Genevieve
była pełna obaw, gdy zatrzymali się pod średniej wielkości, czerwonym blaszanym
budynkiem z daszkiem. Był tak wyciszony, że na zewnątrz w ogóle nie było
słychać muzyki. Podświetlona biała nazwa nad wejściem głosiła: Rockin’ Rodeo.
-
Chyba nie będziemy tu jeździć na mechanicznym byku? – zażartowała Tessa. Ona w
przeciwieństwie do Gen była wyluzowana i podekscytowana. Jej entuzjazm na
chwilę opadł, gdy przy wejściu ujrzała muskularnego ochroniarza.
-
Cześć Jeff. – rzucił Ethan do mężczyzny i przywitali się.
Ochroniarz
spojrzał na dziewczyny przymrużając oczy. W ogóle wydawał się im być jakiś
dziwny, jakby wyciszony. Pomimo, że je obserwował, zdawał się myśleć o czymś
innym i nie skupiać na nich zbytnio.
-
A to co za panienki? – rzucił do Ethana, ale patrzył na dwie przyjaciółki. Brat
Tessy przeszedł już przez wejście, a one zostały na zewnątrz. Cofnął się bez
pośpiechu i spojrzał na zniecierpliwioną Tessę. Dziewczyna wiedziała, że brat
zrobi wszystko, by ochroniarz je wpuścił. Inaczej Ethan sam by nie poszedł i
musiał odwieźć je do domu.
-
Poznałem je w zeszłym tygodniu w Paradiso.
– udał zadowolonego i dumnego z siebie. Facet był tak naćpany, że za bardzo
nie zwracał uwagi na szczegóły.
-
Niezłe są. – spojrzał na nie z pożądaniem w oczach, a zwłaszcza na Genevieve.
Choć budził u dziewcząt wstręt, uśmiechnęły się do niego. – Dobra, wchodźcie.
Dzisiaj będzie dobra zabawa.
Facet
zaśmiał się gardłowo odsłaniając srebrnego zęba i przesunął się, by mogły
wejść.
Gdy
tylko znaleźli się w środku, poczuli uderzającą falę gorąca. Na dole było
duszno i głośno, a wszędzie unosił się zapach tytoniu i alkoholu. Na scenie
grał jakiś zespół, ale wcale nie country, a rock. Ludzie na parkiecie kołysali
się rytmicznie do muzyki, a przy stolikach i ścianach ludzie rozmawiali ze
sobą, całowali się albo obmacywali. W klubie panował mrok, przełamany
kolorowymi światłami odbijającymi się od kul dyskotekowych. Gdy dziewczyny to
zobaczyły, chwyciły się za ręce by się nie zgubić w tłumie ludzi i szły teraz bliżej
Ethana.
-
Chyba nie muszę was niańczyć? – rzucił do dziewczyn Ethan widząc, że idą za
nim.
-
Chcesz nas zostawić tu same? – zapytała Tessa przerażona tą myślą. Wokół
kręciło się kilka nieprzyjemnych typków rozbierających je wzrokiem. Genevieve
aż wzdrygnęła się widząc ich wzrok.
-
Idźcie sobie kupić piwo czy coś, ale bez szaleństw. Będę cały czas na górze, w
loży numer trzy. Jak będziecie chciały już jechać to przyjdźcie. A, i radzę wam
trzymać się cały czas razem. Zrozumiano? - Dziewczyny spojrzały na niego
zszokowane. Nie mógł wziąć ich ze sobą? Chciały się odezwać, ale nie wiedziały
jakich argumentów mogą użyć. Chłopak wcisnął siostrze banknot do ręki. – Okej, wezmę to jako „tak”. To na razie.
Ethan
szybko wtopił się w tłum. Później dziewczyny widziały jak idzie po wąskich
schodach do góry i znika na antresoli. Przyjaciółki spojrzały na siebie
porozumiewawczo, nie wiedząc co robić.
-
Idziemy po to piwo? – zapytała zmieszana Tessa. Już nie była tak podekscytowana
jak wcześniej.
Genevieve
nigdy wcześniej nie piła alkoholu. Czasami dostała jedynie kieliszek wina do
obiadu od rodziców, ale to wszystko. Tessa jako posiadaczka starszego brata
miała w tej kwestii więcej doświadczenia, gdyż Ethan pozwalał jej trochę wypić
na swoich imprezach. Nigdy jednak nie była pijana, więc właściwie wychodziło na
to samo co w przypadku Genevieve.
Genevieve
przytaknęła i trzymając się za ręce zaczęły przeciskać się między tańczącymi i
obmacującymi się ludźmi.
-
Uważaj jak chodzisz! – krzyknął ktoś ostro za plecami Genny, ale ta
przyspieszyła kroku nie odwracając się. Wolała nie prowokować tu nikogo.
Gdy
wreszcie oparły się o blat baru odetchnęły z ulgą. Tu chociaż dało się
oddychać, a nie jak na parkiecie. Tessa zamówiła dla nich dwa piwa. Do klubu
mogli wejść tylko dorośli, dlatego nawet nie zapytano ją o dowód. Barman
położył na blat dwa kufle piwa, a za ich plecami akurat zwolniło się miejsce
przy stoliku.
Dziewczyny
usiadły przy czteroosobowym stole i zaczęły pić swoje piwa. Były mocne i
gorzkie, ale było im tak gorąco, że każdy chłodny napój był mile widziany.
-
Hej, możemy się dosiąść? – zapytał jakiś mężczyzna w średnim wieku. Miał wąsa i
kowbojski kapelusz, a jego towarzysz był gruby i równie ohydny co ten pierwszy.
-
Przepraszamy, ale czekamy na kogoś. – powiedziała z udawaną uprzejmością
Genevieve.
Myślała,
że to zadziała na mężczyzn i sobie pójdą. Pomyliła się. Faceci usiedli na
fotelach obok nich i uśmiechnęli się odsłaniając brzydkie zęby, lub jak w
przypadku grubszego gościa – prawie ich brak.
-
Nie szkodzi, jak przyjdą to ustąpimy. Może dacie się namówić na kolejne piwo? –
zapytał wąsaty mężczyzna zdejmując kapelusz. Widział, że dziewczyny już kończą
swoje piwo.
-
Właściwie to pójdziemy poszukać naszych chłopaków, bo chyba się zgubili. – rzuciła
Tessa chcąc się ich pozbyć raz na zawsze.
Chwyciła
przyjaciółkę za rękę i poderwała ją do góry, prowadząc w stronę parkietu.
Obróciwszy się zobaczyła, że mężczyźni idą za nimi. Chciała jak najszybciej
dostać się do góry i nie zamierzała już rozdzielać się z Ethanem. Miała ochotę
go zabić za to, że je tu zostawił.
Natręci
przysunęli się do nich na parkiecie, chcąc z nimi zatańczyć. Gruby chwycił za
rękę Tessę, a chudszy Genevieve, przez co mimowolnie się puściły. Po chwili
Genevieve straciła przyjaciółkę z zasięgu wzroku. Facet przystawiał się do niej
uśmiechając się, co jeszcze bardziej ją odrzucało. Po ostatniej sytuacji z Adamem
postanowiła przyjąć inną taktykę. Chciała być dla niego miła.
Zaczęła
z nim tańczyć, przesuwając się coraz bliżej w stronę sceny i rozglądając się za
Tessą. Spod sceny można było szybciej wyrwać się do góry, skąd ostrzegła by
Ethana. Uśmiechała się sztucznie do faceta, a to zachęcało go jeszcze bardziej
by złapać ją za tyłek, że nie mogła mu się wywinąć. Na samą myśl, że mógłby
przysunąć się jeszcze bliżej, robiło jej się niedobrze.
Pomimo
starań nie udało jej się dotrzeć nawet blisko sceny. Postanowiła zmienić swój
plan, tańcząc coraz bardziej w prawo. Liczyła, że może stamtąd uda jej się
pobiec na antresolę, wyrywając się facetowi z objęć i znikając w tłumie. Już
przymierzała się do ucieczki, już miała go odepchnąć… Nagle poczuła, że
uderzyła w kogoś plecami. Odruchowo obróciła głowę, zapominając o swoim planie.
***
Bracia
postanowili się założyć, kto szybciej sprzeda cały towar. Podzielili się nim po
równo, aby walka była sprawiedliwa. Shannon już był do przodu dzięki
ochroniarzowi, ale Jared nie zamierzał się zniechęcać.
Jared
zdecydował się iść do góry, przeciskając się między ludźmi. Dobrze wiedział, że
wszyscy idą do swoich loży aby w towarzystwie coś zażyć, ale liczył na to, że
niektórym będzie mało. Shannon natomiast postanowił poszukać swoich stałych
klientów na dole, na parkiecie i korytarzach. Poszedł do wąskiego przejścia
między główną salą, a toaletami. Zobaczył tam kilku potencjalnych klientów,
którzy właśnie kończyli jointa lub wciągali kreskę.
Podszedł
do pierwszego i zapytał, czy czegoś nie potrzebuje. Gdy drugi to usłyszał, sam
przyszedł i poprosił o biały proszek. Pierwszy facet wziął jedną uncję marihuany
i LSD, po czym odszedł w stronę toalet. Gość od kokainy powiedział, że poleci
go przyjacielowi, więc z pewnością zyska jeszcze jednego klienta. Kiedy także
zniknął, Shannon sprawdził, co u zostało. Postanowił odłożyć co nieco dla
siebie, a gdyby Jared pytał uda, że to sprzedał.
Postanowił
wrócić na salę. Rozglądał się wokół, szukając jakiś znajomych twarzy. Zauważył
młodą dziewczynę, którą kojarzył z innego klubu. Kupowała kiedyś u niego trochę
zioła na imprezę.
-
Silvia? – podszedł do blondynki i uśmiechnął się sztucznie. Był to jego typowy
uśmiech zarezerwowany dla wiernych klientek.
-
Shann! – uścisnęła go przyjacielsko. Chyba sporo już wypiła, czuć było od niej
wódkę. Jej koleżanki spojrzały na nią i zaczęły coś między sobą gadać i
chichotać. – Co cię tu sprowadza kochany?
-
Interesy. – zaśmiał się. – Nie potrzebujesz czegoś?
Dziewczyna
spojrzała na koleżanki, po czym znów wróciła do niego spojrzeniem. Objęła go i
wyszeptała mu do ucha:
-
Masz jakieś tabsy? Zaraz zanudzę się tu z nimi na śmierć. – udawała przed
przyjaciółkami, że szepcze mu coś uwodzicielsko.
-
Ile chcesz? – odszeptał, obejmując ją w pasie.
-
Tylko dwie.
-
Jak dla ciebie dwadzieścia dolców.
Shannon
wsunął jej kolorowe tabletki do małej torebki, którą miała zawieszoną na długim
pasku na ramieniu. Przysunęła się do niego bliżej i całując go namiętnie w
usta, włożyła mu do tylnej kieszeni banknot. Odsunęła się od niego i z
uśmiechem przeprosiła go mówiąc, że musi wracać do koleżanek.
Shannon
odwrócił się na pięcie i wytarł z twarzy jej jasnoróżową szminkę. Przełożył
pieniądze z tylnej kieszeni do przedniej obawiając się, że może paść ofiarą
kieszonkowców. Po drodze sam jednak wpadł na niektórych, wyciągając im coś
zręcznie z kieszeni. Zazwyczaj ludzie trzymali pieniądze gdzieś na wierzchu, by
szybko zapłacić przy barze. Uzbierał tak parę dolców.
Zobaczył
gościa w kowbojskim kapeluszu obmacującego tańcu jakąś brunetkę. Pomyślał, że
to dobra okazja by ją okraść. Pary jak oni zatracały się w tańcu, nie myśląc
czy po tyłku pieści cię twoja druga połówka, czy ktoś okrada ci właśnie tylnią
kieszeń. Minął gościa w kapeluszu i odwrócił się do nich plecami. Już miał
sięgnąć ręką do jego kieszeni, kiedy nieoczekiwanie dziewczyna zrobiła krok w
prawo i zderzyli się plecami.
-
Jak łazisz… - rzucił do niej potrącony chłopak, chcąc udać że znalazł się tu
przypadkiem, po czym zawiesił głos zobaczywszy jej twarz.
Shannon
przyglądał się badawczo, nie będąc pewien czy jej nie pomylił. Było ciemno, a
światła po tej stronie świeciły mniej intensywnie. Poza tym ten strój i ubiór
zupełnie do niej nie pasował. Jednak gdy usłyszał już jej głos był pewien, że
to ona.
-
Shannon, nareszcie jesteś! – wykrzyczała do niego odsuwając się od obleśnego
typa, który z nią tańczył. – Wszędzie cię szukałam, kochanie.
Chłopaka
zatkało, nie wiedział jak zareagować. Genevieve objęła go w pasie i przytuliła
do niego. Wiedziała, że ten plan będzie bardziej skuteczny, niż poprzedni
uwzględniający ucieczkę. Błagała go tylko w myślach, by się nie odezwał i robił
to, co ona.
Złapała
go za dłoń i poprowadziła w stronę schodów, znikając z pola widzenia natrętnego
kowboja. Gdy tylko znaleźli się pod nimi, Shannon wyrwał gwałtownie jej rękę.
-
Co to miało być? – zapytał rozzłoszczony, bo znów będzie musiał przepychać się
między ludźmi by znaleźć jakiś klientów. Ta dziewczyna coraz bardziej działała
mu na nerwy.
-
Przepraszam, musiałam… Ten facet nie chciał mnie puścić, rozdzielił mnie z
Tessą i… - zaczęła się tłumaczyć zdenerwowana. Nie chciała go w to mieszać, a
szczerze mówiąc był ostatnią osobą na ziemi, od której chciałaby uzyskać pomoc.
Nie miała jednak wyboru.
-
Dobra, mało mnie to interesuje, tak samo jak to, że w ogóle tu jesteś. – chciał
się jej jak najszybciej pozbyć, by nie przeszkadzała mu dłużej w pracy. – Skoro
już się z nim uporałaś, to życzę miłej zabawy.
Normalnie
Genevieve by go olała albo nawet zwyzywała od najgorszych, ale wiedziała, że go
potrzebuje. Zanim odszukałaby Ethana, jego siostrze mogło się już coś stać. Nie
mówiąc już o tym, w jakich kłopotach byłaby, gdyby znów ktoś ją zaczepił w
drodze na górę. Musiała odrzucić dumę na bok, bo dobro Tessy było ważniejsze.
-
Proszę, zostań. – złapała go za biceps gdy już się odwracał na pięcie. Spojrzał
na jej delikatną dłoń i chwycił za nadgarstek. Dziewczyna poczuła dziwny prąd
przechodzący między nimi, on też musiał odczuć tę elektryczność. Trzymał ją za
przegub jeszcze chwilę, patrząc jej głęboko w oczy. Później nagle puścił jej
rękę, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, co robi.
Jakiś
chłopak podszedł do niego i szepnął mu coś na ucho. Shannon spojrzał niepewnie
na Gen, ale potem wyjął mały woreczek i dał go chłopakowi, w zamian otrzymując
pieniądze. Genevieve obserwowała to z zaciekawieniem, ale i przerażeniem. Więc
po to tu przyszedł, pomyślała.
-
Wybacz, ale mam interesy do załatwienia. – powiedział do niej z groteskową
uprzejmością.
Genevieve
przypomniała sobie, że ma w torebce trochę pieniędzy, które wzięła w razie
czego z domu.
-
Masz, to wszystko co mam. – wetknęła mu w rękę dziesięć dolarów. – Daj mi
cokolwiek, czym handlujesz i pomóż mi znaleźć moją przyjaciółkę.
Shannon
spojrzał na nią jakby upewniał się, że nie żartuje.
-
Okej, sprzedam ci i sobie pójdę. – droczył się z nią, bo bawiło go jej
zdenerwowanie i fakt, że wepchnęła mu na siłę swoje pieniądze.
-
Tessa też od ciebie coś kupi jak ją znajdziemy. Proszę cię, Shannon. –
Genevieve ledwo przechodziły te słowa przez gardło, ale wiedziała, że tylko tak
uratuje przyjaciółkę.
Shannon
zastanowił się chwilę. W głębi duszy zrobiło mu się trochę żal dziewczyny, ale
wmawiał sobie, że pomoże jej tylko dlatego, iż na tym zarobi. Schował pieniądze
Genevieve do kieszeni i dał jej małą, niebieską tabletkę z wytłoczonym
motylkiem. Nie był pewien, czy dobrze zrobił, ale w końcu mu zapłaciła. Zresztą
on w jej wieku też brał i nic mu nie było.
Gdy
się obrócił, by rozejrzeć się po klubie, Gen wzięła tabletkę. Nie pomyślała
nawet by zapytać, co to albo jakie ma działanie. Liczyła na natychmiastowy
efekt, ale nic nie poczuła. Może na nią to nie działało.
-
Jak ona wygląda? – zapytał Shannon z średnim zainteresowaniem.
-
Jest do mnie podobna, ma ciemne proste włosy… - zaczęła Genevieve, ale Shannon
sam skojarzył fakty.
-
To ona odciągała cię do klasy z korytarza i siedziała z Ethanem w aucie?
-
Tak, to jego siostra.
-
Trzeba tak było od razu. – powiedział Shannon. Musiał mieć u Ethana jakiś dług,
bo nagle stał się skory do pomocy. – Chodź.
Genevieve
ruszyła za nim na parkiet, ale ciągle ktoś na nią wpadał. Nie chciała chwytać
Shannona za rękę żeby się nie zgubić, więc chwyciła go za róg koszuli. Spojrzał
tylko na jej rękę, ale nic nie powiedział. Obydwoje rozglądali się wokoło, ale
nigdzie nie widzieli dziewczyny. Po kilkunastu minutach Gen zaczęła tracić
nadzieję, że znajdą ją całą i zdrową.
-
Tam jest! – wrzasnął do niej Shannon, idąc w stronę baru. Następnie skręcił w
prawo. Dopiero teraz Genevieve zauważyła przyjaciółkę przypartą do kolumny,
obcałowywaną przez jakiegoś chłopaka.
Shannon
odciągnął go od Tessy i wymierzył mu celny cios w oko. Facet ukrył twarz w
dłoniach i oparł się o ścianę. Z pewnością będzie miał śliwę pod okiem.
-
Zwariowałeś?! - wykrzyczała Tessa w
stronę Shannona i podbiegła do chłopaka, który jeszcze chwilę temu ją całował. Zaczęła
coś do niego mówić i chciała złapać go za rękę, ale chłopak odtrącił ją i
uciekł. Tessa podbiegła do Genevieve i zaczęła ją wyzywać. – To ty mu kazałaś
uderzyć Aarona?!
Genevieve
zatkało. Chciała jej pomóc, a ona miała jeszcze pretensje.
-
Myślałam, że robi to wbrew twojej woli… - zaczęła Gen, ale Tessa jej przerwała.
-
Dobra, nieważne. Idę go poszukać, spotkamy się niedługo na górze w tej loży
Ethana.
Gen
chciała ją zatrzymać, ale ta już zniknęła zostawiając ją z Shannonem.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę – dotąd był znudzony, ale chyba spodobało
mu się, że bez konsekwencji mógł kogoś uderzyć. Genevieve nie chciała zostać z
nim sama, dlatego już miała mówić, że pójdzie do Ethana.
Nagle
jednak zakręciło się jej w głowie i mimowolnie wpadła na Shannona, w ostatniej
chwili chwytając się rękawa jego koszuli na wysokości łokcia, a drugą ręką za
jego ramię.
-
Co się stało? – zapytał lekko zaniepokojony widząc, że nie może utrzymać się na
nogach. Spojrzał jej w oczy – miała już trochę powiększone źrenice, na szczęście
było tu na tyle jasno, że mógł to zauważyć. – Wzięłaś to, co ci dałem?
Do
Genevieve wszystkie dźwięki dochodziły jakby spod wody. Słyszała, jak słowa i
muzyka mieszają się w jej głowie, obijając głuchym echem. Nagle poczuła
nieodpartą ochotę, aby przytulić się do niego mocniej. Nie skoordynowała jednak
swoich ruchów i pchnęła go na ścianę, o którą jeszcze przed chwilą opierał się
Aaron.
-
Co to było… - zaczęła Gen, ale nagle mimowolnie się roześmiała. Nagle miała tak
dobry humor, że chciała przetańczyć całą noc.
-
Extasy. – odparł Shannon rozbawiony jej zachowaniem. Specjalnie wybrał ten
specyfik, ale nie myślał, że dziewczyna w ogóle go weźmie. Nie zauważył tego
wcześniej, a narkotyk działał dopiero po kilkudziesięciu minutach.
Nagle
Genevieve stała się niezwykle pobudzona, ponadto zaczęła odpinać koszulę
chłopaka i ręką błądziła po jego klatce piersiowej, cały czas chichocząc. Shannon
nie wiedział, co zrobić. Normalnie nie miałby wyrzutów sumienia, by wykorzystać
dziewczynę w takim stanie. Genevieve była jednak młoda i niedoświadczona w
wielu kwestiach, a narkotyki wzięła tylko ze względu na niego.
Genevieve
chciała go całować, ale on złapał ją mocno za ręce i obrócił ją do siebie
tyłem. Objął ją tak, że nie mogła nic zrobić rękami. Zaczęła się trochę
szarpać, ale gdy Shannon wyszeptał jej do ucha, iż zabierze ją w bardziej ustronne miejsce, zgodziła się i
dała mu się poprowadzić przez parkiet. Po drodze wyrwała się mu jeszcze i
zaczęła tańczyć, ale szybko złapał ją w pasie i przerzucił sobie przez ramię. Trzymał
jej nogi, bo za dużo nimi machała i czuł, jak dotyka jego tyłek rękami.
Wziął
ją do góry, z trudem wchodząc z dziewczyną po schodach. Nie była ciężka, ale
ciągle chwytała się balustrady, przez co ciągła go w tył. W końcu jednak udało
się mu dotrzeć na antresolę i zaczął patrzeć na numerki loży. Były to
oddzielone kotarami pomieszczenia, które miały zapewnić większą prywatność niż
na dole.
-
W której loży jest Ethan? – zapytał dziewczynę, gdy odstawił ją już na ziemię.
Genevieve spojrzała na niego rozbawiona i najwyraźniej nie dotarło do niej
pytanie.
-
Jeden, dwa, trzy, cztery… - zaczęła wyliczać śmiejąc się głośno. Shannonowi nie
chciało się jej pilnować, ale nie chciał jej mieć na sumieniu, gdyby coś się
stało. Zauważył, że jego brat wychodzi z jednego z pomieszczeń. Gdy zobaczył go
z Genevieve lgnącej do niego jak ćma do światła, szybko pobiegł w ich stronę.
-
Co ona tu robi? – zapytał zdenerwowany. Genevieve odsunęła się od Shannona i
rzuciła się na jego brata, zawieszając mu ręce na szyi.
-
Jared, kocham cię! – wykrzyknęła mu do ucha wesoło. – Żartowałam, wolę
Shannona!
Chłopak
spojrzał na brata oskarżycielskim wzrokiem.
-
Co ty jej dałeś? – zapytał ostro.
Shannon
spojrzał na dziewczynę gładzącą jego brata po twarzy i zaśmiał się, gdy Jared
zaczął ją odtrącać. Ta jednak nie dawała za wygraną.
-
Chcę tańczyć! Chodźmy tańczyć! – wrzasnęła i chwyciła Jareda za ręce, ruszając
nimi tak, by tańczył jak ona.
-
Extasy… sama chciała, nie zmuszałem jej, długa historia. – Shannon zaczął się
tłumaczyć, ale wciąż śmieszyło go zachowanie dziewczyny.
-
Jej matka mnie zabije! – Jaredowi nie było do śmiechu. – Mówiła, że pojedzie po
nią do koleżanki żeby zajęła się siostrą, na pewno je teraz szukają!
-
Ona przyjechała tu z nią i jej bratem, właśnie ich szukałem… Są ponoć w którejś
loży.
Jared
został z Genevieve, a Shannon szukał Ethana w każdym pomieszczeniu. Szybko
znalazł go pod trójką. Wytłumaczył mu szybko co się stało, a ten natychmiast
poszedł z nimi w miejsce, gdzie czekała Gen. Tessa akurat weszła po schodach do
góry i spojrzała zaniepokojona na przyjaciółkę, która dziwnie się zachowywała.
Shannon
jako najbardziej muskularny z mężczyzn znów przerzucił sobie Genevieve przez
ramię i wyniósł ją na zewnątrz tylnym wyjściem, w eskorcie Ethana, Tessy i
Jareda.
-
Co ty jej zrobiłeś?! – wykrzyczała Tessa do Shannona, gdy postawił Genevieve na
ziemi przy aucie jej brata.
-
Sama chciała, dobra? – odparł wkurzony, bo miał dość wszystkich oskarżeń.
Genevieve
nie chciała wejść do samochodu, wciąż klejąc się do Shannona. Udało mu się ją
do tego przekonać dopiero wtedy, gdy na siłę wepchnął ją do auta. Ethan
odjechał z nią i Tessą z piskiem opon.
-
To co, kto wygrał zakład? – zapytał rozbawiony Shannon. Jared spojrzał na niego
niezadowolony.
-
Za to, że sprzedałeś jej dropsa, zostajesz zdyskwalifikowany. – odparł Jared i
cofnął się w stronę wejścia do klubu. – Muszę się napić.
Najlepszy rozdział jak dotąd. Uwielbiam to opowiadanie, tak bardzo różni się od wszystkich pozostałych ff!
OdpowiedzUsuńSposób w jaki przedstawiasz tutaj Shannona>>>>>>>>>>>>>>>>
Weny, bo następnego doczekać się już nie mogę... <3
Dzięki!
UsuńPostaram się jak najszybciej, ale nic nie obiecuję bo jeszcze muszę dodać na Nuit, ale na którymś z nich na pewno się coś pojawi #soon :)
Cóż. Okej, moje przewidywania sprawdziły się, ale tylko po części. Shannon strzelił w twarz temu gościowi, ale jednocześnie mam w głowie teraz tylko jedną myśl: CZY TEN FACET OSZALAŁ? Jak Gen zorientuje się (nie wiem, za czyją sprawą), że wzięła, to będzie ciężko... nawet bardzo.
OdpowiedzUsuńWeny!
S.
To wszystko już niebawem. Ah, szalony i nieokiełznany Shannon :)
UsuńDziękuję!
Fajne, podoba mi się...czekam na kolejne
OdpowiedzUsuńDzięki, miło mi :3
Usuńpisz jak najszybciej bo świente
OdpowiedzUsuńdzięki:)
Usuń