piątek, 6 lutego 2015

51. Scars



         - Oszalałaś. – odparła Leanne wciąż niedowierzając, że jej siostra mogła wpaść na coś takiego. – To najgorszy plan, jaki w życiu słyszałam.
         Genevieve skrzyżowała ręce i znów spojrzała przez okno ze smutkiem.
         - W takim razie nie porozmawiam z nim wcale i wszystko będzie tak jak do tej pory.
         Leanne poderwała się z fotela i stanęła naprzeciwko niej, choć Gen wciąż na nią nie patrzyła.  
         - „Tak jak do tej pory”, czyli Shannon będzie nieszczęśliwy, a ty znów będziesz się ukrywać? – powiedziała dziewczyna podniesionym tonem, wciąż nie mogąc zrozumieć swojej siostry. Nie wiedziała jak mogła być tak opanowana w obliczu tego, czego się od niej dowiedziała.
         Genevieve w rzeczywistości nie była tak spokojna jak wydawała się być na zewnątrz. Wbrew temu co myślała Leanne, bardzo przejęła się tym, że jej rodzice w tak brutalny sposób pozbyli się Shannona i oszukali nie tylko jego, ale i ją. Nieświadomie jednak ukrywała swoje emocje, co weszło jej w nawyk po tylu latach grania i udawania kogoś innego.
         - Ja z nim nie porozmawiam, ale ty możesz. Namówię rodziców, żeby przyznali się przed Shannonem do tego, co mu zrobili. Im na pewno uwierzy.
         Leanne wciągnęła gwałtownie powietrze, chcąc w ten sposób złagodzić swoje nerwy, jednakże swoimi słowami Genevieve tylko dolewała oliwy do ognia.
         - Przestań. Miej wreszcie odwagę i zawalcz o swoje życie. Choć raz pomyśl o sobie, a nie o wszystkich dookoła. Zrób to, co uszczęśliwi ciebie, a nie matkę, ojca, Shannona, czy mnie. Na litość boską,  Genevieve, jesteś dorosła. Podejmujesz własne decyzje i nie musisz dłużej słuchać rodziców. – wygarnęła jej Leanne, wcześniej nawet nie myśląc o tym, co chciała jej powiedzieć. Jej wybuch był zupełnie spontaniczny ale cieszyła się, że mogła wreszcie powiedzieć siostrze, co tak naprawdę myśli i miała nadzieję, że skłoni to Gen do zmiany zdania odnośnie rozmowy z Shannonem.
         - Tu nie chodzi o rodziców. – odpowiedziała Genevieve, zaskoczona wybuchem siostry. – Mam podejmować własne decyzje? Okej, właśnie to robię. Decyduję, by z nim nie rozmawiać.
         Leanne chwyciła kobietę za ramiona i liczyła na to, że jej słowa wstrząsną Genevieve mocniej, niż ona zrobiła to dosłownie.
         - Skończ robić z siebie męczennicę, która musi odpokutować za grzechy całego świata i zacznij wreszcie żyć własnym życiem. – powiedziała twardo Lea, uwalniając kobietę z uścisku.
         Genevieve spojrzała na nią z wyrzutem, a w jej oczach zaczęły wzbierać się łzy.
         - Nie sądzisz, że trochę na to za późno? Mam zacząć żyć, kiedy umieram?
         Leanne złapała się na tym, że na chwilę zapomniała o chorobie siostry. Wciąż nie dopuszczała do siebie myśli, że znów może ją stracić. I choć były na to spore szanse, ona wciąż wierzyła, że Genevieve z tego wyjdzie i wszystko się ułoży.
         - Tak, bo to może być twoja ostatnia szansa. – odparła łamiącym się głosem, nieco wbrew sobie. Nie chciała być tak bezpośrednia wobec Gen, ale chwytała się wszystkiego, co mogłoby jej pomóc.
         Genevieve wybuchła płaczem i odwróciła się do dziewczyny plecami. Usiadła na kanapie i ukryła twarz w dłoniach, rzewnie płacząc. Nie potrafiła myśleć o sobie gdy wciąż zastanawiała się, jaki wpływ wywrze na Shannonie jej decyzja. Nie brała pod uwagę nawet tego, że może wygrać z chorobą i żyć, dlatego niezależnie od tego, jaką opcję wybierała dochodziła do wniosku, iż Shannon nie może wiedzieć, że wciąż żyje.
         - Może i robię z siebie męczennicę, ale nie zasłużyłam na to, żeby żyć. Wiem, co teraz powiesz. Uważasz, że wystarczająco dużo przeszłam i odkupiłam swoje winy. Ale prawda jest taka, że w porównaniu do życia Shannona, moje było bajką.
         Leanne usiadła na podłokietniku kanapy i spojrzała ze smutkiem na płaczącą Genevieve, sama roniąc kilka łez.
         - Obydwoje musieliście żyć z poczuciem, że zabiliście człowieka. Obydwoje nie potrafiliście znaleźć miłości, bo myśleliście tylko o sobie nawzajem. Nie rozumiem, w czym twoje życie było lepsze, od jego. – Gen spojrzała na dziewczynę, po raz pierwszy biorąc pod uwagę, że może mieć rację. – Szczerze mówiąc uważam, że miał łatwiej. Był pewien, że nie żyjesz, więc w pewnym sensie sobie odpuścił. Jasne, wciąż o tobie myślał, ale nie oszukiwał się, że jeszcze kiedyś cię zobaczy. Za to ty musiałaś zachodzić w głowę, co się z nim dzieje i powstrzymywać się przed tym, żeby nie zapukać do jego drzwi, tym bardziej, kiedy stał się sławny i musiałaś zauważać go częściej. On mógł robić to, na co miał ochotę, a ty musiałaś ukrywać się przed światem. Dlatego nie rozumiem jak możesz twierdzić, że jego życie było trudniejsze od twojego.
         Genevieve otarła łzy rękawem bluzy i spojrzała w zielone oczy siostry.
         - Co jeśli moje wyznanie sprawi, że jego życie stanie się trudniejsze?
         - Moje się takie nie stało, gdy powiedziałaś mi prawdę. Mimo, że zabolało mnie to, że rodzice okazali się całkowicie innymi ludźmi, niż za jakich ich uważałam to cieszę się, że w końcu zobaczyłam, jacy są naprawdę. – Leanne położyła rękę na dłoni Gen. – I cieszę się, że cię odzyskałam. Jestem pewna, że Shannon zrobi to samo.
         - Wiesz, wcale nie boje się umrzeć. – powiedziała nagle Gen, przerywając nastaną ciszę. Leanne zdziwiło jej wyznanie, które wydawało jej się zupełnie wyrwane z kontekstu. – Boję się tylko, że moja śmierć zabije jego, jeśli wcześniej wyznam mu, kim jestem. Wciąż pamiętam co działo się z nim po tym, jak myślał, że zginęłam potrącona przez niego. – Genevieve przypomniała sobie jak uratowała Shannona przed samobójstwem i od razu wzdrygnęła się na to wspomnienie. – Obawiam się, że tym razem się nie pozbiera.
         Leanne rozumiała jej obawy pomimo, że nie widziała do końca co czuł i jak zachowywał się Shannon po domniemanej śmierci Gen. Mimo wszystko była pewna, że nawet najgorsza prawda była lepsza, od pięknego kłamstwa, choć w tym wypadku nawet ono nie było tak przyjemne.
         - Kilka razy rozmawiałam z nim o tobie. Jest wiele rzeczy, które chciał ci powiedzieć, ale nie zdążył i mnóstwo błędów, które na nim ciążą i za które z pewnością chciałby cię przeprosić. Jestem pewna, że oddałby życie za każdą minutę, którą mógłby z tobą spędzić. Poza tym, jeszcze nie umarłaś. Wciąż jest szansa, że operacja ci pomoże.
         Leanne obserwowała, jak Genevieve przetrawia jej słowa i zaczyna się nad nimi gorączkowo zastanawiać. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na Leanne.
         - Dobrze. Porozmawiam z nim.
***
         - Jesteś pewna, że nie chcesz została tu na wszelki wypadek? – zapytała Leanne, czując się niemal tak zdenerwowana, jak Genevieve.
         Przebrała się w dżinsy i cienki, szary sweter, delikatnie się pomalowała i ułożyła włosy. Starała się wyglądać tak, by Shannon od razu ją poznał, choć patrząc w lustro miała co do tego wątpliwości. Sama już dawno nie potrafiła skojarzyć siebie z dziewczyną, którą była kiedyś.
         - Muszę zrobić to sama. – odparła, siląc się na słaby uśmiech. – Co powiedziałaś mu przez telefon?
         - Poprosiłam, żeby przyjechał i obiecałam, że wszystko wyjaśnię mu na miejscu. Zgodził się i powiedział, że będzie jak najszybciej.
         Kiedy Genevieve usłyszała dzwonek do drzwi, niemalże podskoczyła. Natychmiast wpadła w panikę, a jej ciało zaczęło drżeć. Chciała ruszyć w stronę wejścia, ale sparaliżował ją strach. Leanne spojrzała na nią niemalże tak samo podenerwowana i gestem pokazała jej, by została na swoim miejscu. Siostra chciała poprosić ją, by jednak została, ale nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Stanęła przodem do okna i z zamkniętymi oczami wsłuchiwała się w głośne bicie swojego serca i odgłosy dobiegające z korytarza.
         - Na szczęście trafiłem. Już myślałem, że pomyliłem drzwi. – powiedział Shannon z roztargnieniem, gdy Leanne otworzyła mu drzwi.
         Genevieve zacisnęła mocniej powieki, chcąc się nie rozpłakać, gdyż sam dźwięk jego głosu wywołał u niej skrajne uczucia smutku i radości. Shannon jeszcze chwilę temu uśmiechał się szeroko, jednak napotykając przerażoną twarz Leanne nieco spoważniał.
         - Wejdź. – powiedziała i przesunęła się w drzwiach.
         Shannon niepewnie przekroczył próg.
         - Nie powiedziałaś mi nawet, po co miałem tu przyjechać. Chcesz kupić to mieszkanie i potrzebujesz mojej opinii? To jakaś niespodzianka dla Jareda?
         Leanne nie wiedziała, co powiedzieć. Chciała wyjść ale wiedziała, że w ten sposób tylko doprowadzi do tego, iż Shannon opuści mieszkanie razem z nią.
         - Właściwie, to niespodzianka dla ciebie. – odparła w końcu, napotykając zaciekawioną i rozbawioną twarz Shannona.
         - Dla mnie? – zapytał z zaskoczeniem, ale wydawał się być  zaintrygowany. – Co to za niespodzianka?
         - Czeka na ciebie w salonie. – odpowiedziała, a Genevieve ogarnęło jeszcze większe przerażenie niż do tej pory.
         Shannon uśmiechnął się podejrzliwie i natychmiast przeszedł do salonu. Leanne postanowiła dotrzymać obietnicy danej siostrze i ukradkiem wyszła z mieszkania, zostając jednak przy drzwiach, na wszelki wypadek.
         Gdy wszedł do obszernego salonu i zaczął rozglądać się dookoła, na początku nie zauważył w nim nic specjalnego. Dopiero po chwili jego wzrok przykuł zarys sylwetki stojącej przy oknie. Gdy zrobił krok w jej stronę, ujrzał blond włosy sięgające za ramiona i drobną kobietę odwróconą do niego tyłem. Nawet z oddali słyszał jej głośny oddech i widział, jak cała się trzęsie. Jego entuzjazm szybko opadł i zastąpiła go niepewność. Z każdym kolejnym krokiem stawał się coraz bardziej zaniepokojony, a gdy w końcu zatrzymał się dwa metry od niej i postanowił, że poczeka na jej reakcję w milczeniu.
         Genevieve walczyła sama ze sobą, by otworzyć oczy i odwrócić się w jego stronę. Ujrzała  wieczorne niebo spowite chmurami i okno pokryte drobnymi kropelkami wody. Wzięła głęboki wdech i ze spuszczoną głową, zaczęła powoli odwracać się w jego kierunku. Shannon próbował lepiej się jej przyjrzeć, ale widok  zakrywał mu welon jasnych włosów. Nie wiedział, co to wszystko ma znaczyć i zaczynał tracić cierpliwość.
         - Co się tu dzieje? – zapytał, a ona zamknęła oczy by znów nie rozpłakać się na dźwięk jego głosu. – Czy my się w ogóle znamy? – dodał ponaglająco, z wyraźnym niezadowoleniem w głosie. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się dlaczego Leanne wplątała go w to zamieszanie.
         Kobieta wzięła głęboki wdech i nie wypuszczając powietrza podniosła głowę, otwierając oczy. Spojrzała prosto na niego, a dzieląca ich niewielka odległość przyprawiała ją o zawroty głowy.
         - Znamy się, Shannon. – powiedziała cicho, zaskoczona spokojem w swoim głosie.
         Od dawna nie widziała go z tak bliska, co nie tylko ją onieśmieliło, ale i wywołało u niej wewnętrzną radość. Wpatrywała się w jego twarz, zaskoczoną i nie wierzącą w to, co widzi i słyszy. Rozpoznał w niej coś znajomego, zupełnie jak wtedy, na koncercie, kilkanaście lat temu. Mógłby przysiąc, że stała przed nim teraz ta sama dziewczyna, co tamtego wieczora. Jej głos także brzmiał znajomo, choć obcy akcent sprawiał, że nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie wcześniej go słyszał. Kiedy zrobiła krok w jego stronę, zauważył więcej szczegółów. Zielone oczy, znajomy pieprzyk pod okiem, drobna postura… Wyobraził ją sobie z ciemniejszymi i bardziej pofalowanymi włosami, może też oszczędniejszym makijażem. Kilkanaście lat młodszą. W czarnych trampkach i za dużym t-shircie.
         - Genevieve. – wyszeptał, jakby chciał przekonać samego siebie, że to ona.
         Patrzył na nią z otępieniem czekając, aż się obudzi. To niemożliwe, niemożliwe, niemożliwe… Powtarzał te słowa jak mantrę, ale to nie sprawiało, że przestawał ją widzieć. Wciąż stała przed nim, smutna i wystraszona, jakby to ona zobaczyła kogoś, kogo uznawała za zmarłego.
         - To ja, Shannon. – odparła mimowolnie, pozbywając się akcentu. Podeszła do komody stojącej obok i wyciągnęła z szuflady kilka zdjęć i pamiątek. – To naprawdę ja. – powiedziała, kładąc wyjęte rzeczy na stoliku.  
         Jej słowa zagłuszało jego walące serce, które przyspieszało coraz bardziej. Jeszcze nigdy nie czuł się tak, jak teraz i nie miał pojęcia, jak powinien się zachować. Niepewnie podszedł do stołu i ogarnął go wzrokiem. Ujrzał zdjęcia z Florydy, znajomą muszlę w kształcie stożka, prawie całkowicie wyblakłe bilety na kino samochodowe… Wiedział, że tylko Genevieve mogła mieć te wszystkie rzeczy.
         - Jak to możliwe? – zapytał bardziej sam siebie, niż ją. Wciąż nie do końca wiedział, czy jest prawdziwa. Wszystko to wydawało mu się niezwykle rzeczywistym snem. Wiele razy odtwarzał ten moment w swojej głowie, jednak nigdy dotąd nie był on tak wiarygodny. – Jakim cudem jesteś tutaj, skoro cię zabiłem?
         Genevieve poczuła, jak jej serce topnieje. Dopiero teraz naprawdę dotarło do niej, z jakim poczuciem winy musiał żyć Shannon. Widziała jego smutek na własne oczy i mogła sobie tylko wyobrażać, jakiego bólu przez nią doświadczył. Patrzyła w jego oczy próbując znaleźć w nich choć odrobinę tej iskry, którą kiedyś w nich widziała, ale nie potrafiła jej teraz dostrzec. Były smutne, ciemne i pochmurne.
         - Jestem tutaj, ponieważ nigdy mnie nie zabiłeś. – powiedziała łamiącym się głosem, którego nie potrafiła już dłużej kontrolować.
         Po jej słowach coś zmieniło się w Shannonie. Wiele razy słyszał już od swojej rodziny, że śmierć Genevieve nie była jego winą, ale nigdy im nie wierzył. Wiedział, że mówili to tylko po to, by nie się nie zadręczał. Jednakże nigdy by nie przypuszczał, że usłyszy to od niej samej. Była jedyną osobą na świecie, której mógłby posłuchać dlatego był pewien, że nigdy sobie nie wybaczy tego, co zrobił. A jednak stała tu przed nim będąc żywym dowodem na to, iż w to co wierzył przez te lata, było nieprawdą.
         - Dlaczego więc pozwoliłaś mi myśleć, że umarłaś przeze mnie? – zapytał z goryczą, ale bez pretensji w głosie. Bał się zrobić chociażby jeden krok w jej stronę, dlatego bezradnie stał w miejscu czekając, aż przerwie milczenie. Miał ochotę ją dotknąć, by już zupełnie uwierzyć, że nie jest tylko wytworem jego wyobraźni, ale nie wiedział, jak Genevieve na to zareaguje.
         Gen podejrzewała, że z jego ust w końcu padnie to pytanie i obawiała się go najbardziej ze wszystkich. Choć próbowała ułożyć sobie wcześniej gotową odpowiedź, za każdym razem kończyło się na tym, że brakowało jej słów.
         - Ponieważ musiałam zniknąć, a ty byś mi na to nie pozwolił. Tylko tak mogłam się ciebie pozbyć. – odparła z ciężkim sercem.
         Nie planowała tego, by znów go oszukać. Nie chciała, by ponownie przez nią cierpiał. Kiedy jednak stał naprzeciwko niej wyglądając tak, jakby przez te wszystkie lata jego serce rozpadało się na kawałki zrozumiała, że Shannon nie przeżyje jej kolejnej śmierci. Nie mogła dopuścić do sytuacji, w której znów odpowiadałaby za jego nieszczęście. I choć w jej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa Leanne o tym, że nie powinna się za wszystko karać, widząc Shannona nie potrafiła już myśleć tak, jak wcześniej.
         Shannon czuł się teraz jeszcze bardziej zagubiony, niż przed minutą. Nie rozumiał już niczego, co się wydarzyło od kiedy przekroczył próg mieszkania.
         - Nie wierzę ci, Genevieve. – powiedział, patrząc w jej oszklone od łez oczy i zrobił krok przed siebie, zmniejszając odległość między nimi. – Dziewczyna, którą znałem, nigdy nie pozwoliłaby nikogo skrzywdzić. Nikt nie może się tak diametralnie zmienić. Nie jesteś taka, jak twoja matka. Nigdy nie byłaś i nie będziesz. To ona to wszystko wymyśliła, prawda?
         - Powiedziałam ci prawdę. – odparła, coraz trudniej znosząc jego obecność. – Nie jestem już tą samą dziewczyną, którą znałeś.
         Shannon czuł, że Gen kłamie. Nie widział tego w jej oczach, nie słyszał tego w jej głosie, ale coś cały czas powstrzymywało go przed wyjściem i trzaśnięciem drzwiami. Zdawał sobie sprawę, że może być jedynie zaślepiony przez wspomnienia, które wróciły do niego ze zdwojoną siłą, ale postanowił, że i tak nie ma już nic do stracenia.

         - Gdybyś naprawdę chciała się mnie pozbyć, wyrzuciłabyś te wszystkie zdjęcia i pamiątki. Nie pojawiłabyś się naszym koncercie, a jestem pewien, że widziałem cię na jednym. I przede wszystkim, nie byłoby mnie tutaj. Zasługuję na prawdę, Genny. 

22 komentarze:

  1. Dziewczyno, nawet nie wiesz jak waliło mi serce podczas czytania tego rozdziału!
    Chcesz mnie zabić, tak?
    Niech Genny powie Shannonowi prawdę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę Cię zapewnić, że nikogo nie chcę zabić :)

      Usuń
  2. Trzese sie i placze, placze i nie moge sue ruszyc, placze i drgam, matko. Ciag dalszy bedzie bardzo ciezki, ale wierze, ze bedzie ok, Cass, dziekuje, wszystko co do przecinka jest idealne, a pomysl idealny, oiekny. Jestes zdolna, kocham to wszystko i dziekuje. Weny, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, że pojawił się ten rozdział. Jest idealny. Czytałam go z zapartym tchem. Nie mogę się już doczekać nowego. Błagam Niech Gen powie mu prawdę. Błagam, błagam, błagam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj ale fajnie czytało mi się ten rozdział:) mam ochotę ucałować Lea za to co powiedziała Gen. Ma ona rację i z każdym słowem się zgadzam. Mam nadzieję, że jednak Gen powie całą prawdę Shannonowi. Zasługuje na to. W ich życiu nie powinno być więcej kłamstwa!!!! Wiem że Gen boi się bo nie wie czy przeżyje ale kurcze koniec kłamstw! Trzeba zacząć żyć własnym życiem a nie jakąś jego imitacją. Weny na nowe:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział:) Lea ma rację i mimo iż jest młodsza to ona zachowuje się rozsądnie:) bardzo donrze powiedziała mam nadzieję, że Gen powie prawdę Shannowi. Swoją drogą strasznie mi go tutaj szkoda. Mam nadzieję, że dowie się całej prawdy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Pozostawię to w tajemnicy aż do następnego rozdziału :)

      Usuń
  6. O mój Jezu... dosłownie miałam palpitacje serca od momentu kiedy Shannon wszedł do salonu! Ja się chyba bardziej denerwowalam niż sama Gen. Ona musi mu powiedzieć prawdę, a jak nie ona to może chociaż Lea wszystko mu wytłumaczy, bo zasłużył na to! Wtedy napewno im sie uda i razem pokonają chorobę Gen. Aaaa czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Lubię to!
    PS. Za ile rozdziałów dostanę odpowiedz na pytanie - czy moja ulubieńca zostanie ukarana?
    - K.B
    Weny, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi powiedzieć, bo piszę na bieżąco a nie na zapas.
      Dzięki:)

      Usuń
  8. WYJĘ! Wyję jak wilk do księżyca! Wyję jak dziecko, któremu ktoś zabrał zabawkę... Co ty ze mną robisz dziewczyno??? Niesamowity rozdział. Weny kochana i czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam i niech 30 STM będzie z tobą M.J.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim jedynym marzeniem jest żebyś dodała rozdział jutro bo normalnie nie wytrzymam i ma być on szczęśliwy ! .;) nie no, a tak serio (choć tamto też takie było) to proszę o szybkie dodanie rozdziału bo nie mogę się doczcekać dalszej części. Rozdział super jak przeczytałąm poprzedni to myślałąm, że nie zgodzi się na to wszystko, a tu proszę takie zaskoczenie, ŚWIETNIE ! Życzę zdrowia i WENY! ;) - O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że udało mi się zaskoczyć i rozdział się spodobał ;) dzięki!

      Usuń
  10. Łzy mi ciekną po policzkach.. Masakra. Mam nadzieję, że po wszystkich tych cholernych problemach, rozłąkach i całemu światu przeciwko im, Gen z Shannonem będą w końcu mogli być razem bez przeszkód. Gen przeżyje operację i wszystko będzie w porządku, bo jeśli ją zabijesz, to chyba przestanę to czytać. :P
    Jesteś geniuszem. Serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakim tam geniuszem ;)
      Dzięki i przepraszam za łzy!

      Usuń
  11. Wow!!! Nawet nie wiesz jak się cieszę, że Gen rozmawia z Shannonem. Kurcze tylko niech mu powie całą prawdę. Niech nie wybiela swoich rodziców. Proszę, proszę, proszę Cię bardzo ładnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zobaczymy, czy Twoje prośby zostaną wysłuchane ;D

      Usuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)