Poprzedniego dnia upał był dokuczliwy,
ale gdy można było go spędzić na dworze stawał się znośny. Dzisiaj jednak
przyszedł poniedziałek. Temperatura nadal się utrzymywała, a w szkole było
jeszcze cieplej niż na zewnątrz. Większość uczniów zrobiła sobie wolne, a ci,
którzy przyszli poszli na wagary. Genevieve jednak nie mogła sobie na to
pozwolić, gdyż walczyła w tym roku o stuprocentową frekwencję. Poza tym dziś
miała przesłuchanie do szkolnej sztuki, w której bardzo chciała zagrać.
-
Może powinnam wymyśleć jakiś okrzyk, no wiesz, jako prawdziwa cheerleaderka. –
ekscytowała się przyjaciółka, jako że chciała ją rozluźnić. Szły właśnie prawie
pustym korytarzem w stronę sali teatralnej, gdzie odbywały się przesłuchania.
-
Zachowaj lepiej okrzyki na trening. – szturchnęła ją Genevieve i obie się
zaśmiały. Tessa była cheerleaderką szkolnej drużyny futbolowej, dlatego miała
doświadczenie w dopingowaniu.
- Okej,
w takim razie będę wspierać cię duchowo.
A tak w ogóle, to co wczoraj robiłaś? Ja musiałam jechać z rodzicami do Springhill.
– westchnęła jakby to było najgorsze miejsce na ziemi. Jej rodzice mieli tam
domek nad jeziorem i zabierali ją tam w ciepłe dni. Dziewczynie się to nie
podobało, ponieważ wolała by ten czas spędzać z przyjaciółmi.
-
Siedziałam w domu, znaczy w ogrodzie. Nic ciekawego.
Tessa
była jej najlepszą przyjaciółką od dziecka, ale nie chciała mówić jej o
starszym chłopaku, który zrobił na niej takie wrażenie. Wciąż pamiętała jak razem
plotkowały na jego temat, choć nawet nigdy nie widziała go z bliska, ani z nim
nie rozmawiała. Kilka razy widziała go przed domem czy w szkole, raz spotkały
go na mieście w szemranym towarzystwie, dlatego nie było im trudno uwierzyć w
pogłoski. Wszyscy w Bossier City mówili, że chłopak dużo pije, kradnie i ćpa.
Mieszkańcy się go bali, zresztą Gen także, dlatego właśnie milczała. Wiedziała,
że Tessa zaczęła by ją pouczać i się mądrzyć.
Dziewczyny
usiadły na ławce przed salą. Nie były same – uczniowie, którzy nie przyszli
dziś do szkoły zaczęli schodzić się i czekać z nimi na wezwanie. Pomimo dużej
pewności siebie, Genevieve zaczynała martwić się sporą konkurencją.
Tessa
była bardzo ładna, często brano je z Genny za siostry. Miała takie same brązowe
i długie włosy, które obie zazwyczaj miały rozpuszczone w naturalne fale i oczy o podobnej barwie, choć tęczówki Genevieve były bardziej zielone, a Tessy niebieskie. Pomimo tych podobieństw
bardzo różniły się charakterem, a przede wszystkim zainteresowaniami. Może
dlatego tak dobrze się dogadywały.
Jej
największą konkurentką była Courtney Fay – wysoka blondynka o zalotnym
spojrzeniu. Często brano ją za najpiękniejszą w szkole, a chłopcy ślinili się
na jej widok. Nosiła wyzywające stroje, była rok starsza. Odbijała Genny
wszystkich facetów, bo nie potrafiła znieść faktu, że ktoś mógł nie spojrzeć
najpierw na nią. Jej obecność trochę zdziwiła przyjaciółki, bo Courtney nigdy
nie brała udział w żadnych przedstawieniach. Szybko jednak domyśliły się,
dlaczego tym razem chciała w nim zagrać. Po prostu wiedziała, jak Gen na tym
zależy.
- Och,
jednak się zjawiłaś. – rzuciła z daleka w stronę Genevieve. – Już myślałam, że
zjadła cię trema.
Wszyscy
spojrzeli się w kierunku młodszej dziewczyny i zaczęli chichotać. Tessa
pociągnęła ją za ramię i szepnęła, by dała sobie spokój, ale ona nie potrafiła
odpuścić. Zawsze musiała wyjść na swoje, nieważne jakie niosło to za sobą
konsekwencje.
- Nie
musisz się o to martwić, ja w przeciwieństwie do ciebie nie mam powodów do
tremy. Już i tak mam tę rolę.
Ludzie
od razu się zamknęli, tak samo Courtney. Spojrzała na nią lodowatym wzrokiem, a
Genevieve usiadła dumnie obok Tessy po drugiej stronie korytarza.
Faktycznie
nie stresowała się przesłuchaniem, dopóki nie wyczytano jej imienia. Gdy
wcześniej ludzie wychodzili i mówili, że kiepsko im poszło czuła się o wiele lepiej.
Teraz jednak kiedy była przed Courtney, zdenerwowała się. Jako dobra aktorka
nie pokazywała tego po sobie, krocząc pewnie w stronę drzwi.
-
Powodzenia! – wrzasnęła z przekąsem Courtney, gdy Genny chwyciła już za klamkę.
- Tobie
się bardziej przyda, mi wystarczy mój talent.
Pomimo,
że zamykała już drzwi usłyszała buczenie uczniów i niemalże wyobraziła sobie
zawstydzoną i wkurzoną Courtney. To dodało jej odwagi i pewności siebie.
Ponadto miała u boku swoją przyjaciółkę, która usiadła na widowni obok kilku
uczniów i pokazała jej, że trzyma kciuki.
Genevieve
odetchnęła głęboko idąc w stronę sceny. Będzie dobrze, powtarzała sobie.
Była
już w połowie drogi, kiedy niemalże nie upadła. W ostatniej chwili ktoś
podtrzymał ją za ramię. Spojrzała w dół – potknęła się o miotłę. Gdy podniosła
wzrok, zobaczyła znajomą twarz.
-
Uważaj. – rzucił ostrzegawczo Shannon, patrząc jej w oczy. Pomimo jego
obojętnego tonu, w którym wręcz krył się jakiś podtekst, zobaczyła w jego
oczach spokój i opanowanie. Kiedy stanęła już pewnie na nogach, puścił jej
ramię. Był ubrany w niebieski roboczy strój, a miotła należała do niego.
-
Przepraszam. – odparła odruchowo, choć to nie była jej wina.
-
Powodzenia. – rzucił jak od niechcenia i wrócił do sprzątania. Genevieve odwróciła
się na pięcie i niemalże pobiegła na scenę, czując na sobie spojrzenia
wszystkich w sali.
Czuła,
że mogło pójść jej o wiele lepiej. Pomimo pochwały nauczyciela angielskiego i kobiety
prowadzącej zajęcia teatralne nie była pewna, czy dostanie tę rolę. Znów dała
się rozproszyć przez tego chłopaka, znów myślała o nim, zamiast skupić się na
tym, co ważne. Nie pomyliła jednak tekstu i starała wmówić sobie, że jego i tak
nie interesuje jej występ, przez co nieco opanowała stres.
-
Wyszło super, nie martw się. – pocieszała ją Tessa, gdy wyszły już z sali.
Genevieve starała się udawać zadowoloną, by nie dać satysfakcji Courtney
siedzącej na korytarzu. Zdjęła tę maskę dopiero, gdy znalazły się na zewnątrz i
czekały aż brat Tessy po nie przyjedzie.
- Sama
nie wiem, nie wyglądałam na zestresowaną? – zapytała niezadowolona z siebie.
Tessa
spojrzała na nią spod długich rzęs w zamyśleniu.
- Znasz
tego gościa? – zapytała, a Gen znów musiała wykorzystać swoje zdolności
aktorskie.
- To mój
sąsiad, musiałam mu wczoraj zanieść ciasto od mamy, za pomoc w remoncie. –
odparła obojętnie, ale jej przyjaciółka za dobrze ją znała, by w to uwierzyć.
-
Uśmiechnęłaś się do niego, a on życzył ci powodzenia. – rzuciła oskarżycielsko.
– Tylko proszę cię, nie zaczynaj z kimś takim jak on. Dobrze wiesz, co ludzie
mówią na jego temat…
Gen
chciała już stanąć w jego obronie, ale pod szkołę podjechał Ethan i kazał im
wsiadać do środka. Przez szybę na tylnim siedzeniu Genevieve zobaczyła Shannona
idącego chodnikiem w stronę srebrnego jeepa. Serce jej stanęło, gdy zatrzymał
się przy starym Volvo brata Tessy.
Ethan
przez otwartą szybę uścisnął mu przyjacielsko rękę, rzucił mu jakieś powitanie
i odjechał. Tessa siedząca na miejscu pasażera spojrzała na niego z wyrzutem.
- Co to
miało być? – rzuciła do dwudziestoletniego brata oskarżycielsko.
- O co
ci chodzi, młoda? – Ethan nie zwracał na nią zbytniej uwagi i jechał w stronę
domu.
- Od
kiedy rozmawiasz z takimi jak on?
- Od
kiedy potrzebuję towar na imprezę. Tak się składa, że on ma najlepszy, poza tym
chodził ze mną do szkoły. – odparł zadowolony.
Ethan
słynął z epickich imprez robionych pod nieobecność rodziców. Zawsze gdy
wyjeżdżali do Springhill, on zostawał by „pilnować domu”. Głównie dlatego Tessa
nie lubiła jeździć z rodzicami za miasto, omijały ją wtedy imprezy ze starszymi
znajomymi jego brata. Genevieve nie przepadała za taką formą rozrywki, ale jej
przyjaciółce najwyraźniej bardzo na tym zależało.
- Niby
kiedy chcesz zrobić tę imprezę?
-
Jutro, rodzice jadą na przyjęcie do Nowego Orleanu. Zresztą to nieważne, bo ty
i tak będziesz siedzieć u siebie w pokoju.
Tessa
zrobiła nadąsaną minę, od której Gen zachciało się śmiać.
- Chyba
żartujesz. Jeśli nie będę tam miała wstępu, to powiem rodzicom co planujesz. –
zagroziła bratu, a ten się zgodził. – Genevieve też przychodzi.
Gen
stwierdziła, że nie ma co się kłócić. W sumie i tak siedziałaby wtedy w domu, a
jej rodzice pozwolą jej nocować u przyjaciółki.
- A tak
w ogóle to czemu ten facet pracuje u nas w szkole? – zapytała Tessa brata, choć
chyba nie interesowało jej to tak bardzo.
- Nie
pracuje, tylko odrabia karę. To on włamał się do szkoły i zdewastował korytarze,
teraz dostał prace społeczne jako karę.
A
jednak plotki na jego temat były prawdziwe. Genevieve ucieszyła się, że nie
wzięła go wcześniej w obronę. Co za gość, pomyślała. Skoro niszczenie sali jest
dla niego zabawą, to nie mają nawet o czym rozmawiać. Teraz już wiedziała, że
powinna trzymać się od niego z daleka.
- Sam
zniszczył pół szkoły? – zdziwiła się Tessa, jakby nagle była gotowa uwierzyć w
jego niewinność.
- Z
bratem i kilkoma kumplami. Wziął winę na siebie, bo jego brat nadal się uczy w
waszej szkole i mógłby za to wylecieć.
Isabelle
Montgomery, mama Genevieve nie byłaby zadowolona z faktu, że ktoś taki jak
Jared zajmuje się jej młodszą siostrą. Póki co postanowiła jednak milczeć, bo
nawet lubiła tego chłopaka, a nie była typem osoby, która wydaje czyjeś
sekrety. W dodatku widziała, jaką przyjemność sprawia mu zajmowanie się Leanne,
dlatego nie podejrzewała, by mógł zrobić jej coś złego.
Wyniki
castingu miały pojawić się dopiero pod koniec tygodnia. Genevieve pomyślała, że
dobrym pomysłem będzie odstresowanie się na imprezie Ethana. Założyła swoją
najładniejszą sukienkę, rozkloszowaną w kolorowe kwiatki i ułożyła włosy w
ładne loki.
- Ładnie wyglądasz. – rzucił Jared, gdy zeszła
na dół.
Siedział
z jej młodszą siostrą na kolanach przy starym pianinie i próbował jej coś
zagrać, ale ta za każdym razem uderzała rączkami w klawisze zakłócając jego
grę. Miał dłuższe ciemnobrązowe włosy rozrzucone na wszystkie strony,
prawdopodobnie po zabawie z Leanne. Widać było, że padał z nóg, ale wciąż
chętnie zajmował się jej siostrą.
-
Dzięki. – odparła Gen trochę zawstydzona. – Wiesz, ona ma trzy lata, raczej nie
nauczysz jej niczego grać.
Jared
zaśmiał się uroczo, a Leanne nadal udawała, że coś gra, chichocząc. Jej blond
włosy również były w nieładzie, a różowa sukienka miała kilka małych plam.
- Wiem,
ale może przynajmniej zarażę ją miłością do muzyki. Może kiedyś jej się to
przypomni i będzie chciała uczyć się grać. – mówił to z takim przekonaniem, jakby
to była jego życiowa misja.
- Ona
jest za mała by to pamiętać. – stwierdziła znów pesymistycznie Genevieve. Sama
nie wiedziała dlaczego jest dziś taka sceptyczna. – Zrobię wam zdjęcie, wtedy
zapamięta.
Jared
ucieszył się na jej propozycję, a ona wzięła aparat z szuflady. Upewniła się,
czy jest w nim film po czym zrobiła im zdjęcie.
Pożegnała
się z siostrą i Jaredem, po czym wyszła z domu. Do domu przyjaciółki był
kawałek, dlatego nie chciała prosić Ethana by specjalnie po nią przyjeżdżał.
Jej rodzice nie wiedzieli, że wychodzi, ale poprosiła Jareda by powiedział w
razie ich powrotu, iż poszła się uczyć do koleżanki.
Po
kilku minutach stała już pod domem West'ów. Był o wiele większy od jej,
wyglądał na o wiele droższy i bogatszym, a do drzwi prowadziła długa kamienna
ścieżka z pięknym ogrodem. Ich rodzice mieli dużo pieniędzy, dlatego tak często
wyjeżdżali i zostawiali swoje dzieci same w domu. Rolety były zasłonięte w
każdym oknie, a taneczna muzyka roznosiła się po całym osiedlu. Do budynku
akurat wchodziła jakaś para, obydwoje byli starsi od Genevieve. Spojrzeli się
na nią, ale nic nie powiedzieli.
W
środku było duszno od ilości ludzi i unoszącego się dymu. Gen aż zaczęła się
krztusić, czując tytoń drażniący jej nos. Musiała przepchać się przez tłum
nieznanych jej twarzy, byle dostać się na górę i poszukać Tessę lub Ethana.
Kiedy w końcu dotarła pod drzwi jej pokoju, odetchnęła głęboko. Na górze nie
było niemalże nikogo, zapewne Ethan uprzedził już gości, by tam nie wchodzili.
Po
otwarciu drzwi ujrzała pusty pokój. Wszystko wyglądało jak zawsze – wielkie łóżko
z różową narzutą, biała tapeta w pudrowo-różowe kwiaty i miękki, jasny dywan.
Dziewczyna była zawiedziona, bo nie chciało jej się znów przeciskać przez tłum
i szukać któregoś z rodzeństwa, nie miała jednak innego wyboru.
Znów
wyszła na wąski korytarz. Chciała jeszcze sprawdzić w pokoju Ethana, ale gdy na
chwilę uchyliła drzwi zobaczyła jakąś parę obściskującą się na jego łóżku,
dlatego szybko je zamknęła. Gdy się obróciła, zobaczyła przed sobą starszego
chłopaka.
Był może po dwudziestce, miał rude
włosy i nieprzyjemny wyraz twarzy. Wyglądał na bardzo pijanego, uśmiechał się niebezpiecznie
w stronę Gen. Rozpoznała tego faceta, mieszkał niedaleko. Mieszkał z ojcem w
ich sąsiedztwie, całkiem niedaleko. Genevieve słyszała raz rozmowę rodziców na
jego temat, że po śmierci matki jego ojciec się załamał i zaczął strasznie pić.
Było jej żal Adama, ale z drugiej strony gdy tak na nią patrzył miała ciarki na
całym ciele.
- Przepraszam. – chciała przecisnąć
się obok niego, ale on przepuścił ją tylko kawałek i znów zablokował jej drogę.
Kiedy chciała odsunąć się w tył, jej plecy napotkały ścianę. Muzyka była tak
głośna, że nikt by jej nie usłyszał.
- Genny, nie spiesz się tak. –
bełkotał i cały czas przybliżał się do niej, ignorując całkowicie jej
sprzeciwy.
- Adam, zostaw mnie. –
powiedziała spokojnie, by go nie rozdrażnić, ale kiedy złapał ją za uda i
zaczął przenosić ręce coraz wyżej, w końcu obmacując ją po tyłku, zaczęła
krzyczeć. – Puść mnie! Zostaw!
Wrzeszczała, a nikt jej nie
słyszał. Liczyła, że chociaż para w pokoju Ethana jej pomoże, ale najwyraźniej
byli zbyt zajęci swoim towarzystwem. Dziewczyna starała się go kopnąć, szarpać,
lecz jej wysiłki nic nie dawały. Przywarł do niej przygniatając ją całym swoim
ciałem i zaczął całować po szyi, całkiem nie zwracając uwagi na jej krzyk. Genevieve
była przerażona, a łzy płynęły strumieniem po jej policzkach. Adam szarpnął za
dekolt jej sukienki tak, że jedno z ramiączek spadło na jej ramię i odsłoniło
jej stanik. Dziewczyna czuła się jak w koszmarze, błagała o pomoc i chciała by
jak najszybciej się to skończyło.
Chłopak szarpnął za sukienkę i
podniósł ją wysoko. Kiedy złapał za jej majtki, dziewczyna zaczęła szarpać się
jeszcze bardziej, ale była już tak wykończona, że żaden z jej ruchów nie
przynosił efektów. Zamknęła oczy z których wciąż płynęły łzy i poddała się.
Czekała tylko, aż to wszystko się skończy.
Nagle poczuła, że jest wolna.
Kiedy otworzyła oczy zobaczyła jak Adam dostaje w twarz i pada na ziemię.
Później otrzymał jeszcze kilka kopniaków w brzuch, aż stracił całkowicie
przytomność. Genevieve spojrzała na swojego wybawcę – Shannon stał nad
poturbowanym rudzielcem, cały czerwony ze złości. Na dywanie było widać
pojedyncze ślady krwi, które wypłynęły z nosa Adama. Gen wciąż wstrząśnięta
tym, co przed chwilą się stało nie potrafiła ogarnąć się z szoku.
Shannon podszedł do niej i nie
odrywając od niej oczu, chwycił za jej zerwane ramiączko i umieścił je na swoim
miejscu. Dziewczyna patrzyła na niego ze szklistymi oczami i nie mogła wydusić
z siebie ani słowa. Chłopak chwycił ją za ramiona i nachylił się do niej,
patrząc jej prosto w twarz.
- Wszystko w porządku? – zapytał.
Nie mówił już tak obojętnie jak wcześniej, chyba naprawdę martwiło go jej
samopoczucie.
- Nie… nie wiem… - Genevieve odparła roztrzęsiona i zaczęła nerwowo
poprawiać swoją sukienkę, choć ręce drżały jej niemiłosiernie. Wydawało jej
się, że serce zaraz wyskoczy z jej piersi.
- Powinnaś to zgłosić, ten
sukinsyn zasługuje na karę… - odsunął się od niej i spojrzał z obrzydzeniem w kierunku
rudego chłopaka leżącego na ziemi.
- Nie, on jest… on był tylko
pijany, normalnie by tego nie zrobił. – próbowała przekonać samą siebie. Tak
naprawdę nie chciała żeby wydało się, że była tu jakaś impreza, bo narobiła by
wszystkim sporo problemów. – Nikt się nie może o tym dowiedzieć.
Shannon spojrzał na nią
podejrzliwie, po czym znów przybrał swój typowy, obojętny wyraz twarzy.
- Jak chcesz. – parsknął i
nachylił się nad posiniaczonym chłopakiem. Chyba złamał mu nos.
- W każdym bądź razie dziękuję. –
wydukała. Shannon nawet na nią nie spojrzał. – Mam nadzieję, że nie będziesz
miał przeze mnie kłopotów.
- Dobra, spadaj już stąd. –
rzucił chamsko, wciąż na nią nie patrząc.
Genevieve nie wiedziała już co o
nim myśleć. Z jednej strony jej pomógł, a z drugiej znów traktował ją jak
głupiego dzieciaka.
- Wiesz, jeśli będziesz tak
odtrącał ludzi, to zostaniesz samotny.
Sama nie wiedziała, dlaczego to
powiedziała. Może to kwestia szoku, jaki przeżyła, przez niego czuła się jak
odurzona. Ale tak naprawdę myślała i chciała, by to usłyszał. Shannon spojrzał
na nią zagadkowym wzrokiem, po czym znów go odwrócił w stronę leżącego Adama.
- Może chcę być samotny. –
odparł, gdy odwróciła się na pięcie w kierunku schodów.
- Nikt nie chce być samotny. –
powiedziała na odchodne i zeszła na dół.
Świetny rozdział.. już nie mogę się doczekać następnych rozdziałów.. :3
OdpowiedzUsuńWidać że między Shannon'em a Gen iskrzy <3
Jak czytałam ten rozdział i była wzmianka o Leanne i Jared'em to taki uśmiech bo jeszcze czytam "Nuit du rêveur" i tam to w ogóle jakby inne osoby były <3 ~LamaCorn
Dzieki wielkie :)
UsuńBedzie wiecej takich odniesień do nich, wiecej powodów do uśmiechu :33
Nowy blog, trzeba zobaczyć co i jak ^^ Twój drugi to jeszcze lepiej, bo szkoda tracić takiego pióra, tak więc tym lepiej. Ale koniec słodyczy. Do sedna :)
OdpowiedzUsuńFabuła ciekawa, pomysł jest. Podoba się, zdecydowanie. Na razie się rozkręca, więc nie wiem, co mogę dodać? Z pewnością fajnie się czytało, tylko szkoda, że krótko. Tak czy siak, mam nadzieję, że drugi rozdział ukaże się niebawem, tak więc życzę weny.
Pozdrawiam,
Puzzel :3
Póki co nie kończę poprzedniego, wiec mozna na obu "podziwiać" moje pióro :3
UsuńDzieki za takie miłe słowa, następnym razem postaram sie nieco bardziej rozpisać.
Strasznie mi się podoba to opowiadanie. Pisz pisz bo chyba nawet bardziej mi się spodobało to ff niż to pierwsze. Czekam na kolejne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńO, dziekuje :)
UsuńFajny rozdzial, powinnas zdecydowanie to ciagnac (: a gdy wapomnialas o Lea i jaredzie, to mi sie smutno zrobilo ): niecierpliwie czekam tu na nastepny wpis, bo widze ciekawy pomysl i styl pisania, tak trzynaj! 😄
OdpowiedzUsuńBędę :) Dziękuję!
UsuńPrequel świetny :)
OdpowiedzUsuńJak dajesz radę pisać dwa ff naraz? Ja nie umiem się skupić,więc w tej chwili mam ponad 150 stron różnych tekstów, każdy z innej bajki...
Zgadzam się z komentarzem powyżej: wiedząc co się dzieje na nuit du rêveur robi mi się żal,jakim cudem od takiej słodyczy wszystko potoczyło się właśnie tak,ale nie będę nikomu spojlerowała.
Będę czytała,na pewno,niech no tylko znajdę więcej czasu :)
Weny!
S.
Dzięki :) A no jakoś daję radę, chociaż nie powiem, jest ciężko. Zazwyczaj kończy się tym, że po całym dniu wracam do domu i siedzę do 3 nad ranem pisząc rozdział :D
UsuńJeszcze raz dziękuję:)
Hej:@ Cudowne opowiadanie:) lubię je nawet bardziej od tego pierwszego;) wiadomo - Shannon:) Kurcze opowiadanie ma niesamowity potencjał, dlatego szkoda mi bardzo, że się tak zakończy.... Pisz, pisz, pisz bo jesteś w tym świetna:) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńO, bardzo mi miło, że Ci się podoba :) Dziękuję!
Usuńooo. super super super ! dziewczyno, Ty kiedys ksiazke napiszesz :) wszystko sobie tak idealnie moge wyobrazic, jakbym tam byla. /S.
OdpowiedzUsuń