wtorek, 5 sierpnia 2014

7. Alive


         - Poczekam aż się przebierzesz. – powiedział Shannon nie czekając na jej odpowiedź i uśmiechnął się szelmowsko. Genevieve sama nie wiedziała, czy podoba jej się ten uśmiech czy ją denerwuje. W każdym bądź razie widziała go coraz częściej, co było lepsze niż obojętna twarz bez wyrazu.
         - Nie powiedziałam, że się zgadzam. – odparła dziewczyna z urażoną miną, chcąc się z nim droczyć jak on jeszcze niedawno z nią. Ku jej zaskoczeniu, jemu się to podobało.
         - Nie musiałaś. Widzę, że bardzo chcesz iść, ale duma ci nie pozwala. Nie traćmy czasu, trzeba zdążyć póki nikogo nie ma w domu. – Shannon jakby nie słyszał jej sprzeciwu i interpretował wszystko zupełnie inaczej niż ona by tego chciała.
         Genevieve zamierzała utrzeć mu nosa i nie dać się podporządkować jego rozkazom. Chciała odebrać mu trochę tej pewności siebie i pokazać, że nie może mieć wszystkiego, czego zapragnie.
         - Ja jestem i będę w domu.
         Parsknęła i ruszyła po schodach w górę. Była już w połowie, kiedy usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się i spojrzała na Shannona. Wyglądał jak zbity pies, jeszcze nigdy nie widziała u niego takiego wyrazu twarzy. Zdawała sobie sprawę, że to na pokaz i chce wziąć ją na litość, ale tak czy inaczej w jakiś sposób to na nią działało.
         - Proszę, pojedź tam ze mną. – powiedział błagalnie. To już nie był rozkaz, a prośba.
         Genevieve walczyła ze sobą w myślach nie wiedząc, co zrobić. Układała w głowie różne scenariusze. Pomyślała, że jeśli nie pójdzie, to cały wieczór będzie rozmyślać nad tym, ile i co straciła, a Shannon weźmie ją za tchórza. Chociaż czemu nagle obchodzi mnie co myśli Shannon, pomyślała. Z drugiej strony nigdy nie była na żadnych wyścigach. Nigdy też nie wymykała się po kryjomu z domu w dodatku podczas szlabanu.
         - Poczekaj na dole, muszę się ogarnąć.
         Shannon uśmiechnął się tym razem szczerze, chłopięco. Po raz pierwszy Gen widziała u niego coś tak normalnego, naturalnego. Pomyślała, że warto było się zgodzić chociażby dla takiego widoku.
         Dopiero w pokoju dziewczyna uświadomiła sobie, że nie wie jak powinna ubrać się na takie wyścigi. Wyjęła z szafy swoje ulubione czarne legginsy w nadziei, że będą wyglądać w miarę neutralnie. Było dość ciepło na dworze, ale później mogło zrobić się chłodniej, dlatego na biały t-shirt z czarno-białym nadrukiem założyła jeszcze jeansową kurtkę, nieco na nią za dużą. Wyciągnęła z dna szafy czarne martensy i zmyła z siebie dokładnie całą farbę, po czym ubrała się w uszykowany strój.
         Rozpuściła włosy z koka i spadły kaskadą lekkich fal na jej ramiona. Chciała namalować jeszcze kreskę na oku ale pomyślała, że to już przesada. Poza tym nie miała ochoty zmywać makijażu po tym, jak wkradnie się z powrotem do domu. Zaczęła się zastanawiać jak to zrobi i ogarnęła ją panika. Zaczęła sobie jednak wmawiać, że nie może już teraz zrezygnować.
         Nie spiesząc się, zeszła na dół. Shannon rozmawiał o czymś z Jaredem, ale gdy tylko pojawiła się na dole natychmiast ucichli. Starszy z braci spojrzał na Genevieve znów z ironicznym uśmieszkiem i podniósł się z fotela. Dziewczyna wychodziła już na zewnątrz, kiedy usłyszała za plecami słowa Jareda:
         - Miłej zabawy!
         Nie była jednak pewna, czy mówił to do niej czy do brata, dlatego nie odpowiedziała i wyszła na ganek, a Shannon pojawił się tam zaraz za nią. Na podjeździe stał już jego srebrny jeep, którego musiał dziś umyć, bo wcześniej nie lśnił tak bardzo jak teraz w świetle zewnętrznych lamp. Nie czekała, aż otworzy jej drzwi, bo pomyślała, że pewnie i tak tego nie zrobi, dlatego po prostu usiadła na miejscu pasażera.
         Razem z autem Shannon od razu uruchomił radio. W głośnikach rozniosły się rockowe dźwięki, ale Genevieve nie znała tej piosenki.
         - To Nine Inch Nails? – zapytała, bo widziała że Shannon cicho podśpiewuje refren i uderza palcami w kierownicę w rytm bębnów. Rozpoznała głos wokalisty, ale chciała poznać tytuł utworu.
         - Tak. Head Like A Hole. – odpowiedział zaskoczony, ale pochłonięty utworem. Najwyraźniej zdziwiło go, że Genevieve znała ten zespół. Chyba go to ucieszyło, bo niemalże niezauważalnie się uśmiechnął. Gen jednakże to wychwyciła. – Podoba ci się?
         - Wpada w ucho. – opowiedziała zgodnie z prawdą. – Dokąd w ogóle jedziemy?
         - Zadajesz stanowczo za dużo pytań. – odparł znów jadąc nieostrożnie. Ciągle wyprzedzał samochody jak szalony pędząc tak, że Genevieve wbijało w siedzenie. Jazda z nim nie należała do przyjemnych i dziewczyna pomyślała, iż niepotrzebne jej wyścigi, skoro już ma je na zwykłej drodze.
         - Chyba mam prawo wiedzieć. – drążyła siedząc jak na szpilkach, czekając tylko aż Shannon w coś uderzy. Na szczęście zatrzymali się na światłach, gdzie nie miał możliwości nikogo wyprzedzić.
         - Do Benton. Zadowolona? – rzucił zniecierpliwiony czerwonym światłem.
         Genevieve zastanowiła się przez chwilę. Nie przypominała sobie, by coś ciekawego znajdowało się w Benton. Szczerze powiedziawszy uważała tę miejscowość za jeszcze większą dziurę niż Bossier. Jedyne, co można było tam spotkać to bagna i drogę prowadzącą do granicy Luizjany z Arkansas.
         Przez chwilę pomyślała, że Shannon rzucił to na odczepne, a tak naprawdę zmierzali w inne miejsce. Uwierzyła dopiero, gdy zobaczyła znak mówiący, że znajdują się na Benton Rd. Następnie skręcił w Old Plain Dealing Rd i z daleka dziewczyna zobaczyła, iż na pustym polu stoi kilka aut z zapalonymi światłami, a także motory i ludzie zgromadzeni wokół nich.
         Teraz była już pewna, że Shannon ją oszukał. Nie było możliwości, by gdzieś tutaj odbywały się wyścigi, które mogliby obejrzeć. Zaparkował jeepa między autami, jednymi mniejszymi, drugimi większymi, a światła zostawił włączone jak reszta. Wyłączył jedynie radio, przez co dziewczyna usłyszała muzykę dochodzącą gdzieś z głębi oraz śmiechy, rozmowy i dźwięki otwieranego piwa.
         - No chodź. – powiedział Shannon zachęcająco do Genevieve widząc, że waha się czy wyjść z auta. – Będzie fajnie, obiecuję.
         W końcu dziewczyna zebrała się w sobie i niechętnie wysiadła z auta, czując ciepły powiew wiatru na skórze. Rozejrzała się wokoło - teren wokół oświetlał jedynie księżyc i światła pojazdów. Stali po środku szczerego pola, a dookoła rozlegała się tylko droga i puste przestrzenie.
         - O, Shannon, siemanko! – wrzasnął męski głos z oddali, gdy wkroczyli w snop światła rzucany przez lampy samochodowe.
         - Patrzcie, kogo tu mamy, kto by pomyślał…  - rzuciła jakaś dziewczyna z przekąsem.
         Genevieve posłusznie szła z nim przez trawnik, starając się ukryć w jego cieniu. Onieśmielała ją myśl poznania jego starszych znajomych, przy których wyglądała tak niewinnie i młodo. Starała się być bardziej pewna siebie, ale wolała nie rzucać się w oczy.
         - A to kto? – zapytała nieprzyjemnie ruda dziewczyna z długimi włosami i mocnym makijażem. Mogła być w wieku Shannona, ale wyzywające ubranie i czerwone usta dodawały jej lat. Piła piwo z butelki i opierała się o czarne auto, które Genevieve słabo widziała.
         - To jest Genevieve. – odpowiedział Shannon odsuwając się tak, by było widać jego towarzyszkę. Zakłopotana dziewczyna uśmiechnęła się tylko sztucznie mając nadzieję, że nie wygląda tak żałośnie jak jej się wydaje. Ludzie patrzyli się na nią, po czym mówili coś w stylu „cześć” i znów skupiali się na Shannonie, a nie na niej. Jedynie ruda dziewczyna wciąż jej się przyglądała, nie pesząc się nawet wtedy, gdy Gen na nią spojrzała.
         - Stary, mamy dla ciebie ten motor. Ulepszyłem go tak, że lekko pokonasz dzisiaj Huntera. Rozumiem, że wchodzisz do gry? – zapytał podekscytowany facet. Miał ciemniejszą karnację i bardzo krótko przystrzyżone włosy.
         - Zobaczymy najpierw, co tam przygotowałeś, Luke. – odpowiedział Shannon wyraźnie ucieszony. – Genny, poczekaj tu na mnie chwilę.
         Genevieve przeklęła go w duchu. Jak mógł zostawić ją tu samą, nikogo nawet nie znała. Poczuła się jeszcze bardziej beznadziejnie, gdy stała tak osamotniona, podczas gdy inni rozmawiali ze sobą i pili piwo.
         - Chcesz? – zapytała blondynka z kręconymi włosami i połyskującym błyszczykiem, podając jej piwo. Genevieve nie chciała się wyróżniać, dlatego podziękowała i przyjęła piwo od nieznajomej. – Poczekaj, otworzę ci. – Dziewczyna wyjęła zapalniczkę i szybkim ruchem pociągnęła nią za kapsel, który wylądował na ziemi.
         - Dzięki. – powiedziała Gen, biorąc od niej piwo.
         - Nie ma sprawy. Jesteś tu nowa, więc dam ci radę – nie patrz się tak na Caralyn. Potrafi nieźle przyłożyć jak ktoś jej się nie spodoba. – powiedziała dziewczyna widząc, że Genevieve przygląda się rudej obserwatorce. Natychmiast odwróciła wzrok i spojrzała na swoją rozmówczynię. – A tak w ogóle, to jestem Skye.
         - Genevieve. Dzięki za radę. – uśmiechnęła się do niej delikatnie wdzięczna za to, że jako jedyna ją przywitała.
         Do dziewczyn podszedł wysoki brunet i zaczął namiętnie całować Skye. Genevieve poczuła się trochę speszona, więc wbiła wzrok w swoje martensy. Dziewczyna odsunęła od siebie lekko chłopaka i powróciła spojrzeniem do Gen.
         - To mój chłopak, Hunter.
         Hunter niechętnie oderwał się od dziewczyny i uśmiechnął do Genevieve, po czym powiedział, że musi iść do reszty chłopaków przygotować się do wyścigów.
         - O co tak właściwie chodzi z tymi wyścigami? – zapytała Genny, bo nie do końca rozumiała, co się tu dzieje.
         - Shannon nic ci nie powiedział? – Genevieve zaprzeczyła biorąc łyk piwa, a Skye przewróciła oczami. – Chodź, pokażę ci wszystko i wytłumaczę.
         Po drodze podeszła do nich dziewczyna z czekoladową karnacją i czarnymi włosami. Miała miły wyraz twarzy, dlatego Genevieve od razu poczuła do niej sympatię.
         - Cześć, co robicie? – zapytała przyjaźnie, a Skye uśmiechnęła się do niej.
         - O, Monique, tu jesteś. Pokazuję właśnie Genevieve motory i chcę wyjaśnić jej, o co chodzi z wyścigami. Dołączysz do nas?
         - Jasne. – powiedziała z entuzjazmem. – Widziałaś gdzieś może Carę? Haydee jej szukała, przyjechała z Paulem, Vicky, Sloan i Sagem.
         - Kręciła się tu szukając zaczepki. – było widać, że Skye nie przepadała za Carą. – Sage też tu jest? – dodała niezadowolona. – A co do Cary, to pewnie zaraz ją gdzieś spotkamy i założę się, że w towarzystwie Blake’a. Chyba, że uprzedzi ją Vicky.
         Genevieve nic z tego nie rozumiała, co jeszcze bardziej sprawiało, że nie czuła się częścią tej paczki. Chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała co, bo nikogo tu nie znała, tym bardziej jeśli chodziło o relacje między tymi ludźmi. Słyszała jedynie ich imiona, które i tak już zapomniała.
         Dziewczyny poprowadziły Gen za samochody ustawione w zwartym rządku. Jej oczom ukazało się kilku facetów z motorami o najróżniejszym wyglądzie. Mężczyźni oglądali swoje pojazdy, wsiadali na nie gazując w miejscu albo sprawdzali motor sąsiada. Wśród nich był Luke, który stał z Shannonem przy czarnej maszynie. Genevieve zapamiętała jego imię, gdyż starszy Leto zwracał się do niego w jej towarzystwie.
         Shannon wyglądał na zadowolonego i podekscytowanego. Genevieve gdzieś już widziała ten motor, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie i kiedy, gdyż hałas wokół niej nie pozwalał jej się skupić.
         - Monique, co ty tu w ogóle robisz? – zapytała zniesmaczona dziewczyna z krótkimi, czarnymi włosami i ciemnym makijażem. Miała kilka kolczyków, a na jej obojczyku widniał tatuaż z chińskimi symbolami. Genevieve poczuła dziwny strach przed dziewczyną, natomiast Monique spojrzała na nią ze stoickim spokojem, ignorując ton w jakim się do niej zwracała.
         - Przyjechałam z Lukiem, coś nie pasuje Sloan?
         Sloan zmierzyła Genevieve wzrokiem tak, że dziewczyna dostała gęsiej skórki. Jej aparycja i zachowanie budziły w Gen niepokój, choć coś w niej krzyczało, by postawić się starszej dziewczynie. Pomyślała jednak, że w ten sposób z pewnością się tu nie wpasuje, więc póki co postanowiła siedzieć cicho i być uprzejma dla wszystkich tych ludzi.
         - Jedyne, co mi tu nie pasuje to ta małolata. – Sloan wymierzyła długim czarnym paznokciem w Genevieve, robiąc przy tym kwaśną minę od której jeżyły się włoski na karku. – Kim ona w ogóle jest?
         - Mam na imię Genevieve… - zaczęła dziewczyna, ale Sloan znów zmroziła ją wzrokiem, przerywając wypowiedź.
         - Nie ciebie pytałam. A więc, Skye?
         Blondynka przewróciła oczami, bo do Sloan dołączyła rudowłosa dziewczyna, Cara.
         - Genevieve, przyjechała tu z Shannonem. Sloan, chociaż raz daj spokój. – odpowiedziała znużona Skye, zerkając na Gen przepraszająco. Widziała, że dziewczyna miała ochotę stąd uciec i czuła się nieswojo.
         - Właśnie, Sloan, daj spokój naszej małej Genny. – rzuciła z przekąsem rudowłosa, jakby mówiła o dziecku. – Caralyn, ale mów mi Cara.
         Genevieve od razu nie spodobała się ta dziewczyna, ale nic nie powiedziała, jedynie sztucznie się uśmiechnęła. Wiedziała, że była to z jej strony fałszywa uprzejmość, ale nie chciała wdawać się z nią w konflikt. Odetchnęła z ulgą, gdy Shannon stanął pomiędzy nią, a Sloan. Widać było, że zaniepokoiło go towarzystwo, w jakim znalazła się Genevieve.
         - Gen, chodź na chwilę. – powiedział chwytając dziewczynę za przedramię i spoglądając chłodno na Carę, która uśmiechnęła się do niego wyzywająco.
         Shannon pociągnął ją w stronę motorów, stając z nią obok czarnej Yamahy. Genevieve była mu wdzięczna za to, że wyrwał ją od tamtych dziewczyn, ale także zła, że w ogóle ją tam zostawił.
         - Kiedy zaczną się te całe wyścigi? Mam już dość tych dziewczyn. – zapytała zniecierpliwiona, choć nadal nie wiedziała jak można było tu cokolwiek zorganizować. Widząc te wszystkie motory podejrzewała, że pewnie kilku chłopców przejedzie się w tę i z powrotem, po czym wyłonią zwycięzcę i pójdą do domu.
         - Za chwilę, właściwie dlatego cię zawołałem. – powiedział Shannon z wyraźną ekscytacją w głosie. – Podoba ci się motor?
         Genevieve nie znała się na motoryzacji, ale jeśli miało to uszczęśliwić Shannona, to zamierzała przytaknąć. Motor faktycznie był ładny i błyszczący, ale wszystkie wokół pomimo innej marki i koloru wyglądały dobrze na swój sposób. Kiedy Gen zobaczyła małe zarysowanie na motorze Shannona przypomniała sobie, gdzie widziała go wcześniej.
         - Poczekaj chwilę… Czy to nie jest motor Jasona? – zapytała z pretensją mając nadzieję, że Shannon szczerze zaprzeczy. On tylko uśmiechnął się i spojrzał na Luke’a, który właśnie przechodził obok nich.
         - Był Jason’a, teraz jest już mój.
         - Kupiłeś go od niego? – zapytała z resztką nadziei, że to nie to, o czym myśli.
         Shannon uśmiechnął się jeszcze szerzej.
         - Powiedzmy, że go pożyczyłem… na wieczne oddanie i bez jego wiedzy. Uwierzysz, że ten idiota zostawił kluczyki w stacyjce? Gdybym ja go nie wziął, zrobiłby to ktoś inny. Zresztą i tak jest bogaty, mógłby kupić sobie jeszcze dziesięć takich.  – Shannon mówił tak, jakby był z siebie dumny. W co ja się wpakowałam, pomyślała Genevieve. Miała ochotę wrócić już do domu i w ogóle żałowała, że się na to zgodziła. Shannon wyrwał jej piwo z ręki i wziął dużego łyka.
         - Dobra, w sumie mało mnie to obchodzi. Kiedy odwieziesz mnie do domu? – Gen starała się przekrzyczeć muzykę i narastające dźwięki motorów.
         - Zaraz po wyścigu. – odparł chłopak. – Lepiej zapnij kurtkę, bo może trochę wiać podczas jazdy.
         Genevieve pomyślała, że Shannon żartuje.
         - Co ja mam z tym wspólnego? – oburzyła się, a on wciąż mówił monotonnie, jakby nie zwracał uwagi na jej zaskoczenie.
         - Jedziesz ze mną. Na tym polegają wyścigi. Każdy chłopak jedzie z jedną dziewczyną, żeby było sprawiedliwie. Ścigamy się do takiej małej chatki przy ulicy, zawracamy i przyjeżdżamy tutaj, do punktu startowego. Kto będzie najszybciej, wygrywa kasę. Każdy z nas wyłożył po stówie, wygrany zgarnia wszystko, czyli pięć stów plus zwrot swojej.  Żyj szybko, umieraj młodo. – dodał Shannon z uśmiechem, jakby miało to zachęcić Genevieve do wyrażenia zgody.
         Dziewczyna słuchała tego w otępieniu. Sama jazda samochodem z Shannonem była ryzykowna, a co dopiero jeśli chodziło o motor. Pomyślała, że prędzej wróci do domu na piechotę, niż zgodzi się na wzięcie udziału w wyścigu. Poza tym chłopak pił teraz jej piwo, co było jeszcze bardziej nierozsądne.
         - Nie ma mowy. – odpowiedziała stanowczo, a Shannon znów zbagatelizował jej sprzeciw. Genevieve nie zauważyła nawet, że przy jej boku stanęły Cara i Sloan.
         - Patrz Cara, nasza dziewczynka się boi. – rzuciła niby do koleżanki, ale była to bardziej obraza wymierzona w Genevieve.
         - Nie martw się Shann, wiesz że we mnie masz zawsze wsparcie, w każdej sprawie. – powiedziała Caralyn do Shannona uwodzicielskim tonem. Gen od razu zorientowała się, że coś ich łączyło, albo rudowłosa dziewczyna na coś liczyła w przyszłości. Wiedziała, że Sloan próbuje ją sprowokować i nie chciała jej dać satysfakcji wygranej, ale nie mogła pozwolić, by wzięto ją za tchórza.
         - Wiesz co Shannon, jednak pojadę. – powiedziała zdecydowanym głosem, chodź w środku cała trzęsła się ze strachu. Zaczęła w myślach odmawiać modlitwę i błagać siły wyższe, by nic jej się nie stało. „Żyć szybko, umierać młodo”, jak to powiedział Shannon. Wolę żyć wolno i umrzeć późno, pomyślała, ale nie było już odwrotu.
         Shannon rozpromienił się i podał dziewczynie kask. Sloan nic już nie powiedziała, a Cara podeszła do jakiegoś napakowanego chłopaka i nie pytając go o nic, wyrwała mu z rąk kask. Genevieve obserwowała, jak inne dziewczyny cieszyły się, wsiadając na motory. Żadna z nich nie zdawała się być wystraszona, wręcz nie mogły doczekać się, aż rozpoczną wyścig. Spodziewała się, że większość z nich będzie wyglądać jak Sloan, ale myliła się. Miały ładne twarze, raczej długie włosy i gdyby Gen minęła je na ulicy, w życiu nie pomyślałaby, że mogły brać udział w czymś takim.
         Kątem oka zauważyła, jak Monique przytula Luke’a. Po chwili jednak dołączyła do nich Sloan, rujnując ich romantyczny moment.
         - Luke, nie bądź pantoflem. Chętnie z tobą pojadę, Monique na pewno nie ma nic przeciwko.
         Genevieve zastanawiała się, dlaczego jego dziewczyna nie chce z nim jechać. Szybko jednak dowiedziała się, co jest przyczyną.
         - Przestań, Sloan! Dobrze wiesz, że jestem w ciąży i nie mogę z nim jechać, a nie chcę żeby coś mu się teraz stało. Luke dzisiaj tylko popatrzy, tak jak i ty.
         Dziewczyna zrozumiała, że Sloan nie ma po prostu z kim jechać, choć bardzo chciała. Podejrzewała, że pokrzyżowała swoją osobą ich plany, gdyż zapewne zwykle Cara jeździła z Shannonem, a Sloan z mięśniakiem, do którego wprosiła się teraz jej przyjaciółka. To tłumaczyło niechęć Sloan i Cary do nowej dziewczyny. Luke zaczął kłócić się z Monique, po czym wsiadł na czerwony motor. Sloan uśmiechnęła się i wskoczyła na tylne siedzenie, po czym odjechali wolno w stronę ulicy.
         Genevieve niepewnie założyła kask, który zapiął jej Shannon. Spojrzał  jej w oczy i uśmiechnął się, dodając jej tym trochę odwagi. Kiedy zobaczył, że większość prowadzi już motory w stronę ulicy, zrobił to samo. Następnie ustawiwszy pojazd w równej linii z innymi, zajął miejsce kierowcy i polecił Gen, by wsiadła z tyłu. Dziewczyna niechętnie się zgodziła. Nigdy wcześniej nie jechała na motorze, co nie pomagało jej przełamać strachu. Nie wiedziała, czego się chwycić, więc spojrzała na dziewczyny obok. Wszystkie chwytały swoich facetów w pasie i opierały nogi w miejscu, które wskazał jej Shannon.
         Gen niepewnie objęła Shannona, chwytając za jego kurtkę.
         - Musisz chwycić mnie pod kurtką, inaczej spadniesz przy pierwszym zakręcie. – powiedział do niej Shannon, nie odwracając się. Dziewczyna westchnęła, ale posłuchała jego rady i poczuła jego cienką koszulkę i rysujące się pod nią mięśnie brzucha. Nie była to dla niej komfortowa sytuacja, ale wolała to, niż spaść z maszyny podczas jazdy.
         Serce biło jej jak oszalałe gdy wszyscy zaczęli gazować, a szatynka stojąca na trawniku oznajmiła, że wyścig się zaczyna. Genevieve spojrzała na dziewczynę po prawej stronie – Skye uśmiechnęła a się do niej pocieszająco, ale nie złagodziło to jej napięcia. Jechała na motorze Hunterem. Po jej lewej natomiast na motorze gazował umięśniony chłopak, który założył teraz motocyklową kurtkę i rudowłosa Cara, która uśmiechała się teraz wyzywająco do Gen, jakby chciała samym spojrzeniem zmusić ją do płaczu. Dziewczyna szybko odwróciła wzrok i skupiła się teraz na tym, by opanować nerwy.
         Shannon spojrzał na jej twarz w lusterku. Widząc zdenerwowanie malujące się na twarzy dziewczyny dotknął jej rękę, którą obejmowała go w pasie i powiedział do niej, że wszystko będzie dobrze. Nie przyniosło to Gen wiele otuchy, ale na chwilę odwróciło jej myśli od tego, co miało się niebawem wydarzyć.
         - Gotowi… - zaczęła krzyczeć piękna szatynka z uśmiechem na twarzy, który podkreślała jej ciemna szminka. Stała teraz na środku ulicy przed motorami, a w ręce trzymała małą chorągiewkę. Oświetlał ją samochód ustawiony przy samej krawędzi drogi. Obok niej ze skrzyżowanymi rękami stała Monique, przyglądająca się Luke’owi ze złością, ale jednocześnie obawą. – Do startu… - dziewczyna uciekła już na bok, by w ostatniej chwili zeskoczyć z drogi motorom. Genevieve czuła, jak ciśnienie podskakuje jej coraz bardziej. Szatynka machnęła chorągiewką i uskoczyła w bok. – Start!
         Motocykle ruszyły z gniewem, a Yamaha Shannona aż podskoczyła do przodu. Instynkt podpowiedział Genevieve, by chwycić chłopaka jeszcze mocniej, o ile to było w ogóle możliwe. Czuła teraz dokładnie pracę jego mięśni, przesuwających się kiedy starał się jak najmocniej gazować i zajeżdżał drogę innym motorom. Na skórze poczuła chłodny powiew nocy, a kiedy maszyna wchodziła w zakręty zamykała oczy i wyobrażała sobie, że droga jest całkiem pusta i mkną tak bez celu. Tak naprawdę obok nich jechał tylko jeden motor z obcą dla Genevieve parą, reszta była już w tyle. Po chwili jednak pojawił się też Luke ze Sloan, wyprzedzając tamtych, ścigając teraz Shannona.
         Genevieve wsłuchiwała się w dźwięki motorów, ale wszystko zakłócało przyspieszone bicie serca, które dudniło jej w uszach. Ponadto nie kontrolując rąk, czuła także uderzenia w klatce piersiowej Shannona, choć były one bardziej rytmiczne niż u niej. Z każdą chwilą wydawało jej się, że Shannon przyspiesza, ciągle słyszała coraz to głośniejszy warkot silnika, ale mimo to Luke nadal był po ich prawej stronie, starając się wyprzedzić Shannona. Ten jednak nie dawał za wygraną, zajeżdżał im drogę bądź ustępował, gdy robił to Luke. Genevieve poczuła adrenalinę i strach, ale także inne uczucie – wolności. Poczuła, że żyje i teraz rozumiała, co Shannon lubił w takich zabawach.
         Genevieve widziała już z przodu mały domek, o którym mówił jej Shannon. Natychmiast zawrócili i znów mknęli łeb w łeb, tym razem do mety, mijając innych, którzy dopiero jechali w stronę opustoszonej chatki. Po chwili byli już w połowie drogi, Genevieve poznała to po znakach. Luke minimalnie wyprzedzał już Shannona, co doprowadzało chłopaka do szału. Nagle jednak obydwoje postanowili zajechać sobie drogę, przez co w efekcie motory ze zgrzytem przykleiły się do siebie, odrzucając ich w przeciwne strony.
         Wszyscy padli na ziemię, ale Shannon i Genevieve mieli więcej szczęścia, gdyż spadli na trawę. Genevieve poczuła, jak jej kolano ociera się o asfalt, gdy przy upadku sturlała się na pobocze. Nie mogła zobaczyć rany, ale gdy dotknęła ją ręką odczuła klejącą się ciecz, która zbierała się wokół otarcia. Ból nogi dawał się we znaki kiedy Shannon pomagał jej wstać, ale postanowiła go zignorować i wsiąść z powrotem na motocykl. Nie spojrzeli nawet na Luke’a i Sloan, którzy spadli w drugą stronę, po prostu odjechali by pierwsi dotrzeć na metę, bo słyszeli już odgłosy nadciągających motorów.
         Na mecie zostali powitani jakby były to profesjonalne wyścigi. Wszyscy gratulowali im i dopiero teraz Gen zobaczyła, że było tu więcej osób niż myślała. W świetle samochodowych reflektorów Genevieve zobaczyła, że motor Shannona trochę ucierpiał – miał zarysowany lakier i lekko wygiętą kierownicę, jednak chłopak wygrał sporą sumkę, dlatego za bardzo go to nie zmartwiło. Powoli wszyscy zaczęli docierać na metę, a Monique wyczekiwała przyjazdu swojego chłopaka. On i Sloan jednak cały czas się nie zjawiali, natomiast mijający ich motocykliści nie zatrzymywali się, bo każdy chciał być już na mecie. Jedynie ostatni przyjechali trochę później niż reszta i ku zdziwieniu wszystkich, na motorze był tylko chłopak.
         - Chodźcie, trzeba im pomóc! Zatrzymaliśmy się z Vicky i to nie wyglądało dobrze, ona tam została, ale musimy pojechać tam wszyscy!  - krzyczał spanikowany, a wszyscy pobiegli do samochodów po apteczki i ruszyli w tamtą stronę motorami. Jedynie Shannon wpadł na pomysł, by podjechać tam jeepem z Genevieve i Monique, która cała się trzęsła. W tamtej chwili dziewczyna całkowicie zapomniała o bólu swojej nogi, martwiła się teraz tylko o Luke’a i nawet o Sloan, bo choć była dla niej niemiła, to nie życzyła jej aż tak źle.

12 komentarzy:

  1. Buźka sama mi się cieszy jak czytam Twoje nowe rozdziały:) Uwielbiam jak piszesz. Rozdział świetny!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem już nawet co mam pisać bo każdy rozdział jest coraz lepszy od poprzedniego haushsuabagzja ♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Z rozdzialu na rozdzial ten ff jest coraz lepszy, tak cholernie niecierpliwie czekam na nastepny rozdzial! 😊 mysle, ze smialo moge powiedziec, ze to jest moj ulubiony blog. Czapki z glow, wszyscy, czapki z glow 👏

    OdpowiedzUsuń
  4. najlepsze polskie ff

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział bardzo mi przypomina "Trzy metry nad niebem". Przynajmniej te wyścigi ;). Ale i tak bardzo mi sie podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo to dobrze się składa, bo ksiazka stoi u mnie na półce od jakiegos czasu (dostałam w prezencie) i jakos nie miałam nastroju zeby ją przeczytać, może najwyższa pora :3 dzięki

      Usuń
  6. Aż miałam ciarki na całym ciele jak to czytałam. Super !!! /S.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)