piątek, 26 czerwca 2015

60. Risk





Zanim Genevieve otworzyła oczy, usłyszała stukot deszczu uderzającego w szybę. Wsłuchiwała się w niego przez chwilę, czując ciężką rękę na swojej talii. Im dłużej miała zamknięte powieki, tym wiecej dźwięków słyszała. Miarowe tykanie zegara, spokojny oddech za jej plecami. Zaczęła wolno się odwracać, delikatnie podtrzymując jego rękę. Gdy otworzyła oczy, ujrzała twarz wpatrującą się w nią niebezpiecznym spojrzeniem, od którego natychmiast przeszły ją ciarki, a serce zaczęło bić jak oszalałe.

- Zostaw mnie!!! - zaczęła krzyczeć, ale mężczyzna nie puszczał. - Zabiłam cię, zostaw mnie!

- Genny, Genny! - usłyszała głos odbijający się echem w jej głowie. Jakby była pod wodą, a ktoś krzyczał do niej z powierzchni. - Genny, obudź się.

Kiedy się ocknęła, przez chwilę jeszcze się szarpała. Spojrzała na zmartwioną twarz Shannona, który nadal trzymał ją za obojczyki. Potrząsał nią przez kilka minut, a ona wciąż się nie budziła. Gdy wreszcie otworzyła oczy, wygladała jak bezbronne, przestraszone zwierzę. Obawiał się wykonać jakikolwiek ruch, by jej nie spłoszyć.

Jej oczy były mokre od łez, a ciało drżało się tak, jakby było jej okropnie zimno.

- Spokojnie, jestem przy tobie. To był tylko koszmar. - powiedział, przyciągając ją do siebie. Wtuliła się w jego nagi tors i nie zamykała oczu w obawie, że znów zobaczy twarz swojego oprawcy. Shannon gładził wierzchem dłoni jej plecy i czuł, jak przestaje się trząść. Pocałował czubek jej głowy, a ona otarła łzy z policzków.

Kiedy juz całkowicie się uspokoiła, ostrożnie odsunęła się od niego.

- Przepraszam, tak mi głupio. Masz mnie teraz za wariatkę, prawda? - powiedziała zrozpaczonym głosem, którego nie mógł znieść. Nie potrafił patrzeć, jak cierpi.

Genevieve wbiła wzrok w szarą pościel, nie mogąc patrzeć mu w oczy. Czuła się jak pacjentka szpitala psychiatrycznego, której odbiło bo nie wzięła leków. Po części było to prawdą. Od niemalże dwudziestu lat codziennie przed snem zażywała tabletki, które umożliwiały jej w miarę spokojny sen. Czasem działały bardziej, czasami mniej. Jednak bez nich nie była nawet w stanie zmrużyć oczu. Mimo strasznego koszmaru dziwiła się, że tej nocy w ogóle zasnęła. Pomyślała, że to za sprawą Shannona zasypiającego u jej boku.

- Nie jesteś wariatką. - powiedział, unosząc jej brodę tak, by patrzyła mu prosto w oczy. Przyglądała się jego zmierzwionym włosom, spadającym falą na skronie i jeszcze nieco zaspanym, piwnym oczom. Ten widok połączony z jego kojącym głosem uspokajał ją bardziej, niż jakiekolwiek lekarstwa. - Obydwoje nimi jesteśmy. Ja budziłem się w ten sposób niemalże codziennie, dopóki nie wróciłaś. - Genevieve poczuła się winna choć wiedziała, że nie to było jego zamiarem. - Chcesz pogadać o tym, co ci się przyśniło? - zapytał ostrożnie, a ona natychmiast spuściła wzrok.

- Porozmawiamy o tym przy śniadaniu, dobrze? - zaproponowała z kącikami ust wykrzywionymi w półuśmiechu.

Shannon przytaknął, odpowiadając jej nieco pogodniejszym uśmiechem. Widziała, że w jego oczach nie wypadła przekonywująco. Podparła się jedną ręką na niskim zagłówku łóżka, a drugą dotknęła jego policzka, składając mu na ustach namiętny pocałunek.

Kiedy skończyła, Shannon przyglądał się, jak szybko wyskakuje z łóżka i zarzuca na siebie jego koszulkę, która znajdowała się akurat pod ręką. Uśmiechnął się na ten widok, gdyż przypomniało mu się, jak kiedyś zawsze wybierała jego ubrania po wyjściu z łóżka. Mimo, że teraz była blondynką ubraną w jego szarą koszulkę Pink Floyd, ten widok był równie przyjemny co ten, który widział teraz oczami wyobraźni - drobna szatynka ubrana w jego flanelową koszulę, przechadzająca się z gracją po wąskiej kuchni w małym, drewnianym domku.

Gdy wszedł do jej kuchni, przygotowywała w misce ciasto na naleśniki. Podszedł do niej od tyłu i objął w nagiej talii, odsłoniętej przez mocno wyciętą po bokach koszulkę. Uśmiechnęła się szeroko i próbowała skupić się na gotowaniu, gdy odrzucał na bok jej włosy i całował ją po nagiej szyi. Kiedy musnął ją wargami za uchem, paczka mąki wyślizgnęła się z jej rąk i uderzyła o blat. Rozsypując się, utworzyła w powietrzu białą mgłę, pokrywającą wszystko dookoła, łącznie z jej twarzą. Gdy obróciła się do Shannona, ten natychmiast wybuchnął śmiechem. Palcem wskazującym musnął czubek jej nosa, a na widok jego roześmianej twarzy i ona zaczęła się śmiać.

Chwyciła za ręcznik i otarła twarz, po czym wróciła do gotowania. W tym czasie Shannon zaczął sprzątać to, co z jego winy rozsypało się po połowie kuchni.

Kiedy usiedli obok siebie przy wyspie kuchennej i zaczęli jeść, Genevieve poczuła, jak atmosfera między nimi gęstnieje. Shannon nie zamierzał psuć jej nastroju pytając o dzisiejszą pobudkę, choć najchętniej poruszyłby ten temat.

- Te naleśniki smakują jakby zrobiła je Isabelle. - powiedział przerywając ciszę, a Gen spojrzała na na niego rozbawiona.

- Po tylu latach pamiętasz smak naleśników mojej matki? - zaśmiała się.

Shannon także się rozchmurzył.

- Niektórych rzeczy się nie zapomina. Mimo, że z całego serca jej nienawidzę, to muszę przyznać, że robiła najlepsze naleśniki.

Genevieve przypomniała sobie, jak Shannon podjadał potajemnie jej śniadanie, po całej nocy spędzonej pod jej łóżkiem.

- W takim razie wezmę za komplement to, że moje smakują tak samo. - odparła, uśmiechając się do niego.

Długo zbierał się na to, by w końcu przypomnieć jej o obietnicy, którą złożyła mu tego ranka. Był pewien, że wcześniej nie miała w życiu osoby, z którą mógłby szczerze porozmawiać o swoich problemach. Jedynymi ludźmi, którzy znali jej historię byli Isabelle, Rhys i jej ciotka. Z autopsji wiedział, że zwierzanie się rodzinie nie było tak łatwe, jak szczera rozmowa z przyjacielem.

- Genny... Obiecałaś mi, że opowiesz o swoim śnie. - powiedział w końcu czekając, aż kobieta zmieni nastawienie. Przypuszczał, że jej dobry humor zniknie, jednak tak się nie stało. Genevieve wygladała na zagubioną i wyraźnie zaskoczoną.

- Śnie? - zapytała, próbując go sobie przypomnieć, jednakże bezskutecznie. Shannon był pewien, że Gen tylko udaje, by uciec od odpowiedzi.

- Obudziłaś się dzisiaj z krzykiem i próbujesz mi teraz wmówić, że tego nie pamiętasz?

Genevieve patrzyła na niego pustym wzrokiem, zawieszając się na chwilę. Naprawdę nie mogła przypomnieć sobie poranka. Zajęło jej parę minut, by dotarło do niej, jak wyglądał. Nie chciała mówić tego Shannonowi, ale ostatnimi czasy coraz częściej łapała się na tym, że zapominała o prostych rzeczach, miała zawroty głowy lub traciła równowagę. Nawet przygotowując tego ranka śniadanie, zdarzyło jej się kilka razy coś upuścić, co wcale nie było spowodowane pocałunkami Shannona. Początkowo zrzucała winę na ciężki okres w swoim życiu, jednakże teraz była pewna, że to narastające objawy jej choroby, która powoli zaczynała mieszać jej w głowie.

Gen natychmiast przybrała swoją aktorską maskę i postanowiła udawać, że nic się nie dzieje, by go nie martwić na zapas.

- Przepraszam. Myślałam, że odpuścisz. - skłamała. - Nigdy z nikim o tym nie rozmawiałam.

Kiedy miała wreszcie opowiedzieć mu o swoim śnie, usłyszała dzwonek telefonu dobiegający z salonu. Spojrzała na Shannona przepraszająco, a on tylko kiwnął głową na znak, że nie ma nic przeciwko, by odebrała. Mężczyzna patrzył, jak Genevieve podchodzi do stolika stojącego w połączonym z kuchnią salonie. Gdy tylko zauważyła numer na wyświetlaczu, jej mina natychmiast zrzedła. Od razu chwyciła za komórkę i szybkim krokiem udała się do sypialni.

Shannon jeszcze przez chwilę patrzył zmartwionymi oczami w kierunku drzwi sypialni. Walczył sam ze sobą, by nie ruszyć w stronę sypialni. Nie chciał być wścibski, ale zachowanie Genevieve nieco go zaniepokoiło. Mimo jej talentu aktorskiego i lat rozłąki wciąż potrafił rozpoznać, kiedy w jej życiu działo się coś złego. Pełen wątpliwości mimowolnie stanął na korytarzu, opierając się o ścianę pod lekko uchylonymi drzwiami.
- Wiem, że nie mam dużo czasu do namysłu. – powiedziała ściszonym głosem, krążąc po pokoju. – Wydaję mi się, że to bezcelowe. – odparła na czyjeś słowa, czekając na odpowiedź rozmówcy. – Wizyta w szpitalu w niczym nie pomoże. To moja decyzja. Nie namówisz mnie, Victor. – westchnęła głęboko, widocznie poirytowana. – No dobrze, skoro tak ci na tym zależy. Przyjadę. Właściwie, muszę z tobą skonsultować parę moich obserwacji. Wydaję mi się, że jest ze mną coraz gorzej. Ale porozmawiamy o tym, jak przyjadę. Za godzinę, tak?

Shannon nie czuł już się winien, że podsłuchał jej rozmowę. Poczuł się oszukany, iż nie chciała podzielić się z nim czymś tak ważnym, jak pogorszeniem się jej stanu zdrowia. Czym prędzej wrócił do kuchni i postanowił udawać, że nic się nie stało. Postanowił dać Genevieve szansę na zrehabilitowanie się.

Gdy znów pojawiła się w kuchni, na twarzy kobiety widniał sztuczny uśmiech. Shannon od razu wiedział, że nie ma co liczyć z jej strony na szczerość.

            - Przepraszam, to tylko Leanne. Czuje się coraz lepiej.

***

            - Nie powinnaś zwlekać. – wysoki mężczyzna po czterdziestce patrzył na kobietę przez okulary w ciemnych, grubych oprawkach. – Tym bardziej teraz, kiedy sama zauważyłaś już, że choroba postępuje.

Mimo, iż lekarze zazwyczaj nie okazywali swoim pacjentom zbyt wielu emocji i starali się pozostać profesjonalni, Victor znał ją od kiedy zaczęła pracować w tym szpitalu. Nie potrafił zachować się bezstronnie w sytuacji, gdy jedna z jego koleżanek była poważnie chora.

- Sam powiedziałeś, że operacja może nie wystarczyć. Co będzie później? Mam dać ci pogrzebać w swojej czaszce, a potem i tak miesiącami się leczyć, aż w końcu okaże się, że i to nie daje efektów? – westchnęła, będąc na granicy płaczu. Mężczyzna patrzył na nią ze ściągniętymi brwiami. Momenty jak ten były częstym zjawiskiem w jego zawodzie, ale jeszcze nigdy nie musiał leczyć kogoś, kto był mu bliski.

- Amber. – zwrócił się do niej tak, jakby mówił do dziecka. – Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie i ty jako lekarka doskonale o tym wiesz. Zawsze doradzałaś swoim pacjentom, by podjęli ryzyko. Dlaczego więc teraz sama nie chcesz spróbować?

Kobieta ukryła twarz w dłoniach, a gdy znów podniosła głowę, jej policzki były mokre od łez.
- Może dlatego, że jako lekarz doskonale znam statystyki. Z doświadczenia wiem, ile ludzi z moją chorobą przeżywało leczenie.

- Dlatego wolisz umrzeć bez walki? – zapytał lekarz bez ogródek. Wiedział, że tylko tak może ją podejść.
- Wolę przeżyć swoje ostatnie dni szczęśliwa z kimś, kogo kocham, niż leżąc w szpitalnym łóżku. – powiedziała pociągając nosem, nie mogąc dłużej wytrzymać w jego gabinecie, w tym szpitalu. Wszystko tu przestawało kojarzyć jej się z pracą, a zaczynało ją przytłaczać. Bez słowa podniosła się z krzesła i ruszyła w stronę drzwi.

- Masz rację. – powiedział Victor, stając za biurkiem, a ona odwróciła się do niego. – Nie mogę cię namówić. Ale proszę cię tylko o jedno – nie zakładaj od razu, że się nie uda. Pomyśl o tym, że zawsze możesz mieć przynajmniej dodatkowe kilka lat z osobą, którą kochasz.

Genevieve skinęła głową i pociągnęła za klamkę. Gdy wyszła z gabinetu, czuła się jak w dzisiejszym koszmarze. Nie wiedziała, co zrobić. Nie potrafiła znaleźć wyjścia z tej sytuacji. Idąc korytarzem całkowicie zatraciła się w myślach, nie zauważając ludzi na swojej drodze, dopóki nie wpadła na jednego z nich.

- Przepra… - zaczęła, ale gdy podniosła wzrok, natychmiast zamilkła.

Shannon z początku patrzył na nią rozczarowany, jednak gdy tylko zauważył jej oszklone łzami oczy, na jego twarzy natychmiast pojawił się niepokój.

***

Shannon zabrał ją do miejsca, które wydawało mu się jedynym, gdzie nie mogła go okłamać. W drodze nie odezwali się do siebie ani słowem, jakby obydwoje oszczędzali je na poważną rozmowę. Kiedy dojechali na miejsce, odruchowo ruszyli w stronę rzeki. Usiedli na brzegu, zupełnie tak samo jak za pierwszym razem, gdy ją tu zabrał. Tym razem pogoda była nieco lepsza – co prawda słońce ukryte było za chmurami, jednakże przyjemny wiatr dawał nadzieję na ocieplenie.

Przez chwilę siedzieli jeszcze w milczeniu. Kiedy Genevieve poczuła na sobie spojrzenie Shannona, mimowolnie podniosła wzrok. Wiedziała, że tym razem nie będzie potrafiła go okłamać.

Opowiedziała mu o wszystkich swoich obawach, a także o tym, jak dzisiejszego poranka zrozumiała, jak poważny jest jej stan. Zwierzyła się także, że nie chce zgodzić się na operację i nie zdążyła nawet dokończyć, gdyż Shannon natychmiast jej przerwał.

- Przestań. Masz się zgodzić na operację. Nie obchodzi mnie, czy zrobisz to dla siebie, dla mnie, czy dla Leanne. Po prostu to zrób.

Gen spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się po nim takiej bezpośredniości.

- Shannon, sam pomyśl. Możemy spędzić ten czas tak, jak o tym marzyliśmy przez cały ten czas, gdy się nie widzieliśmy.

- Nie, Gen. – powiedział stanowczo, choć w głębi duszy zastanawiał się, czy postępuje słusznie. Wiedział, że jeśli okaże się, iż Genevieve ma rację i leczenie faktycznie się nie powiedzie, on będzie obwiniał się za to, że nie przeżyła swoich ostatnich dni tak, jak chciała. Jednakże był gotów skazać się na kolejne lata życia z poczuciem winy, jeśli istniała jakakolwiek, nawet najmniejsza szansa, że kobieta przeżyje. – Jeśli nie podejmiesz leczenia, między nami koniec. Więcej się nie spotkamy. Nie zamierzam pomóc ci w samobójstwie.

            Genevieve spojrzała na niego ze smutkiem, czując się zdradzona. Nie mogła uwierzyć w ultimatum, jakie postawił jej Shannon. Po jego oczach widziała jednak, że mówi poważnie, a nie potrafiła sobie nawet wyobrazić kolejnej rozłąki i umierania w samotności.

            Przez kilka minut wpatrywała się w słońce wyłaniające się zza chmur, po czym znów spojrzała mu prosto w oczy.

            - Dobrze, zaryzykuję. Jeszcze dziś zgodzę się na operację. Tylko proszę, nie zostawiaj mnie. – powiedziała łamiącym się głosem, a Shannon natychmiast przyciągnął ją do siebie.

            Genevieve wtuliła się w jego tors zupełnie tak samo, jak tego ranka, gdy wyrwał ją z koszmaru. Znów poczuła się bezpieczna w jego ramionach i wiedziała, że przy nim nie może spotkać ją nic złego.

            - Nigdy. – odparł, całując ją w czubek głowy.


8 komentarzy:

  1. Po pierwsze primo- ciesze sie, ze zostalam dzis do tak pozna.
    Po drugie primo- jak wspanisle sie czyta tak dlugi rozdzial.
    Po trzecie primo- podoba mi sie jedna literowka (:
    Po czwarte primo- wzruszylam sie i na koncu zaczelam plakac, no judgement.
    Po piate primo- strasznie mi sie podoba ten rozdzial i zdecydowanie warto bylo czekac sto lat. To kolejny rozdzial, ktory mam ochote wydrukowac i powiesic w ramce.
    Po szoste primo- milo ze strony Shannona, ze taki jest, moje feelsy do niego urosly.
    Po siodme primo- mam nadzieje, ze Genny przezyje operacje i bedzie zdrowa i bedzie z Shannonem, ze stworza tak cudowne Cassiatka, jaka Ty jestes
    Po osme primo- pokochalam Cie za ten blog i kocham nadal, cudowne dzielo sztuki.
    Po dziewiate primo- jestes cydowna i zycze mase weny i spokoju ducha.
    Az na koncu po dziesiate primo- heil Cass, ave Cass, bless you, Cass ♡ jestes wielka, drobna osobka, a jakze wspaniala ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojejejejejejej *o*
      tyle ciepłych słów to chyba nawet na swoim pogrzebie nie usłyszę... dziękuuuuję <3

      Usuń
  2. Kocham, kocham, kocham. I nie mogę znieść tego, że tak rzadko dodajesz rozdziały. Po prostu kocham cię i nienawidzę jednocześnie. I mi też podoba się ta literówka... :D
    Z poważaniem,
    J.B

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gdzie jest ta sławna literówka? xD
      pisałam rozdział w drodze, na iPadzie, więc pewnie gdzieś się wdarła autokorekta :v
      dziękuję, teraz będą już częściej, przysięgam.

      Usuń
  3. Dzięki za piękny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  4. NO COŚ WSPANIAŁEGO!!! I ten poranek w ramionach Shannona, i ta rozmowa nad rzeką... No wszystko to widziałam jakby działo się obok mnie <3 Jesteś wspaniała, wielka, niesamowita, cudowna, kochana, utalentowana, najlepsza i w ogóle the best from the best from the best from the best....... UWIELBIAM CIĘ :* Oby lato dodało ci energii i pomysłów na wspaniałe rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej jaki cudowny rozdział:) Mam nadzieję, że wszystko się dobrze ułoży:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć. Założyłam bloga na innym koncie. Zapraszam:
    http://brigthlights.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)