Shannon
szarpnął mocniej nogą, w ten sposób odrywając skrawek nogawki. Pies został z
kawałkiem materiału w pysku, a on wdrapał się z powrotem na ogrodzenie i
zwinnie przez nie przeskoczył. Natychmiast zaczęli uciekać z Jaredem w stronę
auta, nie oglądając się za siebie. Odetchnęli dopiero, gdy znaleźli się w
jeepie i jechali w drogę powrotną do domu.
-
O kurwa, było blisko. – powiedział Jared ściągając kominiarkę z głowy i
zaglądając ukradkiem do worka. Shannon starał się ograniczyć prędkość, bo
ostatnie, co teraz potrzebowali to zatrzymanie przez policję.
Obydwoje
spojrzeli po sobie i zaczęli się śmiać. Udało się. Znów.
***
Genevieve
usłyszała gdzieś w oddali korytarza swoje imię. Na początku pomyślała, że ktoś
znów ją obgaduje. Od czasu balu ludzie nie przestawali rozmawiać o niej i
Shannonie a także o tym, że wygrała koronę królowej i wystawiła Jasona.
Odebrała srebrną tiarę z sekretariatu i włożyła na dno torby nie przejmując
się, czy ją połamie. Malcolm, chłopak zajmujący się szkolnymi fotografiami poprosił
ją, by w piątek wzięła do szkoły swoją balową suknię i się w nią ubrała, gdyż
chce zrobić zdjęcie króla i królowej balu do szkolnego albumu. Dziewczyna
przytaknęła, ale zaczęła się zastanawiać co by się stało, gdyby znowu się nie
pojawiła i zostawiła Jasona samego. Nie miała najmniejszej ochoty znaleźć się
na zdjęciu z tym chłopakiem, a co więcej w takiej roli.
-
Genny! – głos się zbliżał, więc się odwróciła. Zobaczyła Jasona biegnącego w
jej kierunku i spojrzenia skierowane prosto na nią.
Chłopak
znalazł się przy jej boku i uśmiechnął się sztucznie swoim śnieżnobiałym
uśmiechem. Wziął dziewczynę pod ramię i wbrew jej woli poprowadził do końca
korytarza, zatrzymując się w pustej klatce ze schodami prowadzącymi na piętro
wyżej.
-
O co ci chodzi? – zapytała dziewczyna wyrywając rękę z jego uścisku. – Jeśli o
bal…
Jason
przybrał miły wyraz twarzy, co zaczęło jeszcze bardziej niepokoić Gen.
-
Nie chodzi mi o ten głupi bal. – machnął ręką. – Tu chodzi o coś znacznie
ważniejszego. Zarówno dla ciebie, jak i dla mnie.
Genevieve
uniosła brwi w górę, a on kontynuował.
-
Słuchaj. Chcę spotykać się z Megan, ale moja matka jak zwykle robi mi problemy.
Dziewczyna
stała ze skrzyżowanymi rękoma patrząc na niego jak na kompletnego idiotę.
-
Co ja mam do tego?
-
Nie przerywaj. – uciął Jason. – Twoja matka na pewno też nie jest zadowolona z
Shannona, nie?
Genevieve
wahała się, czy powiedzieć mu o tym, że jej rodzice nie wiedzą o związku z
Shannonem. Stwierdziła jednak, że tak będzie najbezpieczniej.
-
Ona nawet o nim nie wie. Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała.
Jason
znów zaczął się uśmiechać.
-
No właśnie! – krzyknął i klasnął w dłonie. Przywołał się jednak do porządku i
znów mówił normalnym tonem. – Widzisz, ja chcę się spotykać z Megan, ty z
Shannonem i obydwoje nie możemy. Co innego byłoby, gdybyśmy my się spotykali.
Gen
parsknęła i zaczęła się nerwowo śmiać.
-
Chyba oszalałeś. Nie mamy o czym rozmawiać, Jason. – rzuciła i odwróciła się na
pięcie. Chłopak chwycił ją za torbę na jej ramieniu, przez co znów na niego
spojrzała.
-
Poczekaj, źle mnie zrozumiałaś. Moglibyśmy udawać przed rodzicami, że się
spotykamy. Zabierałbym się spod domu i jechalibyśmy niby do kina, a tak
naprawdę umówiłabyś się gdzieś z Shannonem i bym cię tam zawiózł. Ja w tym
czasie spotykałbym się z Megan, a potem przyjeżdżałbym po ciebie i odwoził cię
do domu. Nasi rodzice nic by nie podejrzewali, a my byśmy mieli o wiele
łatwiejsze życie.
Genevieve
musiała przyznać, że jego plan brzmiał całkiem nieźle. Wiedziała, że nie może
wiecznie zawracać Tessie głowy i mówić matce, że to u niej wciąż spędza czas.
Poza tym gdyby gdzieś usłyszała, że jej córka spotyka się z Shannonem, nie uwierzyłaby.
Odparłaby, że Gen jest przecież z Jasonem. Dziewczyna nie musiała się długo
zastanawiać nad jego propozycją. Od razu się zgodziła.
***
-
Średnio mi się to podoba. – powiedział Shannon z niezadowoloną miną.
Trwała
przerwa na lunch, a Gen wyszła na dwór. Rozmawiali ze sobą przez ogrodzenie, bo
chłopak nie chciał narazić się nauczycielom, którym podpadł na balu. Dziewczyna
czuła się jak w więzieniu – nie mogła wyjść za siatkę i była bacznie
obserwowana przez uczniów i nauczycieli. Oczywiście za bardzo się tym nie
przejmowała, ale wciąż wolałaby być niezauważalna, niż aż zanadto dostrzegana.
-
Myślałam, że chcesz się ze mną spotykać. – Genevieve starała się wziąć go pod
włos. Nie rozumiała co było w planie Jasona tak strasznego, że chłopak tylko
narzekał. Dla niej było to jak zbawienie, które dawało jej o wiele więcej
swobody niż miała do tej pory.
-
A co jak będziesz musiała udowodnić, że z nim jesteś? Jego starzy zaproszą cię
do siebie do domu, a wy będziecie się musieli trzymać za rączki i całować.
Genevieve
zaczęła się śmiać, a Shannon spojrzał na nią z ukosa.
-
A więc o to chodzi… Jesteś zazdrosny? – dziewczyna musiała przyznać, że trochę
się jej to podobało. – Wiesz, to nawet słodkie.
Shannon
nie mógł zaprzeczyć. Pierwszy raz poczuł coś takiego. Nie chciał się nią
dzielić, a tym bardziej z kimś takim jak Jason. Kiedy jednak Gen zaczęła się
śmiać z jego zazdrości pomyślał, że nie ma o co się martwić. Poza tym miała
rację, taki układ ułatwiał wiele spraw.
-
Okej, jestem zazdrosny. – Shannon westchnął i widząc jej roześmianą twarz, też
zaczął się uśmiechać. – Ale dobrze, ufam ci i powiedzmy, że ten pomysł nie jest
aż tak głupi, na jaki wygląda.
Zadzwonił
dzwonek na lekcje, ale dziewczyna wciąż kontynuowała rozmowę.
-
Może zmienisz zdanie jak się dowiesz, że moglibyśmy wyjść jutro po południu.
Shannon
miał plany na oddanie biżuterii do lombardu, ale stwierdził, że zdąży do tego
czasu wszystko załatwić. Postanowił, że pojedzie tam jeszcze dziś.
-
Już zmieniłem. – uśmiechnął się szerzej. – Będę czekał na ciebie pod szkołą i
dogadamy szczegóły. – powiedział widząc, że nauczyciel chce zamknąć drzwi
łączące szkołę z dziedzińcem, na którym znajdowała się już tylko Gen.
-
Okej, będę czekać. Kocham cię. – rzuciła szybko i zbliżyła się do ogrodzenia,
całując go w usta przez oczko w siatce.
-
Ja ciebie też. Do zobaczenia.
***
Shannon
wracał właśnie z lombardu należącego do swojego kolegi. Był zadowolony, że
dostał aż tyle za kilka pierścionków, trzy bransoletki, perłowe naszyjniki i
kolczyki z kolorowymi kamieniami. Po drodze rzuciła mu się w oczy wystawa
sklepowa u jubilera.
Na
czerwonej poduszeczce leżała prosta bransoletka. Był to czarny rzemyk ze złotą okrągłą
zawieszką. Obok niej widniała informacja na kartce „wygraweruj swój napis”. Shannon
natychmiast wszedł do środka i przyjrzał się jej bliżej. Nie interesowała go
cena, w końcu miał teraz dużo pieniędzy, a nigdy nie był specjalnie oszczędny.
Poprosił o wygrawerowanie na niej napisu, ale wtedy zdał sobie sprawę, że nie
wie co na niej umieścić. Na początku chciał napisać tam tylko jej imię, ale
potem stwierdził, że to za mało. Nie mógł umieścić tam swojego, bo wtedy
dziewczyna nie mogłaby jej nosić.
-
Może datę urodzenia? – zaproponowała ekspedientka w podeszłym wieku. Shannon
uznał to za dobry pomysł, ale nie znał daty urodzin Genevieve.
Poprosił,
by odłożono mu bransoletkę i podjechał pod szkołę Gen, tak jak się umawiali. Zauważył
Tessę wychodzącą jako pierwszą z budynku, w towarzystwie Aarona. Kiedy została
zawołana przez Shannona zignorowała go, więc sam postanowił podejść.
-
Potrzebuję się czegoś od ciebie dowiedzieć. – powiedział siląc się na miły ton,
ale mu to nie wychodziło. Dziewczyna zmierzyła go niezadowolonym wzrokiem, ale
odeszła na chwilę od swojego chłopaka i z założonymi rękoma czekała na prośbę
Shannona. – Podaj mi datę urodzin Gen.
-
Po co ci ona?
-
Chcę zrobić jej jakąś niespodziankę na urodziny, dlatego nie mogę się o to
zapytać Gen. – skłamał, ale wiedział że tylko w ten sposób Tessa nic nie powie
swojej przyjaciółce.
Tessa
spojrzała na niego podejrzliwie, ale stwierdziła, że to nic takiego.
-
Trzynasty października.
-
Przecież to jutro. – powiedział Shannon sam do siebie, a Tessa wzruszyła ramionami
z uśmiechem.
Shannon
chciał coś jeszcze dodać, ale zobaczył Genevieve na szczycie schodów. Dziewczyna
rzuciła mu się na szyję, a Tessa przewróciła oczami i wróciła do Aarona.
-
Tęskniłam. – powiedziała Gen i pocałowała go w usta. – Rozmawiałam z Jasonem w
czasie przerwy. Powiedział, że jutro po południu możemy się spotkać, moi
rodzice raczej się zgodzą, jego też.
-
To super. – odparł Shannon szczerze ciesząc się, że faktycznie będzie mógł
zrobić jej niespodziankę.
***
-
Nie mogę w to uwierzyć. Jak Brent Newman wróci z rodziną do domu to nieźle się
zdziwi. – Rhys pokręcił głową oglądając wiadomości w telewizji. Wiedział już o
kradzieży, ponieważ sąsiad zajmujący się roślinami i psem pod nieobecność gospodarzy
zauważył splądrowany dom i natychmiast wezwał policję.
-
Mówiłam ci, że powinniśmy założyć alarm. Ten złodziej może gdzieś krążyć po
okolicy, a ciebie nie ma nocami w domu. – powiedziała Isabelle nakładając sobie
makaron. Genevieve siedziała przy stole grzebiąc w talerzu i patrzyła tępo w
telewizor. Nie przepadała za Newmanami, ale współczuła im z powodu włamania.
-
Może masz rację. Porozmawiam w piątek na grillu z Hendersonem. Wspominał mi, że
jego brat zajmuje się alarmami.
-
Znów organizujesz grilla? – westchnęła Gen. Miała nadzieję, że wraz z
nadejściem października sezon grillowania z nudnymi sąsiadami się skończył.
Pogoda jednak miała inne plany i była bardziej letnia niż jesienna, dlatego i
Rhys postanowił z niej korzystać.
-
Chyba już ostatniego. Zapowiadali ochłodzenie w przyszłym tygodniu. – odparł jej
ojciec pocieszająco, ale Gen to nie uspokoiło. Nie miała na to najmniejszej ochoty
i zaczęła w głowie układać plan, by w piątek wyrwać się z domu.
-
Gen, dzwoniła Ashley Fields. Mówiła, że chcesz jutro wyjść z Jasonem po szkole.
– powiedziała Isabelle całkowicie zmieniając nastój. Uśmiechała się i liczyła,
że jej córka to potwierdzi.
-
No tak, zaprosił mnie do kina, więc nie wypadało mi odmówić. – Gen starała się
udawać zawstydzenie, a jej matka to kupiła.
-
Nie ma problemu. – odparła natychmiast Isabelle, pełna podekscytowania.
-
Tylko nie wracajcie zbyt późno. – burknął Rhys niezbyt zadowolony. Nigdy nie
przepadał za Jasonem, wydawał mu się zbyt wyniosły i próżny. Ale jak zwykle
siedział cicho i nie zamierzał wtrącać się do kobiecych spraw. – Jutro masz
urodziny i chcielibyśmy żebyś spędziła je także z nami.
-
Jasne, tato. Wrócimy wieczorem.
***
Jason
przyjechał po nią punktualnie o szesnastej. Gdy stanął w progu i zapukał do
drzwi, niemalże natychmiast otworzyła je zadowolona Isabelle. Uśmiechnęła się
promiennie do chłopaka i zawołała córkę. Genevieve zeszła na dół ubrana w
cienki kremowy sweter i spódniczkę w kwiatki. Cieszyła się, że Shannon nie
wiedział o jej urodzinach. Nigdy nie lubiła ich obchodzić w dużym gronie, a
podejrzewała, iż chłopak starałby się coś dla niej zorganizować. Wolała spędzić
ten dzień z nim, miło i bez większych atrakcji.
W
samochodzie rozmawiała z Jasonem tylko o tym, dokąd się wybiera z Megan.
Powiedział, że chce ją zabrać do kina i na kolację, ale obiecał, że będzie
punktualny. Gen umówiła się z Shannonem pod tym samym kinem, choć nie miała
zbytniej ochoty na seans. Pomyślała jednak, że lepsze to niż siedzenie w domu i
cieszyła się, że chociaż tak spędzi z nim czas.
Shannon
opierał się o gmach budynku i gdy tylko zobaczył, jak Gen wychodzi z auta natychmiast
się rozpromienił. Ona także zaczęła się uśmiechać i natychmiast znalazła się u
jego boku. Jason odjechał by zaparkować przy krawężniku, nigdzie jednak nie
widział Megan.
-
No, to na jaki film idziemy? – zapytała, a uśmiech Shannona stał się bardziej
tajemniczy.
-
Nie idziemy na film. Mam lepszy pomysł.
Gen
spojrzała na niego wyczekująco, ale on już nic nie mówił.
-
Jaki? – zapytała licząc, że coś powie, ale on tylko uniósł wyżej kąciki ust.
-
Zobaczysz. A na razie wsiadaj do auta.
Genevieve
była zaintrygowana jego zachowaniem, ale posłusznie wsiadła do auta. Przez całą
drogę przyglądała się znakom i drogowskazom, jednak i tak nie potrafiła
zgadnąć, dokąd jadą. Shannon milczał, a gdy ponownie pytała się go o miejsce,
on pokręcał tylko głośniej muzykę i zaczynał się śmiać.
-
Shannon, proszę cię, powiedz mi! Wiesz przecież, że jestem niecierpliwa.
-
Też uwielbiam tę piosenkę. – odparł i znów pogłośnił muzykę. Miał na nosie
okulary przeciwsłoneczne i Genevieve dziwiła się przez chwilę, skąd miał
pieniądze na czarne, klasyczne Ray-Bany. Postanowiła jednak nie pytać, w końcu
chłopak często czymś handlował.
Srebrny
jeep jechał teraz po wyboistej drodze, między gęsto rozsianymi drzewami.
Genevieve skojarzyła się ta droga z tą, która była nad jeziorem, jednakże
kierunek się nie zgadzał. Poza tym tamtędy nie dałoby się przejechać autem. Tu,
pomimo kiepskich warunków, samochód mieścił się na ścieżce. Genevieve wdychała
zapach lasu, który tak bardzo uwielbiała. Shannon co jakiś czas na nią zerkał i
się uśmiechał. Miała zamknięte oczy, opierała głowę o drzwi i wdychała głośno
powietrze.
W
końcu zatrzymał się na rozstaju dróg. Zostawił samochód między jednym drzewem,
a drugim i powiedział, że kawałek będą musieli się przejść. Genevieve nauczona
doświadczeniem założyła znów swoje ulubione trampki i dziękowała samej sobie,
że nie wybrała innych butów. Z Shannonem nie można było być niczego pewnym,
dlatego już zawczasu postawiła na wygodę.
Szli
przez pięć minut, a Gen z oddali zobaczyła mrugające światełka. Zaczęła się
zastanawiać, skąd w środku lasu lampki, ale pomyślała, że może tylko się jej
wydaje. Słońce było już nisko na niebie, które przybrało barwy pomarańczy i
czerwieni. Kiedy zbliżali się do miejsca, które przygotował Shannon, dziewczyna
już widziała, skąd pochodziły świecące punkciki.
Na
krańcu skarpy znajdował się pasiasty koc, a wokół niego ustawione kilka
lampionów ze świecami w środku. Przez drzewa było w tym miejscu ciemniej,
dlatego chłopak postanowił je tam umieścić. Genevieve stanęła przy kocu i
spojrzała przed siebie. Słońce zaczynało kryć się za drzewami po drugiej
stronie jeziora. Teraz wiedziała już, gdzie są. Stała na wprost miejsca, z
którego skakali do wody. Byli po prostu na drugim brzegu, a widok zapierał dech
w piersiach.
-
Jak tu pięknie. – westchnęła Gen patrząc na miedziane od promieni słońca jezioro,
falujące lekko przez wiatr.
Shannon
stanął u jej boku i chwycił ją za dłoń, przez co odwróciła głowę w jego stronę.
-
Wszystkiego najlepszego. – powiedział, a dziewczyna uśmiechnęła się zaskoczona.
-
Skąd wiedziałeś?
-
Mam swoje sposoby. – uśmiechnął się szerzej i sięgnął po brązowe pudełeczko
przewiązane złotą wstążką, które miał w kieszeni.
Genevieve
spojrzała na nie jeszcze bardziej zdziwiona. Przyjrzała się jego twarzy i
zaczęła zastanawiać, co może być w środku.
-
Tylko nie mów mi, że to jakiś pierścionek. – pomyślała na głos, a Shannon
parsknął śmiechem.
-
A co, nie chcesz zostać moją żoną? – zażartował i obydwoje zaczęli się śmiać. –
Nie, to nie pierścionek. Sama zobacz.
Gen
wzięła od niego pudełko i nie mogąc wytrzymać, jak najszybciej je otworzyła. W
środku zobaczyła śliczną bransoletkę z jej imieniem. Gdy ją wyjęła zobaczyła,
że po drugiej stronie wygrawerowano jej datę urodzenia.
-
Jest cudna. – powiedziała i natychmiast pozwoliła Shannonowi ją sobie założyć
na lewą dłoń. – Nigdy jej nie zdejmę. Dziękuję.
Rzuciła
mu się na szyję i zaczęli się całować. Później usiedli razem na kocu i
obserwowali, jak słońce całkowicie chowa się za horyzontem. Genevieve wiedziała
już, że to najlepsze urodziny w jej życiu.
W
końcu jednak musieli stamtąd pójść. Shannon powiedział, żeby wzięła koc, a sam
zaczął gasić świece. Dziewczyna zaniosła koc do bagażnika auta i czekała na
przyjście chłopaka. Rzuciła jej się w oczy czarna sportowa torba. Korzystając z
okazji, że jej właściciel jest daleko, postanowiła do niej zajrzeć. Pomyślała,
że Shannon zapisał się na siłownię, albo trzyma w niej coś ciekawego. Sama nie
wiedziała do końca, co pchnęło ją do jej otwarcia. Kiedy jednak ujrzała stos
pieniędzy natychmiast oniemiała. Wiedziała, że na pewno nie zdobył ich w
legalny sposób. Kiedy zobaczyła, że Shannon idzie w jej kierunku, zamknęła
torbę i stanęła obok auta. Przyglądała się, jak chłopak pakuje lampiony do
bagażnika i usiadła na miejscu pasażera.
-
To prawdziwe złoto? – zapytała oglądając bransoletkę. Dopiero teraz zaczęła
zakładać taką możliwość.
-
Tak. – odparł jeszcze nie wiedząc, do czego zmierza.
-
Skąd miałeś na to pieniądze? – spojrzała na niego podejrzliwie, a on wbijał
wzrok w drogę.
-
Wiesz przecież, że często sprzedaję towar w klubach. – odpowiedział, jakby to
była najzwyklejsza rzecz pod słońcem.
Genevieve
wpatrywała się w drzewa chcąc pozbierać myśli. Zaczęła zakładać różne
możliwości, ale żadna nie była dla niej wystarczająco logiczna. Olśnienie
przyszło dopiero, gdy znaleźli się pod kinem. Jason stał już pod nim sam, bez
Megan. Wysiedli z auta, a Shannon pocałował ją na pożegnanie, ale widząc jej
zmartwioną minę nie mógł dać jej odejść.
-
Coś się stało?
Dziewczyna
westchnęła.
-
Kupujesz drogie okulary, złotą bransoletkę… Widziałam też pieniądze w twoim
bagażniku. Shannon, czy to ty okradłeś Newmanów?
Chłopak
odwrócił wzrok, by nie patrzeć jej w oczy. Znała już odpowiedź.
-
Nie mogę w to uwierzyć. – powiedziała kręcąc głową i zdjęła bransoletkę. – Nie
chcę jej.
-
Genny, przestań… - zaczął, ale ona już włożyła przedmiot do kieszeni jego
kurtki i odeszła, bez słowa wsiadając do Mercedesa Jasona.
***
Genevieve
od samego rana musiała pomagać przy przygotowaniu grilla. Nie lubiła, gdy do
ich ogrodu przychodzili sąsiedzi i siedzieli tam aż do późnego wieczora.
Oczywiście jej ojciec był w siódmym niebie, kiedy mógł stać przy grillu i być
później chwalony za pyszne przysmaki. Dla dziewczyny jednak było to strasznie
nudne, a sąsiedztwo w wieku jej rodziców nie potrafiło rozmawiać z nią o niczym
innym, niż o szkole. Poza tym tej nocy znów źle spała, a zmęczenie działało
negatywnie na jej humor. Całą noc myślała o Shannonie i zastanawiała się, co z
nim zrobić.
-
Nie wiem po co go w ogóle zapraszałeś. – warknęła Isabelle gdy wróciła z
zakupów. Rhys niósł siatki zaraz za nią.
-
Pomógł mi przy samochodzie, poza tym jest naszym sąsiadem. Daj spokój, Belle.
Nie musisz z nim nawet rozmawiać.
-
To dobrze, bo nawet nie zamierzam. – odparła kobieta z urażoną miną.
Gen
nie była nawet ciekawa o kogo chodzi. Podejrzewała, że to któryś z jej nadętych
sąsiadów, których matka nie lubi. Właściwie lubiła mało kogo, a jeśli była już
dla kogoś miła, zazwyczaj udawała. Dziewczyna poszła do ogrodu i położyła się
na leżaku. Okryła się cienkim kocem, gdyż słońce co jakiś czas chowało się za
chmurami. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
-
Genny, wstawaj. Zaraz przyjdą goście. – ojciec krzyknął z tarasu, a ona
niechętnie się przebudziła. Złożyła koc w kostkę i położyła pod głową, nadal
leżąc na leżaku.
Rhys
zaczął rozpalać grilla. Isabelle siedziała przy stole ogrodowym rozłożonym pod
drzewem z Leanne na kolanach, czytając jej jakąś książkę.
Dzwonek
zaczął dzwonić co minutę, a matka Gen poszła otwierać drzwi, zostawiając Leanne
z Gen. Dziewczynka siedziała z nią na leżaku i prosiła siostrę, by dokończyła
czytanie. Sąsiedzi przychodzili do ogrodu i nie zwracali na dziewczynę zbytniej
uwagi, od razu witając się z jej ojcem.
-
Cześć. – usłyszała nagle nad sobą i uniosła głowę, przerywając czytanie.
Shannon
przyglądał jej się ze skruszoną miną, a ona oniemiała. Spojrzała z paniką na
ojca, który posłał Shannonowi uśmiech i skinął mu głową. Isabelle wciąż
siedziała w domu witając sąsiadów, a Genevieve nie wiedziała, co powiedzieć.
Chłopak usiadł na leżaku naprzeciwko i wciąż się jej przyglądał, czekając na jakąkolwiek
reakcję.
Czyżby Molcia była pierwsza? To wspólny komentarz, moj i mojej 24letniej siostry. A wiec ja: Isgskishsjdysudiysiygdus musiałaś przerwać w tym momencie? .-. Omg czy Genny sie obrazi forewa na Shannona? OMYGY OMYGY
OdpowiedzUsuńA teraz oddaje klawiaturę siostrze:
Bardzo ciekawy rozdział ❤️ zgadzam sie z Molą, czemu przerwałaś w tym momencie? :( Życzę weny+czekam na nowe rozdziały na twoich blogach ;) Monika x
Rozdział nie może wiecznie trwać, trzeba budować napięcie :D
UsuńDziękuję Wam <3
Naawwww, slodki rozdzial, rozplynelam sie (: boze, szalenie lubie ten blog, najlepszy, jaki kiedykolwiek czytalam, ayy (:
OdpowiedzUsuńOjej jak miło, dzięki (:
UsuńOj Shannon Shannon. Ciezko bedzie Gen mu to wybaczyc, ale prawdziwa milosc zna swoje sposoby.
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie fragment gdzie Gen caluje Shanna przez ogrodzenie szkolne :) i potrafie sobie wyobrazic Shanna w tych klasycznych Ray Benach za kierownica. calkiem przyjemny widok hehe.
Super rozdzial i czekam na nastepne !
/S.
Zgadzam się, tez miałam to przed oczami ;)
UsuńTen rozdział jest cudowny:) Shann taki kochany:) A Ty jesteś cudowna z kilku powodów:) Bo po pierwsze piszesz takie świetne opowiadania, po drugie robisz to tak często:) i po trzecie zawsze ale to zawsze zaskakujesz:) Tu nigdy nie jest nudno ani przewidywalnie:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, to mega miłe (:
UsuńAle mi się podoba to jak Shann się stara i jak się troszczy o Gen:) oczywiście mniej mi się podoba to, że kradnie... Ciekawe jak długo będzie mu dopisywać szczęście? Suuuper rozdział:)
OdpowiedzUsuńOkaże się (:
UsuńDzięki!
Szano, ty bad boyu. Matko, szkoda mi Gen, nie powinna być tak głupia z tymi prochami, ale no cóż...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko będzie ok (powiedziała, wiedząc, że bohaterka zginie pod kołami samochodu...).
Dużo weny, kc
Och Shannon Ty łobuzie!!! Po co Ci to wszystko? Ogarnij się proszę:) Właśnie kończę budowę wehikułu czasu i jadę tam do niego by mu wygarnąć:) Zobaczysz, że się ogarnie od razu:) Świetny jak zawsze:*
OdpowiedzUsuń