niedziela, 2 listopada 2014

32. Home




         Promienie słońca przebijały się przez zasłonięte cienkimi firankami okna. Jeden z nich wycelował prosto w jego oczy, co natychmiast wyrwało go ze snu.
         Trzymał ją w ramionach, a ona opierała swoją głowę na jego piersi. Byli przykryci narzutą, a on niemalże spadał z wąskiej kanapy. Spojrzał na jej spokojną twarz – już wcześniej widział ją śpiącą, ale tym razem było w niej coś innego. Wydawała się szczęśliwsza, spełniona. Mógłby przyglądać się jej całymi dniami. Odgarnął kosmyk jej pofalowanych włosów za ucho i wtedy ujrzał zieleń jej oczu. Mrugnęła zaskoczona, jakby myślała, że wciąż śni i nie jest tu z nim naprawdę.
         Jednocześnie się uśmiechnęli, nie odrywając od siebie wzroku.
         - Cześć. – szepnął przybierając szeroki uśmiech.
         - Hej. – odpowiedziała przygryzając wargę by się nie roześmiać.
         - Jak się czujesz? – zapytał, choć po jej twarzy nie miał wątpliwości, że Genevieve niczego nie żałuje.
         Gen czuła każdy swój mięsień i mogła porównać swoje samopoczucie do takiego, gdy przebiegnie się maraton. Oczywiście, wygrywając medal i kończąc wyścig nie zwracało się już uwagi na ból, a na satysfakcję z wygranej. Tak właśnie myślała teraz, choć nadal ciężko było jej w to wszystko uwierzyć.
         - Obolała, ale szczęśliwa. – odpowiedziała, a on jeszcze bardziej się ucieszył.
         Ucałował ją i podniósł się do pozycji siedzącej.
         - Zrobię coś do jedzenia, okej?
         Gen pokiwała głową. Shannon ubrał na siebie dżinsy i ruszył w stronę drzwi, które tak wtapiały się w boazerię, że dziewczyna ich wcześniej nie zauważyła. Wpatrywała się w półnagiego chłopaka i analizowała każdy jego najmniejszy ruch, nawet kołysanie biodrami. Kiedy zniknął w pomieszczeniu, zaczęła się ubierać. Nie miała ochoty z powrotem ubierać swojej sukienki, dlatego wybrała jego koszulę w kratkę, sięgającą jej za uda.
         Poszła za nim do kuchni. Było to dość małe pomieszczenie, choć i tak wydawało jej się duże jak na tak małą chatkę. Podciągnęła się na blacie i usiadła na nim, wpatrując się w plecy Shannona. Co rusz posyłał jej wesołe spojrzenia, zwłaszcza gdy sięgał po coś do lodówki znajdującej się obok niej. Wtedy podziwiała jego umięśniony brzuch.
         - Pomyślałeś o wszystkim… Nawet o zakupach. – stwierdziła obserwując, jak robi jajecznicę. – A wszystko po to, żeby mnie tu ściągnąć?
         Shannon zaczął się śmiać.
         - Dla ciebie wszystko. – odparł, odwracając się do niej. – A tak w ogóle to bardzo pasuje ci moja koszula.
         Nawet nie zauważyła, kiedy stanął przed nią i przysunął się bliżej. Objął ją w pasie, a ona oparła swoje łokcie na jego nagich ramionach, oplatając go nogami. Zaczęli się całować, jak zwykle ignorując wszystko dookoła. Nagle dziewczyna gwałtownie odsunęła go od siebie, a on spojrzał na nią zaskoczony.
         - Chyba coś się pali. I nie mówię tu o tobie. – zaśmiała się, a on w ostatniej chwili uratował ich śniadanie, wciąż się śmiejąc i odwracając do niej.
         Wcześniej myślał, że będzie się z tym wszystkim dziwnie czuł. Nigdy się tak dla nikogo nie starał, a tym bardziej nie jadał z dziewczyną porannego posiłku. Zazwyczaj udawało mu się uciec, zanim jego kochanka się obudziła, a jeśli to nie wyszło, to i tak ubierał się i wychodził. Teraz jednak czuł, że wszystko jest takie, jakie powinno być. Pomyślał, że tak mógłby wyglądać każdy jego poranek już do końca życia.
         Jedli siedząc na kanapie naprzeciwko kominka. Byli skierowani do siebie i żaden z nich nie myślał o powrocie do domu, chociaż wiedzieli, że nie mogą zostać tu na zawsze. Genevieve nie chciała psuć tego sielskiego nastroju, ale widząc teraz ślady po wkłuciu na jego ręce, nie mogła się powstrzymać przed zadaniem pytania.
         - Powiesz mi wreszcie o co chodzi z tym śladem po igle?
         Shannon spojrzał na nią lekko zażenowany. Wiedział, że wszystko tym zepsuł, niszcząc resztki swoich szans u rodziców Gen. Dlatego właśnie pomyślał, że jest jej winien przeprosiny.
         - A o co może chodzić? Chyba obydwoje wiemy.
         Genevieve westchnęła i wzięła kęs jedzenia, układając sobie odpowiedź w głowie. Cieszyła się, że Shannona nie zirytowało jej pytanie, tylko odpowiedział na nie spokojnie.
         - Wiesz, że nie o to pytam.
         Shannon spojrzał na nią przepraszająco.
         - Okej, popełniłem błąd. Nie wiem co we mnie wstąpiło, może chciałem po prostu iść na skróty i pozbyć się problemów jak kiedyś, bo nie mogłem rozwiązać ich z tobą.
         Gen była mu wdzięczna, że był z nią szczery. Wiedziała, że dużo go to kosztowało, gdyż nigdy nie był typem osoby, która lubiła się zwierzać i przyznawać do błędów.
         - W porządku. – odpowiedziała widząc, że czeka na jej reakcję. Uśmiechnął się i przyglądał się jej prawie nie mrugając. – Co? – zapytała z rozbawieniem, czując na sobie jego wzrok.
         - Nic. – odparł wciąż nie zmieniając obiektu zainteresowania.
         - Czemu tak na mnie patrzysz?
         - Bo jesteś piękna. – odpowiedział, a ona szturchnęła go wesoło.
         Kiedy zjedli, obydwoje już wiedzieli, że muszą w końcu wrócić do domu. Oczywiście Gen sto razy bardziej wolała siedzieć tutaj z nim, niż w szkole, ale zdawała sobie sprawę, że tylko odwleka to, co nieuniknione. Czym później zamierzała znaleźć się w domu, w tym większe kłopoty się pakowała. Zastanawiała się, jaki szlaban dostanie, choć nie to było dla niej najważniejsze. I tak nie mogła widywać się z Shannonem, a nie potrafiła wyobrazić sobie gorszej kary. Jeśli to była jedyna okazja, by wymknąć się z domu i spędzić z nim noc, to cieszyła się, że wykorzystała swoją szansę.
         Ubrała się niechętnie w swoje ubrania, oddając koszulę chłopakowi. Próbowała w jakiś sposób ułożyć włosy, ale skończyło się na tym, że spięła je w luźny kok. Kiedy była już gotowa do wyjścia, Shannona nie było w środku. Gdy wyszła na zewnątrz, zobaczyła go opartego o fasadę domu i palącego papierosa. Nie był już tak wesoły, spoglądał w kierunku ulicy w zamyśleniu. Wiedział, że ten dzień może się już nie powtórzyć, ale obiecał sobie, że będzie o nią walczyć. Nawet nie zauważył, iż wyszła przed dom. Znalazła się tuż za nim i stojąc na palcach, oparła się na jego ramieniu i zaczęła go całować. Wyrzucił wypalonego papierosa i spojrzał na nią uśmiechając się słabo i pochmurnie.
         - Musimy już jechać. – powiedział i złożył na jej ustach szybki pocałunek. Odsunął się i poszedł zamknąć drzwi na klucz.
         Kiedy wsiedli do samochodu, wyjął ze schowka drugi klucz. Spojrzał dziewczynie w oczy i położył go na jej dłoni.
         - Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebowała tu przyjść, to jest klucz. Gdy nie będzie cię w domu, albo dowiem się, że uciekłaś, będę cię tu szukać. A jeśli ty nie znajdziesz mnie, to ja prawdopodobnie będę tutaj. Tylko my wiemy o tym miejscu.
         Genevieve pokiwała głową i schowała klucz do kieszeni kurtki.
         Kiedy jechali do domu, dziewczyna kręciła się nerwowo na fotelu. Nie wiedziała, czego się spodziewać i to stresowało ją najbardziej. Shannon także obawiał się reakcji jej rodziców, a zwłaszcza ojca. Pomimo tego, że to Isabelle była bardziej cięta na chłopaka wiedział, że to Rhys może poważnie mu zaszkodzić. Z każdym kilometrem napięcie rosło, a gdy znaleźli się na znajomej ulicy, Genevieve zaczęły trząść się ręce.
         Shannon zaparkował samochód na podjeździe, z obawą patrząc na samochody rodziców Gen stojące na jej podjeździe. Martwiło go, że obydwoje są na miejscu. Jeszcze bardziej się przeraził, gdy zobaczył Isabelle i Rhysa wychodzących z domu i biegnących w stronę jego samochodu.
         - Powinieneś stąd odjechać. – powiedziała Gen, pospiesznie wychodząc z auta. Shannon jednak postanowił nie być tchórzem i zostać. Wiedział, że prędzej czy później czeka go konfrontacja z rodzicami dziewczyny.
         Isabelle szarpnęła córkę za ramię i przyciągnęła do siebie. Dziewczyna jeszcze nigdy nie widziała swojej matki w takiej furii, a jej uścisk sprawiał Gen ból.
         - Gdzie ty do cholery byłaś?! Nie spaliśmy całą noc, szukaliśmy cię wszędzie! – wrzeszczała na całą okolicę, aż Constance wyszła z domu.
         Shannon przyglądał się Gen z niepokojem. Widział, że cierpi nie tylko psychicznie, ale i fizycznie.
         - Niech ją pani zostawi, to ją boli! – krzyknął i ruszył w jej kierunku, ale Rhys złapał go za koszulę.
         - Ty lepiej się już nie wtrącaj w życie naszej córki! – burknął mężczyzna, a Constance stanęła u boku syna, chcąc zmusić Rhysa do puszczenia jego ubrania.
         - Rhys, uspokój się. – powiedziała zdenerwowana, ale mężczyzna zrobił się jeszcze bardziej czerwony ze złości.
         - No proszę powiedz mi, co robiliście całą noc?! – krzyknęła Isabelle do córki, nie zwalniając uścisku. Gen powstrzymywała się przed płaczem, nie chcąc prowokować Shannona do obrony swojej dziewczyny. – No słucham, spałaś z nim?!
         Genevieve nie przemyślała swojej odpowiedzi. Spojrzała na Shannona, który wyglądał tak, jakby miał zaraz wybuchnąć. Pokiwał przecząco głową, ale ona nie zamierzała go słuchać. Wiedziała, że matka i tak wiedziałaby swoje.
         - Tak! I było cudownie! – odpowiedziała matce z szyderczym uśmiechem, zaliczając przy tym już drugi cios w policzek w swoim życiu.
         Shannon natychmiast odepchnął ojca dziewczyny i ruszył jej na ratunek. Rhys ponownie go złapał, tym razem za ramię. Genevieve rozpaczliwie wołała jego imię, a Constance podbiegła do syna, jednakże było już za późno. Chłopak jak zwykle nie potrafiąc opanować swojej agresji, wymierzył policjantowi cios pięścią. Trafił go w nos i pomimo niezbyt silnego uderzenia, zaczęła z niego płynąć krew. Rhys odruchowo objął ręką twarz i spojrzał wymownie na Constance.
         - Jeśli jeszcze raz zobaczę twojego syna z moją córką, oskarżę go o napaść na funkcjonariusza policji. – powiedział, po czym podszedł do Genevieve i Isabelle.
         Zaczęli iść w kierunku swojego domu, ciągnąc dziewczynę ze sobą. Odwróciła się do Shannona i patrzyła na niego z płaczem. Chłopak chciał do niej pobiec, zabrać ją od jej rodziców, ale wiedział, że nie może nic zrobić.
         Kiedy znaleźli się za zamkniętymi drzwiami, jej ojciec natychmiast poszedł po lód. Przyłożył go do rozwalonego nosa i spojrzał gniewnie na córkę. Genevieve po raz pierwszy widziała w nim prawdziwego policjanta. Isabelle oparła się o blat kuchenny tak, jakby miała zaraz zemdleć.
         - Może teraz zrozumiesz, że Shannon to zwykły chuligan. – rzucił Rhys do córki, a ona tylko pokręciła głową, wycierając łzy rękawem kurtki. Isabelle popijała właśnie tabletki uspokajające.
         - Sprowokowałeś go, żeby cię uderzył. Chciałeś mieć coś na niego, coś, czym będziesz mógł go postraszyć. Jesteś z siebie zadowolony? – odparła, masując bolący policzek.
         - Obudź się wreszcie, dziewczyno! – krzyknęła do niej matka, prostując się jak struna i patrząc na nią ze złością. – To nie jest chłopak dla ciebie i mam nadzieję, że na dworze nie mówiłaś poważnie. Jeśli tak, jesteś naprawdę naiwna.
         Genevieve pomyślała, że to jedyna szansa, by jakoś ich uspokoić, choć nie liczyła, że matka jej uwierzy.
         - Chciałam was wkurzyć, dlatego kłamałam. Całą noc byliśmy u jego znajomych. – skłamała, a jej ojciec nieco odetchnął. Isabelle była bardziej podejrzliwa, ale też nieco się uspokoiła.
         - To już nieważne. I tak z ojcem już zdecydowaliśmy.
***
         - Nie powinieneś go bić. – powiedziała z pretensją Constance, krążąc nerwowo po salonie.
         - Sprowokował mnie. – odparł Shannon wyrzucając sobie, że tak łatwo dał się podejść. Wiedział, że w swojej groźbie Rhys nie żartował. Naprawdę był gotów posądzić go o pobicie policjanta, za co z pewnością poszedłby do więzienia.
         Constance sama nie wiedziała, czy jest bardziej zła na syna, czy na rodziców jego dziewczyny.
         - Wiesz, że lubię Genevieve i życzyłam wam szczęścia. Ale teraz uważam, że powinieneś sobie odpuścić. – rzekła patrząc na syna z żalem.
         Nie chciała go stracić, nie w taki sposób. Pogodziła się już z tym, że jej młodszy syn zamierza wyjechać na studia i ją tu zostawić, ale nie mogła dopuścić do tego, by Shannon poszedł do więzienia. Zawsze starała się wychować swoje dzieci jak najlepiej i w sytuacjach takich, jak ta zastanawiała się, gdzie popełniła błąd.
         - Nie mogę. – powiedział Shannon patrząc na swoje dłonie. Chciał uniknąć spojrzenia matki.
         - Shanni, tak będzie dla was lepiej. Jeśli będziesz to dalej ciągnąć, pójdziesz do więzienia, a ona będzie miała niepotrzebne problemy. Zrozum to wreszcie, proszę.
         Chłopak westchnął głośno, kręcąc głową. Do domu przyszedł jego brat, który widział całe zdarzenie. Wracał właśnie z pracy i stał z boku. Nie chciał wtrącać się w przepychankę, gdyż wiedział, że jest zależny od Isabelle. Poza tym i tak nie powstrzymałby brata.
         - Mama ma rację. Powinieneś dać sobie spokój. – powiedział nagle Jared, a Shannon spiorunował go wzrokiem. – Pomyśl chociaż raz o innych, a nie o sobie.
         Jego starszy brat parsknął nerwowo i odwrócił się do chłopaka.
         - Zamknij się, Jared. Gówno wiesz o mnie i o Genevieve.
         - Wiem tylko tyle, że przez ciebie zaczyna zamieniać się w zupełnie inną dziewczynę, a ty wpędzasz się w coraz większe kłopoty.
         Shannon zmarszczył brwi zaskoczony jego słowami. Constance przyglądała się ich dyskusji z dystansem myśląc, że brat przemówi starszemu do rozumu.
         - Od kiedy tak bardzo przejmujesz się naszym związkiem i samą Gen? – zapytał stając bliżej brata i patrząc mu prowokująco w oczy. Zaczął zastanawiać się, czy Jared faktycznie martwi się tylko o niego.
         Chłopak zaczął unikać jego wzroku i zastanawiać się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
         - Chodziło mi tylko o to, żebyś uważał. – uciął i minął Shannona w przejściu, idąc do pokoju.
***
         - Zdecydowaliście o czym? – zapytała Genevieve ze strachem. Obawiała się, co jej rodzice mogli wymyślić.
         - Wyjedziesz na jakiś czas do ciotki Bethany na Florydę.
         Gen spojrzała na matkę zszokowana. Myślała, że to tylko kiepski żart, ale jej rodzice byli całkiem poważni i zdecydowani.
         - Co? Mamo, nie mogę wyjechać, mam szkołę…
         - Jakoś dzisiaj nie przejmowałaś się szkołą. – odparł jej ojciec, wciąż starając się zatamować krwawienie. – Nie pytamy cię o zgodę, Genevieve. Wyjeżdżasz w środę, więc lepiej zacznij się już pakować.


_______________________________________________________________

W międzyczasie zapraszam także na moje nowe fanfiction, które póki co dostępne jest tylko na Wattpadzie. W przyszłości planuję zrobić dla niego bloga, oczywiście jeśli zobaczę, że zyska zainteresowanie. 


Zapraszam >TUTAJ<.

11 komentarzy:

  1. Kocham to ff!
    Jest jedyne po prostu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mi się niesamowicie podobał początek:) taki sielski i romantyczny:) Ale jej rodzice, serio? jaki oni mają problem ze sobą? ale chce mi się tu ich zwyzywać, ale daruję sobie:) Dziewczyno po raz kolejny łamiesz mi serce, ale pewnie niedługo napiszesz rozdział po którym znowu będę się śmiać jak głupia do komputera. Także czekam znowu na jakiś pogodny rozdział:) Jesteś rewelacyjna!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Twój styl pisania i przekonuje się o tym z każdym nowym rozdziałem. Świetnie się czyta i ta historia sama w sobie jest cudowna. A Twoje pomysły bywają zaskakujące :). I do tego rozwalasz mnie muzyką - dosłownie. Ciekawa jestem dalszych losów Gen i Shannona :).
    PS. Nowy blog zapowiada się dobrze! Już mnie zaciekawiłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się niezmiernie, ze wszystko się podoba :)

      Usuń
  4. Cass!!! Ja Cię chyba zabiję!!!!!!!!! Jak możesz łamać mi serce po raz tysięczny, ale i tak Ci wybaczam i uwielbiam:) Nigdy z żadnym opowiadaniem się nie zżyłam i tak emocjonalnie do niego nie podchodziłam, Jak do tego:) Kocham, kocham, kocham je bardzo:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy dziękować za miłe słowa, czy uciekać bojąc się o swoje zycie haha

      Usuń
  5. Dziewczyno świetny rozdział:) z niecierpliwością czekam na nowy:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiesz jak utrzymać czytelnika w niepewności. Świetny rozdział. C:

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)