Dziewczyna
usłyszała, że ktoś wchodzi do toalety. Pomyślała, że może jakimś cudem
wyprzedziła Mię i znalazła się tu przed nią. Znów poczuła mocne zawroty głowy
spowodowane alkoholem. Musiała podeprzeć się ściany, by nie zatoczyć się do
tyłu. Przyłożyła czoło do zimnych kafelków i wzięła głęboki oddech, po czym
wyszła z kabiny. Ujrzała tą samą, zdewastowaną i popisaną łazienkę, ale jedna
rzecz uległa zmianie.
-
No wreszcie! Zaczynałam się nudzić. – Sloan patrzyła na nią z niebezpiecznym
uśmiechem.
Genevieve
spojrzała na twarz dziewczyny z niepokojem. Od razu wiedziała, że nie przyszła
tutaj by skorzystać z toalety. Kiedy spojrzała na jej ręce bawiące się
scyzorykiem była już pewna, iż powinna stąd jak najszybciej uciec. Miała
nadzieję, że Sloan chce ją tylko nastraszyć, ale widząc szaleństwo w jej oczach
przeszły ją ciarki. Jej źrenice były rozszerzone, co również nie było dobrym
znakiem.
Gen
rzuciła się biegiem do drzwi, ale gdy tylko chciała złapać za klamkę, poczuła
jak Sloan szarpie ją za włosy do tyłu. Natychmiast upadła na zimną posadzkę,
mocno uderzając o nią łokciami. Zaczęła krzyczeć, ale ostra muzyka za ścianą
była zbyt głośna, by ktoś ją usłyszał. Poczuła ból przechodzący przez całe jej
ciało który sprawiał, że nie mogła się już podnieść. Teraz jeszcze bardziej
kręciło się jej w głowie. Sloan stanęła przed nią uśmiechając się triumfalnie,
a rozmazana czarna szminka dodawała jej upiorności. Kiedy zobaczyła, że Gen
próbuje choć trochę się unieść, natychmiast położyła nogę na klatce piersiowej
dziewczyny. Genevieve oddychała jeszcze ciężej pod naciskiem masywnego buta.
Złapała za nogę Sloan, ale nie była wystarczająco silna, by przewrócić
dziewczynę.
Poczuła
się jak w pułapce. Zaczęła zastanawiać się nad tym, jak zareagowaliby jej
rodzice na wiadomość o śmierci swojej córki. Zapewne byliby zaskoczeni, że tak
naprawdę jej nie znali. Nie wiedzieliby jak tu się znalazła, skąd alkohol w jej
krwi i jakim cudem została zabita przez narkomankę. Chociaż teraz Genevieve
modliła się, by tak to się skończyło. Stwierdziła, że może jest płytka, ale
wolałaby umrzeć niż być pocięta na całej twarzy lub torturowana przez taką
sadystkę jak Sloan.
-
Co ja ci takiego zrobiłam?! – rzuciła zduszonym głosem Gen, próbując wzbudzić w
dziewczynie jakiekolwiek ludzkie uczucia. Ta jednak tylko gardłowo się
zaśmiała.
-
Mi nic, ale mojej przyjaciółce tak. I to wystarczy, żeby popsuć ci tę piękną
twarzyczkę. – jej głos zdawał się być równie ostry, co kolce na jej obroży
wokół szyi.
Sloan
na chwilę uwolniła Gen spod swojej nogi, ale szybko usiadła na jej brzuchu i
ponownie unieruchomiła dziewczynę. Genevieve zaczęła obkładać ją pięściami,
jednakże Sloan skutecznie zablokowała jej ręce. Znów wyjęła scyzoryk i
przytknęła go do twarzy dziewczyny, a w jej spojrzeniu Gen widziała jeszcze
większy obłęd niż przed minutą. Zaczęła zastanawiać się, jakim cudem
filigranowa Sloan tak bezproblemowo ją pokonała.
-
Przestań! Jesteś naćpana, to dlatego masz takie chore jazdy! – Gen próbowała
się szarpać, ale jedyne czym mogła ruszać była głowa, co zbytnio jej nie
pomagało. Szybko stwierdziła, że histeria nie daje żadnych efektów, a jedynie
sprawia, iż jest jeszcze bardziej obezwładniona i bezsilna.
Sloan
trzymała ostrze przy skroni dziewczyny, a uśmiech zastąpiły wąsko zaciśnięte usta.
-
Jaki napis wolisz – „suka” czy „dziwka”? – zapytała szyderczo, dotykając już
skóry i przecinając ją niezbyt głęboko, byle ją nastraszyć.
Gen
nawet nie zauważyła, kiedy obraz zaczął rozmazywać jej się przez łzy. Błagała
Sloan o litość, ale jej krzyk tylko wzniecał zapał dziewczyny do sprawiania bólu,
tak samo jak cienka strużka krwi płynąca teraz po jej twarzy. Genevieve udało
się oswobodzić jedną rękę z jej uścisku, co natychmiast postanowiła
wykorzystać. Wspomagając się wolnymi nogami, całkiem niespodziewanie wytrąciła
Sloan z równowagi, przez co dziewczyna z wrzaskiem runęła na ziemię.
Gen
spojrzała przelotnie na jej twarz i pewnie uciekłaby ile sił w nogach, gdyby
nie zobaczyła szkarłatnej plamy na białych kafelkach. Płynęła ona z rozbitej głowy
Sloan, która leżała bezwładnie na ziemi z zamkniętymi oczyma. Dziewczyna
chciała do niej podejść, upewnić się, że nic jej nie jest, ale będąc w szoku po
prostu wyszła z toalety i rzuciła się biegiem do stolika.
Po
drodze naćpani ludzie trącali ją, zatrzymywali lub po prostu obmacywali. Czuła
się, jakby krążyła po sali w kółko, odpychając od siebie każdego, kto wszedł
jej w drogę. Neonowe kolory zlewały się w jedno, a twarze troiły się jej w
oczach. W końcu jednak udało jej się dostać do stolika, przy którym wszyscy
śmiali się, zasypiali lub paplali bez sensu.
Shannon
nachylał się właśnie nad stolikiem. Genevieve nie widziała dokładnie co robi,
ale podejrzewała że zażywa narkotyk. Gdy tylko podniósł głowę, od razu napotkał
jej twarz. Spojrzał jej w oczy trochę zamroczony, ale zdawał się zauważyć, że
coś jest nie tak. Caralyn na widok zapłakanej Gen natychmiast zerknęła na
kanapę naprzeciwko, gdzie powinna siedzieć Sloan. Widząc puste miejsce
wiedziała już, co się stało.
-
Sloan… ona… ona tam leży, ja ją chyba zabiłam. – powiedziała zszokowana Gen, a
język plątał się jej jeszcze bardziej przez wypity alkohol.
-
Co?! Gdzie ona jest?! – wykrzyczała Cara.
-
W łazience.
Caralyn
od razu wstała z miejsca i pobiegła we wskazane przez Gen miejsce. Blake jedyny
z towarzystwa pił jedynie piwo, więc jako najbardziej trzeźwy ruszył za
dziewczyną, by pomóc jej przyjaciółce. Jared zainteresował się sytuacją i
chwiejnym krokiem podążył za nimi. Haydee próbowała dowiedzieć się o co chodzi,
a Vicky spała na kanapie nie wiedząc o bożym świecie. Paul, Sage i Mia zniknęli,
chociaż i tak za dużo by nie pomogli w obecnym stanie.
Shannon
wstał z kanapy i chwycił Gen za ramiona, nachylając się nad nią i patrząc jej w
oczy.
-
Genny, powiedz mi co się stało. – poprosił głośno by przebić się przez muzykę,
ale spokojnie by jej nie spłoszyć.
Genevieve
starała się za wszelką cenę pozbierać myśli, ale wszystko ją bolało i przed
oczami cały czas miała bladą twarz Sloan leżącej w kałuży krwi.
-
Zaczaiła się na mnie w łazience… Chciałam uciec, ale wyjęła nóż. Próbowała mnie
pociąć, powaliła mnie na ziemię… Ja tylko próbowałam się obronić. Przewróciłam
ją, a ona… - Gen wybuchła płaczem, a Shannon przytulił ją i zaczął głaskać po
głowie.
Po
chwili zobaczył rozstępujący się tłum, który patrzył w jednym kierunku i
przestawał tańczyć. Blake niósł na rękach zakrwawioną Sloan, a Cara i Jared
szli tuż za nim. Rudowłosa zakrywała usta dłońmi, a brat Shannona patrzył tępo
na poszkodowaną, jakby zupełnie nie zdawał sobie sprawy co się stało.
-
Co ty zrobiłaś?! – wykrzyczała Caralyn w kierunku Gen, po czym wraz ze Sloan i
Blakiem zniknęła w ciemnym korytarzu.
-
Usiądź. – polecił Shannon i posadził Genevieve na kanapie. Przykucnął przy niej
i popatrzył jej w oczy. – Wszystko będzie dobrze, nic jej nie będzie. Jak się
uspokoisz odwiozę cię do Tessy.
Gen
ukryła twarz w dłoniach i starała się równomiernie oddychać. Próbowała wymazać
z pamięci widok Sloan z rozbitą głową, ale ten obraz wciąż do niej powracał.
Shannon znów ją obejmował, co trochę pomagało jej zebrać się w sobie. Czuła,
jak po jego ciele przechodzą dreszcze, co spowodowane było kokainą. Po raz
pierwszy poczuła dziwną ochotę, by odpędzić od siebie złe myśli i wiedziała, co
może jej w tym pomóc.
-
Daj mi coś co sprawi, że nie będę o tym myśleć. – powiedziała mu do ucha, a
chłopak spojrzał na nią niepewnie.
-
Genny, to nie jest najlepszy pomysł. – odparł chcąc ochronić ją przed czymś,
przed czym sam potrafił się ustrzec. Widząc jednak jej stan i błagalne
spojrzenie sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej skręta. Nigdy wcześniej
nie dałby tego dziewczynie, ale tylko to mu zostało, poza tym po narkotykach,
które wziął, myślał inaczej niż gdy był trzeźwy.
-
Spal to, ale tylko do połowy. – powiedział i podał dziewczynie swoją zdobycz.
Gen
poczuła dziwny smak, nieporównywalny do papierosów ani niczego, co znała. Skoro
jednak miało jej to pomóc, postanowiła zastosować się do zaleceń Shannona.
Chłopak obejmował ją jednym ramieniem i sam zaczął palić swoje Marlboro. Po
kilkudziesięciu minutach do ich stolika dołączyli Jared, Blake i Cara.
-
Zostawiliśmy ją na przystanku niedaleko i zadzwoniliśmy po pogotowie.
Powiedziałem, że znalazłem ją nieprzytomną podczas spaceru i uciekliśmy jak
tylko słyszeliśmy z daleka syreny. – wyjaśnił Blake napotykając pytające
spojrzenie Shannona. Cara usiadła na skraju kanapy i patrzyła z nienawiścią na
Genevieve.
-
Chwila, co ona pali? – zapytał nagle Jared, spoglądając na przedmiot w dłoni
Gen.
Shannon
dopiero teraz uświadomił sobie, że zapomniał o narkotyku danym swojej
dziewczynie. Genevieve już nie płakała, w ogóle nie była już sobą. Patrzyła się
z tępym uśmiechem w przestrzeń, trzymając w dłoni skręta. Jared wyrwał go jej z
ręki, ale było już za późno. I tak już spaliła ponad połowę. Chłopak powąchał
resztki i zszokowany spojrzał na brata.
-
O kurwa, Shannon, powaliło cię do reszty? – wykrzyczał do brata. – Dałeś jej
heroinę?!
Starszy
Leto poczuł, jak dziewczyna coraz mocniej się na nim wspiera. Jej źrenice były zwężone, oddech był spłycony.
Wyglądała na zobojętnioną i nie do końca rozumiejącą, co się dzieje. Genevieve
właśnie tak się czuła. Nie obchodziło ją gdzie jest, z kim, a nawet co tu robi.
Po prostu była i czuła się tak błogo i spokojnie, jak nigdy wcześniej.
-
Kazałem jej spalić tylko połowę… - Shannon próbował się tłumaczyć, ale jego
brat myślał o wiele trzeźwiej i nie zamierzał go słuchać.
-
Równie dobrze mogłeś jej to wstrzyknąć! – rzucił Jared z ironią.
-
Jak nikt z was tego nie pali do końca, to ja chętnie. – powiedział Paul, który
wrócił właśnie z baru. – Gdzie jest Sloan?
Jared
podał mu resztę heroiny i opadł na kanapę obok Haydee. Obydwoje zaczęli tłumaczyć
Paulowi, co go ominęło. Na początku chłopak trochę się przejął, jednak gdy
narkotyk zaczynał działać, on automatycznie tracił zainteresowanie tematem i
był coraz bardziej obojętny.
Shannon
postanowił, że zamiast do Tessy odwiezie Gen do siebie. Nie chciał by jej
przyjaciółka miała kolejny powód do nienawiści w jego kierunku. Nie
interesowała go opinia Tessy, ale wolał nie robić problemów Genevieve.
Wiedział, że dziewczyna lamentowałaby nad nią przez jeszcze długi czas, dlatego
wolał jej to oszczędzić.
Wyniósł
śpiącą dziewczynę z klubu, jednakże uderzona chłodnym powietrzem natychmiast
się obudziła.
-
Postaw mnie na ziemię… - powiedziała nienaturalnie wolno, a Shannon niechętnie
spełnił jej prośbę. Gen natychmiast zaczęła wymiotować opierając się o ścianę,
po czym znów zaczęła mimowolnie zasypiać.
***
Promyki
słońca przebijały się przez zasłonięte do połowy rolety. Jeden z nich zaświecił
prosto w jej oczy, przez co od razu się obudziła. Bolała ją głowa, mięśnie i
ciężko było jej przypomnieć sobie, jak się tu znalazła. Rozejrzała się po
pokoju z niepokojem, ale szybko rozpoznała plakaty na ścianach i gitarę w rogu.
Z trudem podniosła się na łóżku i odrzuciła lekko kręcone włosy do tyłu. Była
ubrana w ten sam cienki sweter co wczoraj oraz elastyczne spodnie, jedynie
zdjęto jej buty.
Shannon
patrzył na nią ze słabym uśmiechem. Ulżyło mu, że wreszcie się obudziła.
Dochodziło już południe i prędzej czy później sam musiałby to zrobić. Podał jej
szklankę wody, a ona dopiero ją pijąc uświadomiła sobie, jak bardzo jest
spragniona. Oparła się o zimną ścianę i westchnęła ciężko. Zaczęła sobie
przypominać cały pobyt w klubie. Urwał jej się film dopiero w momencie, gdy
zażyła narkotyk, choć wolałaby nie pamiętać niczego, a zwłaszcza widoku Sloan.
-
Dlaczego jestem tutaj a nie u Tessy?
Shannon
przysunął krzesło do łóżka by być bliżej niej. Wyglądał na zmęczonego i
sennego, ale starał się to ukrywać.
-
Chciałem ci oszczędzić jej jazgotania. – odparł, a ona musiała przyznać mu
rację. Nie wyobrażała sobie słuchać teraz nad głową pouczającej jej
przyjaciółki. – Dzwoniłem do Ethana. Tessa wie, że jesteś tutaj. Twojej mamy
jeszcze nie ma więc możesz wrócić do domu i powiedzieć, że on cię odwiózł.
Genevieve
doceniała jego troskę i to, jak wszystko dobrze zaplanował w tak krótkim
czasie.
-
To dobrze. Dziękuję. – odpowiedziała poprawiając rozczochrane włosy i siadając
po turecku na łóżku. – Wiadomo już co ze Sloan?
-
Z tego co wiem to jest w szpitalu, ale chyba nic jej nie jest. Nie przejmuj się
nią.
-
Źle się z tym czuję. – westchnęła. – Muszę wracać do domu. Moja mama niedługo
wróci.
***
-
Jak się bawiłaś u Tessy? – zapytała Isabelle siedząc z córką przy stole i
jedząc obiad. – Robiłyście coś ciekawego?
-
Było w porządku. Oglądałyśmy filmy, słuchałyśmy muzyki. Pomogłam jej powyrzucać
stare rzeczy z szafy. – odparła Genevieve jak najbardziej naturalnym głosem,
jaki potrafiła udawać. Cały czas pilnowała, by włosy zasłaniały jej małą ranę
na skroni zrobioną przez Sloan.
-
Następnym razem niech ona nocuje u nas i pomoże uporać się z twoimi. Ledwo
można domknąć twoją szafę.
Gen
postanowiła zmienić temat, bo nie chciała powiedzieć o jednego słowa za dużo.
-
A u ciebie w pracy coś się działo?
Isabelle
zmieniła wyraz twarzy.
-
W szpitalu zawsze się coś dzieje. Wieczorem miałam dosłownie pięć minut żeby
się zdrzemnąć. Obudził mnie nagły przypadek. Przywieźli jakąś narkomankę z
rozbitą głową i później nie miałam już ani chwili wytchnienia.
Genevieve
niemalże zakrztusiła się kurczakiem. Postanowiła jednak dalej grać przed matką,
dlatego nie wypytywała ją więcej o Sloan. Nie musiała, bo Isabelle mogłaby
całymi dniami opowiadać o pracy i zwierzać się z problemów.
- Dzisiaj rano odwiedził ją ojciec.
Spodziewałam się jakiejś patologii, a przyszedł zadbany, bogato wyglądający
facet. – matka Gen pokręciła głową z niedowierzaniem. – Oczywiście ona nic nie
chciała powiedzieć, nawet jak się nazywa. Miała przy sobie dokumenty i
zadzwoniliśmy po niego. To straszne, że niektórzy nie potrafią wychować swoich
dzieci na porządnych ludzi. Pewnie nawet nie wiedział, gdzie była poprzedniej
nocy. Dla mnie coś takiego jest nie do pomyślenia. Przecież od razu widać, że
dziecko cię okłamuje, nie wraca na noc czy coś bierze. Cieszę się, że my nie
mamy z tobą takich problemów. – rozgadała się Isabelle, a Genevieve tylko
potulnie przytakiwała. Poczuła się okropnie z myślą, że musiała wciąż okłamywać
swoją matkę.
Po
obiedzie znów musiała ją oszukać. Powiedziała, że chce wybrać się do Shreveport
by odwiedzić Skye. Isabelle zgodziła się tylko dlatego, iż Genevieve przysięgła
szybko wrócić.
Tak
naprawdę pojechała prosto do szpitala. Postanowiła wykorzystać moment, kiedy jej
matka akurat nie miała w nim dyżuru. Chciała skłamać w rejestracji, że jest
siostrą Sloan, ale dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że nawet nie zna jej
nazwiska. Obejrzała się po holu pełnym spacerujących chorych i biegających
pielęgniarek. Cała jej wyprawa poszłaby na marne, gdyby na końcu korytarza nie
zauważyła Cary.
Rudowłosa
dziewczyna stała przy automacie z kawą. Genevieve niechętnie do niej podeszła,
nie widząc lepszego wyjścia. Gdy dziewczyna się odwróciła, natychmiast zmieniła
wyraz twarzy. Zacisnęła usta w cienką linię. Gen pomyślała, że pierwszy raz
widzi ją nieumalowaną czerwoną szminką.
-
Co ty tu do cholery robisz? – zapytała ostro, a Gen zaczęła się zastanawiać czy
wie, jak do tego doszło. Chciała to wytłumaczyć, ale dziewczyna nie dała jej
dojść do słowa. – Jeszcze ci mało?
-
Chciałam tylko zapytać, jak ona się czuje. Gdyby mnie nie zaatakowała…
Cara
prychnęła i skrzyżowała ręce.
-
Przez ciebie tracę wszystko, a teraz jeszcze tu przychodzisz i zgrywasz
niewiniątko. Co, wystraszyłaś się, że Sloan cię poda na policję? Nie zrobi
tego. Nie chce mieć dymu przez taką dziewuchę jak ty.
-
Nie prosiłam się o to, żeby atakowała mnie nożem. – odparła Gen zdenerwowana
jej słowami, a Cara uniosła do góry brwi i uśmiechnęła się sarkastycznie.
-
Wiesz co, przyglądałam ci się wczoraj. Starasz się do nas dopasować, ale to
tylko ciągnie cię w dół, jak nas wszystkich. Jedyna różnica polega na tym, że
my urodziliśmy się będąc na dole i nie mieliśmy na to wpływu, a ty spadłaś tu z
samej góry, w dodatku na własne życzenie. Może i Sloan jest bogata, ale ma
równie przerąbane co my. Ty masz tą swoją idealną rodzinkę, piękny domek i nie
musisz się o nic martwić, ale i tak ci mało. Myślisz, że będziesz wciąż żyć jak
księżniczka, ale dla zabawy co jakiś czas zaszalejesz. Powiem ci coś – to tak
nie działa. Jesteś albo tam, albo tu. Nawet jeśli Sloan cię zaatakowała, to nie
zrobiła tego świadomie. Natomiast ty starasz się nas rozdzielić, namieszać
między nami wszystkimi i robisz to specjalnie. Ale to ci się nie uda. Prędzej
czy później Shannon zrozumie, do czego doprowadziłaś. Zrozumie, że nie jesteś i
nigdy nie będziesz taka jak my. – Caralyn odwróciła się na pięcie i ruszyła w
głąb korytarza. Genevieve poczuła, jakby znów dostała od niej w twarz.
***
-
Nie rozumiem po co w ogóle tam poszłaś. – rzucił Shannon przyglądając się
dziewczynie z niedowierzaniem. Siedzieli w jej kuchni, gdyż Isabelle była w
pracy, a Rhys zabrał Leanne do kina. Gen nie chciała pojechać tłumacząc, że
zamierza się uczyć na sprawdzian. Zamiast tego zadzwoniła do Shannona i
zaprosiła go do siebie.
-
Chciałam wiedzieć, jak się czuje…
-
Nie powinnaś się tym martwić, w końcu to ona cię zaatakowała. Nawet gdybyś ją
zabiła to byłaby samoobrona. – chłopak opierał się o wyspę kuchenną, a ona
siedziała naprzeciwko na wysokim krześle.
-
Może w świetle prawa owszem. Ale tak czy inaczej czułabym się winna mając ją na
sumieniu. – dziewczyna westchnęła, a Shannon zmienił wyraz twarzy.
-
To byłaby bardziej moja wina. Powinienem cię przed nią ostrzec. – przyznał
szczerze. Gdyby nie zlekceważył ostrzeżeń Cary, nic by się nie stało. Genevieve
nie rozumiała, o czym mówi.
-
Skąd mogłeś wiedzieć, że za mną pójdzie. Nie mogłeś przecież pilnować mnie całą
noc. – prychnęła pewna, że o to mu chodziło.
-
Cara mnie ostrzegła, że Sloan może ci coś zrobić, a ja to zignorowałem. –
odparł ze wzrokiem utkwionym w swoje dłonie. Postanowił, że jest jej winien
wyjaśnienia.
-
Kiedy rozmawiałeś z Carą? – obruszyła się Genevieve. Była zazdrosna o
rudowłosą, ale jeszcze bardziej zdenerwował ją fakt, że Shannon ukrywał przed
nią rozmowy z dziewczyną.
-
Załatwiałem jej pracę i…
Gen
natychmiast ześlizgnęła się z krzesła i zaczęła krążyć nerwowo po kuchni.
-
Załatwiałeś jej pracę? Mówimy cały czas o tej samej osobie? O tej suce, która
mnie porwała w biały dzień, przywiązała do krzesła, pobiła i przypalała
papierosem?! – dziewczyna nie chciała się unieść, ale nie potrafiła powstrzymać
emocji. Shannon patrzył na nią przepraszająco, jakby chciał ją tym uspokoić.
-
Genny, nie rozumiesz i nie oczekuję, że to zrobisz. Nie znasz jej tak dobrze
jak ja, jej sytuacji…
Dziewczyna
z każdym jego słowem była jeszcze bardziej wytrącona z równowagi.
-
Masz rację, nie znam. I szczerze mówiąc, nawet mnie to nie obchodzi. Mogłaby
nawet żyć pod mostem, a i tak nic nie usprawiedliwia tego, co mi zrobiła.
-
Może nie jesteś do tego przyzwyczajona, ale my trzymamy się ze sobą od zawsze i
cokolwiek by się nie stało, pomagamy sobie. Wszyscy doskonale się rozumiemy, bo
każdy z nas ma podobną sytuację.
-
O mój Boże, brzmisz dokładnie jak ona! – wykrzyknęła Gen kręcąc głową. – Wybacz
mi, że nie urodziłam się w innym domu, że jestem tylko rozpieszczoną małolatą,
która nic nie rozumie i próbuje się do was dopasować, mieszając między wami! Może
powinnam pogodzić się z tym, że należymy do dwóch różnych światów i dać wam
wszystkim święty spokój? - Gdyby Gen była u niego w domu, zapewne by z niego
wyszła. Teraz jednak jedyne co mogła zrobić, to go stąd wyrzucić. – Najlepiej wyjdź
i nie znoś dłużej mojego gadania, bo i tak nic nie zrozumiem.
Shannon
starał się trzymać nerwy na wodzy. Nie chciał powiedzieć czegoś, czego potem by
żałował. Stanął bliżej dziewczyny i zatrzymał ją łapiąc za ręce, bo denerwowało
go jej krążenie po całym pomieszczeniu. Patrzył jej teraz głęboko w oczy,
opanowany na zewnątrz, ale zdenerwowany w środku.
-
Może i należymy do dwóch różnych światów. Może ja nie rozumiem ciebie, a ty
mnie. Ale wiem jedno – że ty jesteś całym moim światem. Kocham cię, Genny i nic
innego nie ma dla mnie znaczenia.
nie wiedzialam ze heroine sie pali ? :O
OdpowiedzUsuńno i nareszcie jej wyznal milosc :)
/S.
To mit, że heroinę można tylko wstrzykiwać.
Usuń:)
no wlasnie az sobie o tym poczytalam bo mnie zaskoczylas :) widzisz, nie tylko przyjemnie sie czyta, czegos mozna sie nauczyc haha!
UsuńSuper rozdzial. jak zawsze.
/S.
Ja dzięki temu opowiadaniu tez się wiele uczę, bo muszę przed każdym rozdziałem zrobic mały research :) dzięki!
UsuńWyznał jej miłość:D Nareszcie:D Hihihi. Miałam w głowie ułożony całkiem długawy komentarz, ale ostatnie zdanie sprawiło, że zapomniałam co chciałam napisać:P Kurde, no. Nawet trochę szkoda mi Sloan. Ona i Cara widzą w Gen zagrożenie. W sumie nie dziwię im się. Nagle do ich ekipy dołącza jakaś dziewczyna. Nikt nie wie czego się po niej spodziewać. Nie wiedzą, czy jest w porządku czy nie. Rozumiem ich obawy. Pytanie tylko, czy kiedykolwiek ją zaakceptują... No nic, jaram się dalej wyznaniem Shannona i życzę weny<3
OdpowiedzUsuńNa pewno kiedys odpowiem na to pytanie :) dziękuję.
UsuńCześć Cass, skarbie 💕 Właśnie siedzę w kinie z młodsza siostra na Pszczółce Mai (nie pytaj) i tu taka niespodzianka ❤️ Dziekuje, jak zwykle cudowny rozdział, pięknie piszesz, kc 💕💕💕
OdpowiedzUsuńtwoja always&forever mola, molcia, moluuuuś 💕
Haha cieszę się, ze chociaż troche uratowałam cie z tego piekła :)
UsuńDzięki <3
NO NIE WIERZĘ :O Shannon wreszcie się odważył! Tyle czasu czekać matko boska... było warto :D Czy one się kiedyś odczepią od Geny? A żeby je :// Czekam C: :*
OdpowiedzUsuńDo odważnych swiat należy :)
UsuńO matko, nie wiem, nie wiem co powiedziec, zaniemowilas mnie, moje feelsy :3
OdpowiedzUsuńTo chyba mowi samo za siebie. Dziękuję :)
UsuńBoże ta Sloan i Cara mnie irytuja. Można zrozumieć wszystko.. ze mają ciężką sytuację w rodzinie itd ale to przecież nie wina Gen. One są nienormalne, to że im jest ciężko w życiu nie znaczy że mogą porywać ludzi i ciąć im twarz. Dobrze że Sloan żyje bo mimo wszystko smierci im nie życzę a Gen miałaby tylko okropny problem. Shannon wszystko fajnie z tym wyznaniem ale to że dał jej heroinę to podpadł. Dobrze że jeszcze jest Jared i myśli. Weny
OdpowiedzUsuńDzięki :) oj, shannon jeszcze nie raz podpadnie różnymi rzeczami...
UsuńWreszcie jej to powiedział!
OdpowiedzUsuńA Sloan i Cara wkurzają mnie coraz bardziej. Ale, mimo wszystko, mam nadzieję, że tej pierwszej nic nie będzie.
Weny życzę xx
Lepiej późno niz wcale :) dziękuję!
UsuńHej!!! Wyznanie miłosne i ja się cała rozpływam:) Świetny rozdział, muzyka genialna (kocham cię za to, że zawsze ją dodajesz :*) Kocham to opowiadanie i czekam na więcej:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) No i cieszę się, ze ktos słucha tej muzyki i w dodatku uważa ją za fajną.
UsuńMatko ile się w tym rozdziale działo, ile zwrotów akcji i niepewności:) Świetny rozdział:) Weny:)
OdpowiedzUsuńDziękuję, troche poszalalam ale coz :)
UsuńSuper rozdział :D Zaczyna się robić ostroo Niegrzeczna Gen będe się musiała z tym jakoś pogodzić
OdpowiedzUsuńDzięki:) to dopiero początek...
UsuńFajnie się czyta, jak zwykle końcówka rozdziału z przutupem.Pozostaje cierpliwie czekać na kolejny oby w krutce,. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziekuje (:
Usuń