czwartek, 24 września 2015

64. Helpless





Shannon natychmiast popędził w stronę Genevieve, siadając obok niej na łóżku. Bez ostrzeżenia wziął ją w ramiona jak małe dziecko, a ona objęła go i ukryła twarz w jego ramieniu. 

- Zostawię was samych. - rzucił ponuro lekarz, opuszczając pomieszczenie.

Przez kilkanaście minut jedynym dźwiękiem, jaki słyszał Shannon był jej płacz. Nie odzywali się do siebie, ale mimo to Shannon wiedział, że coś jest nie tak. Już wcześniej dowiedział się od lekarza, iż operacja nie przebiegła tak, jak zakładano, lecz nie potrafił wtedy przyjąć tego do wiadomości. Był kompletnie zaślepiony radością, że Genevieve przeżyła. Teraz jednak zaczął rozumieć, że zaczął cieszyć się zbyt szybko. 

Shannon nie mógł już znieść jej szlochania, jednak wiedział, że Gen tego potrzebuje. Nie chciał jej przerywać ani wypytywać, dopóki sama nie była gotowa, by to zrobić. W końcu odsunęła się od niego i spojrzała na niego czerwonymi od płaczu oczami.

- Tak mi przykro, Shannon. - powiedziała łamiącym się głosem. 

- Z jakiego powodu? Co się stało? 

Za każdym razem, kiedy Genevieve starała się wydusić z siebie słowo, uniemożliwiał jej to atak płaczu. W końcu po kilku próbach udało jej się wreszcie coś powiedzieć, choć Shannonowi nie spodobało się to, co usłyszał. 

***

MIESIĄC PÓŹNIEJ


Genevieve leżała na szpitalnym łóżku i podziwiała biały sufit. Ten widok podobał jej się bardziej niż patrzenie na swoją bladą i chudą rękę, do której zaczęto przypinać kroplówkę. Pielęgniarka starała się nawiązywać z nią kontakt, jednakże Gen wyczuwała w jej tonie litość, która ją irytowała. Znała dokładnie ten rodzaj rozmowy, w końcu sama była lekarką. Dokładnie tak samo mówiła do wszystkich pacjentów, którzy umierali. Pocieszała ich i wmawiała, że wszystko będzie dobrze, lub wręcz przeciwnie - udawała, że nic się nie dzieje i rozmawiała z pacjentem o wszystkim, tylko nie o jego stanie. Pielęgniarka, która właśnie się nią zajmowała wybrała drugi rodzaj rozmowy. 

- Myślisz, że będzie dziś padać? Jackson kłócił się ze mną, że na niebie nie ma ani jednej chmurki, ale moim zdaniem na zewnątrz jest jakoś szarawo…

- Nie wiem, Beatrice. - odparła ze znudzeniem Gen. - Myślisz, że jak długo Victor zamierza ciągnąć tę szopkę? 

Genevieve nie musiała patrzeć na pielęgniarkę by wiedzieć, jaką ma minę. Poczułaby jej zażenowanie nawet z kilometra. 

- Amber, wszyscy staramy się pomóc. Jestem pewna, że Victor nie namawiałby cię do chemioterapii gdyby nie wierzył, że może polepszyć twój stan. Skuteczność chemioterapii guzów mózgu…

- …jest trudna do oceny ze względu na istnienie wielu innych czynników mających wpływ na przeżycie chorego, i tak dalej… Uwierz mi, wiem. Słyszałam to już milion razy. To ulubione zdanie Victora, które powtarza mi i Shannonowi jak zdarta płyta. 

- A co on o tym myśli? - zapytała niepewnie Beatrice wiedząc już, że zaczęcie kolejnego bzdurnego tematu nie ma sensu. 

- Shannon? - Genevieve westchnęła, starając się powstrzymać narastający w niej smutek na samą myśl o mężczyźnie czekającym na nią za drzwiami. - Nie wiem, co tak naprawdę o tym myśli. Cały czas powtarza, że wszystko będzie dobrze i zdaje się, że jest wielkim optymistą, choć nie jestem pewna, czy wierzy w to tak mocno, jak twierdzi. 

Pielęgniarka spojrzała na nią ze współczuciem i kontynuowała pracę. Nie wiedziała, co jeszcze może powiedzieć, dlatego postanowiła się nie odzywać. 

***
Kiedy wyszła z sali, na korytarzu ujrzała Shannona rozmawiającego z lekarzem. Gdy ją zobaczyli, nagle ucichli. 

Chuda i blada postać zaczęła zmierzać w ich kierunku. Shannon natychmiast ruszył w jej stronę by złapać ją w pasie i trzymać tak, jakby zaraz miała się przewrócić. Genevieve nie lubiła, gdy obchodzono się z nią jak z jajkiem, ale tym razem nie zamierzała protestować. Czuła się bardzo osłabiona, a jej nogi były jak z waty. Kobieta spojrzała na Victora podejrzliwie, ale ten się nie speszył. Pomyślała, że nie rozmawiali o niczym istotnym, lub przynajmniej niczym dla niej nieprzyjemnym.

- Jak się czujesz? - zapytał lekarz patrząc jej w oczy. 

- Słabo. - odparła krótko. Wiedziała, że pytał z grzeczności, ponieważ dobrze wiedział, jak się teraz czuła. - Jak długo to jeszcze potrwa? 

Victor posłał Shannonowi niezbyt dyskretne spojrzenie, po czym znów skierował swój wzrok na Gen. 

- Pierwsze dawki niewiele zmieniły, choć na pewno jest lepiej, niż było. To dobry znak. Będziemy próbować do skutku.

Genevieve czuła się zawiedziona, jednakże była wdzięczna lekarzowi, że wreszcie przestał jej kadzić i mówił to, co działo się naprawdę. Wcześniej lubił ją zwodzić i udawać, że jest w porządku. Wystarczyła jednak jedna, dość ostra rozmowa by zaczął mówić szczerze. 

Zdawała sobie sprawę, że istnieją tak naprawdę dwa skutki. Jednym było wyleczenie, drugim wyniszczenie organizmu do tego stopnia, że przestanie już walczyć. Postanowiła jednak nie dzielić się tym spostrzeżeniem przy Shannonie, gdyż i tak nie mogła już patrzeć na jego cierpienie. Uśmiechnęła się sztucznie starając się zawrzeć w tym uśmiechu jak najwięcej fałszywej wiary. 

***

Leanne i Jared spędzali ostatnio całe dnie na przesiadywaniu w mieszkaniu Genevieve. Wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Cieszyła się, że Shannon nie był skazany na wieczne opiekowanie się nią, gdyż teraz odczuwał taką potrzebę jeszcze bardziej, niż wcześniej. W dodatku w ich towarzystwie czuła się nieco normalniej. Nie myślała tak dużo o swojej chorobie i czasami wręcz o niej zapominała. Lubiła wyobrażać sobie, że tak właśnie wygląda jej życie. Odzyskała rodzinę, miłość swojego życia i najlepszego przyjaciela, i teraz mogli spokojnie spotykać się, spędzać ze sobą czas i ekscytować się przyjściem na świat nowego członka tej rodziny. Jednak kiedy Leanne i Jared wychodzili, Gen znów się budziła z tego pięknego snu. 

Nie chodziło o to, że z Shannonem była nieszczęśliwa. Po prostu będąc z nim sam na sam czuła, że wciąż myśli tylko o tym, jak może jej pomóc. Nie potrafił odpuścić. Wiele razy przyłapała go na tym, że w komputerze godzinami szukał odpowiedzi na dręczące go pytania na temat jej choroby, wyszukiwał alternatywne metody leczenia lub po prostu chciał dowiedzieć się więcej. Czasami czuła się tak, jakby miała w domu kolejnego lekarza.

Kiedy weszła na górę zobaczyła zapalone światło przebijające się przez szczelinę w drzwiach. Po wejściu do gabinetu ujrzała Shannona siedzącego przy biurku, pochłoniętego widokiem ekranu komputera. Zauważył ją dopiero, gdy weszła do środka. Wykonał nerwowy ruch myszką, a kiedy stanęła za nim by go objąć i oparła brodę na jego głowie, ujrzała otwarty pulpit. 

- Tak bardzo pochłonął cię mój pulpit, co? 

Mimo, iż nie widziała twarzy Shannona to wiedziała, że się speszył. Genevieve bezceremonialnie położyła rękę na jego dłoni i zmusiła go, by otworzył zminimalizowane okno. Jej oczom ukazała się strona poświęcona domkom letniskowym. 

- To miała niespodzianka. - powiedział Shannon z rozczarowaniem, ale gdy zabrała rękę, nie zamknął strony. - Ale skoro już zobaczyłaś, to usiądź. - dodał, obracając się na krześle w jej stronę. Genevieve usiadła na jego kolanie i obydwoje zaczęli wpatrywać się w ogromny ekran komputera. - Widzisz ten domek? - zapytał Shannon, najeżdżając kursorem na zdjęcie. Gen kiwnęła głową. 

Jej oczom ukazał się skromny, piętrowy domek. Mimo, iż nie był największych rozmiarów, był wykonany w dość nowoczesnym stylu, przez co nie wyglądał jak zwykłe, drewniane domy. Wielkie, półokrągłe okna sprawiały, że początkowo wydawał jej się większy. 

- Domy letniskowe w Luizjanie? - przeczytała na głos nagłówek strony, gdy wreszcie oderwała się od zdjęć. Spojrzała na Shannona, który tylko się uśmiechnął. - To w Shreveport. - dodała po przeczytaniu podpisu. 

- Pomyślałem, że gdy to wszystko się skończy, moglibyśmy wyjechać na jakiś czas. Wiem, że ten dom odbiega nieco od tego, który kiedyś mieliśmy, ale można by uznać, że to taka ulepszona wersja. - zaśmiał się. - Wiem, że boisz się pokazać w Stanach, a co dopiero w Luizjanie. Pomyślałem jednak, że skoro twój ojciec sam wyszedł z inicjatywą, że chce się do wszystkiego przyznać, to chyba moglibyśmy zaryzykować. Zresztą, większe są szansę że jacyś paparazzi zrobią nam zdjęcia tutaj i obiegną cały świat, niż ktoś rozpozna cię tam. 

Genevieve była zaskoczona nie tylko jego propozycją, ale i samym faktem, że pomyślał o wakacjach. Wydawało jej się, że ostatnio nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o jej chorobie. W tym momencie naprawdę uwierzyła, że słowa Shannona, iż wszystko będzie dobrze, są prawdą. Po jego geście mogła jednoznacznie stwierdzić, że naprawdę nie dopuszczał do myśli innej możliwości niż tej, że wyzdrowieje. 

Gen obróciła głowę i spojrzała na niego uśmiechając się szeroko. Shannon nie widział jej prawdziwego, w pełni szczerego uśmiechu od bardzo dawna. Cieszył się, że choć w ten sposób mógł ją na chwilę rozweselić i dodać jej otuchy. Miał nadzieję, że dzięki temu zacznie myśleć pozytywnie. Kobieta położyła dłoń na jego policzku i zaczęła go całować. Poczuła się winna, że ostatnio oddalała go od siebie. 

Myślała, że w ten sposób mu pomaga. Wiedziała, że ją kochał, ale podświadomość kazała jej go odtrącać, by potem było mu łatwiej o niej zapomnieć. Teraz zdała sobie sprawę, że jej wysiłki i tak poszłyby na marne. Mogłaby go nawet zdradzić, a on nie przestałby za nią szaleć. Postanowiła więc już nie próbować go do siebie zrażać. Zdecydowała się spędzić z nim jak najpiękniejsze chwile, nawet gdyby miały okazać się jej ostatnimi. 

Ich pocałunki przerwał dzwonek do drzwi. Obydwoje domyślili się, że jak zwykle to bywało, Jared zapomniał czegoś wziąć. 

- Idź otworzyć. - powiedziała ściszonym głosem. - Ja pójdę pod prysznic. Dołącz do mnie jak Jared już sobie pójdzie.

Shannon zaśmiał się i niechętnie wypuścił ją z objęć. Genevieve podparła się o biurko i zeszła z jego kolan. Wyłączyła komputer i ruszyła w stronę łazienki znajdującej się obok sypialni. 

Gdy Shannon otworzył drzwi, w progu stał nikt inny, jak Jared. Spojrzał na brata przepraszająco i przecisnął się między nim, a drzwiami. 

- Leanne zapomniała telefonu, zauważyliśmy dopiero w domu. - oznajmił, szukając komórki po każdym miejscu, w którym potencjalnie mógł się znajdować. - Normalnie podjechałbym po niego jutro, ale Leanne czeka na jakiś ważny telefon, nie pamiętam już nawet od kogo. 

Shannon nie mógł dłużej patrzeć na brata błądzącego po mieszkaniu. Wyciągnął swoją komórkę i zaczął dzwonić na numer Leanne. Dźwięk telefonu dobiegał z kanapy. Kiedy Jared wreszcie go wydostał, znów spojrzał na Shannona z zażenowaniem. 

- No, to by było na tyle. Wybacz, że przeszkodziłem. - powiedział dwuznacznie, słysząc odgłos prysznica z góry. - Dobrej nocy. - rzucił zaczynając się śmiać, z Shannon teatralnym gestem wykopał go za drzwi, samemu chichocząc. 

Kiedy zamknął drzwi, natychmiast ruszył na górę. Nie opuszczał go dobry humor, dopóki nie usłyszał głosu dobiegającego z łazienki. 

- Shannon, nie wchodź tu! 

Mężczyzna zaczął niepokoić się o Gen. Słyszał wciąż działający prysznic, który zagłuszał wszelkie pozostałe dźwięki. Kiedy jednak stanął bliżej drzwi i zaczął się przysłuchiwać, usłyszał także płacz.

- Genny, wszystko w porządku? 

- Nie wchodź, proszę. - szlochała, co jeszcze bardziej zmartwiło Shannona. Nie wiedział, czy powinien jej posłuchać. 

W końcu nie wytrzymał i szarpnął za klamkę. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc od razu znalazł się w łazience.

Genevieve stała oparta o blat w zarzuconym na siebie szlafroku. Pochylała się nad umywalką, a woda nie skapywała jedynie z jej włosów, lecz także z oczu. Krztusiła się własnymi łzami, starając się jedną ręką zakryć usta i stłumić płacz. Shannon nie miał pojęcia, co mogło całkowicie zmienić jej nastrój w tak krótkim czasie. Powoli podszedł do niej jak wtedy, gdy płakała w szpitalu po operacji. Chciał położyć rękę na jej ramieniu, jednak tym razem odsunęła go od siebie. Shannon miał już zapytać, co się stało, kiedy nagle stało się to dla niego jasne. 

Kilka kępek jasnych włosów odznaczała się na ciemnym blacie i zlewie. Wyglądało to tak, jakby Genevieve postanowiła podciąć włosy, które spadły do umywalki. Shannon domyślił się jednak, że nie była to jej decyzja. Włosy po prostu same zaczęły jej wypadać garściami. Zaczął zauważać ich coraz więcej, pogubionych po całej łazience. 

- Genny, przestań płakać, proszę. - mówił Shannon łagodnie, nie zbliżając się do niej. Chciał ją objąć, dotknąć, lecz podejrzewał, że znów zostanie odrzucony. - To tylko włosy. Po wszystkim odrosną.

Genevieve nie przestawała jednak łkać. Nie chodziło jej jedynie o wypadające włosy. Przeżyła już w swoim życiu tyle katastrof, że ta wydawała jej się być tylko wierzchołkiem góry lodowej. Największe problemy czaiły się pod powierzchnią, głęboko ukryte. Dopiero teraz zaczęła zdawać sobie sprawę, jak poważny jest jej stan. Nawet przed operacją nie czuła tego w tak dużym stopniu. Wtedy miała jeszcze nadzieję, iż po zabiegu wszystko się skończy, a ona będzie mogła żyć tak, jak zawsze chciała. Teraz nabrała wątpliwości. Wiedziała, że nawet jeśli wyzdrowieje, będzie to bardzo trudna do pokonania droga. W jednej chwili uderzyło to w nią ze zdwojoną siłą. 

- Jak dużo będę jeszcze musiała znieść, by w końcu żyć normalnie? - zapytała bardziej samą siebie, choć spojrzała na Shannona oszklonymi oczami. Widziała, że obawiał się do niej podejść, więc postanowiła zrobić to sama. Stanęła tak blisko niego, że ich klatki piersiowe niemalże się stykały. Natychmiast objął ją ramieniem, choć był przy tym bardziej delikatny, niż zwykle, jakby bał się, że jego uścisk połamie jej kości. 

- Poradzimy sobie. Przeszliśmy już tak wiele, nie możemy się poddać w połowie drogi. - wyszeptał jej do ucha, z trudem powstrzymując łzy. Wiedział, że jeśli i on się rozklei, Genevieve poczuje się jeszcze bardziej bezradnie. 

- Mogę cię o coś poprosić? - zapytała niepewnie po kilku minutach milczenia. Shannon spojrzał w jej duże oczy, które teraz wydawały mu się jeszcze większe.

- Oczywiście. - odparł bez wahania. 


- Pomóż mi ściąć włosy. Nie chcę oglądać, jak z dnia na dzień będzie ich coraz mniej. 

7 komentarzy:

  1. Strasznie smutne sa teraz te momenty, ze nie wiem, co powiedziec. Mam jedynie nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze, a oni beda szczesliwi, bo zasluzyli na to. Weny i spokoju, Cass

    OdpowiedzUsuń
  2. O jeju, popłakałam się, to takie smutne... Nie wiem co napisać. Rozdział świetny jak każdy inni i muzyczka ������ Warto dłuzej czekać na Twoje rozdziały, są najlepsze.
    Weny! I powodzenia w szkole :)
    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubie takie smutne rozdzialy. Jesteś mistrzynią w ich pisaniu:) Liczę jednak na to, że w nastepnych bedzie się juz dobrze dziac:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za nowy rozdział w moim ulubionym opowiadaniu:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Gen wyzdrowieje ;_;
    Przepraszan, ale nie jestem w stanie napisać konstruktywnego komentarza

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy coś nowego? :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy rozdział? :(((

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)