-
Poczekam aż się przebierzesz. – powiedział Shannon nie czekając na jej
odpowiedź i uśmiechnął się szelmowsko. Genevieve sama nie wiedziała, czy podoba
jej się ten uśmiech czy ją denerwuje. W każdym bądź razie widziała go coraz
częściej, co było lepsze niż obojętna twarz bez wyrazu.
-
Nie powiedziałam, że się zgadzam. – odparła dziewczyna z urażoną miną, chcąc
się z nim droczyć jak on jeszcze niedawno z nią. Ku jej zaskoczeniu, jemu się
to podobało.
-
Nie musiałaś. Widzę, że bardzo chcesz iść, ale duma ci nie pozwala. Nie traćmy
czasu, trzeba zdążyć póki nikogo nie ma w domu. – Shannon jakby nie słyszał jej
sprzeciwu i interpretował wszystko zupełnie inaczej niż ona by tego chciała.
Genevieve
zamierzała utrzeć mu nosa i nie dać się podporządkować jego rozkazom. Chciała
odebrać mu trochę tej pewności siebie i pokazać, że nie może mieć wszystkiego,
czego zapragnie.
-
Ja jestem i będę w domu.
Parsknęła
i ruszyła po schodach w górę. Była już w połowie, kiedy usłyszała za sobą
kroki. Odwróciła się i spojrzała na Shannona. Wyglądał jak zbity pies, jeszcze
nigdy nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. Zdawała sobie sprawę, że to
na pokaz i chce wziąć ją na litość, ale tak czy inaczej w jakiś sposób to na
nią działało.
-
Proszę, pojedź tam ze mną. – powiedział błagalnie. To już nie był rozkaz, a
prośba.
Genevieve
walczyła ze sobą w myślach nie wiedząc, co zrobić. Układała w głowie różne
scenariusze. Pomyślała, że jeśli nie pójdzie, to cały wieczór będzie rozmyślać
nad tym, ile i co straciła, a Shannon weźmie ją za tchórza. Chociaż czemu nagle
obchodzi mnie co myśli Shannon, pomyślała. Z drugiej strony nigdy nie była na
żadnych wyścigach. Nigdy też nie wymykała się po kryjomu z domu w dodatku
podczas szlabanu.
-
Poczekaj na dole, muszę się ogarnąć.
Shannon
uśmiechnął się tym razem szczerze, chłopięco. Po raz pierwszy Gen widziała u
niego coś tak normalnego, naturalnego. Pomyślała, że warto było się zgodzić
chociażby dla takiego widoku.
Dopiero
w pokoju dziewczyna uświadomiła sobie, że nie wie jak powinna ubrać się na
takie wyścigi. Wyjęła z szafy swoje ulubione czarne legginsy w nadziei, że będą
wyglądać w miarę neutralnie. Było dość ciepło na dworze, ale później mogło
zrobić się chłodniej, dlatego na biały t-shirt z czarno-białym nadrukiem założyła
jeszcze jeansową kurtkę, nieco na nią za dużą. Wyciągnęła z dna szafy czarne
martensy i zmyła z siebie dokładnie całą farbę, po czym ubrała się w uszykowany
strój.
Rozpuściła
włosy z koka i spadły kaskadą lekkich fal na jej ramiona. Chciała namalować jeszcze
kreskę na oku ale pomyślała, że to już przesada. Poza tym nie miała ochoty
zmywać makijażu po tym, jak wkradnie się z powrotem do domu. Zaczęła się
zastanawiać jak to zrobi i ogarnęła ją panika. Zaczęła sobie jednak wmawiać, że
nie może już teraz zrezygnować.
Nie
spiesząc się, zeszła na dół. Shannon rozmawiał o czymś z Jaredem, ale gdy tylko
pojawiła się na dole natychmiast ucichli. Starszy z braci spojrzał na Genevieve
znów z ironicznym uśmieszkiem i podniósł się z fotela. Dziewczyna wychodziła
już na zewnątrz, kiedy usłyszała za plecami słowa Jareda:
-
Miłej zabawy!
Nie
była jednak pewna, czy mówił to do niej czy do brata, dlatego nie odpowiedziała
i wyszła na ganek, a Shannon pojawił się tam zaraz za nią. Na podjeździe stał
już jego srebrny jeep, którego musiał dziś umyć, bo wcześniej nie lśnił tak
bardzo jak teraz w świetle zewnętrznych lamp. Nie czekała, aż otworzy jej
drzwi, bo pomyślała, że pewnie i tak tego nie zrobi, dlatego po prostu usiadła
na miejscu pasażera.
Razem
z autem Shannon od razu uruchomił radio. W głośnikach rozniosły się rockowe
dźwięki, ale Genevieve nie znała tej piosenki.
-
To Nine Inch Nails? – zapytała, bo widziała że Shannon cicho podśpiewuje refren
i uderza palcami w kierownicę w rytm bębnów. Rozpoznała głos wokalisty, ale
chciała poznać tytuł utworu.
-
Tak. Head Like A Hole. – odpowiedział
zaskoczony, ale pochłonięty utworem. Najwyraźniej zdziwiło go, że Genevieve
znała ten zespół. Chyba go to ucieszyło, bo niemalże niezauważalnie się
uśmiechnął. Gen jednakże to wychwyciła. – Podoba ci się?
-
Wpada w ucho. – opowiedziała zgodnie z prawdą. – Dokąd w ogóle jedziemy?
-
Zadajesz stanowczo za dużo pytań. – odparł znów jadąc nieostrożnie. Ciągle
wyprzedzał samochody jak szalony pędząc tak, że Genevieve wbijało w siedzenie.
Jazda z nim nie należała do przyjemnych i dziewczyna pomyślała, iż niepotrzebne
jej wyścigi, skoro już ma je na zwykłej drodze.
-
Chyba mam prawo wiedzieć. – drążyła siedząc jak na szpilkach, czekając tylko aż
Shannon w coś uderzy. Na szczęście zatrzymali się na światłach, gdzie nie miał
możliwości nikogo wyprzedzić.
-
Do Benton. Zadowolona? – rzucił zniecierpliwiony czerwonym światłem.
Genevieve
zastanowiła się przez chwilę. Nie przypominała sobie, by coś ciekawego
znajdowało się w Benton. Szczerze powiedziawszy uważała tę miejscowość za
jeszcze większą dziurę niż Bossier. Jedyne, co można było tam spotkać to bagna
i drogę prowadzącą do granicy Luizjany z Arkansas.
Przez
chwilę pomyślała, że Shannon rzucił to na odczepne, a tak naprawdę zmierzali w
inne miejsce. Uwierzyła dopiero, gdy zobaczyła znak mówiący, że znajdują się na
Benton Rd. Następnie skręcił w Old Plain Dealing Rd i z daleka dziewczyna
zobaczyła, iż na pustym polu stoi kilka aut z zapalonymi światłami, a także
motory i ludzie zgromadzeni wokół nich.
Teraz
była już pewna, że Shannon ją oszukał. Nie było możliwości, by gdzieś tutaj
odbywały się wyścigi, które mogliby obejrzeć. Zaparkował jeepa między autami,
jednymi mniejszymi, drugimi większymi, a światła zostawił włączone jak reszta.
Wyłączył jedynie radio, przez co dziewczyna usłyszała muzykę dochodzącą gdzieś
z głębi oraz śmiechy, rozmowy i dźwięki otwieranego piwa.
-
No chodź. – powiedział Shannon zachęcająco do Genevieve widząc, że waha się czy
wyjść z auta. – Będzie fajnie, obiecuję.
W
końcu dziewczyna zebrała się w sobie i niechętnie wysiadła z auta, czując
ciepły powiew wiatru na skórze. Rozejrzała się wokoło - teren wokół oświetlał
jedynie księżyc i światła pojazdów. Stali po środku szczerego pola, a dookoła
rozlegała się tylko droga i puste przestrzenie.
-
O, Shannon, siemanko! – wrzasnął męski głos z oddali, gdy wkroczyli w snop światła
rzucany przez lampy samochodowe.
-
Patrzcie, kogo tu mamy, kto by pomyślał… - rzuciła jakaś dziewczyna z przekąsem.
Genevieve
posłusznie szła z nim przez trawnik, starając się ukryć w jego cieniu.
Onieśmielała ją myśl poznania jego starszych znajomych, przy których wyglądała
tak niewinnie i młodo. Starała się być bardziej pewna siebie, ale wolała nie
rzucać się w oczy.
-
A to kto? – zapytała nieprzyjemnie ruda dziewczyna z długimi włosami i mocnym
makijażem. Mogła być w wieku Shannona, ale wyzywające ubranie i czerwone usta
dodawały jej lat. Piła piwo z butelki i opierała się o czarne auto, które
Genevieve słabo widziała.
-
To jest Genevieve. – odpowiedział Shannon odsuwając się tak, by było widać jego
towarzyszkę. Zakłopotana dziewczyna uśmiechnęła się tylko sztucznie mając
nadzieję, że nie wygląda tak żałośnie jak jej się wydaje. Ludzie patrzyli się
na nią, po czym mówili coś w stylu „cześć” i znów skupiali się na Shannonie, a
nie na niej. Jedynie ruda dziewczyna wciąż jej się przyglądała, nie pesząc się
nawet wtedy, gdy Gen na nią spojrzała.
-
Stary, mamy dla ciebie ten motor. Ulepszyłem go tak, że lekko pokonasz dzisiaj
Huntera. Rozumiem, że wchodzisz do gry? – zapytał podekscytowany facet. Miał
ciemniejszą karnację i bardzo krótko przystrzyżone włosy.
-
Zobaczymy najpierw, co tam przygotowałeś, Luke. – odpowiedział Shannon wyraźnie
ucieszony. – Genny, poczekaj tu na mnie chwilę.
Genevieve
przeklęła go w duchu. Jak mógł zostawić ją tu samą, nikogo nawet nie znała.
Poczuła się jeszcze bardziej beznadziejnie, gdy stała tak osamotniona, podczas
gdy inni rozmawiali ze sobą i pili piwo.
-
Chcesz? – zapytała blondynka z kręconymi włosami i połyskującym błyszczykiem,
podając jej piwo. Genevieve nie chciała się wyróżniać, dlatego podziękowała i
przyjęła piwo od nieznajomej. – Poczekaj, otworzę ci. – Dziewczyna wyjęła
zapalniczkę i szybkim ruchem pociągnęła nią za kapsel, który wylądował na
ziemi.
-
Dzięki. – powiedziała Gen, biorąc od niej piwo.
-
Nie ma sprawy. Jesteś tu nowa, więc dam ci radę – nie patrz się tak na Caralyn.
Potrafi nieźle przyłożyć jak ktoś jej się nie spodoba. – powiedziała dziewczyna
widząc, że Genevieve przygląda się rudej obserwatorce. Natychmiast odwróciła
wzrok i spojrzała na swoją rozmówczynię. – A tak w ogóle, to jestem Skye.
-
Genevieve. Dzięki za radę. – uśmiechnęła się do niej delikatnie wdzięczna za
to, że jako jedyna ją przywitała.
Do
dziewczyn podszedł wysoki brunet i zaczął namiętnie całować Skye. Genevieve
poczuła się trochę speszona, więc wbiła wzrok w swoje martensy. Dziewczyna
odsunęła od siebie lekko chłopaka i powróciła spojrzeniem do Gen.
-
To mój chłopak, Hunter.
Hunter
niechętnie oderwał się od dziewczyny i uśmiechnął do Genevieve, po czym
powiedział, że musi iść do reszty chłopaków przygotować się do wyścigów.
-
O co tak właściwie chodzi z tymi wyścigami? – zapytała Genny, bo nie do końca
rozumiała, co się tu dzieje.
-
Shannon nic ci nie powiedział? – Genevieve zaprzeczyła biorąc łyk piwa, a Skye
przewróciła oczami. – Chodź, pokażę ci wszystko i wytłumaczę.
Po
drodze podeszła do nich dziewczyna z czekoladową karnacją i czarnymi włosami.
Miała miły wyraz twarzy, dlatego Genevieve od razu poczuła do niej sympatię.
-
Cześć, co robicie? – zapytała przyjaźnie, a Skye uśmiechnęła się do niej.
-
O, Monique, tu jesteś. Pokazuję właśnie Genevieve motory i chcę wyjaśnić jej, o
co chodzi z wyścigami. Dołączysz do nas?
-
Jasne. – powiedziała z entuzjazmem. – Widziałaś gdzieś może Carę? Haydee jej szukała,
przyjechała z Paulem, Vicky, Sloan i Sagem.
-
Kręciła się tu szukając zaczepki. – było widać, że Skye nie przepadała za Carą.
– Sage też tu jest? – dodała niezadowolona. – A co do Cary, to pewnie zaraz ją
gdzieś spotkamy i założę się, że w towarzystwie Blake’a. Chyba, że uprzedzi ją
Vicky.
Genevieve
nic z tego nie rozumiała, co jeszcze bardziej sprawiało, że nie czuła się
częścią tej paczki. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co, bo nikogo tu
nie znała, tym bardziej jeśli chodziło o relacje między tymi ludźmi. Słyszała
jedynie ich imiona, które i tak już zapomniała.
Dziewczyny
poprowadziły Gen za samochody ustawione w zwartym rządku. Jej oczom ukazało się
kilku facetów z motorami o najróżniejszym wyglądzie. Mężczyźni oglądali swoje
pojazdy, wsiadali na nie gazując w miejscu albo sprawdzali motor sąsiada. Wśród
nich był Luke, który stał z Shannonem przy czarnej maszynie. Genevieve
zapamiętała jego imię, gdyż starszy Leto zwracał się do niego w jej
towarzystwie.
Shannon
wyglądał na zadowolonego i podekscytowanego. Genevieve gdzieś już widziała ten
motor, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie i kiedy, gdyż hałas wokół niej nie
pozwalał jej się skupić.
-
Monique, co ty tu w ogóle robisz? – zapytała zniesmaczona dziewczyna z krótkimi,
czarnymi włosami i ciemnym makijażem. Miała kilka kolczyków, a na jej obojczyku
widniał tatuaż z chińskimi symbolami. Genevieve poczuła dziwny strach przed
dziewczyną, natomiast Monique spojrzała na nią ze stoickim spokojem, ignorując
ton w jakim się do niej zwracała.
-
Przyjechałam z Lukiem, coś nie pasuje Sloan?
Sloan
zmierzyła Genevieve wzrokiem tak, że dziewczyna dostała gęsiej skórki. Jej
aparycja i zachowanie budziły w Gen niepokój, choć coś w niej krzyczało, by
postawić się starszej dziewczynie. Pomyślała jednak, że w ten sposób z
pewnością się tu nie wpasuje, więc póki co postanowiła siedzieć cicho i być uprzejma
dla wszystkich tych ludzi.
-
Jedyne, co mi tu nie pasuje to ta małolata. – Sloan wymierzyła długim czarnym
paznokciem w Genevieve, robiąc przy tym kwaśną minę od której jeżyły się włoski
na karku. – Kim ona w ogóle jest?
-
Mam na imię Genevieve… - zaczęła dziewczyna, ale Sloan znów zmroziła ją
wzrokiem, przerywając wypowiedź.
-
Nie ciebie pytałam. A więc, Skye?
Blondynka
przewróciła oczami, bo do Sloan dołączyła rudowłosa dziewczyna, Cara.
-
Genevieve, przyjechała tu z Shannonem. Sloan, chociaż raz daj spokój. –
odpowiedziała znużona Skye, zerkając na Gen przepraszająco. Widziała, że
dziewczyna miała ochotę stąd uciec i czuła się nieswojo.
-
Właśnie, Sloan, daj spokój naszej małej Genny. – rzuciła z przekąsem rudowłosa,
jakby mówiła o dziecku. – Caralyn, ale mów mi Cara.
Genevieve
od razu nie spodobała się ta dziewczyna, ale nic nie powiedziała, jedynie
sztucznie się uśmiechnęła. Wiedziała, że była to z jej strony fałszywa
uprzejmość, ale nie chciała wdawać się z nią w konflikt. Odetchnęła z ulgą, gdy
Shannon stanął pomiędzy nią, a Sloan. Widać było, że zaniepokoiło go
towarzystwo, w jakim znalazła się Genevieve.
-
Gen, chodź na chwilę. – powiedział chwytając dziewczynę za przedramię i
spoglądając chłodno na Carę, która uśmiechnęła się do niego wyzywająco.
Shannon
pociągnął ją w stronę motorów, stając z nią obok czarnej Yamahy. Genevieve była
mu wdzięczna za to, że wyrwał ją od tamtych dziewczyn, ale także zła, że w
ogóle ją tam zostawił.
-
Kiedy zaczną się te całe wyścigi? Mam już dość tych dziewczyn. – zapytała zniecierpliwiona,
choć nadal nie wiedziała jak można było tu cokolwiek zorganizować. Widząc te
wszystkie motory podejrzewała, że pewnie kilku chłopców przejedzie się w tę i z
powrotem, po czym wyłonią zwycięzcę i pójdą do domu.
-
Za chwilę, właściwie dlatego cię zawołałem. – powiedział Shannon z wyraźną
ekscytacją w głosie. – Podoba ci się motor?
Genevieve
nie znała się na motoryzacji, ale jeśli miało to uszczęśliwić Shannona, to
zamierzała przytaknąć. Motor faktycznie był ładny i błyszczący, ale wszystkie
wokół pomimo innej marki i koloru wyglądały dobrze na swój sposób. Kiedy Gen
zobaczyła małe zarysowanie na motorze Shannona przypomniała sobie, gdzie
widziała go wcześniej.
-
Poczekaj chwilę… Czy to nie jest motor Jasona? – zapytała z pretensją mając
nadzieję, że Shannon szczerze zaprzeczy. On tylko uśmiechnął się i spojrzał na
Luke’a, który właśnie przechodził obok nich.
-
Był Jason’a, teraz jest już mój.
-
Kupiłeś go od niego? – zapytała z resztką nadziei, że to nie to, o czym myśli.
Shannon
uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-
Powiedzmy, że go pożyczyłem… na wieczne oddanie i bez jego wiedzy. Uwierzysz,
że ten idiota zostawił kluczyki w stacyjce? Gdybym ja go nie wziął, zrobiłby to
ktoś inny. Zresztą i tak jest bogaty, mógłby kupić sobie jeszcze dziesięć
takich. – Shannon mówił tak, jakby był z
siebie dumny. W co ja się wpakowałam, pomyślała Genevieve. Miała ochotę wrócić
już do domu i w ogóle żałowała, że się na to zgodziła. Shannon wyrwał jej piwo
z ręki i wziął dużego łyka.
-
Dobra, w sumie mało mnie to obchodzi. Kiedy odwieziesz mnie do domu? – Gen starała
się przekrzyczeć muzykę i narastające dźwięki motorów.
-
Zaraz po wyścigu. – odparł chłopak. – Lepiej zapnij kurtkę, bo może trochę wiać
podczas jazdy.
Genevieve
pomyślała, że Shannon żartuje.
-
Co ja mam z tym wspólnego? – oburzyła się, a on wciąż mówił monotonnie, jakby
nie zwracał uwagi na jej zaskoczenie.
-
Jedziesz ze mną. Na tym polegają wyścigi. Każdy chłopak jedzie z jedną
dziewczyną, żeby było sprawiedliwie. Ścigamy się do takiej małej chatki przy
ulicy, zawracamy i przyjeżdżamy tutaj, do punktu startowego. Kto będzie
najszybciej, wygrywa kasę. Każdy z nas wyłożył po stówie, wygrany zgarnia
wszystko, czyli pięć stów plus zwrot swojej. Żyj szybko, umieraj młodo. – dodał Shannon z
uśmiechem, jakby miało to zachęcić Genevieve do wyrażenia zgody.
Dziewczyna
słuchała tego w otępieniu. Sama jazda samochodem z Shannonem była ryzykowna, a
co dopiero jeśli chodziło o motor. Pomyślała, że prędzej wróci do domu na
piechotę, niż zgodzi się na wzięcie udziału w wyścigu. Poza tym chłopak pił
teraz jej piwo, co było jeszcze bardziej nierozsądne.
-
Nie ma mowy. – odpowiedziała stanowczo, a Shannon znów zbagatelizował jej
sprzeciw. Genevieve nie zauważyła nawet, że przy jej boku stanęły Cara i Sloan.
-
Patrz Cara, nasza dziewczynka się boi. – rzuciła niby do koleżanki, ale była to
bardziej obraza wymierzona w Genevieve.
-
Nie martw się Shann, wiesz że we mnie masz zawsze wsparcie, w każdej sprawie. –
powiedziała Caralyn do Shannona uwodzicielskim tonem. Gen od razu zorientowała
się, że coś ich łączyło, albo rudowłosa dziewczyna na coś liczyła w
przyszłości. Wiedziała, że Sloan próbuje ją sprowokować i nie chciała jej dać
satysfakcji wygranej, ale nie mogła pozwolić, by wzięto ją za tchórza.
-
Wiesz co Shannon, jednak pojadę. – powiedziała zdecydowanym głosem, chodź w
środku cała trzęsła się ze strachu. Zaczęła w myślach odmawiać modlitwę i
błagać siły wyższe, by nic jej się nie stało. „Żyć szybko, umierać młodo”, jak
to powiedział Shannon. Wolę żyć wolno i umrzeć późno, pomyślała, ale nie było
już odwrotu.
Shannon
rozpromienił się i podał dziewczynie kask. Sloan nic już nie powiedziała, a
Cara podeszła do jakiegoś napakowanego chłopaka i nie pytając go o nic, wyrwała
mu z rąk kask. Genevieve obserwowała, jak inne dziewczyny cieszyły się,
wsiadając na motory. Żadna z nich nie zdawała się być wystraszona, wręcz nie
mogły doczekać się, aż rozpoczną wyścig. Spodziewała się, że większość z nich
będzie wyglądać jak Sloan, ale myliła się. Miały ładne twarze, raczej długie
włosy i gdyby Gen minęła je na ulicy, w życiu nie pomyślałaby, że mogły brać
udział w czymś takim.
Kątem
oka zauważyła, jak Monique przytula Luke’a. Po chwili jednak dołączyła do nich
Sloan, rujnując ich romantyczny moment.
-
Luke, nie bądź pantoflem. Chętnie z tobą pojadę, Monique na pewno nie ma nic
przeciwko.
Genevieve
zastanawiała się, dlaczego jego dziewczyna nie chce z nim jechać. Szybko jednak
dowiedziała się, co jest przyczyną.
-
Przestań, Sloan! Dobrze wiesz, że jestem w ciąży i nie mogę z nim jechać, a nie
chcę żeby coś mu się teraz stało. Luke dzisiaj tylko popatrzy, tak jak i ty.
Dziewczyna
zrozumiała, że Sloan nie ma po prostu z kim jechać, choć bardzo chciała.
Podejrzewała, że pokrzyżowała swoją osobą ich plany, gdyż zapewne zwykle Cara
jeździła z Shannonem, a Sloan z mięśniakiem, do którego wprosiła się teraz jej
przyjaciółka. To tłumaczyło niechęć Sloan i Cary do nowej dziewczyny. Luke
zaczął kłócić się z Monique, po czym wsiadł na czerwony motor. Sloan
uśmiechnęła się i wskoczyła na tylne siedzenie, po czym odjechali wolno w
stronę ulicy.
Genevieve
niepewnie założyła kask, który zapiął jej Shannon. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się, dodając jej tym
trochę odwagi. Kiedy zobaczył, że większość prowadzi już motory w stronę ulicy,
zrobił to samo. Następnie ustawiwszy pojazd w równej linii z innymi, zajął
miejsce kierowcy i polecił Gen, by wsiadła z tyłu. Dziewczyna niechętnie się
zgodziła. Nigdy wcześniej nie jechała na motorze, co nie pomagało jej przełamać
strachu. Nie wiedziała, czego się chwycić, więc spojrzała na dziewczyny obok.
Wszystkie chwytały swoich facetów w pasie i opierały nogi w miejscu, które
wskazał jej Shannon.
Gen
niepewnie objęła Shannona, chwytając za jego kurtkę.
-
Musisz chwycić mnie pod kurtką, inaczej spadniesz przy pierwszym zakręcie. –
powiedział do niej Shannon, nie odwracając się. Dziewczyna westchnęła, ale
posłuchała jego rady i poczuła jego cienką koszulkę i rysujące się pod nią
mięśnie brzucha. Nie była to dla niej komfortowa sytuacja, ale wolała to, niż
spaść z maszyny podczas jazdy.
Serce
biło jej jak oszalałe gdy wszyscy zaczęli gazować, a szatynka stojąca na
trawniku oznajmiła, że wyścig się zaczyna. Genevieve spojrzała na dziewczynę po
prawej stronie – Skye uśmiechnęła a się do niej pocieszająco, ale nie
złagodziło to jej napięcia. Jechała na motorze Hunterem. Po jej lewej natomiast
na motorze gazował umięśniony chłopak, który założył teraz motocyklową kurtkę i
rudowłosa Cara, która uśmiechała się teraz wyzywająco do Gen, jakby chciała
samym spojrzeniem zmusić ją do płaczu. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok i
skupiła się teraz na tym, by opanować nerwy.
Shannon
spojrzał na jej twarz w lusterku. Widząc zdenerwowanie malujące się na twarzy dziewczyny
dotknął jej rękę, którą obejmowała go w pasie i powiedział do niej, że wszystko
będzie dobrze. Nie przyniosło to Gen wiele otuchy, ale na chwilę odwróciło jej
myśli od tego, co miało się niebawem wydarzyć.
-
Gotowi… - zaczęła krzyczeć piękna szatynka z uśmiechem na twarzy, który
podkreślała jej ciemna szminka. Stała teraz na środku ulicy przed motorami, a w
ręce trzymała małą chorągiewkę. Oświetlał ją samochód ustawiony przy samej
krawędzi drogi. Obok niej ze skrzyżowanymi rękami stała Monique, przyglądająca
się Luke’owi ze złością, ale jednocześnie obawą. – Do startu… - dziewczyna
uciekła już na bok, by w ostatniej chwili zeskoczyć z drogi motorom. Genevieve
czuła, jak ciśnienie podskakuje jej coraz bardziej. Szatynka machnęła
chorągiewką i uskoczyła w bok. – Start!
Motocykle
ruszyły z gniewem, a Yamaha Shannona aż podskoczyła do przodu. Instynkt
podpowiedział Genevieve, by chwycić chłopaka jeszcze mocniej, o ile to było w ogóle możliwe. Czuła teraz dokładnie pracę jego mięśni, przesuwających się kiedy
starał się jak najmocniej gazować i zajeżdżał drogę innym motorom. Na skórze
poczuła chłodny powiew nocy, a kiedy maszyna wchodziła w zakręty zamykała oczy
i wyobrażała sobie, że droga jest całkiem pusta i mkną tak bez celu. Tak
naprawdę obok nich jechał tylko jeden motor z obcą dla Genevieve parą, reszta
była już w tyle. Po chwili jednak pojawił się też Luke ze Sloan, wyprzedzając
tamtych, ścigając teraz Shannona.
Genevieve
wsłuchiwała się w dźwięki motorów, ale wszystko zakłócało przyspieszone bicie serca,
które dudniło jej w uszach. Ponadto nie kontrolując rąk, czuła także uderzenia
w klatce piersiowej Shannona, choć były one bardziej rytmiczne niż u niej. Z
każdą chwilą wydawało jej się, że Shannon przyspiesza, ciągle słyszała coraz to
głośniejszy warkot silnika, ale mimo to Luke nadal był po ich prawej stronie,
starając się wyprzedzić Shannona. Ten jednak nie dawał za wygraną, zajeżdżał im
drogę bądź ustępował, gdy robił to Luke. Genevieve poczuła adrenalinę i strach,
ale także inne uczucie – wolności. Poczuła, że żyje i teraz rozumiała, co
Shannon lubił w takich zabawach.
Genevieve
widziała już z przodu mały domek, o którym mówił jej Shannon. Natychmiast
zawrócili i znów mknęli łeb w łeb, tym razem do mety, mijając innych, którzy
dopiero jechali w stronę opustoszonej chatki. Po chwili byli już w połowie
drogi, Genevieve poznała to po znakach. Luke minimalnie wyprzedzał już
Shannona, co doprowadzało chłopaka do szału. Nagle jednak obydwoje postanowili
zajechać sobie drogę, przez co w efekcie motory ze zgrzytem przykleiły się do
siebie, odrzucając ich w przeciwne strony.
Wszyscy
padli na ziemię, ale Shannon i Genevieve mieli więcej szczęścia, gdyż spadli na
trawę. Genevieve poczuła, jak jej kolano ociera się o asfalt, gdy przy upadku
sturlała się na pobocze. Nie mogła zobaczyć rany, ale gdy dotknęła ją ręką
odczuła klejącą się ciecz, która zbierała się wokół otarcia. Ból nogi dawał się
we znaki kiedy Shannon pomagał jej wstać, ale postanowiła go zignorować i wsiąść
z powrotem na motocykl. Nie spojrzeli nawet na Luke’a i Sloan, którzy spadli w
drugą stronę, po prostu odjechali by pierwsi dotrzeć na metę, bo słyszeli już
odgłosy nadciągających motorów.
Na
mecie zostali powitani jakby były to profesjonalne wyścigi. Wszyscy gratulowali
im i dopiero teraz Gen zobaczyła, że było tu więcej osób niż myślała. W świetle
samochodowych reflektorów Genevieve zobaczyła, że motor Shannona trochę
ucierpiał – miał zarysowany lakier i lekko wygiętą kierownicę, jednak chłopak
wygrał sporą sumkę, dlatego za bardzo go to nie zmartwiło. Powoli wszyscy
zaczęli docierać na metę, a Monique wyczekiwała przyjazdu swojego chłopaka. On
i Sloan jednak cały czas się nie zjawiali, natomiast mijający ich motocykliści
nie zatrzymywali się, bo każdy chciał być już na mecie. Jedynie ostatni przyjechali
trochę później niż reszta i ku zdziwieniu wszystkich, na motorze był tylko
chłopak.
-
Chodźcie, trzeba im pomóc! Zatrzymaliśmy się z Vicky i to nie wyglądało dobrze,
ona tam została, ale musimy pojechać tam wszyscy! - krzyczał spanikowany, a wszyscy pobiegli do
samochodów po apteczki i ruszyli w tamtą stronę motorami. Jedynie Shannon wpadł
na pomysł, by podjechać tam jeepem z Genevieve i Monique, która cała się
trzęsła. W tamtej chwili dziewczyna całkowicie zapomniała o bólu swojej nogi,
martwiła się teraz tylko o Luke’a i nawet o Sloan, bo choć była dla niej
niemiła, to nie życzyła jej aż tak źle.
Buźka sama mi się cieszy jak czytam Twoje nowe rozdziały:) Uwielbiam jak piszesz. Rozdział świetny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :))
UsuńNie wiem już nawet co mam pisać bo każdy rozdział jest coraz lepszy od poprzedniego haushsuabagzja ♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńOjej, bardzo mi miło, dzięki :3
UsuńZ rozdzialu na rozdzial ten ff jest coraz lepszy, tak cholernie niecierpliwie czekam na nastepny rozdzial! 😊 mysle, ze smialo moge powiedziec, ze to jest moj ulubiony blog. Czapki z glow, wszyscy, czapki z glow 👏
OdpowiedzUsuńStrasznie miło mi to czytac, dziękuję <3
Usuńnajlepsze polskie ff
OdpowiedzUsuńNie przesadzajmy, ale dzięki :3
UsuńTen rozdział bardzo mi przypomina "Trzy metry nad niebem". Przynajmniej te wyścigi ;). Ale i tak bardzo mi sie podoba. :)
OdpowiedzUsuńOoo to dobrze się składa, bo ksiazka stoi u mnie na półce od jakiegos czasu (dostałam w prezencie) i jakos nie miałam nastroju zeby ją przeczytać, może najwyższa pora :3 dzięki
UsuńAż miałam ciarki na całym ciele jak to czytałam. Super !!! /S.
OdpowiedzUsuńDziękuję! ;)
Usuń