niedziela, 8 lutego 2015

52. Honest




         Gdy zwrócił się do niej zdrobniale, nie potrafiła już dłużej udawać. Miała ochotę wszystko mu wyjaśnić i już nigdy nie dopuścić do sytuacji, w której musiałaby skłamać. Po jej policzkach popłynęły łzy, a maska, którą nosiła przez tyle lat, zniknęła.
         - Zasługujesz na wiele więcej, niż samą prawdę. – odparła patrząc mu w oczy i podobnie jak on, starała się powstrzymać łzy. – Ale musisz wiedzieć, że jeśli będę szczera, prawdopodobnie wszystko w twoim życiu się zmieni. Znienawidzisz Genevieve, którą kochałeś i nic nie będzie już takie samo.
         Shannon nie wahał się ani chwili z odpowiedzią.
         - Chcę znać prawdę.
         Genevieve skrzyżowała ramiona, próbując w ten sposób zamaskować drżenie swoich rąk. Podążyła wzrokiem w stronę stołu, na którym leżały ich stare fotografie i przeróżne pamiątki. To one dodały jej sił, by w końcu zdobyć się na szczerość.
         Gdy znów odwróciła głowę w stronę Shannona zauważyła, że przygląda się jej bliźnie.
         - To pamiątka po tamtej nocy. – wytłumaczyła, a on speszony natychmiast zaczął patrzeć wyżej, w jej oczy.
         - Przepraszam. – powiedział cicho, niemalże szeptem. Genevieve zaskoczyła skrucha, z jaką wypowiedział to słowo. – Przepraszam, że ci to zrobiłem.
         - Nie masz za co przepraszać. – sprostowała pospiesznie, uświadamiając sobie co pomyślał Shannon. – To nie ty mi to zrobiłeś.
         Opowiedziała mu wszystko tak samo, jak wcześniej Leanne. Wytłumaczyła mu, dlaczego musiała zniknąć. Powiedziała, że opuściła go tylko po to, by mógł wieść spokojne życie, nie musząc się z nią ukrywać. Wciąż ciężko było jej obwiniać o wszystko rodziców, ale postanowiła szczerze wyznać mu, iż nie wiedziała o ich spisku przeciwko Shannonowi.
         Ani razu jej nie przerwał, a z jego twarzy nie mogła wyczytać nic prócz przejęcia i smutku. Gdy skończyła, usiadł na krześle i ukrył twarz w dłoniach, opierając się o stół. Genevieve nie miała pojęcia, jak powinna to zinterpretować. Pomyślała, że chce w spokoju pozbierać myśli, lecz w rzeczywistości Shannon zrobił to tylko po to, by ukryć łzy.
         Kiedy kobieta usłyszała jego niespokojny oddech zrozumiała już, co robi. Przypomniała sobie jak razem z nim udała się na pogrzeb Luke’a. Wtedy pierwszy raz widziała u niego łzy. Oparł się o kierownicę, ukrywając w ten sposób twarz. Siedział w tej samej pozycji, co teraz, ale tym razem nie zamierzał dać się pocieszyć i wypłakać przy niej.
         - Shannon… - zaczęła niepewnie, chcąc podejść do niego i położyć rękę na jego ramieniu.
         Gdy tylko usłyszał, że zrobiła krok w jego stronę, gwałtownie podniósł się z krzesła i cofnął się do tyłu. Genevieve zaskoczyło jego zachowanie i rozwścieczona twarz, która była aż czerwona od gniewu, a oczy pełne łez tylko dodawały jej wyrazu.
         - Miałaś rację. Wszystko się zmieniło. Powinno mi być lżej wiedząc, że cię nie zabiłem, ale w rzeczywistości czuję się jeszcze gorzej niż przedtem. Do tej pory żyłem w kłamstwie, kochając kogoś, kto miał mnie gdzieś. Zawsze myślałem, że twoje życie było najlepszą częścią mojego. Teraz nie mogę już tak myśleć, bo przez cały ten czas ty żyłaś, a ja cierpiałem.
         Genevieve nie wiedziała, co odpowiedzieć. Mimo, że w głębi serca spodziewała się takiej reakcji ze strony Shannona, to i tak jego słowa zabolały ją tak samo mocno.
         - Nigdy nie chciałam, żebyś cierpiał. Myślałam, że znikając ci tego oszczędziłam.
         Shannon parsknął z goryczą.
         - Genevieve, ty nie zniknęłaś. Ty umarłaś. Jak mogłaś myśleć, że nie będę cierpiał?
         Kobieta wbiła wzrok w ziemię. Nie mogła już dłużej patrzeć na płonące ze złości spojrzenie Shannona. Widziała teraz jak bardzo go skrzywdziła i nie mogła znieść myśli, że zrujnowała mu życie.
         - Przepraszam. – powiedziała cicho.
         Usłyszała, jak oddala się od niej. Gdy podniosła wzrok, zniknął już z jej pola widzenia. Następnym, co usłyszała, było głośne trzaśnięcie drzwiami, przez które aż podskoczyła.
         Poczuła, jak jej serce rozpada się na milion kawałków. Wzięła ze stołu zdjęcia oraz pamiątki i osunęła się na podłogę, klęcząc na środku pomieszczenia. Zaczęła głośno płakać, niemalże wyjąc z bólu. Mimo, że dostała silnego ataku migreny, nie to przyniosło jej najwięcej cierpienia. Poczucie, że Shannon odwrócił się od niej sprawiło, że nie potrafiła się już nawet skupić na fizycznym bólu i było od niego o wiele gorsze. Wcześniej myślała, że postępowała słusznie i sprawiła, że jego życie było lepsze. Kiedy Shannon uzmysłowił jej, iż było wręcz przeciwnie zrozumiała, że mu je zniszczyła i teraz to ona czuła się tak winna, jak on przez te wszystkie lata gdy myślał, że ją zabił.
         Jeszcze chwilę temu chciała, by Shannon ją znienawidził. Uważała, że tak będzie łatwiej dla nich obojga. Jednak teraz nie była już tego taka pewna. Widząc jego reakcję obawiała się, że tylko pogorszyła sytuację i mężczyzna zrobi coś głupiego.
         Shannon wyszedł z mieszkania tak szybko, że Leanne nie zdążyła nawet zareagować. Gdy go zauważyła, był już przy windzie. Podejrzewała, iż rozmowa nie poszła tak, jakby tego chciała, ale postanowiła mimo to go dogonić.
         - Shannon, porozmawiajmy o tym. – rzuciła, gdy zmierzała w jego stronę wąskim korytarzem.
         - Nie chcę o tym rozmawiać. – odparł stanowczo. Leanne zaskoczyła wrogość w jego głosie, która sprawiła, że w pewnym momencie zaczęła się bać podejść bliżej. Stanęła więc w bezpiecznej odległości i czekała, aż się odwróci. On jednak tego nie zrobił.
         - Mi też było ciężko ją zrozumieć, ale wiedz, że ona próbowała cię tylko chronić…
         Dopiero teraz Shannon gwałtownie obrócił się w jej stronę, a jego spojrzenie zmroziło krew w żyłach dziewczyny. Mimo wybijającego się na pierwszy plan gniewu, potrafiła też dostrzec u niego rozpacz.
         - Ty też próbowałaś mnie chronić? Od jak dawna mnie oszukiwałaś? – wysyczał, a Leanne przestała się go bać. Teraz było jej żal Shannona i tego, jak został skrzywdzony przez los.
         - Dowiedziałam się niedawno i namówiłam ją, by ci powiedziała. – powiedziała ze współczuciem. W tej samej chwili usłyszeli dźwięk windy i otwierające się srebrne drzwi.
         - Niepotrzebnie. Wolałem chyba żyć z myślą, że Genevieve była martwa. – stwierdził i zniknął w windzie.
         Leanne od razu pobiegła do mieszkania siostry. Zastała ją płaczącą na podłodze, pośród stosu rozrzuconych zdjęć. Uklękła przy niej i ją objęła, pozwalając się wypłakać Genevieve na swoim ramieniu. Czuła się tak, jakby próbowała uspokoić małe dziecko.
         Nie wiedziała, ile czasu spędziła klęcząc z nią na podłodze. Ignorowała wszystkie telefony Jareda, nie chcąc kłamać mu do słuchawki. Wciąż nie wiedziała, jak powiedzieć mu o tym, że Genevieve wróciła i w głębi serca liczyła, że dowie się tego od Shannona. Gdy Gen położyła się do łóżka, wciąż łkając, po raz kolejny usłyszała dzwonek telefonu siostry.
         - Jedź do domu. – powiedziała przez łzy. – Dam sobie radę.
         - Nie ma mowy. – odparła Leanne, kładąc się obok niej. Odrzuciła połączenie i wysłała wiadomość do Jareda powiadamiającą go, że nie wróci do domu. Następnie wyłączyła komórkę i odłożyła ją na szafkę nocną.
***
         Shannon nawet nie zauważył, kiedy znalazł się w zatłoczonym pubie urządzonym w irlandzkim stylu. Mijał starych pijaków, młodych imprezowiczów i wstawionych ludzi, znajdując wreszcie drogę do baru. Czuł się tak, jakby cofnął się w czasie. Znów przeżywał to samo i z powodu tej samej osoby. Ponownie poczuł, że nie potrafi inaczej rozwiązać swoich problemów.
         Wcześniej zrezygnował z alkoholu i używek uważając, że to one były powodem wszystkiego, co przydarzyło się w jego życiu. Sądził, iż to przez nie zabił Genevieve. Teraz, gdy wiedział już, że w rzeczywistości żyje, nie potrafił już myśleć racjonalnie.
***
         - Co się z wami do cholery dzieje? – zapytał zdenerwowany Jared, gdy tylko Leanne przekroczyła próg kuchni. – Nie odbierałaś moich telefonów, po czym napisałaś tylko, że nie wrócisz na noc. Dzwoniłem do Shannona, a on był kompletnie pijany i kazał mi po siebie przyjechać do jakiegoś pubu. O co w tym wszystkim chodzi?
         Leanne nie wiedziała, jak zacząć. Wiedziała, że powinna powiedzieć mu już wcześniej o tym, że Genevieve żyła lub przynajmniej wrócić na noc do domu.
         Zanim zdążyła się odezwać, w kuchni pojawił się Shannon. Był blady i zmęczony, mrużył oczy przed ostrym porannym światłem i ruszył od razu w stronę lodówki, wyciągając z niej butelkę wody. Miał na sobie tylko wymiętą koszulkę i slipki. Kiedy zauważył Leanne, spojrzał jej w oczy porozumiewawczo. Dziewczyna wiedziała już, co ma na myśli i podejrzewała, że słyszał jej rozmowę z Jaredem.
         Młodszy Leto chrząknął wymownie, krzyżując ręce i spoglądając na brata.
         - Shann, powiesz mi wreszcie, dlaczego się nawaliłeś i nie kazałeś mi się odwieźć do hotelu? Emma wydzwaniała do mnie cały wieczór a potem nawet nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć.
         Shannon nie spojrzał nawet na brata i zaczął pić wodę prosto z butelki.
         - Długa historia. – odparł, biorąc kolejny łyk.
         Leanne widziała, jak Jared zaczyna tracić cierpliwość i obawiała się, że za chwilę wybuchnie. Nie wiedziała jak może złagodzić sytuację, a powiedzenie mu teraz prawdy o Genevieve nie wydawało jej się najlepszym pomysłem.
         Shannon wyszedł z kuchni bez słowa, a rozgniewany wzrok Jareda spoczął znowu na Leanne.
         - Mam wrażenie, że jestem jedyną osobą która nie wie, co się tu dzieje. – stwierdził, przybliżając się do niej. Jego spojrzenie złagodniało, gdy chwycił ją za ręce i spojrzał głęboko w oczy. – Powiedz mi, w czym rzecz.
         Lea zdawała sobie sprawę, że nie potrafiła dobrze kłamać, zwłaszcza jeśli chodziło o osoby, które były dla niej ważne. Poza tym wiedziała, że prędzej czy później i tak musiałaby wyznać Jaredowi całą prawdę.
         - Pewna osoba wróciła i sprawy się… pokomplikowały. – mówiła Leanne, choć miała problemy ze złożeniem logicznych zdań. Wiedziała, że nie istniał żaden dobry sposób, by powiedzieć mu o czymś takim, ale wciąż ciężko było jej z nim rozmawiać.
         - Jaka osoba mogła wrócić i pokomplikować sprawy i tobie, i Shannonowi? – zapytał Jared, bardziej siebie niż ją. Zaczął się zastanawiać nad jej słowami i wpadł tylko na jeden pomysł, choć uznał go za całkowicie absurdalny. – Jedyna, jaka przychodzi mi do głowy to Genevieve, ale to raczej mało nieprawdopodobne.
         Widząc twarz Leanne, która natychmiast spoważniała i w ułamek sekundy stała się smutniejsza, poczuł się zagubiony. Wyglądała tak, jakby trafił w sedno, a to wydawało mu się niemożliwe.
         - Leanne? – ponaglił ją prosząc w ten sposób o wyjaśnienia, a dziewczyna spuściła głowę.
         - Genevieve wróciła. Ona żyje. – powiedziała cicho, a Jared poczuł, jak traci grunt pod nogami.
***
         Shannon sam nie wiedział, czy postępuje słusznie. Był natomiast pewien, że nie przemawiał przez niego rozsądek, a serce. Biło one teraz szybciej niż zwykle, przypominając mu o tym, jak bardzo był zdenerwowany i rozdarty. Gdy jego ręka spoczęła na dzwonku do drzwi poczuł taki zastrzyk adrenaliny, jakby skakał z bungee.
         Gdy otworzyła drzwi, poczuła dokładnie to samo, co on. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Obawiała się jednak, że nie zniesie kolejnych gorzkich słów z jego ust.
         - Mogę wejść? – zapytał nie patrząc jej w oczy, a ona tylko przesunęła się w drzwiach na znak, że się zgadza.
         Kiedy wszedł do mieszkania, natychmiast wziął głęboki oddech. Jeszcze raz powtórzył w myślach wszystko to, co planował jej powiedzieć. Jednakże kiedy podniósł wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały, zapomniał o tym, co chciał przekazać Genevieve. Poczuł się tak, jakby znów zobaczył ją po raz pierwszy, zestresowaną i zawstydzoną. Gdy zobaczył ją wtedy w swoich drzwiach kilkanaście lat temu, także nie wiedziała co powiedzieć. Udawał wówczas obojętność, ale później nauczyła go okazywać emocje, przez co teraz nawet nie starał się ukrywać pod żadną maską.
         Wcześniej był tak zaślepiony gniewem, że nie potrafił nawet myśleć o tym, iż stanął twarzą w twarz z osobą, której nigdy nie przestał kochać. Nie miał pojęcia, czy ona wciąż czuła to samo. Kiedy poprzedniego wieczora się upijał sądził, że czar prysł i tylko oszukiwał się, że wciąż ją kochał. Stwierdził, że był to tylko pretekst do tego, by żyć samotnie. Jednakże patrząc teraz w jej oczy, które wciąż były takie same jak kiedyś, stracił tę pewność. W rzeczywistości wszystkie uczucia, jakie do niej żywił, odżyły na nowo, choć nie było to najlepszym określeniem, gdyż nigdy nie umarły.
         - Na początku byłem na ciebie wściekły. – zaczął, a ona patrzyła na niego z lękiem przed tym, co powie. – Poczułem się oszukany. Wkurzałem się jeszcze bardziej, bo mimo wszystko nie potrafiłem cię znienawidzić. Cały czas myślałem o tobie jako o egoistce, która zrujnowała mi życie, by zniknąć. – w jej oczach wezbrały się łzy, ale Shannon mówił dalej, przybliżając się do niej. – Ale potem uświadomiłem sobie, że gdybym naprawdę się dla ciebie nie liczył, nie zachowałabyś tych wszystkich pamiątek, nie przyszłabyś na koncert, a przede wszystkim, nie uratowałabyś mnie na moście. – Genevieve zdziwiła się, że jednak to pamiętał. – Tak, zapamiętałem to. Wtedy myślałem, że miałem halucynacje, ale wczoraj przypomniałem to sobie i skojarzyłem fakty.
         - Wiem, że moje przeprosiny nie są nic warte, ale naprawdę mi przykro. Nie oczekuję, że mi wybaczysz, bo nawet ja nie potrafię wybaczyć samej sobie.
         Shannon zbliżył się do niej tak, że dzieliły ich centymetry.
         - Genevieve, mogłabyś zrobić nawet najgorszą rzecz na świecie, a ja i tak bym ci wybaczył. – powiedział ze słabym uśmiechem. – Wybaczyłbym ci wszystko, tak jak kiedyś ty wybaczałaś wszystko mnie.
         - Shannon, proszę cię, przestań. – rzuciła, pociągając nosem. Łzy ciekły jej po policzkach strumieniami, mimo to wciąż wyraźnie widziała jego zatroskaną twarz.
         - Dlaczego miałbym przestać?
         - Bo jeśli nadal będziesz wygadywał takie rzeczy, będzie trudniej mi odejść. – powiedziała z bólem. Zdawała sobie sprawę, że nie powiedziała mu o swojej chorobie, ale nie potrafiła tego z siebie teraz wydusić.
         - Więc nie odchodź. Zostań ze mną. Proszę.
         Genevieve poczuła, jak jej serce znów składa się w całość. Widziała miłość w jego oczach, taką samą, jak kilkanaście lat temu i wiedziała, że drugi raz nie będzie w stanie go zostawić. Bez chwili namysłu zbliżyła się do niego i rzuciła mu się na szyję, wtulając się w jego ramię.

         Shannon był zaskoczony jej niespodziewanym uściskiem, ale objął ją w pasie i przycisnął do siebie bliżej. Obydwoje zaczęli uśmiechać się przez łzy, myśląc o tym samym. Marzyli o tej chwili od kiedy tylko zostali rozdzieleni i wciąż wszystko to wydawało się dla nich surrealistyczne i tak piękne, że nie mogło być możliwe. I choć rozłąka ciążyła na nich przez tak długi czas, teraz czuli, jakby w rzeczywistości nigdy się nie rozstali. 

9 komentarzy:

  1. Myslalam, ze Cie zabije, a potem doszlam do konca rozdzialu i o matko *wyje histerycznie* to bylo piekne i bezcenne, matko, placze jak dziecko, Cass, niech Ci to bozia wynagrodzi jakos, to jest piekne, teraz jeszcze operacje przejdzie, ciekawa jestem jego reakcji na chorobe no i jareda dalsza, ale matko... placze ;------;

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy tylko ja becze jak jakaś wariatka?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak, tak!!! :) ale się cieszę z tego rozdziału:) na początku wystraszyłam się reakcją Shannona, ale powiedzmy sobie szczerze miał do tego absolutne prawo. Szok był ogromny i wiele rzeczy się zmieniło i miał prawo czuć się oszukany i zdradzony... Dlatego bardzo dziękuję ci za końcówkę. Nawet nie wiesz jak bardzo mnie to cieszy, że nadal się kochają i są dla siebie ważni:) Czekam na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cass jesteś niesamowita:) dziekuje ci za ten rozdzial. Jestem szczesliwa że Gen powiedziala prawde Shannonowi i że nadal się kochają. Weny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. I ZNOWU WYJĘ.... Teraz to chyba za bardzo się wczułam w uczucia Genevieve... Może dlatego, że przypomniało mi sie jak sama kiedyś cierpiałam...? Nieważne, było minęło. Świetny rozdział! Przechodzisz samą siebie i dlatego nie życzę ci żadnej mocy ;P Pozdrawiam M.J.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak dobrze, że Gen odważyła się powiedzieć całą prawde. Dobrze, że się kochają obydwoje:) Czekam na następny rozdział:) już się nie mogę doczekać:)

    OdpowiedzUsuń
  7. O mój Boże....wspaniałe, cudowne,kocham ! Ale ten moment,kiedy Gen mówi, że będzie trudniej jej odejść. ..buuu; ( rozwiążesz to jakoś, prawda? Operacja się uda,bo musi się udać, Gen nie może po raz drugi umrzeć i zostawić Shannona! ! Ojjj i ciekawa jestem strasznie reakcji Jareda na to wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy nowy rozdział?
    nie mogę się doczekać! jestem taka ciekawa jak to się dalej potoczy :)
    Tworzysz cos niesamowitego dlatego cię kocham za to ff
    Weny, weny i jeszcze raz weny!!!! !

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeju to jest świetne najlepsze i poprostu brak mi slow ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)