Kiedy
Jared przystawił ucho do drzwi, usłyszał jej dzwoniący telefon.
To zaniepokoiło go jeszcze bardziej, o ile było to w ogóle
możliwe. Zaczął walić w drzwi jeszcze głośniej i przestał
dopiero, gdy sąsiadka z naprzeciwka zagroziła, że zadzwoni na
policję za zakłócanie spokoju. Jared zaczął przekrzykiwać się
z podstarzałą kobietą, a przez zdenerwowanie stał się jeszcze
bardziej kłótliwy.
-
Jared, co ty wyprawiasz?
Leanne
stała na schodach z reklamówką w ręce. Już z dołu usłyszała
awanturę, a jeden z głosów rozpoznała niemalże natychmiast.
Starała się nie denerwować i w normalnym tempie wejść na górę,
jednakże wiedza, że Jared czeka na nią na górze nie pomagała jej
w zachowaniu spokoju.
-
Lea, jesteś cała. - rzucił z ulgą, kompletnie zaskoczony.
Natychmiast
się opanował, niemalże wpadając w euforię na jej widok. Kiedy
stanęła obok niego i zerknęła niepewnie na poczerwieniałą ze
zdenerwowania kobietę, Jared nieoczekiwanie wziął ją w swoje
objęcia.
Sąsiadka
pokręciła głową, rzuciła coś pod nosem i zniknęła w swoim
mieszkaniu. Leanne odsunęła się od Jareda, lekko go od siebie
odpychając. Nie spoglądając mu w oczy, wyminęła go i zaczęła
mocować się z zamkiem od drzwi.
-
Pomogę ci. - powiedział, momentalnie ruszając dziewczynie na
ratunek.
Gdy
dotknął jej ręki, Leanne znów odsunęła się od niego jak
poparzona.
- Dam
sobie radę. - rzuciła podniesionym głosem.
Jared
zdał sobie sprawę, że Lea jest wciąż na niego zła i postanowił,
iż nie będzie jej już wchodził w drogę. Mimo wszystko chciał
się z nią pogodzić, dlatego obiecał sobie, że chociaż spróbuje
ją udobruchać. Kiedy miała mu już zamknąć drzwi przed nosem,
zwinnie wślizgnął się do środka. Dziewczyna westchnęła, ale
zdecydowała się nie kłócić i po prostu go zignorowała,
przechodząc do salonu.
- Tak
bardzo się o ciebie martwiłem. Już myślałem, że coś ci się
stało.- powiedział do jej pleców czekając, aż się odwróci.
Leanne
stanęła w miejscu i Jared usłyszał tylko jej parsknięcie.
-
Skąd u ciebie ta nagła troska? - dziewczyna obróciła się w jego
stronę i skrzyżowała ręce. - A może bałeś się, że jeśli coś
mi się stanie, będziesz czuł się za to odpowiedzialny?
Jared
przyglądał jej się przez dłuższą chwilę jakby chciał się
upewnić, że mówi na poważnie. Patrzyła na niego twardym
wzrokiem, który przez ułamek sekundy przypominał mu surowe
spojrzenie Isabelle.
- Jak
w ogóle mogłaś tak pomyśleć? Wiem, że zachowałem się jak
ostatni dupek, ale nigdy celowo nie zrobiłbym czegoś, co mogłoby
cię skrzywdzić. Nie miałem pojęcia, że ta cholerna piosenka tak
cię zdenerwuje. Zresztą, czy tu w ogóle o to chodzi? Genevieve
nawet nie próbowała o tym rozmawiać, tylko od razu zauważyła, że
przyczyna mojego zachowania leży o wiele głębiej. Może twojego
też?
Leanne
spuściła wzrok. Dopiero teraz zrozumiała, że faktycznie piosenka
nie była tu głównym problemem.
-
Naprawdę cieszę się, że Gen żyje i wróciła. Ale wciąż mam
wrażenie, że nie do końca zapomniałeś o tym, co do niej czułeś.
Wiem, że jestem teraz najgorszą siostrą na świecie, ale nie
potrafię przestać o was myśleć.
Jared
miał już zapewnić ją o swoich uczuciach, kiedy Lea przymrużyła
oczy i zaczęła delikatnie się kołysać. Natychmiast posadził ją
na fotelu, klękając przy niej i mówiąc do dziewczyny, że
przyniesie jej wodę. Nie zdążył jednak dokończyć zdania, gdyż
po chwili Leanne całkowicie odpłynęła, nie słysząc już
ogarniętego paniką głosu Jareda.
***
Genevieve
wiedziała, że mimo kolejnej prośby Shannon i tak nie powie jej,
dokąd jadą. Mimo to próbowała urozmaicić jakoś drogę i wciąż
podpytywała go, co wymyślił. Z początku myślała, iż Shannon
tak naprawdę sam tego nie wie i jedzie przed siebie, jednakże kiedy
zaczął zwracać szczególną uwagę na znaki zdała sobie sprawę,
iż wszystko dokładnie zaplanował.
-
Może jakaś mała podpowiedź? Wskazówka? - pytała opierając się
łokciem o drzwi auta. Patrzyła na Shannona rozbawionego jej
ciągłymi pytaniami, przez co sama też zaczęła się uśmiechać.
-
Z każdą sekundą zaczynam myśleć, że tak naprawdę nic się nie
zmieniłaś. Jesteś tak samo wkurzająca jak kiedyś. - droczył się
z nią, jak mieli kiedyś w zwyczaju.
Dopiero
teraz Shannon zaczął zauważać małe detale, jakich wcześniej nie
dostrzegał, a jakich bardzo mu przez ten cały czas brakowało.
Mimo, że Emma była młodsza od Genevieve, była raczej
samozachowawcza i niezbyt wyluzowana. Momenty, w których wymieniał
się z nią kąśliwymi, ale zabawnymi uwagami mógł policzyć na
palcach jednej ręki. Natomiast z Gen wystarczyło parę godzin sam
na sam by poczuć się tak, jakby cofnął się w czasie o
dwadzieścia lat.
Genevieve
zaczęła się śmiać, odwracając głowę w stronę okna.
-
Minęliśmy o2... Dokąd ty chcesz mnie wywieźć?
Shannon
przypomniał sobie, jak zaplanował dla niej urodziny. Wtedy także
zadbał, by utrzymać swoją niespodziankę w tajemnicy i choć
nalegała, by zdradził jej jakikolwiek szczegół, on jej nie uległ
i tylko przyciskał pedał gazu, by szybciej znaleźć się na
miejscu. Teraz może i pogoda za oknem niczym nie przypomniała
ciepłej jesieni w Luizjanie, jednakże miał nadzieję, iż mimo
wszystko miejsce, w jakie zamierzał zabrać Genevieve będzie dla
niej choć namiastką domu.
Pomimo
zachmurzonego nieba, słońce starało się wyjść zza szarych
obłoków, rzucając jasną poświatę na ulicę. Shannon wyjął z
kieszeni kurtki okulary przeciwsłoneczne, ponieważ nie mógł już
dłużej znieść oślepiającego blasku. Genevieve zerknęła na
niego i mimowolnie również przypomniała sobie dzień, kiedy
próbował urządzić jej wspaniałe, romantyczne urodziny. Chociaż
nie zakończyły się one tak, jak zaplanował i poskutkowały
awanturą, wciąż wspominała te urodziny jako najlepsze w swoim
życiu. Nie pamiętała już o kłótni, ani o kradzieży. Kiedy
utraciła Shannona zdała sobie sprawę, że wszystkie problemy,
sprzeczki i nieporozumienia nie miały dla niej większego znaczenia.
W ogólnym rozrachunku związek z Shannonem przyniósł jej więcej
szczęścia, niż smutku.
-
Przez chwilę myślałam, że to te same Ray-Bany, które miałeś
kiedyś. - rzuciła bez zastanowienia Gen czując, że powinna się
powstrzymać. Z jednej strony cieszyła się, że wreszcie może być
przy kimś sobą i poczuć się swobodnie, ale z tyłu głowy wciąż
słyszała, że nie powinna aż tak spoufalać się z Shannonem i
zachowywać się, jakby nadal byli razem.
Shannon
zerknął na nią żałując, iż musi patrzeć na drogę.
-
Chyba nawet Ray-Bany nie są w stanie tak długo ze mną wytrzymać.
- zażartował, przez co Genevieve znów się rozluźniła.
-
Okej, zaczynam tracić cierpliwość. Zapomniałeś już jaka jestem
ciekawska? - rzuciła, nie mając pojęcia, dokąd zmierzają. Wokół
dostrzegała tylko proste budynki, które przypominały o tym, że
znajdują się coraz dalej Londynu.
-
Nie sądzę bym zapomniał jakąkolwiek rzecz, która ma z tobą
związek. - powiedział, po czasie uświadamiając sobie, że
Genevieve znów poczuła się przez to niezręcznie. - Nie martw się,
jesteśmy już prawie na miejscu.
-
Rainham? Co ciekawego jest w Rainham? - pomyślała na głos, a
Shannon tylko się zaśmiał. Cieszył się, że pomimo upływu czasu
i wielu ciężkich doświadczeń Genevieve nie zmieniła się aż tak
bardzo, a nawet jeśli, to w jego towarzystwie znów zachowywała się
jak kiedyś.
-
Chyba wytrzymasz pięć minut bez mojej odpowiedzi? - zapytał
retorycznie, zatrzymując samochód przy wjeździe do jednej z
fabryk. Kiedy zaparkował, Genevieve pomyślała, że żartuje. Nie
miała pojęcia, co ciekawego może znajdować się w takim miejscu.
Shannon
wysiadł z samochodu i otworzył jej drzwi. Kiedy wysiadła, gruby
obcas butów ugrzązł jej w piaszczystym podłożu. Gdy tylko udało
jej się stabilnie stanąć, przy następnym kroku znów nieco się
zachwiała.
-
Pomogę ci. - zaproponował Shannon, oferując jej swoje ramię.
Gen
spojrzała na niego niepewnie, ale widząc przed sobą ciągnącą
się drogę postanowiła się poddać i przystać na jego propozycję.
Wsunęła rękę pod jego ramię i dała się prowadzić żwirową
ścieżką, którą po chwili zastąpił dziurawy asfalt.
Kiedy
minęli rząd budynków przemysłowych, widok zaczęły przesłaniać
jej krzewy. Po przejściu kilku kroków zza przeszkód zaczął
rozpościerać się krajobraz rzeki migoczącej blasku słońca,
które chwilowo pokonało chmury. Shannon poprowadził swoją
towarzyszkę przez trawę, by przejść przez furtkę i znaleźć się
za ogrodzeniem. Genevieve obserwowała niewielkie żaglówki płynące
z wiatrem i kręcący się po drugiej stronie rzeki wiatrak. Gołym
okiem mogła dostrzec zarysy budynków położonych na tamtym brzegu
Tamizy.
-
Jak znalazłeś to miejsce? - zapytała będąc wciąż pod
wrażeniem. Mimo, że betonowa ścieżka była już bezpieczna, nadal
szła z Shannonem pod ramię.
-
Kiedy pierwszy raz przyleciałem do Londynu z Jaredem nie potrafiłem
znieść, jak bardzo Leanne przypominała mi o tobie. Nie chodziło
nawet o to, czy jesteście do siebie podobne, czy nie. Po prostu jej
obecność i to, jak o tobie mówiła sprawiało, że czułem się
coraz podlej. A potem, gdy wszystko się wydało... - Genevieve
patrzyła na Shannona i żałowała, że nie widzi jego oczu.
Podejrzewała jednak, że posmutniały tak, jak jego twarz. -
Potrzebowałem jakiegoś miejsca, gdzie będę mógł w spokoju pobyć
sam i pomyśleć. Kiedyś wybrałbym jakiś bar lub klub, ale nie
chciałem do tego nigdy więcej wracać, dlatego po prostu jechałem
przed siebie, dopóki nie trafiłem tutaj. Od razu mi się tu
spodobało, poza tym przywoływało miłe wspomnienia.
Gen
rozumiała, że Shannon potrzebował miejsca, w którym mógłby się
zaszyć i ukryć przed całym światem. Od zawsze miał momenty, w
których wolał być samotny. Nie potrafiła jednak skojarzyć, co
mogło mu to miejsce przypominać. Zaczęła podejrzewać, że
chodziło mu o coś, co nie miało związku z nią.
-
Jakie konkretnie? - zapytała, jak zwykle dając upust swojej
ciekawości.
-
Zobaczymy, czy też to pamiętasz. - powiedział z zawadiackim
uśmiechem, przez który poczuła, że topnieje jej serce. Wciąż
należało to do jej ulubionych widoków i nie potrafiła się
przyzwyczaić do tego, że znów ma okazję widzieć Shannona
takiego, jakim go zapamiętała.
-
A powinnam?
-
Nie wiem. Może to tylko ja jestem tak sentymentalny. - odparł
żartobliwie, choć Genevieve wyczuła, że za jego stwierdzeniem
kryło się coś więcej. Pomyślała, że jeśli nie skojarzy tego
miejsca z tym, o którym mówi Shannon, mężczyzna poczuje się
zawiedziony.
Shannon
poprowadził ją nad sam brzeg rzeki, który w całości obrośnięty
był trawą. Pomiędzy nimi rosło kilka krzewów i niskich drzewek,
które ukrywały ich przed samochodami przejeżdżającymi asfaltem i
ludzi spacerujących ścieżką wzdłuż rzeki. Genevieve przyglądała
się wodzie i otoczeniu wokół, czując się głupio z faktem, że
nie jest w stanie zobaczyć w tym miejscu tego, co dostrzegł
Shannon.
-
I jak? - zapytał, patrząc na Genevieve z uśmiechem. Kobieta
poczuła jeszcze większe poczucie winy, które sprawiło, że
samotna łza pociekła po jej policzku.
-
Nie wiem, Shannon. Nie mam pojęcia, co powinnam tu widzieć.
Przepraszam. - wydukała, a Shannon natychmiast posmutniał. Nie
spodziewał się, że Genevieve weźmie to aż tak bardzo do siebie.
Natychmiast obrócił ją w swoją stronę i spojrzał jej w oczy.
-
Chodź. - rozkazał, łapiąc ją za rękę i siadając na trawie,
ciągnąc Gen za sobą. - Zamknij oczy.
-
Shannon... - kobieta nie widziała sensu w jego usilnych próbach
pokazania jej świata jego oczami. Chciała, by wreszcie zdradził,
co miał na myśli zabierając ją tutaj.
-
No dalej. - zachęcił ją, a ta niechętnie zamknęła oczy.
-
Wyobraź sobie, że jest trochę cieplej. Trzymasz nogi tak blisko
wody, że wystarczy jeden ruch, żebyś zamoczyła swoje czarne
tenisówki. Gdybyś odwróciła głowę w lewo, zobaczyłabyś...
-
Most pomiędzy Shreveport, a Bossier City. - powiedziała, wciąż
nie otwierając oczu. Chciała jeszcze choć przez chwilę mieć ten
widok przed oczami. - Siedzimy nad Red River. Skończyłam wcześniej
lekcje albo po prostu z nich uciekłam, byle się z tobą spotkać.
Obydwoje
zaczęli mimowolnie się uśmiechać, czując się tak, jakby
naprawdę znów przeżywali ten dzień. Fakt, że mówili o nim w
czasie teraźniejszym tylko umacniał ich w przekonaniu, że tak
jest. Gdy Gen otworzyła oczy, nie widziała już Red River i
ciepłego popołudnia, jednakże nawet tego nie zauważyła. Widziała
teraz tylko Shannona, który przyglądał jej się takim samym
wzrokiem, jak wtedy.
-
Spotkaliśmy się tam po raz ostatni, gdy moi rodzice się o nas
dowiedzieli. Miałeś się z nimi spotkać i porozmawiać. Naprawdę
sądziliśmy, że przyjmą nasz związek do wiadomości i odpuszczą?
- parsknęła ironicznym śmiechem.
Shannon
zapamiętał inne szczegóły tego dnia, o wiele dla niego
przyjemniejsze.
-
Mimo wszystko podobał mi się ten dzień. Chociaż właściwie, to
bardziej noc. - powiedział nie mogąc powstrzymać uśmiechu, a
Genevieve spojrzała na niego wybuchając śmiechem i dając mu
kuksańca w ramię. Oczywiście sama również pamiętała swój
pierwszy raz z Shannonem i było to jedno z tych wspomnień, którego
nigdy nie wyparłaby z pamięci.
-
Jestem ciekawa, co stało się z tą chatą pośrodku... niczego.
Shannon
spojrzał na nią z nadal uśmiechniętą twarzą.
-
Spaliłem ją. - odparł, a Genevieve zaczęła się śmiać, biorąc
to za żart. Mężczyzna spojrzał na nią i nieco spoważniał. -
Naprawdę, Gen. Spaliłem ją. Zaraz po tym jak wyszedłem z aresztu
i powiedzieli mi, że umarłaś. - Genevieve także sposępniała nie
mogąc uwierzyć w to, co działo się z Shannonem po jej odejściu.
- Nie chciałem, żeby ktoś kiedykolwiek zabrał nam nasze miejsce.
Chciałem, żeby już na zawsze pozostało nasze. Musiałem wyjechać,
chociaż bez ciebie i tak nie potrafiłem już tam nawet wejść.
Myślałem, że już nigdy się nie zobaczymy, więc puściłem ją z
dymem. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tak bardzo się
pomyliłem.
-
Ja też tak myślałam, Shannon. I jestem wdzięczna Leanne, że
dodała mi odwagi, by się z tobą spotkać. - powiedziała patrząc
mu w oczy, które natychmiast się rozpromieniły.
-
Mówiąc o Leanne... Dała mi coś dla ciebie. - rzekł zagadkowo, a
Genevieve znów zaczęła się niecierpliwić. Shannon sięgnął do
wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnął brązowe pudełeczko
przewiązane pozłacaną wstążką. Gen od razu domyśliła się, co
jest w środku.
-
To ona, prawda? - zapytała z ekscytacją w głosie.
Shannon
uśmiechnął się szeroko i przytaknął, wyciągając w jej stronę
pudełko i otwierając je. Wyjął z niego znajomą jej bransoletkę
z wygrawerowanym imieniem Genevieve i
jej prawdziwą datą urodzenia. Jednak gdy spojrzała na zawieszkę,
napisy zostały zastąpione czymś innym.
– – .
.
– .
– .
– . – –
-
Co tu jest napisane? - zapytała, przyglądając się znakom.
-
Wiedziałem, że jeśli zostawię oryginalny grawer, nie będziesz
mogła jej nosić. Dlatego zastąpiłem go tym. To „Genny” w
alfabecie Morse'a. Myślę, że niewiele osób będzie potrafiło to
odczytać.
Genevieve
nie wiedziała co powiedzieć. Była zaskoczona prezentem a tym
bardziej faktem, że Shannon wymyślił, jak zamienić napis na coś
mniej oczywistego. Coś, co mimo wszystko wciąż było częścią
niej.
Gdy
chciała odpowiedzieć, telefon Shannona zaczął natarczywie
dzwonić. Mężczyzna go zignorował, ale po chwili znów zadzwonił.
Wyłączył go nawet nie spoglądając na nieodebrane połączenie.
Był zły, że ktoś próbuje przeszkodzić mu w tak ważnych dla
niego chwilach. Zaczął się niepokoić dopiero, kiedy usłyszał
także dźwięk komórki Gen.
-
To Leanne. - powiedziała, spoglądając na ekran. - Powinnam
odebrać. To może być coś ważnego.
Ku
jej zdziwieniu dzwoniącym wcale nie była jej siostra, a Jared.
***
Genevieve
i Shannon czekali, aż Jared przyjdzie do nich i pozwoli, by przeszli
do poczekalni lub chociaż wyjaśni dokładnie, co się stało i jak
czuje się Leanne.
-
Amber! - Genevieve usłyszawszy swoje przybrane imię natychmiast
odsunęła się od Shannona i odwróciła w stronę, z której
pochodził wołający ją głos.
-
Jack. - powiedziała starając się ukryć zaskoczenie połączone z
niechęcią. Poczuła się głupio i niezręcznie, że Shannon miał
poznać jej narzeczonego w taki sposób, w dodatku po tak mile
spędzonym dniu.
-
Próbowałem się do ciebie dodzwonić od wczoraj, coś się stało?
- zapytał, nie zauważając jej towarzysza.
-
Byłam zajęta, później wyjaśnię. Proszę poznaj...
-
Shannon? Co ty tu robisz? Nie wiedziałem, że przyleciałeś z LA. -
chłopak uśmiechnął się na jego widok, szczerze ucieszony tym
spotkaniem.
Shannon
spojrzał niepewnie na Genevieve, po czym uścisnął rękę Jacka.
-
Wy się znacie? - zapytał go, patrząc zagubionym wzrokiem na
Genevieve, która również była skonfundowana całą tą sytuacją.
-
Jasne, Amber to moja narzeczona. A wy kiedy zdążyliście się
poznać?
Shannon
poczuł, jak ziemia zapada mu się pod nogami. Co innego było
wiedzieć, że Genevieve jest w związku, a co innego osobiście
poznać jej narzeczonego, który w dodatku był jego dobrym znajomym.
(:
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNareszcie! Myślałam, ze umarłaś!
OdpowiedzUsuńTrochę szkoda mi Jack'a :c
Łezka w oku się kręci od tych wspomnień Shannon'a i Gen.
Niech Jared w końcu się pogodzi z Lean, bo tych ich kłótni nie mogę znieść. I najważniejsze, dodawaj rozdziały częściej, bo umieram z ciekawości co stanie się dalej!
Pozdrawiam, życzę weny! :D
spokojnie, jeszcze trochę się ze mną pomęczycie ;)
UsuńChciałabym dodawać częściej i szybciej, ale niestety nie zawsze jest to możliwe.
No to się narobiło... Wzruszyła mnie sytuacja nad rzeką, oko mi się spociło i w ogóle... I znowu milion pytań bez odpowiedzi, albo chociaż do czasu kiedy dodasz nowy rozdział :) Życzę dużo weny i nie ma że ci się nie chce :P Jak zwykle świetna muzyka. Pisz dalej. Pozdrawiam M.J.
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
UsuńCassie codziennie tu zaglądam i sprawdzam czy nie ma kolejnego rozdziału. Nawet nie wiesz ile radości może sprawić dodanie napisanego przez ciebie kolejnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, ciesze się, że Genny i Shannon nadal potrafią sie dogadać jak kiedyś. Szkoda tylko Shannona i w sumie Jacka też... Mam nadzieję, że Leanne nic się nie stanie poważnego, oby!
Rozumiem brak weny, brak czasu i wszystko inne, ale mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie będziemy musieli tyle czekać :( Bardzo dużo weny! Pozdrawiam cieplutko!
Oj nie wiem, czy nawet nie dłużej, bo w kwietniu czeka mnie trochę wyjazdów :/
UsuńDziękuję!
Brakuje mi słów, żeby opisac to, co dzieje się ze mna po przeczytaniu rozdziału...
OdpowiedzUsuńNie wiem czy sie cieszyć, że Gen i Shann dalej się dobrze czują w swoim towarzystwie, czy być zła na Gen, że nadal jest z Jackiem, na którego myśl jest mi przykro, czy tez płakać przez Jareda i Leanne... Wszystkie uczucia na raz mnie nawiedzają jak czytam twoje arcydzieło...
Nie ma gadania, że się nie ma już zapału, tylko do pracy! Czekam na kolejny, buźka.
Zapał jest, ale czasu brak :/
UsuńDzięki:)
Dzięki za nowy rozdział;)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za komentarz ;)
UsuńHej, hej, kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńCassie, wiem, że PCD, że koncert, że mało czasu, ale kiedy coś nowego? Czekamy:(
OdpowiedzUsuń