Genevieve
patrzyła na chłopaka nie kryjąc zaskoczenia. Serce łomotało jej jak oszalałe, a
w duchu miała ochotę skakać ze szczęścia. Wcześniej miała obawy, że Shannon mimo
wszystkiego, co dla niej robił, mógł nie darzyć jej takimi samymi uczuciami,
jak ona jego. Po tym, co wyprawiał z Caralyn miała prawo tak podejrzewać, ale
teraz pozbyła się wszelkich wątpliwości. Shannon mnie kocha, pomyślała.
Powtarzała to w myślach tysiąc razy, a wciąż nie wierzyła. Całkowicie już
zapomniała o tym, że chłopak pomagał swojej byłej i byli właśnie w środku
kłótni.
-
To chyba ta część kiedy mówisz, że ty mnie też. – powiedział wreszcie Shannon,
nieco zmieszany. Zdziwił się, jak pod wpływem emocji był w stanie wyznać
dziewczynie swoje uczucia, ale cieszył się, że wreszcie się na to odważył. Teraz
jednak był zaniepokojony jej milczeniem.
-
Przepraszam, zaskoczyłeś mnie… - Gen zaczęła się jąkać, ale szybko przywołała
się do porządku. – Ja też cię kocham. I cieszę się, że powiedziałeś to
pierwszy, bo ja nie miałam odwagi. – odparła i zarzuciła mu ręce na szyję, a on
ją objął.
Już
miał ją pocałować, kiedy usłyszeli otwieranie drzwi i dziecięcy śpiew.
-
Genny, jesteś tu? – zawołał ojciec rozbawiony przez swoją młodszą córkę, która
zaczęła wesoło podskakiwać.
Genevieve
oderwała się od Shannona jak poparzona i wpadła w panikę. Chłopak także był
przerażony, ale ponieważ uwielbiał adrenalinę, trochę bawiła go ta sytuacja.
-
Wyjdź przez ogród. – szepnęła pospiesznie do chłopaka. On zaśmiał się po raz
ostatni i skradł jej szybki pocałunek. Gen uśmiechnęła się mimowolnie się
zarumieniła, po czym niemalże wypchnęła chłopaka przez tylne drzwi.
Zdążyła
wrócić do wyspy kuchennej, kiedy mała dziewczynka wbiegła do kuchni i stanęła
przed nią wyciągając rączki do siostry. Gen wzięła Leanne na ręce i uśmiechnęła
się sztucznie do ojca, starając się ukryć ulgę jaką odczuła, a także
przepełniające ją szczęście.
-
Jak podobał się film? – zapytała małą radosną blondynkę, a ona zaczęła
opowiadać fabułę bajki swoim własnym, dziecięcym językiem, który tylko jej
najbliżsi potrafili zrozumieć. Ich ojciec zaczął podgrzewać obiad wyjęty z
lodówki, który Isabelle przygotowała poprzedniego dnia.
Genevieve
odwróciła na chwilę głowę w stronę okna i zobaczyła Shannona wysyłającego jej
całusa. Uśmiechał się zawadiacko, a ona nerwowo odwzajemniła uśmiech kiwając
głową, by się ukrył. Jej ojciec stał przy kuchence obok i wystarczył jeden
ruch, by go zobaczył.
-
Patrz, chłopczyk! – wrzasnęła Leanne, a jej ojciec natychmiast podniósł głowę.
Shannon jednak już zniknął.
-
Co, gdzie? – zapytał zmieszany Rhys wpatrując się w okno, a Gen zaczęła
łaskotać siostrę, by nie powiedziała już ani słowa. Dziewczynka chichotała, a
ojciec spojrzał na nią pobłażliwie.
-
Lily jak zwykle coś wymyśla, żeby cię wkręcić. – rzuciła Genevieve, a Rhys
uśmiechnął się promiennie do córek i kontynuował swoje zajęcie.
***
Na
zewnątrz zapadł już zmierzch, choć był to ciepły, kwietniowy dzień. Para wpadła
do mieszkania jak granat który tylko czekał, aż wybuchnie. Żaden z nich nie
zapalił światła, ale blask latarni ulicznych wdzierał się do każdego
pomieszczenia, z wyjątkiem korytarza, w którym się znajdowali. Chłopak przyparł
ją do ściany, jedną ręką ochoczo wodząc po odsłoniętym przez krótką spódniczkę
udzie, a drugą ściągając cienki sweter. On był już nieźle odurzony narkotykami,
ona z kolei tego dnia nie żałowała sobie alkoholu. Zawsze takie zachowanie
kończyło się w ich przypadku w ten sam sposób, ale żaden z nich na to nie
narzekał.
Zerknął
na jej ciało. Na biodrze zauważył znajomy tatuaż przedstawiający trzy jaskółki
w locie.
-
Nikogo nie ma? – zapytał między pocałunkami, chcąc uniknąć nieprzyjemności.
-
Nie. I nie będzie do rana. – odparła zdyszana, ponownie koncentrując się na
nim.
Szybko
odwrócił wzrok i zaczął całować ją po szyi, a następnie po obojczykach, co
zawsze wywoływało u niej przyjemnie ciarki. Odrzucił jej długie, kręcone włosy
do tyłu. Włożyła całą swoją siłę , by wepchnąć go do swojej sypialni. Chłopak
potulnie się w nim znalazł, ale wciąż nie odrywał od niej rąk i nieustępliwie
ściągał kolejne elementy jej garderoby. On także nie miał na sobie już luźnej
koszulki, a kiedy znaleźli się przy łóżku, rozpiął spodnie. Niemalże rzucił ją
na sprężysty materac, a ona jęknęła czując na sobie przyjemny ciężar jego
ciała.
Wiele
razy w takiej sytuacji miała ochotę wyszeptać mu swoje prawdziwe uczucia.
Wiedziała jednak, że mogłoby go to zniechęcić, a nie chciała go stracić. Nawet
jeśli spotykał się z nią tylko dla miłosnych uniesień, w których miłość była
tylko pustym słowem. Zamiast mówić cokolwiek tylko co jakiś czas wydawała z
siebie ciche jęknięcia i delektowała się dźwiękiem jego ciężkiego oddechu. Czuła
jego wyrzeźbione mięśnie, które tak pasowały do napastliwego zachowania
chłopaka. Ona widziała w tym jednak jakiś urok. Zawsze miała słabość do
niegrzecznych, zbuntowanych mężczyzn. On aczkolwiek miał najtrudniejszy
charakter, z jakim do tej pory się spotkała. Nie miała pojęcia ile było w tym
gry, a ile faktycznej siły i twardości.
Tak
jak podejrzewała, chłopak nigdy nie patrzył na nią w żaden wyjątkowy sposób.
Jego serce nie biło szybciej na jej widok, a widząc ją flirtującą z innym
mężczyzną nie był szczególnie zainteresowany. Traktował ją jak zabawkę, ale
uważał, że ma do tego prawo, w końcu obydwoje przystali na taki układ. Sądził,
że jej także on odpowiada i nie robi sobie nadziei na więcej. Nawet jeśli tak
było, nie zamierzał nic zmieniać w swoim życiu. Takie egzystowanie było wygodne
i proste. Kiedy miał na to ochotę, odurzał się lub kochał z jakąś dziewczyną.
Teraz miał o tyle ułatwione zadanie, bo nie musiał daleko szukać ochotniczki.
Ona była na każde jego zawołanie, zawsze chętna i gotowa, choć on obchodził się
z nią jak na każdą inną – spędzał z nią noc, czasem nawet krócej, po czym
wracał do swoich zajęć i całkowicie zapominał o jej istnieniu aż do następnego
spotkania. Nie przyszło mu na myśl, że kiedykolwiek się w kimś zakocha. Wręcz
przeciwnie – jego zdaniem miłość była dla głupców, którzy dawali się omamić
drugiej osobie, która i tak prędzej czy później ich raniła.
Następnego
ranka obudziło ją skrzypienie sprężyn jej materaca. Gdy otworzyła oczy, chłopak
miał już na sobie dżinsy i zamierzał podnieść się z łóżka, by poszukać
koszulki.
-
Zamierzałeś uciec bez słowa? – zapytała uwodzicielskim tonem, przykryta cienkim
prześcieradłem. Wsparła się na łokciu, a jej rude loki częściowo spoczywały na
poduszce.
-
Wolę uniknąć niespodzianek. – odparł nieobecnym tonem, mrużąc zaspane oczy.
-
Shann, nikt nam nie będzie przeszkadzał. – drążyła wydymając duże usta.
Chłopak
całkowicie ją zignorował. Wstał i podniósł koszulkę z podłogi w korytarzu.
Założył ją na siebie i ostatni raz spojrzał na dziewczynę leżącą w łóżku,
czekającą na jego ruch.
-
Trzymaj się, Care. – rzucił od niechcenia i wyszedł z mieszkania.
***
- Cholera jasna! –
krzyknął Rhys trochę głośniej niż chciał. Już dziesięć razy próbował odpalić
samochód, ale wciąż gasł. Gen zamknęła okno w pokoju, bo miała dość wysłuchiwania
przekleństw ojca, które nie pozwalały jej się na niczym skupić.
Shannon
wyszedł akurat na zewnątrz by wynieść śmieci. Spojrzał z rozbawieniem na ojca
Gen wierzącego, że przekręcanie kluczyka w nieskończoność w czymś pomoże. Nie
mógł jednak patrzeć na to, jak się męczy i postanowił mu pomóc, gdy mężczyzna
stał przy otwartej masce nie mając pojęcia, co ma sprawdzić. Nigdy nie był
dobrym mechanikiem.
-
Dobry. – rzucił miło na powitanie, a roztargniony Rhys spojrzał na niego
zagubiony. – Może pomóc?
Mężczyzna
nie był do końca ufny jeśli chodziło o Shannona. Na podstawie Jareda
podejrzewał, że pewnie nie jest takim złym chłopakiem, ale nie mógł udawać, że
w jego policyjnej kartotece nic nie ma. Przypomniał sobie jednak, jak pomagał
im w remoncie i musiał przyznać, że wtedy dobrze się spisał. Jego żona
podchodziła do niego bardziej sceptycznie, choć to Rhys jako policjant powinien
być bardziej podejrzliwy. Nic jednak nie mógł poradzić na to, że wierzył w tego
chłopaka.
-
Znasz się na tym? Spieszę się i za cholerę nie mogę odpalić tego ustrojstwa. –
powiedział zrezygnowany mężczyzna wzruszając ramionami.
Shannon
stanął obok i zajrzał pod maskę.
-
To chyba akumulator. – stwierdził po chwili, a Rhys przyglądał mu się z uwagą. –
Moglibyśmy go od razu naładować, ale to trochę potrwa. Jeśli to nie wystarczy,
mogę panu polecić dobry warsztat mojego kolegi, na pewno weźmie mniej niż ci w
mieście.
Mężczyzna
popatrzył na niego z konsternacją.
-
Mów mi Rhys, dobrze? – rzekł w końcu stwierdzając, że to odpowiednia
propozycja. – Dobra, teraz i tak mi
to nic nie da. Wezmę taksówkę, a naładujemy go jakoś jutro.
-
Nie ma sprawy. – Shannon ucieszył się, że chociaż tak może wzbudzić sympatię
ojca Gen do swojej osoby. Nie lubił podlizywania się, ale to była wyjątkowa
sytuacja.
-
To świetnie. Wiesz co, w ramach podziękowań zapraszam cię do nas na grilla w
weekend. Wiesz, taki sąsiedzki, w ogrodzie.
Chłopak
na samą myśl o siedzeniu obok Isabelle miał niemiłe przeczucia, ale później
pomyślał, że może być całkiem fajnie. To mogła być dobra okazja do tego, by
przypodobać się jej rodzicom i przygotować ich na powiedzenie o tym, że są
razem. Prędzej czy później musieli to zrobić, a on wolał, by do tego czasu
pozbyli się uprzedzeń do niego.
-
Jasne, dzięki. Na pewno wpadnę.
***
-
Sam mnie namawiałeś, a teraz chcesz się wycofać? – zapytał Jared zdezorientowany
i rozgoryczony zachowaniem brata.
-
Wtedy nie byłeś zbyt chętny, a teraz nagle się a to napaliłeś? – odparł Shannon
sarkastycznie, a jego młodszy brat wzruszył ramionami.
-
Potrzebna mi kasa. Powiedziałeś, że jak Newmanowie wyjadą, to zabierzemy im co
nieco z chaty. A teraz nagle nie chcesz. – chłopak spojrzał na niego
podejrzliwie z góry. Shannon siedział na kanapie i udawał, że ogląda koszykówkę
w telewizji. – To ma coś wspólnego z Genevieve, prawda?
Jego
brat nie podniósł wzroku. Trafił w jego czuły punkt. Owszem, teraz zaczął się
zastanawiać, czy to dobry pomysł. Jeśli zdarzyłoby się, że by ich złapano, od
razu ojciec Gen by się o tym dowiedział. Ba, może to nawet on by go aresztował.
Poza tym wiedział, co dziewczyna sobie o nim pomyśli gdy się dowie, że okradł
dom jednego z jej znajomych ze szkoły. Pomimo wszystkich tych przeciwności,
perspektywa zarobienia szybkich pieniędzy była niezwykle kusząca.
-
Dobra, zróbmy to dzisiaj. Ale ani słowa Gen, jasne? – Shannon wreszcie spojrzał
na brata. Jared uśmiechnął się triumfalnie i przeskoczył przez oparcie kanapy,
lądując na miejscu obok niego.
-
Jak słońce.
***
Genevieve
sama nie wiedziała, dlaczego była tak śpiąca. Zeszłej nocy nie spała zbyt
dobrze, a teraz gdy próbowała się zdrzemnąć, nie mogła zasnąć pomimo ogromnego
zmęczenia. Ponadto cały czas czuła, jakby miała kaca. Bolała ją głowa i nie
potrafiła się na niczym skupić. Miała posiniaczone ciało od upadku na kafelki i
podejrzewała, że migrena mogła się wziąć także z rany na czole. Leżała na łóżku
i starała się zmusić do snu, ale ten nie przychodził. Było już po
dziewiętnastej, a ona jeszcze nic nie zrobiła do szkoły, choć miała zaplanowany
sprawdzian z algebry.
Trochę
zajęło jej dojście do tego, co jest powodem jej złego samopoczucia. Kiedy
jednak to zrozumiała, przeraziła się. Brakowało jej narkotyku, który dał jej
Shannon w klubie. Chciała znów poczuć się tak błogo i nie martwić się o nic.
Nie potrzebowała go dużo, a przynajmniej tak sobie wmawiała. Pomyślała, że mała
dawka jej nie zaszkodzi, jedynie odpręży. Zaczęła się zastanawiać czy jest coś,
co pomogłoby jej w koncentracji. Wiedziała jednak, że Shannon w życiu się nie
zgodzi, by jej to dać. Postanowiła więc zadzwonić do Skye i poprosić o jeden
numer. Dziewczyna nie podejrzewała, co planuje jej młodsza koleżanka, więc bez
wahania go jej podała.
Genevieve
wyszła z domu pod pretekstem pójścia do Tessy po jedną książkę. Jej matka się
zgodziła i prosiła ją jedynie, by szybko wróciła. Gen wsiadła na rower i
pojechała w kierunku domu przyjaciółki, ale skręciła w inną ulicę. Znalazła się
na niewielkim placu zabaw, który był pusty o tak późnej porze. Zgodnie z umową,
usiadła na ławce naprzeciwko zielonej, metalowej zjeżdżalni. Nie musiała długo
czekać. Paul usiadł obok niej i uśmiechnął się wesoło. Na początku ich rozmowy
telefonicznej nie był skory do tego rodzaju pomocy, ale po usłyszeniu
przesadnie miłego, proszącego głosu Genevieve ostatecznie się zgodził. Obejrzał
się wokół, po czym sięgnął do kieszeni i szybko przełożył woreczek do kieszeni
kurtki Genevieve. Chłopak położył rękę na oparcie ławki i spojrzał na nią
granatowymi oczami. Jego dość krótkie, miodowe włosy powiewały lekko na
wietrze.
-
To amfa. Jak ją wciągniesz, to zadziała po pięciu minutach, a jak weźmiesz to
jakieś dwadzieścia. – powiedział tak, jakby mówił o pogodzie.
-
Dziękuję. Zapłacę ci jeśli…
-
Nie musisz. – uciął wciąż się szczerząc. – Ale wiesz, możesz mi się inaczej odwdzięczyć.
– rzucił żartobliwie.
-
Hm, może kiedy indziej. – uśmiechnęła się do niego wiedząc, co ma na myśli. Nie
zakładała jednak spełnienia swoich słów. – Teraz muszę już lecieć. Jakoś ci to
wynagrodzę. Ale pamiętaj, to zostaje między nami. – zastrzegła poważniejąc.
-
Trzymam cię za słowo. Będę cicho. – Gen pomyślała, że pasował do niego ten
radosny, niewymuszony uśmiech, jakby życie było dla niego wieczną zabawą. –
Powodzenia.
-
Dzięki. Cześć. – powiedziała na odchodne i wskoczyła z powrotem na rower.
Gdy
tylko dojechała do domu, natychmiast pobiegła na górę. Krzyknęła do matki, by
jej nie przeszkadzała, ponieważ chce się w spokoju pouczyć. Isabelle jednak
wybierała się do pracy więc i tak nie miała zamiaru wchodzić córce w drogę.
Szykowała się już do wyjścia, gdyż musiała zawieźć Leanne do babci, ponieważ
Jared wcześniej poprosił ją o dzień wolny. Genevieve poczekała, aż matka
wyjdzie z domu. Włączyła cichą muzykę płynącą z radia i usiadła po turecku na
łóżku. Rozłożyła przed sobą książki i zeszyty ze wszystkich przedmiotów, z
których jutro mogła być pytana lub mieć sprawdzian. Przypomniała sobie słowa
Paula i postanowiła wybrać szybszy sposób.
Wciągnęła
połowę woreczka, gdyż nie wiedziała ile ma wziąć. Postanowiła, że jeśli nie
zadziała, weźmie resztę. Jednak tyle w zupełności wystarczyło. Poczuła
gorzko-cierpki smak, od którego lekko się skrzywiła. Pozostały narkotyk ukryła
w szkatułce z tańczącą baletnicą, którą dostała kiedyś od rodziców na urodziny.
Nie trzymała w niej nic prócz kilku liścików, które wymieniała z Tessą od
podstawówki. Niektóre z nich znajdowała potem w kieszeniach czy torbach, a te
najśmieszniejsze czy sentymentalne postanowiła schować na pamiątkę. Pomimo, że
pudełko wygrywające melodię „Jeziora Łabędziego” stało na komodzie i rzucało
się w oczy pomyślała, że nikt nie będzie podejrzewać, co może być w środku i
tam nie zajrzy. Wróciła na łóżko i wyciągnęła nogi przed siebie, opierając się
o metalowy zagłówek.
Już
po kilku minutach poczuła wewnętrzną euforię i zaczęła szybciej oddychać.
Pomimo tych objawów sięgnęła do książek i sama nie mogła się nadziwić, jak
rozumiała każde nawet najtrudniejsze słowo i szybciej niż zwykle wszelkie
regułki oraz definicje wchodziły jej do głowy. Spojrzała teraz na kolację
zostawioną jej na stoliku przez matkę i nie czuła już głodu. Nie była już także
senna, wręcz przeciwnie – pobudzona.
***
Shannon
siedział w swoim pokoju i zajmował się wycinaniem dziury w czarnej czapce,
tworząc kominiarkę. Wcześniej kilka razy włamywał się już do przeróżnych domów
i nigdy nie został złapany ani nawet zauważony, ale pomyślał, że przezorny
zawsze ubezpieczony. Jared miał już swój strój maskujący, który przygotował
sobie wcześniej. Jego starszy brat miał ochotę zadzwonić do Genevieve czy nawet
do niej pójść, bo widział, że jest sama w domu. Postanowił jednak się nie
odzywać, gdyż trudno byłoby mu potem się wymigać i wrócić szybko do siebie by
się przebrać i przygotować do rabunku.
Jared
wrócił właśnie do domu. Wybrał się na przejażdżkę motorem, by dokładnie
sprawdzić dom Newmanów. Spoglądał na sąsiednie posiadłości i upewniał się, że
właścicieli faktycznie nie ma. Był to średniej wielkości dom, jednak młody
Newman co rusz chwalił się czymś w szkole. Shannon wiele razy słyszał go na
korytarzu popisującego się przed kolegami najróżniejszymi przedmiotami. Raz
widział też jego matkę na zebraniu rodzicielskim, kiedy sprzątał sale po
godzinach. Została przywitana przez dyrektorkę, stąd usłyszał jej nazwisko.
Podjechała drogim samochodem i miała na sobie drogą biżuterię prosto od
jubilera. A teraz wyjechali za granicę. Shannon był pewien, że nie należą do
biedaków, a już na pewno są bogatsi od niego.
Nigdy
nie miał wyrzutów sumienia kradnąc. Zawsze wybierał bogaczy, nie okradał ludzi,
którzy ledwo wiązali koniec z końcem. Wmawiał sobie, że jeśli weźmie coś z domu
zamożnej rodziny, to nawet tego nie zauważą, nie przejmą się. Nic im nie
ubędzie, a jemu da to o wiele więcej.
Jared
poprzedniego dnia odwiedził Newmanów. Przedstawił się jako hydraulik, który
sprawdza drożność rur w okolicy. Dla autentyczności poszedł także do sąsiadów,
by nikt nic nie podejrzewał. Załatwił też sobie sztuczne wąsy, na wypadek gdyby
po rabunku ktoś skojarzył fakty. Po wejściu do ich domu rozglądał się wokół,
upewniając się czy nie mają założonego alarmu. Odetchnął, gdy zdał sobie
sprawę, iż ich jedynym zabezpieczeniem był zamek w drzwiach.
Młodszy
Leto miał trochę inne podejście do kradzieży. Czasami żałował, że kogoś
obrabował, ale kiedy wyniosła kobieta traktowała go jak śmiecia gdy udawał, że
sprawdza rury pod jej kuchennym zlewem powiedział sobie, że takim ludziom jak
ona należy się taki kopniak. Nienawidził takich ludzi – zadufanych,
snobistycznych i uważających się za lepszych od innych tylko dlatego, że mają
wyższą pozycję społeczną i więcej zarabiają. Właściwie od tamtego momentu nie
mógł doczekać się dnia, kiedy zabierze z domu kobiety jej ulubioną biżuterię,
którą nosiła by pokazać swój status majątkowy. Dlatego tak oburzył się, gdy
Shannon zaczął się wahać. Wiedział jednak, że jego brat za bardzo potrzebuje
pieniędzy i w końcu i tak się zgodzi. Nie pomylił się.
Punktualnie
o drugiej trzydzieści rano byli pod domem Newmanów. Zaparkowali auto dalej od
domu, ale na tyle blisko, by szybko do niego dobiec z łupami. Przeskoczyli
przez płot od tyłu domu i wdarli się do ogrodu. Z niego ruszyli od razu do
wejścia, które Shannon najpierw próbował otworzyć kluczem zrobionym z drutów,
ale ostatecznie Jared otworzył je łomem. Wdarli się do ciemnego domu i małą
latarką zaczęli oświetlać szuflady w poszukiwaniu drogocennych przedmiotów.
W
toaletce na piętrze znaleźli dużo biżuterii, a na dole Jared odkrył trochę
gotówki ukrytej pod poduszką fotela. Poupychali pieniądze do kieszeni, a błyskotki
do worka. Rozglądali się jeszcze za przeróżnymi antykami i sprzętem, ale w
egipskich ciemnościach ciężko było cokolwiek zobaczyć, a latarką trzeba było
posługiwać się ostrożnie. Chętnie wzięliby telewizory, ale nastawili się tylko
na drobne przedmioty, z którymi najłatwiej było uciec. Kiedy przeszukali już
każdy możliwy kąt, postanowili opuścić dom. Zamknęli za sobą drzwi by nikt nie
zauważył włamania aż do powrotu właścicieli i znaleźli się z powrotem w
ogrodzie. Jared przeskoczył przez bramę jako pierwszy by móc wziąć worek z
biżuterią od brata.
Shannon
miał już wejść za nim, kiedy na jego plecami rozległo się głośne szczekanie
wielkiego rotwailera. Chłopak zobaczył agresywne psisko biegnące prosto na
niego i zanim zdążył wskoczyć na ogrodzenie, zwierzę chwyciło go za nogawkę spodni
i zaczęło ciągnąć do siebie robiąc przy tym dużo hałasu.
___________________________________________________
SCENA Z CARĄ I SHANNONEM MIAŁA MIEJSCE KIEDYŚ, ZANIM POZNAŁ GEN.
Zainteresowanych zapraszam na nowo utworzonego tumblr'a poświęconego temu blogowi. Będą się tam pojawiać różne gify, przeróbki, cytaty etc. ;) erasexthisxface.tumblr.com
Zainteresowanych zapraszam na nowo utworzonego tumblr'a poświęconego temu blogowi. Będą się tam pojawiać różne gify, przeróbki, cytaty etc. ;) erasexthisxface.tumblr.com
Ej, czy Shan zdradzil Gen, czy czegos nie zrozumialam? I rozdzial fajny, tylko wydaje mi sie strasznie chaotyczny, ale to moze dlatego, ze jestem spiaca :p i troszke budzi to wszystko we mnie mieszane uczucia :3
OdpowiedzUsuńTo było kiedys, jest napisane, ze wydarzyło się w kwietniu, a ostatnio był przecież bal jesienny. Gen i Shannon poznali się pod koniec lata, na początku jesieni, wiec spokojnie.
UsuńKurna mać!!!!!!!!!!!!! Co to ma być ta scena z Cara????? i to zaraz po wyznaniu miłości do Gen. Nie podoba mi się to i to bardzo....
OdpowiedzUsuńTak jak napisałam wyżej, to miało miejsce kiedys, zanim poznał Gen.
UsuńPanna powiedz mi raz dwa co ty znowu kombinujesz??? Bardzo nie podoba mi się ta scena z Carą. O co tam chodzi?!?!?! Nie mów mi, że Shann to taki frajer co jeszcze chodzi do Cary mimo iż jest z Gen. No nic czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńTo było K I E D Y S :))
UsuńNa początku było tak miło:) wyznanie miłości i uśmiech na mojej twarzy ogromny od razu się pojawił:) ale potem?! Co to ma być? O co chodzi z Carą!???? i Gen eksperymentująca z narkotykami? No ładnie się porobiło.... Nie podoba mi się to....
OdpowiedzUsuńZ Carą chodzi o to, że jest to wspomnienie z czasów, zanim znali sie z Gen.
UsuńJeżeli on ją zdradził, to moje serce rozpadnie się na milion kawałków. No ej! I w ogóle,widzę, że zaczyna się coś dziać. Gen zaczyna brać, Shannon organizuje napad. Boże. Za dużo jak dla mnie... Myślałam, że tylko ja tak uprzykrzam życie swoim bohaterom. Kurde, ja chcę jakieś miłe momenty, kwiatuszki, tęczę itp. I podoba mi się podejście ojca Genevieve. Facet myśli obiektywnie i bierze pod uwagę wiele rzeczy. Dobra, jakaś nierozgarnięta jestem, więc życzę weny i wolnego czasu♥
OdpowiedzUsuńNie, nie zdradził (:
UsuńPrzykro mi, ale od początku mówiłam, ze to nie bedzie typowa, ckliwa historyjka miłosna. Dziękuję :3
No me gusta!!!!! Koniec kropka!!!! Ale dziękuję bardzo za nowy:)
OdpowiedzUsuńJesli nie podoba ci się przez to, ze niby Shann zdradził Gen to spokojnie, to było tylko wspomnienie.
UsuńNie wiem gdzie niby Shannon zdradził Gen, przecież wyraźnie pisze że to fragment z przeszłości. Jedyne co mi się nie spodobało to to, że Gen bierze narkotyki, no i Shannon kradnie. Zobaczymy co z tego będzie. Wyczuwam duże kłopoty. Weny. :)
OdpowiedzUsuńOkaze się :) dziękuję
Usuńoj ludzie ludzie, czytajcie ze zrozumieniem :)
OdpowiedzUsuńlubie jak wspomnienia sa tak wrzucone, lepiej przez to poznajemy glownych bohaterow.
Oh Gen, Gen...
Oh Shann, Shann...
Mlode i glupie. i jeszcze ten koniec ktory niestety bedzie musial nadejsc ;(
/S.
Młodość rządzi się własnymi prawami:)
UsuńSkomplikowana sytuacja. Do mnie od początku dotarło, że ta noc z Carą była wcześniej, bo w świetle tego, co zdążyło się stać pomiędzy Shannie'em i Gen, nie mogłam sobie wyobrazić podobnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńWierzę, że przez tego psa bracia nie narobią sobie kłopotów, bo areszt to ostatnia rzecz, o jakiej chciałabym czytać.
Przepraszam, że nie komentowałam ostatnich rozdziałów, ale zaczęłam zajęcia na uczelni (wprawdzie pierwszą część miałam nieobowiązkową), ale kolejno od 15.09 i 29.09 niestety ilość zajęć mnie przytłoczyła. Postaram się czytać i komentować, ale nie obiecuję, że się to uda :/
Życzę ci dużo weny, mam nadzieję, że dalej ta historia będzie tak wspaniała, jak do tej pory :) No i zapraszam do siebie, ponieważ wczoraj opublikowałam nowy rozdział :)
S.
Dziękuję :) Rozumiem, ja tez ostatnio mam niezły zapierdziel, dlatego u Ciebie tez nie komentowałam. Zajrzę jednak przy czasie zeby ocenić.
UsuńWitam, dla mnie osobiście czegoś brakuje w tym rozdziale ( zawsze 1 wątek jest zakończony w danym rozdziale a drugi rozpoczyna się jako wstęp do kolejnego, w tym jest inaczej - ale może tak miało być. Jeśli tak to cel zamierzony został osiągnięty ;_) ) pozdrawiam , czekam na kolejny - pewnością przeczytam
OdpowiedzUsuńPS - nie oznacza to że nie czytało się go z przyjemnością, wręcz przeciwnie bardzo miło spędziłam czas