piątek, 28 listopada 2014

38. Awaken




         - Doceniam twoją odwagę, ale nie chciałbym cię mieć na sumieniu. – rzucił z prześmiewczym uśmiechem Jake, widząc jak jego kuzynka wchodzi do wody.
         Pomimo, że ta sytuacja go bawiła musiał przyznać, iż martwił się o Gen. Podejrzewał jednak, że i tak za chwilę się wystraszy i wróci z powrotem na brzeg. Jednak Genevieve nie zamierzała dać mu tej satysfakcji. Czuła się pewnie mając u boku Shannona i cały czas odtwarzała w pamięci moment, gdy wskoczyła do jeziora. Próbowała sobie przypomnieć tamtą adrenalinę, która pomogła jej przełamać strach i była całkiem przyjemna. Zanurzając się coraz bardziej, powoli czuła przypływ emocji. Chociaż stała w wodzie po kolana, fale były na tyle duże i silne, że woda oblewała ją aż do żeber, a ona nadal szła dalej.
         Shannon chwycił ją za rękę, choć wiedział, że sama dałaby sobie radę. Chciał po prostu upewnić się, że nie zrobi sobie krzywdy. Jednakże gdy tylko znaleźli się zanurzeni po pas w wodzie, dziewczyna wyszarpnęła mu swoją rękę i podeszła do kuzyna, wyrywając mu deskę z rąk. Cała trójka zaczęła się śmiać, a Gen starała się wdrapać na deskę surfingową. W końcu Shannon postanowił jej pomóc i chwytając dziewczynę pod ręce, podsadził ją by mogła na niej usiąść. Przysunął się do niej bliżej i złapał za krańce deski po dwóch stronach jej ciała.
         - Na niej się surfuje, a nie siedzi. – zaśmiał się Jake, a Shannon zaczął na żarty ruszać deską, jakby chciał z niej zrzucić Genevieve.
         - Shann, przestań! – pisnęła przerażona, choć wciąż się śmiała.
         W końcu sama zeskoczyła z deski, lądując w jego ramionach. Chłopak natychmiast wykorzystał moment i niespodziewanie ją pocałował. Po chwili znalazł się po drugiej stronie deski i obydwoje chwycili ją po obu stronach, patrząc sobie w oczy będąc naprzeciwko. Fale porywały ich coraz dalej w głąb zatoki, a Gen traciła grunt pod nogami, trzymając się deski coraz bardziej kurczowo. Ufała Shannonowi i wiedziała, że nie pozwoli jej utonąć, ale i tak czuła strach, jednakże był to taki sam rodzaj strachu jak ten nad jeziorem.
         Kiedy znów znaleźli się bliżej lądu, Shannon złapał Genevieve i wziął dziewczynę na ręce, kręcąc się z nią nad taflą wody. Gen krzyczała śmiejąc się w głos, a Jake starał się złapać falę odzyskując swoją deskę surfingową. W końcu Shannon przerzucił sobie swoją dziewczynę przez ramię. Wierzgała nogami , a ze śmiechu bolał ją już brzuch. Chłopak posadził ją delikatnie na kocu, a Kate podała im ręczniki, po czym zaczęła robić kolejne zdjęcia.
         - Patrz, jaka ładna muszla! – powiedziała nagle Gen, wskazując na coś w oddali.
         Shannon podniósł się i wygrzebał z piasku znalezisko Genevieve. Była to dość spora, stożkowata muszla w odcieniach bieli i pomarańczy. Wyczyścił ją i przyklęknął przed dziewczyną, a ta spojrzała na niego z rozbawieniem. Odwróciła wzrok na Kate, która zaczęła się śmiać, podobnie jak Jake, który właśnie wyszedł z wody.
         - Genevieve, wyjdziesz za mnie? – zapytał żartobliwie Shannon, a Gen wybuchła śmiechem i mimowolnie się zarumieniła. Teatralnym gestem przyłożyła dłonie do ust zaczęła udawać zaskoczoną, zupełnie jakby naprawdę się jej oświadczał.
         - Och, Shannon. – westchnęła udając wzruszenie i starając się znów nie roześmiać. – Nie spodziewałam się… Oczywiście, że tak! Marzyłam o tej chwili od tak dawna!
         Chłopak uśmiechnął się szeroko i wręczył jej muszelkę, a ona rzuciła się mu w ramiona. Natychmiast wybuchli śmiechem, a Kate i Jake zaczęli klaskać.
         - Pewnego dnia zrobię to naprawdę. – szepnął Shannon do ucha Gen, a ta spojrzała na niego, tym razem zaskoczona na poważnie.
         - Biorę cię za słowo. – odparła i przyłożyła muszlę do swojego serca, ściskając ją kurczowo.
***
         Obydwoje wiedzieli, że ten beztroski czas wkrótce dobiegnie końca. Pomimo, iż starali się wykorzystać ostatnie dni do granic możliwości, niedziela zbliżała się nieubłaganie.
         Z samego rana po raz ostatni udali się na plażę, wmawiając sobie, że to jeszcze nie koniec. Genevieve tak bardzo przyzwyczaiła się do ciotki i kuzyna, że czuła się jak u siebie. Chociaż szybko pomyślała, że u Bethany czuła się o wiele lepiej, gdyż ostatnimi czasy jej domem była raczej chatka przy drodze na obrzeżach Bossier City. To tam była szczęśliwa, a wracając do miejsca, gdzie mieszkała z rodzicami i siostrą, traciła wszelki entuzjazm i chęci do życia.
         Genevieve popłakała się, kiedy musiała pożegnać się z ciotką i jej synem. Jeszcze nigdy tak bardzo nie chciała tu zostać. Wiedziała, że kiedy znów przyjedzie latem na Florydę, nic nie będzie takie jak wcześniej. Ją i Bethany łączył teraz wspólny sekret, który niesamowicie je do siebie zbliżył. Wcześniej nigdy nie rozmawiała tyle z ciotką, gdyż Isabelle zazwyczaj nie odstępowała jej na krok. Zdawała sobie też sprawę, że ciężej będzie jej chodzić z rodzicami na plażę i nie myśleć o wszystkich tych chwilach, które spędziła na niej z Shannonem. Nie oszukiwała się, że jej rodzice zmienią zdanie i go polubią, przez co pozwolą mu przyjechać do Destin razem z nią, ale miała nadzieję, że jakoś uda mu się znów tu ją odwiedzić i potajemnie się spotykać. Nienawidziła tego, że muszą się ukrywać, ale postanowiła zrobić wszystko, by spędzać z nim jak najwięcej czasu.
         Z chłopakiem pożegnała się już na plaży. Stwierdził, że musi wrócić do domu trochę wcześniej, by jej rodzice niczego się nie domyślili. Wiedziała, że za dziesięć godzin znów będą blisko siebie, w Bossier City, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę, że nic nie będzie tak jak tutaj. Znowu będą od siebie na siłę izolowani przez jej rodziców i nie będą już budzić się u swojego boku. Jeszcze kilka dni temu Gen nie pomyślałaby, że perspektywa powrotu o domu tak ją zasmuci, ale wszystko zmieniło się z chwilą, gdy Shannon zjawił się na plaży.
         - Przyjedźcie do nas jeszcze kiedyś we dwoje. Co ja mówię, jak najszybciej. – powiedziała zapłakana Bethany i Shannon pomyślał, że pierwszy raz widzi kobietę bez uśmiechu.
         - Postaramy się, ciociu. – odparła Genevieve i uściskała ciotkę, a później Jake’a.
         Bethany przyciągnęła do siebie także Shannona, szepcząc mu do ucha by dbał o Gen. Ten skinął jej głową i słabo się uśmiechnął. Uścisnął rękę Jake’a i wsiadł do auta.
         Genevieve miała już wsiadać do samochodu kuzyna, który miał odwieźć ją na autobus. Z oddali zobaczyła jednak biegnącą w ich stronę Kate. Blondynka stanęła przed nią zdyszana, trzymając dużą kopertę w rękach. Wyciągnęła ją w stronę zaskoczonej Gen.
         - Proszę, tu są wszystkie zdjęcia, jakie wam zrobiłam. Polaroidy już masz, a te specjalnie wywołałam, bo robiłam je drugim aparatem. – wydyszała cała czerwona na twarzy, a Genevieve ją uścisnęła i podziękowała dziewczynie.
         Kiedy jechała autobusem, zaczęła przeglądać fotografie i uśmiechała się przez łzy. Na początku chciała wrzucić do koperty jeszcze polaroidy, ale pomyślała, że gdyby została ona znaleziona przez rodziców, mogliby wpaść na pomysł by je schować lub zniszczyć, dlatego wolała mieć ukryte je w innym miejscu.
***
         - Tęskniliśmy za tobą. – powiedziała Isabelle z uśmiechem, wyciągając ręce do córki. Trzymał już w rękach jej walizkę i również wydawał się być zadowolony z przyjazdu Gen.
         Dziewczyna miała mieszane uczucia co do rodziców. Z jednej strony miała im za złe, że wysłali ją do Destin próbując zniszczyć jej związek, paradoksalnie jednak podarowali jej najlepsze dni w życiu i mnóstwo wspomnień. Szybko przypomniała sobie, że musi udawać przed nimi gniew i rozgoryczenie tym, że cały tydzień spędziła na Florydzie całkowicie sama, bez Shannona.
         Genevieve dała się uściskać matce, jednakże nawet jej nie objęła. Isabelle widząc dystans i ignorancję córki, szybko się od niej odsunęła, a jej uśmiech zbladł. Dziewczyna w środku triumfowała, widząc rozczarowanie matki i myśląc o tym, że wbrew jej woli świetnie bawiła się z Shannonem i swoją rodziną, która go pokochała.
         Gdy dotarli do domu, zastali Tessę siedzącą na schodach prowadzących na werandę. Było już ciemno, a jej twarz oświetlała zapalona lampka przy drzwiach wejściowych. Kiedy zobaczyła swoją przyjaciółkę, natychmiast ją uściskała. Gen zaproponowała jej wejście do środka, ale dziewczyna pokiwała głową przecząco. Isabelle i Rhys weszli do środka bez słowa, a dziewczyny zostały na zewnątrz. Genevieve chciała jej wszystko opowiedzieć, ale bała się, że rodzice mogą coś usłyszeć.
         - Wmawiałam twojej matce jakieś bzdury na temat szkoły, żebyś jak najszybciej wróciła. Przepraszam, że nie zadziałało. – powiedziała szeptem, odciągając przyjaciółkę bliżej ogrodzenia, z dala od domu.
         - Właściwie to cieszę się, że nie zadziałało.
         Tessa spojrzała na nią z zaskoczeniem myśląc, że się przesłyszała.
         - Co? Myślałam, że tęsknisz za Shannonem, może trochę też za mną.
         Genevieve westchnęła i uśmiechnęła się ciepło do Tessy.
         - Oczywiście, że mi ciebie brakowało, głuptasie. – powiedziała głośniej na wypadek, gdyby ktoś podsłuchiwał ich rozmowę. Chciała, by wszystko wyglądało jak zwykła paplanina dwóch przyjaciółek.
         - Tylko mnie? A Shannona nie?
         Genevieve przygryzła wargę, by się nie uśmiechnąć.
         - Nie. Opowiem ci wszystko jutro w szkole, okej? Boję się, że ktoś to usłyszy. – wyszeptała, a Tessa wzruszyła ramionami z przegraną miną.
         - Boże, dobrze wiesz, że nie wytrzymam i nie będę spać całą noc z ciekawości.
         - Przepraszam. Do jutra. – powiedziała całując przyjaciółkę w policzek i puszczając do niej oczko, ruszyła w stronę domu. Przy drzwiach spojrzała jeszcze na dom sąsiadów i uśmiechnęła się do Shannona, który przyglądał jej się z okna w salonie. Wypowiedziała do niego nieme „kocham cię” i widząc taką samą odpowiedź, z bólem serca weszła do domu.
***
         Tak jak podejrzewała Genevieve, gdy tylko znalazła się w samochodzie z Ethanem i Tessą, przyjaciółka natychmiast oczekiwała odpowiedzi. Dziewczyna postanowiła się wstrzymać, nie chcąc mówić nic przy jej bracie. Ufała Ethanowi i nie sądziła, by z kimkolwiek podzielił się jej wyznaniem, ale wolała nie rozpowiadać nikomu o dniach spędzonych z Shannonem w Destin. Opowiedziała o tym Tessie dopiero, gdy wysiadły z auta.
         Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że Shannon był zdolny do czegoś takiego. Gen wyjęła kilka zdjęć, które na wszelki wypadek nosiła przy sobie. Resztę ukryła poprzedniego dnia w szkatułce z baletnicą, a jeszcze inne w otchłani szafy i za biurkiem. Tessa przeglądała polaroidy z niedowierzaniem, czując się tak, jakby oglądała kadry z filmu o miłości. Jeszcze nigdy nie widziała przyjaciółki tak szczęśliwej i Shannona, który niczego nie udawał, będąc po prostu radosnym i zakochanym.
         - Jak teraz będziecie się spotykać? – zapytała idąc z dziewczyną korytarzem.
         Genevieve natychmiast spochmurniała.
         - Nie mam pojęcia. Dzisiaj rano zauważyłam, że przesunęli pergolę spod mojego okna, żebym nie mogła już po niej zejść. Raczej nie wydostanę się już po kryjomu z domu, a rodzice na pewno nie zostawią mnie samej z Jaredem w domu. O wyjściach pewnie też mogę zapomnieć. – westchnęła. W swoim domu czuła się teraz jak więzień, który może wychodzić na przepustki tylko do szkoły.
         Po szkole miała nadzieję, że spotka się z Shannonem. Podczas przerwy na lunch jak zwykle rozmawiali ze sobą przez ogrodzenie i chłopak obiecał jej, że będzie czekał pod szkołą. Jednak gdy wyszła na zewnątrz, to samochód Isabelle zobaczyła w pierwszej kolejności. Domyśliła się, że kiedy Shannon go dostrzegł, natychmiast odjechał. Z gniewem wsiadła do auta matki i nie odezwała się ani słowem.
***
         - Jared dzisiaj nie przychodzi? – zdziwiła się Gen, patrząc na zegarek i matkę szykującą się do pracy. Rhys miał dziś popołudniową zmianę, dlatego gdy wróciła ze szkoły jego już nie było.
         - Nie, dziś popilnuje cię babcia.
         Genevieve spojrzała na nią pełna niezadowolenia. Wiedziała, że matka robi to celowo. Isabelle zdawała sobie sprawę, że nawet jeśli Jared dopilnuje, by Gen nie wymknęła się z domu, to bez skrupułów wpuści swojego brata do środka, dlatego zadzwoniła po swoją matkę.
         Gdy kobieta przyjechała, Isabelle właśnie wychodziła. Genevieve uwielbiała swoją babcię, która w niczym nie przypomniała swojej córki, ale w tej chwili dałaby wszystko, by do ich domu zamiast niej przyszedł Jared. Uścisnęła staruszkę na powitanie i powiedziała, że idzie do siebie aby się pouczyć. Skorzystała z okazji, że jej babcia została na dole i wkradła się do pokoju rodziców, by skorzystać z ich telefonu, gdyż ten z jej pokoju został zarekwirowany.
         Szybko wykręciła numer do Shannona i zaczęła narzekać na matkę.
         - Genny, obydwoje wiedzieliśmy przecież, że tak będzie. Naprawdę dziwi cię, że Jared nie pilnuje dzisiaj Leanne? – rzekł rozgoryczony, ale starał się zachować spokój.
         - Nie, po prostu jestem wkurzona. Powiedziała coś Jaredowi, że już więcej nie będzie go potrzebowała?
         - Z tego co mi wiadomo, to będzie się zajmował Leanne, ale ciebie będą zawozić do babci. – westchnął, a Genevieve wpadła w jeszcze większą furię. – Jesteś tam?
         - Tak. – odparła ostro, ale szybko przywołała się do porządku. – Nienawidzę ich. Nienawidzę tego wszystkiego.
         - Uspokój się, Genny. Coś wymyślimy. Zawsze to robimy. – chłopak starał się ją pocieszyć, ale sam nie widział wyjścia z obecnej sytuacji.
         Stał w salonie z telefonem w ręku, a Jared przyglądał mu się badawczo udając, że ogląda telewizję. Brat spiorunował go wzrokiem, więc ten wrócił do patrzenia w ekran, ale wciąż wsłuchiwał się w ich rozmowę.
         - Wiem, wiem… - wyszeptała, siadając na łóżku rodziców. – Robisz coś dzisiaj?
         Shannon spojrzał na brata.
         - Wychodzę z Jaredem. – odparł tajemniczo, co od razu zwróciło uwagę dziewczyny.
         - Do klubu?
         Shannon nie miał serca jej oszukiwać. Nie miał ochoty na zabawę w klubie bez niej, ale szedł tam głównie z powodu interesów.
         - Tak. Muszę zarobić. – usprawiedliwił się z góry, ale słyszał w słuchawce jej westchnięcie. – Wiem, że ci się to nie podoba, ale mi też nie bardzo.
         - Nie o to chodzi. – odparła szczerze. Nie miała mu za złe, że idzie do klubu bez niej. Była raczej rozgoryczona faktem, że nie może wyjść z domu i czuła się w nim jak ptak zamknięty w klatce. – Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie przesadzisz. Po prostu wkurza mnie, że rodzice traktują mnie jak więźnia i myślą, że to dla mojego dobra. To pod żadnym względem nie jest w porządku.
         Dziewczyna usłyszała kroki na schodach i pospiesznie wstała z łóżka.
         - Muszę kończyć. Kocham cię. – odłożyła słuchawkę nie czekając na odpowiedź i wyszła z pokoju na korytarz udając, że była właśnie w łazience.
         Chuda kobieta z siwymi włosami niosła na rękach swoją śpiącą wnuczkę i szła w stronę jej sypialni. Uśmiechnęła się ciepło do Genevieve, a ta odpowiedziała tym samym, jednocześnie wpadając na pewien pomysł. Wiedziała, że prawdopodobnie tylko pogorszy przez niego stosunki nie tylko z rodzicami, ale i z babcią, ale nie potrafiła wymyślić nic lepszego.
         Bezszelestnie pobiegła do swojego pokoju i założyła trampki. Wyjęła z szafy gruby, rozpinany sweter w kolorze butelkowej zieleni i rozpuściła włosy z koczka. Bez ponownego zastanowienia przeszła cicho przez próg, zatrzymując się tylko na moment, nasłuchując odgłosy z pokoju siostry. Słyszała, jak babcia śpiewa jej do snu kołysankę, więc szybko zeszła po schodach na dół. Z wyrzutami sumienia i walącym jak młot sercem otworzyła drzwi i wyszła na chłodne powietrze, nie domykając drzwi do końca, by nimi nie trzasnąć.

         Przebiegła przez ulicę najszybciej, jak potrafiła i znalazła się pod drzwiami domu swojego chłopaka. Zapukała do nich rozglądając się na wszystkie strony i uśmiechnęła się, gdy otworzył je zdumiony Jared. Chciał coś powiedzieć, kiedy za jego plecami stanął Shannon i kazał jej wejść do środka. 

14 komentarzy:

  1. Jej, ten rozdział jest taki fajny, no. c: Bardzo spodobała mi się końcówka. XD
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na następny ;3 super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. o o o o, jestes niezastapiona ! czekam na nastepny hehe, jak zwykle nas zostawiasz w niepewnosci i w glodzie na nastepny rozdzial <3
    /S.

    OdpowiedzUsuń
  4. Łamiesz mi serce z premedytacją, jak się domyślam, tą sceną z zaręczynami i słowami: kiedyś zrobię to na prawdę. Kurcze cudowny rozdział:) tylko Ci jej rodzice! Strasznie kocham to opowiadanie i życzę weny na dalsze:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) no troche tak, ale robie to z milosci :))

      Usuń
  5. Jaki cudowny :3 kocham Cię wiesz :D Piszesz najcudowniejsze ff i oby tak dalej :) Czekam na kolejne, więc weny, weny, weny <3

    OdpowiedzUsuń
  6. O mało z krzesła nie spadłam przy tych oświadczynach:) Lubisz sobie z nami igrać i za to Cię uwielbiam i jeszcze za cudowną muzykę jaką tu zawsze wstawiasz:) Dzięki!!!! Weny:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dzięki :) staram się zawsze wybierać najlepsza.

      Usuń
  7. Naprawdę super, ciekawe co za los zgotujesz bohaterom w kolejnym rozdziale - juz nie mogę się doczekać, pozdrawiam- K.B

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)