- To wszystko? - zapytał Shannon patrząc na małą, w połowie pustą walizkę.
Genevieve siedziała na podłodze i zaczęła zapinać torbę, nie patrząc nawet na swojego rozmówcę.
- Możliwe, że więcej nie będzie mi potrzebne. - odparła posępnie, szybko tego żałując. Dopiero teraz pomyślała, że mogła chociaż udawać, iż jest optymistycznie nastawiona.
Shannon przykucnął przy niej, łapiąc ją za rękę, powstrzymując ją w ten sposób przed zamknięciem walizki.
- Mam nadzieję, że chodziło ci o to, że wyjdziesz tak szybko, iż więcej rzeczy ci się nie przyda. - powiedział z ciepłym uśmiechem, choć w rzeczywistości wcale nie było mu do śmiechu.
- Właśnie to miałam na myśli. - odparła z entuzjazmem i choć była dobrą aktorką Shannon dobrze wiedział, że kłamie. Postanowił jednak udawać, że dał się nabrać i uśmiechnął się szerzej, całując ją przelotnie w usta.
- No dobrze, pomyśl czy na pewno nie chcesz czegoś jeszcze spakować. Jutro rano nie będzie już czasu.
Genevieve spojrzała na Shannona niepewnie.
- To wszystko.
***
Gdy Genevieve weszła do mieszkania, Leanne leżała na kanapie z miską popcornu. Wpatrywała się beznamiętnie w telewizor, a gdy zobaczyła swoją siostrę, natychmiast go wyłączyła i uśmiechnęła się na jej widok. Jared ulotnił się z salonu tak szybko, że Gen nawet nie zauważyła, kiedy zniknął zza jej pleców.
Kiedy usiadła obok Leanne na kanapie, ta natychmiast ją uścisnęła. Gdy odsunęła na bok koc, pod którym leżała, Genevieve zobaczyła jej zaokrąglony już brzuch.
- Przepraszam, że przychodzę dopiero teraz. Nie chciałam znowu wpaść na Rebekę w szpitalu. Wszystko w porządku?
- Tak, mam się tylko nie przemęczać i takie tam. A co do Rebeki, z tego co wywnioskowałam z naszej ostatniej rozmowy wydaje mi się, że jest ci wdzięczna. Jack przyznał jej się, że to ty z nim zerwałaś i dlaczego to zrobiłaś. Oczywiście jest za dumna, by ci podziękować, ale przynajmniej wiedz, że nie jest już na ciebie tak cięta, jak wcześniej. Na pewno nie chcesz jej powiedzieć, że jesteś jej kuzynką?
Genevieve automatycznie pokręciła głową.
- Nie, nie. Nie chcę jeszcze bardziej namieszać. Zresztą mam teraz wystarczająco dużo spraw na głowie.
Leanne spojrzała na siostrę ze zmartwieniem i współczuciem.
- Nadal nie doszliście z Shannonem do porozumienia?
Genevieve zaczęła unikać wzroku Leanne i poczuła, że za chwilę zacznie się rumienić.
- Doszliśmy… To znaczy w pewnym sensie doszliśmy do porozumienia.
Leanne wybuchnęła śmiechem, patrząc się na onieśmieloną siostrę próbującą ukryć przed nią swoją poczerwieniałą twarz. Dziewczyna przysunęła się do Gen i chwyciła ją za ręce, odciągając je od twarzy kobiety. Genevieve mimowolnie także zaczęła się uśmiechać, nie mogąc dłużej ukrywać przed nią szczęścia.
- O mój boże, zrobiliście to! Wiedziałam! Gdy tylko tu weszłaś wydawałaś mi się jakaś… inna. - Lea klasnęła w dłonie z entuzjazmem, a Gen zaczęła się śmiać z jej reakcji i kręcić głową z dezaprobatą.
- Miło mi, że cieszysz się moim szczęściem, ale właściwie przyszłam tu powiedzieć ci coś innego. - Leanne widziała na twarzy Gen zdenerwowanie, dlatego jej entuzjazm natychmiast opadł. - Jutro idę do szpitala. Zgodziłam się na operację.
***
Szereg badań i przygotowań do operacji przeminął Genevieve jak w oka mgnieniu. Shannon nie odstępował jej na krok; w ciągu dnia nie wychodził ze szpitala na dłużej niż na pół godziny, co robił tylko raz dziennie. Szedł wtedy do hotelu, który znajdował się ulicę od szpitala, brał szybki prysznic, przebierał się, po czym pędził z powrotem do szpitala, po drodze łapiąc coś do jedzenia. Gdy przychodził, zazwyczaj mijał się z Leanne i Jaredem.
Dzień przed operacją postanowił spędzić u jej boku i nie zamierzał wracać na noc do hotelu.
- Chce ci się spać? - zapytał Shannon, gdy zegar wybił dwudziestą drugą.
Siedział na niskim stołku, a łokcie opierał o jej łóżko. Już kilka razy dostał reprymendę od pielęgniarek, gdy siadał lub kładł się obok niej, dlatego tym razem postanowił pozostać na krześle.
- Trochę, ale dzisiaj i tak nie zasnę. Za to ty powinieneś. - powiedziała, przyglądając się zmęczonemu Shannonowi. Pogłaskała go po policzku, a on złapał ją z dłoń i uśmiechnął się do niej słabo.
Wiedziała, że wcale nie sypiał w hotelu tak długo, jak twierdził. Pielęgniarka, z którą znała się z pracy powiedziała jej, że mężczyzna po wyjściu z jej sali tak naprawdę czuwał pod drzwiami przez całą noc. Dopiero nad ranem kładł się do łóżka na godzinę lub dwie, następnie wracając znów do szpitala.
- Nie jestem senny. - odparł, z trudem powstrzymując ziewanie.
- Zamierzasz znów spędzić noc pod drzwiami? - zapytała Gen, a Shannon westchnął poczuwszy rozczarowanie, że jego tajemnica wyszła na jaw.
- Skąd wiesz?
- Może jestem gównianym lekarzem, ale jestem dość lubiana wśród pracowników szpitala.
Shannon spojrzał na nią ze zdziwieniem. Podniósł się na łokciach i usiadł wyprostowany na stołku.
- Ty gównianym lekarzem? - obruszył się.
Genevieve parsknęła śmiechem.
- Och, proszę cię, Shann. Powiedzmy sobie szczerze - nie mogłam być aktorką, dlatego pod naciskiem matki poszłam w jej ślady. Lekarzem powinno być się z powołania, a nie z przymusu. Pamiętasz, jak rozwaliłam sobie nogę na wyścigach? - Shannon kiwnął głową. - Nie umiałam jej nawet opatrzyć i zaczęłam panikować. Przestałam dopiero, gdy ty to zrobiłeś.
Oboje zaczęli chichotać. Mimo, że wspomnienie wyścigów łączyło się również ze śmiercią jego najlepszego przyjaciela, to nie mógł zapomnieć o dobrych chwilach spędzonych z Genevieve.
Shannon nie zauważył nawet, kiedy śmiech Gen przerodził się w płacz. Bez słowa przesunął ją na łóżku i usiadł obok, biorąc ją w ramiona jak małą dziewczynkę.
- Co się stało? - zapytał ściszonym głosem.
Genevieve spojrzała na niego ze łzami w oczach, choć próbowała się uśmiechnąć.
- Jeśli coś pójdzie nie tak… - Shannon chciał już jej przerwać, ale kobieta go uciszyła. - Chcę, żebyś był taki jak teraz. Uśmiechnięty, szczęśliwy. Teraz, kiedy pozbyłeś się już poczucia winy, proszę cię o jedno. Nie spędź znów życia rozpaczając nad moją śmiercią i zacznij wreszcie żyć.
Shannon przytulił ją mocniej do siebie.
- Razem zaczniemy wreszcie żyć.
***
Kiedy Genevieve się obudziła, nikogo przy niej nie było. Spojrzała w stronę okna - niebo było szare, zachmurzone, a przez chmury próbowało przebić się słońce. Wiedziała, że to dzisiaj. Nie obawiała się samej operacji, ale jej możliwych konsekwencji. Zdawała sobie jednak sprawę, że nie może się już teraz wycofać.
Nie zdążyła się nawet podźwignąć na łokciach, gdy drzwi sali się otworzyły. Shannon wszedł do środka z grobową miną i choć kobieta myślała, że to z powodu czekającej ją operacji, myliła się.
Shannon stanął obok jej łóżka i przykucnął, chwytając ją za rękę. Gen błagała go w myślach, by wreszcie zaczął mówić i przestał trzymać ją w niepewności.
- Leanne zadzwoniła wczoraj do waszych rodziców i powiedziała im o operacji.
- Dzwonili? Jeśli tak, to nie zamierzam odbierać od nich żadnych telefonów. - odpowiedziała stanowczo, nie dając mu dokończyć. Shannon spuścił wzrok, mówiąc dalej.
- Nie dzwonili. Twój ojciec wsiadł w pierwszy samolot i tu przyjechał.
Genevieve spojrzała na Shannona zaskoczona.
- Tu, to znaczy do Londynu?
Shannon znów spojrzał jej w oczy. Zauważyła, że przestał udawać i na jego twarzy malował się gniew.
- Tu, to znaczy do szpitala. - odparł rozgoryczony. - Próbowałem go wyprosić, ale powiedział, że wyjdzie dopiero, kiedy usłyszy to od ciebie. Jeśli nie chcesz, żeby cię denerwował, mogę po prostu…
- Wpuść go. - przerwała mu, wzdychając głęboko. - Niech tu przyjdzie, a ty idź coś zjeść. Już stąd słyszę burczenie twojego brzucha.
Shannon wiedział, że Gen nie zmieni już zdania. Choć szczerze nienawidził jej rodziców, postanowił uszanować jej decyzję. Gdy Rhys zamknął za sobą drzwi, on usiadł pod salą i nie zamierzał się spod niej ruszać.
Genevieve wbiła wzrok w sufit, nie chcąc patrzeć ojcu w oczy. Wiedziała, że mimo tego, jak skrzywdzili ją rodzice, jeśli zacznie nad nią rozpaczać, sama się rozklei. Zawsze miała lepszy kontakt z ojcem, ale mimo to nie chciała okazywać mu żadnych uczuć, karząc go w ten sposób za wyrządzone jego córkom krzywdy.
- Genny… - usłyszała płaczliwy głos ojca. - Genny, tak mi przykro.
- Przykro ci, że umieram, czy przykro ci, że zniszczyłeś mi życie, które właśnie się kończy?
Rhys przysunął stołek i usiadł obok niej. Genevieve wiedziała, że po tym wszystkim nie powinna się przejmować swoim ojcem, jednakże strasznie trudno przychodziło jej bycie dla niego oschłą.
Usłyszała, jak mężczyzna głęboko westchnął.
- Wiesz, że nigdy z mamą nie chcieliśmy, byś cierpiała…
Genevieve nie mogła się powstrzymać i spojrzała na ojca z wyrzutem. Kiedy ujrzała jego twarz nie mogła uwierzyć, że to on. Wydawało jej się, jakby od ostatniego razu, kiedy go widziała minęło przynajmniej dziesięć lat. Mogła przysiąc, że nagle postarzał się o dekadę, a jego włosy mocno posiwiały. Wyglądał na zmęczonego, ale na jego twarzy potrafiła także dostrzec głęboki smutek.
- Nie przyjechała tu z tobą, prawda? Wciąż nie czuje się winna i uważa, że postąpiła słusznie?
Rhys spuścił na chwilę wzrok, a gdy go podniósł, wydawał się być jeszcze bardziej zrozpaczony.
- Nie mogła przyjechać. Jest teraz… w innym miejscu.
- W innym miejscu?
Rhys znów westchnął.
- Jest w ośrodku zamkniętym. Od lat leczyła się na depresję. Nie mogła znieść tego, że nie ma cię z nami. Przytłaczało ją udawanie, że nie żyjesz, a teraz, kiedy naprawdę możesz umrzeć… Nie wytrzymała tego. Nie potrafiła żyć dłużej z myślą, że nigdy jej nie wybaczycie z Leanne, że nie zobaczy swojego wnuka. W dodatku po powrocie z Londynu wniosłem do sądu o rozwód. - Genevieve nie mogła uwierzyć we wszystko, co wyznał jej ojciec. Nie uważała jednak, by kłamał. - Próbowała się otruć tabletkami, ale ją odratowali. Dlatego musiałem dopilnować, by została zamknięta w szpitalu. - Rhys przysunął się nieco do córki. - Genny, nie oczekuje, że nam wybaczysz. Twoja matka też nie oszukuje się już, że to zrobisz. Ale mam nadzieję, że chociaż przestaniesz nas nienawidzić.
Genevieve spojrzała na ojca przez łzy. Mimo wszystko nie chciała, by Isabelle umarła, a jej rodzice się rozwiedli, w dodatku z jej powodu. Wcześniej nie miała pojęcia, że Isabelle przez wiele lat się leczyła. Kiedy w przeszłości parę razy się spotkały zauważyła jednak przy niej jakieś leki. Nie myślała wtedy, że jej matka ma depresję.
- Chciałabym was nienawidzić. Ale wcale tak nie jest. - odparła cicho, patrząc ojcu w oczy.
- Zawsze chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. Wiem, że zrobiliśmy to w zły sposób. Ale mam nadzieję, że będę to mógł jakoś naprawić. Kiedy stąd wyjdziesz nie chciałbym niczego bardziej niż tego, byś wreszcie żyła tak, jak zawsze chciałaś.
Genevieve złapała ojca za rękę. Mimo, że wciąż miała do niego żal to widziała, iż mówił szczerze.
- Też bym sobie tego życzyła, tato. Nie powiedziałam tego Shannonowi, ale nie wiem, czy będzie to możliwe. W końcu nie ukrywałam się przez tyle lat bez przyczyny. Ludzie wciąż mogą mnie rozpoznać, a w dodatku ten człowiek, który zabił Tessę, może wciąż żyć.
Rhys złapał rękę Gen także swoją drugą ręką. Poczuła się tak, jakby znów była małą dziewczynką, a on czuwał przy niej w nocy, gdy bała się burzy.
- Jeśli chodzi o tego faceta… Nie martw się o niego. Nie żyje od kilku lat.
Genevieve spojrzała na ojca z przerażeniem.
- Skąd to wiesz?
- Próbowałem go znaleźć przez wiele lat. Miałem zamiar go zabić, naprawdę byłem gotów to zrobić. Kiedy w końcu go odnalazłem okazało się, że ktoś mnie wyręczył. Był przestępcą, zapewne podpadł wielu ludziom.
Gen nie wiedziała, co powiedzieć.
- Dlaczego mówisz mi to wszystko dopiero teraz?
- Gdybym powiedział ci to wcześniej, chciałabyś wrócić do Shannona. Gdy to się wydarzyło, byłaś świeżo po ślubie. Nie chciałem jeszcze bardziej namieszać ci w głowie. - zrobił pauzę ale widząc, że Genevieve nie zamierza się odezwać, kontynuował. - Jak widzisz ten problem masz już z głowy. Jeśli chodzi o to, że ktoś może cię rozpoznać… Mogę sprawić, że nie będziesz musiała się o to martwić. Mogę przyznać się do wszystkiego, pójść do więzienia jeśli trzeba… Zrobię wszystko, żebyś nie została ukarana, w końcu byłaś wtedy jeszcze dzieckiem.
- Tato… - wydukała zupełnie zszokowana, ale ojciec tylko uśmiechnął się do niej słabo i otarł łzę z jej policzka.
- Jestem gotów ponieść konsekwencje, Genny. Może w ten sposób odkupię swoje grzechy. Nie musisz decydować od razu. Teraz martw się o siebie. To może poczekać.
Genevieve pokiwała głową. Do sali wszedł lekarz i oznajmił, że zaraz będzie musiał zabrać pacjentkę na operację. Kobieta dała ojcu pocałować się w czubek głowy i patrzyła, jak zmierza w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia, Gee. - powiedział z uśmiechem. Nie nazywał tak córki od kiedy skończyła sześć lat.
- Do zobaczenia, tato.
***
- Pogodziliście się? Czego chciał lekarz? - zapytał Shannon, wchodząc za jej ojcem do sali.
- Można tak powiedzieć. Zabierają mnie zaraz na stół operacyjny. No wiesz, żeby pogrzebać mi trochę w czaszce. - powiedziała bez humoru, a Shannon obruszył się usłyszawszy jej cierpki żart. Chciał coś powiedzieć, ale do sali znów ktoś zapukał. Gdy Leanne i Jared weszli do sali, postanowił usunąć się na bok.
Kiedy wyszli po krótkiej rozmowie z Genevieve i życzyli jej powodzenia, do sali znów wszedł zniecierpliwiony lekarz w asyście pielęgniarek. Nie zgodził się na dłuższe zwlekanie z operacją i poprosił, by zabrano Gen na salę.
Shannon odprowadzał ją pod samą salę, kiedy to pielęgniarka wiozła ją na wózku. Próbował ją pocieszyć, złagodzić jej stres, choć w rzeczywistości denerwował się chyba bardziej, niż Genevieve.
- Dalej nie może pan wejść. - powiedziała pielęgniarka zatrzymując się przy wielkich, szklanych drzwiach. Szkło było zamglone, a na prawym skrzydle widniał napis „sala operacyjna”.
Shannon poprosił pielęgniarkę o jedną minutę. Tęga kobieta nie była chętna, ale odeszła na chwilę na bok. Mężczyzna przykucnął przy Genevieve, składając na jej ustach pełen bólu pocałunek.
- Kocham cię. Kocham cię tak samo, jak wcześniej. Nigdy nie przestałem i nie przestanę, wiesz o tym, prawda?
Genevieve starała się powstrzymać łzy. Nie chciała znów się rozklejać. Jeszcze niedawno nie wierzyła, że kiedykolwiek usłyszy znów te dwa słowa z ust Shannona. Cieszyła się, że mimo wszystkich wydarzeń i upływu wielu lat, mężczyzna odwzajemniał jej uczucia.
- Wiem. - odparła, patrząc mu w oczy i czując się tak jak wtedy, gdy wyznawał jej miłość po raz pierwszy. - Ja też cię…
- Naprawdę musimy już iść. - powiedziała pielęgniarka, łapiąc za wózek i nie dając Genevieve dokończyć.
Gen pocałowała go szybko, wciskając mu coś do ręki.
- Ja też cię kocham. - powiedziała, zanim pielęgniarka zamknęła za nimi drzwi.
Shannon wyprostował się i spojrzał na przedmiot, który dała mu Genevieve. Na jego dłoni spoczywała muszla w kształcie stożka. Nie zauważył nawet, kiedy na jego twarzy pojawił się słaby uśmiech. W swojej głowie usłyszał podekscytowany głos Gen, gdy zauważyła ją kilkanaście lat temu na plaży na Florydzie. Przypomniał sobie dokładnie ten dzień i opadał na podłogę, opierając się o zimną, szpitalną ścianę, spoglądając raz na muszlę, raz na szklane drzwi.
***
- Patrz, jaka ładna muszla! – powiedziała nagle Gen, wskazując na coś w oddali.
Shannon podniósł się i wygrzebał z piasku znalezisko Genevieve. Była to dość spora, stożkowata muszla w odcieniach bieli i pomarańczy. Wyczyścił ją i przyklęknął przed dziewczyną, a ta spojrzała na niego z rozbawieniem. Odwróciła wzrok na Kate, która zaczęła się śmiać, podobnie jak Jake, który właśnie wyszedł z wody.
- Genevieve, wyjdziesz za mnie? – zapytał żartobliwie Shannon, a Gen wybuchła śmiechem i mimowolnie się zarumieniła. Teatralnym gestem przyłożyła dłonie do ust zaczęła udawać zaskoczoną, zupełnie jakby naprawdę się jej oświadczał.
- Och, Shannon. – westchnęła udając wzruszenie i starając się znów nie roześmiać. – Nie spodziewałam się… Oczywiście, że tak! Marzyłam o tej chwili od tak dawna!
Chłopak uśmiechnął się szeroko i wręczył jej muszelkę, a ona rzuciła się mu w ramiona. Natychmiast wybuchli śmiechem, a Kate i Jake zaczęli klaskać.
- Pewnego dnia zrobię to naprawdę. – szepnął Shannon do ucha Gen, a ta spojrzała na niego, tym razem zaskoczona na poważnie.
- Biorę cię za słowo. – odparła i przyłożyła muszlę do swojego serca, ściskając ją kurczowo.
O matko, wzruszylam sie. Jak ja lubie twoje wypociny, matko. W koncu isabell ma za swoje- dobrze jej tak! Oby rhys znalazl inny sposob niz przyznanie sie, a i niech gen przejdzie operacje bez komplikacji! Niecierpliwie czekam na ciag dalszy, niewXne kiedy, bo na ten bylo warto czekac! Weny, weny, weny! ♡
OdpowiedzUsuńKurcze przypomniałaś ten moment z oświadczynami:) Ty łamaczko serc swoich czytelników;) Błagam niech wszystko bedzie ok z Gen:):):):)
OdpowiedzUsuńCass, jesteś mistrzem.
OdpowiedzUsuńNie mam nic więcej do dodania, mam tylko prośbę: pisz cały czas, kiedy możesz Pisz, proszę.
Piękne,piękne, po prostu piękne. Czekam już na nowy rozdział , przepiękna historia ♥
OdpowiedzUsuń