większego znaczenia. W ogólnym rozrachunku związek z Shannonem przyniósł jej więcej szczęścia, niż smutku.

- Przez chwilę myślałam, że to te same Ray-Bany, które miałeś kiedyś. - rzuciła bez zastanowienia Gen czując, że powinna się powstrzymać. Z jednej strony cieszyła się, że wreszcie może być przy kimś sobą i poczuć się swobodnie, ale z tyłu głowy wciąż słyszała, że nie powinna aż tak spoufalać się z Shannonem i zachowywać się, jakby nadal byli razem.
Shannon zerknął na nią żałując, iż musi patrzeć na drogę.
- Chyba nawet Ray-Bany nie są w stanie tak długo ze mną wytrzymać. - zażartował, przez co Genevieve znów się rozluźniła.

- Okej, zaczynam tracić cierpliwość. Zapomniałeś już jaka jestem ciekawska? - rzuciła, nie mając pojęcia, dokąd zmierzają. Wokół dostrzegała tylko proste budynki, które przypominały o tym, że znajdują się coraz dalej Londynu.

- Nie sądzę bym zapomniał jakąkolwiek rzecz, która ma z tobą związek. - powiedział, po czasie uświadamiając sobie, że Genevieve znów poczuła się przez to niezręcznie. - Nie martw się, jesteśmy już prawie na miejscu.

- Rainham? Co ciekawego jest w Rainham? - pomyślała na głos, a Shannon tylko się zaśmiał. Cieszył się, że pomimo upływu czasu i wielu ciężkich doświadczeń Genevieve nie zmieniła się aż tak bardzo, a nawet jeśli, to w jego towarzystwie znów zachowywała się jak kiedyś.

- Chyba wytrzymasz pięć minut bez mojej odpowiedzi? - zapytał retorycznie, zatrzymując samochód przy wjeździe do jednej z fabryk. Kiedy zaparkował, Genevieve pomyślała, że żartuje. Nie miała pojęcia, co ciekawego może znajdować się w takim miejscu.

Shannon wysiadł z samochodu i otworzył jej drzwi. Kiedy wysiadła, gruby obcas butów ugrzązł jej w piaszczystym podłożu. Gdy tylko udało jej się stabilnie stanąć, przy następnym kroku znów nieco się zachwiała.

- Pomogę ci. - zaproponował Shannon, oferując jej swoje ramię.

Gen spojrzała na niego niepewnie, ale widząc przed sobą ciągnącą się drogę postanowiła się poddać i przystać na jego propozycję. Wsunęła rękę pod jego ramię i dała się prowadzić żwirową ścieżką, którą po chwili zastąpił dziurawy asfalt.

Kiedy minęli rząd budynków przemysłowych, widok zaczęły przesłaniać jej krzewy. Po przejściu kilku kroków zza przeszkód zaczął rozpościerać się krajobraz rzeki migoczącej blasku słońca, które chwilowo pokonało chmury. Shannon poprowadził swoją towarzyszkę przez trawę, by przejść przez furtkę i znaleźć się za ogrodzeniem. Genevieve obserwowała niewielkie żaglówki płynące z wiatrem i kręcący się po drugiej stronie rzeki wiatrak. Gołym okiem mogła dostrzec zarysy budynków położonych na tamtym brzegu Tamizy.

- Jak znalazłeś to miejsce? - zapytała będąc wciąż pod wrażeniem. Mimo, że betonowa ścieżka była już bezpieczna, nadal szła z Shannonem pod ramię.

- Kiedy pierwszy raz przyleciałem do Londynu z Jaredem nie potrafiłem znieść, jak bardzo Leanne przypominała mi o tobie. Nie chodziło nawet o to, czy jesteście do siebie podobne, czy nie. Po prostu jej obecność i to, jak o tobie mówiła sprawiało, że czułem się coraz podlej. A potem, gdy wszystko się wydało... - Genevieve patrzyła na Shannona i żałowała, że nie widzi jego oczu. Podejrzewała jednak, że posmutniały tak, jak jego twarz. - Potrzebowałem jakiegoś miejsca, gdzie będę mógł w spokoju pobyć sam i pomyśleć. Kiedyś wybrałbym jakiś bar lub klub, ale nie chciałem do tego nigdy więcej wracać, dlatego po prostu jechałem przed siebie, dopóki nie trafiłem tutaj. Od razu mi się tu spodobało, poza tym przywoływało miłe wspomnienia.

Gen rozumiała, że Shannon potrzebował miejsca, w którym mógłby się zaszyć i ukryć przed całym światem. Od zawsze miał momenty, w których wolał być samotny. Nie potrafiła jednak skojarzyć, co mogło mu to miejsce przypominać. Zaczęła podejrzewać, że chodziło mu o coś, co nie miało związku z nią.

- Jakie konkretnie? - zapytała, jak zwykle dając upust swojej ciekawości.

- Zobaczymy, czy też to pamiętasz. - powiedział z zawadiackim uśmiechem, przez który poczuła, że topnieje jej serce. Wciąż należało to do jej ulubionych widoków i nie potrafiła się przyzwyczaić do tego, że znów ma okazję widzieć Shannona takiego, jakim go zapamiętała.
- A powinnam?

- Nie wiem. Może to tylko ja jestem tak sentymentalny. - odparł żartobliwie, choć Genevieve wyczuła, że za jego stwierdzeniem kryło się coś więcej. Pomyślała, że jeśli nie skojarzy tego miejsca z tym, o którym mówi Shannon, mężczyzna poczuje się zawiedziony.

Shannon poprowadził ją nad sam brzeg rzeki, który w całości obrośnięty był trawą. Pomiędzy nimi rosło kilka krzewów i niskich drzewek, które ukrywały ich przed samochodami przejeżdżającymi asfaltem i ludzi spacerujących ścieżką wzdłuż rzeki. Genevieve przyglądała się wodzie i otoczeniu wokół, czując się głupio z faktem, że nie jest w stanie zobaczyć w tym miejscu tego, co dostrzegł Shannon.

- I jak? - zapytał, patrząc na Genevieve z uśmiechem. Kobieta poczuła jeszcze większe poczucie winy, które sprawiło, że samotna łza pociekła po jej policzku.

- Nie wiem, Shannon. Nie mam pojęcia, co powinnam tu widzieć. Przepraszam. - wydukała, a Shannon natychmiast posmutniał. Nie spodziewał się, że Genevieve weźmie to aż tak bardzo do siebie. Natychmiast obrócił ją w swoją stronę i spojrzał jej w oczy.

- Chodź. - rozkazał, łapiąc ją za rękę i siadając na trawie, ciągnąc Gen za sobą. - Zamknij oczy.

- Shannon... - kobieta nie widziała sensu w jego usilnych próbach pokazania jej świata jego oczami. Chciała, by wreszcie zdradził, co miał na myśli zabierając ją tutaj.

- No dalej. - zachęcił ją, a ta niechętnie zamknęła oczy.

- Wyobraź sobie, że jest trochę cieplej. Trzymasz nogi tak blisko wody, że wystarczy jeden ruch, żebyś zamoczyła swoje czarne tenisówki. Gdybyś odwróciła głowę w lewo, zobaczyłabyś...

- Most pomiędzy Shreveport, a Bossier City. - powiedziała, wciąż nie otwierając oczu. Chciała jeszcze choć przez chwilę mieć ten widok przed oczami. - Siedzimy nad Red River. Skończyłam wcześniej lekcje albo po prostu z nich uciekłam, byle się z tobą spotkać.

Obydwoje zaczęli mimowolnie się uśmiechać, czując się tak, jakby naprawdę znów przeżywali ten dzień. Fakt, że mówili o nim w czasie teraźniejszym tylko umacniał ich w przekonaniu, że tak jest. Gdy Gen otworzyła oczy, nie widziała już Red River i ciepłego popołudnia, jednakże nawet tego nie zauważyła. Widziała teraz tylko Shannona, który przyglądał jej się takim samym wzrokiem, jak wtedy.

- Spotkaliśmy się tam po raz ostatni, gdy moi rodzice się o nas dowiedzieli. Miałeś się z nimi spotkać i porozmawiać. Naprawdę sądziliśmy, że przyjmą nasz związek do wiadomości i odpuszczą? - parsknęła ironicznym śmiechem.

Shannon zapamiętał inne szczegóły tego dnia, o wiele dla niego przyjemniejsze.

- Mimo wszystko podobał mi się ten dzień. Chociaż właściwie, to bardziej noc. - powiedział nie mogąc powstrzymać uśmiechu, a Genevieve spojrzała na niego wybuchając śmiechem i dając mu kuksańca w ramię. Oczywiście sama również pamiętała swój pierwszy raz z Shannonem i było to jedno z tych wspomnień, którego nigdy nie wyparłaby z pamięci.

- Jestem ciekawa, co stało się z tą chatą pośrodku... niczego.

Shannon spojrzał na nią z nadal uśmiechniętą twarzą.

- Spaliłem ją. - odparł, a Genevieve zaczęła się śmiać, biorąc to za żart. Mężczyzna spojrzał na nią i nieco spoważniał. - Naprawdę, Gen. Spaliłem ją. Zaraz po tym jak wyszedłem z aresztu i powiedzieli mi, że umarłaś. - Genevieve także sposępniała nie mogąc uwierzyć w to, co działo się z Shannonem po jej odejściu. - Nie chciałem, żeby ktoś kiedykolwiek zabrał nam nasze miejsce. Chciałem, żeby już na zawsze pozostało nasze. Musiałem wyjechać, chociaż bez ciebie i tak nie potrafiłem już tam nawet wejść. Myślałem, że już nigdy się nie zobaczymy, więc puściłem ją z dymem. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak bardzo się pomyliłem.
- Ja też tak myślałam, Shannon. I jestem wdzięczna Leanne, że dodała mi odwagi, by się z tobą spotkać. - powiedziała patrząc mu w oczy, które natychmiast się rozpromieniły.

- Mówiąc o Leanne... Dała mi coś dla ciebie. - rzekł zagadkowo, a Genevieve znów zaczęła się niecierpliwić. Shannon sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnął brązowe pudełeczko przewiązane pozłacaną wstążką. Gen od razu domyśliła się, co jest w środku.

- To ona, prawda? - zapytała z ekscytacją w głosie.

Shannon uśmiechnął się szeroko i przytaknął, wyciągając w jej stronę pudełko i otwierając je. Wyjął z niego znajomą jej bransoletkę z wygrawerowanym imieniem Genevieve i jej prawdziwą datą urodzenia. Jednak gdy spojrzała na zawieszkę, napisy zostały zastąpione czymś innym.

– – .
.
– .
– .
– . – 

- Co tu jest napisane? - zapytała, przyglądając się znakom.

- Wiedziałem, że jeśli zostawię oryginalny grawer, nie będziesz mogła jej nosić. Dlatego zastąpiłem go tym. To „Genny” w alfabecie Morse'a. Myślę, że niewiele osób będzie potrafiło to odczytać.

Genevieve nie wiedziała co powiedzieć. Była zaskoczona prezentem a tym bardziej faktem, że Shannon wymyślił, jak zamienić napis na coś mniej oczywistego. Coś, co mimo wszystko wciąż było częścią niej.

Gdy chciała odpowiedzieć, telefon Shannona zaczął natarczywie dzwonić. Mężczyzna go zignorował, ale po chwili znów zadzwonił. Wyłączył go nawet nie spoglądając na nieodebrane połączenie. Był zły, że ktoś próbuje przeszkodzić mu w tak ważnych dla niego chwilach. Zaczął się niepokoić dopiero, kiedy usłyszał także dźwięk komórki Gen.

- To Leanne. - powiedziała, spoglądając na ekran. - Powinnam odebrać. To może być coś ważnego.

Ku jej zdziwieniu dzwoniącym wcale nie była jej siostra, a Jared.

***
Genevieve i Shannon czekali, aż Jared przyjdzie do nich i pozwoli, by przeszli do poczekalni lub chociaż wyjaśni dokładnie, co się stało i jak czuje się Leanne.

- Amber! - Genevieve usłyszawszy swoje przybrane imię natychmiast odsunęła się od Shannona i odwróciła w stronę, z której pochodził wołający ją głos.

- Jack. - powiedziała starając się ukryć zaskoczenie połączone z niechęcią. Poczuła się głupio i niezręcznie, że Shannon miał poznać jej narzeczonego w taki sposób, w dodatku po tak mile spędzonym dniu.

- Próbowałem się do ciebie dodzwonić od wczoraj, coś się stało? - zapytał, nie zauważając jej towarzysza.

- Byłam zajęta, później wyjaśnię. Proszę poznaj...

- Shannon? Co ty tu robisz? Nie wiedziałem, że przyleciałeś z LA. - chłopak uśmiechnął się na jego widok, szczerze ucieszony tym spotkaniem.

Shannon spojrzał niepewnie na Genevieve, po czym uścisnął rękę Jacka.

- Wy się znacie? - zapytał go, patrząc zagubionym wzrokiem na Genevieve, która również była skonfundowana całą tą sytuacją.

- Jasne, Amber to moja narzeczona. A wy kiedy zdążyliście się poznać?


Shannon poczuł, jak ziemia zapada mu się pod nogami. Co innego było wiedzieć, że Genevieve jest w związku, a co innego osobiście poznać jej narzeczonego, który w dodatku był jego dobrym znajomym. 

14 komentarzy:

  1. Nareszcie! Myślałam, ze umarłaś!
    Trochę szkoda mi Jack'a :c
    Łezka w oku się kręci od tych wspomnień Shannon'a i Gen.
    Niech Jared w końcu się pogodzi z Lean, bo tych ich kłótni nie mogę znieść. I najważniejsze, dodawaj rozdziały częściej, bo umieram z ciekawości co stanie się dalej!
    Pozdrawiam, życzę weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spokojnie, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie ;)
      Chciałabym dodawać częściej i szybciej, ale niestety nie zawsze jest to możliwe.

      Usuń
  2. No to się narobiło... Wzruszyła mnie sytuacja nad rzeką, oko mi się spociło i w ogóle... I znowu milion pytań bez odpowiedzi, albo chociaż do czasu kiedy dodasz nowy rozdział :) Życzę dużo weny i nie ma że ci się nie chce :P Jak zwykle świetna muzyka. Pisz dalej. Pozdrawiam M.J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cassie codziennie tu zaglądam i sprawdzam czy nie ma kolejnego rozdziału. Nawet nie wiesz ile radości może sprawić dodanie napisanego przez ciebie kolejnego rozdziału.
    Rozdział cudowny, ciesze się, że Genny i Shannon nadal potrafią sie dogadać jak kiedyś. Szkoda tylko Shannona i w sumie Jacka też... Mam nadzieję, że Leanne nic się nie stanie poważnego, oby!
    Rozumiem brak weny, brak czasu i wszystko inne, ale mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziemy musieli tyle czekać :( Bardzo dużo weny! Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie wiem, czy nawet nie dłużej, bo w kwietniu czeka mnie trochę wyjazdów :/
      Dziękuję!

      Usuń
  4. Brakuje mi słów, żeby opisac to, co dzieje się ze mna po przeczytaniu rozdziału...
    Nie wiem czy sie cieszyć, że Gen i Shann dalej się dobrze czują w swoim towarzystwie, czy być zła na Gen, że nadal jest z Jackiem, na którego myśl jest mi przykro, czy tez płakać przez Jareda i Leanne... Wszystkie uczucia na raz mnie nawiedzają jak czytam twoje arcydzieło...
    Nie ma gadania, że się nie ma już zapału, tylko do pracy! Czekam na kolejny, buźka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za nowy rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, hej, kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  7. Cassie, wiem, że PCD, że koncert, że mało czasu, ale kiedy coś nowego? Czekamy:(

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)