sobota, 29 listopada 2014

39. Control




         Genevieve natychmiast wpadła w ramiona Shannona, który objął ją bez zawahania. Był zaskoczony jej obecnością, a radość mieszała u niego z troską, ponieważ bał się, jak zareagują na jej ucieczkę Isabelle i Rhys.            
- Nie powinnaś tu przychodzić. – powiedział Jared, przyglądając się parze.
Shannon spiorunował brata spojrzeniem.
- Wiem, Jay. – Gen uprzedziła Shannona. Wiedziała, że chłopak nie mówi tego dlatego, że nie chce jej u siebie. Najzwyczajniej w świecie martwił się o nią tak samo, jak jego brat. Jared zdziwił się, że dziewczyna nazwała go zdrobniale. Nigdy wcześniej tego nie robiła, właściwie niewiele ludzi to robiło. – Nie chcę was wpędzać w kłopoty, ale nie mogę tam zostać ani minuty dłużej. Błagam, zabierzcie mnie stąd zanim moja babcia zauważy, że zniknęłam.
Jared nie potrafił dalej się stawiać, widząc jej smutne zielone oczy wpatrujące się w niego błagalnie. Westchnął pokonany i wzruszył ramionami, napotykając pytające spojrzenie brata. Chwycił kurtkę wiszącą na haczyku przy drzwiach i wyszedł na zewnątrz. Shannon objął dziewczynę ramieniem i wyprowadził za Jaredem. Wszyscy wsiedli do jego samochodu, a ten ruszył przed siebie.
- Isabelle mnie zabije. – powiedział Jared wpatrując się w mrok panujący za oknem. Usiadł samotnie z tyłu i wyglądał na przybitego.
- A mnie Rhys i Isabelle. Już wiesz, kto ma gorzej. – odparł Shannon, uśmiechając się pocieszająco do Gen, która była w takim samym nastroju, co jego brat.
- Dokąd jedziemy? – zapytała dziewczyna, chcąc zmienić temat.
- Mieliśmy jechać do Oyster, ale chyba nie masz najlepszych wspomnień związanych z tym miejscem. – odpowiedział Shannon.
Genevieve przypomniała sobie sekretny klub znajdujący się niedaleko ich okolicy, jednakże w całkiem opuszczonej dzielnicy przemysłowej. Co ważniejsze, przez jej umysł przebiegł też obraz Sloan atakującej ją nożem. Przez tę wizję aż się wzdrygnęła, ale postanowiła nie psuć planów Shannona i Jareda.
- Możemy tam jechać, nie musicie się mną przejmować. Oczywiście o ile nie będzie tam Sloan.
- Nikt nie widział Sloan od kiedy wyszła ze szpitala, nawet Cara. Podobno gdzieś wyjechała, bo pokłóciła się z ojcem. – odparł Jared, włączając się do rozmowy. – Jesteś tego pewna?
- Tak. – skłamała. Już teraz obiecała sobie, że ani razu nie pójdzie sama do toalety, tym bardziej, że nikt nie wiedział, gdzie podziewa się Sloan. Wieść o tym, że rzekomo wyjechała jej nie przekonała.  
Shannon gwałtownie skręcił, w ostatniej chwili biorąc zakręt. Po chwili znaleźli się w znajomej okolicy, która znów wywołała ciarki na ciele Genevieve. Dziewczyna czuła dziwną energię bijącą od tego miejsca, jego opuszczonych i zdewastowanych budynków i malunków na ścianach. Shannon zaparkował w tym samym miejscu co zawsze i cała trójka wysiadła z auta.
Jared zapukał do drzwi w innym tempie, niż ostatnim razem robił to Shannon. Genevieve domyśliła się, że ta czynność zmieniana jest równie często, co hasło. Zaraz po zakończonym pukaniu blaszane, pordzewiałe drzwi otworzył umięśniony mężczyzna. On jedyny się nie zmieniał, dziewczyna doskonale zapamiętała jego twarz.
- Hasło. – rzucił tym samym tonem, co zazwyczaj i zmierzył wszystkich trzech wzrokiem.
- There were two blackbirds sat upon a hill, the one was named Jack, the other named Gill; fly away Jack, fly away Gill, come again Jack, come again Gill. wyrecytował Jared czując się tak, jakby rymował dla Leanne.
Bez żadnej emocji na twarzy, ochroniarz otworzył przed nimi drzwi i pozwolił im wejść do środka.
Genevieve usłyszała znajomą, psychodeliczną muzykę i od razu przypomniała sobie, jak walczyła ze Sloan w łazience. Musiała jednak szybko odsunąć od siebie te myśli, by nie psuć jeszcze bardziej swojego humoru.
Tym razem usiedli przy stole wgłębi sali, gdzie muzyka była nieco cichsza. W oddali Gen zauważyła kolejne podświetlane przejście, prowadzące do pomieszczenia ze stołami bilardowymi.
- Ktoś jeszcze tu przyjdzie? – zapytała głośno Genevieve, siedząc pomiędzy Shannonem, a Jaredem.
- Blake wpadnie później z Paulem, a o reszcie nie wiem. – odparł Shannon. – Przyniosę coś do picia.
Gdy chłopak miał iść po alkohol, do ich stolika podeszła wysoka dziewczyna. Gen zmierzyła ją wzrokiem i zauważyła, że szatynka zawdzięcza swoje długie nogi wysokim szpilkom i krótkiej spódniczce, która odkrywała więcej, niż zakrywała. Widząc ją wdzięczącą się do Shannona natychmiast poczuła ukłucie zazdrości, ale skrupulatnie ukrywała swoje emocje.
- Shannon, masz może coś dla mnie i moich koleżanek? – zapytała uwodzicielskim tonem, opierając się o stół. Genevieve widziała teraz jej obfity dekolt i zaczęła szczerze nienawidzić tej dziewczyny.
Chłopak pogładził udo Gen pod stołem chcąc ją uspokoić. Teraz dziewczyna nie kryła już swoich uczuć i dobrze wiedział, o co jej chodzi. Podniósł się z siedzenia i powiedział, że zaraz wróci, po czym zniknął z dziewczyną w tłumie. Jared spojrzał na minę Genevieve i zrobiło mu się jej żal.
- Może pójdziemy zagrać? – zapytał, wskazując na salę bilardową.
- Nigdy nie grałam. – odparła wkurzona na Shannona. Nie potrafiła się już hamować.
- Nauczę cię. – powiedział Jared i bez słowa chwycił dziewczynę za rękę i pociągnął w stronę sali.
Genevieve czuła się dziwnie, idąc z nim za rękę. Pomyślała jednak, że dla Jareda to normalne biorąc pod uwagę to, jak zachowywał się w stosunku do wszystkich dziewczyn ze swojego towarzystwa. Dla niego pocałunek czy złapanie za rękę nie było czymś wyjątkowym, zarezerwowanym tylko dla par. Traktował to jak przyjacielski gest, niezależnie od dziewczyny, z którą miał do czynienia.
Stanęli przy jedynym wolnym stole, a Jared zdjął ze ściany dwa kije. Podał dziewczynie jeden i ustawił trójkąt z bilami na stole bilardowym. Skrótowo wytłumaczył dziewczynie zasady gry, a ona tylko przytaknęła. Nie zrozumiała do końca reguł, ale postanowiła udawać, że nadąża za jego tempem. Co rusz wpatrywała się w facetów przy innych stołach, podziwiając ich grę. Skupiła się na tym, co robił Jared i szybko przestała myśleć o swoim chłopaku spędzającym czas z innymi dziewczynami.
Jared pochylił się nad stołem i zdecydowanym ruchem uderzył kijem w białą  bile. Uderzyła w pełną, czerwoną, która wpadła do łuzy.
- Twoja kolej. – powiedział z uśmiechem do Gen, a ta niepewnie ustawiła się przy stole. – Pamiętaj, twoje są bile w paski.
Pochyliła się nad stołem i próbowała ustawić się z kijem tak, jak przed chwilą zrobił to Jared. Starała się uderzyć w granatową bilę, ale ta ledwo ruszyła z miejsca przez zbyt słabe i źle wymierzone uderzenie.
- Jestem w tym beznadziejna. – westchnęła dziewczyna, a Jared się zaśmiał.
Chłopak oparł swój kij o ścianę. Złapał za białą bilę i ustawił ją w tym samym miejscu, w którym była przed uderzeniem Genevieve.
- Pokażę ci, co zrobiłaś źle. – powiedział i stanął za nią. – Po pierwsze, trzymasz kij pod złym kątem. – Jared pochylił się nad dziewczyną, chwytając jej rękę, którą trzymała kij. Nakierował ją w odpowiednie miejsce, trzymając głowę zaraz ponad jej ramieniem. – Widzisz, musisz to zrobić tak. – rzekł ciszej do jej ucha. Genevieve poczuła się niezręcznie, będąc tak blisko niego. Gdy podniosła na niego wzrok, szybko tego pożałowała, gdyż ich spojrzenia się skrzyżowały. Chłopak puścił jej dłonie i odsunął się od Gen, znajdując się za nią, w bezpiecznej odległości, która nikogo nie krępowała. – Wyobraź sobie, że biała bila to ta dziewczyna, z którą poszedł Shann. – zaśmiał się, a Genevieve z dużą siłą uderzyła w bilę.
Granatowa bila wpadła prosto do środkowej łuzy, a na twarzy dziewczyny natychmiast pojawił się uśmiech.
- Widzisz, całkiem nieźle ci poszło. – pochwalił ją Jared z takim samym uśmiechem.
- Wszędzie was szukałem. – powiedział Shannon, który nagle pojawił się w sali. Spojrzał ze zdziwieniem na Genevieve trzymającą kij. – Nie wiedziałem, że umiesz grać.
- Bo nie umiałam. Jared mnie nauczył. – dziewczyna znów uśmiechnęła się do Jareda. Widziała zazdrość na twarzy Shannona, ale nie potrafiła się powstrzymać przed prowokowaniem go do złości. Chciała, by poczuł się tak samo, jak ona przed chwilą. Nie miała zamiaru skłócać ze sobą braci, ale miała czyste sumienie i nie widziała nic złego w tym, by trochę zezłościć swojego chłopaka i pokazać mu, że dobrze się bawiła.
- To super. – odparł nieszczerze i bez entuzjazmu, wpatrując się w brata. Jared natychmiast przestał się uśmiechać i odłożył kij bilardowy na swoje miejsce.
- Idziemy się czegoś napić? – zapytał i wyszedł z sali.
Genevieve odłożyła kij i ruszyła za nim, ale Shannon złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Sprzedawałem im tylko dragi, nic więcej. – powiedział patrząc dziewczynie w oczy. Genevieve wiedziała, że chłopak mówi prawdę, ale nie zmieniało to faktu, że podświadomie wciąż była wkurzona, jednak głównie na szatynkę, a nie na niego.
- Wiem. – odparła, całując go w usta. – A ja tylko grałam z Jaredem w bilard.
- Wiem. – powiedział i odwzajemnił jej pocałunek.
***
- Mamo prosiłam cię, żebyś jej pilnowała. – Isabelle mówiła nerwowo do telefonu. Gdyby nie dyżur w szpitalu, już dawno znalazłaby się w domu.
- Odwróciłam się tylko na moment… - kobieta czuła wyrzuty sumienia, że zawiodła swoją córkę. Jednocześnie obawiała się o swoją wnuczkę, której przez jej niedopilnowanie mogło się coś stać.
- Dobrze, mamo, nie denerwuj się. Nie pierwszy raz z nim uciekła. Zadzwonię do Rhysa, może znów ją gdzieś znajdą. Zostań w domu z Leanne i na nią czekaj.
Kiedy kobieta odłożyła słuchawkę, nie była już taka spokojna jak wobec swojej matki. Natychmiast wykręciła numer do pracy męża i powiadomiła go o tym, co się stało.
***
- Chyba powinnaś zwolnić z piciem. – zaproponował Jared, widząc jak dziewczyna pochłania kolejnego drinka. Shannon w ogóle nie zwracał uwagi na to, co pije Genevieve, gdyż po narkotykach zwykle niewiele rzeczy go interesowało.
- Nie przesadzaj. – odparła rozbawiona dziewczyna, choć nikt nie powiedział nic śmiesznego.
- Przynieść ci jeszcze jednego? – zapytał Paul, patrząc na Jareda prowokująco. Lubił drażnić się z ludźmi, a zwłaszcza z nim, gdyż nie przepadał za młodszym z braci Leto. Uważał, że był czasami zbyt opanowany i nie potrafił bawić się tak, jak Shannon.
- Jasne. – powiedziała z uśmiechem Genevieve, opierając głowę o ramię Jareda. Shannon wciągał właśnie kreskę, ani razu nie zwracając na nią uwagi. – Jared, wyluzuj trochę.
Normalnie chłopak uśmiechnąłby się do dziewczyny i cieszyłby go fakt, że nie krępuje się w jego towarzystwie i opiera swoją głowę na jego ramieniu. Wiedział jednak, że gdyby nie alkohol, nigdy by tego nie zrobiła.
Genevieve czuła, że nie ma umiaru. Nigdy wcześniej się nie upiła, dlatego nie wiedziała, jaki jest jej limit. Nie zamierzała jednak siedzieć i patrzeć, jak Shannon ćpa, całkowicie się nią nie interesując. Piła kolejnego już drinka, a obraz rozmazywał się jej i wirował przed oczami. Chciała wstać, ale wiedziała, że nie utrzyma się na nogach. Mimo to postanowiła spróbować. Gdy tylko podniosła się z kanapy, opadła na nią z powrotem, znajdując się na kolanach Jareda. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i zerknął na brata, który odpłynął już w całkowicie inny świat.
- Może odwiozę cię do domu? – zapytał miło dziewczynę, chcąc w ten sposób przekonać ją do powrotu.
Genevieve cały czas się uśmiechała. Zdjęła z siebie sweter, czując uderzenie gorąca i objęła ręką szyję Jareda bojąc się, że zatoczy się do tyłu. Chwyciła ze stołu szklankę z drinkiem i zaczęła go pić jednym duszkiem. Przestała dopiero, gdy Jared wyrwał jej naczynie z ręki.
- Hej, hej, prosiłem cię, żebyś przystopowała.
- Oblałeś mi bluzkę. – bąknęła z pretensją dziewczyna, patrząc na swój mokry top.
Jared westchnął i posadził dziewczynę na pustym miejscu obok siebie. Poprosił Blake'a, by przypilnował dziewczynę obawiając się, że zechce gdzieś pójść. Sam ruszył w kierunku toalet, chcąc wziąć z niej papier.
Genevieve postanowiła wykorzystać okazję i za namową Paula, wypiła kolejną szklankę aż do dna. Niemalże natychmiast poczuła się gorzej i opadła na kanapę, nie mogąc utrzymać pionu. Czuła, jak traci kontakt z rzeczywistością i nie wiedziała już, co działo się wokół niej.
Gdy Jared wrócił, z przerażeniem spojrzał na bladą dziewczynę, leżącą na kanapie bez ruchu.
- Prosiłem cię, żebyś ją pilnował! – wrzasnął na Blake'a, ale ledwo przebił się przez głośną muzykę.
- Stary, nie jestem jej niańką. Miałem pilnować, żeby nigdzie nie poszła i tak zrobiłem. – odparł chłopak i wstał, idąc w kierunku parkietu.
Jared próbował wybudzić Genevieve, ale ta mamrotała tylko coś pod nosem, ledwo ruszając powiekami. Chłopak kazał bratu się ruszyć i pójść z nim do samochodu. Wziął dziewczynę na ręce, a obojętny Shannon tylko powłóczył za nim nogami, niezadowolony z kończącej się imprezy.
Chłopak położył ją na tylnym siedzeniu i wziął kluczyki od brata. Shannon usiadł na miejscu pasażera i wbił wzrok w jeden punkt. Jared zaczął gorączkowo myśleć, co zrobić z Genevieve. Wiedział, że jeśli odwiezie ją do domu, cała wina spadnie na niego i Isabelle znienawidzi go równie mocno, co Shannona. Mimo wszystko obawiał się także o zdrowie dziewczyny, gdyż wiele razy widział, jak ludzie przesadzali z alkoholem i zapijali się na śmierć. Postanowił więc zawieźć ją do szpitala.
Gdy dotarł pod najbliższy szpital, rozkazał starszemu bratu zostać w aucie, a sam zaniósł Genevieve do wnętrza budynku. Rejestratorka natychmiast zapytała go, co się stało i kazała posadzić nieprzytomną dziewczynę na krześle w poczekalni.
- Jej koleżanki poprosiły mnie w klubie, żebym ją tu przywiózł, chyba dużo wypiła. – skłamał rejestratorce, by pozostać anonimowym.
Kobieta zawołała przechodzącą pielęgniarkę.
- Lucy, zawołaj doktor Montgomery.

Jared zaczął natychmiast panikować. Nie wiedział, że Isabelle pracuje właśnie w tym szpitalu. Zdawał sobie sprawę, że kobieta od razu obarczy go winą za stan swojej córki. 

16 komentarzy:

  1. No to mamy problem. Jay zwieje, przyzna się, że poszli z Shannem i Gen do Oyster, czy najpierw Isabelle zdąży go zamordować? Czy może raczej Jared posunie się do kłamstwa prosto w jej oczy?
    Najgorszą częścią Twojego bloga jest to oczekiwanie na wyjaśnienia. Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym już teraz wiedzieć, jak się skończy sytuacja w szpitalu...
    Dużo weny, kochana, mnóstwo :) (chociaż na jej brak ostatnio chyba nie możesz narzekać ;) )
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością zeby czytac moje ff trzeba byc bardzo cierpliwym.
      Dziękuję, wbrew pozorom nie zawsze mam wenę :)

      Usuń
  2. O nie,nie,nie,nie! Nie dość, że Isabelle nie znosi Shannona to teraz jeszcze znienawidzi Jareda:( Jeju, a to już się zbliża do końca... Moje ukochane ff:( jeju, niech to się nie kończy i to w dodatku tak jak ma się skończyć.... Jeny, płakać mi się aż chce... Świetny rozdział, mam nadzieję, że nowy już wkrótce! Dużo weny!
    Cały czas czekam aż coś się pojawi na ndr!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, ale spokojnie, jeszcze trochę do końca. Co do NDR, to trudno mi powiedziec, kiedy pojawi się tam cos nowego.

      Usuń
  3. Cudo, cudo, cudo. Trzymasz w napięciu i to jest najlepsze. Ciekawe co będzie dalej, powodzenia w pisaniu ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie mi zle, ze to sie tak pokomplikowalo, brakuje tylko, by gen zdradzila shannona z jaredem, lub shannon gen z kims innym. A potem sie pokloca, ona wybiegnie z klubu i on ja rozjedzie. Nienawidze tego bloga, wiec czemu go tak kocham? ):

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby Jay coś wymyślił i może mama Gen mu jeszcze podziekuje ze ja przywiózł. Jezu jakie emocje niech kolejny bedzie bardzo szybko. Ja tak nie chce aby ten blog sie kiedys skonczyl. :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze ja też coś tak czuję, że ten blog zbliża się nieubłaganie do końca, a to mi się nie podoba. Ale rozdział super i szybko dodany. Dzięki!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczaki, znów to samo - niedosyt i oczekiwanie na kolejny , ale świetnie się bawię odrywając się od szarej rzeczywistości , DZIĘKI , pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  8. O mamuniu.... To się porobiło, ale wzbudziłaś mą ciekawość :D Czekam na więcej. Wspaniały rozdział <3 :3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)