niedziela, 14 września 2014

20. Sudden




         W szkole nie mówiono o niczym innym, niż o balu jesiennym. Dziewczyny licytowały się, która z ich sukienek była droższa, a chłopcy która z ich partnerek będzie seksowniejsza. Jason milczał lub zmieniał temat, gdy pytano go o towarzyszkę. Nie wiedział co odpowiedzieć, bo oficjalnie szedł tam z Genevieve, ale gdy tylko Shannon miał zjawić się na balu, chciał zająć się Megan. Umówił się już z dziewczyną, że spotkają się na balu i zadbał, by nie miała żadnego partnera.
         Tessa co każdą przerwę i na każdej lekcji, którą miała razem z Genevieve opowiadała jej o swojej kreacji, choć dziewczyna nawet jej nie słuchała. Jedyne, co udało jej się wychwycić to fakt, iż była w kolorze fiołkowego fioletu. Przyjaciółka udawała, że jest równie podekscytowana, chociaż gdyby miała ocenić swój entuzjazm w skali od jeden do dziesięciu, pokusiłaby się może o dwa. Gdyby nie Jason, byłoby trzy. A gdyby zamiast niego był Shannon, byłoby dziesięć.
         Kiedy wróciła do domu miała nadzieję, że do wieczora nie usłyszy już nic na temat balu. Okazało się jednak, iż Isabelle wzięła specjalnie nocną zmianę, byleby pomóc córce w przygotowaniach i zobaczyć ją w jej kreacji. W dodatku Tessa zadzwoniła, że przyjedzie do niej po obiedzie i uszykują się razem, a Aaron wraz z Jasonem po nie przyjadą. Właściwie Gen było to na rękę, ponieważ nie miała ochoty na samotną podróż do szkoły z Jasonem.
         Przez wszystkie ceregiele nie miała nawet czasu zadzwonić do Shannona. Jej matka wciąż krążyła po jej pokoju, a ona wolała nie ryzykować, choć telefon dzwonił kilka razy i nikt nie odzywał się w słuchawce.
         - Musimy w końcu coś z tym zrobić. Nie wiem czy to ktoś sobie z nas żartuje i ciągle dzwoni, czy jest coś nie tak z telefonem i nic nie słychać. – narzekała Isabelle gdy po raz kolejny nikt nie odpowiadał w słuchawce. Genevieve udawała, że nie wie co się dzieje i tylko przytaknęła.
         Gdy Tessa przyjechała do jej domu zaczął się robić jeszcze większy Sajgon. Na głowie miała już założone kolorowe papiloty i zaczęła wyzywać Gen, że sama jeszcze ich nie założyła. Dziewczyna niechętnie poczłapała do łazienki by umyć włosy, wysuszyła je delikatnie i nałożyła wałki. Isabelle czuła się, jakby sama szła na bal. Biegała nad dziewczynami przynosząc im przekąski i napoje, albo pytała się, czy nie potrzebują jej pomocy.
         - Co na to Shannon, że idziesz z Jasonem? – zapytała Tessa ściszonym głosem, gdy matka Genevieve opuściła pokój.
         Obie malowały teraz paznokcie, Gen siedząc na łóżku, a Tessa na miękkim dywanie na podłodze. Obie wybrały lakiery pasujące do ich sukienek.
         - Nie wiem, nic nie mówił. Znaczy chyba mu się to nie spodobało, ale nie był jakoś wielce wkurzony. Prosił tylko, żebym spróbowała to odkręcić. – odparła Genevieve mając w pamięci ich rozmowę. Podświadomie pomyślała, że wolałaby jednak, by Shannon był choć trochę zazdrosny o Jasona, ale postanowiła się pogodzić z tym, iż chłopak nie jest takim typem człowieka.
         - Powiedziałaś mu, że nie odkręciłaś tego i jednak idziesz?
         Genevieve zaskoczyło zainteresowanie Tessy tematem Shannona, który dotąd ją drażnił. W rzeczywistości przyjaciółka chciała pokazać Gen, że stara się zaakceptować jej związek. Po tym, jak Shannon wdarł się do jej sypialni i sprawił, że rozpogodziła się i znów była uśmiechnięta zrozumiała, że może nie jest aż tak zły jak myślała. Oczywiście, wciąż widziała na jego miejscu kilkanaście lepszych chłopaków, ale skoro tak wybrała Gen, to nie mogła nic zrobić. Postanowiła czekać na jakiekolwiek potwierdzenie, że jednak miała rację co do Shannona, choć bardzo chciała się mylić.
         - Nie, ale chyba sam się domyśli jak zobaczy, że ktoś po mnie przyjechał. Dzwonił kilka razy, ale nie miałam jak odebrać.
         Genevieve wciąż nie powiedziała Tessie, dlaczego była tak załamana. Tłumaczyła się tym, że ktoś nagadał jej głupot na temat Shannona, które okazały się nieprawdą. Nie chciała mówić jej o Caralyn i tym, co jej zrobiła ponieważ zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka obarczy winą Shannona i jego znajomości.
         Po pomalowaniu paznokci przyszedł czas na makijaż. Genevieve postanowiła pozwolić Isabelle się umalować. Kobieta była w siódmym niebie, gdy nakładała połyskujące cienie na jej powieki. Połączyła błyszczącą biel z metaliczną szarością, która idealnie pasowała do jej sukienki. Pociągnęła rzęsy czarnym tuszem, przypudrowała jej twarz, a na policzki dodała trochę różu. Gen pomyślała, że i bez tego będzie się rumienić z zażenowania. Na usta nałożyła jej błyszczyk, którego zazwyczaj nie używała. Uwolniła jej włosy z papilotów i spryskała je lakierem, by loki zostały na miejscu.
         - Ojejku, wyglądasz pięknie! – pisnęła Tessa widząc po raz pierwszy przyjaciółkę w pełnym makijażu. Gdy tylko to zobaczyła, natychmiast poprosiła Isabelle o wymalowanie także jej.
         Genevieve spojrzała w lustro znajdujące się obok szafy. Nie poznała osoby, którą zobaczyła w jego odbiciu. Wciąż miała te same zielone oczy, ale przez szare cienie stały się jakieś większe i bardziej tajemnicze. Twarz była bardziej smukła, a kości policzkowe uwydatnione przez róż. Nawet usta wydawały się być większe i kuszące. Piękne loki spadały jej kaskadą przy najmniejszym ruchu głowy, idealnie skręcone i błyszczące.
         Tessa także wyglądała zjawiskowo. Makijaż wykonany przez matkę przyjaciółki sprawił, że jej oczy stały się bardziej niebieskie niż zazwyczaj, przez co przykuwały większą uwagę. Na jej powiekach migotały jasne cienie, ponieważ do jej sukienki pasował raczej delikatny makijaż. Włosy spięła do tyłu w luźny kucyk i podpięła spinką w kryształki. Założyła na siebie swoją fiołkową sukienkę z satyny, która podkreślała jej idealną figurę – zaokrąglone biodra, wcięcie w talii i piękny dekolt. Kreacja sama w sobie była prosta, wąska do góry i opadająca do ziemi, połyskująca zupełnie jak jej makijaż.
         Genevieve także ubrała swoją sukienkę. Czuła się w niej trochę nieswojo, gdyż nigdy wcześniej nie miała na sobie tak szykownej kreacji. Teraz jeszcze bardziej nie mogła się rozpoznać. Ciemny turkus dodatkowo podkreślił jej oczy, które błyszczały teraz bardziej niż kryształki na sukience. Isabelle i Tessa wciąż powtarzały, że wygląda pięknie i dziewczyna sama musiała przyznać, że dobrze się prezentowała. Nie myślała tak z próżności, gdyż zazwyczaj podchodziła krytycznie do swojego wyglądu. Po prostu nigdy wcześniej tak nie wyglądała, a to dodawało jej pewności siebie.
         - Jason zaniemówi na twój widok! – Tessa klasnęła w dłonie z uśmiechem.
         Gen uświadomiła sobie, że wygląda tak ładnie na marne. Nie chciała by Jason pomyślał, że wystroiła się tak tylko dla niego. Sama zaczęła się zastanawiać, po co tak się starała. Przestało ją obchodzić jak będzie wyglądać w oczach innych dziewcząt, które tego ranka sprzeczały się, która będzie się lepiej prezentować. Chociaż w głębi duszy miała ochotę utrzeć im nosa i pokazać, że ta, która siedziała cicho i się nie przechwalała, wygląda lepiej niż one wszystkie razem wzięte. Wciąż jednak myślała, że Tessa wygląda lepiej od niej, więc i tak to ona wygra w tej przepychance.
         Punktualnie przed dwudziestą pod dom podjechał czarny Mercedes należący do ojca Jasona, który pożyczył mu swoje auto na dzisiejszy wieczór. W środku siedział także Aaron, którego chłopak odebrał po drodze. Obydwoje wysiedli i zapukali do drzwi. Isabelle obdarowała ich komplementami i wpuściła do środka. Dziewczyny ostrożnie zeszły po schodach, jedna za drugą. Aaron uśmiechnął się szeroko widząc Tessę, a Jason spoważniał na widok Genevieve. Musiał przyznać, że nie spodziewał się po niej takiego wyglądu. Przestał się cieszyć przyjściem Shannona na bal, ponieważ nie podejrzewał, by Megan mogła wyglądać lepiej od Gen. Zaczął się zastanawiać, czy w ogóle któraś z dziewczyn ją przebije.
         - Bardzo ładnie wyglądasz. – stwierdził cicho Jason zakładając dziewczynie bransoletkę ze świeżymi kwiatami, takimi samymi jak przy jego marynarce. Jego błękitne oczy błyszczały, a Gen podziękowała mu nieco zawstydzona.
         Isabelle nalegała, by zrobić im zdjęcie. Tessa natychmiast zaciągnęła Aarona pod ścianę, a Genevieve z oporem dała się namówić, by stanąć obok z Jasonem. Zmusiła się nawet do sztucznego uśmiechu, gdy matka ją o to poprosiła. Chwyciła za aparat i zrobiła kilka zdjęć, chcąc uwiecznić moment, kiedy jej mała dziewczynka stała się piękną kobietą w eleganckiej sukni. Wyobraziła sobie, jak Gen za kilka lat założy białą kreację i miała nadzieję, że u jej boku wciąż będzie stał ten sam chłopak, co teraz.

***
         Sloan wróciła do domu i cały czas myślała o rozmowie z Carą w parku. Chociaż dziewczyna stanowczo zakazała jej wyrządzenia jakiejkolwiek krzywdy Genevieve, zaczęła rozważać różne opcje. Podejrzewała, że Cara mówi tak tylko po to, by mieć czyste sumienie. Pomyślała, iż po wszystkim będzie jej wdzięczna, a jej podziw był dla Sloan największą nagrodą.
         - Dzień dobry, panienko. – powiedziała miło kobieta przy kości krzątająca się w kuchni. Wykonywała wszystkie możliwe prace domowe i dostawała za to sporą zapłatę od rodziców Sloan. – Życzy sobie panienka obiad?
         Sloan nie lubiła takiego życia. Nie doceniała mieszkania w sporym domu na przedmieściach, nie znosiła lekcji gry na wiolonczeli i tego, gdy wszyscy coś za nią robili nazywając ją „panienką”. 
         - Nie, dziękuję Daphne. Zjem później.
         Dziewczyna udała się do swojego pokoju. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, a większość pokoi na piętrze nie była nawet używana. Jej sypialnia całkowicie nie pasowała do reszty domu, który był urządzony w wiktoriańskim stylu, z jasnymi drogimi meblami i ścianami z białą boazerią. Tapeta były ciemnoszara, a zabytkowe łoże przemalowała na czarno, czym rozzłościła swoją macochę, która sprowadziła je specjalnie z jakiegoś odległego zakątka świata. Sloan cieszyła się więc jeszcze bardziej, że zmieniła jego kolor i wszystkich mebli w pokoju. Na ścianach powiesiła plakaty ulubionych zespołów rockowych i metalowych, a na krześle stała sterta pomiętych ubrań. Już dawno zakazała Daphne tu wchodzić i sprzątać, bo nie znosiła gdy ktoś wkraczał w jej osobistą przestrzeń. Usiadła przy biurku i zaczęła dokańczać projekt swojego kolejnego tatuażu – czaszkę otoczoną czterema różami.
         Gdy usłyszała pukanie do drzwi, niechętnie oderwała się od rysunku. W progu stała jej macocha z niezadowoloną miną. Sloan nie znosiła tej kobiety gdyż podejrzewała, że związała się z jej ojcem tylko dla pieniędzy. Po zawarciu małżeństwa natychmiast powiększyła sobie biust, wydawała jego majątek na swojego fryzjera, kosmetyczkę czy ciuchy. Sprowadzała zza granicy meble, dywany i najróżniejsze rzeczy, którymi chwaliła się przed swoimi koleżankami. Przyprowadziła także ze sobą córkę, która była w wieku Sloan, ale wyprowadziła się by studiować na Harvardzie.
         - Czego chcesz? – parsknęła Sloan, a blondynka spojrzała na nią jadowitym wzrokiem.
         - Twój ojciec prosił mnie, byś zeszła na dół. Chcemy z tobą porozmawiać.
         Sloan niechętnie dała się zaprowadzić Veronice do ogromnego salonu, gdzie jej ojciec siedział na fotelu i czytał gazetę. Gdy tylko ujrzał córkę zdjął okulary i przyjrzał się jej dokładniej. Nie podobały mu się krótkie szorty ze zwisającymi łańcuchami, podziurawione rajstopy i masywne buty. A jeszcze bardziej przeszkadzały mu tatuaże i kolczyki.
         - Sloan, usiądź tu na chwilę. – poprosił, a dziewczyna niechętnie usiadła na kanapie naprzeciwko. Blondynka zajęła miejsce obok jej ojca i oparła mu dłoń na ramieniu, a Sloan przewróciła oczami. – Pozwoliliśmy ci zrobić sobie rok przerwy przed studiami byś mogła świadomie wybrać uczelnię, która cię interesuje. Miałem nadzieję, że będziesz się rozglądać i zastanawiać, co wybierzesz. Liczę, że już zdecydowałaś, ponieważ w sobotę idziemy na ważny bankiet, na którym będzie kilka ważnych osób z najlepszych uniwersytetów. Osobiście jestem za tym, byś poszła do Brown, Harvardu bądź Yale, ale jeśli interesuje cię bardziej Columbia lub Princeton, to też będę zadowolony. Pamiętaj, że bardzo starałem się byś z takim wyglądem miała szansę dostać się do któregoś z nich.
         Sloan miała ochotę przewrócić oczami.
         - Tato, właściwie podjęłam już decyzję. Chcę zostać tatuatorem.
         Mężczyzna z siwymi włosami wybuchnął śmiechem. Veronica spojrzała na Sloan ostro i pokręciła głową.
         - Dobrze, a na poważnie? Gdzie chcesz iść?
         Dziewczyna wymownie westchnęła.
         - Mówiłam całkiem poważnie. – odparła patrząc prowokująco na macochę.
         Jej ojciec zaczął robić się czerwony ze złości.
         - Veronica, czy ty to słyszysz?! Tatuatorem! Moja córka będzie pracować w jakiejś zapyziałej norze z podejrzanymi typkami! – kobieta zaczęła gładzić mężczyznę po plecach, by się nie denerwował. – Natalie studiuje na Harvardzie, a Sloan będzie robić tatuaże!
         - Spokojnie, Henry. Sloan na pewno się opamięta. – powiedziała kojącym głosem Veronica, wciąż rzucając dziewczynie ostrzegawcze spojrzenia. – Wiesz, że nie możesz się denerwować, znów będziesz miał zawał.
         - Posłuchaj mnie, Sloan. – rzucił stanowczo ojciec, patrząc na nią twardo. – Mieliśmy umowę. Pozwoliłem ci wyglądać jak narkomanka z ulicy, płaciłem za każdą twoją zachciankę i dałem ci odpocząć przed studiami. Może za bardzo ci pobłażałem, ale teraz koniec. Masz doprowadzić się do porządku i wybrać sobie porządny uniwersytet, inaczej skończy się moja dobra wola i nie zobaczysz już więcej moich pieniędzy. Nie będzie mieszkania, samochodu, nic. Zostaniesz sobie tą swoją tatuażystką czy jak ty to nazywasz i będziesz walczyć o każdy grosz, a ja ci nie pomogę. Więc, jak będzie?
         Sloan miała ochotę nawrzucać ojcu i powiedzieć mu, że ma gdzieś jego kasę. Wiedziała jednak, że jeśli powie to teraz, to jej uparty rodziciel nigdy jej tego nie wybaczy i nie da kolejnej szansy. Pomimo swoich marzeń zdawała sobie sprawę, iż nie poradzi sobie bez jego pieniędzy i nic nie osiągnie w życiu.
         - Chyba skuszę się na Yale. – odparła rozgoryczona, a jej ojciec i macocha odetchnęli z ulgą.
         - Świetnie. Córka dziekana Yale będzie na przyjęciu, zaprzyjaźnisz się z nią. Przefarbuj te włosy na jeden, normalny kolor. I wyjmij to żelastwo z twarzy. – rzekł jej ojciec i założył okulary, po czym wrócił do czytania gazety. Rozmowa dobiegła końca.
***
         Shannon  szykował się właśnie do wyjścia. Dzwonił do Genevieve kilka razy, by upewnić się, że idzie na bal, ale nie odbierała. Osobiście więc pofatygował się odwiedzić Jasona, a przestraszony chłopak obiecał, że zaciągnie ją tam choćby miał umrzeć. Od tego zależał cały plan Shannona.
         Wsiadł do swojego samochodu i ruszył w kierunku szkoły, choć nie zamierzał tam zawitać o tak wczesnej porze. Miał do załatwienia jeszcze jedną sprawę. Minął budynek przyozdobiony balonami i kolorowymi światełkami, po czym pojechał prosto na osiedle znajdujące się obok. Było już dość ciemno, ale gdy tylko wysiadł z auta zauważył rudowłosą dziewczynę siedzącą na ławce w parku, palącą kolejnego papierosa.
         - Cześć. – rzuciła na jego widok i poklepała miejsce obok, a on niechętnie usiadł. Sam też odpalił papierosa i zaczął mówić.
         - Popytałem trochę wśród znajomych. Na razie mogę ci zaproponować tylko posadę czegoś w rodzaju pomocy kuchennej. No wiesz, jednego dnia kuchnia, drugiego kelnerka. Potrzebują tylko na weekendy, ale to zawsze coś. Kilka osób obiecało mi jeszcze, że się odezwie, więc może później znajdę ci coś lepszego.
         Cara spojrzała na niego ze słabym uśmiechem. Nie chodziło o to, że była niezadowolona, choć faktycznie nie była to praca jej marzeń. Po prostu przytłaczała ją ta sytuacja, a dodatkowo martwiła się o brata pozostawionego samego z ojcem w domu. Ucieszyła się jednak, że chociaż trochę zarobi i zreperuje domowy budżet, albo odłoży coś na swoje wymarzone mieszkanie.
         - Dzięki. I tak jestem ci bardzo wdzięczna. – odparła.
         Shannon uśmiechnął się lekko i dał jej kartkę z adresem knajpy oraz numerem telefonu właściciela, po czym wstał.
         - Muszę już lecieć. W tej knajpie jakby co powołaj się na mnie. W razie gdybym znalazł dla ciebie coś ciekawszego zadzwonię.
         Chłopak chciał już iść, ale Cara wstała i go zawołała.
         - Dziękuję, Shann. Naprawdę dziwie się, że mi pomagasz, po tym co ci zrobiłam. – westchnęła. – I z tego powodu musisz coś wiedzieć. Nie słyszałeś tego ode mnie, ale uważaj na Sloan. Starałam się ostudzić jej zapał, ale wiesz jaka ona jest. Uwzięła się na Genevieve i nie wiem, do czego może się posunąć. Myślę, że jestem ci to winna, choć wiem, że to niczego między nami nie zmienia.
         Shannon zdziwił się słysząc te słowa. Nigdy nie podejrzewałby, że Cara wyda swoją przyjaciółkę, w dodatku krzyżując jej plany zniszczenia Gen. Caralyn uznała jednak, że tak będzie fair. Nie sądziła, by Shannon nagle się w niej z tego powodu zakochał, ale to nie było jej celem. Po tym, co dla niej robił i jak bardzo jej pomagał stwierdziła, że jeśli Sloan wyrządzi jakąś krzywdę Gen, wina spadnie na nią, a wtedy znów straciłaby wszystko.
         - Dzięki, że mi powiedziałaś. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tego. Będę na nią uważał. Trzymaj się, Care.
         Chwilę później Shannon zniknął z jej pola widzenia, a ona znów została sama w wielkim parku.
***
         - Genny, wyglądasz pięknie! – rzuciła Jo z drugiego końca korytarza. Czarnowłosa dziewczyna mknęła na salę w swojej srebrzystej sukni w towarzystwie koleżanek, które zerkały na Genevieve z nieukrywaną zazdrością.
         Na szafkach poprzyklejano mnóstwo plakatów promujących bal jesienny, a drogę do sali gimnastycznej przyozdobiono serpentynami i balonami. Jason trzymał się trochę na dystans, choć szedł tuż obok Genevieve. Natomiast Tessa i Aaron, jak przystało na parę, trzymali się za ręce. Chłopak wreszcie pozbył się śliwy pod okiem i prezentował się całkiem nieźle. Gen patrząc na Jasona zastanawiała się, jak ten chłopak mógł jej się kiedyś podobać. Owszem, nie był jakimś potworem, ale w porównaniu do Shannona był po prostu ładny. No właśnie, pomyślała, ładny, podczas gdy Shannona określiłaby raczej jako przystojnego. Nigdy nie podobali jej się starsi faceci, ale musiała przyznać, że teraz nie zamieniłaby go na swojego rówieśnika i cieszyła się z tej różnicy wieku.
         Sala gimnastyczna była już pełna uczniów. Niektórzy tańczyli na parkiecie, trochę nieśmiało jak to na początku imprezy. Wnętrze było urządzone tak, jak wymyśliła to Genevieve. Spojrzała na girlandy nad swoją głową i mimowolnie się uśmiechnęła na wspomnienie Shannona, który wieszał je wspomagając się wysoką drabiną. Żałowała, że nie ma go teraz tutaj by obejrzeć swoje dzieło w pełnej krasie.
         Olbrzymia kula dyskotekowa kręciła się wesoło rzucając wzory na salę. Kolorowe światła migotały, a chłopak z kółka informatycznego stał za stanowiskiem didżeja i udawał, że naprawdę coś robi prócz wciskania guzików na konsolecie. Włączył piosenkę, która miała za zadanie pobudzić do tańca wszystkich na sali, choć niezupełnie tak się stało.
         Genevieve czuła na sobie spojrzenia innych ludzi, zwłaszcza chłopców. Zrzucała jednak winę na Jasona, ponieważ podejrzewała, że to właśnie jego zazdroszczą mu wszystkie dziewczyny, a faceci są najzwyczajniej zdziwieni, że wybrał kogoś takiego jak ona. Pomimo tego, że wcześniej czuła się piękna, teraz straciła już swoją pewność siebie i znów podchodziła do siebie krytycznym okiem.
         Po godzinie wszyscy zdążyli się już rozkręcić. Nie było chyba osoby, która ani razu by nie tańczyła, nawet grubsze dziewczyny w okularach stojące pod ścianą zostały wyciągane do tańca i świetnie się bawiły. Gen wciąż była rozchwytywana przez chłopaków, których nawet nie podejrzewałaby, że poproszą ją o taniec. Byli między nimi uczniowie ostatnich klas, a tacy nie mieli w zwyczaju wyciągać na parkiet młodszych dziewczyn. Jason oczywiście też kilka razy z nią tańczył, nawet Aaron pod namową Tessy się na to zdobył. Wszyscy tak bardzo się ożywili, że do tej pory nie zagrano ani jednej wolniejszej piosenki.
         - Chcesz coś do picia? Wyglądasz na zmęczoną. – zapytał z uśmiechem Jason, gdy kolejna piosenka dobiegła końca.
         - Tak, poproszę.
         Chłopak zniknął w tłumie idąc w stronę stolika z ponczem, a Gen odeszła na bok, by nie zostać po raz kolejny potrącona przez tańczące pary. Oparła się o ścianę przy drzwiach prowadzących do szatni, chłodząc się w ten sposób dzięki zimnym kafelkom.
         Nagle poczuła, że ktoś chwyta ją za ramię i wciąga do szatni. Pisnęła, ale przez muzykę nikt nic nie usłyszał. Ktoś zatkał jej usta ręką i znalazła się w ciemnym pomieszczeniu, zupełnie nic nie widząc, a serce zaczęło jej szybciej bić.
         - Spokojnie, to tylko ja. – usłyszała rozbawiony głos, kiedy zaczęła się szarpać.
         - Boże, Shannon, zwariowałeś?! Wystraszyłeś mnie! – wrzasnęła, ale szybko się uspokoiła. Zdała sobie sprawę, że chłopak przyszedł tu tylko dla niej i natychmiast się rozpogodziła. – Gdzie tu jest jakieś światło…
         - Po co komu światło? – zaśmiał się i objął ją w pasie, po czym zaczął całować na oślep. Początkowo po odsłoniętym dekolcie, później po szyi, aż w końcu znalazł drogę do jej ust.
         - Myślałam, że chcesz widzieć, jak pięknie dziś wyglądam. – powiedziała dziewczyna między pocałunkami i niemalże mogła sobie wyobrazić, jak chłopak się uśmiecha.
         - Zawsze pięknie wyglądasz. – odparł wesoło i zapalił światło. Kiedy ją zobaczył, zaniemówił. Musiał przyznać, że Genevieve miała rację i faktycznie, dziś wyglądała jeszcze bardziej zjawiskowo. – Wow. Powiem ci, że twój chłopak jest szczęściarzem.
         Gen parsknęła śmiechem i zarzuciła mu ręce na szyję.
         - Tak sądzisz? Może powinieneś zapytać jego o opinię. – rzuciła. Wciąż nie wiedziała, czy właściwie chodzi z Shannonem czy nie, dlatego postanowiła go podejść.
         - Właśnie zapytałem. Jest pod ogromnym wrażeniem. – odpowiedział i było to najlepszym potwierdzeniem na to, że właśnie oficjalnie zostali parą.
         Genevieve dopiero teraz zauważyła, że chłopak wygląda nieco inaczej.
         - W dodatku ściął włosy! Wygląda teraz jeszcze lepiej. – uśmiechnęła się szerzej i pogłaskała jego przycięte, ciemne włosy. - Możesz go jeszcze zapytać co właściwie tu robi?
         - Prócz podziwiania swojej przepięknej dziewczyny? – uśmiechnął się patrząc cały czas w jej oczy i obejmując ją w talii, a w jego oczach tańczyły maleńkie iskierki. – Chce zabrać ją w jakieś ciekawsze miejsce.
         Genevieve nagle spochmurniała. Miała nadzieję, że Shannon zostanie z nią tutaj. Wcześniej cała idea balu nie przypadła jej zbytnio do gustu, ale było to w głównej mierze spowodowane brakiem Shannona. Jednak teraz, gdy tu był, ten bal zdawał się być idealny. Było jej żal zmarnować ślicznej kreacji, idealnego makijażu i dopracowanej fryzury. Zdążyła zatańczyć kilka razy z różnymi chłopakami i w zasadzie było lepiej, niż podejrzewała. Pomyślała, że może jej matka miała rację ekscytując się balem. W końcu miała go tylko raz w życiu i w tej chwili nie potrafiła wyobrazić sobie żadnego „ciekawszego miejsca”.
         - Właściwie to liczyłam, że zostaniemy tutaj. – opowiedziała niepewnie i odsunęła się od Shannona. – Wiesz, nie po to tak się wyszykowałam, żeby teraz stąd po prostu wyjść. Poza tym Jason pewnie coś wygada moim rodzicom, a Tessa się na mnie obrazi, że ją zostawiłam.
         Shannon poczuł rozczarowanie. Nie lubił takich imprez, wydawały mu się drętwe i całkowicie bezsensowne.
         - Z Jasonem wszystko załatwione, nic nie powie. A Tessa jest tu ze swoim chłoptasiem, więc nawet nie zauważy, jak sobie pójdziesz.
         Genevieve zdenerwowała się, bo chłopak w ogóle nie liczył się z jej zdaniem.
         - Myślisz, że wparujesz tu sobie i pójdę za tobą jak bez zawahania? Taka okazja się już więcej nie powtórzy, a z tobą mogę zawsze gdzieś pójść. I co ma znaczyć, że „z Jasonem jest wszystko załatwione”? Od kiedy on cię tak słucha?
         Dwa wybuchowe charaktery nie były najlepszym połączeniem, co zaczynało powoli dawać się we znaki.
         - Od kiedy lekko go nastraszyłem, zresztą to nie ma nic do rzeczy. Mówiłaś, że będzie tu nudno i sztywno. Idziesz czy nie?
         - Nie. – rzuciła Gen i wyszła z szatni.
         Nie chciała kłócić się z Shannonem, ale nie zamierzała się podporządkowywać pod każdą jego komendę. Pod ścianą zauważyła Jasona stojącego z dwoma kubeczkami w rękach i podeszła do niego udając zadowolenie. Wytłumaczyła się, że poszła do toalety, a on podał jej czerwony kubek.
         - Poczekaj. – powiedział, zanim wzięła łyk. Ukradkiem wyjął z wnętrza marynarki piersiówkę i dolał sobie trochę zawartości do ponczu, a Gen pozwoliła mu zrobić to samo z jej sokiem.
         Dyskretnie spojrzała na drzwi szatni. Shannon wyszedł przez nie, po czym od razu ruszył na korytarz. Żałowała, że nie został dłużej, ale nie zamierzała trzymać go tu na siłę, skoro nie miał na to najmniejszej ochoty.
         Po wypiciu ponczu z wkładką poczuła trochę jej działanie. Wyglądało na to, że i Tessa skusiła się na dolanie jej co nieco do napoju.
         - A teraz zmieniamy trochę klimaty. – rzucił wesoło didżej, a spokojne rytmy zaczęły płynąć z głośników.
         Dopiero teraz Genevieve uświadomiła sobie jak bardzo żałuje, że nie ma tu Shannona. Z nikim bardziej nie chciała zatańczyć do tego utworu, niż z nim. Jason próbował wyrwać ją do tańca, ale powiedziała, że postoi. Z utęsknieniem spojrzała na drzwi korytarza skąpane w mroku, czasami oświetlane przez mrugające lampy. Nagle w jednym z błysków zobaczyła znajomą twarz.
         Shannon rozglądał się nerwowo po sali ubrany w garnitur, który poprzednio miał na sobie na pogrzebie Luke’a. Sam nie wierzył w to, co właśnie zrobił. Napotkał spojrzenie zszokowanej Genevieve i uśmiechnął się zażenowany tym, jak wygląda w eleganckim stroju, który do niego nie pasował. Gdy Jason tylko go zauważył, natychmiast zniknął w tłumie. Shannon podszedł do dziewczyny, a ona uśmiechnęła się wciąż zaskoczona.
         - Zatańczymy? – zapytał Shannon z pewniejszym uśmiechem, podając jej dłoń.
         - Oczywiście. – odparła i pozwoliła mu poprowadzić się na parkiet.

         

20 komentarzy:

  1. Shannon zadziwia mnie coraz bardziej :O Kurczę! Ale od początku: Tessa jednak się opamiętała i prawie ją polubiłam. Cara ostrzega Shannona i póki co, godzi się z jego wyborem. Cieszę się:) O Sloan na razie się nie wypowiem. Shannon i Gen są parą, świetnie:D Ale, że on się dla niej specjalnie wystroił i zmienił plany??? Koniec świata:D I ściął włosy. Serio, brak mi słów do tego opowiadania. Teraz, co widzę teledysk 30STM i pokazują starszego Leto, to już nie widzę tylko fajnego perkusisty, ale Twojego Shannona. Fikcja ingeruje w moje prawdziwe życie... Czy to znaczy, że już najwyższa pora odwiedzić psychiatrę? Piszesz, świetnie, ale to już wiesz, więc nie będę się ciągle powtarzać. I bardzo podoba mi się zdjęcie w nagłówku. Chciałabym takiego faceta. Weny i czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy Cara się pogodziła z wyborem Shannona to się jeszcze okaze.
      Milosc wymaga czasami poświęceń:) to chyba ja tez jestem troche psychiczna, bo widząc marsow podświadomie zaczynam myślec o ff... Kto by nie chciał! Bardzo dziękuję :)

      Usuń
  2. Nawwww, swietnee (: ciesze sie bardzo, bardzo! Cara jest falszywa, ale milo z jej strony i uwazam to za dobry pomysl, by wprowadzac innych historie (: swietnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. OJ. super rozdzial, bardzo dziekuje za rozpieszczanie :* /S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co napisać, bo moje serce się rozpłynęło.
    Scena, kiedy Shannon zaciąga Gen do tego ciemnego pomieszczenia jest cudowna, jejku.
    Rozdział cudowny i mam nadzieję, że będziesz rozpieszczać Nas jeszcze bardziej. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aww :))
      Miło mi, że się podobało. Rozpieszczania nigdy dość :)

      Usuń
  5. Hej:) Mi już brak słów do wychwalania Twojej twórczości:) Zaskakujesz mnie zawsze z każdym rozdziałem. Nawet nie wiesz jak podoba mi się to jak Gen się postawiła Shannowi, a jeszcze bardziej to, jak Shann potulnie wrócił do domu i wskoczył w gajer:) Moje serce się wtedy rozpłynęło i miałam takiego banana na twarzy:) (zawsze jak czytam to opowiadanie to muszę być sama w pokoju bo boję się żeby ludzie nie uznali mnie za debilkę co się śmieje jak głupia do ekranu) Super mi się podoba to opowiadanie:) Ściskam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się, by był jak najlepszy i miło mi, że się udało komuś dogodzić :) ja mam zawsze banana na twarzy czytając takie miłe komentarze, także dziękuję.

      Usuń
  6. Podoba mi się ten rozdział:) Shann w garniturze dla Gen to miód na moje serce:) Strasznie mi się podoba to, że dopieszczasz tego bloga na każdym kroku. Zmieniona szata graficzna jest świetna, zaś muzyka w cudowny sposób dobrana i pasująca - jest po prostu świetna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo się cieszę, że zarówno rozdział jak i nowa szata graficzna i muzyka się podobały :)

      Usuń
  7. To jest pierwsze ff o Marsach jakie czytam i stwierdzam, że jest bardzobardzobardzo genialne. *o*
    Shannon zaskakuje mnie coraz bardziej, a i Cara zadziwiła mnie tym, że go ostrzegła.
    No i cieszę , że Tessa się ogarnęła.
    Ściskam xx :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :)
      Myśle, że Dhannon nie przestanie zaskakiwać.

      Usuń
  8. Piszesz genialnie!!! :) Jakbym mogła to w ogóle bym nie odchodziła od komputera :) Nawet nie jestem wstanie zliczyć ile ochrzanów zebrałam w ciągu poprzednich kilku dni, że nic nie robię tylko czytam. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. :D
    Mam tylko jedno zastrzeżenie......
    Proszę nie pisz "w każdym bądź razie", bo jest to nie poprawnie.
    Po za tą jedną rzeczą nie mogę przyczepić się do niczego. :) :) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć, dzięki :)
      No i przepraszam za Twoje problemy w domu, haha. Dzięki za zwrócenie uwagi, tak to juz jest, że jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy.

      Usuń
  9. Świetne opowiadanie czekam zniecierpliwiona na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Rozdział powinien pojawić się w tym tygodniu.

      Usuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)