poniedziałek, 28 lipca 2014

3. Bad Blood


- Co?! - wypaliła Genevieve trochę za ostro, ale wciąż była wzburzona swoimi słowami skierowanymi do niego.
- Masz rację, ja po prostu... Nie przywykłem do tego, ze ktoś jest dla mnie miły bez powodu. - powiedział normalnie, jak zwykły chłopak. 
Nie był przy tym obojętny czy oziębły jak zawsze, był po prostu zwyczajny. Gen aż zatkało, bo nigdy nie podejrzewałaby, że Shannon zdobędzie się na takie słowa. Chwilę jej zajęło dojście do siebie i wymyślanie jakiejś sensownej odpowiedzi. Zrobiło jej się poniekąd żal Shannona, bo faktycznie nie miał najlepszej opinii i wszyscy z góry traktowali go jak zbrodniarza. Z drugiej strony swoimi czynami zasłużył sobie na swoją reputację. Genevieve miała już mętlik w głowie i coraz bardziej nie wiedziała, co ma powiedzieć.
- Sprawiasz wrażenie zamkniętego w sobie, a jak ktoś próbuje się do ciebie zbliżysz to go odpychasz. To też trochę twoja zasługa, że ludzie są wobec ciebie niemili. - znów skorciła się w myślach za ten ton, niczym nauczycielka pouczająca swojego ucznia. Nie mogła jednak na to nic poradzić, bo ten chłopak naprawdę potrzebował pomocy w uporaniu się ze swoimi problemami, a ona z jakiegoś powodu chciała go z nich wyciągnąć.
- Chętnie bym sobie pogadał, ale zostało mi trochę pracy. - znów zamykał się w swoim świecie.
- Hm, jasne. Trzymaj się. - powiedziała na odczepne Gen widząc, że po prostu chciał ją spławić. Przynajmniej nie pozbył się mnie w swój chamski sposób, pomyślała. To jakiś początek.
Jej mama zdziwiła się, gdy zobaczyła córkę wracającą autobusem. Genevieve powiedziała jej, że pokłóciła się z Tessą. Gdy kobieta zapytała się jej o powód ich sprzeczki, dziewczyna wymyśliła, że to przez chłopaka z którym jej przyjaciółka chciała się umówić. Poprosiła tylko mamę by nie mówiła nic rodzicom Tessy z którymi się przyjaźniła, bo wtedy wyszłoby na jaw, że skłamała. Isabelle pocieszała ją mówiąc, iż niedługo i tak się pogodzą. Nigdy nie były na siebie obrażone dłużej niż trzy dni, ale nigdy nie sprzeczały się o coś takiego, jeszcze nigdy Gen jej tak nie potraktowała.

***

Shannon właśnie skończył na dziś swoją pracę, której tak szczerze nienawidził. Chodzenie do szkoły było męczarnią, ale sprzątanie jej za darmo i z przymusu było już nie do zniesienia. Może w normalnych okolicznościach nie miałby nic przeciwko, ale w momencie, gdy była to jego kara i nie otrzymywał za nią zapłaty, traktował ją jak więzienie. Przez prace społeczne nie miał czasu na znalezienie normalnego zajęcia, które dałoby mu zarobić. Chociaż było to bardziej jego wymówką, by kontynuować swoje nielegalne interesy.
Jared także wrócił właśnie do domu swoim głośno charczącym motorem. W przeciwieństwie do brata znalazł legalną pracę na pół etatu. Pomagał na jakiejś budowie w centrum miasta, nosił ciężkie worki z cementem, pomagał trochę w murowaniu, jednym słowem wykonywał najgorszą możliwą pracę w budowlance. Wracał zmęczony i brudny do domu, natychmiast idąc pod prysznic. Odpoczywał dwie, trzy godziny przed telewizorem, po czym biegał do sąsiadów pilnować ich córki. Czasem gdy nie była potrzebna im jego pomoc, jechał do klubu z Shannonem i sprzedawał z nim narkotyki na lewo, bądź kradł z nim w sklepach lub włamywał się do domów, samochodów.
- Lecimy dzisiaj do Rockin' Rodeo? - zapytał Shannon z nadzieją, gdy Jared leżał na kanapie i oglądał jakąś kreskówkę w telewizji.
- Nie mam siły, padam z nóg. Zresztą i tak pilnuję dzisiaj Leanne.
- Cholera. Muszę szybko zdobyć trochę kasy i myślałem, że pomożesz. - Shannon miał już w głowie gotowy plan. Z bratem zawsze szybciej szło, a teraz musiał wymyślić coś innego. - Nie możesz jeden raz im odmówić i jej nie pilnować?
Jared spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
- Nie, bo sam potrzebuję kasy.
- Dobrze wiesz, że ze mną zarobisz dwa razy więcej. - Shannon starał się przekonać brata. Usiadł na zniszczonym zagłówku kanapy. Zauważył, że brat zaczyna się wahać.
- Za to nielegalnie. - rzucił Jared patrząc znów w telewizor, a nie na brata.
- Nagle zaczęło ci to przeszkadzać? - zapytał Shannon z ironią.
Jared spojrzał na niego łagodnym wzrokiem.
- Po prostu chcę do czegoś dojść w życiu, a po tym co zrobiliśmy w szkole mogłem już wylecieć. To nie jest warte takiego ryzyka.
Shannon zaczął się śmiać myśląc, że brat żartuje.
- Daj spokój, gdyby nie to wszystko juz dawno bylibyśmy spłukani. Wolisz siedzieć pół dnia na budowie, a potem z jakimś dzieciakiem niż zarobić więcej w jeden wieczór?
- Chcę studiować po skończeniu szkoły, a z wyrokiem raczej mnie nie przyjmą.
Shannon nie poznawał swojego brata. Skąd w nim taka nagła zmiana? Przecież zawsze trzymali się razem, nie ważne co się działo. Teraz chciał wyjechać na studia i go zostawić, ponadto nie chciał mu pomóc.
- Ciekawe skąd weźmiesz na nie pieniądze. Bo jeśli chcesz to zrobić "legalnie", to chyba zaharujesz się na śmierć. Spójrz jak wyglądasz, nie masz nawet siły ruszyć dupy z kanapy.
Jared już nie był taki pewien swoich ideałów. Zaczął racjonalnie myśleć nad słowami brata. Miał rację - jeśli będzie tak dalej pracował, wykończy się. W najlepszym wypadku zarobi tak pieniądze, ale zajmie mu to dużo czasu, a zależy mu na tym, by jak najszybciej się stąd wyrwać.
         - Dobra, zapytam Genevieve czy zostanie dzisiaj z Leanne zamiast mnie. - powiedział z drobnym wahaniem, a Shannon się uśmiechnął i zeskoczył z oparcia kanapy. 
         Miał tylko nadzieję, że dziewczyna nie będzie robiła problemów i zgodzi się zająć siostrą. Jeśli nie, był gotowy osobiście ją przekonać. Wiedział, że wystarczy udawać przed nią miłego, a ona od razu na to pójdzie. Kiedy nie miał w tym interesu, nie zamierzał być uprzejmy wobec niej. Nie chciał się do nikogo przywiązywać, a ignorancja i wątpliwa reputacja do tej pory odstraszała wszystkich. Ona jednak wciąż nie dawała za wygraną, jakby chciała udowodnić, że on tylko udaje twardziela.
         Shannon wiedział jednak, że nici z jej starań. Obiecał sobie, że nigdy się nie zmieni. Tak było o wiele łatwiej, nie musiał martwić się o nikogo prócz swojego brata, nie obawiał się, że ktoś go zawiedzie czy zrani. Jeśli chciał być z kimś, to tylko bez zobowiązań uważając, że to najbezpieczniejsze wyjście. Nikt nie mówił mu, jak ma żyć i się zachowywać, nie przeżywał dramatów. Takie życie mu odpowiadało.

***

         - Genevieve, ktoś do ciebie! - krzyknęła pani Montgomery z dołu. Jej starsza córka siedziała u siebie w pokoju i słuchała radia, przez co nic nie słyszała. Akurat leciała jedna z jej ulubionych piosenek Bryan'a Adamsa (Everything I Do) I Do It For You.
         Jej pokój nie był za duży, ale w zupełności jej wystarczał. Pod ścianą stało dwuosobowe drewniane łóżko z wykrytymi ornamentami, a obok niego niska komoda z lustrem. Ściany były fiołkowo fioletowe, a na nich wisiały jej rysunki i obrazy, które namalowała przedstawiające kolorowe kwiaty czy drzewa, najróżniejsze szkice zwierząt, ludzi i cokolwiek co przyszło jej do głowy. Pod oknem stała sztaluga z płótnem, a obok niej niski stolik na którym porozrzucane były pędzle, farby i palety. W pokoju znajdowało się też biurko, na którym zwykle rysowała, duży regał z książkami i szafa wbudowana w ścianę. Wszystkie meble były z jasnego drewna, tak jak podłoga.
         Właśnie przeglądała jakiś magazyn o gwiazdach, gdy ktoś zapukał do jej pokoju.
         - Proszę!
         Do pokoju niepewnie weszła Tessa. Wbijała wzrok w podłogę, jakby bała się spojrzeć na przyjaciółkę. Genevieve zdziwiło, że to ona pierwsza wyciągnęła do niej rękę, ale ucieszyło ją to. Nie lubiła się z nią kłócić, a gdy juz do tego dochodziło, myślała całymi dniami czy zrobić pierwszy krok.
         - Chciałam cię przeprosić, Genny. Nie powinnam tak mówić o tym facecie i bronić Jasona. Chciałam tylko, żebyś sobie kogoś znalazła i tyle, ale później zrozumiałam, że to twoja sprawa i możesz spławiać kogo chcesz.
         Genevieve wstała z łóżka i uścisnęła Tessę. Obydwóm ulżyło, że to koniec kłótni.
         - Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam. - powiedziała Gen i usiadły razem na jej łóżku.
         - Miałaś prawo się wkurzyć. - powiedziała z błahym uśmiechem, który później zniknął z jej twarzy. - Ale powiedz mi szczerze, czy broniłaś tego gościa tylko dlatego, że tak było fair, czy jest jeszcze jakiś inny powód?
         Genevieve nie chciała kłamać, ale nie wiedziała co ma powiedzieć. Tak naprawdę sama zastanawiała się, co ciągnie ją do Shannona. Przez cały czas myślała, że po prostu widzi w nim cos, czego nie widzą inni, ale nie była pewna czy to dlatego chciała się do niego zbliżyć. Musiała przyznać, że gdy otworzył jej drzwi kiedy przyszła do niego z ciastem, spodobał jej się. Później jednak zepsuł wszystko swoją osobowością i teraz Gen sama nie wiedziała, dlaczego wciąż z nim rozmawia, skoro on najwyraźniej nawet jej nie lubi.
         - Nie wiem, chyba chciałam też udowodnić, że nie jest taki zły jak się wszystkim wydaje... Ale najwyraźniej się pomyliłam.
         Tessa spojrzała na nią badawczo. Uwierzyła jej, bo to co mówiła miało sens. Genevieve zawsze musiała wszystkim udowodnić, że ma rację, dlatego nie dziwiło jej, iż w przypadku Shannona było tak samo.
         - Okej, w każdym razie zostawmy to za nami. Zaszantażowałam dzisiaj Ethana, że jeśli nie weźmie nas do klubu to powiem rodzicom, że zrobił w domu imprezę. - klasnęła w dłonie i kontynuowała z entuzjazmem. - Pójdziesz tam z nami? Nie chcę trzymać się ciągle Ethana, a chodzić samej chyba nie wypada.
         Genevieve miała dość imprez po ostatniej. Wiedziała jednak, że aby do końca zażegnać ich konflikt wypada się zgodzić. Poza tym miały iść tam razem i nie zamierzała opuszczać jej na krok, wiec co złego mogłoby się wydarzyć? Mogła się założyć, że rodzice nie będą mieli nic przeciwko jeśli powie, że idzie do niej na noc. To miał być jej pierwszy raz na prawdziwej imprezie w klubie, dlatego cieszyła się, że Tessa zaproponowała jej wspólne wyjście.
         Od razu spakowała w torbę najładniejsze rzeczy, jakie miała i razem z Tessą ubłagały mamę Genevieve by pozwolili jej nocować u przyjaciółki. Isabelle zgodziła się przede wszystkim dlatego, że wiedziała o ich kłótni.

***

         - Dobry wieczór, pani Montgomery. - powiedział uprzejmie Jared, gdy kobieta otworzyła mu drzwi. Zaprosiła go do środka, wszedł jednak tylko do przedsionka.
         - Umawialiśmy się chyba dopiero na dwudziestą, prawda? - zapytała zaskoczona trzymając swoją młodszą córkę na rękach. Ucieszyła się na widok swojego opiekuna i zaczęła wyciągać do niego ręce. Kobieta postawiła ją na ziemi, a ta natychmiast podbiegła do niego i przytuliła się mu do nogi. Podniósł ją i trzymał na rękach, a ona wtulała mu się w obojczyk.
         - Ja właśnie w tej sprawie. Moja babcia gorzej się dziś poczuła, a mama jest w pracy. Mój brat też idzie dzisiaj na nocną zmianę, dlatego nie ma kto jej odwiedzić, a mieszka kawałek stąd. Czy to naprawdę konieczne, żebym dziś przychodził? - starał się wypaść przekonywająco i chyba się udało. Kobieta ściągnęła brwi i spojrzała na córkę.
         - Przykro mi z powodu twojej babci Jared, ale mój mąż pojechał już do pracy, a ja mam za godzinę dyżur w szpitalu.
         - A Genevieve? - chłopak udawał desperację. 
         Nie lubił kłamać, tym bardziej Isabelle, która była dla niego zawsze taka miła i pomocna. Musiał to jednak zrobić że względu na brata. Bał się, że jeśli Shannon sam pójdzie do klubu z dużą ilością towaru, może się zapomnieć. Wolał mieć na niego oko, a przy okazji zarobić.
         - Nocuje dziś u koleżanki... - kobieta zamyśliła się na chwilę. - Nigdy jeszcze nie prosiłeś mnie o wolny dzień dlatego wiem, że to musi być coś poważnego. Pojadę po nią do Tessy i zajmie się siostrą.
         - Naprawdę? - ucieszył się chłopak. - Nie będzie to problem?
         - Och, jeszcze nie raz będzie u niej spała. Najwyżej Tessa przyjedzie do niej i będą spały u nas. - Isabelle spojrzała na córkę, która objęła Jareda za szyję gdy usłyszała, że dziś się nią nie zajmie. Wpatrywała się w niego zeszklonymi jasnozielonymi oczami. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać. - Nie wiem tylko, czy Lea pozwoli ci odejść. - zaśmiała się kobieta.

***

         Gdy Jared wrócił do domu, Shannon był już gotowy. Nie zakładał w ogóle możliwości, że  jego brat nie pojedzie z nim. Wziął kluczyki do auta z blatu w kuchni i ubrał świeżą koszulę w kratkę, podobną do tej, którą miał jego brat.
         - Chyba nie będziesz prowadził? – oburzył się Jared.
         Shannon spojrzał na niego unosząc brwi do góry.
         - Czemu nie? Jestem czysty. – zastrzegł od razu i już chciał wyjść z domu, ale Jared zaszedł mu drogę.
         - Ale nie będziesz dziś wieczorem. Pamiętaj, że wtedy ja prowadzę.
         - Zobaczymy w jakim ty będziesz stanie, zawsze jesteś taki mądry w domu. – zaśmiał się Shannon, a Jared mu zawtórował. Wiedział, że brat ma rację.
         Wyszedł na zewnątrz, a brat zaraz za nim. Shannon nie zamierzał sprzedawać dziś wszystkiego, a nawet jeśli to planował coś wypić. Nie raz zdarzało mu się jechać pod wpływem i Jared nie miał nic przeciwko, czasem nawet on prowadził w jeszcze gorszym stanie.
         Jared też czasami brał, ale częściej pił. Ostatnimi czasy coraz mniej, gdyż bał się o swoją pracę. Shannon wiedział jednak, że gdy tylko dotrą do klubu, jego brat nie będzie myślał już tak racjonalnie jak w domu, zawsze tak było. W domu był mądry i dojrzały, ale gdy tylko znajdował się w towarzystwie od razu zamieniał się w nieodpowiedzialnego małolata.
         Shannon prowadził chaotycznie i jechał bardzo szybko. Zawsze spieszyło mu się do klubu, nie zważał wtedy na znaki drogowe czy samochody na ulicy.
         - Słyszałem w szkole jak ten młody od Newman’ów chwalił się dzisiaj, że za tydzień wyjeżdża ze starymi do Kalifornii na kilka dni. – powiedział Shannon skupiając się bardziej na rozmowie, niż na drodze. Jared był już przyzwyczajony do jego jazdy, dlatego się tym nie przejmował. – Są dość bogaci, przejeżdżałem dzisiaj obok ich domu. Pewnie zostawią samochody.
         Jared już wiedział, do czego zmierza brat.
         - Chcesz zrobić skok? – zapytał retorycznie. I tak znał już odpowiedź.
         - A ty nie? – zaśmiał się Shannon. – Mają tam tak wysokie ogrodzenie, że sąsiedzi nawet nie zauważą jak tam wejdziemy. Z samochodami będzie trudniej, ale najwyżej sobie odpuścimy.
         - Dobra, wezmę wolne w ten dzień. – zgodził się od razu Jared, a Shannon się ucieszył.
         Może i młodszy Leto nie chciał łamać już prawa, ale musiał. Zdawał sobie sprawę, że mógłby nieźle za to oberwać, ale to się nie liczyło. Liczyła się adrenalina, dobra zabawa i oczywiście szybki zarobek.
         Jedynym jego zmartwieniem była matka – nie chciał, by przejmowała się ich losem. Pracowała na stacji benzynowej w centrum miasta, często od rana do nocy, dlatego nie wiedziała, kiedy znikali. Podejrzewała, że łamią prawo, zresztą kilka razy ich złapano na kradzieży, a ostatnio Shannon miał rozprawę za którą dostał prace społeczne. Nie miała jednak na nich wpływu. Nie mogła ich pilnować, a jej rodzice niedawno wyprowadzili się do Massachusetts. Pomimo, że synowie nie chcieli sprawiać jej zawodu i dokładać kłopotów, nadal prowadzili nielegalne interesy starając się, by nic nie wyszło na jaw.
         Gdy dotarli pod klub, ochroniarz już skinął im głową z daleka. Dobrze ich znał, byli w końcu stałymi klientami, a właściwie on także był ich. Rozejrzał się, czy nie ma nikogo w pobliżu i zapytał, czy mają dziś dla niego działkę. Shannon od razu wyjął z kieszeni spodni woreczek z białym proszkiem i wsunął go postawnemu ochroniarzowi w dłoń, odbierając przy tym pieniądze. Ochroniarz zawsze brał od niego to samo, dlatego od razu wiedział, czego było mu potrzeba. Jeszcze nie weszli do klubu, a już zarobili.

***
         Tessa jednak pożyczyła Genevieve śliczną dopasowaną spódniczkę i bluzkę z dekoltem. Gen średnio czuła się w tym stroju, ale nie chciała zrobić przykrości przyjaciółce, dlatego udawała, że jej się podoba. To nie był jej styl, czuła się zbyt wyzywająca i wulgarna. W dodatku Tessa namalowała jej na powiekach kreski czarną kredką. Nagle jej zazwyczaj lekko podkreślone tuszem do rzęs oczy stały się większe, a spojrzenie bardziej tajemnicze. Nie poznawała samej siebie widząc się w lustrze. Przyjaciółka chciała pożyczyć jej jeszcze obcasy, ale Gen zdecydowała się na własne proste, czarne conversy do kostek.
         Cała ta transformacja miała na celu postarzyć dziewczyny. Teoretycznie do klubu wpuszczano od dwudziestego pierwszego roku życia, jednak wyglądających na tyle ludzi nie legitymowano. Ethan na przykład dopiero co skończył dwadzieścia lat, a nigdy nie robiono mu tam problemów. Aby z szesnastolatek zamienić się w kobiety przyjaciółki musiały się postarać. Tessa założyła obcisłą sukienkę, którą znalazła w szafie swojej mamy, do tego obcasy które wcześniej proponowała Genevieve. Pomalowałam się tak samo jak ona, jednak dodała do tego czerwoną szminkę. Obie rozpuściły proste włosy. Teraz wyglądały niemalże identycznie.
         - Wyglądasz jak wywłoka. - rzucił Ethan do siostry, gdy zobaczył ją w salonie. Znów byli sami w domu. Sam był ubrany w koszulę z krótkim rękawem i dżinsy. Spokojnie wyglądał na dwadzieścia jeden lat, gdyż ostatnio się nie ogolił i miał już kilkudniowy zarost. Bez niego wyglądałby o wiele młodziej.
         - Zamknij się Ethan, wiem że mówisz to tylko po to, żebym się przebrała i mnie tam nie wpuścili. - odpyskowała Tessa.
         - Mówię to, bo wstyd mi się tam z tobą pokazać w tym stroju. Zresztą i tak was nie wpuszczą.

         - Jeszcze zobaczymy. - rzuciła nadąsana Tessa i wyszła na zewnątrz, a za nią Gen. Ethan zamknął drzwi na klucz i niechętnie otworzył im auto. Ruszyli w stronę miasta, prosto do klubu.

10 komentarzy:

  1. Mam dziwne przeczucie,że dziewczyny w tym klubie nieźle zaszaleją. A Shannon... wiemy,że nie jest aniołkiem,ale... myślę że będzie odpowiedzialny po raz kolejny za wyciągnięcie z kłopotów Gen.
    Cóż. No bo nie sądzę,że to wszystko tak szybko się skończy, prawda?
    Weny!
    S.

    P.S. Nowy rozdział u mnie będzie popołudniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie moge zdradzić, ale mam juz pewne plany :)
      Spokojnie, planuję jeszcze trochę tu zostac :p
      Dzieki :3

      Usuń
  2. Pewnie coś na tej imprezie się stanie. I pewnie nie będzie to nic dobrego xd
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. POPROSTU MEGA! Nie wiem co dalej napisać.... bo jest to genialny rozdział xd weny!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak bardzo uwielbiam Twój styl pisania, przychodzi Ci to z taką niesamowitą lekkością. Cieszę się bardzo,że rozdziały pojawiają się tak często.
    Tak jak już mówiłam to ff przypadło mi do gustu jeszcze bardziej niż poprzednie, jestem przekonana,że zaskoczysz Nas bardzo, wielokrotnie :D

    Impreza zapowiada się interesująco... Z niecierpliwością czekam na następny, weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mi miło czytać coś takiego, dziękuję bardzo!
      Z pewnością będę starać się zaskoczyć, mam nadzieję, że mi się to uda :)

      Usuń
  5. Uuu haha przyjedzie mama i będzie potem przypał.
    Z rozdziału na rozdział, opowiadanie podoba mi się coraz bardziej. Już nie mogę się doczekać kolejnego. ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)