Genevieve
cieszyła się, że bal skończył się tak, jakby nigdy tego nie oczekiwała.
Oczywiście zdążyła wrócić do domu przed rodzicami, więc obyło się bez kłopotów.
Isabelle nie miała nawet okazji jej przemaglować, gdyż Gen już spała, kiedy
wróciła z pracy. A przynajmniej udawała, gdy jej matka weszła w nocy do pokoju
w nadziei, iż wszystko jej opowie. Rano natomiast nie chciała pytać o nic przy
swoim mężu stwierdzając, że to damskie tematy.
Dziewczyna
nie mogła uwierzyć, że została królową balu, kiedy Tessa zatelefonowała i z
ekscytacją opowiedziała jej o tym zdarzeniu. Gen pomyślała, że miała niezłe
szczęście, iż Shannon ją stamtąd zabrał. Nie chciałaby tańczyć na środku sali z
Jasonem, bacznie oglądana przez wszystkich. Postanowiła odebrać tylko swoją
koronę z sekretariatu w poniedziałek i nie przejęła się zbytnio wyróżnieniem.
Dla niej był to tylko kawałek plastiku, nic wielkiego, choć Tessa jak zwykle była
podniecona tym faktem, zupełnie jakby została prawdziwą królową jakiegoś
państwa. Natychmiast postanowiła do niej przyjechać, a ponieważ pogoda
sprzyjała, usiadły w ogrodzie na dwóch leżakach znajdujących się obok
piaskownicy, w której bawiła się Leanne.
Tessa
wypytywała Gen, co robiła po opuszczeniu szkoły. Dziewczyna za bardzo nie
chciała o tym rozmawiać. Nie wiedziała, czy Shannon chciałby, aby wszyscy znali
go od takiej strony. Ona także wolała myśleć, że jest taki tylko i wyłącznie
dla niej, jakby to był pomiędzy nimi jakiś sekret.
-
No powiedz mi! Jestem twoją przyjaciółką, nikomu nie powiem! – Tessa błagała Genevieve
podniesionym głosem, gdyż nikogo nie było w pobliżu. Isabelle gotowała obiad w
kuchni, a Rhys był w pracy. Dziewczyny siedziały w lekkich sukienkach, pijąc
zimną colę przez kolorowe słomki.
-
Zabrał mnie do kina. – odparła Gen powoli sącząc napój, byle nie musieć mówić.
-
W balowej sukience? – obruszyła się Tessa, a Genevieve przeklęła w duchu, że
zapomniała jak spostrzegawcza jest jej przyjaciółka.
-
Przebrałam się. Przywiózł mi rzeczy z mojego domu.
Tessa
doskonale wiedziała, kiedy Gen coś przed nią ukrywała. Nie pozwoliła się zbić z
tropu i postanowiła brnąć w to dalej. Chciała wiedzieć jak najwięcej, gdyż
wciąż nie ufała Shannonowi i trochę się wystraszyła gdy zobaczyła, że Genevieve
coś kręci. Nie była w stanie stwierdzić, czy dziewczyna jest po prostu
zawstydzona, czy stało się coś złego.
-
Jakie to było kino? Jaki film?
Gen
spojrzała na nią wilkiem. Tessa tylko się uśmiechnęła i odprężyła, że jednak to
wszystko wina jej nieśmiałości. Złapała się nawet na tym, iż pomyślała, że może
są plusy jej związku z Shannonem. W końcu chłopak był o wiele bardziej pewny
siebie niż przyjaciółka i mógł ją trochę otworzyć.
-
Samochodowe. Wielki Gatsby. – odparła
Genevieve z rumieńcami na twarzy.
Tessa
klasnęła w dłonie.
-
No proszę, kto by pomyślał, że z niego taki romantyk! – zażartowała z lekką
ironią, a Gen przewróciła oczami.
***
Shannon
postanowił wykorzystać pogodę na umycie samochodu. Przez wczorajsze siedzenie
na masce i opieranie się o szybę, zostało na niej trochę śladów. Właśnie miał
się zabierać do mycia szyb, kiedy Jared wyszedł na zewnątrz.
-
Telefon do ciebie! – wrzasnął i schował się z powrotem do salonu.
Chłopak
rzucił szmatkę na maskę i szybkim krokiem wszedł do domu. Czarna słuchawka
zwisała z telefonu przyczepionego do ściany. Shannon chwycił ją i niechętnie,
ponieważ nie lubił, gdy ktoś odrywał go od pracy.
-
Halo?
-
Siema, tu Blake. Wpadasz dzisiaj do Oyster?
Shannon
od razu zmienił nastawienie. Pomyślał, że to dobra okazja, żeby zarobić.
Ponadto dawno się dobrze nie bawił. Nie chodziło tu o zabawę jak na balu,
raczej o wciągnięcie narkotyku czy wypicie czegoś mocniejszego. Oczywiście
cieszył się z poprzedniego dnia spędzonego z Genevieve, ale na dłuższą metę nie
potrafił żyć bez używek.
-
Jasne. O tej co zawsze?
-
Ta, chociaż możesz być trochę później. Słyszałem, że wpadają niezłe laski z
ekonomika w Shreveport. A ty z kimś przyjdziesz?
Shannon
zastanowił się chwilę. Stwierdził, że to nie będzie najlepsze miejsce dla Gen.
Poza tym musiał przyznać, że chciał trochę pożyć jak dawniej, a bał się, iż
Genevieve zacznie wypominać mu każdego drinka czy narzekać, że coś bierze.
-
Raczej będę sam. Dzięki za cynk, do zobaczenia.
-
Na razie. Hasło podam ci za godzinę.
***
Genevieve
cały czas myślała o Shannonie. Chciała się z nim zobaczyć, ale jej matka nie
szła dziś do pracy, dlatego spędzała popołudnie z Tessą. W końcu jednak
pomyślała, że przyjaciółka może jej pomóc. Na początku była niechętna, ale po
długich namowach Gen, wreszcie się zgodziła. Jej zadaniem było zagadać Isabelle
w kuchni, podczas gdy ona przez ogród wyszła do domu sąsiadów. Zapukała do
drzwi, które otworzył Jared.
-
Cześć. Jest Shannon? – zapytała, choć była pewna, że chłopak nigdzie nie
pojechał. Widziała jego błyszczące auto na podjeździe.
-
Tak, jest. Wejdź. – uśmiechnął się młodszy Leto i wpuścił dziewczynę do środka.
-
Dzień dobry. – powiedziała uprzejmie Gen do matki braci, która siedziała na
kanapie i czytała coś z okularami na nosie.
Zsunęła
je na chwilę i spojrzała miło na dziewczynę również rzucając jej powitanie,
zaskoczona jej obecnością. Genevieve podejrzewała, że Shannon nic nie
powiedział o ich związku, chociaż nie mogła mu mieć tego za złe. Może i
Constance była o wiele bardziej wyrozumiała od jej rodziców, ale Shannon był
skryty i nie mówił ludziom o takich rzeczach, nawet jeśli chodziło o matkę. Dziewczyna
zaczęła się zastanawiać, czy chociaż Jared wiedział.
-
Shannon jest w pokoju. – powiedział Jared przyjaźnie i wskazał drzwi przy
wyjściu na taras, po czym usiadł obok matki i zaczął coś brzdąkać na gitarze.
Genevieve
niepewnie zapukała do drzwi pokoju na końcu korytarza. Shannon pociągnął ostro
za klamkę, myśląc że to jego brat się wygłupia. Dziewczyna uśmiechnęła się na
jego widok, a on tylko na nią spojrzał obojętnie. W końcu się ocknął i
przesunął, by mogła wejść do środka.
Gen
rozejrzała się po pokoju. Od razu było widać, że mieszkało w nim dwóch facetów.
Panował tu bałagan, a wchodząc niemalże nadepnęła na zapalniczkę leżącą na
ziemi.
-
Widziałem twoją matkę jak wyrzucała śmieci. Jak się wymknęłaś z domu?
-
Tessa ją zagadała. Chciałam się z tobą zobaczyć. Mogę powiedzieć mamie, że śpię
dzisiaj u niej i gdzieś wyjdziemy. Co ty na to?
Shannon
nie był entuzjastycznie nastawiony do tego pomysłu. Nie chciał musieć wciąż
pilnować Genevieve. Ostatnim razem gdy ją zostawił, pobiła się z Caralyn. W
dodatku sądził, że tego typu imprezy nie są dla niej. Pomimo, że uważał, iż
dziewczynie przyda się czasami trochę luzu i zabawy, to nie chciał jej
demoralizować. Zdawał sobie sprawę, że nie jest już dzieckiem, ale nie była też
jeszcze pełnoletnia i na niektóre rzeczy według niego miała jeszcze czas.
Widząc jednak jej błagalne spojrzenie, nie potrafił odmówić.
-
Wychodzę dzisiaj na imprezę, jeśli masz ochotę możesz iść ze mną.
Gen
widziała, iż Shannon nie jest do końca przekonany. Poczuła się też trochę
rozczarowana, że chłopak chciał iść na imprezę bez niej. Nie podejrzewała, by
zadzwonił do niej i zapytał, czy ma ochotę pójść, i to wcale nie z powodu jej
rodziców.
-
Naprawdę tego chcesz, czy pytasz z grzeczności? – zapytała trochę ostrzej niż
planowała.
-
O co ci chodzi? – również jego trochę poniosły emocje.
-
Przecież widzę, że nie planowałeś mnie zaprosić.
Shannon
spuścił głowę. Nie chciał jej okłamywać, w końcu miała rację.
-
Tylko dlatego, że to nie w twoim stylu. Poza tym nie chcę, żebyś znów miała
jakieś sprzeczki z Carą.
-
Mówiłeś, że Caralyn to już nie problem. Bal też nie był w twoim stylu, a jednak
na niego poszedłeś.
-
Ale na bal też mnie nie zaprosiłaś, tylko sam się wprosiłem. – Shannon
uśmiechnął się triumfalnie. Przebił argumenty Gen i dobrze o tym wiedział.
Genevieve
westchnęła pokonana.
-
No dobrze. To mam się wprosić na tę imprezę czy nie?
-
Chyba nie na tym polega wpraszanie się. – Shannon znów się z nią droczył.
-
Mówię serio.
Chłopak
objął Gen w pasie i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna natychmiast poczuła od
niego zapach papierosów, którego wcześniej nie cierpiała. Teraz jednak bardzo
kojarzył jej się z nim, więc zaczęła go uwielbiać.
-
Przyjadę po ciebie do Tessy o dwudziestej pierwszej trzydzieści. Pasuje?
-
Pasuje. – odparła i dała mu się pocałować. – A teraz muszę już wracać, bo Tessa
mnie zabije, że zostawiłam ją z moją matką na tak długo.
***
Było
już ciemno, jednakże uliczne lampy rzucały światło na opustoszałą okolicę.
Wyglądała mrocznie, wywoływała dziwne dreszcze na ciele Genevieve. Znajdowały
się tu same puste, zniszczone budynki, jedynie jeden z magazynów na końcu ulicy
wyglądał na nadal używany. Neonowy napis z wybrakowanymi literami migotał
ostatkami sił, a po chodniku co rusz przebiegały bezpańskie psy i koty.
Dziewczyna pomyślała, że nigdy w życiu nie chciałaby się tu znaleźć całkiem
sama. Nawet jeśli nie było tu żywej duszy, to bałaby się tędy wędrować.
Shannon
zatrzymał samochód pod jednym z prostokątnych ceglanych budynków, zaraz pod
schodami pożarowymi. Obok znajdowały się już inne auta, co w takiej okolicy
musiało wyglądać bardzo nietypowo, jeśli w ogóle ktoś by się tu znalazł o tej
porze i to oglądał.
-
Przypomnisz mi jeszcze raz, co my tu robimy? – zapytała Gen wysiadając z auta.
Otuliła się mocniej dżinsową kurtką, gdyż wiał chłodny wiatr. Z oddali słyszała
tylko ujadanie psów i przeraźliwe miauczenie kotów.
-
Idziemy na imprezę. Mówiłem ci, że to nie miejsce dla ciebie. – westchnął
Shannon zamykając jeepa.
-
Nic przecież nie mówię. – Genevieve skrzyżowała ręce i zaczęła iść za
Shannonem.
Znaleźli
się na chodniku przed budynkiem, przy którym zaparkowali. Gen spojrzała w górę
– powybijane okna były zabite deskami, a te ocalałe zakryto płytami z drewna.
Do budynku przymocowano wielką imitację gitary, która jednak była tak
zniszczona, że nie przypomniała już zbytnio instrumentu. Budynek był pokryty
graffiti, a pod małym daszkiem ciągnącym się wzdłuż niego znajdowało się kilka
wejść i okien, również pozakrywanych. Genevieve zmrużyła oczy żeby zobaczyć
napis między drzwiami, a witryną.
- Louisiana Oyster Lounge. – przeczytała na głos. – Seven
Sixteen Louisiana Avenue.
Tylko część budynku
z napisami była pomalowana na biały, miejscami już ciemnoszary kolor, reszta
była po prostu ceglana.
-
Wiedziałaś, że to był kiedyś bar gejowski, a potem ze striptizem? – zaśmiał się
Shannon, a Gen spojrzała na niego z brwiami ku górze. Zaczęła się zastanawiać,
dokąd właściwie ją prowadzi.
Dziewczyna
zdziwiła się, gdy Shannon stanął pod blaszanymi drzwiami, na których widniały
ślady psich pazurów. Należały do części, w której kiedyś mieścił się wspomniany
przez niego bar. Zapukał do nich w określonym rytmie, najpierw dwa stuknięcia,
pauza, trzy stuknięcia, pauza, jedno stuknięcie. Drzwi otworzyły się ze
zgrzytem, a w progu pojawił się barczysty mężczyzna.
-
Hasło. – rzucił i zmierzył Shannona i Genevieve wzrokiem.
- I am the flower you are the seed, we walked in the garden we planted a
tree. Don't try to find me, please don't you dare. Just live in my memory,
you'll always be there. – odparł Shannon jednym tchem, starając się nie
pomylić ani jednego słowa. Przeklinał w duchu tego, kto wymyślił
dzisiejsze hasło, bo czuł się głupio, gdy je recytował.
Facet
przy wejściu posłał w ich kierunku jeszcze jedno podejrzliwe spojrzenie i
wpuścił ich do środka.
-
Czekaj, czy to nie była piosenka Heart?
– zapytała Genevieve starając się w myślach odtworzyć utwór, którego fragment
tekstu Shannon użył jako hasło.
-
Nie wiem, może. Zawsze tu wymyślają jakieś rymowanki, fragmenty piosenek,
cytaty z filmów. – odparł, gdy szli wąskim korytarzem oświetlonym jedynie
mrugającą jarzeniówką. Shannon trzymał ją za rękę, w obawie, że może się zgubić
gdy dotrą na główną salę.
Z
oddali było słychać muzykę z basami tak mocnymi, że Gen czuła uderzenia pod
stopami.
-
Co to w ogóle za miejsce? – zapytała w końcu, nie mogąc się nadziwić, skąd
muzyka i impreza w takim lokalu.
-
Mówiłem, opuszczony bar. Jeden facet postanowił zrobić tu sobie taki klub dla
wtajemniczonych, gdzie możesz robić wszystko i handlować czym chcesz. Dlatego
musisz podawać przy wejściu hasło, które stali klienci podają między sobą albo
wśród bliskich znajomych.
-
Rozumiem ty jesteś tym stałym klientem? – zapytała dziewczyna czując już lekką
klaustrofobię.
-
Można tak powiedzieć.
W
końcu skręcili w prawo, gdzie po kilku krokach Gen zauważyła łuk, a za nim
kolorowe światła, które migotały w wolnym tempie. Na dużej, obskurnej sali
tańczyło kilka osób. Były to głównie dziewczyny, które naćpały się lub zapiły
tak, że nie wiedziały co się dzieje wokół nich. Półnagie wykonywały coś, co
według nich miało wyglądać jak striptiz, a wstawieni faceci ślinili się na ich
widok i bezkarnie je obmacywali. Jedna z młodych kobiet wskoczyła na bar i tam
kontynuowała swój występ, a barman z rękoma całymi w tatuażach i skórzanej
kamizelce jak gdyby nigdy nic wykonywał dalej swoją pracę.
Genevieve
wiedziała już teraz, dlaczego Shannon nie chciał jej tu zabrać. Faktycznie, nie
było to miejsce w jej stylu. Także muzyka wydawała jej się dziwna, wręcz
irytująca. Spojrzenia rzucane jej przez mężczyzn w klubie sprawiały, że
przechodziły ją dreszcze. Starała się trzymać nadal jak najbliżej Shannona i
modliła się, by nie zachciało jej się iść do łazienki. Nie miała ochoty zostać
sama ani na sekundę.
Shannon
zobaczył z oddali swoich znajomych i natychmiast do nich podeszli. Na kanapie w
kształcie litery „U” siedzieli Blake, Paul, Sage, Haydee, Cara, Sloan i cała
reszta. Rudowłosa dziewczyna spojrzała niezadowolona na trzymającą się za ręce
parę, ale szybko odwróciła wzrok. Sloan nie zamierzała tego robić, rzucając
Genevieve wyzywające spojrzenie.
Usiedli
na skraju kanapy, obok Haydee i Jareda, który przyszedł tu trochę wcześniej. Na
niskim stoliku stały kieliszki i kufle z najróżniejszymi trunkami, a młodszy Leto
trzymał szklankę z whisky w ręce i uśmiechnął się do Gen, po czym znów wrócił
wzrokiem do Haydee. Shannon natychmiast wyjął z kieszeni spodni paczkę
papierosów i zapytał brata o zapalniczkę. W zamian dał mu jednego papierosa i
obydwoje zaczęli je palić. Sage obściskiwał się ze swoją dziewczyną na kanapie,
a Genevieve przypomniało się, jak na poprzedniej imprezie robił to ze Sloan.
Teraz dziewczyna jednak nie zwracała na niego uwagi, rozmawiając o czymś z
Caralyn. Vicky śmiała się z czegoś z Paulem, który zerknął na Genevieve z
uśmiechem.
-
Przynieść wam coś? Idę do baru. – rzucił Blake, podnosząc się z miejsca.
-
Chcesz coś? – zapytał Shannon swoją towarzyszkę.
-
Wypiję to, co ty. – odparła, chcąc chociaż w ten sposób pokazać mu, że się
mylił i ten lokal wcale nie jest nie w jej stylu.
-
Jesteś pewna? – chłopak nie był przekonany co do tego pomysłu. Nie chciał, by
Genevieve przesadziła z alkoholem.
-
Jasne. – odpowiedziała ochoczo, choć tak naprawdę udawała entuzjazm. Blake
spojrzał na nią niepewnie, ale nic nie powiedział.
-
Weź dwa White Russian.
Blake
wziął pieniądze od Shannona i ruszył do baru. Po chwili wrócił z tacką, na
której miał dwie szklanki wypełnione białymi drinkami z lodem i jeden kufel z
piwem. Postawił ją na skraju stolika i chwycił za swój trunek. Shannon sięgnął
po swoje zamówienie i z niepewnością podał jedną ze szklanek Genevieve.
-
Z czym to właściwie jest? – zapytała zaskoczona wyglądem drinka. Nie podejrzewała,
że faktycznie będzie biały.
-
Z wódką, likierem kawowym i kremem. Genny, nie musisz tego pić, jeśli nie
chcesz.
-
Tego nie powiedziałam.
Gen
pociągnęła łyk przez słomkę i poczuła
dziwny smak. Nigdy wcześniej nie próbowała czegoś takiego, ale spodziewała się,
że będzie smakować gorzej. Na początku lekko się skrzywiła, później jednak
powoli przyzwyczajała się do nuty goryczy. Czuła alkohol palący ją w przełyku,
ale po kilku łykach zaczynało to być nawet przyjemne. Po wypiciu drinka
zakręciło jej się trochę w głowie, ale poprosiła o kolejny. Shannon nie był entuzjastycznie
nastawiony do tego pomysłu, ale postanowił pójść po następne napoje. Genevieve
spojrzała na jego brata, który całował się z Haydee i co pocałunek wybuchali
dziwnym śmiechem.
Gdy
Shannon wrócił, dziewczyna natychmiast sięgnęła po drinka. Chłopak postanowił w
końcu zacząć prawdziwą zabawę i wyciągnął z kieszeni woreczek z białym
proszkiem. Blake krzyknął z drugiego końca kanapy, by sprzedał coś i jemu, więc
Shannon wyjął kolejny i podał go chłopakowi, otrzymując w zamian kilkanaście
dolarów. Podobnie jak Blake postąpiła także Sloan, Vicky i Cara. Haydee nie
musiała o nic prosić, gdyż wcześniej wzięła tabletki od Jareda. Genevieve
obserwowała to wszystko zaniepokojona, ale postanowiła milczeć i sączyć dalej
swój drink.
Nie
lubiła, gdy Shannon ćpał, ale wiedziała, że nie ma prawa mu tego zabronić. Chłopak
co jakiś czas zagadywał do niej, więc uznała, iż nie wyrządza mu to dużych
szkód. W przerwie między zażywaniem narkotyku, palił jednego papierosa za
drugim. Genevieve nawdychała się tyle dymu, że poczuła się jakby każdego z nich
spalała razem z nim. Poprosiła w końcu, by dał jej spróbować zapalić. Shannon
nie myślał już jak wcześniej, zanim się naćpał. Teraz nie przeszkadzało mu nic,
co robiła Gen i dla niego mogłaby nawet coś wciągnąć. Podał jej papierosa i
skrótowo wytłumaczył, jak ma się zaciągnąć.
Dziewczyna
nie do końca zrozumiała, więc za pierwszym razem tylko wciągnęła dym i go
wypuściła. Później jednak Sage włączył się do rozmowy i lepiej wyjaśnił, co ma
zrobić. Tym razem poczuła nikotynę w swoich płucach, przez co niemalże natychmiast
zaczęła kaszleć. Towarzystwo zaczęło się śmiać, jednak nikt nie zrobił tego by
się z niej naśmiewać, może z wyjątkiem Sloan i Cary. Wszyscy przechodzili przez
to w jej wieku lub nawet wcześniej, więc doskonale rozumieli, że początki
bywają trudne.
Gen
jeszcze kilka razy spróbowała jego papierosa, ale gdy zaczęło jej się od tego
kręcić w głowie, oddała mu go. Shannon wziął głębsze pociągnięcie i przysunął
się do dziewczyny, całując ją i wydychając dym w jej usta. Tym razem udało jej
się nie zakaszlnąć i wypuściła biały dym nie odrywając od niego wzroku. Chłopak
uśmiechnął się i dalej ją całował, a Gen czuła na sobie spojrzenie Cary i
Sloan, które skutecznie ignorowała.
Genevieve
za wszelką cenę starała się nie iść do łazienki, ale przyszedł moment, że
musiała to zrobić. Chciała poprosić Vicky lub Haydee, by poszły z nią, ale były
zajęte swoimi sprawami. Mia kilka minut wcześniej powiedziała, że idzie do
toalety, więc Gen pomyślała, że tam ją spotka. Przeprosiła na chwilę Shannona i
podniosła się z kanapy. Idąc w kierunku neonowego znaku z damską toaletą,
przeciskała się między tańczącymi ludźmi podrygującymi do elektronicznej
muzyki. Kręciło się jej w głowie, a nogi zaczynały plątać, jakimś cudem jednak
dotarła na miejsce. Łazienka była jednak pusta, ale Gen pomyślała, że Mia jest
w jednej z kabin.
***
Sloan
zerknęła na Carę, która przyglądała się Shannonowi narkotyzującemu się
samotnie.
-
Usiądź obok niego i pogadaj z nim, dopóki tej małej zdziry nie ma. – rzuciła czarnowłosa
z szyderczym uśmiechem. Cara spojrzała na nią z wahaniem, ale po chwili
przecisnęła się między nią i usiadła na miejscu Gen.
Sloan
postanowiła wykorzystać ich moment nieuwagi. Rzuciła do Vicky, że idzie do
baru. Tak naprawdę pomknęła w kierunku toalet. Po drodze zaczepiło ją kilka
mężczyzn, ale skutecznie ich od siebie odepchnęła. Zobaczyła tez Mię, która
wracała do stolika. Wpadła jej w oko jedna z dziewczyn tańczących przy barze,
jednakże postanowiła odłożyć to na później. Wyobraziła sobie minę swojego ojca,
gdyby wiedział o jej orientacji. Owszem, po kilku głębszych mogła całować się z
facetami, jednak zawsze ciągnęło ją do kobiet.
Wślizgnęła
się do łazienki i zerknęła na kabiny. Tylko jedna z nich miała zamknięte drzwi.
Nachyliła się i natychmiast zobaczyła czarne trampki należące do Gen. Cara od
początku prosiła ją, by nic nie robiła dziewczynie, ale ta postanowiła ją
zignorować. Podejrzewała, że robiła to tylko po to, by mieć czyste sumienie. Wyciągnęła
z kieszeni spodni scyzoryk i uśmiechnęła się widząc połyskujące ostrze. Teraz
się zabawimy, pomyślała.
Matko kochana, jaka koncowka :3 co ona jej tam zrobi :3 a cara moglaby wyluzowac, bo wroci pocieta Gen i zobaczy obsciskujacych sie shannona i pizde x.x oj lubisz mieszac, kochana, lubisz ;p
OdpowiedzUsuńWręcz uwielbiam mieszać :3
UsuńJfggmahdhs <3 pieke kochana. Wiesz ze Cie za to kochamy prawda <3 nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu i mam nadzieje ze ktos przeszkodzi tej wrednej Sloan
OdpowiedzUsuńDzieki, miło mi to słyszeć :)
UsuńKurcze, ja się na prawdę boję. Mam nadzieję, że Sloan nie zrobi nic głupiego:) Nie wiem co jeszcze napisać... Trzymasz poziom jak zawsze:)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńRozdział świetny i ma zdecydowanie inny klimat:) Proszę Cię niech ta Sloan się odwali od Gen:) Tą prośbą kończę mój jakże treściwy komentarz:)
OdpowiedzUsuńStarałam się, by troche odbiegał atmosferą od poprzednich rozdziałów. Dziękuję za treściwy komentarz :)
UsuńJaki z niej psychol hahahah o boże. Gen ma przejebane, jedna ją podpala papierosem i wiąże do krzesla druga lata z nożem. Co to za ludzie? O.o
OdpowiedzUsuńW koncu przyjaciółki, dobrze się dobrały :D
UsuńHej !!!! Rozdział jak zwykle świetny:) Dzięki za częste dodawanie rozdziałów:)
OdpowiedzUsuńDzięki za mily komentarz (:
UsuńKocham!
OdpowiedzUsuńUwielbiam to, że nigdy nie jest tu za bardzo słodko, albo na odwrót. Wszystko pięknie dawkujesz, pezez co, czytając to, mam ciarki na plecach. Nigdy nie wie co się stanie i to jest świetne! Cokolwiek się stanie, będzie syf - to wiem na pewno. Wydaje mi się, że Shannon to taki mały chłopczyk, który nie wie, że zbyt wiele cukierków może spowodować ból brzucha...
Tak czy inaczej, niecierpliwie czekam na nowy rozdział tutaj i na NDR. Wiesz, że kocham. Xo
Staram się zeby było to dość urozmaicone, tak jak w zyciu, nie zawsze jest pieknie. Dobre określenie Shannona, chyba najbardziej trafne jakie usłyszałam. Dziękuję i tez kocham <3
UsuńAjsfghdj, matko, co za końcówka. Gen ma szczęście, najpierw jest przypalana papierosem, a teraz Sloan czeka na nią z nożem. Biedna.
OdpowiedzUsuńAle przynajmniej coś się dzieje, nie jest nudno i słodko, o.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam! Xx
Staram się, zeby nie było nudno. Dziękuję :)
UsuńTo opowiadanie jest genialne. No po prostu arcydzieło. Uwielbiam cię. Mam nadzieję, że nie długo dodasz nowy rozdział, bo jestem strasznie ciekawa co się wydarzy dalej!!!
OdpowiedzUsuńArcydzieło to chyba za duże słowo, ale bardzo dziękuję :)
UsuńTak, nowy pojawi się niebawem.
kiedy nowy?
OdpowiedzUsuńSOOOOON.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńświetny,nie wiadomo w którym kierunku potoczy się akcja masz teraz wiele możliwości. Z niecierpliwością czekam na następny