-
Jeśli sama się nie spakujesz, ja zrobię to za ciebie. – rzuciła Isabelle stojąc
w progu jej pokoju.
Genevieve
leżała na łóżku płacząc w poduszkę i postanowiła ignorować matkę.
-
Zobaczysz, nie weźmiesz połowy rzeczy, które chciałabyś ze sobą zabrać.
Kobieta
usiadła na skraju jej łóżka i przez chwilę jej ręka zawisła nad ramieniem
córki, ale ostatecznie postanowiła się wycofać. Nie chciała jeszcze bardziej
pogarszać sytuacji.
-
Jeszcze mi podziękujesz, Genevieve. Teraz tego nie widzisz, ale kiedyś
zrozumiesz. – starała się brzmieć ciepło i pocieszająco, ale dziewczynę jeszcze
bardziej to irytowało. Podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała matce
prosto w oczy, wściekła i zrozpaczona.
-
Z pewnością ci podziękuję, że spędzę dziesięć godzin w autobusie wiozącym mnie
do Destin, czyli ostatniego miejsca na ziemi, w jakim chciałabym teraz być. Mam
gdzieś taką troskę. Jeśli zależałoby ci na moim szczęściu i chciałabyś dla mnie
dobrze, pozwoliłabyś mi zostać i z nim być. – powiedziała niemalże jednym
tchem. Wiedziała, że niewiele to zmieni, ale postanowiła spróbować. – Proszę,
chociaż raz w życiu pozwól mi zrobić to, co uszczęśliwi mnie, a nie was.
Isabelle
podniosła się z łóżka i ruszyła do drzwi.
-
Weź też jakieś grubsze rzeczy. Bethany mówiła, że wieczory bywają chłodne. –
rzuciła i wyszła z pokoju.
Genevieve
chwyciła za poduszkę i cisnęła nią w stronę drzwi, które były już zamknięte.
Nie przyniosło to jednak oczekiwanej ulgi, zamiast tego znów bezradnie padła na
łóżko i zaczęła wylewać słone łzy. Miała gdzieś, czy będzie jej ciepło czy
zimno na Florydzie. Zawsze cieszyła się na podróż w to miejsce, ponieważ
kojarzyło jej się z rodzinnymi wakacjami. Teraz jednak wydawało jej się
największym koszmarem, jaki mógł się komukolwiek przytrafić, istnym piekłem na
ziemi.
Kiedy
wreszcie zebrała się w sobie by wstać, zaczęła wrzucać przypadkowe rzeczy do
walizki, w większości zwinięte w kłębek. Chwyciła za torebkę zawieszoną na
oparciu krzesła i znów poczuła ochotę na rzucenie jej w kąt. Usłyszała brzęk
metalu i na dywanie zalśniło coś złotego. Spojrzała w to miejsce i natychmiast sobie
przypomniała, co zostawiła w torbie i o czym całkowicie zapomniała. Klęknęła na
podłodze i nachyliła się nad zepsutą wcześniej bransoletką. Wzięła do rąk
zawieszkę i przyłożyła ją do ust, jakby miało to w jakiś sposób przybliżyć ją
do Shannona. Wciąż nie mogła powstrzymać płaczu, a teraz wręcz nim wybuchła.
Gdy
usłyszała pukanie do drzwi, niemalże podskoczyła. Szybko jednak uświadomiła sobie,
że to pewnie któryś z jej rodziców, dlatego nic nie odpowiedziała.
-
Mogę wejść? – zapytał nieśmiały, dziewczęcy głos.
Tessa
jeszcze nigdy nie widziała przyjaciółki w takim stanie. Już wcześniej Genevieve
płakała przy niej z powodu Shannona, ale tamtego szlochu nie dało się porównać
do tego. Przyjaciółka wyglądała, jakby jej serce rozbito na miliony kawałków,
których nie dało się już poskładać. Pokiwała głową tłumiąc płacz, ale wciąż
klęczała na dywanie zwrócona w stronę okna, więc Tessa widziała tylko jej
profil.
Podeszła
do Genevieve i klęknęła przy niej. Wzięła ją w objęcia, co pozwoliło
dziewczynie jeszcze bardziej się rozkleić. Tessa nie mogła znieść jej smutku i
sama także zaczęła płakać. Głaskała ją po głowie i czuła się tak, jakby
pocieszała małe dziecko, ale cieszyła się, że może choć w taki sposób pomóc
przyjaciółce.
-
Tak mi przykro, Gen. – powiedziała Tessa szczerze. W tym momencie wcale nie
liczyło się dla niej czy lubiła chłopaka przyjaciółki, czy nie. Widząc jak
cierpi wiedziała, że dziewczyna naprawdę go kocha, więc tylko to miało teraz
znaczenie. Poza tym ze słów Isabelle wynikało, że Shannon także zrobił wiele,
by pokazać, że nie widzi poza nią świata. Inaczej już dawno dałby sobie spokój
i nie sprowadzał na siebie kłopotów, których mógł przysporzyć sobie aż zanadto,
kiedy uderzył ojca Genevieve. – Wiem, że na początku robiłam wszystko, żebyście
się rozstali i byłam trochę jak twoja matka. Ale teraz już rozumiem, co do
siebie czujecie i nawet wam zazdroszczę, bo wiem, że Aaron nigdy mnie tak nie
pokocha. Nie chcę, żebyście się rozstawali, ani żebyś wyjeżdżała. – wyszeptała jej
do ucha, wciąż tuląc do siebie. Genevieve miała zamknięte oczy, by choć w ten
sposób stłumić łzy.
-
Ja też tego nie chcę. – odparła z trudem. – Mogę cię o coś prosić?
-
Jasne, o co tylko chcesz.
Genevieve
odsunęła się od niej na chwilę, chcąc spojrzeć jej w oczy.
-
Powiedz Shannonowi, że jutro wyjeżdżam. Koniecznie powiedz mu to jutro, jak już
wyjadę. Nie chcę, żeby przyszedł i miał kłopoty. Przekaż mu ode mnie kartkę. –
Genevieve wstała z podłogi i podeszła do biurka. Chwyciła żółtą kartkę i
nakreśliła na niej kilka zdań. Złożyła ją w kostkę i wręczyła Tessie, która tylko
pokiwała głową na znak, że wykona jej polecenia.
***
Shannon
nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Próbował już zajmować się tysiącami rzeczy,
które mogłyby odwrócić jego uwagę od problemu. Za wszelką cenę starał się
unikać sposobu, którego używał najczęściej – narkotyków i alkoholu. Zamiast
tego palił jednego papierosa za drugim i leżał na łóżku, grając w kółko na
gitarze Wish You Were Here. Jared opierał
się o futrynę drzwi i patrzył na niego z litością, jakby oglądał dzikie zwierze
zamknięte na siłę w zoo.
-
Zamierzasz to grać do końca życia? – zapytał w końcu, patrząc na swoją gitarę w
rękach brata. Chyba jeszcze nigdy nie widział go w tak złym stanie, nie licząc
dnia śmierci ich ojca. Wtedy to on zaopiekował się młodszym bratem, dlatego
teraz Jared uznał, że jest mu winien to samo.
Shannon
nic nie odpowiedział. Kontynuował grę na gitarze, choć sto razy bardziej
wolałby teraz wyżyć się przy bębnach. Musiał jednak pocieszyć się tym, co miał,
a raczej co miał jego brat. Patrzył pustym wzrokiem w ścianę, a Jared poczuł
się, jakby odwiedzał go w szpitalu psychiatrycznym.
-
Chcę ci pomóc, Shann.
-
Możesz to zrobić wychodząc. – powiedział chłopak nawet na niego nie patrząc.
Nie
chciał traktować Jareda tak szorstko, ale uznał, że jeśli zostanie tu jeszcze
minutę dłużej, potraktuje go o wiele ostrzej. Wolał być teraz sam i nie słuchać
nikogo nad swoją głową, bo i tak nikt nie był w stanie go zrozumieć czy mu
pomóc. Kiedy brat wyszedł, trochę mu ulżyło. Jednak gdy drzwi do pokoju znów
się otworzyły pomyślał, że tym razem Constance próbuje coś wskórać w jego
beznadziejnym przypadku.
-
Cześć. – powiedziała Tessa, a gdy spojrzał na nią wilkiem, od razu dodała: - Przychodzę
w pokojowych zamiarach.
Chłopak
przestał grać i odłożył gitarę na bok. Tessa wolała nie siadać, ponieważ już
wystarczająco czuła się tu nieswojo.
-
Nie powinno mnie tu teraz być. Powinnam przyjść dopiero jutro po południu, ale…
- westchnęła. – Pomyślałam, że tak będzie lepiej. – powiedziała i wyciągnęła
rękę z żółtą kartką. – Genevieve kazała ci to dać.
Shannon
rozłożył zwinięty papier i ujrzał liścik pisany w pośpiechu.
Shannon,
Przepraszam za wszystko. Przepraszam, że
masz przeze mnie przesrane, że wyjechałam bez słowa i nie chciałam, żebyś
przyjechał by zobaczyć, jak odjeżdżam. Nie chciałam narobić ci problemów. Nie
wiem kiedy wrócę, ale niezależnie od tego wiedz, że będę strasznie tęsknić.
Kocham Cię.
Gen
Chłopak
zauważył, że tusz w kilku miejscach był rozlany. Domyślił się, że to z powodu
łez. Nie mógł tylko pojąć, jak Genevieve może czuć się winna za wszystko, co
tak naprawdę zrobili jej rodzice.
-
Wiem, że ona nie chce, żebyś tam pojechał. Ale widziałam ją dzisiaj i uważam,
że to co napisała, to nieprawda. Po prostu bała się, że Rhys się wkurzy i cię
zaskarży. Jeśli chcesz, mogę powiedzieć ci kiedy i skąd jutro odjeżdża.
Shannon
spojrzał na nią zaskoczony. Nie wiedział, dlaczego Tessa nagle chce mu pomóc,
skoro tyle razy próbowała skłócić go z Gen.
-
Dlaczego to robisz?
Dziewczyna
westchnęła i odgarnęła kosmyk włosów wystający z jej luźnego warkocza.
-
Bo nie mogę patrzeć, jak się męczycie. Wiem, że byłam przeciwko tobie, ale
teraz widzę, że ją kochasz, więc z dwojga złego wolę to, niż miałaby być z
jakimś dupkiem, który miałby ją gdzieś. – czuła się dziwnie rozmawiając tak
otwarcie z Shannonem, ale wiedziała, że tak trzeba. – Tylko nie mów potem, że nigdy
nic dla ciebie nie zrobiłam.
-
Chcę wiedzieć. Powiedz mi, skąd odjeżdża i kiedy.
***
Genevieve
nie musiała się budzić, bo tej nocy w ogóle nie spała. Leżała tylko w łóżku i
patrzyła w sufit zastanawiając się i płacząc. Wciąż bawiła się bransoletką,
którą dostała od Shannona. Wieczór spędziła na naprawianiu jej, co nie było
łatwe gdy ręce trzęsły się jej jak po wypiciu kilku kaw.
Równo
o piątej trzydzieści Rhys wszedł do jej pokoju, by obudzić córkę. Widząc, że
nie śpi, przyglądał jej się tylko w ciszy. Nie lubił oglądać Genevieve w takim
stanie i czuł się podle wiedząc, iż płacze z jego powodu. Wciąż jednak wmawiał
sobie, że robi to z Isabelle dla jej dobra.
-
Czas wstawać. – powiedział tylko widząc, że dziewczyna nawet nie zwróciła na
niego uwagi.
Genevieve
wyszła z łóżka dopiero, gdy zniknął w korytarzu. Ubrała się w stary t-shirt,
trampki i postrzępione dżinsy, całkowicie nie przejmując się tym, jak wygląda.
Tego dnia postanowiła się nawet nie malować. Niechętnie rozczesała włosy, które
były jeszcze wilgotne od wieczornego mycia. Nie chciało jej się nawet zajrzeć
ponownie do walizki by sprawdzić, czy czegoś nie zapomniała. Zdjęła z półki
kilka książek i włożyła je do podręcznej torby.
Jedna
z książek, której nie wzięła, spadła nagle z półki upadając na podłogę. Po
okładce wiedziała już, że to Fitzgerald, ale nie Gatsby, którego już spakowała,
tylko Czuła jest noc. Podniosła
ją i spojrzała na stronę, która się otworzyła.
Kiedy będzie pani starsza, przekona się pani, że
ludzie, którzy kochają, cierpią. Cierpią męki. Lepiej być młodym i nieczułym,
niż kochać.
Pospiesznie
zamknęła książkę i wrzuciła ją do torby, próbując się znów nie rozpłakać. Oczy
miała już tak opuchnięte, że każda kolejna łza szczypała ją w powieki. Wciąż
jednak miała w głowie ten cytat. Pamiętała, jak matka mówiła jej, że czyta zbyt
poważne książki, których i tak nie jest w stanie jeszcze zrozumieć. Teraz już rozumiała
i po raz pierwszy pomyślała, że nie zgadza się z Fitzgeraldem. Owszem,
cierpiała męki. Ale wolała już przeżywać te katusze, niż być nieczuła. Może i
poczuła się jak sadystka, ale gdyby mogła wybrać w kim się zakochuje, to bez
chwili zawahania wybrałaby Shannona nawet gdyby wiedziała, co później nastąpi.
Zeszła
na dół z torbą na ramieniu, która była ciężka od wszystkich tych książek. W
końcu zdecydowała się wrócić na górę i odłożyć kilka z nich do walizki,
zostawiając tylko Gatsbiego i Czuła jest noc.
Isabelle
próbowała wmusić w nią śniadanie, ale Gen nie miała ochoty nic jeść. Wypiła
tylko herbatę siedząc posępnie przy stole. Czuła się tak, jakby miała pójść na
ścięcie. Gdy zobaczyła jej ojca niosącego z góry jej granatową walizkę, jeszcze
bardziej posmutniała.
-
Wiesz, te kilka dni u ciotki nie zmienią tego, co czuję do Shannona i co on
czuje do mnie. – powiedziała nagle do matki, zaskakując tym nawet samą siebie.
Rhys był już na zewnątrz i pakował walizkę do samochodu.
Isabelle
spojrzała na nią z dezaprobatą. Nie myślała, że jej córce ot tak przejdzie, ale
pomyślała, że odpoczynek od Shannona uświadomi jej, jak spokojne i
bezproblemowe jej życie może być bez niego. Chciała, by to wszystko przemyślała
i może trochę liczyła na to, iż Shannon się zniechęci, pozna inną dziewczynę
lub Genevieve znajdzie kogoś nowego na Florydzie, którego po powrocie nawet nie
będzie mogła widywać. Głównym celem wyjazdu było to, by Gen wyciszyła się i
pobyła trochę z rodziną, nawet jeśli miała to być tylko ciotka i jej syn.
-
Nikt nie powiedział, że to tylko kilka dni. Rozmawiałam z twoimi nauczycielami.
Przyznali, że przyda ci się przerwa i zapewnili, że zdążysz nadrobić zaległości
po powrocie, o ile się skupisz. Sugeruję ci, żebyś spożytkowała czas na
Florydzie na nauce, wtedy na pewno pójdzie ci szybciej.
Genevieve
parsknęła ironicznie, ale nie zamierzała już dłużej dyskutować z matką. Wiedziała,
że i tak nie przemówi jej do rozsądku, gdyż Isabelle będzie miała zawsze gotową
odpowiedź, nawet jeśli nie będzie miała racji.
-
Na nas już czas. – powiedział Rhys wchodząc do kuchni i spojrzał smutno na
córkę. Krajało mu się serce, ale postanowił nie okazywać słabości i być twardy.
– Isabelle, jedziesz z nami?
Kobieta
spojrzała na córkę i widziała, że dziewczyna tego nie chce, ale postanowiła
osobiście dopilnować, że Gen wsiądzie do autobusu i odjedzie na Florydę.
-
Tak. Już idę.
Kiedy
wyszli na zewnątrz, Genevieve odruchowo spojrzała na dom Shannona. Chciała go
zobaczyć, chociażby w oknie. Wszystkie jednak były zasłonięte, lub po prostu
puste. Jego srebrny jeep stał na podjeździe jak zawsze, ubrudzony błotem z
drogi niedaleko Benton Rd., gdzie znajdowała się chatka, która była ich
specjalnym miejscem.
-
No dalej, wsiadaj. – popędził ją ojciec, a ona mimowolnie wykonała jego
polecenie.
***
Shannon
siedział w salonie i nasłuchiwał, czy ich samochód już odjechał. Nie chciał
pokazywać się w oknie w obawie, że ktoś go zauważy. Wolał udawać, że śpi i nie
wie o ich wyjeździe.
Kiedy
usłyszał znajomy warkot silnika oddalający się od jego domu, natychmiast wstał
i ruszył do swojego auta. Zrobił to po cichu, nie chcąc obudzić domowników,
choć było to teraz jego najmniejsze zmartwienie. Przekręcił kluczyk w stacyjce
jeepa, ale samochód odmówił posłuszeństwa.
Spróbował
drugi raz. Znowu nic.
Przekręcał
kluczyk w pośpiechu jeszcze kilka razy, ale samochód nawet nie reagował,
dławiąc się po każdej próbie uruchomienia silnika. Shannon gwałtownie uderzył
rękoma w kierownicę, klnąc sam do siebie. Wyszedł z auta i głośno trzasnął
drzwiami. Pobiegł do domu i z koszyczka z kluczami stojącego na blacie
kuchennym wyjął klucz od motoru brata. Wiedział, że Jared zaraz wstanie i
będzie chciał pojechać do pracy, ale stwierdził, że gdyby chodziło o niego, to
byłby w stanie się tak poświęcić dla brata. Wybiegł z domu, zapominając nawet
zakluczyć drzwi zewnętrzne.
Uruchomił
głośno motor i odjechał nim w pośpiechu.
***
Genevieve
wpatrywała się w czerwone poranne niebo z nostalgią. Nie chciała odjeżdżać, a z
każdym kolejnym kilometrem jej smutek i tęsknota narastały. W radiu leciały
jakieś wesołe piosenki, które powinny pobudzać ją do życia, ale zamiast tego
tylko ją irytowały, gdyż wcale nie czuła się radosna.
Gdy
znalazła się już na dworcu autobusowym musiała się zmusić, by wysiąść z
samochodu. Powłóczyła nogami w stronę autobusu, który wskazał jej ojciec
niosący za nią walizkę. Stanęła już przy pojeździe, gdy za plecami usłyszała
głos matki.
-
Gen, podejdź tu jeszcze na chwilę i się z nami pożegnaj jak należy. – Isabelle mówiła
troskliwie, ale Gen wyczuła w tym pewien przymus. Nie miała ochoty się z nimi
żegnać, więc po prostu postawiła stopę na schodku autobusu, chcąc wejść do
środka bez słowa.
-
Genny! – wrzasnął zdyszany i zdesperowany głos. Shannon biegł w jej kierunku, a
rodzice dziewczyny natychmiast zmienili nastrój.
-
Powiedziałem, że masz się więcej nie pokazywać i nie rozmawiać z moją córką. –
rzucił surowo Rhys, a Shannon spojrzał na jego posiniaczony nos.
Genevieve
zignorowała ostrzeżenie ojca i podbiegła do chłopaka, rzucając mu się na szyję.
Poczuła znajomy zapach papierosów mieszający się z jego perfumami, który teraz
wydawał jej się być najpiękniejszy na świecie.
-
Kocham cię, pamiętaj. – wyszeptała mu do ucha.
-
Ja ciebie też. Przysięgam, że gdy tylko wrócisz, jakoś to rozwiążemy. – odparł
głaszcząc ją po głowie i szybko ją pocałował, choć nawet ten krótki pocałunek
zdawał się mu teraz trwać o wiele dłużej, a u niej wywołał płacz.
-
Dosyć tego. Wsiadaj, Gen. – rozkazała matka, a dziewczyna ostatni raz
pogładziła jego policzek i go ucałowała. Cały czas na niego patrząc, weszła do
autobusu, nawet nie żegnając się z rodzicami.
Usiadła
przy szybie tak, by go cały czas widzieć. Stanął teraz po drugiej stronie, by
być blisko niej, a z dala od jej rodziców. Przyłożyła dłoń do szyby patrząc na
niego ze łzami w oczach, a on zmusił się do słabego uśmiechu, który miał podnieść
dziewczynę na duchu. Nie zwracała uwagi na ludzi w autobusie, którzy
przyglądali jej się z zainteresowaniem. Niektórzy nawet się zasmucili, patrząc
na chłopaka stojącego posępnie na poboczu. Gdy zniknął z jej horyzontu i przed
oczami widziała już tylko ulicę, założyła na głowę kaptur swojej szarej bluzy i
znów zaczęła szlochać bez opamiętania.
Nawet nie wiesz jak mi smutno... Mojego serca to już chyba nie da się poskładać po raz kolejny. Pożegnanie Gen i Shannona to mnie rozwaliło kompletnie... Nie wiem co mam powiedzieć wiecej więc kończę. Uwielbiam Twoją twórczość i to, że piszesz tak szybko takie wspaniałe rozdziały:*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńRozbiłaś mnie emocjonalnie. Nawet nie wiem co mam napisać. Idę płakać w poduszkę, a jak się ogarnę to jutro napiszę Ci obszerny komentarz. Muszę tylko się przespać z tym rozdziałem:) dwa rozdziały w jednym dniu:) jesteś wspaniała:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam i dziękuję!
UsuńPotrafisz przemowic do nas i naszych uczuc. Ten rozdzial powalil mnie na lopatki. Nawet lza zakrecila mi się w oku. To jest dopiero milosc... Nie lubie matki Gen. Te jej stereotypy i wgle :/ Tessa wreszcie postapila jak nalezy, a ich pozegnanie totalnie mnie przygnebilo. Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial! Musze wiedziec co dalej.
OdpowiedzUsuńWeny zycze i caluje xoxo
Dziękuję, wena się przyda :)
UsuńWspanialy rozdzial! Kocham cie za top opowiadanie?
OdpowiedzUsuńPs. Ukaze się rozdzial nowego opowiadania, ktorego ostatnio wstawilas prolog? Zapowiada się rownie ciekawie jak to opo!
Są juz nawet dwa rozdziału, zapraszam na wecrossedtheline.blogspot.com :)
UsuńSzczerze to się popłakałam. Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńDzięki!
Usuńjestes niesamowita. tak jak zazwyczaj, zrobilam sobie sniadanie w pracy, zasiadam przed komputerem zeby przeczytac nowy rozdzial i co? poplakalam sie jak glupia przy tym pozegnaniu :(
OdpowiedzUsuńSpadam teraz na to nowe opowiadanko!
/S.
Przykro mi, ale tez dziękuję. Koniecznie podziel się opinia :)
UsuńDo tego ta muzyka.. Nie wiem, czy napisać, że Cię kocham za takie rozdziały, czy nienawidzę ;____; nawet nie wiesz jak mi teraz smutne, ich pożegnanie było takie słodkie.. jeśli kiedyś nie wydasz książki o takiej tematyce, to będę Cię tak długo męczyć, aż tego nie zrobisz, nie żartuję! ;-;
OdpowiedzUsuńPrzyznam, muzyka chyba jeszcze bardziej dokująca niz rozdział. Chyba troche mnie pomeczysz ;-;
UsuńZnowu się połakałam... Masz wielki talent, a to opowiadanie uwielbiam. Mam nadzieję, że wydasz własną książkę :) Dużo weny na następny rozdział. Już się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńKto wie :D
UsuńDziękuję.
Super - siedzę w pracy i zamiast pracować nadrabiam zaległości w twoich opowiadaniach - warto ;-), nie mogę doczekać się kolejnego , pozdrawiam
OdpowiedzUsuń