Genevieve
natychmiast wpadła w ramiona Shannona, który objął ją bez zawahania. Był
zaskoczony jej obecnością, a radość mieszała u niego z troską, ponieważ bał
się, jak zareagują na jej ucieczkę Isabelle i Rhys.
- Nie powinnaś
tu przychodzić. – powiedział Jared, przyglądając się parze.
Shannon
spiorunował brata spojrzeniem.
- Wiem, Jay. – Gen
uprzedziła Shannona. Wiedziała, że chłopak nie mówi tego dlatego, że nie chce
jej u siebie. Najzwyczajniej w świecie martwił się o nią tak samo, jak jego
brat. Jared zdziwił się, że dziewczyna nazwała go zdrobniale. Nigdy wcześniej
tego nie robiła, właściwie niewiele ludzi to robiło. – Nie chcę was wpędzać w
kłopoty, ale nie mogę tam zostać ani minuty dłużej. Błagam, zabierzcie mnie
stąd zanim moja babcia zauważy, że zniknęłam.
Jared nie
potrafił dalej się stawiać, widząc jej smutne zielone oczy wpatrujące się w
niego błagalnie. Westchnął pokonany i wzruszył ramionami, napotykając pytające
spojrzenie brata. Chwycił kurtkę wiszącą na haczyku przy drzwiach i wyszedł na
zewnątrz. Shannon objął dziewczynę ramieniem i wyprowadził za Jaredem. Wszyscy
wsiedli do jego samochodu, a ten ruszył przed siebie.
- Isabelle mnie
zabije. – powiedział Jared wpatrując się w mrok panujący za oknem. Usiadł
samotnie z tyłu i wyglądał na przybitego.
- A mnie Rhys i
Isabelle. Już wiesz, kto ma gorzej. – odparł Shannon, uśmiechając się
pocieszająco do Gen, która była w takim samym nastroju, co jego brat.
- Dokąd
jedziemy? – zapytała dziewczyna, chcąc zmienić temat.
- Mieliśmy
jechać do Oyster, ale chyba nie masz
najlepszych wspomnień związanych z tym miejscem. – odpowiedział Shannon.
Genevieve
przypomniała sobie sekretny klub znajdujący się niedaleko ich okolicy, jednakże
w całkiem opuszczonej dzielnicy przemysłowej. Co ważniejsze, przez jej umysł
przebiegł też obraz Sloan atakującej ją nożem. Przez tę wizję aż się
wzdrygnęła, ale postanowiła nie psuć planów Shannona i Jareda.
- Możemy tam
jechać, nie musicie się mną przejmować. Oczywiście o ile nie będzie tam Sloan.
- Nikt nie
widział Sloan od kiedy wyszła ze szpitala, nawet Cara. Podobno gdzieś
wyjechała, bo pokłóciła się z ojcem. – odparł Jared, włączając się do rozmowy. –
Jesteś tego pewna?
- Tak. –
skłamała. Już teraz obiecała sobie, że ani razu nie pójdzie sama do toalety,
tym bardziej, że nikt nie wiedział, gdzie podziewa się Sloan. Wieść o tym, że
rzekomo wyjechała jej nie przekonała.
Shannon
gwałtownie skręcił, w ostatniej chwili biorąc zakręt. Po chwili znaleźli się w
znajomej okolicy, która znów wywołała ciarki na ciele Genevieve. Dziewczyna
czuła dziwną energię bijącą od tego miejsca, jego opuszczonych i zdewastowanych
budynków i malunków na ścianach. Shannon zaparkował w tym samym miejscu co
zawsze i cała trójka wysiadła z auta.
Jared zapukał do
drzwi w innym tempie, niż ostatnim razem robił to Shannon. Genevieve domyśliła
się, że ta czynność zmieniana jest równie często, co hasło. Zaraz po
zakończonym pukaniu blaszane, pordzewiałe drzwi otworzył umięśniony mężczyzna.
On jedyny się nie zmieniał, dziewczyna doskonale zapamiętała jego twarz.
- Hasło. –
rzucił tym samym tonem, co zazwyczaj i zmierzył wszystkich trzech wzrokiem.
- There were two blackbirds sat upon a hill, the one was named Jack, the
other named Gill; fly away Jack, fly away Gill, come again Jack, come again
Gill. – wyrecytował Jared czując się tak, jakby rymował dla Leanne.
Bez żadnej
emocji na twarzy, ochroniarz otworzył przed nimi drzwi i pozwolił im wejść do
środka.
Genevieve
usłyszała znajomą, psychodeliczną muzykę i od razu przypomniała sobie, jak walczyła
ze Sloan w łazience. Musiała jednak szybko odsunąć od siebie te myśli, by nie
psuć jeszcze bardziej swojego humoru.
Tym razem usiedli
przy stole wgłębi sali, gdzie muzyka była nieco cichsza. W oddali Gen zauważyła
kolejne podświetlane przejście, prowadzące do pomieszczenia ze stołami
bilardowymi.
- Ktoś jeszcze
tu przyjdzie? – zapytała głośno Genevieve, siedząc pomiędzy Shannonem, a
Jaredem.
- Blake wpadnie
później z Paulem, a o reszcie nie wiem. – odparł Shannon. – Przyniosę coś do
picia.
Gdy chłopak miał
iść po alkohol, do ich stolika podeszła wysoka dziewczyna. Gen zmierzyła ją
wzrokiem i zauważyła, że szatynka zawdzięcza swoje długie nogi wysokim szpilkom
i krótkiej spódniczce, która odkrywała więcej, niż zakrywała. Widząc ją
wdzięczącą się do Shannona natychmiast poczuła ukłucie zazdrości, ale
skrupulatnie ukrywała swoje emocje.
- Shannon, masz
może coś dla mnie i moich koleżanek? – zapytała uwodzicielskim tonem, opierając
się o stół. Genevieve widziała teraz jej obfity dekolt i zaczęła szczerze
nienawidzić tej dziewczyny.
Chłopak
pogładził udo Gen pod stołem chcąc ją uspokoić. Teraz dziewczyna nie kryła już
swoich uczuć i dobrze wiedział, o co jej chodzi. Podniósł się z siedzenia i
powiedział, że zaraz wróci, po czym zniknął z dziewczyną w tłumie. Jared spojrzał
na minę Genevieve i zrobiło mu się jej żal.
- Może pójdziemy
zagrać? – zapytał, wskazując na salę bilardową.
- Nigdy nie
grałam. – odparła wkurzona na Shannona. Nie potrafiła się już hamować.
- Nauczę cię. –
powiedział Jared i bez słowa chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę
sali.
Genevieve czuła
się dziwnie, idąc z nim za rękę. Pomyślała jednak, że dla Jareda to normalne
biorąc pod uwagę to, jak zachowywał się w stosunku do wszystkich dziewczyn ze
swojego towarzystwa. Dla niego pocałunek czy złapanie za rękę nie było czymś
wyjątkowym, zarezerwowanym tylko dla par. Traktował to jak przyjacielski gest,
niezależnie od dziewczyny, z którą miał do czynienia.
Stanęli przy
jedynym wolnym stole, a Jared zdjął ze ściany dwa kije. Podał dziewczynie jeden
i ustawił trójkąt z bilami na stole bilardowym. Skrótowo wytłumaczył
dziewczynie zasady gry, a ona tylko przytaknęła. Nie zrozumiała do końca reguł,
ale postanowiła udawać, że nadąża za jego tempem. Co rusz wpatrywała się w facetów
przy innych stołach, podziwiając ich grę. Skupiła się na tym, co robił Jared i
szybko przestała myśleć o swoim chłopaku spędzającym czas z innymi
dziewczynami.
Jared pochylił
się nad stołem i zdecydowanym ruchem uderzył kijem w białą bile. Uderzyła w pełną, czerwoną, która wpadła
do łuzy.
- Twoja kolej. –
powiedział z uśmiechem do Gen, a ta niepewnie ustawiła się przy stole. –
Pamiętaj, twoje są bile w paski.
Pochyliła się
nad stołem i próbowała ustawić się z kijem tak, jak przed chwilą zrobił to
Jared. Starała się uderzyć w granatową bilę, ale ta ledwo ruszyła z miejsca
przez zbyt słabe i źle wymierzone uderzenie.
- Jestem w tym
beznadziejna. – westchnęła dziewczyna, a Jared się zaśmiał.
Chłopak oparł
swój kij o ścianę. Złapał za białą bilę i ustawił ją w tym samym miejscu, w
którym była przed uderzeniem Genevieve.
- Pokażę ci, co
zrobiłaś źle. – powiedział i stanął za nią. – Po pierwsze, trzymasz kij pod
złym kątem. – Jared pochylił się nad dziewczyną, chwytając jej rękę, którą
trzymała kij. Nakierował ją w odpowiednie miejsce, trzymając głowę zaraz ponad
jej ramieniem. – Widzisz, musisz to zrobić tak. – rzekł ciszej do jej ucha.
Genevieve poczuła się niezręcznie, będąc tak blisko niego. Gdy podniosła na
niego wzrok, szybko tego pożałowała, gdyż ich spojrzenia się skrzyżowały.
Chłopak puścił jej dłonie i odsunął się od Gen, znajdując się za nią, w
bezpiecznej odległości, która nikogo nie krępowała. – Wyobraź sobie, że biała
bila to ta dziewczyna, z którą poszedł Shann. – zaśmiał się, a Genevieve z dużą
siłą uderzyła w bilę.
Granatowa bila
wpadła prosto do środkowej łuzy, a na twarzy dziewczyny natychmiast pojawił się
uśmiech.
- Widzisz,
całkiem nieźle ci poszło. – pochwalił ją Jared z takim samym uśmiechem.
- Wszędzie was
szukałem. – powiedział Shannon, który nagle pojawił się w sali. Spojrzał ze
zdziwieniem na Genevieve trzymającą kij. – Nie wiedziałem, że umiesz grać.
- Bo nie
umiałam. Jared mnie nauczył. – dziewczyna znów uśmiechnęła się do Jareda.
Widziała zazdrość na twarzy Shannona, ale nie potrafiła się powstrzymać przed
prowokowaniem go do złości. Chciała, by poczuł się tak samo, jak ona przed chwilą.
Nie miała zamiaru skłócać ze sobą braci, ale miała czyste sumienie i nie
widziała nic złego w tym, by trochę zezłościć swojego chłopaka i pokazać mu, że
dobrze się bawiła.
- To super. –
odparł nieszczerze i bez entuzjazmu, wpatrując się w brata. Jared natychmiast
przestał się uśmiechać i odłożył kij bilardowy na swoje miejsce.
- Idziemy się
czegoś napić? – zapytał i wyszedł z sali.
Genevieve
odłożyła kij i ruszyła za nim, ale Shannon złapał ją za nadgarstek i
przyciągnął do siebie.
- Sprzedawałem
im tylko dragi, nic więcej. – powiedział patrząc dziewczynie w oczy. Genevieve
wiedziała, że chłopak mówi prawdę, ale nie zmieniało to faktu, że podświadomie
wciąż była wkurzona, jednak głównie na szatynkę, a nie na niego.
- Wiem. –
odparła, całując go w usta. – A ja tylko grałam z Jaredem w bilard.
- Wiem. –
powiedział i odwzajemnił jej pocałunek.
***
- Mamo prosiłam
cię, żebyś jej pilnowała. – Isabelle mówiła nerwowo do telefonu. Gdyby nie
dyżur w szpitalu, już dawno znalazłaby się w domu.
- Odwróciłam się
tylko na moment… - kobieta czuła wyrzuty sumienia, że zawiodła swoją córkę.
Jednocześnie obawiała się o swoją wnuczkę, której przez jej niedopilnowanie
mogło się coś stać.
- Dobrze, mamo,
nie denerwuj się. Nie pierwszy raz z nim uciekła. Zadzwonię do Rhysa, może znów
ją gdzieś znajdą. Zostań w domu z Leanne i na nią czekaj.
Kiedy kobieta
odłożyła słuchawkę, nie była już taka spokojna jak wobec swojej matki.
Natychmiast wykręciła numer do pracy męża i powiadomiła go o tym, co się stało.
***
- Chyba powinnaś
zwolnić z piciem. – zaproponował Jared, widząc jak dziewczyna pochłania
kolejnego drinka. Shannon w ogóle nie zwracał uwagi na to, co pije Genevieve, gdyż
po narkotykach zwykle niewiele rzeczy go interesowało.
- Nie
przesadzaj. – odparła rozbawiona dziewczyna, choć nikt nie powiedział nic
śmiesznego.
- Przynieść ci
jeszcze jednego? – zapytał Paul, patrząc na Jareda prowokująco. Lubił drażnić
się z ludźmi, a zwłaszcza z nim, gdyż nie przepadał za młodszym z braci Leto.
Uważał, że był czasami zbyt opanowany i nie potrafił bawić się tak, jak
Shannon.
- Jasne. –
powiedziała z uśmiechem Genevieve, opierając głowę o ramię Jareda. Shannon
wciągał właśnie kreskę, ani razu nie zwracając na nią uwagi. – Jared, wyluzuj trochę.
Normalnie
chłopak uśmiechnąłby się do dziewczyny i cieszyłby go fakt, że nie krępuje się
w jego towarzystwie i opiera swoją głowę na jego ramieniu. Wiedział jednak, że
gdyby nie alkohol, nigdy by tego nie zrobiła.
Genevieve czuła,
że nie ma umiaru. Nigdy wcześniej się nie upiła, dlatego nie wiedziała, jaki
jest jej limit. Nie zamierzała jednak siedzieć i patrzeć, jak Shannon ćpa,
całkowicie się nią nie interesując. Piła kolejnego już drinka, a obraz
rozmazywał się jej i wirował przed oczami. Chciała wstać, ale wiedziała, że nie
utrzyma się na nogach. Mimo to postanowiła spróbować. Gdy tylko podniosła się z
kanapy, opadła na nią z powrotem, znajdując się na kolanach Jareda. Chłopak
spojrzał na nią zaskoczony i zerknął na brata, który odpłynął już w całkowicie
inny świat.
- Może odwiozę
cię do domu? – zapytał miło dziewczynę, chcąc w ten sposób przekonać ją do
powrotu.
Genevieve cały
czas się uśmiechała. Zdjęła z siebie sweter, czując uderzenie gorąca i objęła
ręką szyję Jareda bojąc się, że zatoczy się do tyłu. Chwyciła ze stołu szklankę
z drinkiem i zaczęła go pić jednym duszkiem. Przestała dopiero, gdy Jared
wyrwał jej naczynie z ręki.
- Hej, hej,
prosiłem cię, żebyś przystopowała.
- Oblałeś mi
bluzkę. – bąknęła z pretensją dziewczyna, patrząc na swój mokry top.
Jared westchnął
i posadził dziewczynę na pustym miejscu obok siebie. Poprosił Blake'a, by
przypilnował dziewczynę obawiając się, że zechce gdzieś pójść. Sam ruszył w
kierunku toalet, chcąc wziąć z niej papier.
Genevieve
postanowiła wykorzystać okazję i za namową Paula, wypiła kolejną szklankę aż do
dna. Niemalże natychmiast poczuła się gorzej i opadła na kanapę, nie mogąc
utrzymać pionu. Czuła, jak traci kontakt z rzeczywistością i nie wiedziała już,
co działo się wokół niej.
Gdy Jared
wrócił, z przerażeniem spojrzał na bladą dziewczynę, leżącą na kanapie bez
ruchu.
- Prosiłem cię,
żebyś ją pilnował! – wrzasnął na Blake'a, ale ledwo przebił się przez głośną
muzykę.
- Stary, nie jestem
jej niańką. Miałem pilnować, żeby nigdzie nie poszła i tak zrobiłem. – odparł
chłopak i wstał, idąc w kierunku parkietu.
Jared próbował
wybudzić Genevieve, ale ta mamrotała tylko coś pod nosem, ledwo ruszając
powiekami. Chłopak kazał bratu się ruszyć i pójść z nim do samochodu. Wziął
dziewczynę na ręce, a obojętny Shannon tylko powłóczył za nim nogami,
niezadowolony z kończącej się imprezy.
Chłopak położył
ją na tylnym siedzeniu i wziął kluczyki od brata. Shannon usiadł na miejscu
pasażera i wbił wzrok w jeden punkt. Jared zaczął gorączkowo myśleć, co zrobić
z Genevieve. Wiedział, że jeśli odwiezie ją do domu, cała wina spadnie na niego
i Isabelle znienawidzi go równie mocno, co Shannona. Mimo wszystko obawiał się
także o zdrowie dziewczyny, gdyż wiele razy widział, jak ludzie przesadzali z
alkoholem i zapijali się na śmierć. Postanowił więc zawieźć ją do szpitala.
Gdy dotarł pod
najbliższy szpital, rozkazał starszemu bratu zostać w aucie, a sam zaniósł Genevieve
do wnętrza budynku. Rejestratorka natychmiast zapytała go, co się stało i
kazała posadzić nieprzytomną dziewczynę na krześle w poczekalni.
- Jej koleżanki
poprosiły mnie w klubie, żebym ją tu przywiózł, chyba dużo wypiła. – skłamał
rejestratorce, by pozostać anonimowym.
Kobieta zawołała
przechodzącą pielęgniarkę.
- Lucy, zawołaj
doktor Montgomery.
Jared zaczął
natychmiast panikować. Nie wiedział, że Isabelle pracuje właśnie w tym
szpitalu. Zdawał sobie sprawę, że kobieta od razu obarczy go winą za stan
swojej córki.
No to mamy problem. Jay zwieje, przyzna się, że poszli z Shannem i Gen do Oyster, czy najpierw Isabelle zdąży go zamordować? Czy może raczej Jared posunie się do kłamstwa prosto w jej oczy?
OdpowiedzUsuńNajgorszą częścią Twojego bloga jest to oczekiwanie na wyjaśnienia. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym już teraz wiedzieć, jak się skończy sytuacja w szpitalu...
Dużo weny, kochana, mnóstwo :) (chociaż na jej brak ostatnio chyba nie możesz narzekać ;) )
S.
Z pewnością zeby czytac moje ff trzeba byc bardzo cierpliwym.
UsuńDziękuję, wbrew pozorom nie zawsze mam wenę :)
O nie,nie,nie,nie! Nie dość, że Isabelle nie znosi Shannona to teraz jeszcze znienawidzi Jareda:( Jeju, a to już się zbliża do końca... Moje ukochane ff:( jeju, niech to się nie kończy i to w dodatku tak jak ma się skończyć.... Jeny, płakać mi się aż chce... Świetny rozdział, mam nadzieję, że nowy już wkrótce! Dużo weny!
OdpowiedzUsuńCały czas czekam aż coś się pojawi na ndr!
Dziękuję, ale spokojnie, jeszcze trochę do końca. Co do NDR, to trudno mi powiedziec, kiedy pojawi się tam cos nowego.
UsuńCudo, cudo, cudo. Trzymasz w napięciu i to jest najlepsze. Ciekawe co będzie dalej, powodzenia w pisaniu ❤
OdpowiedzUsuńDziękuję, staram się <3
UsuńStrasznie mi zle, ze to sie tak pokomplikowalo, brakuje tylko, by gen zdradzila shannona z jaredem, lub shannon gen z kims innym. A potem sie pokloca, ona wybiegnie z klubu i on ja rozjedzie. Nienawidze tego bloga, wiec czemu go tak kocham? ):
OdpowiedzUsuńNie potrafię odpowiedzieć na to pytanie :c
UsuńOby Jay coś wymyślił i może mama Gen mu jeszcze podziekuje ze ja przywiózł. Jezu jakie emocje niech kolejny bedzie bardzo szybko. Ja tak nie chce aby ten blog sie kiedys skonczyl. :'(
OdpowiedzUsuńWszystko ma swój koniec ;)
UsuńKurcze ja też coś tak czuję, że ten blog zbliża się nieubłaganie do końca, a to mi się nie podoba. Ale rozdział super i szybko dodany. Dzięki!!!:)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję.
UsuńJeszcze troche :)
Kurczaki, znów to samo - niedosyt i oczekiwanie na kolejny , ale świetnie się bawię odrywając się od szarej rzeczywistości , DZIĘKI , pozdrawiam
OdpowiedzUsuń-K.B.
Dzięki, bardzo mi miło.
UsuńO mamuniu.... To się porobiło, ale wzbudziłaś mą ciekawość :D Czekam na więcej. Wspaniały rozdział <3 :3
OdpowiedzUsuńDziękuje, o to chodziło haha :)
Usuń