sobota, 25 października 2014

30. Stay




         Shannon poczuł na sobie czyjeś spojrzenie i natychmiast odsunął się od Genevieve, jednakże było już za późno. Dziewczyna nie rozumiała, dlaczego to zrobił, ale gdy podążyła za jego zaniepokojonym i nieco przestraszonym wzrokiem, oniemiała.
         - Mama? – wydukała do wysokiej kobiety o blond włosach, która wpatrywała się gniewnie w Shannona. Gdy się odezwała, Isabelle przeniosła spojrzenie na nią. – My tylko…
         - Wytłumaczysz się w domu. – warknęła i podeszła do córki. Szarpnęła ją za ramię, ostatni raz piorunując Shannona spojrzeniem.
         Genevieve spojrzała na chłopaka ze łzami w oczach, które starała się w sobie zdusić. Chciał pójść za nią, jak zwykle ją obronić, ale gdy zrobił krok w jej stronę dziewczyna pokręciła głową dając mu do zrozumienia, by został na miejscu. Wiedziała, że Shannon nie potrafi kontrolować swojego wybuchowego charakteru i obawiała się, że wyrządzi jeszcze większe szkody.
         Isabelle rozluźniła uścisk dopiero przy wejściu na salę.
         - Na nas chyba pora. Genevieve nie czuje się najlepiej. – rzuciła Isabelle starając się ukryć zdenerwowanie.
         Rhys spojrzał na córkę zagadkowo, ale widząc jej smutną twarz i łzy w oczach natychmiast uwierzył w słowa swojej żony.
         - Jaka szkoda. Ale oczywiście rozumiemy, zdrowie Gen jest ważniejsze. – powiedziała zmartwiona Hazel, kobieta o bordowych włosach. Tony nawet nie podniósł głowy, zdawał się być całkowicie pogrążony w swoich myślach.
         Wszyscy pożegnali się ze sobą i rodzina Genevieve wyszła z lokalu. Dziewczyna szła obok matki wciąż dusząc w sobie płacz, a jej ojciec nadal myślał, że po prostu poczuła się gorzej. Milczeli jadąc samochodem, ale dla Gen było to jeszcze gorsze od rozmowy. W napięciu wyczekiwała, aż dotrą do domu. Wpatrywała się w szybę, która zaczęła pokrywać się kroplami deszczu. Gdy tylko przekroczyli próg domu, Isabelle pokazała swoją prawdziwą twarz.
***
         - Kurwa! – wrzasnął Shannon trochę za głośno, zwracając uwagę ludzi na sali oddzielonej od korytarza łukiem.
         Chwycił za tacę i odniósł ją do kuchni, gdzie natychmiast został zaatakowany przez kierownika.
         - Gdzieś ty był? Od kiedy tacę odnosi się przez piętnaście minut? – rzucił do niego niski mężczyzna z krótko przyciętą brodą.
         Normalnie chłopak rzuciłby się na niego z pięściami chcąc wyładować swoją złość, jednakże musiał pamiętać, że jest tu dla swojego brata. Jedynie z tego powodu zacisnął zęby i nie odezwał się ani słowem, wracając do pracy. Wciąż jednak myślał o Genevieve i o tym, przez co przechodzi teraz w domu.
***
         - Może opowiesz ojcu, dlaczego wyszliśmy? – powiedziała Isabelle ostro do córki, a Rhys spojrzał na nie zdezorientowany.
         - Daj jej spokój, poczuła się gorzej, każdy ma do tego prawo. – odpowiedział jej ojciec, a Isabelle parsknęła. Genevieve czuła, że za chwilę się rozpłacze.
         Zapadła cisza. Isabelle wiedziała, że jej córka nie ma wystarczająco dużo odwagi, by się odezwać, więc postanowiła zrobić to sama.
         - Poszłam po nią do toalety, a co spotkałam po drodze? Naszą córkę obściskującą się z tym kryminalistą, Shannonem. – rzuciła z dezaprobatą, a Rhys był kompletnie zaskoczony. – Mówiłam ci Rhys, że masz go do nas nie przyprowadzać, ale ty oczywiście mnie nie posłuchałeś! – wrzasnęła kobieta, a Genevieve aż podskoczyła.
         - To prawda? – zapytał mężczyzna patrząc na córkę, a ona nieśmiało pokiwała głową.
         Rhys westchnął i potarł czoło dłonią, jakby miało mu to pomóc pozbierać myśli. Genevieve była mu wdzięczna, że zachowuje spokój, ale wiedziała, że nie potrwa on długo. Jako policjant był szczególnie wyczulony na punkcie łamania prawa. Najgorsze dla Gen jednak nie było to, że się dowiedział. Dla niej najbardziej bolesne było jego spojrzenie, które od razu zdradzało, jak bardzo zawiódł się na córce. Dziewczyna stała skulona w salonie, czując się jak w pułapce.
         - W połowie. – odparła drżącym głosem, ale postanowiła się zebrać w sobie i walczyć o dobre imię Shannona tak samo, jak on walczył o jej. – Jesteśmy razem, ale poznałam go przed tym, jak zaprosiłeś go na grilla. I nie jest kryminalistą.
         Isabelle zaśmiała się ironicznie.
         - A kim? Nie siedzi tylko dlatego, że twój ojciec mu pomógł. Teraz widzę, jak wielki błąd popełnił. – spojrzała na męża, a ten poczerwieniał ze złości, tracąc opanowanie.
         - Od jak dawna nas okłamujesz, Genevieve? – zapytał Rhys patrząc córce w oczy. Tak jak podejrzewała, koszmarem dla jej matki był fakt, że jest z kimś takim jak Shannon, a dla ojca to, że ich okłamała. Jednakże cokolwiek by nie zrobiła, któryś z nich miałby jej to za złe.
         - Od kiedy mama wysłała mnie do jego domu z ciastem w ramach podziękowań za remont. To wtedy go poznałam. – odpowiedziała patrząc na swoje buty, a nie w oczy rodziców.
         - Oszukiwałaś nas od tak dawna? – zapytał ojciec, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Genevieve niemalże poczuła, jak resztka zaufania, jaką darzyli ją rodzice znika bez śladu.
         - A my myśleliśmy, że jesteś z Jasonem. Co on na to powie?                                                                       
         Gen nie chciała robić mu problemów. Mimo wszystko pomagał jej w spotkaniach z Shannonem, a gdyby wyznała rodzicom, dlaczego to robił, z pewnością Isabelle podzieliłaby się tym z jego matką i wkrótce i on odbywałby podobną rozmowę.
         - Tylko się przyjaźniliśmy i on dobrze o tym wiedział. Nie liczył na więcej. – Dziewczyna napotkała spojrzenie matki i nie mogła już dłużej trzymać języka za zębami. Wiedziała, że to ryzykowne, by postępować tak śmiało w obecnej sytuacji, ale pomyślała, że nie ma już za wiele do stracenia. – Ja naprawdę nie chciałam was okłamywać. Wiedziałam po prostu jak zareagujecie i bałam się, że zabronicie nam się spotykać.
         - Kłamstwo nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, Genevieve. – powiedział ojciec, który się już nieco opanował. Teraz bym po prostu zły.
         - Oczywiście, że byśmy tak zareagowali! Ten chłopak jest przestępcą, a poza tym jest od ciebie o wiele starszy. To nie jest dobre towarzystwo dla ciebie. Naprawdę, Gen. Myślałam, że jesteś bardziej rozsądna. – pokręciła głową Isabelle. – Powiedz mi, czy on cię wykorzystał? Spałaś z nim?!
         Genevieve nie mogła pozwolić, by oceniali Shannona na podstawie plotek na jego temat. Może i kilka razy miał zatargi z prawem i nie był grzecznym chłopcem, ale była pewna, że jej matka wyolbrzymia i nie widzi jego dobrych stron. Poza tym zdenerwowało ją, że nie potrafiła uwierzyć w jego szczere intencje. Dobrze wiedziała, że gdyby Shannon był z nią tylko dlatego, by kiedykolwiek ją wykorzystać, znalazłby sobie kogoś pokroju Caralyn.
         - Mamo, nie! – odparła pospiesznie, widząc złość na twarzy matki. Wydawało się, że trochę ją to uspokoiło, ale Gen wiedziała, iż nie do końca wierzy teraz córce. – To nie dlatego ze mną jest. On naprawdę nie ma złych zamiarów. Nawet go nie znacie. Wiem, powiecie teraz, że dużo o nim słyszeliście, albo pokażecie mi jego policyjne akta. Ale nie o to mi chodzi. Zdaję sobie sprawę, że Shannon nie jest święty, ale po prostu się pogubił. W rzeczywistości jest całkiem inny niż wydaje się być na zewnątrz. Proszę, dajcie mu chociaż szanse na pokazanie się z innej strony i dopiero wtedy go oceńcie. – Gen widziała, że jej rodzice nie są przekonani do tego pomysłu, dlatego postanowiła poszukać wsparcia w ojcu. – Tato, pamiętasz jak rozmawialiście na grillu? Wiem, że wtedy go polubiłeś. Wtedy był miły i dobry, zupełnie taki, jaki jest dla mnie.
         Rhys spojrzał na żonę, która wciąż była negatywnie nastawiona. Wrócił spojrzeniem do rozżalonej córki i poczuł, że musi choć trochę jej odpuścić.
         - Porozmawiamy o tym z mamą, a ty idź już do siebie. – powiedział w końcu, a Genevieve poczuła się nieco lepiej wiedząc, że chociaż biorą pod uwagę możliwość rozejmu.
         - Dziękuję. – odparła i ruszyła w stronę swojego pokoju.
         Kiedy zamknęła za sobą drzwi, usłyszała ich podniesione głosy. Bezszelestnie je uchyliła i wyszła na korytarz, skradając się aż do schodów.
         - Co z tym zrobimy? – zapytał Rhys, siadając ciężko przy stole w jadalni. Jego żona usiadła naprzeciwko.
         - Jak to co? – burknęła. – Jest tylko jedno wyjście. Musimy ich rozdzielić.
         Genevieve jeszcze nigdy nie czuła takiej złości względem matki.
         - Może zastanówmy się najpierw nad czymś mniej inwazyjnym. Niech on tu przyjdzie, zobaczymy co ma do powiedzenia. – Rhys jak zwykle starał się udobruchać swoją żonę, choć trudno było obejść jej upór.
         Kobieta parsknęła.
         - Nie interesuje mnie, co on ma do powiedzenia, Rhys. Może się nam podlizywać w nieskończoność, a i tak wiadomo, co z niego za typ. Ty powinieneś to wiedzieć najlepiej, w końcu nie raz go aresztowałeś. Chcesz żeby wpakował naszą córkę w kłopoty?
         Mężczyzna przypomniał sobie wszystkie te sytuacje, kiedy był zmuszony zakuć chłopaka w kajdanki. Wcale nie było to dla niego przyjemne ani satysfakcjonujące. Wiedział, jak ciężko jest Constance wychowywać swoich nieokrzesanych synów. Po części nie dziwił się, że tacy są. W końcu zabrakło im męskiego wzorca do naśladowania. Choć w ten sposób próbował sobie wytłumaczyć niektóre zachowania Shannona, wcale to nie oznaczało, że je akceptował i chciał takiego chłopaka dla swojej córki.
         - Wysłuchajmy go, nic nam nie szkodzi. Zobaczymy przynajmniej, jaki ma w tym interes. Dobrze wiesz, że jeśli jej teraz zakażemy się z nim spotykać, będzie jeszcze gorzej i za wszelką cenę będzie chciała wyjść nam na przekór.
         Rhys wiedział, że musi wziąć Isabelle pod włos, by się zgodziła. Kobieta gwałtownie podniosła się z krzesła i ruszyła do schodów.
         - Dobrze. Niech przyjdzie jutro wieczorem. Ale od razu ci mówię, że to nie zmieni mojego zdania na ten temat. – rzuciła i zaczęła iść w stronę sypialni, a Gen szybko uciekła do swojej.
***
         Shannon skończył pracę w restauracji późnym wieczorem, ale postanowił nie wracać od razu do domu. Nie chciał siedzieć w salonie i oglądać okien domu Gen zastanawiając się, co teraz przechodzi. Cała ta sprawa nie dawała mu spokoju i nie potrafił myśleć o niczym innym. Dlatego właśnie postanowił skorzystać z zaproszenia Ethana i pojechać do jego domu na imprezę. Cieszył się, że nie będzie tam Tessy, a przynajmniej tak obiecał jej brat.
         Nie musiał nawet dzwonić do drzwi, zresztą muzyka była tak głośna, że nikt i tak by go nie usłyszał. Jak zwykle chłopak ledwo przeszedł przez próg, przeciskając się pomiędzy ludźmi, których w większości nie znał. Mógł się założyć, że i sam gospodarz pierwszy raz widział niektórych na oczy. W końcu jednak napotkał Paula, który rozmawiał właśnie z długonogą dziewczyną ubranej w wyzywającą sukienkę.
         - On ma HIV. – szepnął Shannon nieznajomej do ucha, a ta natychmiast zmierzyła Paula wzrokiem i zniknęła w tłumie. Chłopak spojrzał na kumpla ze złością od razu wiedząc, że skłamał dziewczynie na jego temat tylko po to, by uciekła.
         - Coś ty jej nagadał? – warknął, a Shannon się zaśmiał. Zawsze to robił, gdy chciał odwrócić swoje myśli od dręczących go tematów. Zaczynał żartować, drażnił się z ludźmi czy w ekstremalnych przypadkach wdawał się w bójki. Wszystko po to, by zapomnieć i odpuścić.
         - Nieważne. Liczy się to, że poskutkowało. – odparł, a jego koledze najwyraźniej już przeszło, bo sam zaczął się śmiać. – Co ty na to, żeby trochę zaszaleć? Dość tu drętwo.
         - A co masz? – zapytał podekscytowany głos za nim. Ethan stał u szczytu schodów i słyszał całą ich rozmowę.
         - Coś specjalnego. – powiedział do niego Shannon, chcąc i jego zachęcić do zabawy. – O ile nie boisz się igieł.
         Paul spoważniał, a Ethan tylko jeszcze szerzej się uśmiechnął.
         - Masz szczęście, że moja siostra ma alergię na osy. Mamy sporo strzykawek w domu. Zaraz wracam.
         Shannon oparł się o balustradę i czekał na jego powrót, a Paul przyjrzał mu się badawczo.
         -Myślałem, że masz to już dawno za sobą. Coś się stało?
         - To źle myślałeś. – parsknął, znów chowając się za maską ignoranta, zupełnie jak za starych czasów. – Nie można już się zabawić?
***
         - Twoja matka naprawdę się zgodziła, żebym do was przyszedł? – zapytał Shannon, gdy siedzieli z Genevieve nad Red River, po stronie Bossier City. Zajęli miejsce pośród drzew, na skarpie oddzielającej ląd od wody. Dziewczyna trzymała nogi tak blisko, że jeden jej ruch mógł spowodować zamoczenie butów. Mogła tu być z chłopakiem tylko dlatego, iż kończyła lekcje godzinę wcześniej i jej rodzice o tym nie wiedzieli.
         - Z wielkim bólem, ale tak. Mój tata naprawdę chce dać ci szansę, dlatego uważam, że powinieneś zrobić wszystko, żeby to wykorzystać. – dziewczyna spojrzała na niego smutno. – Przyjdziesz?
         Chłopak nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z jej rodzicami ale zdawał sobie sprawę, że to jedyny sposób by przekonać ich do siebie. Normalnie nie obchodziła go opinia innych ludzi, ale w tym przypadku to od niej zależał jego związek.
         - Tak, przyjdę. – powiedział w końcu, a ona słabo się uśmiechnęła. – Przepraszam, że przeze mnie masz problemy.
         Gen westchnęła i przysunęła się do niego bliżej, kładąc głowę na jego ramieniu. Wpatrywała się w mętną wodę rzeki, falującą lekko na wietrze i most w oddali.
         - I tak prędzej czy później by to wyszło na jaw. Może nawet lepiej, że stało się to teraz, bo czym dłużej bym ich okłamywała, tym gorzej. Mojego ojca bardziej wkurzyło oszustwo, niż fakt, że jestem z tobą.
         Shannon zaśmiał się pochmurnie. Polubił Rhysa i podejrzewał, że to prędzej z nim się dogada niż z Isabelle, choć z pozoru powinno być odwrotnie. To ona jako lekarka powinna mieć więcej empatii i wyrozumiałości, a po nim jako po policjancie spodziewałby się podejrzliwości i braku zaufania. Podejrzewał jednak, że to nie tylko kwestia zawodu, ale także charakteru.
         - Rhys jest w porządku. Bardziej martwi mnie twoja matka. Nie wygląda na kogoś, kto odpuszcza.
***
         W domu rodzice kazali jej zadzwonić do Shannona i zaprosić go na wieczorną rozmowę. Dziewczyna zrobiła to tylko po to, by znów nie wydało się, że ich okłamała. Sama była zdziwiona, jak łatwo ostatnimi czasy przychodziło jej łganie w żywe oczy, nawet nie zauważała, że to robiła.
         Chłopak przyszedł punktualnie, co do minuty. Genevieve czekała już w salonie z ojcem, który wciąż się do niej nie odzywał. Dokładnie przyjrzał się córce, gdy zobaczyła Shannona w zasięgu wzroku. Obydwoje natychmiast zmienili swoje nastawienie. Spięty chłopak słabo się uśmiechnął, a ona jeszcze bardziej się rozpromieniła. Spoważniała napotykając surowe spojrzenie matki.
         - Genevieve, idź do siebie. Później cię zawołamy. – powiedziała nagle kobieta, co zdziwiło nawet Rhysa. Gen chciała zaprotestować, ale postanowiła odpuścić i nie drażnić rodziców.
         - Siadaj. – powiedział Rhys wskazując na miejsce naprzeciwko niego, na sofie. Sam pozostał na fotelu, a Isabelle usiadła na podłokietniku i wpatrywała się w Shannona morderczym wzrokiem. Przez chwilę chłopak poczuł się jak na przesłuchaniu, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to było o wiele gorsze. Oddałby wszystko, by teraz siedzieć na komisariacie, a nie tutaj.
***
         Genevieve nie mogła znieść tego napięcia. Siedziała bezczynnie na łóżku i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Niemalże podskoczyła, gdy po kilkudziesięciu minutach (ciągnących się jak godziny) usłyszała matkę wołającą jej imię. Zbiegła szybko na dół i z niepokojem spojrzała na Shannona siedzącego bezbronnie na kanapie.
         - Porozmawialiśmy sobie trochę z Shannonem. – odezwał się Rhys. – Według mnie…
         - To nie ma przyszłości. – przerwała mu Isabelle twardo, choć mężczyzna chciał powiedzieć zupełnie co innego. – I nawet jeśli twój ojciec się ze mną nie zgadza, to wiem, że prędzej czy później zrozumie, dlaczego powinien.
         Shannon spojrzał na Genevieve zaskoczony. Uważał, że pokazał się od najlepszej strony, ale najwyraźniej dla Isabelle nie była ona wystarczająco dobra.
         - Rozumiem, że nie jestem jak Jason. – wtrącił się chłopak, zupełnie zaskakując tym wszystkich. Wstał i stanął obok Genevieve. – Może nigdy nie będę obrzydliwie bogaty i już nigdy nie wyczyszczę swoich akt. Może nie urodziłem się w pałacu, ale to nie znaczy, że od razu nie nadaję się do niczego. Ale jest między nami jeszcze jedna zasadnicza różnica – to ja kocham Genevieve. Mogę nie mieć tych wszystkich rzeczy, ale przynajmniej jestem w niej szczerze zakochany, a to chyba ważniejsze. Nigdy nie pozwolę jej skrzywdzić i obiecuję, że będę ją chronić.
         Gen walczyła ze sobą, by się nie uśmiechnąć. Uważnie przyglądała się reakcji rodziców, którzy sami nie wiedzieli, co odpowiedzieć.
         - Jeśli nie chcesz jej skrzywdzić, to po prostu zostaw ją w spokoju. – rzuciła Isabelle i podniosła się z miejsca. Podeszła do chłopaka i stanęła z nim twarzą w twarz. – Nie patrz tak na mnie, Shannon. Na mnie nie działają twoje czułe słówka. Może zdradzisz nam, dlaczego w tak ciepły dzień nosisz tak grubą koszulę z długim rękawem?
         Shannon nie wiedział, co zrobić. Genevieve nie zrozumiała, co ma na myśli jej matka i patrzyła na nią jakby oszalała.
         - Isabelle… - Rhys próbował opanować gniew żony i stanął u jej boku, naprzeciwko córki.
         - Jeśli on podwinie rękawy i okaże się, że nic pod nimi nie ukrywa, dam wam spokój. – powiedziała patrząc chłopakowi w oczy. Wiedziała, że dużo ryzykuje, ale była niemalże pewna, iż intuicja jej nie myli.
         Shannon spojrzał z bólem na Genevieve, co jeszcze bardziej zbiło dziewczynę z tropu. Dopiero po chwili zrozumiała, do czego pije jej matka. Domyśliła się, że chłopak wcześniej nie przyznał się do narkotyków, ale była przekonana, że w ten sposób jej rodzice niczego mu nie udowodnią. Nigdy nie widziała, by cokolwiek sobie wstrzykiwał.
         Chłopak chwycił za rękaw, choć była to już czysta formalność. Kiedy Isabelle zobaczyła na zgięciu łokcia ślad po igle, uśmiechnęła się triumfalnie, a Rhys oniemiał. W sekundę stracił całą sympatię do chłopaka swojej córki.
         - To chyba wyjaśnia wszystkie twoje wątpliwości. – rzuciła do męża.
         Rhys podszedł do drzwi wejściowych. Otworzył je na oścież i stanął w progu.
         - Żegnam, Shannon. Mam nadzieję, że więcej się tu nie pokażesz i zostawisz naszą córkę w spokoju. – rzekł w jego kierunku, zawiedziony jego postępowaniem. Naprawdę przez ten czas myślał, że chłopak wykorzystał dane mu szanse i zmienił się na lepsze, tak jak przekonywał ich w rozmowie jeszcze kilka minut temu.
         - Mamo, tato, proszę… - powiedziała z płaczem Genevieve, zła na siebie, na nich i na Shannona.
         Chłopak spojrzał przepraszająco na dziewczynę i ruszył w stronę drzwi. Genevieve natychmiast pobiegła za nim, a Isabelle nie zdążyła jej złapać. Rzuciła się mu w ramiona i zalana łzami, postanowiła go pocałować. Matka podeszła do nich i szarpnęła ją za ramię, odciągając córkę na bok.
         - Jeśli jeszcze raz cię z nią zobaczę, pożałujesz tego. Masz nie dzwonić, nie kręcić się w pobliżu. Zupełnie, jakby nie istniała. Pamiętaj, że możesz sporo zapłacić za nieposłuchanie moich rad. – ostrzegł Rhys zmieniając się w policjanta, po czym zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
         Genevieve zaczęła płakać jeszcze głośniej i wyrwała się z uścisku matki.
         - Jak mogliście mi to zrobić?! – wykrzyczała do rodziców, czując ogarniającą ją furię.
         - Jeszcze nam za to podziękujesz. – rzuciła Isabelle, a Rhys stanął u jej boku. – Może brałaś razem z nim?
         - Genny… - zaczął spokojnie ojciec chcąc ją dotknąć, ale ta gwałtownie się odsunęła.
         - Nie dotykaj mnie!
         - Nie odzywaj się tak do ojca! Teraz wydaje ci się, że to koniec świata, ale wkrótce zrozumiesz, że to  było tylko głupie zauroczenie.
         Gen czuła, jak narasta w niej złość. Miała ochotę rzucić się na matkę z pięściami. Wiedziała, że to głównie dzięki niej ojciec też był teraz przeciwko Shannonowi.
         - Gówno rozumiesz! Ja go kocham, jeśli wiesz w ogóle co to znaczy!
         Gdy tylko skończyła ostatnie zdanie, natychmiast poczuła, jak piecze ją policzek. Odruchowo go dotknęła i spojrzała z jeszcze większym wyrzutem na matkę, która uderzyła ją w twarz. Rhys nie zdążył jej powstrzymać i nie pochwalał wybuchu żony.
         - Nienawidzę was! – wykrzyczała Genevieve i pobiegła do swojego pokoju.
         Zaczęła zrzucać przypadkowe rzeczy z mebli, niszczyć swoje obrazy i wyrzucać ubrania z szaf. Kiedy jednak nie przyniosło jej to ulgi, położyła się na łóżku i łkała w poduszkę. Spojrzała na książkę zajmującą honorowe miejsce na jej półce. Wielki Gatsby. Nagle przypomniała sobie, jak Shannon chwycił książkę tego ranka, gdy spał u niej pod łóżkiem. To podsunęło jej do głowy pewien pomysł.
         Podeszła do drzwi i bezszelestnie zamknęła je na klucz. Spakowała niezbędne rzeczy do plecaka i włączyła radio. Zarzuciła plecak na ramiona i otworzyła okno. Z przerażeniem spojrzała w dół, ale postanowiła przełamać swój lęk wysokości, bo to nie on był tutaj ważny.

         Najważniejsze było to, by znów znaleźć się blisko niego. 

18 komentarzy:

  1. O matko... nie potrafie nawet niczego sensownego z siebie wydusic.... chyba najelpszy rozdzial o ile w ogole mozna je do siebie porownywac. Jestes niesamowita. /S.

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamo ): smutno mi... shannon znow odreagowal w zly sposob i to go zgubilo... biedna gen,szkoda slow...

    OdpowiedzUsuń
  3. Shann mógłby przystopować, a matka Genny... nie mam słów, przesadza. Mam nadzieje że jakoś to się ułoży, weny :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Na poczatku chciała bym Cię przeprosić za to że nie konentowałam ostatnio twoich rozdziałów, chociaż wszystkie czytałam odrazu po dodaniu to jakoś nigdy nie mogłam skleić niczego sensownego :)
    ZAWAŁ, POPROSTU ZAWAŁ! Piszesz najlepsze ff jakie tylko czytałam. Poprostu brak słów. Jak widać wena w ogóle Cie nie opuszcza ( a jak opuszcza to nie pozwalasz nam tego odczuć). Cały czas sie coś dzieje. Współczuje Gen takie matki, naprawde. Wszystko potoczyło by się pewnie lepiej gdyby Shannon nie brał, no ale cóż. Jestem mega ciekawa co Gen planuje teraz zrobić, wiec ze zniecierpliwieniem czekam na następny roździał i życzę dużo weny!
    ( przepraszam za chaotyczny komentarz ale nadal nie umiem nic sensownego skleić a bardzo chciałam coś napisać :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam haha :)
      Oj opuszcza, i to dość czesto, ale to dobrze, ze zazwyczaj tego az tak nie widac. Dzieje się i bedzie działo się nadal, nawet jeszcze wiecej.
      Dziękuję! :)

      Usuń
  5. O matko, ale się porobiło... Kurcze naprawdę wkurza mnie mama Gen... Jest ograniczona do granic możliwości. Kurcze i jak ona śmie obwiniać Shannona o śmierć Gen przecież ona jest tak samo winna.Swoim uporem przyczyniła się do śmierci swojej córki. Szkoda, że do tej pory tego nie zrozumiała bo życie jej drugiej córki byłoby łatwiejsze. Przecież każdy wie, że jak się czegoś zabrania komuś to on chce tego ze zdwojoną siłą. Och niby dorosła kobieta a taka ograniczona i uparta...
    Ps. Kocham jak piszesz, robisz to z taką lekkością:) a muzyka jak zawsze rewelacyjna:) Dziękuję, że ją dodajesz to od razu daje taki fajny klimat:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Isabelle ma bardzo trudny charakter, to prawda.
      Dziękuję i cieszę się, ze nie dodaje jej na darmo :)

      Usuń
  6. O mamuśku... Nie wiem co powiedzieć, wspaniale piszesz i zawsze z niecierpliwością czekam na nowy rozdział, no i muzyka wspaniała. Kocham i czekam na nowy. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boje sie ze jesteśmy blisko końca tej historii :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie bym cos podpowiedziała, ale sama nie wiem ile rozdziałów do końca.

      Usuń
  8. Napiszę to samo, co pod poprzednim postem- nie przestajesz mnie zadziwiać... Z rozdziału na rozdział jest coraz ciekawiej! Moim zdaniem Twoje ff mogłyby nie mieć końca! No właśnie.. nienawidzę tych zakończeń! Po nich wciąż myślę co będzie dalej i nie mogę się skupić na niczym innym xD
    Na prawdę, podziwiam Cię za talent.. ja nieraz próbowałam coś pisać, ale nawet dobrej, ciekawej fabuły nie potrafię stworzyć! XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze miło mi to słyszeć :)
      Uwierz mi, tez boje się skończyć którekolwiek z moich ff, bo bardzo dobrze mi się je pisze i watpię, ze wymyślę jeszcze cos sensownego kiedy to doczeka się zakończenia. Nie przesadzajmy z tym talentem, to tylko moja chora wyobraźnia xD

      Usuń
  9. Witam, jak zawsze super- czytalam jednym tchem , nie mogę doczekać się następnego. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. 29 yrs old VP Accounting Danny Jesteco, hailing from Camrose enjoys watching movies like Laissons Lucie faire ! and Wood carving. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Town & Country. zobacz na tej stronie internetowej

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)