Shannon
obudził się przez trudny do zniesienia pisk samochodowego alarmu. Ciężko było
mu otworzyć oczy, gdyż czaszkę przeszywał mu ostry ból głowy. Wiele razy miał
już kaca, jednakże tym razem okazał się on dwukrotnie większy, niż
kiedykolwiek. Zmusił się do podniesienia z siedzenia, podpierając się łokciami.
Nie pamiętał, jak się tu znalazł. Kiedy wyjrzał przez szybę zdał sobie sprawę,
że musiał nieźle zabalować, ponieważ pierwszy raz w życiu obudził się w
całkowicie nieznanym mu miejscu.
Przesiadł
się na miejsce kierowcy i zobaczył, że kluczyki znajdują się w stacyjce. Na
szybie natomiast zauważył dość spore pęknięcie ale postanowił, że przyjrzy mu
się bliżej w domu, teraz i tak nie mógł nic zaradzić. Nie miał pojęcia, czy
osoba, która go tu przywiozła skoczyła do sklepu i ma na nią poczekać, czy
odjechać. Po kilkunastu minutach stwierdził, że musi wrócić wreszcie do domu. Po
drodze zapytał starszego mężczyznę gdzie w ogóle się znajduje. Po krótkiej
rozmowie wiedział już, jak dojechać do Shreveport, a stamtąd droga do domu była
już prosta.
Kiedy
w radiu usłyszał piosenkę Nine Inch Nails Head
Like A Hole natychmiast przypomniał sobie, jak po raz pierwszy umówił się z
Genevieve. Pamiętał, że przyszedł wtedy do jej domu i przekonał ją, by
pojechała z nim na wyścigi. I choć nie skończyły się one szczęśliwie, i tak to
wspomnienie wywołało u niego uśmiech, ale i poczucie winy. Dzięki niemu
przypomniał sobie urywki wczorajszego wieczoru. Nie wiedział, na ile były one
zgodne z rzeczywistością. Podejrzewał, że wszystko mogło okazać się urojeniami
i w duchu bardzo na to liczył. Miał nadzieję, że Gen wcale nie zjawiła się w Oyster. Pamiętał tylko, że zobaczył ją w
tłumie z Tessą. Podeszła do jego stolika, nakrzyczała na niego, a on na nią…
Nie był w stanie przypomnieć sobie, czy cały czas spędził w klubie samotnie,
czy nie. Wszystko było dla niego jak czarna dziura, w której dało się dostrzec
jedynie prześwity wspomnień.
Wiedział,
że jeśli Gen faktycznie była w klubie, z pewnością nie będzie chciała go znać.
Mijając po drodze klub zobaczył policyjne radiowozy, dlatego bez zatrzymywania
się jechał dalej. Obawiał się, że mógł mieć we krwi jeszcze narkotyki bądź
alkohol, w końcu nie pamiętał co brał ani pił. Gdy minął parking Oyster, uderzyło w niego jeszcze jedno
wspomnienie. Wychodził głównym wejściem z klubu. Nie wiedział, czy zrobił to o
własnych siłach, czy ktoś mu pomógł. Pamiętał, że za wszelką cenę chciał
porozmawiać z Genevieve. Kolejnym urywkiem było znalezienie się w samochodzie.
Na miejscu kierowcy, czy z tyłu? Tego
fragmentu układanki nie potrafił już sobie przypomnieć.
Z
każdym kolejnym kilometrem w stronę domu czuł narastające napięcie. Bał się
rozmowy z Genevieve a raczej tego, że nie będzie chciała go wysłuchać. Czuł się
podle ze świadomością, że ją zawiódł i nie dotrzymał słowa. Wiedział, że jeśli
Gen mu nie wybaczy, będzie to wyłącznie jego wina. Ale mimo, iż nie zasłużył na
wybaczenie, bardzo go pragnął. Z drugiej strony jednak nie potrafił dać jej
gwarancji, że to wszystko się już nie powtórzy.
Ku
jego zaskoczeniu w oddali zobaczył kolejne policyjne radiowozy. Zdziwił się tym
bardziej, że stały pod domem Genevieve. Na początku pomyślał, że może to Rhys
zmobilizował swoją jednostkę, bo dziewczyna nie wróciła do domu. Zaczął się
martwić, bo okolice Oyster nie
należały do najbezpieczniejszych. Choć był przerażony i przekonany, że rodzice
Gen zaczną zadawać mu niewygodne pytania, chciał jak najszybciej dowiedzieć
się, o co chodzi. Gdy podjechał bliżej, jakiś nieznajomy policjant stanął mu na
drodze. Shannon gwałtownie zahamował podejrzewając, że Isabelle zrobiła już z
niego podejrzanego numer jeden.
-
Proszę opuścić auto z rękami uniesionymi w górze. – polecił ostro posiwiały
policjant, a zaskoczony Shannon wykonał jego polecenia.
Zobaczył,
że w oknach pojawiają się sąsiedzi, oglądający całą sytuację. Gdy
funkcjonariusz podszedł do niego i obrócił go, by założyć chłopakowi kajdanki,
ujrzał zapłakaną matkę stojącą na werandzie. Patrzyła na niego z wyrzutem,
całkowicie zrozpaczona. Jeszcze nigdy nie widział jej w takim stanie. Dołączył
do niej Jared, który objął ją jak małe dziecko. Było widać, że on również
płakał. Jego spojrzenie było całkowicie wyzute z uczuć, a wręcz przeszywał nim
brata, co przeraziło Shannona jeszcze bardziej.
-
Co się dzieje? – zapytał chłopak, gdy policjant prowadził go w stronę
radiowozu.
Na
zewnątrz pojawili się kolejni policjanci.
-
Niech przyjdą tu technicy i zabezpieczą ślady z samochodu. – polecił mężczyzna,
spoglądając na zderzak auta.
Shannon
podążył za jego spojrzeniem i mimowolnie wydał z siebie stłumiony okrzyk.
Zauważył na nim ślady krwi. Były one widoczne także na masce, choć tak nisko,
że podczas jazdy nie zwrócił na nie uwagi. Zapewne mężczyzna, który wskazywał
mu drogę pomyślał, że potrącił na drodze jakieś zwierzę. On także by tak
pomyślał, jednakże za to nie zakuwano ludzi w kajdanki.
-
Co się dzieje, do cholery?! – powtórzył Shannon, opierając się przed wejściem
do policyjnego samochodu.
-
Dowiesz się na komendzie. Na twoim miejscu nie mówiłbym już nic więcej.
Z
domu wybiegła Isabelle, kierując się prosto w stronę radiowozu. Zaczęła pukać w
szybę i obkładać ją pięściami, podczas gdy Rhys wraz z drugim policjantem
starali się ją odciągnąć.
-
Zabiłeś moją córkę! Jesteś mordercą! – wrzeszczała, a Shannon czuł, jak miękną
mu kolana.
Nie
docierały do niego słowa kobiety. Jednak przypominając sobie coraz więcej
szczegółów zrozumiał, co się wydarzyło.
***
Kolejne
dni były dla niego piekłem. Każdy z nich był praktycznie taki sam – ciągłe przesłuchania,
rozmowy z prawnikiem, oskarżenia…. Żadna z tych rzeczy go nie obchodziła. Miał
gdzieś, czy postawią mu zarzut potrącenia ze skutkiem śmiertelnym, czy
nieumyślnego spowodowania śmierci. To nie miało znaczenia. Najważniejsze było
to, co się stało. Genevieve odeszła. Nie żyła. Przez niego.
Constance
każdego dnia starała się mu wmówić, że nie jest winien, skoro był pod wpływem
narkotyków i nic nie pamięta. Shannon podejrzewał jednak, że próbuje raczej
pocieszyć samą siebie. W końcu kto chciałby, aby jego synem był morderca? Jared
nie był już taki wyrozumiały. Zasypywał go tuzinem pytań, na które nie znał
odpowiedzi. Starał się jakoś wszystko wyjaśnić, znaleźć coś, co oczyściłoby go
z zarzutów. Przynajmniej na początku. Później, kiedy zobaczył, że jego brat
nawet nie stara się współpracować, zaczął go obwiniać i się na niego obraził. Natomiast
gdy wspomniał o tym, że powinien porozmawiać raczej z Tessą, Jared pokręcił
tylko smutno głową. Zapytany, o co chodzi odparł, że zaginęła. Nikt nie widział
jej od dnia wypadku, jakby rozpłynęła się w powietrzu.
Shannon
nie płakał tylko dlatego, że w celi nie powinno okazywać się słabości. Jednak w
środku dusił wszystkie uczucia, które nie mogły znaleźć ujścia. Codziennie
siedział pod ścianą i uderzał w nią pięścią, przez co całe jego ręce były
posiniaczone i obite. Najgorsza była dla niego świadomość, że gdy zobaczyli się
po raz ostatni, potraktował ją jak śmiecia, za co już nigdy nie miał jej
przeprosić. Układał sobie w głowie wszystko to, co by jej powiedział, choć
wiedział, że to na marne. Nie mógł nawet pójść na jej pogrzeb, bo siedział
tutaj. Zresztą, i tak nie byłby tam mile widziany. Na zawsze jednak zapamiętał
tę datę – 28 listopada. Genevieve zginęła 28 listopada. On zabił ją 28
listopada.
***
28 listopada
Dziewczyna biegła najszybciej, jak
potrafiła. Czuła, że mogłaby wypluć swoje płuca, ale nie traciła narzuconego
przez siebie tempa. Mijała przeróżne budynki, które w mroku wydawały jej się
wyjątkowo straszne. Z każdego z nich mógł wyskoczyć on, a ona tylko czekała, aż
złapie ją znienacka i zrobi to, czego nie zdążył James. Wciąż przed oczami
miała jego znieruchomiałą twarz. Wciąż słyszała jego słowa w swojej głowie. „Jesteś
za słaba”. Był pewien, że nie strzeli. Ona też była tego pewna. A jednak to
zrobiła. Wbrew pozorom nie czuła dumy. Nie czuła się odważna. Tym bardziej, kiedy
uciekała przed kolejną osobą, która chciała ją zabić, a ona nie miała nawet
czym się obronić.
Tessa również biegła. Była
przyzwyczajona do biegania na długie dystanse. Robiła to zawsze, gdy nudziło
jej się w Spring Hill, lub kiedy chciała odstawić na bok problemy. Trzymała w
ręce broń, której nie potrafiła nawet użyć. Mimo to pistolet dawał jej złudne
poczucie bezpieczeństwa. Była pewna, że Genevieve sobie poradzi tak dobrze, jak
ona. Gdyby zabrakło jej sił, zawsze mogła skryć się w cieniu któregoś z budynków.
Tessa jednak była przekonana, że nie będzie musiała się zatrzymywać. Miała
tylko nadzieję, że Gen jest już bezpieczna w domu.
Genevieve odetchnęła z ulgą, gdy w
oddali zobaczyła swój dom. W każdym oknie paliło się światło, jedynie w jej
pokoju zapalona była jedynie nocna lampka. Domyślała się, że rodzice umierają
ze strachu. Po raz pierwszy poczuła się winna, że wymknęła się bez słowa.
Zrozumiała, że mieli racje. Robili to z troski o nią, a ona ich nie posłuchała,
w efekcie czego naraziła się niewłaściwym ludziom. Marzyła tylko o tym, by
znaleźć się już w domu i wypłakać się matce na ramieniu, przepraszając ją za
wszystko i opowiadając, co się stało.
Gdy znalazła się na werandzie, miała
ochotę ucałować drzwi. Myślała, że zemdleje ze zmęczenia, ale dała radę przekroczyć
próg, wpadając do salonu. Isabelle nie miała nawet siły na nią krzyczeć.
Dziękowała Bogu, że nic się jej nie stało. Rhys od razu zauważył ranę na jej
policzku, ale pozwolił jej mówić, gdy była przytulona do swojej matki.
Genevieve zaczęła płakać, niewyraźnie starając się przekazać to, co chciała.
- Przepraszam was, naprawdę was
przepraszam. – wybuchła płaczem. – Chciałam tylko go zobaczyć, porozmawiać… Tam
byli tacy faceci, jeden z nich poszedł za mną i próbował mnie zabić, ale Tessa
go powaliła, a ja zabrałam mu broń, potem on wstał i go zastrzeliłam…. – mówiła
jednym tchem, składając najdłuższe zdania w swoim życiu. Isabelle i Rhys słuchali
jej z przerażeniem, jednak kobieta nie wypuszczała jej z objęć. – Naprawdę tego
nie chciałam! – dziewczyna zanosiła się płaczem, przerywając po każdym słowie.
- Genny, co było dalej? – Rhys położył
rękę na jej ramieniu, chcąc ją uspokoić.
- Uciekłyśmy z Tessą, bo tamten drugi
zaczął nas gonić. Postanowiłyśmy się rozdzielić, sama nie wiem dlaczego.
Myślałam, że przybiegnie tu pierwsza, miała krótszą drogę, miała broń… Boże,
oby nic jej się nie stało. – Gen znów poczuła, że musi zrobić przerwę, ale
szybko kontynuowała. - Tato, czy ja pójdę do więzienia?
Rhys przytulił ją i Isabelle, starając
się nie myśleć o tym, jak wszystko to wpłynie na ich życie. Nie tylko jej, jako
młodej dziewczyny, ale i jego, jako policjanta.
- Nie, kochanie. Pomożemy ci z mamą,
spokojnie.
Nagle usłyszeli pisk opon dochodzący z
ulicy, blisko ich domu. Genevieve z przerażeniem odwróciła się do okna.
Zobaczyła tylko odjeżdżające auto, któremu nawet się nie przyjrzała. Jej uwagę
przykuło coś innego – dziewczyna w dżinsowej kurtce, której ciało leżało
bezwiednie na chodniku. Gen przyłożyła ręce do ust, byle nie krzyknąć.
- Genevieve.- rzuciła Isabelle, by
ocucić bladą dziewczynę. Ona jednak już zemdlała, osuwając się w jej ramiona. –
Rhys, zanieś ją na dół.
Kobieta wybiegła na zewnątrz, mając już
w głowie gotowy plan. Zaczęła płakać, trząść się, krzyczeć. Na ziemi zauważyła
srebrny pistolet. Niepostrzeżenie chwyciła go i schowała za pasek spodni,
którego nie było widać przez długi sweter. Nachyliła się nad zmasakrowaną
dziewczyną, która leżała twarzą do chodnika. Rhys wybiegł chwilę po niej,
obejmując ją i patrząc z przerażeniem na ciało Tessy wyobrażając sobie, że to
ich córka.
- Boże, Genevieve! – wrzasnęła Isabelle,
a Rhys przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Szybko jednak zrozumiał, co
wymyśliła jego żona. Przypominając sobie wcześniejsze wyobrażenia odnośnie
tego, jak ich życie runęłoby w gruzach gdyby wyszło na jaw, co zrobiła
Genevieve, postanowił udawać wraz z żoną.
Nad ciałem szybko znaleźli się
przechodnie i ludzie z okolicy. Ktoś wezwał pogotowie, ktoś inny policję. Wszyscy
zgromadzeni byli roztrzęsieni, a starsza kobieta z domu stojącego w bliskim
sąsiedztwie opowiadała wszystkim, jak to uderzył w dziewczynę srebrny jeep.
***
Genevieve
obudziła się z nadzieją, że wszystko to, co dręczyło jej myśli było tylko snem.
Przez chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje. Jednak po rozejrzeniu się wokół
uświadomiła sobie, że jest w piwnicy, gdzie jej ojciec urządził sobie „męski
pokój”. Stała tu kanapa, telewizor, stół do bilardu i mini lodówka, a na
ścianie wisiała tablica do rzutek i zegar wskazujący trzecią, choć przez
zasłonięte okno nie było wiadomo, czy w nocy, czy w południe. W pomieszczeniu
obok znajdowała się łazienka. Dziewczyna podniosła się z sofy zastanawiając się,
jak się tu znalazła. Chciała już ruszać na górę kiedy usłyszała, jak ktoś
schodzi w dół.
Isabelle
wyglądała na smutną i wykończoną. W ręce trzymała talerz z kanapkami. Była
niedbale ubrana, co zdarzało jej się bardzo rzadko. Genevieve obawiała się,
jakie wieści ma jej do przekazania.
- Mamo, czy z Tessą wszystko w porządku? –
zapytała wciąż licząc na to, że wszystko było jedynie koszmarem.
Isabelle
postawiła talerz na stole bilardowym i usiadła obok córki. Złapała ją za rękę i
spojrzała jej ze współczuciem w oczy. Dziewczyna wiedziała już, co chce
powiedzieć, ale i tak musiała to usłyszeć by uwierzyć.
-
Kochanie, posłuchaj mnie uważnie. Wczoraj zemdlałaś, dlatego zanieśliśmy cię
tutaj. Widząc Tessę ubraną dokładnie tak, jak ty, pomyślałam tylko o jednym.
Kiedy sprawdziłam jej puls i go nie wyczułam wymyśliłam, jak cię z tego
wszystkiego wyciągnąć. Nie chcemy z ojcem, żebyś miała zmarnowane życie przez
jeden głupi błąd. Jest wiele ludzi, którzy są nam winni przysługi, albo mamy na
nich haki.
-
Mamo, o czym ty mówisz? – Genevieve nie potrafiła się skupić myśląc tylko o
tym, że jej przyjaciółka nie żyje. Znów zaczęła płakać.
-
Genny, Tessie i tak już nic nie pomoże. Kiedy zawieźli ją do kostnicy
powiedziałam, że to ty. Jak mówiłam mam znajomości, dlatego nikt nie będzie
tego ponownie sprawdzał. Ojciec również załatwił wszystko tak, by ludzie
myśleli, że to ty umarłaś.
Genevieve
poczuła, jak traci grunt pod nogami. Nie rozumiała ani jednego słowa matki. A
raczej zrozumiała to na swój sposób. Pomyślała jednak, że jej rodzice nigdy nie
posunęliby się do czegoś takiego, a ona zaczyna wariować przez szok wywołany przez
ostatnimi wydarzeniami.
-
Ale dlaczego oni mają tak myśleć? Nie rozumiem…
Isabelle
westchnęła.
-
Zaczniesz wszystko od nowa. Z nową tożsamością, z czystą kartą. Nikogo nie
zabiłaś. Genevieve Montgomery umarła, potrącona przez psychopatę, który
próbował ją zabić, bo zastrzeliła jego przyjaciela. Ty jej nie znałaś, nawet o
niej nie słyszałaś. Zrozumiałaś?
Genevieve
zaczęła płakać zupełnie tak, jak poprzedniego dnia. Nie mogła w to wszystko
uwierzyć.
-
A co z Tessą? Będą jej szukać…
-
Tessa zaginęła. Nigdy nie odnajdą jej ciała, a po kilku latach uznają, że
umarła. – powiedziała Isabelle z opanowaniem, jakby mówiła o największej błahostce.
– Na górze jest pełno policjantów. Nie wychodź stąd, dopóki po ciebie nie
przyjdę. Gdy tylko wszystko ucichnie, wyjedziesz z miasta.
-
Ale ja go nie zabiłam, to był wypadek, tylko się broniłam… - dziewczyna zaczęła
kręcić głową, jakby chciała wyrzucić z niej dręczące ją obrazy. Isabelle nie mogła
patrzeć na cierpienie córki, ale starała się zachować zimną krew.
-
Nie jesteś w stanie tego udowodnić, Gen. Jedyny świadek, który zeznawałby na
twoją korzyść nie żyje. Przykro mi, kochanie. To jedyne wyjście.
-
Ale mamo… - Genevieve starała się zaprotestować, ale myśląc o tym, że trafiłaby
do więzienia, natychmiast ucichła. Isabelle ucałowała ją w czubek głowy i
ruszyła w stronę schodów, znikając na górze.
Gen
usiadła pod ścianą, obierając głowę o chłodne mury. Zastanawiała się, jak
doszło do tego wszystkiego. Nie wyobrażała sobie tego, co miało jej czekać. Nie
docierało jeszcze do niej, co to wszystko oznacza. Kiedy pomyślała o zmarłej
przyjaciółce, znów wybuchła płaczem, choć zaczynało jej brakować łez. Gdy
przypomniała sobie o Shannonie, miała ochotę umrzeć. Żałowała, że to nie ją
potrącono. To powinna być ona.
***
-
Ej ty. – rzucił policjant do śpiącego w celi Shannona. – Wychodzisz. Nie jesteś
już podejrzany.
Rhys
załatwił, by podstawieni świadkowie zeznali na jego korzyść. Choć obwiniał go o
wszystko, co się wydarzyło, nie potrafił skazać go na dożywocie za niewinność.
Dzięki kontaktom w policji przyspieszył wyjście chłopaka z więzienia i oczyścił
go z zarzutów. Oficjalną wersją było, że Shannon miał alibi, a w jego
samochodzie znaleziono za dużo odcisków, by można było jednoznacznie ustalić,
kto prowadził. I choć dla chłopaka wszystko to było bardzo naciągane, myśląc o
swojej matce i bracie postanowił nie polemizować.
-
Shannon. – usłyszał za swoimi plecami, gdy miał właśnie wejść do domu, za
którym tak tęsknił. Rhys stał przed nim z kamienną twarzą. – Ustaliłem z
Constance, że wszyscy stąd wyjedziecie i już nigdy nie wrócicie. Macie czas do
jutra. Jeśli tego nie zrobicie dopilnuję, żeby znów zaczęli węszyć i zrobię
wszystko, żebyś został skazany.
-
Dlaczego nie zrobisz tego teraz? Dlaczego mi pomagasz, skoro zabiłem twoją
córkę? – powiedział mimowolnie Shannon, nie zastanawiając się jak zabrzmi.
Rhys
westchnął ze smutkiem.
-
Bo to nie zwróci jej życia. Lepiej mnie posłuchaj, zanim zmienię zdanie.
Shannon
pokiwał głową i patrzył, jak Rhys odchodzi. On również odwrócił się w stronę
swojego domu, ale wcale nie miał ochoty tam wchodzić. Wbiegł do domu i porwał
kluczyki od motoru Jareda, znikając z nimi zanim chłopak zrozumiał, co się
stało. Kiedy wybiegł za nim na dwór, Shannon zniknął już wraz z jego maszyną.
Wiedział,
dokąd chce pojechać. Postanowił, że dopiero tam będzie w stanie wyrzucić z
siebie wszystko to, co grzęzło w nim przez cały ten czas. Istniały tylko dwa
miejsca, w jakich chciał teraz być i pozostało mu zdecydować, gdzie uda się
najpierw.
O KURWA... CASS... CA... JA PIERDOLE... JAK... O MATKO
OdpowiedzUsuńjedyne co mi się ciśnie na usta to: Ja pier*ole
OdpowiedzUsuńtwój umysł jest tak genialny, że wysiadam.
a data 28 listopada, mi zostanie trochę w pamięci, bo dzień później- 29 listopada mam urodziny, ale to tak na marginesie.
a ja mam 30 listopada!
UsuńCASS CASS CASS ! brak mi slow poprostu! przeciez Shannon musi sie dowiedziec ze ona zyje. ojej ojej. nawet nie wiem co mam napisac. Musze przeczytac jeszcze raz.
/S.
Tak mi jakos wpadła do głowy ta data, sama nie wiem dlaczego.
UsuńDziękuję, ale żaden ze mnie geniusz haha
MATKO, CASS KOCHAM CIĘ, JESTEŚ MOIM BOGIEM PO PROSTU
OdpowiedzUsuńNIE WIEM CO NAPISAĆ, ZATKAŁO MNIE......
WOOOOW NAJLEPSZY ROZDZIAŁ JAKI KIEDYKOLWIEK CZYTAŁAM
CASS NO KOCHAM CIĘ
Nie wiem kim jestes ale rowniez Cię kocham za taki komentarz <3
UsuńTo jest genialne. Genialnie to wymyśliłaś i genialnie napisałaś. Szok i niedowierzanie. ;) Teraz mam nadzieje, wszystko zmieni się w NDR.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) w NDR zawsze się wszystko zmienia, zobaczymy tylko czy tak jakby niektórzy chcieli..
UsuńSzok przez duże SZ! Cudowne, genialne! Skąd bierzesz te pomysły? Zatkało mnie i nie powiem łzy mi połynęły jak okazało się, że Gen żyje :3 Teraz czekam i na rozdział tu i na ndr <3 Kocham Twoje ff Cass! Jesteś najlepsza <3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo <3 same wpadają mi do głowy haha
UsuńHOW DARE YOU???????? PODAM CIĘ DO SĄDU!!!!!! Nie, no, ja przez ciebie wyląduję w psychiatryku.... (w sumie do Rybnika nie mam daleko) NIE-SA-MO-WI-TE!!!!!!!!!!!!!!! No naprawdę jestem ciekawa jak to wszystko połączysz w NDR? Oczywiście WEEEEEEEEEEEEENYYYYYYYYYYYYYYYY i niech 30 STM będzie z tobą! M.J.
OdpowiedzUsuńJa juz powinnam tam byc zamknięta, pójdziemy razem :D
UsuńOk, będę cię miała na wyłączność :D
UsuńJeeeeeeeeeezu. Cos czulam ze tak bedzie, ze to byla Tessa a nie Gen. Nie wiem skad ale przeszlo mi przezglowe ze upozorowali jrj smierc. Cudowmy rodzial. Nie doczekac az prawda wyjdzie na jaw, bo chyba wyjdzie tak?! Zabijasz nas kobieto!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
D.
Opcje były rozne, ale domyslalm się ze niektórzy domyślili się co mogło się wydarzyć. Dzięki za komentarz :)
UsuńWiesz czytając to pojawiła się u mnie taka myśl, że skoro Shann zabił Gen to Isabell nie spoczęłaby dopóki nie poszedłby on do więzienia, a nie puściła go wolno. Ale to była tylko myśl, która szybko odeszła. Matko dziewczyno jesteś genialna:) Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że Gen żyje. Boli mnie tylko to, że przez ten cały czas nie próbowała skontaktować się z Shannonem. Nie mogę uwierzyć, że pozwoliła mu żyć ze świadomością, że ją zabił. To okrutne i to jak potem rodzice rozdzielili Lea i Jareda. Kurna mam nadzieję, że Gen pojawi się niedługo w NDR. Wiem że jej rodzice nienawidzą Shannona, ale on nie zasłużył na życie z takimi wyrzutami sumienia.
OdpowiedzUsuńTo tyle komentarza a teraz kilka słów do Ciebie:) Jesteś Świetna!!!! Wymyślić coś takiego co od początku do końca składa się w jedną spójną całość!!!! Kocham Cię i czekam na więcej:) Erase to moje ukochane opowiadanie. Zawsze będę tu wracać:)
Następne rozdziały na pewno wszystko Ci wyjaśnią :)
UsuńDziękuję!
Ostatnie rozdziały są niesamowite. Ty jesteś niesamowita. Masz genialne pomysły i bardzo dobrze piszesz, może czasami znajduję gdzieś małe błędy, ale zaraz o nich zapominam, bo sama historia jest tak wciągająca. A teraz po prostu nie wierzę w to, co wymyśliłaś. I przez ten rozdział jeszcze bardziej nienawidzę Isabel. Jaka matka się tak zachowuje? Ok, rozumiem chronić swoje dziecko, ale bez przesady! Tyle emocji wywołałaś. Od płaczu po szok. Wielki SZOK.Jestem bardzo ciekawa dalszych losów. I tyle pytań w głowie w związku z Gen, z rodzicami z Shannonem.. ze wszystkim tak właściwie. Ale poczekam na następne rozdziały, mam nadzieję, że tam chociaż po części wszystko wyjdzie na jaw :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia, dużo weny :)
PS. Muzyka jest genialna. IDEALNA!
Błędy zdarzają się każdemu, mi równiez. Spokojnie, wszystko na pewno wyjaśnię :3
UsuńDziękuję bardzo.
Zaraz, czy to z Gen Isabelle prowadzila te tajemnicze rozmowy telefoniczne w ndr?!
OdpowiedzUsuńD.
Nie moge tak łatwo podsuwać odpowiedzi :)
UsuńDziewczyno Kochana: Jedno wielkie OMG... Jak ty na to wpadłaś. Jesteś niesamowiata:)
OdpowiedzUsuńOj bez przesady haha. Dziękuję :)
UsuńCASS CO TY ZE MNĄ ROBISZ..........
OdpowiedzUsuńGdy czytałam ostatni rozdział to wylałam hektolitry łez, a teraz to nie wiem czy płakać czy się cieszyć.... Mam nadzieję, że w NDR prawda wyjdzie na jaw! Chciałabym żeby dali sobie szansę, Shannon jest innym człowiekiem i nie popełniłby takich błędów jak kiedyś....Mam nadzieję, że nie będziemy musieli czekać długo na kolejny rozdział :) DUŻO WENY!!!!
KOCHAM CIĘ ZA TO CO POTRAFISZ ZROBIĆ Z UCZUCIAMI CZŁOWIEKA....
Oja, dzięki wielkie. To bardzo miłe i przepraszam za te hektolitry łez :)
UsuńCzy to oznacza że I. rozmawiała przez telefon z G.? Ps. Nad tym że rozdział jest och, ach i takie tam nie będę się rozwodzić bo to oczywiste -powiem szczerze zamurowal mnie - ty Lisico ;-), pozdrawiam
OdpowiedzUsuńK.B.
Haha dziękuję. Jak wczesniej pisałam, bede milczeć :3
UsuńDopiero teraz komentuję, bo musiałam nadrobić dwa ostatnie rozdziały. Cholera jasna, Cass. Genialne. Genialne, naprawdę, to, jak to wszystko wymyśliłaś.. Dużo czytam, naprawdę dużo, wydaje mi się, że dość dobrej literatury, również sensacyjnej i to wcale nie ustępuje jej miejsca. Czułam się dosłownie tak, jakbym czytała kolejną książkę. Nadal mam na twarzy wypieki i łzy w oczach. Z jednej strony nienawidzę rodziców Gen za to, że ich rozdzielili, z drugiej strony ich kocham za to, że pomogli Shannonowi. Mam nadzieję, że napiszesz coś o tym, co wymyślili, żeby ukryć córkę (chyba, że to już pojawi się w NDR?? :) ). Domyślam się, że to był celowy zabieg, żeby wkrótce Gen mogła się pojawić w NDR. Już nie mogę się tego doczekać, a, jako, że równie dobrze opisujesz nieszczęście i szczęście, to czekam na spotkanie Genevieve i Shannona.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, ściskam i życzę dużo, dużo weny. :))
Czy się spotkają czy nie to juz moja tajemnica, ale co do tej pomocy Shannonowi... Za wiele to mu nie pomogli, raczej go pogrążyli.
UsuńDziękuję :3
W jaki niby sposób rodzice Gen pomogli Shannowi? Pozwalając mu żyć ze świadomością, że zabił kobietę, którą kochał... Przecież on mógł na prawdę popełnić samobójstwo. Dobrze, że się ogarnął i zaczął swoje życie od nowa, ale ja absolutnie uważam, że nikt nie zasłużył na takie wyrzuty sumienia. To samo dotyczy rodziców Tessy. Jak można było im zrobić coś takiego? Nie mają nawet grobu, aby opłakać swoje dziecko. Ciągle żyją nadzieją, że być może ich córka wróci. Jestem niesamowicie ciekawa jak Gen z tym wszystkim żyła przez te wszystkie lata?Czy ma świadomość tego, że jej rodzice powiedzieli Shannowi, że to on ją zabił. Kurcze tyle jest pytań i wątpliwości... Zapamiętaj sobie dziewczyno kochana, że nigdy żadne opowiadanie nie wywołało u mnie tylu emocji. Często czułam, że czytam książkę i to na prawdę dobrą:) mam nadzieję, że kiedyś taką napiszesz. Chylę pokłony przed twoją wyobraźnia. Zdaję sobie sprawę, że zaplanowałaś to od samego początku. Tutaj zawsze wszystko się zgadzało i nie było żadnej pomyłki, a muzyka zawsze swietnie pasuje. To wszystko sprawia, że to moje absolutnie ulubione opowiadanie i pewnie tak już pozostanie:) Dziękuję, że je piszesz:)
OdpowiedzUsuńNaprawdę dziękuję, jeju. Masz racje co do rodziców Gen, a do do Twoich pytan to wszystko w swoim czasie :)
UsuńSwietne :) Kocham to ff. Wydaj ksiazke :D
OdpowiedzUsuń