Kiedy
Leanne wahała się, czy zapukać do drzwi, usłyszała przekręcanie zamka. Nie
zdążyła się nawet ruszyć, kiedy w progu ujrzała twarz ojca.
-
Leanne. – Rhys natychmiast spoważniał, widząc jej zapłakaną twarz. – Wejdź.
Patrząc
na jego twarz, Lea nie mogła dopuścić do siebie myśli, że ojciec, którego znała
od zawsze i kochała całym sercem, mógłby ją tak okłamać. Nie potrafiła pojąć
jak mężczyzna, który był dla niej wzorem uczciwości i dobroci, byłby zdolny do
takiego oszustwa.
-
Coś się stało? – zapytała Isabelle, która wychodziła właśnie z kuchni.
Leanne
wiedziała, że jej matka miała swoje sekrety. Jednakże mimo wszystko nigdy nie
pomyślałaby, iż mogłaby posunąć się aż tak daleko. Dziewczyna bez słowa weszła
do salonu, a jej rodzice poszli za nią, rzucając sobie zaniepokojone
spojrzenia.
-
Znacie Amber Weston? Albo jak wolicie, Naomi? – rzuciła Leanne, oczekując
reakcji rodziców.
Isabelle
nawet nie drgnęła. Jej wyraz twarzy pozostał niezmienny, jakby zastygła w bezruchu.
Rhys natomiast spuścił wzrok, w obawie, że jego oczy nie będą współgrać z
mimiką i zdradzą jego myśli.
-
Nie wiem o kim mówisz. Dlaczego uważasz, że powinnam ją znać?
Leanne
wzięła głęboki oddech, chcąc się w ten sposób przynajmniej odrobinę uspokoić i
pozbierać myśli, by przejść od razu do sedna.
-
Ponieważ twierdzi, że jest moją siostrą. Powiedziała, że jest Genevieve.
Isabelle
wybuchła śmiechem, a Rhys spojrzał na nią z nieodgadnioną miną.
-
I ty w to uwierzyłaś? – wyśmiała ją matka.
Lea
sama nie wiedziała już, w co wierzyć. Amber ostrzegała ją, że rodzice mogą nie
potwierdzić jej słów. Dziewczyna zaczęła jednak myśleć, że skoro kłamała to
wiedziała, iż Rhys i Isabelle nie potwierdzą czegoś, co nie jest prawdą. Jej
przemyślenia przerwał dźwięk komórki, dobiegający zza jej pleców. Odwróciła się
i spojrzała na telefon matki, na którym wyświetlił się nieznany numer, zapisany
jako „G”.
-
Kim jest „G”? – zapytała Leanne, biorąc telefon w rękę i wyciągając go w stronę
matki na tyle, by mogła ujrzeć ekran, ale po niego nie sięgnąć.
-
To moja znajoma, Gina. – odparła Isabelle bez zawahania spodziewając się, że
córka jej uwierzy. Nie sądziła, iż Leanne bez ostrzeżenia obierze telefon.
Kobieta nie była na to przygotowana, a kiedy rzuciła się w jego stronę, było
już za późno. Dziewczyna wcisnęła głośnomówiący i czekała, aż rozmówca się
odezwie.
-
Mamo, powiedziałam jej. Wiem, o co mnie prosiłaś, ale… Miałam bardzo ważny
powód. Nie chcę o tym rozmawiać przez telefon. Spotkajmy się tam gdzie zawsze,
dobrze?
Mimo,
że numer był inny niż ten, który posiadała, Leanne od razu rozpoznała głos
Amber. Spojrzała na matkę z wyrzutem, niemalże wypuszczając komórkę z ręki.
Rozłączyła się i odłożyła ją z powrotem na parapet. Isabelle po raz pierwszy od
jej przyjścia była bardziej zmieszana, niż Rhys.
-
Więc to prawda. „G” oznacza Genevieve. Ona cały czas żyła, a wy o tym
wiedzieliście. – powiedziała przez łzy, wciąż czując, jakby wszystko to było
tylko snem, z którego miała się zaraz obudzić.
-
Leanne, zrozum… - zaczął Rhys, gotów przyznać się do kłamstwa. Dziewczyna ruszała
już jednak do wyjścia. Mężczyzna nie dawał za wygraną i podążył za córką. –
Chcieliśmy ci powiedzieć, ale to nie było takie proste. Proszę, zostań,
porozmawiajmy.
Leanne
zatrzymała się, odwracając do niego i do matki, która stanęła w drzwiach od salonu
i patrzyła na nią bez słowa, wyglądając na zażenowaną.
-
Wygląda na to, że nie mam z wami o czym rozmawiać. – powiedziała podniesionym
głosem, czując, że jeśli zostanie tu chociażby minutę dłużej, wybuchnie. – Gdybyście
chcieli kiedykolwiek mi powiedzieć, zrobilibyście to teraz, zamiast znów
kłamać. Zresztą nie powinnam się teraz denerwować, chociaż teraz jest już i tak
za późno. Tak, dobrze słyszeliście. – dodała, napotykając zaskoczone spojrzenia
rodziców. – Jestem w ciąży. Mam tylko nadzieję, że moje dziecko nie odziedziczy
niczego po swoich dziadkach. No, może prócz umiejętności aktorskich.
Dziewczyna
trzasnęła drzwiami, pozostawiając osłupiałych rodziców w mieszkaniu. Gdy
wróciła do samochodu, Jared obrzucił ją pytającym spojrzeniem.
-
Dowiem się w końcu, co się dzieje? – zapytał stanowczo, ale z widoczną troską.
Leanne
ukryła twarz w dłoniach, oddychając głęboko. Starała się pozbierać w całość
wszystko, czego właśnie się dowiedziała. Myśli biegały po jej głowie, nie
zatrzymując się ani na chwilę, a ona starała się je dogonić. Wciąż nie potrafiła
myśleć o Amber jako o swojej siostrze. Nie mogła też zrozumieć, jakim cudem
niczego nie zauważyła, choć teraz wszystko układało się jak porozrzucane po jej
głowie puzzle. Tajemnicze telefony jej matki, chęć zostania rodziców w Londynie
na dłużej, unikanie przez Amber Jareda, a także jej chęć zbliżenia się do niej
i zostania jej przyjaciółką, choć ona traktowała ją chłodno.
Chciała
powiedzieć Jaredowi prawdę, usłyszeć jego zdanie. Pomyślała jednak, że jej
siostra nie ukrywała się bez przyczyny. Postanowiła, iż najpierw ją wysłucha, a
dopiero potem podejmie jakiekolwiek decyzje.
-
Zawieź mnie z powrotem do szpitala, proszę. Muszę porozmawiać z Amber.
Obiecuję, że później wszystko ci wyjaśnię.
Jared
spojrzał na nią podejrzliwie. Próbował zgadywać, o co chodzi, ale żadna z jego
teorii nie miała większego sensu. Bez słowa odpalił więc silnik i włączył się
do ruchu.
***
-
Jest pani z rodziny? – zapytała rejestratorka o azjatyckiej urodzie. Leanne
wiedziała, że nie może przytaknąć, choć w obecnej sytuacji nawet by nie
skłamała.
-
Nie.
-
Jak się pani nazywa? – drążyła kobieta, co zdziwiło dziewczynę. Nigdy dotąd nie
słyszała, by pytano kogokolwiek o takie rzeczy przy odwiedzinach.
-
Leanne Montgomery.
Kobieta
zaczęła szukać czegoś w notesie, po czym szybko znów spojrzała jej w oczy.
-
Amber uprzedzała, że mogę panią wpuścić. Wie pani, która sala?
Dziewczyna
przytaknęła zaskoczona i ruszyła korytarzem prosząc Jareda, by na nią poczekał.
Wcześniej sugerowała, by wrócił do domu, ale stanowczo odmówił. Dopiero teraz zaczęła
się zastanawiać, czy chce poznać całą historię. Mimo wątpliwości zapukała do
drzwi i niepewnie weszła do środka.
Amber
uśmiechnęła się na jej widok, jednakże gdy tylko uświadomiła sobie, jak trudna
rozmowa ją czeka, szybko spoważniała. Leanne usiadła na krześle i spojrzała na
kobietę, która miała być jej siostrą.
-
Byłam u rodziców. – powiedziała wreszcie, przełamując ciszę.
Amber
westchnęła spodziewając się skutków tego spotkania.
-
Niech zgadnę, wyparli się wszystkiego. – rzekła ze smutkiem, a Lea skinęła
głową. – W takim razie dlaczego tu przyszłaś?
-
Gdy zadzwoniłaś, odebrałam telefon mamy i wszystko słyszałam. Tata potem
przyznał, że to prawda, a ona wciąż milczała. – Leanne spojrzała na rurki
podłączone do ciała Amber. – Oni nie wiedzą, prawda?
Kobieta
podążyła za jej wzrokiem.
-
Nie. Dlatego pewnie nie rozumieją, dlaczego ci powiedziałam.
-
Dlaczego w ogóle to wszystko zrobiłaś? Po co te wszystkie kłamstwa?
Amber
spojrzała jej w oczy, choć czuła, jak płonie ze wstydu i zażenowania.
-
To bardziej skomplikowane, niż myślisz. Wolałabym opowiedzieć to w innym
miejscu.
Leanne
parsknęła z irytacją.
-
Nie sądzisz, że wystarczająco długo zwlekałaś z wyjaśnieniami? – powiedziała bez
ogródek, a Amber spuściła wzrok, mając ochotę schować głowę w piasek. Wiedziała
jednak, że jej siostra ma rację i była jej winna szczere wyjaśnienia. Wzięła
głęboki oddech i ułożyła sobie wszystko w głowie.
-
Nie mam pojęcia, od czego zacząć. Pewnie powinnam od początku, ale to bez
znaczenia. Liczy się tylko ten jeden dzień, dwudziesty ósmy listopada. To wtedy
poszłam ze swoją przyjaciółką, Tessą, do klubu, by znaleźć Shannona. To tam
wdałam się z nim w kłótnię i zniszczyłam narkotyki, które przy nim znalazłam.
Nie wiedziałam tylko, że nie należały do niego. Kiedy wyszłam z klubu,
zaatakował mnie jeden z dilerów, z którymi zadarł. – opowiadała tę historię
tak, jakby wydarzyła się wczoraj. I choć minęło wiele lat, ona wciąż pamiętała
to ze wszystkimi szczegółami. – Pamiętasz jak powiedziałam ci kiedyś, że moja
blizna wzięła się z tego, że pobił mnie mój mąż? – Leanne przytaknęła,
mimowolnie spoglądając na jej policzek, przez który przechodził zabliźniony,
czerwony pręg. – Kłamałam. To pamiątka po tym, jak tamten diler pchnął mnie na
ścianę, z której wystawały metalowe pręty. Gdy wyciągnął broń, pojawiła się
Tessa, chcąc mnie uratować. Później wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet
nie zauważyłam, kiedy to ja trzymałam w rękach pistolet. Nie miałam wyjścia.
Gdy ponownie nas zaatakował, pociągnęłam za spust.
Leanne
oniemiała. Czuła się tak, jakby Amber opowiadała jej fabułę jakiegoś
dreszczowca.
-
Zabiłam go. – powiedziała, walcząc ze łzami i łamiącym się głosem. – Wiem, że
nie powinnam po nim płakać, ale mimo wszystko był człowiekiem, którego to ja
zabiłam. Ten drugi nas zauważył i chciał się zemścić, więc zaczęłyśmy uciekać.
Rozdzieliłyśmy się, a ja dobiegłam do domu jako pierwsza. Tessa była już pod
naszym domem, kiedy nadjechał samochód i ją potrącił. Rodzice wykorzystali
fakt, że było ciemno, a Tessa była do mnie podobna i wmówili wszystkim, że to
byłam ja, a ona zaginęła. Musiałam uciec od odpowiedzialności i ukryć się przed
jej zabójcą. Później wyjechałam z miasta z inną tożsamością i obiecałam sobie,
że kiedyś wszystko ci opowiem, ale z czasem było mi coraz trudniej się
przyznać.
Leanne
nagle uderzyła myśl, której wcześniej nawet nie przemknęła przez jej głowę. Pomyślała
o Shannonie, który żył w wiecznym poczuciu winy, iż zabił ukochaną. Zaczęła
czuć się winna, że obwiniała Shannona o śmierć Genevieve.
Amber
spodziewała się choć trochę współczucia ze strony siostry, choć nie oczekiwała,
że ta natychmiast jej wybaczy. Nie podejrzewała jednak, że Leanne będzie na nią
aż tak zła.
-
Nie wierzę, że z czystym sumieniem patrzyłaś, jak Shannon przez te wszystkie
lata cię opłakuje myśląc, że zginęłaś przez niego. – powiedziała z gniewem, a
Amber spojrzała na nią zaskoczona. Zupełnie nie wiedziała, do czego zmierza.
-
Nie miałam pojęcia, że się obwinia. Przecież to ja poszłam do tego klubu, on
mnie do tego nie zmuszał…
Lea
nie wiedziała, czy kobieta udaje, że naprawdę nie wie o czym mówi, czy znów
mydli jej oczy.
-
Wmówiliście mu, że cię potrącił! Jak miał się nie obwiniać?! – wybuchła, szybko
przywracając się do porządku. Nie chciała za mocno się zdenerwować, ani też
zostać wyrzuconą z sali za krzyki. Wsłuchiwała się w miarowe dźwięki wybijane
przez aparat podłączony kabelkami do ciała jej siostry, które zdawały się ją
uspokajać.
Amber
osłupiała. Dopiero teraz zrozumiała, co Leanne miała na myśli.
-
Przysięgam, że nie miałam o tym pojęcia. Mój boże… - pokręciła głową z
niedowierzaniem, zaczynając płakać. – Nie mogę uwierzyć, że byli zdolni do
czegoś takiego. Powiedzieli mi, że sprawca jest uznany za nieznanego, a sprawa
zamknięta. Nie wiedziałam… - mówiła tak, jakby starała się przekonać samą
siebie, a nie Leanne. Dziewczyna widziała jednak, że jej siostra jest szczera. –
Nigdy nie dopuściłabym do czegoś takiego.
Leanne
położyła rękę na dłoni siostry, co nieco uspokoiło obie kobiety. Dopiero teraz
zaczęło docierać do niej, że jej przyjaciółka jest w rzeczywistości jej rodziną.
-
Wierzę ci. – powiedziała Leanne, patrząc w jej mokre od łez oczy. – Naprawdę bardzo
mi przykro, że musiałaś przejść przez to wszystko i rozumiem, że musiało ci być
trudno przyznać się do tego wszystkiego. Ale to nie zmienia faktu, że nie
jestem jedyną osobą, której powinnaś się teraz zwierzać.
Na
samą myśl o tym, że miałaby porozmawiać twarzą w twarz z Shannonem, Amber
przeszły ciarki i ogarnęła ją panika.
-
Nie, nie mogę… - powiedziała, znów wybuchając płaczem. – Powiedz mu, że to nie
on spowodował wypadek, ale to wszystko. On nie może wiedzieć, że żyję. To by go
zabiło. Nawet, jeśli mnie już nie kocha, jego życie ległoby w gruzach. Może i
pozbyłby się poczucia winy, ale znienawidziłby mnie i znów zamknął w sobie,
przestał ufać ludziom. Nie mogę mu tego zrobić.
Leanne
westchnęła, patrząc ze współczuciem na siostrę. Wiedziała, że Shannon wciąż ją
kochał, ale nie chciała jej tego mówić. Obawiała się, że wtedy tym bardziej nie
zgodziłaby się powiedzieć mu prawdy.
-
Genevieve. – po raz pierwszy to słowo przeszło jej przez gardło, a Amber natychmiast
spojrzała na nią zaskoczona. Nikt nie nazywał jej tak od bardzo dawna, nawet
jej rodzice. – Pomyśl, on nie uwierzy mi na słowo. Tylko ty możesz go
przekonać, że niczego nie zrobił. Musisz z nim porozmawiać.
Gdy
rozległo się pukanie do drzwi, obie niemalże podskoczyły. Kiedy usłyszały
pytający głos Jareda, czy może wejść, Leanne natychmiast wstała i ruszyła w
stronę drzwi.
-
Wrócę tu. Powiedz tylko słowo, a wrócę tu z nim. – rzuciła wyszła z pokoju, nie
pozwalając Jaredowi nawet zerknąć do środka.
***
Tej
nocy nie mogła zmrużyć oka. Cały czas myślała o tym, czego właśnie się
dowiedziała. Zastanawiała się, jak jej rodzice potrafili bez mrugnięcia okłamywać
ją prosto w oczy przez tyle lat, jak Gen udało się ukryć przed światem i
dlaczego nigdy nic nie zauważyła. Leanne nawet było ciężko nie mówić nic
Jaredowi, a dowiedziała się wszystkiego zaledwie kilka godzin temu. Nie mogła
zrozumieć jakim cudem Genevieve dała radę trzymać się z daleka od Shannona
przez kilkanaście lat.
Z
samego rana postanowiła pojechać do szpitala. Okłamała Jareda mówiąc, że jedzie
do pracy, podczas gdy miała dzień wolny. Wyłączyła telefon, który dzwonił bez
przerwy, wyświetlając na przemian numer Isabelle i Rhysa.
-
Przykro mi, ale Amber wyszła ze szpitala na własne żądanie. – powiedziała rejestratorka
przepraszającym tonem.
Leanne
udała, że wypadło jej to z głowy i z fałszywym uśmiechem podziękowała kobiecie.
Obiecała sobie, iż tak łatwo nie odpuści. Natychmiast udała się do mieszkania
Amber mając nadzieję, że ją tam zastanie. Nie pomyliła się. Kobieta otworzyła
jej drzwi. Była blada, ubrana w piżamę, bez makijażu i w związanych włosach.
Dopiero teraz Leanne zauważyła w niej coś znajomego, co widziała na starych
fotografiach.
-
Nie powinnaś w tym stanie wypisywać się ze szpitala. - kobieta spojrzała tylko
na siostrę z politowaniem, siadając na dużym fotelu przy oknie. – Myślałaś o
tym, co ci wczoraj powiedziałam?
Genevieve
westchnęła.
-
Leanne, nie myślałam o niczym innym przez te wszystkie lata. Naprawdę, wiele
razy chciałam mu powiedzieć. Ale wiedziałam, że jeśli to zrobię to albo mnie
znienawidzi i się załamie, albo nie pozwoli mi odejść, a ja nie mogę z nim
zostać. Jest teraz sławny. Gdyby ktoś nas zobaczył razem i umieścił gdzieś
nasze zdjęcia, mogłabym zostać rozpoznana. Nie mogę tak ryzykować. –
powiedziała, wbijając wzrok w okno. Jej telefon zaczął dzwonić, ale nie zwróciła
na niego uwagi.
-
Nie odbierzesz?
-
To na pewno rodzice. Nie chcę z nimi rozmawiać po tym, co zrobili Shannonowi. Jeśli
mam im wszystko wygarnąć to zrobię to osobiście, a nie przez telefon.
Lea
oparła się o ścianę, stojąc teraz naprzeciwko siostry, która dopiero teraz na
nią spojrzała.
-
Ja też nie odbieram ich telefonów. – westchnęła. – Mimo wszystko nie uważasz,
że po tym wszystkim co zrobili rodzice, Shannonowi należy się szczerość?
Powinien poznać prawdę.
Genevieve
stanowczo potrząsnęła głową.
-
Nie rozumiesz. To złamałoby mu serce.
Leanne
parsknęła.
-
Jemu, czy tobie? – zapytała, a Gen spuściła głowę. – Ja też poczułam się
oszukana, nawet potrójnie, bo zdradzili mnie też rodzice. Ale mimo to jestem
tutaj i staram się zrozumieć. Jestem pewna, że Shannon zrobiłby to samo. –
Leanne nie wiedziała, czy powinna to w końcu powiedzieć, ale postanowiła
zaryzykować. – On cię wciąż kocha.
Genevieve
znów spojrzała w oczy siostry, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.
-
Tego właśnie się obawiam. Wolałabym, żeby nie zrozumiał i się ode mnie odsunął,
był wreszcie szczęśliwy, ponieważ zasługuje na to jak nikt inny. Dlatego
ujawnię mu się tylko pod jednym warunkiem. – wzięła głęboki wdech, powoli
wypuszczając powietrze i otarła mokre policzki skrawkiem rękawa. Słowa ciężko
przechodziły jej przez gardło, ale wiedziała, że mimo bólu to nie jej uczucia
są teraz najważniejsze. – Przyznam się, że żyję, ale powiem mu też, że zgodziłam
się wrobić go w moje zabójstwo. To jedyny sposób, by uwolnił się od wyrzutów
sumienia i ode mnie.
Cass do jasnej cholery niech ta Gen się ogarnie i nie kłamie Shannonowi, że o wszystkim wiedziała!!!!! Błagam Cię to go właśnie załamie. Kurcze on musi poznać całą prawdę i głównych winnych czyli rodziców dziewczyn!!!! Błagam niech Gen też pomyśli o sobie o tym że wreszcie mogłaby być szczęśliwa. Weny, weny,weny na dalsze i to szybko bo ja przysięgam, że zejdę na zawał przez Ciebie w wieku 22 lat:) Jesteś okropna igrając tak ze swoimi czytelnikami, alei tak Cię kocham:) Dzięki za to opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny rozdzial i mamnadzieje, ze wszystko bedzie dobrze, jak zwykle mnienie zawiodlas i czekamna reszte (: no i mamnadzieje, ze lea nie pozwoli oklamac shannona, weny, kochana (:
OdpowiedzUsuń(:
OdpowiedzUsuńOOOOOOOOOOOOOO Matko!!!!! Ale świetny rozdział. Wiedziałam że dużo rzeczy się stanie, ale proszę cię niech Gen nie robi z siebie bohaterki i kłamie Shannowi że to ona wymyśliła. Niech wreszcie zawalczy o siebie i o swoje szczęście. Nie żal jej swojego smutnego i szarego życia, a także życia Shanna. Kurcze dziewczyno Ty to zawsze coś wymyślisz, że denerwuję się jakby ta sytuacja dotyczyła bliskich mi osob a nie wymyślonych postaci:) Jesteś cudowną autorką:)
OdpowiedzUsuńNo no fajne te rozdziały, czekam na kolejny Ps proszę o więcej Mamusi w następnym - dostanie za swoje czy będziesz łaskawa?
OdpowiedzUsuńWeny i całej reszty
Pozdrawiam
Ale ta Isabel jest perfidna. Wiesz co na prawde mam ochotę aby dziewczyny nigdy jej nie wybaczyły. Bo jak mozna cos takiego wybaczyć? Kłamstwo w celu ochrony bliskich to jedno, ale niszczenie im życia i bliskich im ludziom.Knucie intryg, aby zakończyć związek a w zasadzie miłość J i L, pozwolenie Shannonowi na życie z takimi wyrzutami sumienia. To nie jest ludzkie, trzeba byc na prawde pozbawinym uczuć. Oj czekam na nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńDobre :) Reszta na pw na fejsie
OdpowiedzUsuńDajcie mi nowy bo nie wytrzymam
OdpowiedzUsuńUHBWRTHGJGJERTIUGKDFLGKPHLPTYOP!!!!!!!!!!!!! AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!! I TYLE W TYM TEMACIE.....
OdpowiedzUsuńKurcze niech Gen się ogarnie.... Czy ona chce złamać serce Shannona. Przepraszam bardzo, ale to głupie. Niech ona wreszcie zrozumie że ona i on są ofiarami jej rodziców (głównie tej idiotki Isabel) Kurcze to już czas, aby pomyśleć o sobie o swoim szczęsciu. Powinna zrobić coś dla siebie, całe jej życie toczyło się pod dyktando Isabel. Przecież Gen jest już dorosła i może sama decydować o swoim życiu o tym jak ma ono wyglądać. Super rozdział:)
OdpowiedzUsuńAaaaa nie wierzę, znalazłam to opowiadanie wczoraj i przeczytałam na jednym wdech. To jest niesamowite, chciałam pod każdym rozdziałem dodać komentarz z przemyśleniami, ale byłam zbyt ciekawa i niecierpliwa co będzie dalej,przepraszam i obiecuje, że nadrobie, bo mam taką potrzebę. Nie wiem co napisać, odebrało mi mowę. Ta historia jest tak cudowna,że śmieje się przy niej,płacze i przeżywam to tak jakbym tam była. Przez cały dzień usilnie próbowali oderwać mnie od tej lektury,ale nie było mocnych. Chce więcej, potrzebuje i juz ! :D a co do tego odcinka... czemu Gen uciekła ze szpitala,jej ona przecież musi przejść jak najszybciej operacje i wziąć sprawę w swoje ręce. Jak oni mogli tak krzywdzić Shannona? Aż boję się wyobrazić sobie co będzie jak dowie się, że G żyję. Zalamie się, jak się dowie,że tak po prostu wyjechała, wyszła za mąż, to ON miał się jej oświadczyć ; (((( Mam za dużo myśli w głowie, wybacz :( czekam z niecierpliwością na 51 !!!
OdpowiedzUsuń