Promienie
słońca przebijały się przez zasłonięte cienkimi firankami okna. Jeden z nich
wycelował prosto w jego oczy, co natychmiast wyrwało go ze snu.
Trzymał
ją w ramionach, a ona opierała swoją głowę na jego piersi. Byli przykryci
narzutą, a on niemalże spadał z wąskiej kanapy. Spojrzał na jej spokojną twarz –
już wcześniej widział ją śpiącą, ale tym razem było w niej coś innego. Wydawała
się szczęśliwsza, spełniona. Mógłby przyglądać się jej całymi dniami. Odgarnął
kosmyk jej pofalowanych włosów za ucho i wtedy ujrzał zieleń jej oczu. Mrugnęła
zaskoczona, jakby myślała, że wciąż śni i nie jest tu z nim naprawdę.
Jednocześnie
się uśmiechnęli, nie odrywając od siebie wzroku.
-
Cześć. – szepnął przybierając szeroki uśmiech.
-
Hej. – odpowiedziała przygryzając wargę by się nie roześmiać.
-
Jak się czujesz? – zapytał, choć po jej twarzy nie miał wątpliwości, że
Genevieve niczego nie żałuje.
Gen
czuła każdy swój mięsień i mogła porównać swoje samopoczucie do takiego, gdy
przebiegnie się maraton. Oczywiście, wygrywając medal i kończąc wyścig nie
zwracało się już uwagi na ból, a na satysfakcję z wygranej. Tak właśnie myślała
teraz, choć nadal ciężko było jej w to wszystko uwierzyć.
-
Obolała, ale szczęśliwa. – odpowiedziała, a on jeszcze bardziej się ucieszył.
Ucałował
ją i podniósł się do pozycji siedzącej.
-
Zrobię coś do jedzenia, okej?
Gen
pokiwała głową. Shannon ubrał na siebie dżinsy i ruszył w stronę drzwi, które
tak wtapiały się w boazerię, że dziewczyna ich wcześniej nie zauważyła.
Wpatrywała się w półnagiego chłopaka i analizowała każdy jego najmniejszy ruch,
nawet kołysanie biodrami. Kiedy zniknął w pomieszczeniu, zaczęła się ubierać.
Nie miała ochoty z powrotem ubierać swojej sukienki, dlatego wybrała jego
koszulę w kratkę, sięgającą jej za uda.
Poszła
za nim do kuchni. Było to dość małe pomieszczenie, choć i tak wydawało jej się
duże jak na tak małą chatkę. Podciągnęła się na blacie i usiadła na nim,
wpatrując się w plecy Shannona. Co rusz posyłał jej wesołe spojrzenia,
zwłaszcza gdy sięgał po coś do lodówki znajdującej się obok niej. Wtedy podziwiała
jego umięśniony brzuch.
-
Pomyślałeś o wszystkim… Nawet o zakupach. – stwierdziła obserwując, jak robi
jajecznicę. – A wszystko po to, żeby mnie tu ściągnąć?
Shannon
zaczął się śmiać.
-
Dla ciebie wszystko. – odparł, odwracając się do niej. – A tak w ogóle to
bardzo pasuje ci moja koszula.
Nawet
nie zauważyła, kiedy stanął przed nią i przysunął się bliżej. Objął ją w pasie,
a ona oparła swoje łokcie na jego nagich ramionach, oplatając go nogami.
Zaczęli się całować, jak zwykle ignorując wszystko dookoła. Nagle dziewczyna
gwałtownie odsunęła go od siebie, a on spojrzał na nią zaskoczony.
-
Chyba coś się pali. I nie mówię tu o tobie. – zaśmiała się, a on w ostatniej
chwili uratował ich śniadanie, wciąż się śmiejąc i odwracając do niej.
Wcześniej
myślał, że będzie się z tym wszystkim dziwnie czuł. Nigdy się tak dla nikogo
nie starał, a tym bardziej nie jadał z dziewczyną porannego posiłku. Zazwyczaj
udawało mu się uciec, zanim jego kochanka się obudziła, a jeśli to nie wyszło,
to i tak ubierał się i wychodził. Teraz jednak czuł, że wszystko jest takie,
jakie powinno być. Pomyślał, że tak mógłby wyglądać każdy jego poranek już do
końca życia.
Jedli
siedząc na kanapie naprzeciwko kominka. Byli skierowani do siebie i żaden z
nich nie myślał o powrocie do domu, chociaż wiedzieli, że nie mogą zostać tu na
zawsze. Genevieve nie chciała psuć tego sielskiego nastroju, ale widząc teraz ślady
po wkłuciu na jego ręce, nie mogła się powstrzymać przed zadaniem pytania.
-
Powiesz mi wreszcie o co chodzi z tym śladem po igle?
Shannon
spojrzał na nią lekko zażenowany. Wiedział, że wszystko tym zepsuł, niszcząc
resztki swoich szans u rodziców Gen. Dlatego właśnie pomyślał, że jest jej
winien przeprosiny.
-
A o co może chodzić? Chyba obydwoje wiemy.
Genevieve
westchnęła i wzięła kęs jedzenia, układając sobie odpowiedź w głowie. Cieszyła
się, że Shannona nie zirytowało jej pytanie, tylko odpowiedział na nie
spokojnie.
-
Wiesz, że nie o to pytam.
Shannon
spojrzał na nią przepraszająco.
-
Okej, popełniłem błąd. Nie wiem co we mnie wstąpiło, może chciałem po prostu
iść na skróty i pozbyć się problemów jak kiedyś, bo nie mogłem rozwiązać ich z
tobą.
Gen
była mu wdzięczna, że był z nią szczery. Wiedziała, że dużo go to kosztowało,
gdyż nigdy nie był typem osoby, która lubiła się zwierzać i przyznawać do
błędów.
-
W porządku. – odpowiedziała widząc, że czeka na jej reakcję. Uśmiechnął się i
przyglądał się jej prawie nie mrugając. – Co? – zapytała z rozbawieniem, czując
na sobie jego wzrok.
-
Nic. – odparł wciąż nie zmieniając obiektu zainteresowania.
-
Czemu tak na mnie patrzysz?
-
Bo jesteś piękna. – odpowiedział, a ona szturchnęła go wesoło.
Kiedy
zjedli, obydwoje już wiedzieli, że muszą w końcu wrócić do domu. Oczywiście Gen
sto razy bardziej wolała siedzieć tutaj z nim, niż w szkole, ale zdawała sobie
sprawę, że tylko odwleka to, co nieuniknione. Czym później zamierzała znaleźć
się w domu, w tym większe kłopoty się pakowała. Zastanawiała się, jaki szlaban dostanie,
choć nie to było dla niej najważniejsze. I tak nie mogła widywać się z Shannonem,
a nie potrafiła wyobrazić sobie gorszej kary. Jeśli to była jedyna okazja, by
wymknąć się z domu i spędzić z nim noc, to cieszyła się, że wykorzystała swoją
szansę.
Ubrała
się niechętnie w swoje ubrania, oddając koszulę chłopakowi. Próbowała w jakiś
sposób ułożyć włosy, ale skończyło się na tym, że spięła je w luźny kok. Kiedy
była już gotowa do wyjścia, Shannona nie było w środku. Gdy wyszła na zewnątrz,
zobaczyła go opartego o fasadę domu i palącego papierosa. Nie był już tak
wesoły, spoglądał w kierunku ulicy w zamyśleniu. Wiedział, że ten dzień może
się już nie powtórzyć, ale obiecał sobie, że będzie o nią walczyć. Nawet nie
zauważył, iż wyszła przed dom. Znalazła się tuż za nim i stojąc na palcach,
oparła się na jego ramieniu i zaczęła go całować. Wyrzucił wypalonego papierosa
i spojrzał na nią uśmiechając się słabo i pochmurnie.
-
Musimy już jechać. – powiedział i złożył na jej ustach szybki pocałunek.
Odsunął się i poszedł zamknąć drzwi na klucz.
Kiedy
wsiedli do samochodu, wyjął ze schowka drugi klucz. Spojrzał dziewczynie w oczy
i położył go na jej dłoni.
-
Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała tu przyjść, to jest klucz. Gdy nie
będzie cię w domu, albo dowiem się, że uciekłaś, będę cię tu szukać. A jeśli ty
nie znajdziesz mnie, to ja prawdopodobnie będę tutaj. Tylko my wiemy o tym
miejscu.
Genevieve
pokiwała głową i schowała klucz do kieszeni kurtki.
Kiedy
jechali do domu, dziewczyna kręciła się nerwowo na fotelu. Nie wiedziała, czego
się spodziewać i to stresowało ją najbardziej. Shannon także obawiał się
reakcji jej rodziców, a zwłaszcza ojca. Pomimo tego, że to Isabelle była
bardziej cięta na chłopaka wiedział, że to Rhys może poważnie mu zaszkodzić. Z
każdym kilometrem napięcie rosło, a gdy znaleźli się na znajomej ulicy,
Genevieve zaczęły trząść się ręce.
Shannon
zaparkował samochód na podjeździe, z obawą patrząc na samochody rodziców Gen
stojące na jej podjeździe. Martwiło go, że obydwoje są na miejscu. Jeszcze
bardziej się przeraził, gdy zobaczył Isabelle i Rhysa wychodzących z domu i
biegnących w stronę jego samochodu.
-
Powinieneś stąd odjechać. – powiedziała Gen, pospiesznie wychodząc z auta.
Shannon jednak postanowił nie być tchórzem i zostać. Wiedział, że prędzej czy później
czeka go konfrontacja z rodzicami dziewczyny.
Isabelle
szarpnęła córkę za ramię i przyciągnęła do siebie. Dziewczyna jeszcze nigdy nie
widziała swojej matki w takiej furii, a jej uścisk sprawiał Gen ból.
-
Gdzie ty do cholery byłaś?! Nie spaliśmy całą noc, szukaliśmy cię wszędzie! –
wrzeszczała na całą okolicę, aż Constance wyszła z domu.
Shannon
przyglądał się Gen z niepokojem. Widział, że cierpi nie tylko psychicznie, ale
i fizycznie.
-
Niech ją pani zostawi, to ją boli! – krzyknął i ruszył w jej kierunku, ale Rhys
złapał go za koszulę.
-
Ty lepiej się już nie wtrącaj w życie naszej córki! – burknął mężczyzna, a Constance
stanęła u boku syna, chcąc zmusić Rhysa do puszczenia jego ubrania.
-
Rhys, uspokój się. – powiedziała zdenerwowana, ale mężczyzna zrobił się jeszcze
bardziej czerwony ze złości.
-
No proszę powiedz mi, co robiliście całą noc?! – krzyknęła Isabelle do córki,
nie zwalniając uścisku. Gen powstrzymywała się przed płaczem, nie chcąc
prowokować Shannona do obrony swojej dziewczyny. – No słucham, spałaś z nim?!
Genevieve
nie przemyślała swojej odpowiedzi. Spojrzała na Shannona, który wyglądał tak,
jakby miał zaraz wybuchnąć. Pokiwał przecząco głową, ale ona nie zamierzała go
słuchać. Wiedziała, że matka i tak wiedziałaby swoje.
-
Tak! I było cudownie! – odpowiedziała matce z szyderczym uśmiechem, zaliczając
przy tym już drugi cios w policzek w swoim życiu.
Shannon
natychmiast odepchnął ojca dziewczyny i ruszył jej na ratunek. Rhys ponownie go
złapał, tym razem za ramię. Genevieve rozpaczliwie wołała jego imię, a Constance
podbiegła do syna, jednakże było już za późno. Chłopak jak zwykle nie potrafiąc
opanować swojej agresji, wymierzył policjantowi cios pięścią. Trafił go w nos i
pomimo niezbyt silnego uderzenia, zaczęła z niego płynąć krew. Rhys odruchowo
objął ręką twarz i spojrzał wymownie na Constance.
-
Jeśli jeszcze raz zobaczę twojego syna z moją córką, oskarżę go o napaść na
funkcjonariusza policji. – powiedział, po czym podszedł do Genevieve i
Isabelle.
Zaczęli
iść w kierunku swojego domu, ciągnąc dziewczynę ze sobą. Odwróciła się do
Shannona i patrzyła na niego z płaczem. Chłopak chciał do niej pobiec, zabrać
ją od jej rodziców, ale wiedział, że nie może nic zrobić.
Kiedy
znaleźli się za zamkniętymi drzwiami, jej ojciec natychmiast poszedł po lód.
Przyłożył go do rozwalonego nosa i spojrzał gniewnie na córkę. Genevieve po raz
pierwszy widziała w nim prawdziwego policjanta. Isabelle oparła się o blat
kuchenny tak, jakby miała zaraz zemdleć.
-
Może teraz zrozumiesz, że Shannon to zwykły chuligan. – rzucił Rhys do córki, a
ona tylko pokręciła głową, wycierając łzy rękawem kurtki. Isabelle popijała
właśnie tabletki uspokajające.
-
Sprowokowałeś go, żeby cię uderzył. Chciałeś mieć coś na niego, coś, czym
będziesz mógł go postraszyć. Jesteś z siebie zadowolony? – odparła, masując
bolący policzek.
-
Obudź się wreszcie, dziewczyno! – krzyknęła do niej matka, prostując się jak
struna i patrząc na nią ze złością. – To nie jest chłopak dla ciebie i mam
nadzieję, że na dworze nie mówiłaś poważnie. Jeśli tak, jesteś naprawdę naiwna.
Genevieve
pomyślała, że to jedyna szansa, by jakoś ich uspokoić, choć nie liczyła, że
matka jej uwierzy.
-
Chciałam was wkurzyć, dlatego kłamałam. Całą noc byliśmy u jego znajomych. –
skłamała, a jej ojciec nieco odetchnął. Isabelle była bardziej podejrzliwa, ale
też nieco się uspokoiła.
-
To już nieważne. I tak z ojcem już zdecydowaliśmy.
***
-
Nie powinieneś go bić. – powiedziała z pretensją Constance, krążąc nerwowo po
salonie.
-
Sprowokował mnie. – odparł Shannon wyrzucając sobie, że tak łatwo dał się
podejść. Wiedział, że w swojej groźbie Rhys nie żartował. Naprawdę był gotów
posądzić go o pobicie policjanta, za co z pewnością poszedłby do więzienia.
Constance
sama nie wiedziała, czy jest bardziej zła na syna, czy na rodziców jego
dziewczyny.
-
Wiesz, że lubię Genevieve i życzyłam wam szczęścia. Ale teraz uważam, że
powinieneś sobie odpuścić. – rzekła patrząc na syna z żalem.
Nie
chciała go stracić, nie w taki sposób. Pogodziła się już z tym, że jej młodszy
syn zamierza wyjechać na studia i ją tu zostawić, ale nie mogła dopuścić do
tego, by Shannon poszedł do więzienia. Zawsze starała się wychować swoje dzieci
jak najlepiej i w sytuacjach takich, jak ta zastanawiała się, gdzie popełniła
błąd.
-
Nie mogę. – powiedział Shannon patrząc na swoje dłonie. Chciał uniknąć
spojrzenia matki.
-
Shanni, tak będzie dla was lepiej. Jeśli będziesz to dalej ciągnąć, pójdziesz
do więzienia, a ona będzie miała niepotrzebne problemy. Zrozum to wreszcie,
proszę.
Chłopak
westchnął głośno, kręcąc głową. Do domu przyszedł jego brat, który widział całe
zdarzenie. Wracał właśnie z pracy i stał z boku. Nie chciał wtrącać się w przepychankę,
gdyż wiedział, że jest zależny od Isabelle. Poza tym i tak nie powstrzymałby
brata.
-
Mama ma rację. Powinieneś dać sobie spokój. – powiedział nagle Jared, a Shannon
spiorunował go wzrokiem. – Pomyśl chociaż raz o innych, a nie o sobie.
Jego
starszy brat parsknął nerwowo i odwrócił się do chłopaka.
-
Zamknij się, Jared. Gówno wiesz o mnie i o Genevieve.
-
Wiem tylko tyle, że przez ciebie zaczyna zamieniać się w zupełnie inną dziewczynę,
a ty wpędzasz się w coraz większe kłopoty.
Shannon
zmarszczył brwi zaskoczony jego słowami. Constance przyglądała się ich dyskusji
z dystansem myśląc, że brat przemówi starszemu do rozumu.
-
Od kiedy tak bardzo przejmujesz się naszym związkiem i samą Gen? – zapytał
stając bliżej brata i patrząc mu prowokująco w oczy. Zaczął zastanawiać się,
czy Jared faktycznie martwi się tylko o niego.
Chłopak
zaczął unikać jego wzroku i zastanawiać się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
-
Chodziło mi tylko o to, żebyś uważał. – uciął i minął Shannona w przejściu,
idąc do pokoju.
***
-
Zdecydowaliście o czym? – zapytała Genevieve ze strachem. Obawiała się, co jej
rodzice mogli wymyślić.
-
Wyjedziesz na jakiś czas do ciotki Bethany na Florydę.
Gen
spojrzała na matkę zszokowana. Myślała, że to tylko kiepski żart, ale jej
rodzice byli całkiem poważni i zdecydowani.
-
Co? Mamo, nie mogę wyjechać, mam szkołę…
-
Jakoś dzisiaj nie przejmowałaś się szkołą. – odparł jej ojciec, wciąż starając
się zatamować krwawienie. – Nie pytamy cię o zgodę, Genevieve. Wyjeżdżasz w
środę, więc lepiej zacznij się już pakować.
_______________________________________________________________
W międzyczasie zapraszam także na moje
nowe fanfiction, które póki co dostępne jest tylko na Wattpadzie. W przyszłości
planuję zrobić dla niego bloga, oczywiście jeśli zobaczę, że zyska
zainteresowanie.
Zapraszam >TUTAJ<.
Kocham to ff!
OdpowiedzUsuńJest jedyne po prostu!
Ale mi się niesamowicie podobał początek:) taki sielski i romantyczny:) Ale jej rodzice, serio? jaki oni mają problem ze sobą? ale chce mi się tu ich zwyzywać, ale daruję sobie:) Dziewczyno po raz kolejny łamiesz mi serce, ale pewnie niedługo napiszesz rozdział po którym znowu będę się śmiać jak głupia do komputera. Także czekam znowu na jakiś pogodny rozdział:) Jesteś rewelacyjna!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję, to bardzo miłe :3
UsuńUwielbiam Twój styl pisania i przekonuje się o tym z każdym nowym rozdziałem. Świetnie się czyta i ta historia sama w sobie jest cudowna. A Twoje pomysły bywają zaskakujące :). I do tego rozwalasz mnie muzyką - dosłownie. Ciekawa jestem dalszych losów Gen i Shannona :).
OdpowiedzUsuńPS. Nowy blog zapowiada się dobrze! Już mnie zaciekawiłaś.
Dziękuję! Cieszę się niezmiernie, ze wszystko się podoba :)
UsuńCass!!! Ja Cię chyba zabiję!!!!!!!!! Jak możesz łamać mi serce po raz tysięczny, ale i tak Ci wybaczam i uwielbiam:) Nigdy z żadnym opowiadaniem się nie zżyłam i tak emocjonalnie do niego nie podchodziłam, Jak do tego:) Kocham, kocham, kocham je bardzo:*
OdpowiedzUsuńNie wiem czy dziękować za miłe słowa, czy uciekać bojąc się o swoje zycie haha
UsuńDziewczyno świetny rozdział:) z niecierpliwością czekam na nowy:)
OdpowiedzUsuńDzięki :3
UsuńWiesz jak utrzymać czytelnika w niepewności. Świetny rozdział. C:
OdpowiedzUsuńStaram się. Dziękuję :)
Usuń