niedziela, 23 listopada 2014

37. Riptide




         - Pozwólcie tu na chwilę. – dobiegł głos z salonu.
         Genevieve i Shannon spojrzeli po sobie jakby pytali się siebie nawzajem, o co może chodzić. Ton głosu Bethany nie wskazywał na to, by miała dla nich dobre wiadomości, dlatego jak najszybciej znaleźli się w pomieszczeniu, z którego usłyszeli jej polecenie.
         Stała przy drzwiach prowadzących na balkon, a jej włosy rozwiewał delikatny wiatr. Kiedy usłyszała ich kroki za swoimi plecami, zamknęła skrzydło i odwróciła się do nich. Wyglądała na zmartwioną, co jeszcze bardziej ich przestraszyło. Shannon trzymał Genevieve za rękę i poczuł, że zaczyna drżeć.
         - O co chodzi? – zapytała w końcu, nie mogąc znieść napięcia.
         Bethany stanęła naprzeciwko niej.
         - Dzwoniła twoja matka. Kazała ci się rano spakować.
         Dziewczyna natychmiast spochmurniała, a Shannon poczuł narastający gniew. Obydwoje byli rozgoryczeni, ale chłopak nie potrafił już trzymać nerwów na wodzy, dlatego jak zawsze zacisnął pięści, choć musiał pamiętać, że jedną dłonią trzyma Genevieve. Ona i tak poczuła mocniejszy uścisk, jednakże była tak skupiona na słowach ciotki, że nie zwracała na to szczególnej uwagi.
         - Dowiedziała się, że Shannon tu jest? – zapytała spanikowana, chociaż zdawała sobie sprawę, że pomiędzy jej rodzicami, a chłopakiem i tak nigdy już nie będzie dobrze.
         - Raczej nie. Powiedziała, że nie chce żebyś miała zaległości w szkole. – odparła Bethany bez przekonania.
         - Tak nagle? – obruszył się Shannon. – Jutro i tak piątek.
         - Twoja przyjaciółka mówiła jej, że powinnaś już wrócić, bo nie dasz rady nadrobić materiału.
         Genevieve pokręciła głową z niedowierzaniem i wyrzutem. Jednak nie miała nic za złe Tessie, a samej sobie. Natomiast Shannon od razu pomyślał, że dziewczyna zrobiła to specjalnie.
         - Nie wierzę, że ona znowu to robi. – powiedział oburzony, a Genevieve dotknęła dłonią jego ramienia, by się uspokoił.
         - Nie zrobiła tego specjalnie. Rozmawiałyśmy codziennie przez telefon i wciąż jej mówiłam, że chcę być już w domu. Nie miałam pojęcia, że tu przyjedziesz. – przeniosła spojrzenie na ciotkę i zrozumiała, że mogła poczuć się urażona tym, iż tak bardzo pragnęła wyjechać z Florydy. –Mówiłam jej, że nie odbierasz moich telefonów i się martwię. Chciałam jak najszybciej sprawdzić, czy wszystko u ciebie w porządku. Jestem pewna, że po prostu chciała mi pomóc, dlatego nagadała matce takich bzdur.
         Shannon trochę wyluzował, aczkolwiek wciąż był zły na Tessę. Wiedział, że chciała dobrze, ale nie znosił, gdy wtrącała się w ich sprawy.
         - Spokojnie. Nagadałam trochę Isabelle i namówiłam ją, żeby dała ci czas do niedzieli. Wyjedziesz w południe. Macie dla siebie jeszcze całe dwa dni i połowę trzeciego. – Bethany starała się pocieszyć swoją bratanicę i jej chłopaka, którego zdążyła już polubić. Sama nie chciała, by wyjeżdżali, ponieważ zawsze lubiła dodatkowe towarzystwo.
         Genevieve i Shannon uśmiechnęli się z wdzięcznością, a dziewczyna rzuciła się na ciotkę i ją uściskała. Bethany spojrzała na nich rozpromieniona i szczęśliwa, że mogła sprawić im przyjemność.
         - Jest pani najlepsza. – powiedział Shannon, ale napotykając jej niezadowoloną minę, natychmiast się poprawił i szerzej uśmiechnął. – Jesteś najlepsza, Bethany.
         - No ja myślę. – odparła kobieta wesoło. – A teraz do spania, bo już późno. Jake dzwonił, że też zaraz wróci.
***
         Gdy obydwoje byli już po kąpieli, weszli do pokoju gościnnego, który chwilowo zajmowała Genevieve. Bethany była zaraz za nimi i stanęła w progu.
         Cała sypialnia była utrzymana w tych samych kolorach, co reszta domu, choć tu dołożono nieco więcej niebieskich akcentów. Obok podwójnego łóżka Bethany rozłożyła pojedynczy materac, na który nałożyła już poduszkę i kołdrę. Shannon ucieszył się, że pomyślała o tym, by mogli spać w jednym pokoju, a nie tak jak podejrzewał, w salonie. Genevieve zaśmiała się widząc, jak daleko ciotka odsunęła materac i nie mogła uwierzyć w to, że chłopak będzie spał na nim całą noc i ani razu nie wskoczy na jej łóżko. Shannon nawet nie zakładał takiej możliwości i tylko czekał, aż Bethany wyjdzie z pokoju, by mógł zasnąć razem z Gen, o wiele bliżej siebie niż sugerowała odległość między łóżkiem, a materacem.
         - Widzę wasze porozumiewawcze uśmiechy. – powiedziała żartobliwie, a oni natychmiast wbili wzrok w ziemię. – Chciałam chociaż zachować pozory rozsądnej i odpowiedzialnej ciotki, ale nie oszukujmy się, i tak Shannon nie będzie spał na tym materacu. A nawet jeśli będzie, to pewnie do czasu aż ja zasnę. – zaczęła się śmiać, a Gen i Shannon zrobili to samo, rozbawieni bezpośredniością Bethany. – Tylko błagam was, nie róbcie nic głupiego. Pamiętajcie, że jestem zaraz za ścianą. – Gen oblała się rumieńcem, a Shannon tylko się zaśmiał. – Dobra, dosyć mojego ględzenia, dobranoc.
         - Dobranoc. – odparli chóralnie, ale Genevieve dogoniła ją jeszcze w przejściu. – Dziękuję za wszystko, ciociu. – szepnęła jej do ucha, a Bethany uśmiechnęła się ciepło i ruszyła w stronę schodów, słysząc otwierane przez jej syna drzwi.
         Gdy tylko dziewczyna zamknęła drzwi sypialni, poczuła ręce Shannona na swoich biodrach, oplatające ją całą. Odwróciła się w jego stronę, a on spojrzał na nią z zawadiackim uśmiechem. Jego dłonie schodziły coraz niżej, aż w końcu chwycił dziewczynę i przyparł ją do drzwi, unosząc do góry. Podtrzymując ją za pośladki, ruszył w stronę łóżka i położył ją na nim, znajdując się nad nią.
         Zaczął muskać ustami jej obojczyk bez najmniejszego skrępowania, jednakże ona wciąż wyrzuty sumienia z powodu swojej ciotki. Chciała całkowicie poddać się temu, co wyprawiał z nią teraz Shannon, ale nie potrafiła się wyluzować.
         - Dlaczego jesteś taka spięta? – zapytał w końcu, zatrzymując się na chwilę i patrząc jej w oczy.
         - Nie jestem. – skłamała unikając jego wzroku. Dotknął dłonią jej policzka i zmusił ją, by na niego spojrzała.
         - Przecież widzę. Chodzi o Bethany?
         Genevieve przytaknęła, a on natychmiast opadł na miejsce obok niej i wyłączył lampkę stojącą na stoliku nocnym. Dziewczyna czuła, że go zawiodła, ale jeszcze gorzej czułaby się, gdyby zrobiła to ciotce, która przez cały czas była dla niej tak dobra. Shannon leżał na plecach, ale nie spojrzał na nią nawet wtedy, gdy czuł na sobie jej spojrzenie. Starała się go rozgryźć, chciała wiedzieć, co chodzi mu po głowie. Jak zwykle jednak wpatrywał się w jeden punkt z nieprzeniknioną twarzą.
         - Bardzo jesteś na mnie zły? – zapytała, bojąc się odpowiedzi. Chciała znów czuć jego usta na swoich, ale obawiała się, że chłopak może chcieć czegoś więcej, a ona nie potrafiła mu tego dać wiedząc, że Bethany jest za ścianą. – Po prostu nie chcę zepsuć tego, że mamy dla siebie czas jeszcze do niedzieli. Gdyby ciotka coś zauważyła lub usłyszała, pewnie musielibyśmy od razu wyjechać.
         - Nie jestem na ciebie zły. – odparł przewracając się na bok. Patrzył na nią teraz ze słabym uśmiechem, który wystarczył, by stopniało jej serce i poczuła się lepiej. – Przepraszam, po prostu znów się zamyśliłem.
         Shannon przyciągnął ją do siebie, a ona wtuliła się w jego pierś, czując miarowe bicie jego serca.
         - Znów na ten sam temat?
         - Nie. – stwierdził rozbawiony i spojrzał na nią zalotnie. – Rozmyślałem o tym, co bym z tobą zrobił, gdyby Bethany nie spała w pokoju obok.
         Genevieve parsknęła śmiechem i próbowała uderzyć go w ramię, ale ten zablokował jej rękę swoim ciałem, przez co była bezradna.
         - Ciekawi mnie, co wymyśliłeś. – zaśmiała się.
         - Nie mogę ci powiedzieć, bo zepsuję całą zabawę, a zamierzam zostawić to na bliżej nieokreślone później.
         - Wiesz, to może zdarzyć się szybciej, niż myślisz. – zaczęła nie zdradzając od razu wszystkiego, by wzbudzić jego ciekawość.
         Shannon natychmiast się ożywił i mimo ciemności Gen widziała zarys jego podnieconej tym pomysłem twarzy.
         - To znaczy?
         - Jutro piątek. Jake od rana jest w szkole, ciotka w swoim sklepie… Chociaż nie wiem, czy któryś z nich nie zmieni planów wiedząc, że zostaniemy tu sami. Ciotka potrafi nieźle rozszyfrować ludzi.
         Chłopak zaczął cicho się śmiać.
         - Gdyby to była prawda, nie pozwoliłaby mi tu spać. Domyśliłaby się, co planuję. – powiedział i zaczął znów całować jej szyję.
          - Mówię serio. – odparła z zamkniętymi oczami, choć coraz ciężej było jej się skupić na słowach. Nie mogła też dłużej się kontrolować i wiedziała, że jeśli Shannon nie przestanie, ona pęknie i w końcu mu ulegnie, nawet wbrew swojemu sumieniu. – Zanim wujek David umarł, ciotka była psychologiem. Po jego śmierci miała za dużo swoich problemów, żeby zajmować się jeszcze kłopotami innych i to rzuciła, otwierając sklep dla surferów.
         Shannon przestał ją na chwilę obcałowywać, zainteresowany jej wyznaniem.
         - Bethany zna się na sprzęcie dla surferów?
         - Jasne, kiedyś sama się tym zajmowała. Poznała Davida na zawodach. Później zaszła w ciążę i to rzuciła, a on poszedł do wojska. Jake ma to chyba po nich, David uczył go surfowania od dziecka.
         Chłopak znów na chwilę odpłynął. Przypomniał sobie, jak jego ojciec próbował nauczyć go wędkowania. To było jedno z nielicznych dobrych wspomnień, jakie z nim wiązał. Od tamtego czasu ani razu nie chwycił wędki do ręki, choć wiele razy tego pragnął. Genevieve zauważyła, że po raz kolejny jej nie słucha, więc przestała opowiadać dalszą historię swojej rodziny. Obróciła się w drugą stronę, ale pozwoliła mu się nadal obejmować w pasie. Wyrwała też swoją zdrętwiałą rękę i podłożyła ją pod swój policzek.
         - Dobranoc. – powiedziała, wyrywając go z rozmyślań.
         - Dobranoc. – odparł widząc, że nie ma ochoty na dalszą rozmowę. Zresztą i tak był zmęczony dziesięciogodzinną jazdą, dlatego zasnął niemalże od razu.
         Nad ranem Bethany bezszelestnie uchyliła drzwi by sprawdzić, czy jeszcze śpią. Kiedy zobaczyła ich przytulonych do siebie w jednym łóżku mimowolnie się uśmiechnęła. Nie miała im tego za złe, ponieważ pamiętała, jak sama była w jej wieku. Zamknęła drzwi i wyszła do pracy.
         Shannon wstał jako pierwszy. Upewniwszy się, że nikogo nie ma w domu, wrócił do pokoju z zadowoleniem. Wszedł z powrotem do łóżka i objął wciąż śpiącą Genevieve.
         - Obudź się, słoneczko. – szepnął jej do ucha żartobliwie, a ona niespiesznie uniosła powieki. Ujrzała jego piwno-zielone tęczówki i natychmiast się uśmiechnęła. – Dzień dobry.
         - Dzień dobry. – odpowiedziała. – A gdzie moje śniadanie do łóżka? – zażartowała, a on parsknął śmiechem.
         - Na śniadanie trzeba zasłużyć.
         Shannon zaczął namiętnie ją całować a ona od razu wiedziała, że stara się zrealizować swój wczorajszy plan, udaremniony przez Bethany.
         - Nikogo nie ma w domu? – zapytała, kiedy Shannon opuszczał ramiączko jej topu.
         - Jesteśmy sami.
         Gen oplotła go nogami, a on ściągnął jej koszulkę przez głowę, po czym zrobił to samo ze swoją. Znów poczuła się tak, jakby byli w chatce na obrzeżach miasta, którą specjalnie dla niej wyremontował. Niemalże słyszała w swojej głowie muzykę dobiegającą z gramofonu, której słowa zapewniały ją o jego miłości. Pomyślała, że warto było czekać całą noc na spełnienie zamiarów Shannona.
***
         Kiedy Jake wrócił do domu, zastał ich siedzących na tarasie na leżakach i pijących lemoniadę. Niska blondynka z krótkimi włosami niepewnie przeszła z nim przez drzwi.
         - Cześć. – powiedziała nieśmiało, widząc jedną nową twarz.
         - Shannon, to moja dziewczyna, Kate. Kate, to jest Shannon, chłopak Genevieve. – Jake przedstawił ich sobie, a Shannon wyciągnął rękę do dziewczyny, uściskając ją z uśmiechem.
         Obydwoje usiedli na krzesłach naprzeciwko. Genevieve poznała Kate już wcześniej i sama musiała przyznać, że dziewczyna jest o wiele bardziej nieśmiała, niż ona nawet zanim poznała Shannona. Jednak gdy się dłużej nad tym zastanowiła stwierdziła, że nigdy nie była nieśmiała, po prostu jej rodzice nauczyli ją tłumić wszystko w sobie. Gdyby nie pewność siebie, pewnie nie byłaby teraz z Shannonem, który od początku robił wszystko, by ją do siebie zrazić.
         - Co ciekawego dziś porabialiście? – zapytał Jake, a Gen i Shannon walczyli ze sobą, by się nie roześmiać, choć i tak spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
         - W sumie to nic. – odpowiedział Shannon zdawkowo, kłamiąc w żywe oczy. Jake jednak zdawał się nic nie wyczuć, a przynajmniej udawał.
         - Może chcecie wyjść z nami na plażę? Chciałem trochę posurfować, bo pogoda sprzyja.
         Tego dnia wiał dość mocny wiatr, jednakże był na tyle ciepły, że zarówno Shannon, jak i Gen ledwo go zauważali.
         Shannon spojrzał na swoją dziewczynę pytająco, a ona uśmiechnęła się, wyrażając w ten sposób swoją zgodę. Chłopak pomyślał, że to dobry pomysł, by wyjść z domu. I tak nie wymyśliłby nic lepszego.
         Na plaży było dość dużo ludzi, głównie surferów. Jake co rusz się z kimś witał, przedstawiając znajomym swoich gości, którzy i tak nie byli w stanie zapamiętać wszystkich imion. Kate rozłożyła ogromny koc na środku plaży i wszyscy na nim usiedli. Wszyscy, z wyjątkiem Jake’a, który natychmiast chwycił za deskę surfingową i spojrzał w kierunku burzącej się wody.
         - Ktoś idzie ze mną? – zapytał, choć nie spodziewał się entuzjazmu.
         - Ja jak zwykle popatrzę i porobię zdjęcia. – Gen dopiero teraz zauważyła, że Kate ma w torbie dwa aparaty fotograficzne – polaroid i analog na klisze.
         - Jeśli mnie nauczysz, to chętnie. – odparł Shannon niespodziewanie, a Jake natychmiast się rozpromienił i wyciągnął do niego rękę, by ten wstał z koca. Genevieve spojrzała na niego ze zmartwioną miną. Nie była przekonana do jego pomysłu, tym bardziej widząc ogromne fale. – Spokojnie, będę ostrożny. – powiedział chłopak całując ją szybko w usta. Następnie chwycił rękę Jake’a i stanął na równe nogi.
         - Ja też zawsze się denerwuję, gdy Jake surfuje. – powiedziała Kate po godzinie obserwowania, jak Jake uczy Shannona na piasku podstaw surfowania. W końcu chłopcy postanowili spróbować w wodzie, co jeszcze bardziej zaniepokoiło Genevieve. Nie mogła jednak nic zrobić widząc, jak Shannon jest podekscytowany całym przedsięwzięciem.
         - Faceci. – prychnęła Gen, a Kate się roześmiała, przenosząc ciemne okulary przeciwsłoneczne na czubek głowy tak, by przytrzymywały jej włosy. Genevieve miała na sobie Ray-Bany Shannona, które wciąż spadały jej na nos, dlatego ostatecznie je zdjęła. Z powodu wysokiej temperatury zdjęła szorty, pozostając w czarnym luźnym t-shircie.
         Obie dziewczyny obserwowały swoich chłopaków surfujących w wodzie. Na początku Shannon miał problemy z utrzymaniem równowagi na desce i wciąż z niej spadał, jednak po kilkudziesięciu minutach opanował ją na tyle, by móc kilka razy złapać falę. Kiedy się zmęczyli, wrócili do swoich dziewczyn by czegoś się napić.
         Shannon kucnął za plecami Gen i pochylił się nad nią, obejmując ją mocno wokół ramion. Dziewczyna pisnęła, czując moknącą koszulkę i zimne krople spadające z jego włosów na jej twarz. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Genevieve wymierzyła mu kuksańca w bok. Chłopak opadł na kraniec koca, a ona odwróciła się i pozwoliła mu się pocałować. Dopiero gdy przestali się całować i dziewczyna usiadła między jego nogami, będąc obejmowana jego mokrymi ramionami, zauważyli, że Kate cały czas robiła im zdjęcia swoim polaroidem.
         Podała im plik kwadratowych zdjęć z białym obramowaniem i uśmiechnęła się do nich. Obydwoje byli zaskoczeni, że Kate postanowiła zrobić coś takiego, ale byli jej za to wdzięczni. Wcześniej nikt nie robił im zdjęć, dlatego nie mieli żadnych wspólnych. Genevieve wertowała zdjęcia, a Shannon przyglądał im się sponad jej ramienia. Na każdym byli uśmiechnięci i niesamowicie zakochani w sobie. Na ostatnim spojrzeli w jej obiektyw i mimo tego, iż byli zaskoczeni, na fotografii wyglądali tak, jakby specjalnie dla niej zapozowali.
         - Są piękne. Dziękuję, Kate. – powiedziała Gen do dziewczyny.
         - Nie ma za co. – odparła z promiennym uśmiechem i zaczęła robić zdjęcia swojemu chłopakowi.
         Genevieve włożyła zdjęcia do torby obiecując sobie, że będzie je chronić bardziej, niż siebie samą. Nie chciała, by kiedykolwiek oglądał je ktoś inny, niż ona i Shannon. Zamierzała dać mu kilka z nich, a resztę zachować dla siebie. Cieszyła się, że będzie miała coś, co na zawsze uwieczni najlepsze dni jej życia. Miała ochotę patrzeć na nie każdej nocy, której nie spędzi z nim u swojego boku, choć miała nadzieję, że nie będzie to zdarzało się często.
         - Idziemy? – zapytał Jake w stronę Shannona, wskazując na wodę.
         - Genny, może ty też spróbujesz? – zapytał swoją dziewczynę, ale ta spojrzała na niego z uniesionymi brwiami.
         - Genny i woda? – zaśmiał się Jake niedowierzając. – Odkąd tu przyjeżdża, ani razu nie pływała. Dobra, może raz, kiedy miała pięć lat i Rhys wyposażał ją w koło ratunkowe i dmuchane motylki na ręce. – Shannon wybuchnął śmiechem, wyobrażając sobie Genevieve w takim stroju, a dziewczyna spojrzała na kuzyna morderczym wzrokiem.
         - Widocznie nie masz daru przekonywania. Ze mną pływała już dwa razy. Raz nawet skakała z urwiska do jeziora na huśtawce. – odparł Shannon z dumą, mrugając do Gen.
         - Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę. – powiedział Jake, a Genevieve natychmiast podniosła się z koca.
         - No to patrz.
         Genevieve zdjęła koszulkę, pod którą miała dwuczęściowy strój kąpielowy i obróciła się do Shannona. Chwyciła go za rękę i pociągnęła w stronę wody.

         - No dalej, idziesz? – rzuciła do kuzyna, a ten ze śmiechem chwycił deskę pod pachę i zaczął iść za nimi. 

16 komentarzy:

  1. Gen taka odważna o.O sama nie umiem pływać i prędzej bym umarła niż wskoczyła do wody. Dziękuję za kolejny piękny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez nie umiem, ale do wody wskakuje haha :D
      To ja dziękuję za komentarz ♥️

      Usuń
  2. awww Cassa kolejny raz podbijasz moje serce rozdziałem ♥ Warto było czekać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego to jest tak cudowne? Bethany jest naprawdę kochana :) najlepsze love story :''''''''''''''''''''') Piękny rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju, warto było czekać! Świetny rozdział! Składam pokłony, naprawdę cudowny!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie za takie rozdziały uwielbiam Cię tak bardzo:):):) Jesteś cudowna!!! Nawet nie wiesz jak bardzo poprawiają mi one humor. Rozwaliła mnie wzmianka o tych zdjęciach, jakie są ważne dla Genny i jak je będzie chronić, aby nikt ich nie znalazł. Mam nadzieję, że Shann nauczy Gen w końcu pływać. Na koniec oficjalne oświadczenie i prośba: Kocham Bethany i niech matka Gen weźmie z niech trochę przykładu. Ale chyba za dużo wymagam:) Weny na następne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi miło, że mogę komuś poprawić humor :)
      No tak, w przypadku Isabelle to faktycznie trochę sporo. Dziękuję!

      Usuń
  6. Uwielbiam, kocham, brak słów po prostu. Z każdym rozdziałem wciąga mnie coraz bardziej. Ten jest przecudowny. Znów czekam na kolejny <3 :3 Pisz jak najwięcej :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hguohfwfhiasbkmf... Brak słów poprostu. Masz niesamowity talent, umiesz wszystko opisywać w najmniejszych szczegółach. Jak to czytam to tak jakbym odlatywała w inny świat. Pisz dalej, życzę DUŻO weny i czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym talentem to nie przesadzajmy haha, ale dzięki.

      Usuń
  8. Super, gratuluję nadal utrzymujesz wysokie C, wyglądam kolejnego, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)