-
O mój Boże, co właśnie się wydarzyło? – Gen nie chciała mówić tego głośno, ale
nie potrafiła ugryźć się w język i słowa same wyrwały jej się z ust. Shannon
spojrzał na nią zaskoczony, jakby sam wybudził się właśnie z jakiegoś amoku.
-
Sam nie wiem, jak to się stało… - odparł zakłopotany, co nie zdarzało mu się
często.
W
jego zachowaniu kryło się coś jeszcze – rozczarowanie. Poczuł się odtrącony,
ale nie chciał dać po sobie tego poznać. To był główny powód, dlaczego zrażał
do siebie ludzi i przysiągł sobie, iż jeśli teraz dziewczyna go opuści, to już
nigdy nikomu nie zaufa.
Genevieve
też poczuła zawód myśląc, że to Shannon stara się delikatnie powiedzieć, iż ich
pocałunek był błędem. Po raz pierwszy ucieszyła się, iż w lesie panują tak
egipskie ciemności, ponieważ nie chciała by chłopak widział, jak się rumieni i
ma ochotę się popłakać.
-
Ja… nie to miałam na myśli… - Gen stwierdziła, że nie ma już nic do stracenia.
I tak już wystarczająco się wygłupiła. - …Chciałam powiedzieć, że nie mogę w to
uwierzyć, ale w pozytywnym znaczeniu.
Dziewczyna
sama nie nadążała za swoimi myślami. Nie chciała urazić chłopaka, ani też go
odtrącić. Zastanawiało ją jedynie, co ten pocałunek między nimi zmieni i jak
teraz ułożą się ich relacje. Nie powiedziała tego z żalem, ale niedowierzaniem,
że doszło między nimi do czegoś, o czym tak naprawdę podświadomie marzyła od
dawna.
Genevieve
słabo widziała twarz chłopaka, ale mogła przysiąc, że się uśmiechnął.
Odetchnęła z ulgą, kiedy znów dotknął jej twarzy wierzchem ciepłej dłoni i
znalazł się bliżej jej twarzy.
-
Mam nadzieję, że dla ciebie to tak pozytywne, jak dla mnie. – wyszeptał jej do
ucha i znów zaczął całować, a ona nie posiadała się z radości, że udało jej się
odkręcić całe to nieporozumienie.
To
wszystko było dla dziewczyny takie nowe. Czułaby się trochę pewniej gdyby
wiedziała, że i Shannon nie ma w tych sprawach doświadczenia i podchodziłby do
tego równie nieśmiało, co ona. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że cała dygocze
z ekscytacji i stresu. Obawiała się, że robi coś źle i Shannon ją wyśmieje.
Lekko się wzdrygnęła, gdy poczuła jego dotyk na swojej talii, ale bała się
wykonać jakikolwiek ruch. Usłyszała, że chłopak zaczyna cicho chichotać między
pocałunkami i jeszcze bardziej się zdenerwowała na samą siebie.
Wbrew
pozorom dla Shannona to też było coś nowego. Nigdy nie całował się z nikim tak
naprawdę, czując, że może być z tego coś więcej, a nie pojedynczy numer. Może i
dziewczyna przejmowała się tym pocałunkiem, ale on pomimo, iż tego nie
okazywał, też to robił. Paraliżowała go myśl, iż może pozwolić komuś wejść w swoje
życie pozbawione skomplikowanych związków, zaufać jej i coś poczuć. Nie myślał
o Genevieve tak jak o innych dziewczynach, które pojawiały się w jego życiu i znikały
nie pozostawiając po sobie nawet imienia. Nawet jego relacja z Caralyn była
nieporównywalna do tej – wtedy chodziło mu tylko o seks, nic więcej. Ku swojemu
zdziwieniu, teraz nawet o tym nie pomyślał, cały czas jednak traktował
Genevieve jako młodą i niewinną dziewczynę, choć coraz bardziej stawała się zaprzeczeniem
niewinności.
-
Cała dygoczesz. – Shannon powiedział rozbawiony, chwytając jej drżącą i chłodną
dłoń. Genevieve ucieszyła się, że chłopak nie śmieje się z czegoś, co
nieprawidłowo zrobiła.
-
Przepraszam. – odparła zarumieniona i onieśmielona.
Shannon
uwielbiał, gdy była taka krucha i wystraszona, nigdy jeszcze nie spotkał na
swojej drodze kogoś takiego. Wszystkie dziewczyny, z którymi go coś łączyło
były pewne siebie i wyzywające. Ona potrafiła wzbudzić w nim pożądanie nie
robiąc tak naprawdę nic, prócz byciem sobą. Nie musiała się nawet starać.
-
Nie masz za co przepraszać. – chłopak starał się ją uspokoić i przyciągnął ją
znów do siebie. – Nie musisz się tak stresować.
Dziewczyna
przestała tak mocno się trząść, choć jej serce w jego pobliżu wciąż biło jak
szalone. Obydwoje usłyszeli szelest, a gdy tylko nastąpił dobiegł ich dźwięk
łamanej na ziemi gałęzi i kroki zmierzające w przeciwną stronę. Genevieve
pomyślała, że Shannon nie będzie chciał się przyznać do tego, co tu się
wydarzyło i trochę ją to zasmuciło. Obawiała się, że będzie kolejną przejściową
dziewczyną w jego życiu. Odsunęła się od niego, a on wydawał się być zdziwiony.
-
Co się stało? – zapytał.
-
Nie powiedziałeś mi, czy to coś między nami zmienia. I nie wiem czy chcesz, by
ktoś wiedział o tym, co się tu stało.
Genevieve
nie chciała być natarczywa, ale musiała wiedzieć, na czym stoi. Uświadomiła
sobie, że pomimo traktowania Shannona jako kolegę, nie darzyła go jedynie
sympatią. Zaczynała powoli dopuszczać do siebie myśl, iż liczy na coś więcej
niż jeden pocałunek.
Shannon
bił się z myślami. Jego serce mówiło, że nie może dopuścić, by ta dziewczyna
zniknęła z jego życia tylko dlatego, że boi się zaangażować. Jego rozum
natomiast podpowiadał, że znajomość z Genevieve może zamienić się w coś więcej,
a to jest ryzykowne, gdyż dziewczyna może przynieść mu wiele zawodów.
Od
kiedy zostawił go ojciec, nie potrafił już ufać ludziom i wmawiał sobie, że
prędzej czy później każdy go zostawi. Jego brat obiecywał, że zawsze będą
razem, a teraz chciał wyjechać na studia na drugi koniec kraju. Luke
przysięgał, iż zawsze będzie jego przyjacielem i też go zostawił (choć nie ze
swojej woli). Nie został mu już nikt prócz matki, kto stałby u jego boku. Nie
wiedział, czy powinien się w to pakować. Wiedział, że jeśli Genevieve go
zawiedzie, zmieni go to na zawsze. Pozostanie zgorzkniały i samotny, całkowicie
zraniony przez wszystkich, na których mu kiedykolwiek zależało. Jednak już
teraz czuł się tak, jakby był od niej uzależniony. Nie potrafił jej prosto w
oczy powiedzieć, że go nie obchodzi, bo to nawet w najmniejszym stopniu nie
było prawdą.
Shannon
zrozumiał, że jeśli nie spróbuje, to nigdy sobie tego nie wybaczy i do końca
życia będzie zastanawiać się, jakby to było, gdyby wykonał inny ruch. Gdy tylko
Genevieve zjawiła się w jego szarym i bezbarwnym życiu, nabrało kolorów i
całkowicie zmieniła jego postrzeganie wszystkiego dookoła. Uświadomił sobie, że
gdyby nie ona, to pewnie wpadłby w żałobę po przyjacielu i codziennie
doprowadzałby się do stanu odurzenia, byle by zapomnieć to, co złe. To ona pokazała
mu, że nawet w najgorszej sytuacji można znaleźć coś pozytywnego.
-
Dobrze wiesz, że nie obchodzi mnie opinia innych. – i tak dla nikogo na
imprezie nie byłoby zaskoczeniem, że Shannon obściskuje się w lesie z
dziewczyną. - A co byś chciała, żeby się zmieniło?
Genevieve
nie wiedziała, co odpowiedzieć. Wiedziała, że jeśli powie szczerze, co czuje i
co chce osiągnąć, to Shannon może się przestraszyć i do niej zrazić. Natomiast
powiedzenie, że nie oczekuje niczego więcej sprawiłoby, iż poczułby się
zlekceważony i potraktowałby dziewczynę jako jednorazową przygodę.
Shannon
widział, że dziewczyna się waha i nie wiedział, czy to dobrze czy źle. Z
drugiej strony pomyślał, iż gdyby nie chciała czegoś między nimi zmienić, nie
zadałaby w ogóle takiego pytania.
-
Chcę wiedzieć, co to wszystko oznacza. – Gen potrafiła się zdobyć tylko na
krótkie zdanie.
-
Och, sam chciałbym wiedzieć, Genny. – powiedział Shannon żartobliwie, choć
kryło się w tym trochę powagi. Starał się także usilnie unikać odpowiedzi.
Naprawdę
chciał znać jej myśli i dowiedzieć się, co do niego czuje, jeśli w ogóle
cokolwiek poza sympatią. Jednak wiedział, że gdyby i on miał jej wyznać swoje
uczucia, nie wiedziałby co powiedzieć. Nigdy wcześniej nie był w takiej
sytuacji, dlatego nie potrafił do końca zinterpretować swoich uczuć. Wiedział
jednak jedno – Genevieve nie była mu obojętna i zależało mu na tym, by była
przy nim. Pomyślał, że reszta przyjdzie do niego z czasem.
Gen
miała dość tej sytuacji. Czuła, że Shannon się z nią bawi i miała już pewne
wątpliwości co do tego, czy nie zrobił tego z powodu alkoholu, którego z tego
wszystkiego nawet nie wyczuwała.
-
Jak się dowiesz, to daj mi znać. – rzuciła i zaczęła iść przed siebie, choć nie
miała pojęcia z której strony przyszła.
-
Poczekaj, zgubisz się. – Shannon dogonił ją i pokierował w innym kierunku. Szli
obok siebie, bez słowa, a droga wydawała się dziewczynie dłuższa i okrężna. –
Posłuchaj. – Shannon zatrzymał ją w miejscu, z którego było już widać odległy
ogień. Obróciła się do niego i tym razem wyraźniej widziała jego piękną twarz,
a raczej same jej rysy. – Jak wiesz mam problemy z takimi rzeczami. Muszę się
do tego przyzwyczaić, nie mogę tak od razu… - Shannon uciął w połowie zdania w
obawie, że się zapędzi. – Chcę tylko żebyś wiedziała, że nie jesteś dla mnie
tylko zabawą i nie chcę, żebyś odchodziła. Dobrze?
Genevieve
podobał się jego przepraszający ton. Był tak łagodny i inny… Bardziej delikatny
i dopiero teraz zauważyła, że w rzeczywistości Shannon nie jest tak twardy jak
się wydaje. Zobaczyła skrzywdzonego chłopca, który ma kłopot z okazywaniem
uczuć i zaufaniem drugiej osobie. Kiedy pokazał jej się od takiej strony nie
miała wątpliwości, że jest na co czekać i jest gotowa, by to zrobić. Nie myślała
o tym, jak to zmieni jej życie, ją samą. W ogóle nie zaprzątała sobie głowy
zamartwianiem się o siebie. Chciała tylko jego i tylko to się teraz liczyło.
Natychmiast
przytuliła się do chłopaka, a to było najlepszym potwierdzeniem jego słów.
Uśmiechnęła się lekko i pocałowała go delikatnie i wciąż trochę nieśmiało.
Shannon odetchnął z ulgą i wyprowadził dziewczynę z lasu. Kiedy znaleźli się
znów na polanie, wszystkie spojrzenia zawisły na nich. Gen najpierw pomyślała,
że to przez jej odmowę w grze w butelkę. Potem jednak uświadomiła sobie, jak
musi wyglądać wychodząc stamtąd z chłopakiem. Przypomniała sobie widok Caralyn
zapinającej bluzkę. Teraz dziewczyna uśmiechała się do niej z przekąsem i
podeszła bliżej, choć wciąż trzymała się od nich na dystans. Ludzie obserwowali
ją czekając na jakieś przedstawienie, a Gen musiała się powstrzymywać, by nie
rzucić się na nią z pięściami.
-
No no. – zagwizdała sarkastycznie. – Widzę, że Shannon uwielbia zabawy w lesie.
Która to już na koncie, Shanni? No wiesz, tak w przybliżeniu, nie spodziewam
się, że znasz dokładną liczbę, tyle tego było…
-
Cara, odpuść. – wrzasnęła Skye, ale Caralyn nawet nie pofatygowała się obrócić.
Genevieve
dopiero teraz zauważyła, że muzyka ucichła, by wszyscy mogli ich słyszeć.
Ludzie zastygli w ruchu, nie ukrywając nawet swoich spojrzeń. Shannon stał za
Gen, choć byli bardzo blisko. Miał ochotę ją osłonić, ale wiedział, że jeśli
będzie musiał, to zdąży doskoczyć do Caralyn i ją obronić.
Gen
poczuła się podle. Wcześniej nie zastanawiała się, ile dziewczyn pokroju Cary
Shannon całował czy robił z nimi coś więcej. Sama myśl, że jej usta dotykały
jego była dla niej okropna, ale gdy pomyślała o kilkunastu takich dziewczynach
na jedną noc, zrobiło jej się niedobrze i poczuła się jak kolejny numerek,
który nie zostanie zapamiętany i szybko zastąpiony.
-
No, to jak? Dwadzieścia, trzydzieści? Czy może wolisz kluby? – Cara uwielbiała
być w centrum uwagi, w dodatku ośmieszając przy tym innych i odgrywając się na
Shannonie.
Chłopak
zrobił się cały czerwony ze złości i zaciskał mocno pięści. Gdyby Caralyn była
mężczyzną, już dawno by ją zbił. W tej sytuacji mógł jednak tylko ją obrazić,
choć nawet tego nie zamierzał robić.
-
Zamknij się! – wrzasnęła Genevieve ku zdziwieniu wszystkich. Była równie
wściekła co jej towarzysz, ale ona w przeciwieństwie do Shannona nie zamierzała
milczeć i powstrzymywać emocji. Cara cieszyła się, że jej prowokacja zaczyna
odnosić oczekiwane skutki.
-
Genny, nie warto. – szepnął dziewczynie do ucha, próbując ją uspokoić.
Normalnie Shannon sam by nie wytrzymał i dał
się ponieść. Jednakże dobrze znał Carę i wiedział, czego oczekuje. Gen jednak
nie zamierzała go słuchać, gdyż skupiona była jedynie na swoim gniewie i
nienawiści do rudowłosej dziewczyny śmiejącej się jej w twarz. Teraz Caralyn
podeszła bliżej i choć Shannon chciał odciągnąć młodszą dziewczynę do tyłu, ta
nie ruszyła się z miejsca.
-
No dalej Genny, schowaj głowę w piasek jak zawsze. – rzuciła melodyjnym głosem
dziewczyna obdarzając ją kolejnym irytującym uśmieszkiem.
Genevieve
sama nie zauważyła kiedy wymierzyła jej cios w twarz. Uświadomiła to sobie dopiero,
gdy poczuła ból w ręce. Trafiła w jej wargę, z której zaczęła płynąć ciecz w
kolorze jej szminki. Cara odruchowo dotknęła krwi i spojrzała na swoją
poplamioną dłoń. Czuła satysfakcję, że sprowokowała Gen. Od razu do niej
doskoczyła i zaczęły się szarpać, a kiedy Shannon chciał je rozdzielić,
powstrzymali go jacyś muskularni mężczyźni, którzy chcieli popatrzeć na damską
bójkę. Hunter także próbował interweniować z Paulem, ale i oni zostali
powstrzymani.
Gen
była w takiej furii, że nie obchodziły ją zadrapania i wyrwane włosy. Miała
ochotę zedrzeć je wszystkie z głowy Cary, kopała ją na oślep i cieszyła się z
każdego celnego ciosu. Rudowłosa dziewczyna nie pozostawała jej winna, a gdy
tylko zobaczyła, że szarpanie za włosy nie daje oczekiwanych skutków, zaczęła
zadawać jej uderzenia w brzuch i twarz, choć w nią nie trafiała. Shannon w
końcu powalił facetów i doskoczył do bijących się dziewczyn, które leżały teraz
na ziemi. Cara była zaskoczona, że drobna Gen tak szybko ją powaliła i siedząc
na jej brzuchu obkładała ją pięściami, dopingowana przez rozentuzjazmowany
tłum. Nagle poczuła silne ręce chwytające ją w talii i odciągające do tyłu.
Patrzyła z uśmiechem na zakrwawione usta dziewczyny i długie zadrapania na jej
dekolcie i nagim brzuchu. Próbowała ją jeszcze kopać, ale Shannon skutecznie ją
obezwładnił, a Caralyn z miną zbitego psa uciekła daleko w tłum, wspierana
przez ramię Sloan.
Gen
dopiero teraz poczuła ból z tyłu głowy, na brzuchu i plecach. Kiedy chciała
dotknąć karku, zauważyła krew płynącą z powierzchownej rany. Siedziała teraz na
wielkim kamieniu przy jeziorze i oddychała ciężko jakby przebiegła maraton.
Była cała obolała, ale czuła w sobie radość, ponieważ Cara wreszcie dostała to,
na co zasłużyła. Cieszyła się też, że okazała się od niej lepsza i udowodniła,
iż nie jest tylko słabą, grzeczną dziewczynką.
Shannon
był jeszcze bardziej zły, ale już nie tylko na Carę. Krążył wokół kamienia i
mówił podniesionym głosem.
-
Po co to zrobiłaś? Nie widzisz, że o to jej chodziło?
Genevieve
spojrzała na niego wielkimi oczami, w których po raz pierwszy w życiu pojawiła
się dzikość i niepokojąca satysfakcja.
-
No i co z tego? Ważne, że wygrałam. Należało się tej suce. – dziewczyna sama
zdziwiła się, że potrafiła tak bardzo kogoś nienawidzić.
Shannon
spojrzał na nią jeszcze bardziej zdziwiony. Wcześniej myślał, że to nieśmiałość
Genevieve jest tym, co mu się w niej podobało. Teraz jednak stwierdził, iż to
własnie w tej chwili ujrzał ją w pełnej krasie. Ta grzeczna dziewczyna pokazała
się z innej strony, która poniekąd mu imponowała. Jej postawa utwierdziła go w
przekonaniu, że Gen jest silna i ma charakterek, ale nie jest przy tym
sztucznie wulgarna czy prowokująca jak Cara. Wiedział, że ona nigdy nie
podpuściłaby Caralyn tak jak zrobiła to ruda dziewczyna, ale za to w takiej
sytuacji umiała się obronić.
-
Masz rację. – przyznał z uśmiechem, gdy przypomniała mu się przestraszona minę
Caralyn i wyobraził sobie jak musi się czuć teraz, gdy przegrała z młodszą
dziewczyną. Shannon nachylił się nad Genevieve, patrząc na nią z bardzo
niewielkiej odległości. – Nie wiedziałem, że potrafisz być taka… drapieżna. –
uśmiechnął się, a dziewczyna zachichotała.
-
Ja też nie wiedziałam. To ty wyzwalasz we mnie taką dzikość. – spojrzała na
niego zalotnie i sama się sobie dziwiła, że już się nie krępuje będąc tak
blisko niego. Zdobyła się na to, by sama go pocałować, a on to odwzajemnił.
***
Następnego
dnia matka odebrała ją od Skye, u której nocowała. Dziewczyny całą noc
rozmawiały o bójce z Caralyn, a blondynka niesamowicie cieszyła się z obrażeń,
jakie rudowłosa odniosła. Gen nie wyglądała na mocno poturbowaną – miała jedynie
kilka zadrapań i siniaków w niezbyt widocznych miejscach, jak na przykład z
tyłu głowy lub na brzuchu.
Całą
niedzielę dziewczyna spędziła z rodziną u babci, która wróciła z Anglii,
dlatego nie mogła zobaczyć się z Shannonem. Spotkali się dopiero w poniedziałek
w szkole, kiedy dziewczyna zamykając szkolną szafkę nagle zobaczyła jego twarz
ukrywającą się za drzwiczkami. Uśmiechnął się szeroko i promiennie, już nie
ironicznie, a szczerze. Był ubrany w normalne codzienne ubranie, a nie
pracowniczy kombinezon. Ludzie przechodzący korytarzem mierzyli ich wzrokiem,
ale szli dalej nie zatrzymując się.
Genevieve
poprowadziła go do pustej sali gimnastycznej, w której roiło się od dekoracji
gotowych do zawieszenia i balonów, które należało napompować. Gen zgłosiła się
do pomocy w strojeniu sali na bal dlatego wiedziała, że o tej godzinie nikt nie
przyjdzie tu by jej pomóc, dopiero po przerwie.
Dziewczyna
zawiesiła się na jego szyi i spojrzała na niego spod długich rzęs. On patrzył w
jej roześmiane oczy oraz piękny uśmiech i teraz rozumiał, dlaczego stracił dla
niej głowę. Odgarnął dziewczynie wyprostowane włosy za ucho i zatrzymał rękę na
policzku. Zaczęli się całować niemalże na środku sali.
-
Auć. – pisnęła Gen, gdy przypadkiem natrafił na siniaka na jej plecach, ale
zaczęła się śmiać.
-
Przepraszam, wciąż zapominam.
-
Co tu tak właściwie robisz w takim stroju? – zapytała w końcu dziewczyna, wciąż
obejmując chłopaka i czując jego ręce na swoich biodrach.
-
Przyszedłem do ciebie. W zeszłym tygodniu skończyła się moja kara i już tu nie
pracuję. – Shannon był widocznie ucieszony. – Nie wiedziałem, że będziemy się
ukrywać w sali gimnastycznej. – zaśmiał się.
-
Nie chcę, żeby nauczyciele nas widzieli… No wiesz, moi rodzice by się
dowiedzieli… - zaczęła dziewczyna, ale natychmiast poczuła się nie fair w stosunku
do niego. On jednak rozumiał jej postępowanie i jemu samemu nie spieszyło się
do oznajmiania jej rodzicom, że się spotykają.
-
Okej, spokojnie. Wiesz, taka sala na wyłączność ma swoje plusy… - znów zaczął
ją całować, tym razem namiętniej.
W
sali rozległ się dźwięk dzwonka. Gen niechętnie odsunęła się od niego
spodziewając się nadchodzących pomocników do dekorowania sali. Kiedy usłyszała
otwieranie się drzwi, stanęła w bezpiecznej odległości od Shannona.
Do
sali weszła Tessa i inni uczniowie. Spojrzała na Shannona z udawaną
obojętnością i zaczęła mówić Gen o kolorystyce ozdób i planowaniu ich
powieszenia. Do pomocy zgłosiło się wielu uczniów mając nadzieję, że opuszczą
dzięki temu kilka lekcji. Gdy jednak okazało się, że praca rozpoczyna się po zajęciach,
niewiele osób przyszło, właściwie same dziewczyny i dwóch grubszych chłopaków,
którzy byli za niscy by cokolwiek zawiesić.
-
Co was tak mało? Tyle osób się zapisywało… - do sali weszła młoda nauczycielka
z orlim nosem i z rozdrażnieniem zareagowała na piątkę ochotników gotowych do
pomocy. – Shannon, co ty tu robisz? – zapytała chłopaka, gdy tylko go
zauważyła. Była wice dyrektorką, dlatego dobrze go znała i wiedziała, jaką rolę
pełnił w szkole.
Shannon
spojrzał z dwuznacznym uśmiechem na Gen, a Tessa zauważywszy to zaczęła się
niepokoić.
-
Przyszedłem pomóc, Genevieve mnie poprosiła. – odparł z serdecznym uśmiechem,
którego pani Herring nigdy u niego nie widziała. Dla niej zawsze był opryskliwy
lub miał wszystko gdzieś, dlatego słysząc ton z jakim mówił o Gen domyślała
się, że to jej zasługa. Natychmiast się uśmiechnęła do ich obojga i klasnęła w
dłonie.
-
To świetnie! Bierzmy się do roboty, trzeba wszystko przygotować do piątku.
Tessa
co jakiś czas zagadywała dziewczynę starając się dowiedzieć, co tak naprawdę tu
robi Shannon. Zazwyczaj jednak był w ich pobliżu, dlatego nie miała okazji by
wprost zadać przyjaciółce dręczące ją pytanie. Gdy tylko Shannon wspiął się na
drabinę i ze wskazówkami pani Herring zaczął wieszać girlandy, Tessa
natychmiast znalazła się u boku Genevieve, która wpatrywała się w chłopaka.
-
O co tu tak naprawdę chodzi? Po co on tu przyszedł? – zapytała ściszonym głosem
udając, że dokręca małe lampki, które nie działały przez jedną obluzowaną
żaróweczkę.
Genevieve
spojrzała jej w oczy i wiedziała, że nie może jej okłamać. Ufała dziewczynie na
tyle by podejrzewać, iż zachowa wszystko dla siebie i nie powie nic jej
rodzicom.
-
Do mnie. Nie widzieliśmy się od weekendu i…
Tessa
widząc jej rozmarzony i wesoły nastrój natychmiast jej przerwała.
-
Co się stało w weekend?! – powiedziała trochę za głośno, ale natychmiast
przywołała się do porządku.
Przyjaciółka
dostrzegła, że Gen się rumieni i przeraziła się, aż upuściła lampki. Dziewczyna
je podniosła i teraz to ona sprawdzała powód ich awarii, starając się przy tym
opanować swoje zawstydzenie i nerwowy uśmiech. Shannon odwrócił się na moment
by zapytać nauczycielkę, czy dobrze zawiesza girlandy. Ich spojrzenia na chwilę
się spotkały i Tessa widząc oczy Genevieve jak u małego cielaka nie miała już
złudzeń, co jest grane.
-
Boże, wy… Jesteście ze sobą? – zapytała zaskoczona, z trudem wydobywając z
siebie słowa.
Genevieve
spojrzała na nią ze wzrokiem mówiącym, iż jest winna zarzutów, choć sama do
końca nie wiedziała, czy jest już dziewczyną Shannona. Faktycznie, poprosił ją
o czas do oswojenia się z sytuacją, jednakże jego obecność tutaj świadczyła o
tym, że już do tego przywykł.
-
Mogłabyś zapałać większym entuzjazmem. – skorciła ją przyjaciółka, a Tessa się
już nie odezwała. – I ani słowa o tym nikomu, jasne? Moi rodzice nie mogą
wiedzieć.
***
Wciąż
w szoku, Tessa wyszła ze szkoły i natychmiast popędziła do sporego parku, który
znajdował się w środku osiedla blisko liceum. Jej chłopak Aaron zawsze po
lekcjach spędzał tam czas ze znajomymi i czekał, aż jego dziewczyna skończy
lekcje i do nich dołączy. On i jego przyjaciele mieszkali na tym osiedlu,
dlatego wszyscy się tam zwalali by pogadać lub coś wypić. Wyszła wcześniej z
sali, ponieważ nie mogła już patrzeć na Shannona uśmiechającego się wciąż do
rozanielonej Genevieve. Naprawdę starała się cieszyć jej szczęściem i wolałaby
zaakceptować jej wybór. Jednakże jakkolwiek by się nie wysiliła, nie potrafiła
tego zrobić. Miała co do niego złe przeczucia i nie tolerowała jego stylu
bycia. Obawiała się, że niedługo jej przyjaciółka zmieni się przez niego nie do
poznania.
Tessa
przywitała się z grupką znajomych Aarona i ucałowała go na powitanie. Usiadła na ławce między nim, a jego sąsiadką, która
dziś także tu przyszła. Jej chłopak rozmawiał ze swoimi kolegami, a ona
obróciła się w kierunku dziewczyn, których było trzy. Dwie z nich były
siostrami, a trzecia, sąsiadka Aarona, siedziała trochę na uboczu i teraz
chętnie zaczęła rozmowę z Tessą. Bliźniaczki przeniosły się na murek naprzeciwko,
by Tessa mogła usiąść bliżej samotnej dziewczyny, a dalej od Aarona.
-
Co ty taka nie w sosie? – zapytała. Miała na oczach ciemne okulary, choć słońce
aż tak nie świeciło, by ich potrzebowała. Tessa głośno westchnęła.
-
Pamiętasz, jak mówiłam ci o mojej najlepszej przyjaciółce? – dziewczyna obok
przytaknęła. – No więc Genevieve z nim jest! Wyobrażasz to sobie? Chodziła
dzisiaj cała w skowronkach, a on przyszedł do nas do szkoły i wieszał sobie z
nią dekoracje!
Jej
towarzyszka nagle zainteresowała się bardziej rozmową.
-
No co ty… Rozmawiałaś z nią? – zapytała zaintrygowana opowieścią Tessy.
-
Oczywiście, że z nią rozmawiałam. Wiesz, co mi powiedziała? Zaczęła się
czerwienić, uśmiechać do Shannona i oznajmiła, że są teraz razem, ale jej
rodzice nie mogą się dowiedzieć. Nie dziwię się, że nie chce im mu przedstawić,
na pewno zareagowaliby tak samo jak ja. Dobrze go znają i wiedzą, co z niego za
typ. – prychnęła Tessa zdegustowana.
Jej
towarzyszka nie pokazywała po sobie, że to wyznanie tak bardzo ją ucieszyło. Okulary
pomagały w odgrywaniu roli, choć w środku dziewczyna triumfowała i nie
posiadała się z radości.
-
No nieźle. – odparła z udawanym westchnieniem niezadowolenia.
-
No właśnie! – wzburzyła się Tessa, ale postanowiła zmienić temat, byle już o
tym nie myśleć. – A ty skąd masz tyle siniaków? Wpadłaś pod auto czy wplątałaś
się w bójkę z jakąś laską?
No prosze, Tessa wyklepala wszystko Carze! Tak myslalam, ze ta picka przyczyni sie do tego, ze rodzice Gen sie dowiedza, no nie lubie jej!
OdpowiedzUsuńDzieki, ze posluchalas mojej prosby o przemyslenia Shannona, rozdzial... Idealny (: i cos czuje, ze bedzie sie dzialo (:
Nie ma za co. Dziękuję. Oj bedzie się działo :)
UsuńOj jak ja nie lubię Tessy i Cary... Łajzy jedne:) Ciekawe co ta Cara wymyśli jeszcze... Nawet nie wiesz jak mi się podoba zmiany Gen, nie jest taka niewinna i bezbronna:) Czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały:) Nawet nie wiesz jak ja kocham tą opowieść:) Jest idealna a ty stale podwyższasz poziom rozdziałów:)
OdpowiedzUsuńMuzyka jak zwykle świetnie dobrana, ale muszę Ci powiedzieć, że zakochałam się w tej wersji The Power of Love jest niesamowita:) Apropo muzyki to jeszcze dziękuję za odkrycie dla mnie Matta Corby:) Resolution leci u mnie od kilku dni non stop:)
Rozpisałam się trochę, ale już kończę:) Pozdrawiam:)
Dziękuję bardzo :)
UsuńZGadzam się, jest piękna. Nie ma za co, ja tez od razu zakochalam się w tej piosence :3
Niedługo zejdę na zawał. I to w tak młodym wieku:( Nawet nie wiesz, jak się przeraziłam. Myślałam, że się pokłócą, czy coś. Ale NA SZCZĘŚCIE jednak są ze sobą. Rany! Doczekałam się tego pięknego momentu. W sumie, nie dziwię się Gen. Jakbym ja spotykała się z takim Shannonem...<3 Najbardziej jednak spodobała mi się scena z bójką. Uwielbiam takie rzeczy. Im więcej krwi, tym lepiej:D Dwie bijące się laski są super. Brawo dla Genevieve, że skopała tą rudą małpę. Jeszcze bardziej lubię, jak laska bije faceta, ale to może lepiej nie w tym opowiadaniu;) Shani przyszedł specjalnie do Gen:D Wszystko jest takie piękne, tylko jak zwykle musi się wpieprzyć Tessa. Super przyjaciółka. Naprawdę:( Niech w końcu Genevieve przejrzy na oczy, bo aż jej współczuję. Dobra, bo zaraz sama się nakręcę, a jak się zdenerwuję, to tracę wenę:( Także życzę Ci mnóstwa intrygujących, zaskakujących pomysłów i czekam na następny:)
OdpowiedzUsuńHah dziękuję bardzo, jak zwykle postaram się by kolejny był równie dobry :)
UsuńO mój Boże:) Powiem tak, ja już nie mam słów zachwytu nad tym opowiadaniem:) Jest ono cudowne i jedyne w swoim rodzaju:) Masz niesamowitą lekkość w pisaniu i to jest cudowne:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie, to naprawdę miłe :)
UsuńAle mnie ta tessa wkurwia. Po co od razu biegnie i mówi wszystko pierwszej lepszej osobie??? I to jeszcze musi być cara -.- ciekawe co ona kombinuje. Pisz szybko kolejny xoxo
OdpowiedzUsuń