-
Dlaczego tak na mnie patrzysz? – zaśmiał się, patrząc na jej twarz pełną
niedowierzania i wątpliwości. Nie wiedział, czy słusznie jest tym rozbawiony.
Jakaś część jego bała się, że może Genevieve wciąż ma mu za złe nieodebrane
telefony i brak kontaktu. Jednak szybko pomyślał, iż w tej sytuacji nie byłby
przez nią całowany.
-
Chyba wciąż nie wierzę, że tu jesteś. – wydukała przez łzy i zaczęła się
szeroko uśmiechać. Czuła się jakby była chora psychicznie i miała wahania
nastroju, ale było to wynikiem wszystkich emocji, które kumulowały się w niej
od tygodnia.
Shannon
także zaczął się śmiać i scałował z jej twarzy słone łzy. Po chwili wykonał
całkowicie niespodziewany ruch, przewracając się na plecy tak, że teraz to on
leżał na piasku, a ona na nim. Patrzyła na niego z góry, a jego twarz ukryła
się w jej gęstych, pofalowanych od wilgoci włosach. Celowo dał jej chwilową
przewagę nad sobą, chcąc w ten sposób rozweselić dziewczynę. Genevieve jednak
nie potrzebowała do tego żartów i zabaw. Już sama jego obecność sprawiała, że
była przepełniona szczęściem.
Chłopak
zaczął ją całować, tym razem lżej i delikatniej, ciągle się uśmiechając.
-
Teraz już wierzysz? – zapytał, chwytając ją w pasie i przyciskając jak
najbliżej siebie.
Genevieve
wciąż się śmiała i przytaknęła.
-
Jak mnie tu znalazłeś? Nawet Tessa nie zna adresu ani nazwiska mojej ciotki.
Shannon
uśmiechnął się szelmowsko.
-
Jared wyświadczył mi przysługę. – powiedział tajemniczo, co wzbudziło jeszcze
większą ciekawość Gen. Uniosła brwi pytająco, ale wciąż przeczesywała palcami
jego włosy. – Kiedy Leanne zasnęła, poszperał trochę w komodzie w waszym
salonie i znalazł notatnik Isabelle z różnymi adresami. Tessa powiedziała mi,
że wasza ciotka ma na imię Bethany, a Jared dowiedział się, że mieszka na
Florydzie. W notesie był tylko jeden pasujący adres. – wyjaśnił Shannon z
nieukrywaną dumą, a Genevieve pokręciła głową z niedowierzaniem, choć była pod
wrażeniem jego determinacji.
-
Mam nadzieję, że odłożył go na miejsce. Matka zauważa wszystko. – Gen wiedziała,
że Jared dużo ryzykował grzebiąc w rzeczach Isabelle, w dodatku nie we własnym
interesie.
-
Spokojnie. – powiedział kojąco, głaszcząc ją po policzku. – Spisał tylko adres
i włożył notes z powrotem do szuflady.
Widząc,
że Genevieve na chwilę spoważniała przejmując się swoją matką, znów znienacka
przewrócił ją na plecy, odzyskując pozycję na górze.
-
Jak długo zostajesz?
Shannon
zastanowił się chwilę. Blake naprawił już jego jeepa, dzięki czemu w ogóle mógł
tu przyjechać. Wciąż jednak był mu winny pieniądze za robociznę, których nie
miał. Wiedział, jak musi je zdobyć, a nie mógł tego zrobić na Florydzie, a
przynajmniej wydawało mu się to trudniejsze nie znając nikogo w okolicy. W dodatku
nie miał gdzie się zatrzymać, a pokój w motelu był w stanie opłacić tylko na
jedną noc. Widząc jednak przed sobą Genevieve, jej ożywione oczy, uśmiech na
twarzy i łzy szczęścia nie potrafił powiedzieć, że niedługo znów ją opuści.
-
Tyle, ile sobie zażyczysz. – powiedział z uśmiechem, choć w głowie już widział siebie
nocującego w samochodzie i udającego, że mieszka w motelu.
***
Jake
skończył lekcje godzinę wcześniej. Normalnie rzadko wracał po szkole prosto do
domu, jednak z powodu wizyty kuzynki postanowił dotrzymać jej towarzystwa. Czuł
się dziwnie zostawiając ją do południa w pustym domu choć wiedział, że potrafi sama
się sobą zająć. Nawet gdy był w domu, często nie miała ochoty wychodzić z nim
oraz jego znajomymi i zostawała w domu z Bethany, czytając książki lub rysując
w swoim zeszycie. Mimo wszystko wolał jednak by nie czuła się osamotniona choć
wiedział, że nie zastąpi jej przyjaciół z Luizjany i chłopaka, przez którego
znalazła się na Florydzie.
Kiedy
dojechał do domu zdziwiło go, że jest pusty i zamknięty. Zazwyczaj o tej porze
Genevieve wracała już z plaży, a przynajmniej tak zawsze mu mówiła. Wiedział
jednak, że nigdy nie oddalała się zbytnio od domu i siadała po prostu gdzieś na
kocu, czytając książki i wsłuchując się w szum morza.
Udał
się do zejścia na dziką plażę, nie strzeżoną przez ratowników. Idąc już
schodkami zauważył w oddali postać leżącą na piasku, której nie widział za
dobrze z tej odległości. Kiedy był coraz bliżej, dostrzegał więcej szczegółów.
-
Przestań! – usłyszał głos Genevieve, która próbowała się wyrwać.
Gdy uświadomił sobie, że jego kuzynka
jest przyszpilona do piasku przez jakiegoś chłopaka, natychmiast rzucił się
biegiem w ich stronę.
***
Gen
cały czas prosiła Shannona, by przestał ją łaskotać, ten jednak nie odpuszczał.
Szarpała się, jednocześnie chichocząc, choć z daleka można byłoby pomyśleć, że
piszczy.
Shannon
śmiał się w głos razem z nią, całkowicie ignorując dźwięki dookoła. Kiedy
zobaczył, że ktoś staje nad nim, było już za późno. Chłopak chwycił go za
koszulkę i mocno pociągnął do siebie, odciągając go od Gen i rzucając na piasek.
Dziewczyna spojrzała na kuzyna zaskoczona i z roztargnienia nie zaprotestowała,
gdy przyciągnął ją do siebie, pomagając jej wstać. Podszedł do Shannona i już
miał go uderzyć, kiedy ten wykorzystał moment i kopnął chłopaka w nogę,
powalając go na ziemię.
-
Jake, co ty wyprawiasz?! – wykrzyczała Genevieve, podchodząc do kuzyna. Stanęła
pomiędzy chłopakami, którzy zaczęli wstawać z piasku oszołomieni. Shannon nie
spodziewał się ataku, natomiast Jake był całkowicie zdezorientowany zachowaniem
kuzynki, która broniła swojego napastnika.
-
Zaatakował cię… - chłopak spoglądał raz na Gen, raz na Shannona, który otrzepywał
piasek z dżinsów luźno zwisających mu na biodrach. Jake wyglądał jak typowy
surfer z Florydy; opalony chłopak, ubrany w spodenki do kolan w hawajskie
kwiaty i t-shirt. Na szyi nosił swego rodzaju amulet, który dostał kiedyś od
swojego ojca. Był to niewielki żółw wyrzeźbiony z turkusu i zawieszony na czarnym
rzemyku, którego znaczenie znał tylko jego właściciel.
Genevieve
spojrzała niepewnie na swojego chłopaka. Z jednej strony była przerażona,
ponieważ nie wiedziała, jak zareaguje Jake, z drugiej jednak miała ochotę się
roześmiać z powodu interwencji kuzyna i zdezorientowanych min ich obu. Shannon
w dodatku wyglądał na zazdrosnego, gdyż nie spodobał mu się fakt, że Gen zna
chłopaka stojącego teraz przed nim.
-
Jake, to jest mój chłopak. – powiedziała wskazując na Shannona, który z kolei
spojrzał na nią z widocznym zdenerwowaniem.
-
Kto to jest do cholery? – zapytał ostro Shannon, co zdziwiło nawet jego.
Genevieve dopiero teraz domyśliła się, że wziął jej kuzyna za potencjalnego
kochanka i nie mogła się powstrzymać, by nie wybuchnąć śmiechem. Teraz oboje
patrzyli na nią tak, jakby zupełnie zwariowała.
-
Mówiłaś, że twój chłopak mieszka w Luizjanie. – drążył Jake, próbując zrozumieć
to, co miało teraz miejsce.
Genevieve
starała się opanować śmiech i wciąż będąc w dobrym humorze, odpowiedziała:
-
To właśnie on. Jake, to mój chłopak Shannon. Shannon, to mój kuzyn Jake.
Oboje
spojrzeli na siebie zaskoczeni, po czym także zaczęli się śmiać.
-
Okej, to było dziwne. – stwierdził Jake. – Przepraszam, że cię zaatakowałem,
ale myślałem, że to ty zaatakowałeś Genny. – wyciągnął do niego rękę. – Jake.
-
Nie ma sprawy. Faktycznie mogło to tak wyglądać. – chłopak uścisnął jego dłoń. –
Shannon.
Genevieve
odetchnęła widząc, że śmieszy ich ta sytuacja tak samo jak ją. Shannon wciąż
miał dystans do Jake'a, gdyż doświadczenie nauczyło go, by nie ufać w szczere
intencje nikogo z rodziny swojej dziewczyny (prócz oczywiście jej samej), ale już
na wstępie poczuł, że jako mniej więcej jego rówieśnik prędzej się zrozumieją.
-
Przyjechałeś tu specjalnie z Bossier? – zapytał, a Shannon przytaknął patrząc
na Genevieve porozumiewawczo. – Dawno?
-
Właściwie, to pół godziny temu.
Gen
zauważyła, że jej kuzyn nad czymś się zastanawia.
-
Może przyjdziesz do nas na obiad? Musisz być głodny po tylu godzinach jazdy, a
moja mama na pewno ucieszy się z okazji poznania cię. Dużo o tobie słyszeliśmy.
– powiedział zachęcająco, na co Shannon od razu spoważniał.
Chłopak
podejrzewał, że ten obiad może skończyć się zupełnie tak, jak rozmowa z
rodzicami Gen. Nie znał jej ciotki i nigdy wcześniej o niej nie słyszał, a
według niego Jake mógł po prostu starać się być uprzejmy. Patrząc na Rhysa, nie
spodziewał się dużej różnicy charakterów między nim, a jego siostrą. Spojrzał
jednak na Genevieve, która patrzyła na niego tak, jakby chciała powiedzieć „zgódź
się”. Tak naprawdę sama miała obawy, jak zareaguje Bethany, jednakże mogła się
założyć, że ciotka nie powiadomi jej rodziców o wizycie Shannona, co najwyżej wyprosi
go ze swojego domu i uda, iż nigdy nie było go w Destin.
-
Brzmi nieźle. – skłamał, udając zadowolonego.
***
-
Och, wreszcie jesteście. Już miałam po was iść na plażę. – krzyknęła Bethany
słysząc zatrzaskujące się drzwi wejściowe.
Siedziała
na kanapie w salonie, czytając magazyn o ogrodnictwie. Wróciła dopiero z pracy
i nawet się nie odwróciła, by spojrzeć na ludzi, którzy weszli do jej domu.
-
Mamo, mamy gościa. – powiedział Jake z entuzjazmem, a Bethany zdjęła okulary i
obróciła się na sofie.
Kiedy
zobaczyła zmieszanego Shannona od razu wiedziała, kim jest. Spojrzała na jego
ramię ozdobione tatuażami, o których wspominała jej Isabelle i kolczyk w uchu.
Wyobrażała go sobie całkiem inaczej – myślała, że będzie to wielki, postawny mężczyzna
z malunkami na całym ciele, wyglądający na więcej niż dwadzieścia lat i mający
w twarzy coś, co każe ci się usunąć na bok. Owszem, był umięśniony i wytatuowany,
ale nie wyglądało to wulgarnie czy niebezpiecznie. Nie był zbyt wysoki, choć
wyższy od Gen i w jego oczach dało się dostrzec pewną iskrę, która aż zmuszała
cię, by zacząć z nim rozmowę.
Bethany
podniosła się z kanapy i stanęła przed nim ze skonsternowaną miną, która
wprawiała go w zakłopotanie. Nie wiedział, czy chce się z nim przywitać, czy
może pokazać mu, gdzie są drzwi.
-
Ty musisz być Shannon. – powiedziała ciepło, a Gen wypuściła powietrze z płuc. Kobieta
się uśmiechnęła, a chłopak to odwzajemnił, podając jej rękę, którą od razu
uścisnęła. – Nie wiem, co tu robisz, ale miło, że jesteś. Opowiesz nam wszystko
na obiedzie. A tak w ogóle, to mów mi Bethany.
Shannon
zauważył, że kobieta nie proponowała mu już obiadu jak jej syn, a wręcz go do
tego zmusiła. Nie miał jednak nic przeciwko i widząc jej entuzjazm, nieco mu
ulżyło. Wciąż był nieufny co do Bethany i jej syna, jednak wynikało to bardziej
z jego ogólnego dystansu do nowo poznanych osób, niż z jakiejkolwiek niechęci
do tej rodziny Genevieve.
-
Może pójdziemy na pizzę? Szczerze mówiąc, nie za bardzo chce mi się teraz
gotować. – zaproponowała Bethany, a Shannon spojrzał z uśmiechem na Gen. Ta
tylko wzruszyła ramionami i parsknęła śmiechem. Uwielbiała ciotkę i to, że
nigdy nie owijała w bawełnę.
Wszyscy
przytaknęli, a kobieta wzięła klucze z haczyka na ścianie. Rzuciła nimi do
syna, a sama chwyciła w rękę małą torebkę.
-
Ty prowadzisz. – rzekła w kierunku Jake’a.
-
Jedziemy do Darrena? – zapytał, a zarówno Gen jak i Shannon nie wiedzieli, o
czym mówią.
-
Jeszcze pytasz. – odpowiedziała ironicznie
Bethany, choć z jej ust było to raczej żartobliwe. – No dalej, do wyjścia
ludzie. Jestem strasznie głodna. – pogoniła ich z uśmiechem i zamknęła drzwi.
***
-
Nie uwierzysz, co zrobił Jake. – powiedziała Genevieve, śmiejąc się do kuzyna.
Ten
się zaczerwienił i zaczął chichotać. Shannon również parsknął śmiechem, a Bethany
nie mogła się doczekać, aż jej bratanica opowie swoją historię. Siedzieli przy
jednym stole w pizzeri „U Darrena” jedząc ogromną Margheritę. Gen zaczęła
opowiadać, jak Jake zaatakował Shannona myśląc, że to napastnik, a Bethany
wybuchła śmiechem z niedowierzaniem.
-
Przynajmniej wiem, że pod jego opieką nic ci nie grozi. – rzucił Shannon do Gen
żartobliwie.
-
Nie wiedziałam, że mój syn jest taki wojowniczy. – Bethany spojrzała w jego
kierunku. - Pewnie masz to za ojcem.
-
Jest jeszcze jakiś wujek, którego mam się obawiać? – zapytał Shannon, a Gen
obawiała się reakcji ciotki i kuzyna. Wiedziała, że to dość drażliwy temat.
-
Nie. David zmarł kilka lat temu. – wytłumaczyła Bethany siląc się na słaby
uśmiech, choć od razu było widać, że spoważniała jak jej syn.
-
Zginął na misji, był wojskowym. – dodał Jake, jakby czuł się w obowiązku to
powiedzieć. Genevieve spojrzała na niego, ale on wciąż skupiał wzrok na
Shannonie i jego reakcji.
-
Cóż, przynajmniej umarł jako bohater, a nie tchórz jak mój ojciec. Przykro mi. –
powiedział Shannon odległym głosem, zaskakując tym wszystkich.
Nikt
nie chciał już pytać go o ojca, ale wszyscy byli ciekawi, co miał na myśli. Jednak
Bethany szybko przeskoczyła na inny temat, a w jej towarzystwie łatwo było
zapomnieć, o czym rozmawiali jeszcze minutę temu. Do końca obiadu żartowali,
opowiadali sobie zabawne historie i Shannon sam nie mógł uwierzyć, że czuje się
w ich gronie tak swobodnie. Marzył, by kiedykolwiek mógł się tak poczuć przy
rodzicach Genevieve choć wiedział, że to nigdy się nie stanie.
***
Po
obiedzie Bethany zaproponowała, by Shannon został u nich w domu na kawie i
deserze, jakim było ciasto pieczone przez nią i Genevieve poprzedniego dnia.
Chłopak z grzeczności nie odmówił, choć wciąż obawiał się, że znów powie coś
niewłaściwego.
Gen
usiadła z nim przy stole na tarasie za domem, a Jake poszedł do kuchni, by pomóc
matce z kawą. Było ciepłe, przyjemne południe, a słońce mocno przypominało o
swojej obecności, choć powoli chyliło się ku zachodowi. Shannon głaskał ręką
jej kolano, błądząc ręką coraz wyżej i zataczając kółka na jej udzie. Ich
wiklinowe krzesła znajdowały się tak blisko siebie, że stykali się ramionami,
splatając ręce na oparciu.
-
Co o nich sądzisz? – zapytała szeptem Gen korzystając z okazji, że wreszcie są
sami.
Shannon
cicho się zaśmiał, patrząc na nią z rozbawieniem.
-
Jake wydaje się być w porządku, a twoja ciotka jest wspaniała. Żałuję, że to
nie ona cię wychowuje, bo mielibyśmy wtedy o wiele łatwiejsze życie.
Genevieve
westchnęła.
-
To co, zostajemy tu już na zawsze? – zażartowała, choć oddałaby wszystko, by
zrealizować ten plan.
Na
tarasie pojawiła się Bethany i Jake, którzy położyli na stole ciasto
czekoladowe i kawę, a dla Gen herbatę.
-
No, gołąbeczki, jedzcie. - uśmiechnęła się kobieta zachęcająco. – Shannon,
zapomniałam cię zapytać. Zostajesz w Destin dłużej, czy dziś wyjeżdżasz?
-
Poszukam dzisiaj jakiegoś motelu i zostanę chociaż na kilka dni.
Bethany
zrobiła urażoną minę, a wręcz się oburzyła. Genevieve spojrzała na nią
zaskoczona, a Shannon był przerażony, że znów powiedział coś nie tak i wszystko
zepsuł.
-
Chyba żartujesz! Jaki motel! Zostajesz u nas, nie pozwolę naszemu gościowi
płacić za motel. – pokręciła głową i znów zaczęła się śmiać. – Mogłeś tak od
razu mówić. Uwielbiamy przyjmować gości, prawda Jake?
-
Jasne. – chłopak uśmiechnął się szczerze do Shannona. – Mama mówi na poważnie,
jeśli odmówisz zostania u nas, obrazi się na ciebie.
-
Oczywiście, że się obrażę. – potwierdziła Bethany.
-
W takim razie nie mam wyjścia.
Shannon
czuł się niezręcznie przyjmując jej ofertę, ale znów poczuł, że nie może podjąć
innej decyzji. Z drugiej strony cieszył się, że po raz pierwszy spędzi z
Genevieve tak dużo czasu.
***
-
Siedźcie. My z Gen pozmywamy. – powiedziała Bethany i zostawiła chłopców na
tarasie.
Jake
naprawdę polubił Shannona i ucieszył się, że żadne z niepochlebnych słów
Isabelle na jego temat nie miało odzwierciedlenia w rzeczywistości. Wciąż
jednak nie mógł zapomnieć, jak ciotka opowiadała Bethany o jego stylu życia i o
narkotykach, których podobno nadużywał. Na jego rękach nie było widać już
żadnych śladów, jednakże chłopak dobrze wiedział, że nie istniały tylko
narkotyki zażywane dożylnie i Shannon mógł brać je w inny sposób.
Postanowił
postawić go przed próbą, którą właśnie wymyślił. Przymknął drzwi tarasowe i
przysunął się bliżej Shannona.
-
Nie wiem czy to prawda, ale Isabelle wspominała coś o tym, że brałeś. – zaczął niepewnie,
choć nie chciał po sobie tego pokazać. Shannon spojrzał na niego zagadkowo nie
wiedząc, do czego zmierza.
-
To już przeszłość. – skłamał. Nie chciał całkowicie się wybielać, ale obawiał
się, że jeśli przyzna się do zażywania narkotyków, Jake weźmie go za ćpuna i
powie o tym Bethany.
-
Szkoda. – powiedział nagle Jake. Starał się udawać zawiedzionego. – Na pewno?
Wiesz, u nas w okolicy jest mało dobrego towaru. Chciałbym coś kupić.
Jake
wyczekiwał jego odpowiedzi. To od niej zależało, czy ostatecznie mu zaufa. Pomyślał,
że jeśli Shannon potraktuje poważnie jego prośbę i pociągnie dalej temat, od
razu go skreśli i podejrzewał, że jego matka zrobi to samo.
Kurcze, ale fajny, sielski rozdział:) Ale Gen ma fajną rodzinę. Błagam Cię niech Shann nic nie daje kuzynowi Gen. Niech tym razem nic nie spieprzy, bo stracę do niego wszelką cierpliwość. Niech wreszcie wyciągnie wnioski ze swoich wcześniejszych wpadek!!! Ale nas rozpieszczasz z tak częstymi rozdziałami:) Dzięki:*
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję :)
UsuńNajukochańsza Cass 💕
OdpowiedzUsuńJak zawsze rozdział cudowny pod względem języka i fabuły. Kocham ETF całym sercem.
Ojej, jak zwykle bardzo mi miło <3
UsuńHej!!!! Kolejny rozdział w tym tygodniu:) Ja cię chyba ozłocę:) śmiać mi się bardzo chciało z tej bójki chłopaków:) Mam nadzieję, że Shannon nie będzie głupi i niczego nie zaproponuje kuzynowi Gen. Błagam, błagam, błagam. Oszczędź nam tego. Przecież ciocia by go od razu z domy wygoniła... Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie:)
OdpowiedzUsuńWszystko się wyjaśni, spokojnie :)
UsuńRozdzial jest taki, ze dluuuuuuuugo na niego czekalam i nie wiem czemu, ale cos mi mowi, ze shannon znow sobie nagrabi... prosze, nie )):
OdpowiedzUsuńZobaczymy, czy słusznie podejrzewasz, czy nie :)
UsuńRozdział świetny:) Tylko ta końcówka...Błagam Cię niech Shannon nie zrobi żadnej głupoty, mógłby wtedy spędzić więcej czasu z Gen bez jej rodziców!!!! Proszę Cię bardzo:)
OdpowiedzUsuńKońcówka jak zwykle niszczy wszystko heh. Zobaczymy :)
UsuńNo musialas w takim momencie przerwac! T_T no nie doczekam się kolejnego no! Cudowny rozdzial, wreszcie slonce wyszlo! Jak cudownie. Mam nadzieje, ze Shann przejdzie probe. Inaczej to bylby totalnie skonczony. Nie mogę doczekac się kolejnego!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze weny!
Doczekasz się, cierpliwości :3 dziękuję.
UsuńSHANNON SIE SPIER*OL TEGO ! aaaaa teraz bede sie stresowala! /S.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam!
Usuńno i znów pogrywasz sobie z nami - czekam na kolejny - ciekawe co im zgotowałaś , pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOkaze się :)
UsuńAż miło czytać <3 W końcu coś pozytywnego ;) Uwielbiam Twój styl pisania, aż chce się czytać! Dzięki za ten rozdział, już wyczekuję kolejnego :) Dużo, duużo weny :*
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
Usuń