piątek, 5 grudnia 2014

40. Lowdown




         Zarówno rejestratorka, jak i pielęgniarka nie miały pojęcia, kim jest nieprzytomna dziewczyna przywieziona o późnej porze do szpitala. Dowiedziały się tego dopiero, gdy przerażona Isabelle podbiegła do córki.
         - Genevieve? – kobieta przykucnęła przy dziewczynie, próbując ją ocucić. Dopiero po minucie spojrzała na chłopaka stojącego zaraz przy niej. - Jared, co jej się stało?!
         Jared czuł, jak pocą mu się ręce. Głośno przełknął ślinę i poczuł się tak, jakby wysyłano go na ścięcie. Pomimo, iż widział na twarzy Isabelle strach i zdenerwowanie zamiast gniewu podejrzewał, że nie pozostanie mu darowane to, do czego doprowadził, bądź przynajmniej czemu nie zapobiegł.
         - Ona… ona za dużo wypiła, tak mi się wydaje. – chłopak jąkał się tak, jakby za błędną odpowiedź groziła mu gilotyna.
         - Porozmawiamy później. – powiedziała ostro. Zauważyła, że pielęgniarka zawołała pielęgniarzy z łóżkiem, którzy natychmiast zajęli się jej córką, dlatego odwróciła się do nich. – Zawieźcie ją na toksykologię.
         Isabelle ruszyła za Genevieve, a Jared został sam w niemalże pustym holu. Rejestratorka wraz z dwoma pacjentami oczekującymi na przyjęcie wpatrywali się w niego podejrzliwie. Chłopak nie wiedział, czy „później” Isabelle oznaczało kilka minut, godzin, czy dni. Postanowił jednak wyjść ze szpitala i odwieźć Shannona do domu wiedząc, iż matka Gen i tak go odwiedzi.
         Kiedy wyszedł na zewnątrz natychmiast spostrzegł, że srebrny jeep nie stoi tam, gdzie go pozostawił. Obszedł cały parking i teren wokół szpitala, gdzie można było przestawić samochód, ale nigdzie nie było śladu zarówno auta, jak i brata. Jared przeklął pod nosem i kopnął słup stojący przy podjeździe. Nie mógł uwierzyć, że Shannon odjechał bez słowa zostawiając go pod szpitalem, w dodatku zupełnie nie przejmując się losem swojej dziewczyny. Nie widząc lepszego wyjścia, wrócił do poczekalni.
         Po godzinnym oczekiwaniu w końcu zasnął na krześle. Obudził się dopiero, gdy poczuł dotyk na swoim ramieniu. Kiedy spojrzał w górę, dostrzegł kamienną twarz Rhysa.
         - Genevieve wzięli  na salę. – odparł zaspany chłopak, nie do końca zdając sobie sprawę, o czym mówi.
         - Wiem. Rozmawiałem już z Isabelle. – mężczyzna usiadł na siedzeniu obok. Był ubrany w policyjny mundur, który dodawał mu powagi i wymagał szacunku. Jared zdziwił się, że większy strach wzbudzała w nim jego żona. – Teraz chcę porozmawiać z tobą. Powiesz mi, jak do tego doszło?
         Chłopak zdawał sobie sprawę, że Rhys ma doświadczenie w przesłuchaniach i wyciąganiu informacji. Był jednak dobrym kłamcą i aktorem, a szczególnie potrafił łgać w oczy policjanta, gdyż nie pierwszy raz to robił. Starannie ułożył w głowie całą historię, chcąc przekazać mu jak najmniej szczegółów, które mogły obciążać jego, lub Shannona. Był wkurzony na brata, ale mimo wszystko nie chciał mu zaszkodzić.
         - Genevieve przyszła do nas. – zaczął, nerwowo przytupując nogami.
         - Do domu? – kiedy Jared napotkał wzrok mężczyzny od razu zdecydował, by wymyślić inną wersję dzisiejszego zdarzenia.
         - Nie, nad jezioro. Wiedziała, że często spotykaliśmy się tam ze znajomymi. Nad Flag Lake. – skłamał, opisując zupełnie inne jezioro niż to, nad którym zwykli przesiadywać.
         - Kto ją tam przywiózł? – ciągnął Rhys. Zawód nauczył go, by być podejrzliwym i nieufnym.
         - Chyba wzięła stopa. – Jared miał nadzieje, że uda mu się porozmawiać z Gen, zanim jej ojciec zada dziewczynie te same pytania. Wiedział, że jeśli choć jedna rzecz nie będzie zgodna, będzie już po nim. – Było tam sporo ludzi, większości nawet nie znałem. Dużo osób tam przychodzi żeby się spotkać i razem wypić. Kiedy nas znalazła, była już napruta. Ktoś musiał jej coś podać, zanim się zobaczyliśmy.
         Rhys zamyślił się na moment. Jared nie potrafił określić, czy mężczyzna mu uwierzył, czy nie. Starał się jednak doskonale zapamiętać swoją wersję na wypadek, gdyby Isabelle zapytała go o to samo. Musiał też podzielić się nią z Genevieve.
         - Powiedziałeś „nas”. Twój brat też tam był? – zapytał zaciskając szczękę.
         Jared westchnął.
         - Tak.
         - Dlaczego więc ty tu jesteś, a nie on?
         Chłopak nie tracił rezonu.
         - Bał się, że spotka tu panią Montgomery. Wiedział przecież, że jest lekarką. Poprosił, żebym to ja ją tu przyniósł. Nie chciał dostarczać jej zmartwień.
         Jared sam był zaskoczony, że kłamanie i wymyślanie wszystkich szczegółów przychodziło mu z taką łatwością. Obawiał się, że Rhys może zechcieć sprawdzić jego alibi, bądź znaleźć winnych podania Genevieve alkoholu, ale wiedział, że musi zaryzykować. Nie mógł zdradzić sekretnego, nielegalnego klubu, ani wkopać swojego rodzonego brata, nie ważne jak się zachował.
         - No dobrze. – powiedział w końcu mężczyzna, wstając z krzesła. Położył rękę na ramieniu Jareda i spojrzał mu w oczy, jakby starał się dostrzec w nich fałsz. – Jedź do domu. Dziękuję, że zająłeś się Genny i ją tu przywiozłeś.
         - Nie ma sprawy. – odparł Jared z ulgą, po czym wstał. Kiedy ruszył do wyjścia, usłyszał za plecami swoje imię.
         - Jeszcze jedno. – rzekł tonem policjanta. – Nie kupuję tego. Wiem, że cokolwiek by się nie stało, ty będziesz starał się bronić brata, ale ja i tak wiem, że miał w tym swój udział. Nie obchodzi mnie, jak duży. Powiedz mu tylko, że mój zakaz zbliżania się do Gen wciąż obowiązuje.
         Jared skinął głową, nie wiedząc co odpowiedzieć, i wyszedł ze szpitala.
***
         Gdy Genevieve otworzyła oczy, uderzyło ją ostre światło. Odruchowo zamrugała kilka razy, a zamazany obraz się wyostrzył. Ujrzała twarz matki – zmęczoną, senną i troskliwą. Przez chwilę pomyślała, że to tylko sen. Dawno nie widziała takiego oblicza Isabelle. Ostatnio była dla niej szorstka i stanowcza, nie okazywała jej już uczuć, jak kiedyś. Dziewczyna podejrzewała, że za chwilę wszystko radykalnie się zmieni, a matka wpadnie w złość i zacznie ją pouczać.
         - Poczekaj. – powiedziała widząc, że jej córka próbuje się podnieść. Wyregulowała jej łóżko i uniosła je do pozycji wpół leżącej. – Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy z tatą.
         - Gdzie on jest? – zapytała, przyglądając się kitlowi lekarskiemu matki. Nie potrafiła spojrzeć jej w oczy. Przeniosła wzrok na swoją rękę, do której doprowadzano kroplówkę.
         - W pracy. Ale obiecał, że skończy wcześniej i cię odwiedzi. – odparła spokojnie, uśmiechając się słabo.
         - Czekasz na niego żeby mnie zwyzywać i wygłosić mi wykład o alkoholu, imprezach i chłopakach, czy zrobisz to teraz?
         Genevieve dopiero teraz spojrzała matce w oczy. Jej wyraz twarzy zmienił się, ale nie tak, jak się spodziewała. Isabelle zdawała się być zasmucona słowami córki, a nie rozgniewana. Przysunęła się bliżej na krześle i zwróciła swój wzrok na jej twarz.
         - Jesteś inteligentną dziewczyną, Gen. Dobrze wiesz, że to, co robisz nie jest w porządku. Fakt, że się tu znalazłaś tylko świadczy o tym, że to prawda. Jesteś po prostu jeszcze młoda i kolejny wykład nic tu nie da. Chyba jak większość nastolatek musisz czegoś spróbować i się sparzyć, żeby zrozumieć w czym tkwi problem. Z alkoholem już przesadziłaś i znając cię sądzę, że więcej już go nie nadużyjesz. Może z Shannonem musi być tak samo.
         Dziewczyna pokręciła głową. Czuła się ospała, ale słowa matki pobudzały ją do kolejnej kłótni na temat jej związku.
         - A co, jeśli się nie sparzę? Odpuścisz?
         Isabelle parsknęła.
         - Genny, już się sparzyłaś. Shannon pozwolił ci pić na umór, a po wszystkim nawet się tobą nie zajął. Przywiózł cię Jared, a jego brat nawet nie raczył poczekać na niego w samochodzie. Pielęgniarki powiedziały mi, że odjechał slalomem spod szpitala, kiedy Jared pilnował cię w poczekalni.– Genevieve nie chciała słuchać opowieści matki, ponieważ i tak w nią nie wierzyła. Wiedziała, że kobieta powie wszystko, by zniechęcić ją do Shannona. Pozwoliła jednak Isabelle mówić, nie mając siły na przeciwstawianie się. - Gdyby cię tu nie przywiózł i liczyłby, że sama wytrzeźwiejesz, pewnie już byś nie żyła. – jej matka przymknęła oczy, jakby próbowała opanować łzy. – Wiem, co myślisz. Znam cię lepiej, niż ci się wydaje. Tęsknię za czasami, kiedy sobie ufałyśmy i nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Teraz mi nie wierzysz. Twoim zdaniem tylko próbuję was rozdzielić, ale zapytaj Jareda, jak było. Jeśli ma choć odrobinę przyzwoitości, by nie bronić Shannona ponad wszystko, potwierdzi ci to, co powiedziałam.
         Dziewczyna nie chciała już tego słuchać. Odwróciła głowę, by się nie rozpłakać. Jakaś część jej miała jeszcze nadzieję, że to nieprawda. Jednak w spojrzeniu Isabelle było coś, czego nie potrafiła podważyć – szczerość. Ostatnio pojawiała się między nimi tak rzadko, że teraz Gen zauważyła ją od razu.
         Isabelle dotknęła rękę córki i wstała. Genevieve ani razu nie odwróciła głowy w jej stronę.
         - Przyniosę ci coś do picia. – dziewczyna dopiero teraz poczuła, jak bardzo jest spragniona. – poproszę też pielęgniarki o zmianę kroplówki. Zaraz wracam.
***
         Gdy Isabelle wyszła z sali, usłyszała w rejestracji znajomy głos. Przy blacie stał młody chłopak i domagał się, by wpuszczono go na salę.
         - Jared, chcesz ją odwiedzić? – zapytała kobieta, a chłopak natychmiast opanował emocje i uśmiechnął się lekko.
         - Tak. Chciałem tylko zobaczyć, czy wszystko w porządku. – Isabelle odwzajemniła jego uśmiech.
         Żałowała, że Genevieve nie wybrała Jareda, tylko jego brata. Pomimo, iż chłopak nie był jej ideałem zięcia  sądziła, że jest o wiele bardziej odpowiedzialny od Shannona, który jako starszy z definicji powinien być mądrzejszy i roztropniejszy. Widząc, jak troszczy się o Genevieve zaczęła się zastanawiać, czy nie czuje do niej czegoś więcej, niż zwykłą sympatię.
         - Sala dwieście trzy.
         Jared skinął głową i podążył korytarzem w kierunku pokazanym mu przez Isabelle.
         Gdy wszedł do sali przez uchylone drzwi, dziewczyna leżała na łóżku i zasłaniała twarz dłońmi. Niepewnie zapukał w futrynę, a ona natychmiast spojrzała na niego oczami pełnymi łez. Otarła je kołdrą i zaczęła unikać jego wzroku, rozglądając się na boki.
         - Cześć. Wpadłem zobaczyć, jak się czujesz.
         - W porządku, po tylu kroplówkach nie mam nawet kaca. – odparła, a on podszedł bliżej. Usiadł na krześle przy jej łóżku. – Dziękuję, że mi wczoraj pomogłeś.
         - Nie ma za co.
         - Jest za co. – odpowiedziała stanowczo, próbując opanować łzy. – Gdyby nie ty, nikt by tego nie zrobił i pewni już bym nie żyła.
         Jared opowiedział jej wszystko to, co Rhysowi. Dziewczyna starała się zapamiętać jak najwięcej.
         - Odnośnie tego, co wydarzyło się naprawdę - moja mama mi wszystko opowiedziała. To prawda, że Shannona w ogóle nie obchodziło, co się ze mną dzieje i odjechał bez ciebie spod szpitala?
         Jared spuścił głowę. Nie lubił kłamać przyjaciołom, ale jeszcze bardziej wydawać swoich bliskich. Jednak widząc smutek na twarzy Genevieve podejrzewał, że dziewczyna już zna prawdę i uwierzyła matce. Chciała po prostu usłyszeć to od niego i niczego to nie zmieniało.
         - Tak. – odparł w końcu i podniósł głowę. Ich spojrzenia pierwszy raz się spotkały. – Genny, wczoraj Shannon nie był sobą. Trochę przesadził, a kiedy to robi, staje się obojętny i robi rzeczy, których potem żałuje.
         - W ogóle o mnie zapytał? – zapytała płacząc. Nie mogła znieść myśli, że osoba, dla której poświęciła tak wiele, miała ją gdzieś.
         - Genevieve, nie stawiaj mnie w takiej sytuacji, proszę. – Jared westchnął. Czuł się jak zdrajca, a jednocześnie miał ochotę być szczery wobec dziewczyny i wszystko jej powiedzieć. – Lubię cię, nawet bardzo, ale to dla mnie naprawdę niezręczne.
         - To znaczy, że nie. – zrozumiała między wierszami, a on nie zaprzeczył. Odwróciła głowę w stronę okna, by nie widział jej płaczącej. Jared był jej za to wdzięczny, bo nie mógł już znieść tego widoku. Miał ochotę coś zrobić, pocieszyć ją, ale nie wiedział jak i to załamywało również jego.
         - Kiedy wychodziłem, jeszcze spał. Chyba nie zdaje sobie jeszcze sprawy, co się stało. Pewnie nawet nie pamięta. Zresztą i tak tu nie przyjdzie, raczej nie jest tu mile widziany.
         Genevieve pokręciła głową z niedowierzaniem i parsknęła. Dla niej nic nie usprawiedliwiało zachowania Shannona. To, w jakim był teraz stanie, według niej było tylko i wyłącznie jego winą. Po raz pierwszy rozumiała rodziców i ich stosunek do postępowania jej chłopaka. Wcześniej nie zauważała, by narkotyki szczególnie go wyniszczały. Teraz jednak brał ich coraz więcej i nie dało się tego ukryć.
         - Chyba ten jedyny raz muszę przyznać rodzicom rację i stwierdzić, że mają powody, by nie był tu mile widziany. Szczerze mówiąc, ja też nie mam ochoty go teraz oglądać.
         - Pogorszyłem sprawę, prawda?
         Jared poczuł, że swoim przyjściem tylko wszystko pokomplikował. Gen spojrzała na niego zapłakana i pokręciła przecząco głową, choć obydwoje wiedzieli, że tylko próbuje go pocieszyć. Chłopak złapał ją niespodziewanie za rękę, która swobodnie spoczywała na łóżku wzdłuż jej ciała.
         - Porozmawiaj z nim. Tylko ty umiesz do niego dotrzeć.
         - Najwyraźniej nie potrafię, a cała ta sytuacja jest tego dowodem.
         Jared patrzył na nią swoimi błękitnymi oczami, które wydawały się teraz smutne i przypominały raczej ocean w czasie sztormu.
         - On cię kocha. – powiedział, a Genevieve poczuła się dziwnie, słysząc to z jego ust. Wydawało jej się, jakby mówił o sobie w trzeciej osobie, a nie o swoim bracie. – I mówię to poważnie. Myślę, że twoje słowa podziałają na niego bardziej, niż moje. Dobrze go znam i wiem, że gdyby nic wczoraj nie wziął, nie zachowałby się tak, jak się zachował. Wiesz, życie z nim nauczyło mnie wybaczania mu wszystkiego, co robił pod wpływem i uwierz mi, to co stało się wczoraj nie było najgorsze.
         Gen miała już zapytać chłopaka, co miał na myśli, kiedy do sali weszła Isabelle. Jared natychmiast cofnął rękę, choć kobieta zdążyła ją już zauważyć. Postawiła kubek z wodą na niskim stoliku przy łóżku i spojrzała na płaczącą córkę. Domyślała się, że Jared potwierdził jej wersję i wbrew podejrzeniom Genevieve, kobieta wcale nie czuła ulgi. Nie chciała, by jej córka cierpiała, choć oczywiście cieszyła się, że dziewczyna zrozumiała, iż cały czas to ona miała rację.
         - Nie będę wam przeszkadzać. – powiedziała ruszając w kierunku drzwi.
         - I tak już miałem wychodzić. – odparł speszony Jared. – Trzymaj się, Gen i zdrowiej. Do widzenia.
         - To miłe, że przyszedł cię odwiedzić. – zagaiła Isabelle, jednak Gen tylko kiwnęła głową. Sama nie wiedziała, dlaczego wyżywa się na matce. Była wściekła na Shannona, ale wyładowywała się na wszystkich dookoła, choć na to nie zasłużyli. – Jutro zabierzemy cię już do domu. Jeśli będziesz się czuła na siłach, pójdziesz do szkoły. Tylko nie wspominaj nikomu, co się stało. Dzięki mojej pracy w szpitalu i ojca w policji udało nam się sprawić, żeby dyrektor się o tym nie dowiedział. Wszyscy moglibyśmy mieć przez to kłopoty, więc niech to zostanie w tych czterech ścianach.
         Genevieve pokiwała głową. Isabelle wyjęła pudełko z chusteczkami z szuflady i podała jej córce. Dziewczyna była wdzięczna, że nie zadawała żadnych pytań o Shannona.
         - Nie musisz udawać, że się nie cieszysz. – powiedziała ironicznie, a Isabelle spojrzała na nią pochmurnie.
         - Wcale mnie nie cieszy widok mojej płaczącej córki. – odpowiedziała kobieta. – I uwierz mi, wolałabym się mylić co do Shannona. Wolałabym, żeby okazał się być porządnym chłopakiem. Jedyne, z czego się cieszę to fakt, że wreszcie przestanie mieszać ci w głowie.
***
         Shannon pamiętał poprzednią noc jak przez mgłę. Jednakże Jared zadbał o to, by wszystko sobie przypomniał.
         Po usłyszeniu wszystkiego, usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. Bolała go głowa i czuł się okropnie, ale to, czego się dowiedział, uderzyło go najmocniej. Nie mógł uwierzyć, że tak bardzo nawalił. Nie chciał nawet myśleć, jak musiała się teraz czuć Genevieve. Nie wyobrażał sobie co by było, gdyby jego brat jej nie pomógł. Już teraz czuł się winien jej pobytu w szpitalu i to poczucie winy go zabijało. Miał ochotę pobiec do szpitala i błagać ją na kolanach o wybaczenie. Wiedział jednak, że po przekroczeniu progu od razu zostanie wyprowadzony przez ochronę.
         - Jay, przepraszam za wczoraj. Dobrze wiesz, że nie byłem sobą. – powiedział skruszony, a Jared podniósł się z krzesła i stanął nad nim.
         - Po dragach może nie byłeś sobą, ale gdy je brałeś, już tak. – parsknął, czym całkowicie zaskoczył Shannona. Chłopak przywykł do tego, że brat zawsze go rozumiał i mu wybaczał. – Mam dość tłumaczenia się za ciebie i twojego bezsensownego gadania. Koniec z litowaniem się nad tobą. To nie wina całego świata, tylko twoja. To twoje wybory, twoje zachcianki i twoja głupota. Jeśli chcesz spieszyć sobie życie, proszę bardzo. Ale nie niszcz go mi, mamie i Genevieve.
         Na początku Shannon był zszokowany wybuchem brata. Później miał ochotę mu przyłożyć. Kiedy wypowiedział ostatnie zdanie uświadomił sobie, że ma racje, co jeszcze bardziej wyprowadziło go z równowagi. Jednakże nic nie mógł już zrobić, bo Jared wyszedł z pokoju.

         Shannon został w pomieszczeniu zupełnie sam, za jedynego towarzysza mając jedynie swoje myśli. Zastanawiał się, co zrobi. Chciał porozmawiać z Genevieve, ale nie był pewien, co może mieć jej do powiedzenia. Nie chciał jej obiecywać czegoś, co było niemożliwe do spełnienia. Pragnął się zmienić, ale nie potrafił i z góry założył, że nie da sobie rady. Po tym co zrobił, bał się nawet spojrzeć jej w oczy. Ostatnie słowa Jareda sprawiły, że poczuł się tak, jakby dostał obuchem w twarz. Od dawna wiedział, że rani swoją rodzinę. Ale gdy brat wspomniał o Genevieve dotarło do niego, jak bardzo ich wszystkich skrzywdził. Chciał za wszelką cenę im to wynagrodzić ale nie wiedział, czy sobie poradzi. Wiedział tylko jedno – że na pewno nie poradzi sobie bez niej. 

18 komentarzy:

  1. Omatko,jestem wzruszona,balam sie,ze smutny bedzie ten rozdzial i w sumie jest, ale mam szklanki w oczach, totakie smutne i o tyle bardziej jest mi przykro, ze tokompletnie nic nie nauczy Shannona

    OdpowiedzUsuń
  2. chce juz nowy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ten Shannon robi..... za każdym razem jak widze powiadomienie na fb, że dodałaś nowy post na grupę to się cieszę, ale jak widzę że to nowy rozdział na ETF to mam ochotę się rozpłakać... Coraz bliżej końca, a to jest takie wspaniałe! Chciałabym, żeby Shannon się zmienił i a by rodzice Genny go polubili, ale tak niestety nie będzie, dlatego jestem załamana tym faktem:( Dużo weny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety, tak faktycznie nie będzie. Ale jeszcze sporo może się wydarzyć zanim wszystko się skończy. Dziękuję ;)

      Usuń
  4. Kurcze Shannon zawiódł na całej linii. Na prawdę nie wiem jak się on tym razem z tego wytłumaczy. Ok był pod wpływem narkotyków i nie miał świadomości tego co się obok niego dzieje, ale do jasnej cholery niech wyciągnie z tego jakieś wnioski... Gen nie może czuć się przy nim bezpiecznie i dodatkowo tak boleśnie ją zawiódł. Ojej ja już wyczuwam końcówkę tego opowiadania... Błagam Cię nie kończ go jeszcze:) Uwielbiam je!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekonamy się w następnym rozdziale ;) dziękuję, bardzo mi miło, ale wszystko się kiedyś kończy.

      Usuń
  5. Cass, jeżeli będziemy miały okazje spotkać się w Sopocie to Ci z tego miejaca grożę, że ci pierdolne jak to się skończy, ewidentnie :')
    Poryczałam się, to jest genialne ok?
    Ja dobrze radzę uwierz mi i nie kończ ff, skończy mi się życie c":
    W wakacje czytałam ponad 15 ff na raz. Został tylko Twój, z 15, czaisz? XD
    Cała reszta mi się znudziła, wiesz jakie to wyróżnienie? To jest całkowicie idealne nie ma do czego się czepiać. Czasem mam wrażenie, że jakby to wydać, to by była taka genialna książka, że wooo stara :o Pomyśl o tym haha
    Weny i NIE KOŃCZ TEGO, CZYM JA BĘDĘ ŻYĆ, NO WEŹ NO ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Średnie szanse, ze będę wiec chyba jestem bezpieczna ;) oo to miłe, ze tylko mój blog przeszedł dalej w takiej ostrej selekcji :D dzięki i spokojnie, bedą jeszcze inne moje ff.

      Usuń
  6. Ale mnie Shann wkurza. Wiesz ja rozumiem że się naćpał, ale kurcze jego zachowanie w stosunku do Genny jest karygodne. Najbardziej boli mnie to, że jak już wiemy jak to się skończy, on nie wyciągnie wniosków i nie przestanie ćpać. Kurcze i straci miłość swojego życia, taką która niektórym osobom nigdy się nawet nie przytrafi. Och Shann czemu jesteś taki głupi chciałoby mu się to powiedzieć.
    Ps. Piszę to zawsze i napiszę jeszcze raz:) Muzyka świetna a ta ostatnia piosenka Bat for Lashes... O mój Boże kocham ją!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mądry po szkodzie... Tez uwielbiam tę piosenkę i nie mogłam się oprzeć by jej tu nie dodać ;)

      Usuń
  7. Shannon nawalił na całej lini. Ech, przeczuwałam że nic dobrego się zdarzy.
    Płakać mi się chce, jak pomyślę, że to się kiedyś skończy 💔

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział genialny jak każdy inny, :) i masz moze grupe na fb gdzie informujesz o nowych rozdziałach??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Link do grupy jest w prawym menu, jeśli nie widać go na telefonie to proszę: https://www.facebook.com/groups/469280499872552/

      Usuń
  9. Nie, nie, nie błagam Cię nie kończ jeszcze tego opowiadania. Niech jeszcze będzie dużo rozdziałów:) Ja je tak kocham a dzień w którym pojawia się tu nowy rozdział jest zawsze moim ulubionym dniem:) Weny życzę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo to pojęcie względne, ale chyba trochę jeszcze ich będzie ;) dziękuję bardzo!

      Usuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)