Kiedy
jeep Shannona stanął pomiędzy motorami, Monique niemalże wyskoczyła z auta.
Pobiegła prosto do swojego chłopaka, ale kilka osób odciągnęło ją na bok.
Genevieve trochę utykając także podeszła bliżej, ale gdy tylko zobaczyła jak
Luke leży bez ruchu w rowie, natychmiast się cofnęła i ukryła twarz w dłoniach.
Shannon przecisnął się z drugiej strony między tłumem i widząc swojego
przyjaciela w takim stanie natychmiast zbliżył się do niego, sprawdzając puls. Ledwo
go wyczuł, ale wykrzyczał do tłumu, by ktoś wezwał pomoc. Sloan siedziała na
poboczu trzymając się za krwawiącą rękę, jednakże nie wyglądało na to, by stało
jej się coś poważnego. Cara kucała nad nią pocieszając przyjaciółkę. Obie z przerażeniem
patrzyły raz na poturbowanego chłopaka, raz na jego ciężarną dziewczynę, która
cały czas krzyczała jego imię i szarpała się, by do niego dojść, ale dla jej
dobra ludzie odciągali ją do tyłu.
Shannon
wdrapał się z powrotem na ulicę i pociągnął Genevieve za rękę tak, by się
odwróciła, po czym kazał jej wsiąść do auta. Dziewczyna posłuchała go, ale
zdziwiło ją, że w takiej sytuacji chłopak chce tak po prostu odjechać. Za
samochodem podążały jeszcze dwa motory, które tak jak on zjechały z powrotem na
pole, gdzie wszyscy spotkali się na początku.
-
Zostań w samochodzie. – polecił zdenerwowany Shannon i pospiesznie opuścił
pojazd.
Genevieve
obserwowała, dokąd pobiegł. Okrążył rząd samochodów, po czym zatrzymał się pod
większym busem z nazwą jakiejś firmy od przeprowadzek. Otworzył drzwi od
pojazdu i mężczyźni zaczęli chować do niego swoje motory. Gen podejrzewała, że
nie tylko jego był kradziony i przed przyjazdem służb ratowniczych trzeba było
pozbyć się wszelkich dowodów. Kiedy wszystkie motory znajdowały się już w
środku, umięśniony mężczyzna wsiadł do busa i odjechał. Zaraz po nim do innego
auta wsiadł drugi, młodszy chłopak, a Shannon wrócił do jeepa i uruchomił
silnik, po czym cały roztrzęsiony wyruszył w drogę powrotną.
W
samochodzie panowało milczenie. Gen nie mogła znieść takiego napięcia. Shannon
prowadził jeszcze bardziej chaotycznie, a ręce drżały mu na kierownicy. W
dodatku dziewczyna spojrzała teraz na swoją zakrwawioną ranę i niemalże
natychmiast tego pożałowała. Wyglądała strasznie i zaczęła ją piec jeszcze
bardziej. Nie mogła się powstrzymać i syknęła z bólu.
Shannon
spojrzał na jej nogę i gwałtownie zjechał na pobocze. Znaleźli się na parkingu
jakiegoś przydrożnego baru, który był niemalże pusty. Shannon stanął w poprzek
zajmując dwa miejsca parkingowe, co było dla dziewczyny dziwne. Przez chwilę pomyślała,
ze chłopak zatrzymał się tu, by się napić i natychmiast chciała zaprotestować,
gdy tylko wysiadł z jeepa. Obszedł go naokoło i otworzył drzwi z jej strony. Latarnia
wyraźnie oświetlała jego zmęczoną twarz.
-
Usiądź bokiem na fotelu. – powiedział despotycznie, a Genevieve wykonała jego
polecenie i usiadła tak, że nogi zwisały jej przez otwarte drzwi.
Shannon
nachylił się nad nią niebezpiecznie blisko, chcąc wyjąć coś ze schowka.
Dziewczyna czuła jego oddech na ramieniu i dostała od tego gęsiej skórki.
Szybko jednak jej uwagę odwrócił przeszywający ból nad kolanem i walczyła ze
sobą, by znów nie patrzeć na ranę. Zaciskała zęby, byle nie krzyknąć, ale
czuła, że długo tak nie wytrzyma.
Chłopak
znalazł w schowku apteczkę i położył ją na masce jeepa. Spojrzał na nogę
Genevieve i aż się wzdrygnął – nie wyglądała za dobrze, ale też nie była zbyt
głęboka. Sączyła się z niej krew, jednakże na szczęście niezbyt obficie. Największym
problemem był odłamek szkła wbity w ranę, który musiał leżeć gdzieś na ulicy. W
swoim życiu Shannon widział już gorsze urazy, dlatego wiedział, co robić. Genevieve
spojrzała na niego nieco zmieszana, bo nic nie mówił, a ona także nie miała
pomysłu, co powiedzieć.
-
Muszę trochę mocniej rozerwać te spodnie. – powiedział do niej niepewny, jakby
pytał o jej zgodę.
Dziewczyna
spojrzała na swoje legginsy – były tylko trochę rozdarte w miejscu, gdzie
przejechała nogą po asfalcie, ale i tak nie nadawały się już do noszenia, więc
było jej wszystko jedno. Pokiwała głową na znak, że nie ma nic przeciwko, a
Shannon chwycił za rąbki dziury i szybkim ruchem sprawił, że zrobiła się
jeszcze większa, odsłaniając większą część ciała. Teraz jedna nogawka była
długa, a druga ledwo zasłaniała jej udo. Genevieve była trochę zawstydzona, gdy
Shannon opatrywał jej ranę, ale jednocześnie była mu wdzięczna, że się nią zaopiekował,
a nie zostawił jak Luke'a.
Kiedy
Shannon wyjął z apteczki wodę utlenioną, Gen już wiedziała, że zacznie boleć
jeszcze bardziej. Zacisnęła dłonie na fotelu i postanowiła skupić się na
Shannonie, byle nie patrzeć na swoją nogę i zapomnieć choć odrobinę o bólu.
Chłopak odgarnął kosmyk włosów za ucho i nachylił się nad dziewczyną. Spojrzał
w jej szklane oczy i niepewnie chwycił ją za nogę, by przy przemywaniu rany nią
nie ruszyła. Złapał ją w miejscu, gdzie miała teraz odsłoniętą skórę, a jego
dotyk w dziwny sposób koił jej ból niczym lek przeciwbólowy. Przez chwilę
patrzyli sobie w oczy, ale kiedy Shannon polał obrażenie wodą dziewczyna
mimowolnie zacisnęła powieki z których popłynęły łzy i syknęła. Woda zaczęła
się burzyć, a on sprawnym ruchem usunął kawałek szkła.
Shannon
był zaskoczony, że Genevieve dopiero teraz się popłakała. Nigdy nie
podejrzewałby, że pomimo takiego urazu byłaby w stanie wsiąść z powrotem na
motor bez chwili zawahania. Później także nie narzekała, nie oczekiwała nawet
pomocy. Musiał sam przed sobą przyznać, że jej zachowanie mu zaimponowało i
teraz nie miał już wątpliwości co do tego, że Gen nie jest tylko niewinną,
kruchą dziewczynką.
Chłopak
zwinnie opatrzył jej ranę, a ona otarła łzy wierzchem dłoni. Wciąż czuła
pieczenie, ale nie było już tak dokuczliwe jak na początku, kiedy szkło ciągle
ją kuło.
-
Dziękuję. – powiedziała Genevieve, kiedy Shannon skończył już swoją pracę i
znów schylał się nad nią, by schować apteczkę do schowka.
Ich
spojrzenia się skrzyżowały, a twarze dzieliły centymetry. Gen poczuła między
nimi napięcie i znów miała poczucie, że bicie jej serca przyspiesza. Wydawało
jej się, że ta chwila przeciąga się w nieskończoność. Genevieve zaczęła zastanawiać się, jaki
właściwie kolor mają jego oczy. Zauważyła, że wszystko zależało od jego
nastroju, raz były zielone, raz piwne, czasem zdawały się być też ciemniejsze
lub jaśniejsze. Teraz dwa kolory pomieszały się w jeden i błyszczały w świetle
latarni, spoglądając w jej niebiesko-zielone tęczówki.
-
Nie ma za co. – odparł chłopak, jakby nagle przypomniał sobie jej słowa.
Shannon
odwrócił wzrok i odsunął się od dziewczyny. Skorcił się w myślach, że to
zrobił, ale w tamtej chwili wydawało mu się to słuszne. Genevieve dopiero teraz
zauważyła, że cały ten czas wstrzymywała oddech. Usiadła z powrotem na wprost
do szyby i zamknęła drzwi, a on wrócił na miejsce kierowcy. Włączył radio,
gdzie męski głos ogłaszał, że jakiś artysta wydał nowy album. Z impetem
wyjechał z powrotem na drogę, wymuszając pierwszeństwo.
-
Mam nadzieję, że z Luke z tego wyjdzie. – powiedziała Genevieve po kilku
minutach niezręcznej ciszy. Shannon udawał, iż koncentruje się na drodze, byle
na nią nie patrzeć i nie dać po sobie poznać, że martwi się o przyjaciela.
-
Nie raz już coś takiego się zdarzało, na pewno nic mu nie będzie. – odparł
Shannon, a w jego głosie Genevieve dostrzegła nutę zwątpienia.
-
Dlaczego stamtąd odjechaliśmy?
Shannon
głośno westchnął.
-
Bo za dużo ludzi przyciąga podejrzenia policji, a wyścigi nie są legalne. Poza
tym niewiele byśmy tam nie pomogli, a ciebie trzeba jak najszybciej odwieźć do
domu. – powiedział beznamiętnie i agresywnie uderzył w radio, by zmienić
stację. Irytowała go dyskotekowa piosenka, którą właśnie zaczęła brzmieć w
głośnikach. Teraz damski głos śpiewał „you’re in love..”, a
Shannon usłyszawszy te słowa jeszcze raz wcisnął przycisk służący do wyszukania
innej stacji. Zostawił radio w spokoju dopiero gdy usłyszał znajomą piosenkę
R.E.M. Losing My Religion.
Genevieve
zaczęła zastanawiać się, jak dostanie się o tej porze do domu. Wcześniej
starała się odsunąć od siebie tę myśl, ale teraz pomyślała, że wreszcie
przyszedł czas, aby wreszcie ustalić jakiś plan. Starała się na coś wpaść, ale
nic mądrego nie przychodziło jej do głowy, a ból nogi dekoncentrował ją jeszcze
bardziej niż chaotyczna jazda Shannona.
Zaczął
jechać spokojniej dopiero, gdy znaleźli się na ich ulicy. Shannon zatrzymał się
niedaleko swojego domu. Powiedział, aby została na chwilę w środku, a sam
poszedł sprawdzić czy jakiś samochód znajduje się na podjeździe pod domem Gen.
Nie musiał podchodzić zbyt blisko, ponieważ jej ojciec jak zwykle zaparkował
swoje czarne auto pod ogrodzeniem na krawędzi chodnika. Na podjeździe jednak
nie było auta jej matki, co dla Shannona trochę ułatwiało zadanie. Światła w
całym domu były zgaszone gdy chłopak obchodził go dookoła przeskoczywszy przez
bramę. Nie był do końca pewien, który pokój jest Genevieve, ale miał już gotowy
plan jak dostanie się do niego nie robiąc przy tym hałasu.
Wrócił
do auta i pomógł jej z niego wysiąść, podając jej rękę. Dziewczyna wyszła z
samochodu z wyraźnym bólem malującym się na twarzy i stanęła z nim na chodniku.
Było już późno, a na ulicy nie było żywej duszy.
-
Które okno jest od twojego pokoju? – zapytał Shannon by upewnić się, że jego
plan może wypalić.
-
Jak obejdziesz dom z prawej strony, to pierwsze okno po lewej na górze. –
odparła zaniepokojona, bo planowała dostać się do domu drzwiami, a nie oknem.
-
Okej, w takim razie powinno się udać. – powiedział Shannon tajemniczo, w głowie
mając już wszystko dokładnie ustalone. Kiedy zobaczył przestraszoną minę
Genevieve, postanowił wytłumaczyć jej plan działania. – Pod oknem masz kraty z
różami. Wespniesz się po nich i wejdziesz przez okno do pokoju.
Genevieve
była przerażona. Nigdy nie pomyślałaby, że będzie próbowała włamać się do
własnego domu.
-
Nie pomyślałeś o jednym. – powiedziała dziewczyna wskazując swoją nogę. – Ledwo
chodzę, a ty oczekujesz żebym z tą nogą wspięła się po kratkach do róż? Poza
tym one kończą się sporo przed moim oknem.
Shannon
zastanowił się chwilę.
-
Nie ma innego wyjścia. Pomogę ci wejść, dasz radę. Jedyne co musisz zrobić to
być cicho, żeby twój ojciec nie usłyszał i w miarę szybka, bo nie wiadomo kiedy
wróci twoja matka.
W
tej chwili Gen wolałaby już przyznać się, że wymknęła się z domu i wejść do
domu jak człowiek. Pomyślała jednak o konsekwencjach i od razu stwierdziła, iż
plan Shannona nie jest jednak aż tak beznadziejny.
Tak
jak myślała, przez jej nogę było jeszcze trudniej zrealizować założenia
Shannona. Genevieve miała już problem z przeskoczeniem niskiego ogrodzenia, a
co dopiero z wdrapaniem się na drewniane podpory do kwiatów. Shannon chwycił
Gen w pasie i podsadził, by już na starcie była trochę wyżej. Kiedy musiała się
już sama wdrapywać, ostrożnie stawiała stopy i przeklinała się w duchu, że nie
założyła dziś trampek. Co jakiś czas natykała się na róże, których starała się nie
zniszczyć, ale musiała też uważać na kolce, które nie raz wbiły się jej w rękę.
Zaciskała zęby by nie wydać z siebie żadnego dźwięku, choć miała ochotę
krzyczeć z bólu. Shannon wspinał się zaraz za nią i dziewczyna zaczęła obawiać
się, czy drewniana konstrukcja wytrzyma taki ciężar. Zaczęła się niebezpiecznie
chwiać, ale Genevieve nie mogła się odezwać, bo musieli być bardzo cicho. Na
szczęście Shannon sam to zauważył i zaczął wspinać się po kratce obok, która
nie była połączona z tamtą.
Kiedy
była już wysoko, pod jej stopą złamała się jedna z obluzowanych małych kratek. Prawie
już krzyknęła, ale Shannon złapał ją z tyłu za biodra i szepnął, by była cicho.
Dziewczynę znów skrępował jego dotyk, ale postanowiła się nie dekoncentrować i
skupiła się na wspinaczce. Kiedy doszła już do skraju kratki, do okna zostało
jeszcze trochę. Genevieve zatrzymała się, bo nie wiedziała co zrobić dalej. W
dodatku było tak ciemno, że nie mogła dokładnie ocenić odległości.
-
Będę trzymał cię ręką, stań na samym końcu i tam podskocz. – szepnął Shannon
takim tonem, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie.
Gen
zwalczyła w sobie ogarniający ją strach i zobaczyła, że Shannon znów jest teraz
na równej wysokości, co ona. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i jedną ręką
chwyciła się jego dłoni. Drugą wciąż trzymała się za ostatni szczebel kratki i
weszła nieco wyżej. Wyciągnęła rękę żeby sprawdzić, czy dosięgnie parapetu, ale
jeszcze trochę brakowało. Wiedziała, że już wyżej nie uda jej się wspiąć, a
noga uniemożliwiała podskok. Ręce bolały ją już od trzymania się za kratki.
-
Nie dam rady. – oznajmiła ruszając tylko ustami.
Shannon
nerwowo westchnął i przewrócił oczami. Pokazał ręką, by została w tym samym
miejscu, w którym jest teraz, a ona kiwnęła głową. Sam wspiął się odrobinę
wyżej i zwinnym ruchem doskoczył do parapetu, robiąc przy tym niewielki hałas.
Genevieve obawiała się, że tak czy inaczej ojciec to usłyszy i cały czas
spanikowana patrzyła na okno obok, które znajdowało się w sypialni jej
rodziców.
Shannon
podciągnął się na parapecie i zniknął w jej pokoju. Za chwilę jednak znów
pojawił się w oknie i maksymalnie się wychylił, wyciągając rękę. Genevieve
zrobiła wszystko, co w jej mocy by mógł ją złapać. Kiedy już to zrobił, puściła
drugą rękę i złapał także ją, wciągając dziewczynę do pokoju. Gen nogami
starała się pomóc Shannonowi, ale jej uderzanie stopami o zewnętrzną ścianę
przyniosło więcej hałasu niż faktycznie pomogło. W sąsiednim pokoju usłyszeli
jakieś odgłosy, więc Shannon gwałtownie pociągnął dziewczynę do siebie, przez
co obydwoje z impetem wpadli do sypialni Genevieve.
Shannon
leżał teraz na podłodze, a na nim Gen. Zaczęli się cicho śmiać, patrząc na
siebie, po czym nagle obydwoje spoważnieli. Znów dziewczyna poczuła głośne
bicie serca i wstrzymywany oddech, i choć nie było tego widać w ciemnościach to
wiedziała, że się rumieni. Wiedziała, że powinna się podnieść, ale żaden z nich
się nie poruszył. Shannon chwycił dziewczynę za ramiona i przeturlał się tak,
że teraz ona leżała na podłodze, a on wspierał się nad nią rękoma. Patrzył
teraz na jej twarz z góry i zaczął przybliżać swoją twarz coraz bardziej.
Nagle
obydwoje usłyszeli, jak w sąsiednim pokoju otwiera się okno. Shannon szybko i
bezszelestnie stanął na nogach i podając Genevieve rękę zmusił ją do tego
samego.
-
Muszę się gdzieś schować. – szepnął spanikowany rozglądając się po ciemnym
pokoju. Chciał wskoczyć do szafy, ale Gen go zatrzymała wiedząc, że nie ma tam
miejsca. Ostatnio ustawiła tam pełno kartonów, dlatego z pewnością nie znalazłby
tam dla siebie kryjówki.
-
Pod łóżko. – powiedziała szybko, a Shannon natychmiast padł na podłogę obok
łóżka.
Genevieve
szybko zdjęła z siebie kurtkę i rzuciła ją na krzesło przy biurku. Ściągnęła
też poszarpane legginsy z dwiema nogawkami o różnych długościach, w których
wyglądała śmiesznie i miała zamiar schować je pod poduszką. Zobaczyła, że
Shannon nie ukrył się jeszcze pod łóżkiem, ale przyglądał się jej bacznie. Gen
znów poczuła się zawstydzona i obciągnęła niżej dłuższy t-shirt, po czym ponagliła
chłopaka by wturlał się pod łóżko. Widziała, że się uśmiecha i szybko zniknął
pod spodem, a ona włożyła legginsy tam, gdzie zamierzała i wpełzła pod kołdrę.
Niemalże
w tej samej chwili usłyszała, jak drzwi od jej pokoju się wolno uchylają.
Dziewczyna miała głowę skierowaną do okna i widziała w jego obiciu, że ojciec
wychyla głowę patrząc na swoją córkę. Zaspany wszedł do środka i poszedł w
stronę otwartego okna. Genevieve szybko zamknęła oczy i udawała, że śpi.
Mężczyzna spojrzał na jej spokojną twarz i wychylił się przez otwarte okno.
Spojrzał w dół, ale nie zobaczywszy nic ciekawego przymknął je tak, że teraz
było otwarte tylko do połowy. Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi i wrócił
do swojej sypialni.
Genevieve
odczekała chwilę i odkryła kołdrę. Będąc wciąż na łóżku, schyliła się by
zajrzeć pod łóżko. W tym samym momencie wyłonił się spod niego Shannon i
uśmiechał się szeroko patrząc na dziewczynę.
-
Było blisko. – powiedział cicho rozbawiony. – Jak ja stąd teraz wyjdę?
Dziewczyna
zastanowiła się chwilę. Powrót oknem był ryzykowny, tym bardziej że jej ojciec
już coś zauważył. Gdyby usłyszał chociaż szelest za oknem, natychmiast by wyjrzał
na zewnątrz i zobaczył Shannona uciekającego z jej pokoju. Wyjście z domu
frontowymi drzwiami też nie było do końca bezpieczne, bo jej matka mogła wrócić
w każdej chwili. Były jeszcze tylne drzwi, ale dostanie się do nich po
korytarzu i schodach też było ryzykowne.
-
Chyba musisz wyjść dopiero rano, kiedy moi rodzice pojadą już do pracy. Powiem
im, że nie mam pierwszej lekcji i zostanę chwilę dłużej, żebyś mógł pójść do
siebie jak już wyjdą. – zaproponowała Genevieve. Shannon nie był zadowolony z
perspektywy spania pod łóżkiem na twardej, drewnianej podłodze, ale sam nie
znalazł lepszego wyjścia z tej sytuacji. – Mam nadzieję, że nie chrapiesz.
Shannon
spojrzał na nią bez entuzjazmu, ale widać było, że trochę bawiła go ta
sytuacja.
-
Dasz mi chociaż jakąś poduszkę czy coś? – zapytał cicho.
Genevieve
chwyciła dwie małe poduszki leżące obok niej i podała mu je. Cieszyła się, że
ma wysokie łóżko, bo dzięki temu Shannon miał tam w miarę wygodnie i nawet gdy
podłożył poduszkę pod głowę, wciąż miał trochę miejsca. Dziewczyna podała mu
jeszcze koc, aby nie spał na gołej podłodze. Shannon i tak jeszcze raz wyszedł
spod łóżka, aby zdjąć kurtkę. Spojrzał na nogę Gen, która nie była teraz
zakryta przez kołdrę. Na białym bandażu było widać jedynie kroplę krwi co
oznaczało, że nie była aż tak poważna i krwawienie ustąpiło.
-
Będziesz musiała się z tego jakoś wytłumaczyć. – powiedział cicho i wskoczył z
powrotem pod łóżko, zabierając ze sobą kurtkę.
-
Coś wymyślę. – odparła Genevieve i położyła się do łóżka, a sprężyny materaca zaskrzypiały.
-
Mam nadzieję, że nie będziesz się tak wiercić przez całą noc. – usłyszała
rozbawiony głos Shannona spod łóżka i zaśmiała się tłumiąc dźwięki poduszką.
-
Mam nadzieję, że nie masz klaustrofobii. – odpowiedziała i usłyszała jego
chichot. Obydwoje wysunęli się na prawą część łóżka, by dobrze się słyszeć i w
razie czego Genevieve szybko mogła udawać, że śpi.
-
Hm, okaże się. Ale coś czuję, że po tej nocy się jej nabawię. I może jeszcze
bólu kręgosłupa.
Obydwoje
zaczęli cicho się śmiać, dopóki nie usłyszeli odgłosu auta parkującego na
podjeździe.
-
To moja mama. – Gen rozpoznała charakterystyczny dźwięk samochodu matki. –
Musimy teraz być już cicho, bo będzie krążyć po całym domu dopóki nie pójdzie
spać.
Matka
Genevieve miała swoje własne przyzwyczajenia. Zawsze po powrocie z pracy
musiała iść do kuchni żeby się napić, później umyć się do łazienki, następnie
szła sprawdzić, czy wszystkie drzwi są pozamykane i dopiero szła spać. W
dodatku miała bardzo dobry słuch, nawet najmniejszy szelest mógł obudzić ją w
nocy.
-
W takim razie dobranoc. – powiedział Shannon i przesunął się bardziej na środek
łóżka pilnując, by jego nogi nie wystawały za ramę.
-
Dobranoc. – odpowiedziała Gen.
Wcześniej
nie odczuwała zmęczenia, dopiero teraz gdy zamknęła oczy nagle uderzyło w nią
jak fala. Wsłuchiwała się w dźwięk zegara, ale później doszedł do niej jeszcze
inny odgłos. Słyszała miarowy oddech Shannona, który sprawiał, że uspokajała
się i z każdym kolejnym wdechem i wydechem coraz bardziej popadała w sen, aż w
końcu zasnęła na dobre.
-
Genny, obudź się! Spóźnisz się do szkoły. – wrzasnęła matka z korytarza,
uchylając lekko drzwi.
Genevieve
przez chwilę zastanawiała się, czy to co wydarzyło się poprzedniego dnia było
tylko snem, czy zdarzyło się naprawdę. Kiedy tylko usłyszała, że matka schodzi
na dół i rozmawia tam z ojcem, natychmiast spojrzała pod łóżko.
Shannon
patrzył się na nią roześmianymi oczami. Od razu było widać, że się nie wyspał i
prawdopodobnie dawno już się obudził, jeśli w ogóle tej nocy spał.
-
Dzień dobry, słoneczko. – powiedział żartobliwie i już chciał dodać coś jeszcze,
kiedy Isabelle zawołała córkę na śniadanie.
-
Zaraz coś ci przyniosę. – obiecała dziewczyna i ułożyła kołdrę tak, by
zasłaniała przestrzeń między łóżkiem a podłogą. Wyjęła z szafy cienki szlafrok,
który sięgał jej za kolana, idealnie zasłaniając bandaż.
Kiedy
zeszła na dół, poczuła już zapach naleśników z jabłkami. Stały już na stole,
ułożone w równą wieżyczkę. Starała się nie utykać, byle nikt nie zauważył jej
kontuzji. Usiadła przy stole i zjadła szybko dwa naleśniki, tyle co zawsze. Tym
razem jednak nałożyła sobie jeszcze cztery i powiedziała, że dokończy jeść w
pokoju. Ojciec spojrzał na nią podejrzliwie pijąc swoją czarną kawę, a matka
patrzyła na nią w osłupieniu.
-
Od kiedy tyle jesz na śniadanie? – zapytała, a Gen starała się wykorzystać swój
talent aktorski.
-
Denerwuję się przed pierwszą próbą do przedstawienia. Wiesz, że zawsze wtedy
dużo jem. – odpowiedziała nie patrząc matce w oczy, byle nie zauważyła, że
kłamie.
-
Zjedz tutaj, z nami. – powiedział ojciec podnosząc wzrok z nad gazety
rozłożonej na stole.
-
Nie odrobiłam wczoraj do końca lekcji, bo stwierdziłam, że skoro dziś idę
godzinę później, to dokończę rano. – ciągnęła dalej dziewczyna w nadziei, że
rodzice niczego nie zauważą.
-
Idziesz godzinę później? Jak dojedziesz do szkoły? – zaniepokoiła się matka.
-
Wezmę rower, dawno nie jeździłam nim do szkoły. – odpowiedziała Genevieve jak
najnormalniejszym tonem. Rodzice chyba to kupili, bo żaden z nich się nie
przyczepił.
-
Słyszałaś wczoraj w nocy jakieś odgłosy pod oknem? – zapytał ojciec i patrzył
na córkę badawczo, jakby wyczekiwał jakiś wyjaśnień.
Genevieve
starała się opanować panikę i zachowywać się tak, jakby była niewinna, a
wszystko co zdarzyło się wczoraj faktycznie było tylko snem.
-
Chyba tak, bo obudziłam się w nocy. Wydaje mi się, że to był jakiś kot. Pewnie
próbował wskoczyć na dach czy coś. Wstałam żeby zobaczyć co to było, ale jak
wyjrzałam przez okno to już zniknął.
Ojciec
zamyślił się chwilę, a matka uważnie ich słuchała. Gen czuła napięcie nie
wiedząc, czy jej rodzic na pewno nie widział jak wdrapywała się do pokoju, a
teraz tylko starał się przetestować prawdomówność córki. On jednak wrócił do
czytania gazety, a matka wstała by wyjąć torebkę z herbaty stojącej na blacie.
-
Cholera, pewnie znów Donovan wypuścił te swoje koty na dwór i chodziły po całej
okolicy.
-
Pewnie tak. – Gen odetchnęła z ulgą. – Mogę już iść do siebie?
Ojciec
przytaknął i Genny wstała od stołu, zabierając ze sobą talerz z naleśnikami i
butelkę wody. Wiedziała, że matka odprowadza ją wzrokiem, dlatego tym bardziej
starała się iść normalnie i zaciskając zęby udało jej się stłumić ból, przez co
doszła na schody. Z trudem weszła na górę i zamknęła za sobą drzwi od pokoju.
Shannon
wyszedł spod łóżka i zaczął się przeciągać, czując się jak połamany od nocy
spędzonej na podłodze pod łóżkiem, gdzie nie mógł się nawet przewrócić na drugi
bok. Usiadł przy jej biurku i zaczął jeść naleśniki. Genevieve w razie czego
wyciągnęła książkę od matematyki i jakieś stare zadania, po czym położyła je na
łóżku. Wyciągnęła też poduszki i koc spod łóżka.
Zaczęła przeglądać swoją szafę w poszukiwaniu
jakiegokolwiek ubrania, które zasłoniłoby jej nogi, ale jednocześnie nie
wzbudzało podejrzeń. Wątpiła by w taki upał ktokolwiek nosił długie spodnie,
dlatego musiała się postarać. W końcu znalazła wzorzystą ołówkową spódnicę do
kolan i z wysokim stanem, o której całkowicie zapomniała. Wybrała do niej
prostą koszulkę i poszła się przebrać i wykąpać do łazienki, wcześniej prosząc
Shannona o ostrożność.
Kiedy
wychodziła z toalety, jej matka właśnie przechodziła korytarzem.
-
Genny, nie wiesz gdzie są moje złote sandały, które kiedyś pożyczałaś?
-
Nie wiem, chyba mam je w szafie. Zaraz poszukam.
Genevieve
poszła do pokoju w nadziei, że matka faktycznie poczeka, aż je znajdzie. Ona
jednak zaczęła iść do sypialni za nią, a dziewczyna specjalnie zaczęła z nią
rozmawiać na temat butów, by Shannon słyszał, że idą do pokoju.
Kiedy
weszły do środka, zobaczyła że chłopak zniknął. Pomyślała, że ukrył się pod
łóżkiem, dlatego odetchnęła z ulgą. Zaczęła szukać butów matki, a ona
przechadzała się po pokoju, co niepokoiło Gen.
-
Nie mam ich, nie mam pojęcia gdzie są.
Isabelle
zamyśliła się na chwile i zobaczywszy, że córka faktycznie przeszukała już całą
szafę, wpadła na inny pomysł.
-
A nie kładłaś kartonów pod łóżko? Zaraz zobaczę czy ich tam nie ma… - zaczęła i
szła już w stronę łóżka, chcąc podnieść kołdrę.
-
Nie! Tam na pewno ich nie ma! – wybuchła niechcący Genevieve.
Isabelle
zaczęła być podejrzliwa i specjalnie odkryła kołdrę, po czym zajrzała pod
łóżko. Genevieve widziała już oczami wyobraźni, jak matka daje jej szlaban do
końca życia i jeden dzień dłużej. Zamknęła oczy i przygotowała się na wrzaski,
pretensje i oskarżenia.
Oooooooooooo! Przez Ciebie spoznie sie na spotkanie haha. Idealny rozdzial... /S.
OdpowiedzUsuńW takim razie przepraszam i jednocześnie dziękuję :D
UsuńKurcze znowu siedzę i się cieszę przed ekranem laptopa jak głupia. Normalnie jak czytam każdy nowy rozdział tego opowiadania to mam takiego banana na twarzy, że pewnie wyglądam jak jakiś przygłup:) Ale po prostu je uwielbiam czytać. Są cudowne i wyjątkowe:) zawsze czekam z niecierpliwością na następne... Uwielbiam Shannona w takim wydaniu:) Nawet nie wiesz jak mi jest przykro z tego powodu, że wiem jak ta historia się źle skończy...
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, nawet nie wiesz jak jestem wdzięczna za takie motywujące komentarze :)
UsuńNie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu :)
OdpowiedzUsuńJak tylko wrócę z wyjazdu to z pewnością dodam :3
UsuńOhjeeej, fantastyczny rozdzial, waaaa, umarlam, piekny, idealny, uwielbiam ten blog, kazdy rozdzial jest taki, ze poprawia mi humor, czekam na nowy rozdzial TAK bardzo 👏
OdpowiedzUsuńOch dziękuję Ci bardzo :)
UsuńKocham Twoje ff! <3 oby dwa są cudowne. Każdy rozdział jest ciekawy,taki naturalny i nienaciągany!
OdpowiedzUsuńPrzedwczoraj przeglądałam Twojego ig... nie wiem czy Cie kocham czy nienawidze. Jesteś śliczna, potrafisz tak cudownie pisać nie mówiąc o tym jak nagrałaś Alibi ;-; Teraz jestem jeszcze bardziej zakompleksiona :c
Życzę dużo weny i mam nadzieję że nowy rozdział niedługo :) :* / Mia
Ojej, zarumieniłam się i to bardzo. Ale naprawdę, przeceniasz mnie :) a jesli chodzi o nagrywanie alibi, to nie pamietam bym miała je na moim ig, chyba tylko na YT dodawałam, ale może sama się juz gubie... Nie masz powodów, aby byc zakompleksiona, uwierz mi!
UsuńJeszcze raz dziękuję, jak tylko wrócę do domu to szybko napiszę i dodam nowy :3
Czy ja mówiłam, że Nuit Du Rêveur jest oryginalne? W takim razie nie mam pojęcia, jak określić to ff. Naprawdę, genialny pomysł i mimo że znamy zakończenie (albo nam się tylko tak wydaje) to i tak z przyjemnością się to czyta. Letosie w czasach, kiedy nie byli jeszcze sławni, bogaci i żyli tak jak żyli... Bardzo dobrze to wszystko opisujesz, ich charaktery, te wszystkie sytuacje, nie przesadzasz, wszystko mogło się zdarzyć naprawdę. Łatwo sobie to wszystko wyobrazić, czasami czuję się jakbym tam była i to wszystko obserwowała. Niesamowite. Poprostu uwielbiam to ff. Chyba trafiło do mnie bardziej niż Nuit Du Rêveur, chociaż tamto też znajduje się bardzo wyskoków na mojej liście. Podoba mi się też jak łączysz niektóre rzeczy w obu ff, np. zdjęcie Jareda i Lei przy pianinie, obietnicę złożoną przez J dla Gen, kiedy to się czyta uśmiech sam się ciśnie na usta. Bosz, znowu się rozpisałam, ale poprostu inaczej nie mogłam ;-; Duuuużo weny życzę i udanego wyjazdu :D
OdpowiedzUsuńTo chyba jeden z najdłuższych komentarzy, jakie dostałam :D dziękuję bardzo, staram się jak moge zeby to, co dzieje się w mojej wyobraźni zobaczyli inni dokladnie tak samo, jak ja i cieszę się, że tak jest. Jeszcze raz dzięki za życzenie mi miłego wyjazdu i za wene, bo zawsze się przyda :)
UsuńNo to tak: na starcie przepraszam, ale weekend spędziłam znów w rozjazdach,więc nie byłam w stanie nawet skomentować.Skąd ja znam tą pergolę z różami... Szczerze mówiąc,Shannon wydaje mi się takim człowiekiem,który ma miękkie serce,ale kryje się pod tytanem... Gen nie jest dobrą aktorką tak szczerze mówiąc, bo mam cichą nadzieję, że Letoś zdążył zwiać ;)
OdpowiedzUsuńDużo weny, czekam na kolejny :)
U mnie jeśli wszystko dobrze się potoczy,rozdział pojawi się jeszcze dziś :)
Dziękuję, tym razem ja w rozjazdach wiec następny pojawi się troche pózniej niz zwykle.
Usuń