Chłopak
wyszedł właśnie ze szkoły skończywszy trening. Opuścił szatnię jako ostatni,
gdyż miał rozmowę ze swoim trenerem, który pochwalił go i zapewnił, że jest
pierwszy w kolejce do stypendium, choć i tak finansowo go nie potrzebował.
Jednakże potwierdzało to fakt, iż jest najlepszy w drużynie, co było dla niego
ważniejsze niż sfinansowane studia.
Na
parkingu stał już tylko jego motor. Widział go już z daleka, lśnił w słońcu i
wyglądał, jakby dopiero co wyjechał z salonu. Chłopak ucieszył się, że ktoś
ukradł mu poprzedni, bo dzięki temu dostał jeszcze lepszy. Zadowolony z siebie,
szedł dziarsko przez pusty parking, kiedy nagle poczuł szarpnięcie za jego
markową sportową torbę, która spadła mu z ramienia i uderzyła o ziemię. Chciał
rzucić jakąś obelgą, ale kiedy zobaczył twarz napastnika zrezygnował.
-
No wreszcie, myślałem już, że nigdy nie wyjdziesz. – starszy i napakowany
chłopak stał przed nim i wyglądał na rozbawionego. Sportowiec natychmiast
stracił entuzjazm i bał się odezwać, rozglądając się wokół w poszukiwania
wsparcia. – Co jest, Jason, jak nie ma w pobliżu całej szkoły albo tatusia, to
już nie jesteś taki rozgadany?
Jason
poczuł narastającą panikę. Nie chciał wracać do domu zmasakrowany, a co
najważniejsze bał się, że Shannon może zrobić mu coś poważniejszego, przez co
nie zagra w nadchodzącym meczu, możliwe że najważniejszym w całym sezonie. Z
trudem zdobył się na zabranie głosu, czując się jak w pułapce bez wyjścia,
przybierając najgorszą możliwą taktykę.
-
Jeśli coś mi zrobisz, podam cię na policję. – Jason modlił się, by to
podziałało.
Shannon
zaczął się zwijać ze śmiechu, a sportowiec patrzył z utęsknieniem w stronę
motoru, oceniając swoje szanse na to, że zdąży do niego dobiec i odjechać.
Ocenił je na zerowe.
-
Masz na to jakiś świadków? – zapytał Shannon retorycznie, wciąż nie posiadając
się z radości. Jason pomyślał co by było, gdyby zaczął krzyczeć. Miał nadzieję,
że trener nie wyszedł głównym wyjściem tylko jak on, opuści szkołę szatnią. –
Dobra, koniec tych żartów.
-
Czego ty ode mnie chcesz? – powiedział przerażony Jason.
-
Już ci mówię, kolego. Chcę, żebyś odczepił się od Genevieve i nie zawracał jej
dłużej głowy. Zrozumiano? – Shannon brzmiał groźnie i tak wyglądał, gdy zaczął
odpalać papierosa. Jason wyobraził sobie, jak przypala jego skórę i aż się
wzdrygnął.
-
Posłuchaj, ja naprawdę nie dbam o Gen. – rzucił chłopak, ale szybko pożałował
swoich słów, widząc jak to zabrzmiało i jak zareagował Shannon. – To znaczy,
nie chcę się z nią spotykać czy coś. Moi rodzice mnie zmusili do tego balu, ja
zaprosiłem już nawet Megan z mojej klasy hiszpańskiego…
Shannon
sam nie wiedział, czy mu wierzyć. W każdym bądź razie za jego ton, gdy mówił o
Gen, miał ochotę dać mu w mordę.
-
Dobra, mało mnie interesuje kogo zaprosiłeś. Nie wiem jak to zrobisz, ale nie
chcę cię widzieć z nią na tym balu, jasne?
Jason
wiedział już, że nie może mu tego obiecać.
-
Ale… - zaczął patrząc ze strachem na papierosa Shannona.
-
Chyba nie muszę tłumaczyć, co się stanie jak z nią tam przyjdziesz?
Chłopak
wolał o tym nie myśleć, a tym bardziej tego słuchać. Wiedział jednak, że jeśli
odmówi matce, to równie dobrze może się już wynieść z domu. Postanowił pożegnać
się z karierą sportowca i przyjąć ciosy. Zaraz przed tym chciał spróbować
swojego szczęścia i dobiec do motoru, ale zanim dobrze się rozpędził, Shannon
trzymał go już za tył koszulki i przyciągnął go do siebie z impetem, wyrzucając
papierosa w powietrze.
-
Ja… naprawdę… nie mogę… - zaczął dukać
Jason. – Moi rodzice mnie zabiją.
Shannon
nie był już tak rozbawiony, ale w głębi duszy ta sytuacja go nieźle bawiła i
sprawiała dużo satysfakcji.
-
Jason, Jason, Jason… - Shannon udawał rozczarowanego. – Wolisz, żebym ja to
zrobił? Nie chciałbym odbierać twoim starym takiej zabawy, ale jeśli będę
musiał…
Jason
z przerażeniem patrzył na zaciśniętą pięść Shannona.
-
Pójdźmy na kompromis. – rzucił pospiesznie, gdy chłopak miał już wymierzyć
cios. – Zabiorę ją na bal, ale potem może sobie iść gdzie chce, a ja będę ją
krył i powiem, że spędziła cały wieczór ze mną. Możesz zabrać ją gdzie chcesz,
a później odwieziesz ją do szkoły i ja zabiorę ją do domu. Wszyscy będą
zadowoleni.
Shannon
odepchnął go od siebie, a Jason niemalże się przewrócił. W ostatniej chwili
złapał równowagę i odruchowo otrzepał t-shirt.
-
Niech będzie, ale Genevieve ma o niczym nie wiedzieć, łącznie z naszą
dzisiejszą rozmową. I pamiętaj, zrobisz coś nie tak i dotrzymam słowa. – Shannon
spojrzał na niego z groźną miną, a Jason przełknął głośno ślinę. Odetchnął z
ulgą, gdy chłopak odwrócił się na pięcie i już miał ruszyć do motoru. – A,
jeszcze jedno… - dodał Shannon, a Jason stanął w miejscu. Chłopak odwrócił się
i wymierzył mu celny cios w policzek, niezbyt silny, ale wystarczający by Jason
zatoczył się do tyłu lekko zamroczony. – To za Gen.
Uśmiechnął
się zadowolony rozpalając kolejnego papierosa i ruszył w stronę ulicy, gdzie
zostawił auto.
***
-
Ta jest bardzo ładna, spójrz. – Isabelle pokazywała kolejną z rzędu atłasową suknię,
a Genevieve wzdychała znudzona.
-
Fioletowa była ładniejsza. – powiedziała niepewnie spoglądając na pudrowo
różową sukienkę z białymi zdobieniami wokół pasa. Wyglądała, jakby uszyta
została dla księżniczki, a nie dla niej. Wolała skromniejszą, ciemnofioletową,
również długą do ziemi, bez ramiączek, ale za to także bez większych ozdób i
błyskotek.
-
Przymierz ją chociaż, może ci się spodoba. – nalegała matka, a kobieta ze
sklepu przytakiwała na każde jej słowo.
-
Nie dość, że idę tam pod przymusem, to jeszcze sukienkę mam wybierać taką jak
ty chcesz? – Genevieve zdziwił jej ton, ale miała już dość natarczywości matki.
To był już czwarty sklep z sukniami, a jej nic się nie podobało. Dziewczyna
była pewna, że nawet jeśli przymierzyłaby różową sukienkę, Isabelle i tak się
do czegoś przyczepi.
-
Dobrze, wybierz jakąkolwiek, ale w jakimś żywszym kolorze. Jesteś za blada do
takich ponurych barw.
Genevieve
bez większego entuzjazmu zaczęła przechadzać się po sklepie. Znalazła wreszcie
ciekawą kreację. Była to sukienka z szyfonu, który zapewne ładnie układał się
podczas chodzenia i powiewał delikatnie na wietrze. Ramiączka były ozdobione
drobnymi, srebrnymi diamencikami, a w talię wszyto cienki paseczek z takimi
samymi ozdobami. Materiał na gorsecie ładnie się układał, ponadto optycznie
powiększał dekolt. Był idealnie dopasowany do sylwetki i odcinał się w miejscu
paska, gdzie tkanina swobodnie kaskadą spadała ku ziemi. Kolor sukienki można
było określić jako ciemny turkus, choć na metce widniał napis, iż jest to
ciemna akwamaryna.
-
Chcę taką. – Gen wskazała na manekina ubranego w jej wymarzoną sukienkę.
Isabelle odetchnęła z ulgą, bo spodziewała się gorszego wyboru. Wciąż wolałaby,
żeby jej córka ubrała różową kreację, ale postanowiła się nie spierać.
Po
wyjściu ze sklepu Genevieve szybko znalazła odpowiednie szpilki na niezbyt
wysokim obcasie i srebrną kopertówkę pasującą do diamencików na sukience.
Westchnęła, gdy matka wspomniała o fryzjerze w dzień balu, ale dziewczyna
postanowiła milczeć. Jej matka przeżywała ten bardziej niż ona, gdyż sama nie była
na własnym z powodu zapalenia płuc.
Kiedy
wróciły do domu, Gen natychmiast pobiegła do pokoju i sięgnęła po telefon.
Zadzwoniła do Shannona i oznajmiła, że jest już w domu i wyrobiła się przed
wieczorem, więc może wyjść nad jezioro. Miała nadzieję, iż wymyśli coś
sensownego i matka ją puści. Ucieszony Shannon powiedział, żeby wyszła na
przystanek autobusowy, skąd on ją odbierze by jej matka nie widziała.
Wersja
dla Isabelle brzmiała, iż jej córka wybiera się z koleżankami z Shreveport nad
jezioro. Matka miała mnóstwo uwag, głównie nie podobało jej się, że wychodzi
tak późno z domu.
-
Nad jezioro jeździ się w dzień. – stwierdziła zmywając naczynia w kuchni.
-
Jeszcze jest dzień. Przed wieczorem wrócimy do domu, zadzwonię do ciebie. A tak
w ogóle, to dziś jest piątek i chciałabym nocować u Skye… - Gen bała się, że
przekroczyła granicę.
-
Nie znam nawet tej dziewczyny, ani jej rodziców… - zaczęła narzekać Isabelle,
ale widząc błagalną minę córki, postanowiła zmięknąć. – No dobrze. Ale odbiorę
cię rano spod jej domu i mi ją przedstawisz.
Genevieve
postanowiła się poddać i jakoś poprosić Skye o przysługę. Zawsze mogła
przenocować w domu babci, a rano szybko przyjechać pod dom dziewczyny. Cieszyła
się, że może wreszcie „legalnie” wyjść z domu i nie musi się przejmować, że
ktoś będzie jej szukał. Od razu pobiegła na górę spakować rzeczy do kolorowego
plecaka, który zazwyczaj nosiła do szkoły.
Tak
jak się umówiła, zadzwoniła do Shannona, że jest gotowa. Wyszła na przystanek,
a jej matka pocałowała ją na drogę. Czekała podekscytowana na przyjazd chłopaka
i nie posiadała się z radości, gdy w oddali zobaczyła srebrnego jeepa. Za
kierownicą siedziała osoba, której tak bardzo wyczekiwała, a na siedzeniu
pasażera jego brat. Genevieve była zaskoczona, że tak bardzo zależy jej na tym
wyjściu. Stwierdziła jednak, iż to wszystko wina kary, która wcześniej ją
ograniczała. Teraz poczuła się wolna i chciała to wykorzystać.
Tak
jak się spodziewała, znaleźli się nad jeziorem, gdzie ostatnio skakała z
urwiska. Shannon zaparkował pod barem, gdzie z pikapa wysiadał właśnie Sage i
Paul. Ten ostatni widząc znajomy samochód, natychmiast do niego podbiegł i
przywitał się z Shannonem i Jaredem.
-
O, Genevieve, wreszcie udało ci się przyjść. – rzucił wesoło do dziewczyny, a
ona nieśmiało odwzajemniła uśmiech.
-
Wszyscy już są? – zapytał Shannon, odwracając uwagę chłopaka od Gen.
-
Taa, już dawno. Pojechaliśmy tylko po alkohol, bo nikomu innemu się nie
chciało, a wszyscy chcieli pić. Proszę powiedz mi, że wy macie swój.
Gen
nie zamierzała dzisiaj pić, może jedynie jedno piwo na rozluźnienie. Nigdy
jeszcze się nie upiła i póki co nie zamierzała tego czynić. Miała nadzieję, że
Shannon wziął tylko tyle alkoholu, ile sam będzie w stanie wypić ze swoim
bratem.
-
Tak, mamy. Chodźmy już, bo mam ochotę się napić. – odparł Jared paląc się do
drogi.
Ku
zdziwieniu Gen, minęli urwisko idąc dalej. Na dworze robiło się już ciemno, a z
oddali słychać było muzykę i dobrą zabawę. Dziewczyna nie spodziewała się, że
to będzie tak duża impreza. Zatrzymali się na polanie, z której do jeziora nie
trzeba było skakać, tylko normalnie wejść. Jacyś nieznajomi jej mężczyźni
układali drewno na ognisko, dziewczyny z butelkami w rękach tańczyły do muzyki
śmiejąc się głośno do podrywanych chłopców. Niektórzy postanowili się kąpać,
inni grali w siatkówkę w wodzie. Genevieve chciała zliczyć wszystkich
uczestników imprezy, ale nie była w stanie. Na oko było ich może z
czterdziestu, choć pewne osoby były tak wstawione, że zapewne szybko postanowią
zebrać się do domu.
Cara
paradowała w krótkich szortach z wysokim stanem i bikini stroju kąpielowego w
kolorowe kwiaty. Jak zwykle miała na ustach czerwoną szminkę, a włosy tym razem
wyprostowała, choć i tak zarzucała nimi na wszystkie strony. Sloan rozmawiała z
nią o czymś ochoczo, od razu było widać, że kogoś obgadują. Dziewczyna miała na
sobie czarne spodenki i ciemny top na ramiączkach, przez co widać było jej
tatuaże na rękach. Genevieve szybko odwróciła od nich wzrok, byle tylko nie
złapały ją na tym, iż je obserwuje.
Haydee,
dziewczyna kochająca ciemne szminki, podbiegła do Jareda i pocałowała go w
usta, zostawiając po sobie ślad. Chłopak uśmiechnął się i dał dziewczynie
poprowadzić w stronę jeziora. Nie minęła chwila, a niósł ją na rękach do wody.
Dziewczyna krzyczała i próbowała się wymknąć, ale jej starania spełzły na
niczym, kiedy wylądowała w wodzie, a Jared szybko z niej uciekł, by nie
wciągnęła go za sobą.
Shannon
dał Genevieve piwo i usiedli na piasku niedaleko wody. Chwilę rozmawiali o
przyziemnych sprawach, ale po chwili zawołał go Blake, by wypił z nimi shoty.
Chłopak zgodził się podejść bliżej ogniska, a Gen poszła za nim nie chcąc
zostać sama. Po drodze spotkała Skye, która jak ona obserwowała jej chłopaka
pijącego z innymi. Postanowiła skorzystać z tej okazji i zapytać ją o alibi.
Dziewczyna natychmiast się zgodziła, w ogóle nie rozważając innej opcji.
-
Możesz nawet u mnie spać jeśli chcesz. – zaproponowała i skończyła pić swoje
piwo. – Zaraz wrócę, idę tylko wziąć kolejne, postawiliśmy je gdzieś koło
tamtego drzewa. – wskazała gdzieś palcem i poszła. Gen wzięła łyk swojego
napoju i czekała na powrót Skye, oglądając jak Shannon upija się z kolegami.
Kiedy
Skye szła po piwo, Hunter pociągnął ją za rąbek sukienki i zaproponował, by
wypiła razem z nimi. Dziewczyna się zgodziła, a po chwili do kręgu chłopców
zaczęły dołączać także inne dziewczyny. Gen stała z boku przyglądając się im i
zastanawiając, jak smakuje wódka. Po minach pijących nie spodziewała się, by
była smaczna, gdyż większość krzywiła się i szybko popijała ją sokiem bądź
colą.
-
Nasza mała Genny tutaj? – zapytał wredny głos za jej plecami, a Genevieve
westchnęła. Nie miała ochoty tego wysłuchiwać.
-
Coś nie pasuje? – odwróciła się do Caralyn i spojrzała na nią prowokująco.
Modliła się, by dziewczyna nie zaatakowała jej pustą butelką po piwie, którą
trzymała w dłoni. Sloan jak zwykle stała u jej boku z takim samym wyrazem
twarzy.
-
Twoja obecność tutaj mi nie pasuje. – odpowiedziała, a Gen wymownie odwróciła
się ignorując dziewczynę. Cara natychmiast szarpnęła ją za ramię, a
przechodzący obok nich faceci zatrzymywali wzrok licząc na jakieś widowisko. –
Nie odwracaj się do mnie plecami, gdy do ciebie mówię.
-
Może gdybyś mówiła coś, co mnie interesuje, to bym się nie odwróciła.
Genevieve
sama nie wiedziała, skąd pochodziła ta odwaga. Nie mogła zrzucić winy na
alkohol, bo nie wypiła go za dużo, ledwo pół butelki piwa. Faceci zebrali się w
grupkę i zaczęli cicho buczeć, chcąc sprowokować dziewczyny do walki. Cara
parsknęła udając, że słowa Gen jej nie obeszły, ale w rzeczywistości była
wściekła, bo nie spodziewała się, iż dziewczyna jej odpyskuje.
-
Uważaj na słowa. – rzuciła Caralyn podchodząc bliżej.
Genevieve
starała się nie patrzeć na butelkę w jej ręce, ale coraz bardziej zaczęła
zastanawiać się, jak uniknąć prawdopodobnego ciosu. Wokół dziewczyn zaczęło
zbierać się coraz więcej ludzi, wszyscy niezmiernie ciekawi i podekscytowani.
-
Nie zamierzam. – odparła Gen z wyzywającym uśmiechem.
Caralyn
przysunęła się jeszcze bliżej i zaczęła mówić tak, by tylko Gen ją słyszała.
Dziewczyna chciała się odsunąć, ale była ciekawa słów rudowłosej rywalki.
-
Może teraz czujesz się pewnie bo wiesz, że ktoś cię obroni. Ale ja poczekam na
moment, aż będziemy same i gwarantuję, że wtedy będziesz już inaczej śpiewać.
Cara
skończyła swój szeptany monolog i odeszła kręcąc tyłkiem. Tłum zaczął się
rozchodzić, a Shannon dopiero teraz zauważył, że coś się działo. Podszedł do
Genevieve widząc jej kwaśną minę. Dziewczyna po raz pierwszy poczuła, iż źle
zrobiła zadzierając z Caralyn. Mogła mieć trochę racji – Gen czuła się
bezpiecznie mając u boku Shannona. Liczyła, że w razie potrzeby je rozdzieli i
nie pozwoli, by rudowłosa wyrządziła jej jakąkolwiek krzywdę. Zdecydowała, że
nie może dopuścić do sytuacji, gdzie zostałaby sama i mogłaby zmierzyć się
twarzą w twarz z Carą.
-
O co chodziło? – zapytał Shannon podchodząc do dziewczyny.
-
O nic. – odparła Genevieve nadal wkurzona słowami Caralyn. – Wracaj do kolegów.
Gen
nie chciała wyżywać się na Shannonie. Rozumiała, że chciał pić z przyjaciółmi i
czuła, że tu nie pasuje. Po prostu była na niego zła o to, że przez jego
nieobecność musiała skonfrontować się z Carą. Kiedy chciała odejść w stronę
ogniska, Shannon złapał ją lekko za ramię.
-
Przepraszam, nie pomyślałem, że jesteś tu sama.
-
Nie musisz mnie ciągle przepraszać. – odparła Gen. – Mówię poważnie, idź. Nie
trać zabawy przeze mnie.
-
Bez ciebie to nie zabawa. – Shannon uśmiechnął się i zabrał dziewczynę w
pobliże paleniska, gdzie wokół gromadzili się już ludzie.
Po
chwili dołączyli do nich Skye, Hunter, Paul, Sage, Mia, Haydee i Jared. Usiedli
za nimi i ponieważ od ogniska czuć było niezwykłe ciepło, wszyscy odsunęli się
trochę dalej i usiedli we własnym kręgu. Niektórzy kontynuowali picie shotów
jeden za drugim, innym wystarczyło piwo lub papieros, ewentualnie skręt, jak w
przypadku Vicky, która własnie do nich przyszła. Genevieve piła już drugie
piwo, ale nie czuła za bardzo jego działania. Shannon natomiast co jakiś czas
dał się namówić na kieliszek, podobnie jak jego brat.
Wszyscy
dobrze się bawili i miło rozmawiali, dopóki nad kręgiem nie stanęła
Caralyn i Sloan z zapytaniem, czy mogą
usiąść. Nikt nie był na tyle nieuprzejmy, by odmówić, dlatego usadowiły się nie
czekając na odpowiedź. Shannon siedział teraz pomiędzy Genevieve, a Caralyn, co
nie za bardzo mu odpowiadało. Gen nie dała po sobie poznać, że cała ta sytuacja
jej się nie podoba i kontynuowała rozmowę z Shannonem, w którą cały czas
starała się wtrącić Cara. Gdy zobaczyła, że jej wysiłki na nic się nie zdają,
wpadła na kolejny pomysł.
-
Co wy na to, żebyśmy pograli w butelkę? No wiecie, prawda czy wyzwanie. –
powiedziała radośnie, ale większość sceptycznie podeszła do tego pomysłu.
Dziewczyna zawołała głośno zapraszając do zabawy, a obcy ludzie dołączyli do
ich kółka gotowi do zabawy. Cara klasnęła w dłonie zadowolona, widząc przynajmniej
dwadzieścia osób grających, a liczba wciąż rosła. – No dobra, to wszyscy, którzy
grają, siedzą tutaj.
Shannon
zapytał szeptem Gen, czy chce grać. Dziewczyna trochę bała się czegokolwiek
wymyślonego przez Caralyn, ale postanowiła nie wyłamywać się z szeregu i
zostać. Shannon także nie miał na to ochoty, ale postanowił uszanować decyzję
Genevieve i jej nie zostawiać. Cara widząc, że chłopak zostaje na miejscu,
uśmiechnęła się szerzej.
-
Zasady są takie – można tylko raz odmówić odpowiedzi albo wyzwania, nie można
dwa razy pod rząd wybrać pytania, żeby uniknąć sytuacji, gdzie ktoś cały czas
tylko odpowiada unikając zadań. Reszta chyba jest jasna. Ja zaczynam, osoba
którą wylosuję wybiera pytanie lub wyzwanie, które mam mu zadać, po wykonaniu
on kręci butelką i tak dalej.
Dziewczyna
wzięła swoją pustą butelkę i ułożyła na ubitej ziemi. Wybór padł na jakiegoś
obcego chłopaka, który wybrał zadanie. Cara kazała mu zmieszać piwo z wódką i
wybić to jednym duszkiem. Z trudem to zrobił i sam zaczął kręcić. Szyjka butelki
jednoznacznie wskazała na Shannona. Wybrał pytanie, choć Gen była pewna, że
weźmie wyzwanie. Chłopak długo nie miał pomysłu, ale w końcu zapytał:
-
Kto jest najlepszą laską w tym kręgu? – zaśmiał się, a Shannon rozejrzał się zakłopotany.
-
Wstrzymam się od odpowiedzi, nie chcąc urazić pań. – chłopak zaczął się śmiać,
a ludzie zaczęli mu klaskać.
-
No cóż, szybko straciłeś koło ratunkowe. – rzuciła Cara widocznie zadowolona.
Shannon
wylosował Sloan. Caralyn w myślach przeklinała butelkę, że nie zatrzymała się
kawałek dalej na niej. Dziewczyna wybrała zadanie, a chłopak kazał jej wepchnąć
Carę do wody. Sloan początkowo chciała odmówić, ale nie chcąc tracić koła ratunkowego,
poprosiła jednego z facetów o pomoc. Caralyn krzyczała coś do niej i reszty,
ale Blake nie słuchał i przerzucił sobie rudowłosą przez ramię. Genevieve z
satysfakcją obserwowała, jak Cara ląduje w wodzie. Dziewczyna postanowiła to
wykorzystać i wracając obok Shannona, zaczęła poprawiać sobie bikini, które
spadało jej w dół z powodu braku ramiączek.
Z
powodu dużej liczby uczestników, butelka zawsze omijała Gen. Jako jedyna nie
miała jeszcze szansy na wzięcie udziału w zabawie. Właśnie butelka wskazała na
Paula. Sage, który miał zadać mu zadanie przypomniał sobie, jak cieszył się z
przyjścia Genevieve na imprezę. Postanowił to wykorzystać.
-
Przeliż się z Genevieve. – rzucił uśmiechnięty od ucha do ucha, a dziewczyna
spojrzała na niego z niedowierzaniem.
-
Wybacz Genny, nie mam już koła ratunkowego. – powiedział Paul udając, że mu
przykro. Tak naprawdę nawet gdyby miał jeszcze szansę, by odmówić wykonania,
nie wykorzystałby jej.
-
Mogę wykorzystać swoje. – Gen próbowała się uratować z tej sytuacji, a Shannon
mroził wzrokiem Sage’a, który zdawał się świetnie bawić.
-
To wbrew regułom. – Caralyn czerpała satysfakcję z obrotu spraw i postanowiła
zrobić wszystko, by Paul wykonał swoje zadanie. Mrugnęła do Sage’a z
wdzięcznością. Jego dziewczyna zaczęła go szturchać w nadziei, że odpuści
Paulowi, ale on nie zamierzał jej słuchać.
Genevieve
nie chciała wyjść na mięczaka na oczach wszystkich tych ludzi. Pomyślała
jednak, że nie może tego zrobić. Gdyby chodziło o zwykłego całusa, mogłaby się
zgodzić. Ale coś takiego nie wchodziło w grę i nie chodziło tu tylko o osobę, z
którą miała się całować. Według niej Paul był całkiem w porządku, ale nie na
tyle, by to z nim zrobić, w dodatku w taki sposób, pod przymusem.
-
No dalej, wszyscy czekają. – wrzasnął jakiś facet zniecierpliwiony.
-
Ma być sprawiedliwie, zróbcie to! – włączyła się jego partnerka.
-
To tylko zabawa, Gen. – powiedział miło Paul, ale napotykając wzrok Shannona
wbił wzrok w ziemię.
Genevieve
wstała i wybiegła w stronę lasu, nie patrząc przed siebie. Miała ochotę płakać,
bo wyszła przed wszystkimi na sztywniaczkę, która nie potrafi się bawić. Było
już ciemno, nie widziała nawet drogi przed sobą. Zatrzymała się przy jakimś
drzewie i oparła o niego, starając się opanować emocje. Obawiała się, że Caralyn
może ją dogonić, ale miała to gdzieś.
-
Genny, chodź z powrotem. Nikt nie ma ci za złe, że wyszłaś. – rzucił nagle
Shannon, który znalazł się przed nią. Wcześniej słyszała czyjeś kroki za sobą,
ale myślała, że to Cara, która chce ją dopaść.
-
Daj spokój. I tak wiem, jak na mnie spojrzą. – teraz przez światło księżyca
widziała jego twarz, zmartwioną i współczującą.
-
Dlaczego tak bardzo się zdenerwowałaś? Przecież to tylko zabawa…
Genevieve
wstydziła się odpowiedzieć.
-
Będziesz się za mnie śmiał, jak ci powiem. – stwierdziła nieśmiało.
-
Przecież wiesz, że nie będę. Mów. – szeptał do niej, jakby chciał ją tym
uspokoić.
Genevieve
wahała się przez chwilę, ale w końcu postanowiła to z siebie wyrzucić. Gorzej i
tak już nie mogło być.
-
Zdenerwowałam się tak, bo… - dziewczyna patrzyła mu w oczy, ale zaczynając
mówić wbiła wzrok w ziemię. - … bo ja nigdy… nigdy się nie całowałam. Nie
chciałam tego robić po raz pierwszy w taki sposób, w dodatku z osobą, której na
mnie jakoś specjalnie nie zależy i na której mi nie zależy… - gdyby nie było
tak ciemno Shannon widziałby, jak dziewczyna się rumieni.
-
A na kim ci zależy? – zapytał Shannon odległym głosem, a dziewczyna spojrzała
mu w oczy, ledwo widoczne.
-
Na tobie. – odpowiedziała i poczuła, jak chłopak się do niej zbliża.
Poczuła
jego dłoń na swoim policzku i znów jej serce przyspieszyło. Teraz czuła, że
jest z właściwą osobą we właściwym miejscu i już nikt nie może im przeszkodzić.
Czuła zbliżającą się twarz do jej i usta lekko dotykające jej warg. W końcu
nastał ten moment, kiedy nie musiała się już martwić o to, że miała przeżyć
swój pierwszy pocałunek z Paulem. Zrobiła to z kimś o wiele dla niej
ważniejszym, któremu też zdawało się na niej zależeć. Czuła się jakby znalazła
się we śnie, gdzie byli tylko oni i nie chciała się z niego obudzić.
Shannon
pozbył się wszystkich wątpliwości i nie zastanawiał się dłużej, czy warto się w
to pakować. Nie zrobił tego z powodu alkoholu. Zrobił to, ponieważ zrozumiał,
że od dawna tego pragnął, ale obawiał się do tego przyznać. Teraz pokonał swój
największy strach i czuł się jak Genevieve, która skoczyła z urwiska do wody.
Ona także się tak poczuła, ale to tonięcie było najprzyjemniejszym, co ją
kiedykolwiek spotkało.
o. lezka mi sie zakrecila i w dodatku ciarki mi przebiegly po kregoslupie. super rozdzial. uwielbiam jak piszesz, mam nadzieje ze nie przestaniesz a kiedys bede mogla przeczytac Twoja ksiazke :) /S.
OdpowiedzUsuńJejku, dziękuję ❤️
UsuńO ja o ja o ja o jaaaa fvhjkmk w koncuuu 😃😃😃😃😃 moj ulubiony rozdzial, idealny :D a w sprawie prosb, moglabys czasami wspomniec, co siedzi u shannona w glowie, co mysli, co czuje, jak on reaguje na Gen np :D ukochal Cie za ten rozdzial 💕
OdpowiedzUsuńDziękuję. Staram się jak moge, ale tez chce, aby póki co był bardziej tajemniczy (:
UsuńAch te suknie...pamiętam moje przygotowania do studniówki i później jako jedyna miałam błękitną kreację. Nieważne :)
OdpowiedzUsuńShannon i Genny, no nareszcie dorośli do tej decyzji! Bardzo podoba mi.się również to... zacięcie Shanniego, postawi na swoim,nieważne,co sądzi o tym świat dookoła :)
Weny,weny :)
S.
Dziękuję bardzo (: tak, cos o tym wiem, na moim balu jako jedyna miałam kobaltową sukienkę :3
UsuńTAK!!!! Końcówka najlepsza! Tak w ogóle Shannon jest tu taki, że ahh... tylko go przed ołtarz zaciągać:D Chociaż nie, wtedy zrobiłoby się nudno... Ale to jak się troszczy o Gen i jest o nią zazdrosny jest słodkie<3 Skye jest bardzo sympatyczna:) Za to Cara okropna. Rude są fałszywe:D Sama mam taki kolor (farbowany, ale jednak), ale nie jestem AŻ TAK wredna. Za to Shannon pokazał jak bardzo ją "lubi". Szkoda, że się nie utopiła:( No nic. Czekam na następny, wyobrażając sobie takiego Shannona dla mnie:D Dodawaj szybko<3 Weny.
OdpowiedzUsuńTez miałam rude włosy, tez farbowane, ale coz... Naturalnie to co innego, sama się niejednokrotnie o tym przekonałam. Dziękuję :)
UsuńJezu jak słodko. Mam banana na twarzy od 30 min. Zdecydowanie mój ulubiony rozdział. Szkoda mi trochę Gen że biedna musiała uciec no ale wyszło jej to na dobre. Tak mi poprawiłaś humor za co dziękuję. :) musze spytać kiedy kolejny bo nie wytrzymam długo hahha weny
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję :) niestety nie wiem, kiedy znajdę czas by napisac kolejny. Póki co nastawiam się psychicznie na szkole, ale myśle że nie bedzie trzeba było długo czekać na kolejny.
UsuńNapiszę znów.. genialny rozdział! Zazdroszczę talentu, naprawdę!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Nie masz czego zazdrościć, bo czytałam twoje ff i jest świetne :)
UsuńMOJE FELSY :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO NARESZCIE TAAAAAK ♥♥♥ jezu ciesze się jakby to był mój pierwszy pocałunek matko! cudowne to było :D jejciu daj mi więcej prosze asjfbeqbdjsvb aaaa uwielbiam Cię ;-; to musi być nudne jak pod każdym rozdziałem czytasz to samo XDD ale to chyba najlepsze co potrafie napisać ;-; MATKO JAK JA TERAZ ASFNHFFHNV AAAAAAAAAA CAŁOWALI SIĘ TAK ;__; też tak kiedyś chce no tyle że nie jestem taka grzeczna .______. KOCHAM CIĘ PISZ WIĘCEJ PROOOOSZE :******** ♥♥♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńHaha ojejku dziękuję,staram się pisać jak najwiecej i niektórzy juz mowia, że wręcz za duzo :)
UsuńHej!!!! Muszę Ci powiedzieć, że miałam dzisiaj okropny dzień i marzyłam już tylko o pójściu spać, ale pomyślałam sobie, że zajrzę tu czy jest może nowy:) i ten rozdział absolutnie poprawił mi humor:) nawet nie wiesz jak się cieszę z takiego obrotu sprawy:) Ostatnia scena... Mistrzostwo Miszczu ;) :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Cieszę się, że mogłam poprawic Ci nastrój :)
UsuńBłagam cię, zamorduj te dwie, Carę i Sloan. Tak strasznie mnie denerwują i boję się, że zrobią coś złego Genny... Nawet teraz mam łzy w oczach, bo się obawiam tego :D
OdpowiedzUsuń