Samochód
zatrzymał się pod wysokim, szarym blokiem, który zupełnie nie wyróżniał się na
tle innych, stojących w prostej linii budynków. Dziewczyna z niechęcią spojrzała
w okno swojego pokoju, mieszczące się na najwyższym piętrze po lewej stronie.
Na dworze zaczęło się ochładzać, ale nie było jej zimno. Przywykła już do
niższych temperatur.
Mężczyzna
spojrzał na jej zaniepokojoną twarz i od razu wiedział, co oznacza.
-
Jeszcze raz ci dziękuję, Danny. Nawet nie wiesz jak mi pomogłeś. – powiedziała z
szczerością, która nie była jej nawykiem.
Daniel
machnął ręką i słabo się uśmiechnął.
-
Nie ma za co. Musiałaś tylko załatwić to w taki sposób? – spojrzał w jej oczy
skupione w jednym punkcie. Zawsze tak robiła, gdy nie chciała zdradzać swoich
prawdziwych uczuć, zupełnie jakby wpatrzenie się w jej tęczówki mogło sprawić,
że ktoś będzie w stanie odczytać jej myśli.
-
Tak, to było jedyne wyjście. – odparła stanowczo, jakby faktycznie wierzyła, że
zrobiła to, co należało i nie dało się inaczej. – Wpadniesz może na kawę,
herbatę, piwo czy cokolwiek?
Dopiero
teraz odwróciła wzrok na kuzyna. Po jego minie wiedziała już, co odpowie. Może jej
przypuszczenia były słuszne i faktycznie w przypadku niektórych wystarczyło
jedno spojrzenie w jego oczy by wiedzieć, o czym myśli.
-
Twój ojciec jest w domu, prawda? – zapytał patrząc na kierownicę.
Cara
chwyciła za klamkę.
-
Tak. Do zobaczenia, miło było cię widzieć. – odparła i wysiadła z pikapa.
-
Innym razem, Care. Trzymaj się. – rzucił Daniel i odjechał z piskiem opon.
Dziewczyna
głośno westchnęła sama do siebie, wciąż tępo patrząc w miejsce, gdzie jeszcze
sekundę temu stało czerwone auto. Nie miała najmniejszej ochoty wracać do domu.
Ruszyła
w stronę parku znajdującego się niedaleko jej bloku. Liczyła, że spotka tam
Aarona bądź kogoś z jego paczki. Nic. Wszyscy pewnie ruszyli w jakieś ciekawsze
miejsce. Na poniszczonych ławkach siedziały starsze kobiety, a po dróżkach wokół
wysokich krzaków spacerowały pary z dziećmi i kolorowymi wózkami. Dziewczyna
usiadła na jednej z pustych ławek i rozejrzała się po parku. Znała go na
pamięć, mogłaby z zamkniętymi oczami podejść do każdego drzewa, ławki czy
kamienia.
Siedzenie
samotnie było o wiele lepsze niż powrót do mieszkania, ale nawet to zaczęło jej
doskwierać. Chciała pójść do Sloan, ale o tej godzinie dziewczyna miała lekcję
gry na wiolonczeli. Z braku lepszych pomysłów, Cara wstała i znów znalazła się
pod smutnym blokiem. Minęła sąsiadkę w podeszłym wieku, która rzuciła jej na
powitanie „dzień dobry” i typowe, współczujące spojrzenie. Gdyby dostawała
dolara za każdy taki gest ze strony najbliższych sąsiadów, byłaby już bogata.
W
środku było tak samo szaro i ponuro, jak na zewnątrz. Na klatce czuć było
zapach kotów pani Michaelson. Im wyżej wspinała się po marmurowych schodach,
tym wolniej włóczyła nogami w wysokich butach z grubym obcasem. Kiedy stanęła
przy brązowych drzwiach z liczbą dwadzieścia dwa, niechętnie chwyciła za
mosiężną klamkę.
Spodziewała się hałasu, ale jedyne co usłyszała
to głośne dźwięki telewizora dochodzące z salonu. Chciała jak najciszej wślizgnąć
się do korytarza i przejść do swojego pokoju, ale gdy tylko zatrzasnęła za sobą
drzwi usłyszała wrzask ojca.
-
Carrie!
Dziewczyna
cicho przeklęła i z nieukrywanym rozczarowaniem powłóczyła do salonu. Ojciec
leżał na kanapie z poduszką pod głową i oglądał wiadomości. Na stoliku leżały
puste butelki i popielniczka pełna papierosów, a w pomieszczeniu czuć było
jedynie zapach tytoniu i alkoholu. Posiwiały mężczyzna ze zmęczoną twarzą ledwo
podniósł głowę, by spojrzeć na córkę.
-
Przynieś mi piwo z lodówki. – polecił stanowczym głosem, który nie znosił sprzeciwu.
Caralyn
spojrzała na niego ze smutkiem. Wciąż nie mogła pogodzić się z faktem, że po
śmierci matki został alkoholikiem i wciąż upijał się na umór, a ona musiała być
tego świadkiem i jeszcze mu w tym pomagać.
-
Chyba już dosyć na dziś. – odparła byleby ponarzekać. Wiedziała, że to i tak
nie przemówi mu do rozsądku.
-
Coś ty powiedziała?! – wybełkotał, a Cara odruchowo zrobiła krok w tył widząc,
że próbuje się podnieść z kanapy.
-
Nic. Już ci przynoszę.
Zdjęła
buty w korytarzu i poszła do małej kuchni. W lodówce można było znaleźć w
większości alkohol, a do jedzenia został jedynie żółty ser i jeden jogurt.
Wyjęła zimne piwo i z powrotem wróciła do salonu, stawiając butelkę wśród
innych na szklanym stole, który pęknął w jednym miejscu, gdy jej ojciec się
upił i z impetem odstawił popielniczkę. Nic nie powiedział, nie podziękował.
Wpatrywał się tylko w ekran i udawał, że jego córka jest niewidzialna.
Dziewczyna
z rozgoryczeniem rzuciła się na pojedyncze łóżko mieszczące się w jej niewielkiej
sypialni. Wpatrywała się w sufit, na którym wciąż widniały naklejki z żółtymi gwiazdami,
które świeciły w ciemności. Zostawiła je tylko dlatego, że przyklejała je jej
matka, której zdjęcie zawsze stało na niskim stoliku przy łóżku. Spojrzała na
uśmiechniętą kobietę z pięknym uśmiechem i ognistymi włosami ściętymi przed
ramiona. Wolała zapamiętać ją taką, a nie z czasów choroby, gdy piękne włosy
wypadły jej garściami, a światło w oczach z czasem gasło coraz bardziej.
Drzwi
od pokoju zaskrzypiały i pojawił się w nich mały chłopczyk z identycznym
kolorem włosów jak u jego matki. Niepewnie zerknął przez szczelinę, a Cara
podniosła się do pozycji siedzącej i po cichu go zawołała. Chłopiec natychmiast
wślizgnął się do środka i cichutko zamknął za sobą drzwi. Szybko wskoczył obok
niej na łóżko, a dziewczyna zauważyła, że ma w oczach łzy.
-
Elliott, co się stało? – powiedziała cieniutkim głosem patrząc na brata ze smutkiem.
Chłopiec podniósł rąbek niebieskiej koszulki i pokazał palcem zasinione żebro,
po czym znów zaczął płakać.
Cara
objęła go i zaczęła głaskać po włosach, starając się nie uronić łzy. Wiedziała,
że przez to jej bratu będzie jeszcze gorzej.
-
Carrie, ucieknijmy stąd, proszę. – mówił Elliott przez łzy, błagając o to
siostrę już nie pierwszy raz w życiu. Właściwie robił to za każdym razem, gdy
ojciec go uderzył.
-
Ellie wiesz, że nie mogę. Nie mielibyśmy dokąd iść. Ale obiecuję, że niedługo
stąd odejdziemy. – odparła kojąco, a chłopczyk nieco się uspokoił.
***
Shannon
umówił się z Tessą, że przyjedzie po nią wieczorem, kiedy rodziców Gen na pewno
nie będzie już w domu. Wiedział to, ponieważ Jared miał zajmować się Leanne od
dwudziestej. W domu wciąż zastanawiał się jak do tego doszło, że musi prosić ją
o pomoc, ale nie miał innego wyjścia. Przez okno w kuchni wpatrywał się w jej
dom, w którym światło paliło się jedynie w kuchni.
Jared
wyszedł z domu zgodnie z planem. Shannon ruszył chwilę po nim, po czym swoim
jeepem Cherokee pojechał po Tessę. Dziewczyna siedziała już na huśtawce
znajdującej się na werandzie i widząc srebrny samochód natychmiast popędziła w
stronę drogi. Szybko wślizgnęła się do środka i bez słowa odjechali w stronę, z
której chłopak przyjechał.
-
Dobra, ty poczekasz w salonie, a ja pójdę z nią pogadać. Jak cię zawołam, to
przyjdziesz. – powiedziała Tessa i nie czekając na jego odpowiedź wysiadła z
samochodu.
Shannon
głośno westchnął, wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie. Postanowił
jednak się nie odzywać i wraz z przyjaciółką Genevieve wszedł do jej domu.
Jared zdziwił się, że dziewczyna nawet nie zapukała, ale nie miała tego w
zwyczaju gdy rodziców Gen nie było w domu. Shannon usiadł na kanapie obok brata,
a Tessa poszła do góry.
Po
piętnastu minutach, które dla Shannona wydawały się być całą wiecznością, Tessa
pojawiła się w salonie. Po jej obojętnej minie chłopak nie mógł stwierdzić, jak
poszło.
-
Przykro mi, ale Genny nie chce cię widzieć. – odparła i czekała, aż chłopak
ruszy się i odwiezie ją do domu.
Shannon
spojrzał na nią niepewnie, a jego brat posłał mu współczujące spojrzenie. On
jednak nie zamierzał rezygnować. Natychmiast podniósł się z kanapy i ruszył w
stronę schodów. Tessa przecięła mu drogę i stanęła u stóp schodów, rękoma
starając się je zablokować.
-
Nie rozumiesz? Ona jest w złym stanie i nie chcę, żebyś go pogarszał! –
wrzasnęła na chłopaka.
Nigdy
jeszcze nie widziała swojej przyjaciółki w takiej rozpaczy, dlatego nie wiedziała
jak zareaguje na chłopaka, który był powodem jej stanu. Shannon nie przyjmował
jej słów do wiadomości, dlatego ruszył przed siebie, starając się delikatnie
odepchnąć Tessę. Dziewczyna nie dawała za wygraną, ale kiedy złapał jej rękę i
pociągnął do siebie, natychmiast mimowolnie puściła balustradę. Shannon pobiegł
na górę, a dziewczyna za nim. Zdziwiło ją, że od razu wiedział, które drzwi
otworzyć.
Szybko
znalazła się u jego boku i wślizgnęła się do sypialni zaraz po nim.
-
Genny mówiłam mu, że ma tu nie wchodzić, ale nie posłuchał…. – zaczęła Tessa stojąc
w progu.
Genevieve
siedziała na podłodze, a przed sobą miała płótno. Shannon spojrzał najpierw na
nią, potem na obraz. Miała podkrążone i przekrwione od łez oczy, włosy spięte w
niedbały kok i narzucone na siebie byle jakie ubrania. Jej obraz był w ciemnych
kolorach, przedstawiał ponury dom niczym z horrorów. Na drewnianych panelach
widniały ślady farb, które świadczyły o tym, że malowała szybko i nie zwracała
uwagi na bałagan, który tworzył się wokół. Chłopak był w szoku ponieważ nie
spodziewał się, że stan dziewczyny jest aż tak zły, jak opisywała Tessa.
Myślał, że jak zwykle przesadza i przeinacza całą historię.
-
Niech zostanie. Zostaw nas na chwilę. – odparła łamiącym się głosem Gen i
wstała z podłogi. Oparła się o biurko i patrzyła w podłogę czekając, aż jej
przyjaciółka odejdzie. Tessa chciała coś jeszcze dodać, ale posłała tylko
ostrzegawcze spojrzenie Shannonowi mówiące „nie zrób jej krzywdy” i zamknęła za
sobą drzwi wychodząc.
Shannon
nadal stał w tym samym miejscu, bojąc się podejść do dziewczyny. Obawiał się,
że znów go odepchnie i ucieknie, więc pozostał na swojej pozycji, kilka metrów
od niej. Wpatrywała się na niego cierpiącym wzrokiem i Shannon nic już z tego
nie rozumiał. Zazwyczaj był niecierpliwym człowiekiem, ale postanowił poczekać
na jej słowa.
-
Po co tu przyszedłeś? – zapytała wciąż nie patrząc mu w oczy.
Shannon
nie spuszczał z niej wzroku, a ona to czuła.
-
Chcę wreszcie dowiedzieć się, o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi. Kto
podesłał ci kartkę i po ciebie przyjechał? – zapytał bez ogródek, bo i tak
wystarczająco długo oczekiwał na wyjaśnienia.
Genevieve
biła się z myślami. Miała ochotę wykrzyczeć mu całą prawdę, wpaść mu w ramiona
i usłyszeć, że wszystko będzie dobrze. Zaczęła jednak zastanawiać się, jak
zareaguje. Wiedziała, że natychmiast pobiegnie do Caralyn i urządzi jej piekło,
czym pośle siebie lub ją do więzienia. To wszystko tak ją bolało, że znów miała
ochotę płakać, ale jej powieki były już niemalże spuchnięte.
Shannon
zrobił krok do przodu i widząc, że Gen nie drgnęła podszedł jeszcze bliżej.
Stanął naprzeciwko niej, na wyciągnięcie ręki.
-
Genny powiedz mi, proszę. Ktoś cię skrzywdził? – zapytał kojącym szeptem, a
dziewczyna odruchowo dotknęła palcem poparzenie na wnętrzu dłoni. Shannon tego
nie zauważył, ale ona przycisnęła mocniej ranę, gdyż ból pozwalał jej się
skupić tylko na sobie, a nie na otaczającym ją świecie.
Shannon
nieoczekiwanie złapał Gen za rękę by ją pocieszyć, a dziewczyna mimowolnie głośno
pisnęła. Zaskoczony chłopak natychmiast spojrzał na wnętrze dłoni i widząc
poparzenie chciał napotkać jej wzrok. Chwycił kosmyk włosów, który wymknął się
z koczka i zatknął go za jej ucho, zatrzymując dłoń i zmuszając dziewczynę do
spojrzenia na niego. Genevieve widząc jego pochmurne, zielonkawe oczy miała
ochotę natychmiast mu wszystko opowiedzieć. Pękało jej serce widząc go tak zrozpaczonego,
a Shannon czuł dokładnie to samo mając przed sobą smutną dziewczynę.
Gen
wskazała palcem na płótno leżące na podłodze. Shannon bacznie przyglądał się
jeszcze mokremu od farby obrazowi, ale nie rozumiał co dziewczyna chce mu
przekazać. Dla niego był to tylko obrazek przedstawiający mroczny dom.
-
To Cara… Jej kuzyn zabrał mnie do takiego opuszczonego domu za miastem. –
Genevieve mówiła przez łzy, wpatrując się z nienawiścią w obraz, który
przypominał jej traumatyczne przeżycia. – Przywiązali mnie do krzesła, uderzyła
mnie, przypaliła rękę papierosem… Zagroziła, że od ciebie nie odejdę to sprawi,
że pójdziesz siedzieć. Ja nie chciałam jej słuchać, chciałam ci powiedzieć… Ale
nie mogłam cię wysłać do więzienia… - Gen dławiła się płaczem tak, że nie mogła
już mówić.
Shannon
natychmiast ją objął i zaczął uspokajać. Kiedy przestała się dusić zaczęła
opowiadać mu o dokładnym planie Caralyn, wciąż będąc wtulona do jego piersi. Chłopak
udawał, że przyjął to na spokojnie, ale w środku aż się gotował. Miał wyrzuty
sumienia, że Genevieve musiała przeżywać takie piekło przez jego błędy. Nie
zamierzał jednak odpuścić Caralyn, nie po czymś takim. Nie chciał iść do
więzienia, ale był gotów zaryzykować, bo miał coś na dziewczynę, o czym Gen nie
wiedziała.
-
Proszę cię, nie idź do niej. Nie chcę żebyś poszedł za kratki. – Gen spojrzała
mu w oczy i zauważyła, że tylko na pozór jest opanowany. W oczach miał gniew i
wiedziała, że nie zamierza jej posłuchać, chociażby prosiła go na kolanach.
-
Nie martw się, załatwię to tak, że nigdy więcej się do ciebie nie zbliży. A ja
się nigdzie nie wybieram. – odparł ze słabym uśmiechem, a dziewczyna
postanowiła mu uwierzyć. Zawiesiła ręce na jego szyi i natychmiast zaczęła całować.
Poczuła znajome uczucie szczęścia i nie przejmowała się już niczym.
Shannon
był teraz kłębkiem skrajnych uczuć. Czuł gniew i nienawiść do Caralyn, był
wkurzony i miał ochotę w coś uderzyć, ale także cieszył się z obrotu sytuacji i
był szczęśliwy, że wszystko się wyjaśniło, a Genevieve znów była w jego
ramionach. Wystarczył jeden dzień bez niej, a już czuł się tak pusto i źle.
Zaczął zastanawiać się, czy to wina przywiązania, czy może czegoś innego, czego
nigdy wcześniej nie wziąłby pod uwagę. Teraz jednak i ta opcja zdawała się mu
być możliwa, chociaż ciężko było mu to przyznać.
***
Caralyn
wracała właśnie do domu ze spotkania. Stukanie jej obcasów po betonowym
chodniku można było usłyszeć już z daleka, dlatego Shannon nie miał wątpliwości,
że to ona. Gdy tylko znalazła się pod drzwiami bloku, wyłonił się z auta
zaparkowanego przy rozłożystych drzewach i szybko do niej podbiegł, zamykając
ręką otwarte przez nią skrzydło i cały czas je trzymając, spojrzał jej prosto w
oczy, które przez jej wysokie buty znajdowały się niemalże na tej samej
wysokości, co jego. Dziewczyna nerwowo się uśmiechnęła, a Shannon odwzajemnił
to, choć w jego wydaniu był to aż nadmiernie sarkastyczny uśmiech.
-
Musimy pogadać. – powiedział już całkiem poważny.
-
Z miłą chęcią. – odpowiedziała, wciąż przekonana, że Shannon nic nie wie o
porwaniu Genevieve.
-
Twój ojciec jest…
-
Tak, w domu. Chodź. – odparła pospiesznie i zaprowadziła go do pobliskiego
parku. O tej porze rzadko ktoś się tam kręcił, jedynie starsze osoby z psami.
Stanęli
przy jednym z wysokich drzew, a ich twarze oświetlała latarnia przy ścieżce.
Caralyn stała w kusej sukience naprzeciwko niego z założonymi rękami i czekała,
aż chłopak powie jej, że Genevieve go zostawiła i chce znów ją.
-
No, to co chciałeś mi powiedzieć? – uśmiechnęła się szeroko, a Shannon stał
niewzruszony, choć tak naprawdę cały gotował się w środku.
-
Chciałem ci powiedzieć, że to co zrobiłaś Genevieve nie ujdzie ci na sucho. –
zaczął delikatnie ponieważ wiedział, że może się szybko zdenerwować i zrobić
coś , czego później będzie żałował. Cara przestała się uśmiechać i stała jak
wryta, powtarzając sobie w myślach, że Gen pożałuje niedotrzymanego jej słowa. –
Gdybym wcześniej wiedział, że jesteś taka psychiczna, to nigdy bym cię nawet
nie dotknął i żałuję, że to zrobiłem.
Caralyn
była wściekła, ale też poczuła się dotknięta jego słowami. Wiedziała, że metoda
jaką wybrała nie była idealna, ale wtedy wydawało jej się, że to najszybszy
sposób, by pozbyć się rywalki.
-
Shann, ja… Wiesz przecież, że nie chciałam… - zaczęła się jąkać walcząc ze
łzami, ale chłopak nie wierzył, że są szczere.
-
Nie wiem co chciałaś i dla mnie to jest nieważne. Co teraz zrobisz? Wrobisz
mnie w coś, czego nie zrobiłem?
Caralyn
wiedziała, że nie potrafiłaby skazać Shannona na więzienie. Powiedziała to
tylko dlatego, by Gen się przestraszyła i uwierzyła, iż jest w stanie to
zrobić. Oczywiście mogłaby podać dziewczynę na policję za pobicie, ale ciąganie
Genevieve po sądach też nie było jej na rękę.
-
Nie zrobiłabym tego, chciałam ją tylko nastraszyć… - Cara patrzyła na latarnię, omijając
rozgniewany wzrok Shannona.
Chłopak
parsknął wkurzony. Zaczął mówić podniesionym głosem.
-
Nastraszyć?! Zrobiłaś jej krzywdę! – wrzasnął, a rudowłosa aż podskoczyła i
spojrzała mu w oczy. – Zapomniałaś tylko o jednym. Tak naprawdę, to ja mam coś
na ciebie, a nie ty na mnie.
Cara
wiedziała już, o czym mówi. Teraz łzy popłynęły jej po policzkach bez
ostrzeżenia, choć rzadko płakała w czyjejś obecności.
-
Skończyłam z tym! Shannon proszę cię, wiesz, że z tym skończyłam. Wiesz
dlaczego to robiłam. Nie wywlekaj tego, błagam!
Shannon
musiał przyznać, że w tym momencie współczuł Caralyn i wiedział, iż żeby
powiedzieć wszystkim o sekrecie Cary musiałby nie mieć innego wyjścia. Chłopak
znał jej ojca i zdawał sobie sprawę, jaki jest. Gdy przychodził do jej domu wiele
razy jej krzyczał na nią i szarpał. Prosiła wtedy, by Shannon jej nie bronił, a
on z trudem jej słuchał, byle nie narobić dziewczynie jeszcze większych
problemów. Mężczyzna nie pracował, a jego jedynym zajęciem było picie. To ona
musiała rzucić szkołę i zacząć zarabiać a to jako kelnerka, sprzątaczka,
kucharka. Jednak najbardziej niechlubną pracą, jaką musiała podjąć była
prostytucja.
Dziewczyna
dokładnie pamiętała, skąd wziął się ten pomysł. Wtedy była kelnerką w małym
pubie w Shreveport. Nie przynosił on jednak oczekiwanych zysków, dlatego
wkrótce zbankrutował, a ją zwolniono. Szukała pracy każdego dnia, biegała po
knajpach i firmach, szkołach oraz sklepach, gdziekolwiek można było coś zarobić.
Nigdzie nie było odzewu. Ojciec wciąż wyżywał się na niej i bracie za to, że
nie przynosi do domu pieniędzy, a on nie ma za co pić. Dziewczyna wiedziała, że
to nie jedyny problem – chciała jak najlepiej dla braciszka, który cierpiał na
tym wszystkim najbardziej. Chciała zarobić na mieszkanie i się wyprowadzić
razem z Elliottem. W końcu znalazła klub, gdzie zaproponowano jej bycie
kelnerką. Po miesiącu pracy szef wezwał ją na rozmowę.
Najpierw
była tancerką i zarabiała na napiwkach. Później jedna ze striptizerek zdradziła
jej, że może dodatkowo sobie dorobić umawiając się z klientami klubu. Na
początku Cara nie chciała się zgodzić, gdyż pomimo, że nie była w związku z
Shannonem, czuła się zobowiązana do bycia mu wierną. Kiedy chłopak z nią
zerwał, postanowiła spróbować. Nie była typem dziewczyny, której podoba się taki
sposób na życie i nie widzi w tym nic złego. Wręcz przeciwnie, brzydziła się
sobą. Wciąż jednak wmawiała sobie, że gdy tylko zbierze większą sumę wróci do
bycia kelnerką, a o jej dodatkowym zajęciu nikt się nie dowie. Szybko jednak
wyszło na jaw, jak bardzo się pomyliła.
Shannon
poszukiwał chętnych na towar w wielu klubach. W tych ze striptizem także szło
nieźle, bo zarówno klienci jak i tancerki lubili się zabawić. Właśnie tego dnia
ją zobaczył – najpierw tańczyła dla jakiegoś gościa po czterdziestce, a później
wcisnął jej kasę i zniknęła z nim w jakimś pokoju na kilkanaście minut. Gdy
wróciła, zobaczyła go. Myślała, że spali się ze wstydu. Miała ochotę uciec, ale
musiała najpierw go ubłagać, by milczał. Nikt o tym nie wiedział, nawet Sloan.
Wtedy chłopak przysiągł, że nigdy nie zdradzi jej tajemnicy. Rozumiał, że dziewczyna
nie miała innego wyjścia. Teraz jednak okoliczności się zmieniły.
-
Obiecałem, że nic nie powiem, ale nigdy nie podejrzewałem, że tak się zachowasz.
Jeśli jeszcze raz się zbliżysz, odezwiesz czy cokolwiek zrobisz Genevieve to
nie zawaham się powiedzieć wszystkim, że byłaś dziwką.
Shannon
czuł się podle mówiąc takie rzeczy. Nie chciał jej szantażować, ale
jednocześnie nie mógł pozwolić na to, by Cara zatruwała życie Gen. Próbował się
postawić w jej sytuacji. Wyobraził sobie, że jakiś facet zabrałby mu Genevieve.
Ale nawet, gdyby dziewczyna zostawiła go dla innego i nie dawałaby mu żadnych
szans na powrót, nie posunąłby się do porwania i torturowania jej chłopaka.
Chociaż gdy pomyślał o pobiciu Jasona, nie był już taki pewien. W każdym bądź
razie zachowanie Cary było dla niego było to chore i niewybaczalne, dlatego
gotów był wbrew swojemu sumieniu powiedzieć wszystkim o jej niechlubnej
przeszłości.
Cara
spojrzała na niego, ale przez łzy widziała jego twarz jak przez mgłę.
-
Dobrze, zostawię ją w spokoju. – odparła szczerze. Nic nie było warte tego, by
stać się pośmiewiskiem całego miasta.
-
Mam nadzieję, że naprawdę z tym skończyłaś.
-
Przecież powiedziałam, zostawię ją. – Cara otarła łzy wierzchem cienkiego swetra,
starając przywołać się do porządku.
-
Nie o tym mówiłem. – Shannon zmienił ton. Nie mógł udawać, że kiedyś łączyło go
coś z Carą. Nawet jeśli dla niego nie było to nic poważnego, to zawsze
traktował ją jak koleżankę. – Miałem na myśli, że nie jesteś już…
-
Dziwką? – burknęła Cara przybierając swoją typową, niezadowoloną i pewną siebie
postawę. – Powiedziałam już, zrezygnowałam i zwolnili mnie całkowicie.
Shannon
poczuł, że nie potrafi tak po prostu odejść. Przypomniał sobie jej małego
brata, który całe życie chodził nieszczęśliwy i poobijany. Może i z zewnątrz
uchodził za twardego faceta, ale przez Gen odnalazł w sobie także dobro i nie
mógł zostawić Cary na lodzie.
-
Mogę pomóc ci coś znaleźć. Popytam znajomych.
Cara
spojrzała na niego zaskoczona.
-
Byłoby fajnie. Dziękuję. – powiedziała z wdzięcznością.
-
Odezwę się. – chłopak odwrócił się na pięcie.
-
Shannon…
Wrócił
do niej wzrokiem.
-
Tak?
-
Zakochałeś się w niej, prawda? – zapytała patrząc mu w oczy. Chciała usłyszeć
zaprzeczenie, ale szczerze mówiąc na to nie liczyła. Miała swoje przypuszczenia
i choć były trudne do zaakceptowania, musiała dowiedzieć się prawdy.
-
To nie twoja sprawa, Care. – odparł spokojnie, bez groźby czy zdenerwowania i poszedł
w stronę samochodu, a dziewczyna została sama w pustym parku.
***
Sloan
siedziała na wielkim kamieniu ustawionym na środku parku. Słońce świeciło jej
po oczach, a ciemne ubrania sprawiały, że było jej jeszcze cieplej. Wróciła
właśnie od fryzjera, który zgolił jej bok i tak już krótkich włosów i zostawił
go w czarnym kolorze, a grzywkę narzuconą na drugą stronę na życzenie
dziewczyny rozjaśnił do popielatego blond.
Cara
stanęła nad nią i przeprosiła za spóźnienie. Jej przyjaciółka podniosła się i
zaproponowała spacer po parku.
-
No i jak poszło porwanie? Opowiadaj!
Sloan
żałowała, że przez wczorajszą lekcję wiolonczeli nie mogła porozmawiać z
Caralyn. Dziewczyna miała do niej zadzwonić, ale tego nie zrobiła, nie
odpowiadała też na jej połączenia.
-
Poszło dobrze. – odparła bez entuzjazmu, co zbiło Sloan z tropu.
-
Tylko tyle? Nie powinnaś się cieszyć, że wykurzyłaś wreszcie szmatę?
-
Nie ma z czego. Co z tego, że się udało, skoro nie poskutkowało. Mała suka się
wygadała i Shannon przybiegł do mnie z pretensjami.
Cara
nie chciała mówić o wczorajszym wieczorze, ale wiedziała, że Sloan tylko na to
czeka.
-
No to zrób tak, jak mówiłaś i poślij go za kratki. – Sloan próbowała ją
sprowokować, ale dziewczyna nie zamierzała jej słuchać. Wiedziała, jakie byłyby
tego konsekwencje.
-
Dobrze wiesz, że nigdy nie zamierzałam tego zrobić. Poza tym on ma coś na mnie
i zagroził, że to wykorzysta jak cokolwiek zrobię. Nie mogę się nawet do niej
odezwać.
-
Ma coś na ciebie? – zainteresowała się dziewczyna, a Cara pospiesznie zaczęła ratować
sytuację.
-
Miałam na myśli, że ma coś „dla” mnie, nie „na”. – sprostowała. – Załatwi mi
pracę. Nie mogę ryzykować, wiesz jak bardzo jej potrzebuję. Obiecałam, że nic
jej nie zrobię i muszę dotrzymać słowa. – powiedziała dziewczyna rozczarowana.
Nie lubiła czuć się bezsilna, a przy jej sytuacji rodzinnej właściwie odczuwała
to cały czas. Dlatego tak ważne było dla niej, by chociaż poza domem czuć się
pewna siebie i zdolna do wszystkiego.
Oczy
Sloan zaiskrzyły. Cara to zauważyła i wiedziała już, co zamierza powiedzieć.
-
Ale ja nie obiecałam. – uśmiechnęła się niebezpiecznie pełna ekscytacji.
.... ok, supi, ale nie spodziewalam sie tego po sloan!!!! CZEKAM NA DALSZA PODROZ W PRZESZŁOŚĆ TAK, TO JEST EKSTRA, piszesz supi bardzo <33
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Cieszę się, że Ci się podobało i udało mi się zaskoczyć.
UsuńCass ja Cię po prostu uwielbiam. Twoje opowiadanie jest takie nieprzewidywalne. Zawsze kiedy mam już jakieś wyrobione zdanie na temat kogoś czy jakiejś sytuacji, Ty piszesz nowy rozdział i zmienia się wszystko... Wcześniej nie lubiłam Cary, a teraz najzwyczajniej mi jej szkoda. Uwielbiam jak piszesz i uwielbiam to opowiadanie. Wiem, że jeszcze nie raz mnie zaskoczysz i niecierpliwie na to czekam:) Tylko ta Sloan... Jestem pewna, że i z nią sobie Gen i Shann poradzą:) Weny:)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło! Dziękuję, oczywiście będę jeszcze zaskakiwać :)
UsuńJaaa pierdziele, kiedy juz myslalam, ze w koncu bedzie dobrze, to druga pizda wypalila :/ mam nadzieje, ze cara bedzie na tyle w porzadku i ostudzi sloan, bo nie chce, by shan szedl za kratki a i on ma zalatwic carze robote, wiec i jej to nie na reke. I nie powoem, zrobilo mi sie jej zal... A chce, by bylo wszystko dobrze. A z takich glebszych przemyslen :p najbardziej mi szkoda shannona, bo nie mial lekkiego zycia, dobry jest dla niego brat, matka. Dobry byl Luke, ale poniekad przyczynil sie do jego smierci no i zabije Gen. Na miejscu Shannona chyba bym skoczyla z urwiska 😔
OdpowiedzUsuńCarze może i nie na rękę, za to Sloan... Jak wiadomo Shannon nie skoczył z urwiska ani nic z tych rzeczy, ale masz rację, nie miał lekko w życiu, za to każda strata została mu w jakiś sposób wynagrodzona. Dziękuję :)
UsuńI tak nie lubię Cary, nic jej nie usprawiedliwia. A ta Sloan? Jedna gorsza od drugiej. Dobrze ze gen i Shann są dalej razem. 💗 👍
OdpowiedzUsuńJak widać każdy ma inne opinie co do Cary :)
Usuńjestes swietna. serio. tyle emocji, tyle akcji, tak to wszystko potrafisz wszystko napisac ze widze to jak w filmie. /S.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo miło mi to słyszeć :)
UsuńBiedna Geny :C Ale z nich suki.. Za to Shannon taki kochany ♥♥ Cudowne :33 Ciekawe co ciekawego wymyślisz na następny rozdział :D Czekam :*
OdpowiedzUsuńNa pewno postaram się zaskoczyć ;) Dzięki!
UsuńRozdział jak zwykle niesamowity i akcja rozwija się w sposób nieoczekiwany:) Zgadzam się z Poprzedniczką i mam nadzieję, że Cara ostudzi zapał Sloan:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńZobaczymy jak to będzie ;)
UsuńDziękuję.
Kurde, no! Jak już Cara musi odpuścić, to się Sloan wcina... To straszne, gdy cię tyle ludzi nie znosi. Naiwne myślą, że Shannon, gdyby rozstał się z Gen, to wróciłby do Cary. A wątpię, żeby to zrobił. Dobra, nie mam siły na bardziej twórczy komentarz. Weny i do następnego:)
OdpowiedzUsuńNajważniejsze mieć przy sobie także tych, którzy cię kochają.
UsuńDziękuję ;)
A mi mimo wszystko trochę szkoda Cary... Dziękuję Ci, że piszesz takie cudowne opowiadanie, które zawsze mnie czymś zaskoczy:) i że dodajesz je tak często:)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za tak piękny komentarz :)
UsuńUwielbiam to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny rozdzial bardzo bardzo bardzo