wtorek, 17 lutego 2015

53. Wait




         - Jak mogłaś mnie tak okłamać? – zapytał rozgoryczony Jared, gdy Leanne opowiedziała mu całą historię związaną z Genevieve. Zdziwiła się, że tak szybko jej uwierzył, ale jeszcze bardziej, że miał do niej pretensje.
         -„ Jak mogłam cię tak okłamać”? – powtórzyła z niedowierzaniem. – Okłamywałam cię przez parę dni, podczas gdy ty trzymałeś przede mną w tajemnicy to, że Shannon zabił Gen przez cały nasz związek. Chyba nie powinieneś mnie w tej sytuacji oceniać.
         Jared westchnął, próbując się opanować i nie mówić podniesionym głosem.
         - Gdy się w końcu dowiedziałaś zerwałaś ze mną i zaręczyłaś się z innym, więc chyba mam prawo być na ciebie zły.
         Leanne prychnęła i skrzyżowała ramiona, dając Jaredowi jasno do zrozumienia, że nie zamierza przyznać mu racji.
         - Rozumiem, że jesteś zaskoczony, ale nie musisz się na mnie wyżywać. – powiedziała podniesionym głosem a Jared dopiero teraz uzmysłowił sobie, że nie powinien jej denerwować.
         - Chcę się z nią zobaczyć. Podaj mi jej adres. – rzucił twardo.
         Leanne spojrzała na niego z konsternacją. Nie potrafiła sobie przypomnieć poprzedniego razu, kiedy Jared był dla niej tak szorstki. Jego ton głosu nie znosił sprzeciwu, co jeszcze bardziej ją rozjuszyło i spowodowało, że nie miała ochoty z nim dłużej rozmawiać.
         - Najpierw ochłoń. – odparła z przekąsem i odwróciła się na pięcie.
         Nie zdążyła zrobić nawet kroku, kiedy poczuła uścisk jego dłoni na swoim przedramieniu. Obrócił ją w swoją stronę, a gdy spojrzała na niego, jego oczy wręcz płonęły ze złości. Nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie i kiedy w przypadku Shannona potrafiła zrozumieć jego gniew, tak reakcja Jareda była dla niej niewytłumaczalna.
         - Leanne, podaj mi adres. – powiedział stanowczo, wciąż ściskając jej przedramię.
***
         Żaden z nich nie chciał zwolnić uścisku, jakby obydwoje bali się, że znów zostaną od siebie odseparowani. Jednakże gdy dzwonek niespodziewanie zadzwonił do drzwi, Genevieve odsunęła się od niego. Spojrzała na niego zawstydzona, przez co Shannon znów zobaczył w niej zarumienioną dziewczynę sprzed lat.
         - Otworzę. – powiedziała zakłopotana i minęła go, przechodząc do korytarza.
         Kiedy stanęła przy drzwiach, ogarnęła ją panika. Zaczęła obawiać się, że Jack wpadł do niej z niespodziewana wizytą. Postanowiła jednak nie udawać, iż nikogo nie ma w domu wiedząc, że z zewnątrz chłopak zauważyłby palące się w salonie światło i pociągnęła za klamkę.
         Gdy jej oczom ukazał się Jared, oniemiała. Wiedziała, że prędzej czy później musiałaby się z nim zmierzyć, jednakże nie sądziła, iż mężczyzna sam zjawi się w jej drzwiach. Spojrzał jej prosto w oczy i natychmiast osłupiał, zdając sobie sprawę, że Leanne nie kłamała. Mimo, iż jej uwierzył, wciąż nie był do końca pewien, czy ktoś nie podał się za Genevieve. Teraz miał pewność, że stał w twarzą w twarz z osobą, którą dotąd uważał za zmarłą.
         - To naprawdę ty. – powiedział zmieszany, lustrując ją wzrokiem.
         - Wejdź. – odparła niechętnie, otwierając przed nim drzwi.
         Kiedy wszedł do środka, w salonie spotkał brata. Wcześniej nie zastanawiał się nad tym, jak zareagował Shannon. Jednak jego obecność w mieszkaniu Gen mówiła sama za siebie i jeszcze bardziej zdenerwowała Jareda.
         - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – zapytał z pretensją starszego brata, a Shannon wzruszył ramionami.
         - Musiałem najpierw sam to przemyśleć. – odparł bez wyrzutów sumienia uznając za oczywiste, że nie podzielił się z bratem sekretem o powrocie Gen.
         Jared poczuł się jeszcze bardziej oszukany. Kiedy Genevieve wróciła do pokoju, natychmiast odwrócił się w jej stronę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że za nią pojawiła się także Leanne, która pojechała za nim do mieszkania siostry.
         - Jak to się w ogóle stało, że tu jesteś? – zapytał podniesionym głosem, kierując swoje słowa do Gen. Kobieta wbiła wzrok w ziemię, ciężko wzdychając.
         - To długa historia. Usiądź, wszystko ci opowiem. – odpowiedziała, mówiąc także do Shannona.
         Jared parsknął nerwowo.
         - Nie muszę i nie chcę tego wysłuchiwać.
         - Jared… - Leanne próbowała przemówić mu do rozsądku i go uspokoić, ale on całkowicie ją zignorował i kontynuował dalej.
          - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś trzymała się od nas wszystkich z daleka. – zbliżył się do Genevieve i mówił groźnym tonem. – Ledwo się zjawiłaś, a Shannon znów zaczął pić i zachowywać się jak nastolatek.
         - Nie mów tak do niej. – Shannon stanął pomiędzy bratem, a Gen, będąc widocznie rozzłoszczony jego zachowaniem. Po drugiej stronie stanęła także Leanne, chcąc pomóc starszemu Leto w opanowaniu sytuacji.
         Jared spojrzał na brata i pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym wrócił spojrzeniem do Genevieve.
         - Jeśli myślisz, że możesz sobie ot tak wrócić i udawać, że wszystko jest w porządku, to się mylisz. To nie ty zajmowałaś się Shannonem, kiedy dręczyły go wyrzuty sumienia, bo myślał, że cię zabił. Nie było cię przy nim, kiedy był w opłakanym stanie i myślał tylko o tym, że już nigdy cię nie zobaczy. Ty cały czas żyłaś i miałaś go w dupie. Dlatego nie masz prawa…
         - Jared, przestań! – wrzasnęła Leanne, nie mogąc już dłużej oglądać łez Genevieve wywołanych słowami Jareda.
         Jared spojrzał na nią z wyrzutem, choć nie spodziewał się, że stanie po jego stronie.
         - Nie martw się, już wychodzę. – powiedział, a mijając Genevieve, rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie. – Zawsze marzyłaś o tym, żeby zostać aktorką i proszę, udało ci się grać przez całe życie. Gratulacje.
         Leanne śledziła go wzrokiem, dopóki nie zniknął w korytarzu i nie usłyszała głośnego trzaśnięcia drzwiami, od którego aż podskoczyła. Choć Jared wyładował swoje emocje na Genevieve, to właśnie Lea poczuła się bardziej dotknięta jego zachowaniem. Dopiero teraz zobaczyła takie oblicze swojego chłopaka i obawiała się, że znów będzie tak, jak z Sebastianem, kiedy ujawnił to, jaki był naprawdę i się rozstali. Ponadto pamiętała, jak z powodu Shannona zerwała z Jaredem, ponieważ wiedziała, że zawsze wybierze swojego brata. Teraz bała się, iż znajdzie się w tej samej sytuacji i stojąc po stronie siostry, będzie musiała zrezygnować z Jareda.
         - Leanne, uspokój się. – Shannon dotknął ramienia dziewczyny, chcąc podnieść ją na duchu. Genevieve zaskoczyło, że tak bardzo zatroszczył się o Leanne, która w jej oczach była tylko zdenerwowana. Przypomniała sobie jednak spotkanie w szpitalu i od razu skojarzyła, co jest grane. Postanowiła jednak nie zaczynać tematu wiedząc, że to niezbyt odpowiedni moment.
         - Porozmawiam z nim. Na pewno mu przejdzie… - powiedziała dziewczyna bez przekonania, kierując się w stronę drzwi. Zarówno Shannon, jak i Gen starali się ją powstrzymać, ale Leanne i tak uparcie się sprzeciwiła i wyszła.
         Shannon spojrzał na zasmuconą Genevieve.
         - Przepraszam cię za Jareda. Nie wiem, co w niego wstąpiło.
         - Nie przepraszaj. Rozumiem go, miał rację. Nie było mnie przy tobie, a on tak. Miał prawo się na mnie zezłościć i zasługiwałam na wszystko, co o mnie powiedział. Dlaczego nie powiedziałeś mi, że znów zacząłeś pić?
         Shannon miał się już odezwać, kiedy niespodziewanie Genevieve zaczęła chwiać się na nogach i zmarszczyła brwi z bólu. Złapał ją zanim zdążyła upaść i posadził na fotelu.
         - Wszystko w porządku? – zapytał, gdy doszła już do siebie. – Przynieść ci wody?
         Genevieve westchnęła. Wcześniej nie chciała mówić mu o swojej chorobie bojąc się, że pomyśli, iż tylko dlatego się przed nim ujawniła. Poza tym nie chciała, by poczuł się zobowiązany do zajmowania nią i przeżył jej kolejną – tym razem prawdziwą śmierć. Jednakże wizyta Jareda uświadomiła jej, że nie powinna już nic więcej ukrywać. Poza tym wiedziała, że gdyby operacja się nie powiodła, a ona odeszłaby bez pożegnania, Shannon przeżyłby to jeszcze gorzej.
         - Nie trzeba. – odparła, spoglądając w jego zmartwione oczy. Chwyciła go za rękę, jakby miało jej to dodać odwagi, a jemu otuchy. – Shannon, posłuchaj. – Gen zawahała się przez chwilę nie wiedząc, jak ma mu to powiedzieć. – Ciężko jest mi to przyznać, bo nie chcę cię już krzywdzić, ale… jestem chora. Poważnie chora. – Kobieta zamknęła oczy, nie mogąc patrzeć na jego zaniepokojoną i posmutniałą twarz. – Potrzebuję operacji, inaczej mogę umrzeć. Tym razem naprawdę.
         Kiedy znów otworzyła oczy, Shannon na nią nie patrzył. Wpatrywał się w jej rękę, ściskając ją nieco mocniej.
         - Więc dlaczego zwlekasz jeszcze z operacją? Boisz się jej? – zapytał, znów wpatrując się w jej zielone oczy.
         - Nie chodzi o to, że się boję. Bardziej od śmierci przeraża mnie życie. Tym bardziej teraz, kiedy wszystko się zmieniło. Nie przeszłam jeszcze operacji, bo chciałam najpierw spędzić z tobą czas. Nie mogę tak po prostu odejść. – Genevieve starała się stłumić łzy, spuszczając głowę. Shannon dotknął jej twarzy i sprawił, że znów patrzyła na niego.
         - Nikt nie każe ci odejść. Po operacji będziemy mieć jeszcze dużo czasu.
         Gen pokręciła głową.
         - Co jeśli nie przeżyję? Albo uszkodzą mi mózg i nie będę nawet w stanie samodzielnie utrzymać widelca? – Kobieta wpadała w coraz większą histerię, a Shannon wpadł tylko na jeden pomysł, by ją uspokoić. Przyciągnął ją do siebie i tym razem to on sprawił, że wpadła w jego objęcia.
         - Naprawdę sądzisz, że los jest tak okrutny i znów mi cię zabierze?
         Genevieve zamknęła oczy, wtulając się w jego pierś.
         - Pamiętasz jaka była moja ulubiona książka? – zapytała nagle, co zbiło Shannona z pantałyku.
         - Wielki Gatsby. – odparł bez zastanowienia.
         Gen prychnęła.
         - Zawsze sądziłam, że Daisy była podła. Gatsby ją kochał, a ona dała mu nadzieję, że będą razem. Poświęcił się dla niej, wziął na siebie winę za wypadek, który spowodowała i mimo, iż odeszła od niego bez słowa, on wciąż czekał na jej telefon. Kochał ją pomimo wszystkiego, co mu zrobiła, nawet wtedy, gdy na to nie zasługiwała. Kiedy teraz o tym myślę stwierdzam, że przez te wszystkie lata zmieniłam się w nią.
         Shannon westchnął głęboko.
         - Nie jesteś podła, nie jesteś nią. Odeszłaś, ale nie zapomniałaś o mnie. Wciąż interesowałaś się tym, co się u mnie dzieje. W przeciwieństwie do niej, ty zasługujesz na szczęście. – powiedział przekonywująco, co trochę podniosło ją na duchu.  
         - Nie wiem, Shannon. Chciałabym, żeby tak nie było. Ale jeśli umrę…
         - Nie mów tak. – przerwał jej pospiesznie, starając się odgonić od siebie tę możliwość.
         - Muszę to powiedzieć. Jeśli umrę lub coś mi się stanie, już nigdy nie odrobimy tego czasu. Dlatego mam do ciebie trzy prośby i najpierw mnie wysłuchaj, a dopiero później się do nich odnieś. - Shannon nie wiedział, czego się spodziewać, ale przytaknął. – Jeżeli coś pójdzie nie tak i zostanę sparaliżowana czy cokolwiek w tym stylu, nie chcę żebyś się mną zajmował, ani nikt inny. Chcę umrzeć. – Shannon miał już zaprotestować kiedy przypomniał sobie, że nie powinien się odzywać. – To po pierwsze. Po drugie, jeśli umrę, chcę żebyś był szczęśliwy i wreszcie ułożył sobie życie. I wreszcie po trzecie – wiem, że kilka dni prawdopodobnie niewiele zmieni, ale chciałabym chociaż przez chwilę poczuć, że moje życie się nie wali i nie zastanawiać się nad tym, czy za minutę nie umrę. Jeśli oczywiście chcesz je ze mną spędzić.
         Genevieve odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy. Widziała u niego zawahanie, co nieco ją zaniepokoiło. Mimo, iż uważała, że Shannon powinien ją znienawidzić, w głębi serca tego nie chciała i wiedziała, że jego odmowa złamałaby jej serce.
         - Genny, naprawdę chciałbym spędzić z tobą jutro, pojutrze i każdy kolejny dzień roku, ale nie możesz ode mnie oczekiwać że zapomnę o tym, w jakim jesteś stanie. Powinnaś jak najszybciej pójść do lekarza i to załatwić, a dopiero potem przejmować się mną.
         Genevieve nie wiedziała, czy powinno jej ulżyć, że Shannon nadal chce ją znać, czy raczej czuć się beznadziejnie z myślą, iż będzie jej dane spędzić z nim jedynie jeden dzień.
         - Shannon, jestem lekarzem i dobrze wiem, co mi jest. Błagam cię, tylko tydzień. Później pójdę prosto do szpitala.
         Shannon spojrzał na nią z widocznym wahaniem. Towarzysząca mu gonitwa myśli nie pozwalała mu myśleć racjonalnie. Jeszcze niedawno oddałby duszę za choćby dzień spędzony z Genevieve, a teraz, kiedy była tutaj, zastanawiał się, czy powinien zgodzić się na jej propozycję i być z nią przez tydzień. Gdyby nie jej choroba, nie musiałaby go nawet namawiać. Jednakże teraz nie wiedział już, co jest dobrym, a co złym wyjściem. Pomyślał o najgorszych scenariuszach. Jeśli Gen umarłaby na stole operacyjnym, on nigdy nie wybaczyłby sobie, że nie spędził z nią ostatnich chwil jej życia. Aczkolwiek gdyby kobieta umarła przez to, że w porę nie przeszła operacji, zastanawiałby się co by było gdyby jej odmówił.
         - Nie stawiaj mnie w takiej sytuacji, Gen. Nie chcę znów się obwiniać, że przez moją decyzję umarłaś.
         Genevieve całkowicie zaskoczyło jego rozumowanie. Wcześniej nawet nie pomyślałaby, że może wpaść na coś takiego. Przyłożyła rękę do jego policzka i spojrzała mu prosto w oczy sądząc, iż jej słowa dotrą do niego lepiej właśnie w ten sposób.
         - Nie chcę żebyś kiedykolwiek ponownie obwiniał się o coś z mojego powodu. To nie twoja wina, że jestem chora. I to nie ty będziesz winien, jeśli umrę, niezależnie w jaki sposób. Nawet jeżeli przez te siedem dni coś się wydarzy, winowajcą będzie guz, którego mam w głowie, a nie ty.
         Shannon wiedział już, że nie będzie w stanie jej odmówić. Była to jedną z tych rzeczy, która się nie zmieniła. Nigdy nie potrafił się jej sprzeciwić.
         - Pięć dni, a potem idziesz do szpitala. – odparł, starając się zachować choć pozory kontroli.
         Genevieve uśmiechnęła się do niego ciesząc się z perspektywy spędzenia z nim chociażby pięciu dni. Shannon starał się wyglądać na poważnego, jednakże szybko zaraziła go swoim uśmiechem.
         - Dobrze, pięć dni. Liczone od jutra. – powiedziała, a on tylko przewrócił oczami i się zaśmiał. Zauważył, iż pomimo wieku, Genevieve wciąż miała coś w sobie z nastolatki, którą znał. Przy niej także zaczynał tak się czuć.
         Gdy po chwili rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, obydwoje spojrzeli po sobie.
         - Pewnie Leanne pokłóciła się z Jaredem i tu przyjechała. – przypuszczała Genevieve mając nadzieję, że to siostra. Oczywiście nie życzyła jej kłótni z Jaredem, jednakże nie chciała by tym razem w jej drzwiach stanął Jack.
         Kiedy otworzyła drzwi, miała ochotę je natychmiast zamknąć. Spojrzała na intruza z nienawiścią i nie miała zamiaru dać się omamić skruszonym spojrzeniem. Isabelle nie czekała natomiast na zaproszenie, tylko od razu wślizgnęła się do mieszkania.

         - Wysłuchaj mnie. 

13 komentarzy:

  1. O matko, takiej reakcji Jareda się nie spodziewałam...
    mam tylko nadzieję, że Leanne nie będzie musiała wybierać pomiędzy siostrą, a miłością swojego życia... Kiedyś napisałaś w komentarzu,że na razie nikogo nie będziesz uśmiercać dlatego żyje w przekonaniu, że Gen przeżyje, operacja się dobrze powiedzie i będzie W KOŃCU szczęśliwa z Shannonem. Zasługują na to po tych wszystkich latach. Mam nadzieję, że nic też się nie stanie Lenanne, która jest w ciąży i nie może się denerwować, a przy ostatnich wydarzeniach, które ją spotkały nie łatwo być spokojnym. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie szybciutko! Codziennie tu zaglądam czy nie ma czegoś nowego, a ciekawość dotycząca tego co będzie dalej zżera mnie dniami i nocami. DLATEGO BŁAGAM CIĘ O KOLEJNY ROZDZIAŁ JAK NASZYBCIEJ!!!!!!! Nie musze chyba wspominać o tym jak cudownie piszesz, bo mam nadzieję, że jesteś tego świadoma:)
    Duuuuuuuuuużo weny!
    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę tak napisałam? Chociaz w sumie, u mnie "na razie" oznacza raczej krotki okres...
      Dziękuję!

      Usuń
  2. Cudowny rozdział Gen i Shanna. Cieszę się z tych ich 5 dni, które razem spędzą:) Uważam jednak że Gen powinna przejść operację jak najszybciej. Powinni też obydwoje zakończyć swoje poprzednie związki. Odnośnie Jareda no cóż trudno się dziwić bo to nie jest łatwa sytuacja. A Isabel niech spada na drzewo i nie przeszkadza Shannonowi i Gen w ich szczęśliwych chwilach:) Czekam na nowy:)

    OdpowiedzUsuń
  3. HFGFYUGJKDFJGDOSIUGODSRIGJBLKDFGDSRIGTRODKGV!!!!!!!!!!!!!!!!!! Niech tą Isabel coś rozjedzie bo normalnie szlag mnie trafia. Świetny rozdział, po prostu cudowny!!! Za każdym razem mam niedosyt. Jak ty to robisz???? Już nie mogę się doczekać co będzie dalej. WENY WENY WENY i niech 30 STM będzie z tobą :) Pozdrawiam M.J.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jak się cieszę z nowego rozdziału:) Dużo się tu działo Jared w szoku, kłótnia z Leanne, ale najbardziej ucieszyło mnie to, że Gen i Shann są razem. Tylko na prawdę wydaje mi się, że operacja powinna być priorytetem, chociaż oni się tak kochają i stracili tyle lat... Nie ma się co dziwić. Niech im ta głupia Isabel nie przeszkadza. Nie powie nic co będzie w stanie sprawić, że Gen i Shann jej wybaczą. Weny na nowy:)

    OdpowiedzUsuń
  5. mam wrażenie że Gen i Schann - będą szczęśliwi prze parę kolejnych rozdziałów - to u drugiej pary zawisną czarne chmury - to tylko przypuszczenia ;-)
    pozdrawiam
    -K.B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dwa pytanka mam :)
    pierwsze to chyba oczywiste, kiedy nowy rozdzialik?
    i drugie to czy masz może snapa? jeśli tak, to jak się nazywasz i czy można cię dodać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy może juz jutro (ale nie obiecuje).
      A co do drugiego pytania, to mam snapa, @awwcass (:

      Usuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)