- Co?! - wypaliła Genevieve trochę za ostro,
ale wciąż była wzburzona swoimi słowami skierowanymi do niego.
- Masz rację, ja po prostu... Nie przywykłem do
tego, ze ktoś jest dla mnie miły bez powodu. - powiedział normalnie, jak zwykły
chłopak.
Nie był przy tym obojętny czy oziębły jak
zawsze, był po prostu zwyczajny. Gen aż zatkało, bo nigdy nie podejrzewałaby,
że Shannon zdobędzie się na takie słowa. Chwilę jej zajęło dojście do siebie i
wymyślanie jakiejś sensownej odpowiedzi. Zrobiło jej się poniekąd żal Shannona,
bo faktycznie nie miał najlepszej opinii i wszyscy z góry traktowali go jak
zbrodniarza. Z drugiej strony swoimi czynami zasłużył sobie na swoją reputację.
Genevieve miała już mętlik w głowie i coraz bardziej nie wiedziała, co ma
powiedzieć.
- Sprawiasz wrażenie zamkniętego w sobie, a jak
ktoś próbuje się do ciebie zbliżysz to go odpychasz. To też trochę twoja
zasługa, że ludzie są wobec ciebie niemili. - znów skorciła się w myślach za
ten ton, niczym nauczycielka pouczająca swojego ucznia. Nie mogła jednak na to
nic poradzić, bo ten chłopak naprawdę potrzebował pomocy w uporaniu się ze
swoimi problemami, a ona z jakiegoś powodu chciała go z nich wyciągnąć.
- Chętnie bym sobie pogadał, ale zostało mi
trochę pracy. - znów zamykał się w swoim świecie.
- Hm, jasne. Trzymaj się. - powiedziała na
odczepne Gen widząc, że po prostu chciał ją spławić. Przynajmniej nie pozbył
się mnie w swój chamski sposób, pomyślała. To jakiś początek.
Jej mama zdziwiła się, gdy zobaczyła córkę
wracającą autobusem. Genevieve powiedziała jej, że pokłóciła się z Tessą. Gdy
kobieta zapytała się jej o powód ich sprzeczki, dziewczyna wymyśliła, że to
przez chłopaka z którym jej przyjaciółka chciała się umówić. Poprosiła tylko
mamę by nie mówiła nic rodzicom Tessy z którymi się przyjaźniła, bo wtedy
wyszłoby na jaw, że skłamała. Isabelle pocieszała ją mówiąc, iż niedługo i tak
się pogodzą. Nigdy nie były na siebie obrażone dłużej niż trzy dni, ale nigdy
nie sprzeczały się o coś takiego, jeszcze nigdy Gen jej tak nie potraktowała.
***
Shannon właśnie skończył na dziś swoją pracę,
której tak szczerze nienawidził. Chodzenie do szkoły było męczarnią, ale
sprzątanie jej za darmo i z przymusu było już nie do zniesienia. Może w
normalnych okolicznościach nie miałby nic przeciwko, ale w momencie, gdy była
to jego kara i nie otrzymywał za nią zapłaty, traktował ją jak więzienie. Przez
prace społeczne nie miał czasu na znalezienie normalnego zajęcia, które dałoby
mu zarobić. Chociaż było to bardziej jego wymówką, by kontynuować swoje
nielegalne interesy.
Jared także wrócił właśnie do domu swoim głośno
charczącym motorem. W przeciwieństwie do brata znalazł legalną pracę na pół
etatu. Pomagał na jakiejś budowie w centrum miasta, nosił ciężkie worki z cementem,
pomagał trochę w murowaniu, jednym słowem wykonywał najgorszą możliwą pracę w
budowlance. Wracał zmęczony i brudny do domu, natychmiast idąc pod prysznic.
Odpoczywał dwie, trzy godziny przed telewizorem, po czym biegał do sąsiadów
pilnować ich córki. Czasem gdy nie była potrzebna im jego pomoc, jechał do
klubu z Shannonem i sprzedawał z nim narkotyki na lewo, bądź kradł z nim w
sklepach lub włamywał się do domów, samochodów.
- Lecimy dzisiaj do Rockin' Rodeo? - zapytał
Shannon z nadzieją, gdy Jared leżał na kanapie i oglądał jakąś kreskówkę w
telewizji.
- Nie mam siły, padam z nóg. Zresztą i tak
pilnuję dzisiaj Leanne.
- Cholera. Muszę szybko zdobyć trochę kasy i
myślałem, że pomożesz. - Shannon miał już w głowie gotowy plan. Z bratem zawsze
szybciej szło, a teraz musiał wymyślić coś innego. - Nie możesz jeden raz im
odmówić i jej nie pilnować?
Jared spojrzał na niego zmęczonym wzrokiem.
- Nie, bo sam potrzebuję kasy.
- Dobrze wiesz, że ze mną zarobisz dwa razy
więcej. - Shannon starał się przekonać brata. Usiadł na zniszczonym zagłówku
kanapy. Zauważył, że brat zaczyna się wahać.
- Za to nielegalnie. - rzucił Jared patrząc
znów w telewizor, a nie na brata.
- Nagle zaczęło ci to przeszkadzać? - zapytał
Shannon z ironią.
Jared spojrzał na niego łagodnym wzrokiem.
- Po prostu chcę do czegoś dojść w życiu, a po
tym co zrobiliśmy w szkole mogłem już wylecieć. To nie jest warte takiego
ryzyka.
Shannon zaczął się śmiać myśląc, że brat
żartuje.
- Daj spokój, gdyby nie to wszystko juz dawno
bylibyśmy spłukani. Wolisz siedzieć pół dnia na budowie, a potem z jakimś
dzieciakiem niż zarobić więcej w jeden wieczór?
- Chcę studiować po skończeniu szkoły, a z
wyrokiem raczej mnie nie przyjmą.
Shannon nie poznawał swojego brata. Skąd w nim
taka nagła zmiana? Przecież zawsze trzymali się razem, nie ważne co się działo.
Teraz chciał wyjechać na studia i go zostawić, ponadto nie chciał mu pomóc.
- Ciekawe skąd weźmiesz na nie pieniądze. Bo
jeśli chcesz to zrobić "legalnie", to chyba zaharujesz się na śmierć.
Spójrz jak wyglądasz, nie masz nawet siły ruszyć dupy z kanapy.
Jared już nie był taki pewien swoich ideałów.
Zaczął racjonalnie myśleć nad słowami brata. Miał rację - jeśli będzie tak
dalej pracował, wykończy się. W najlepszym wypadku zarobi tak pieniądze, ale
zajmie mu to dużo czasu, a zależy mu na tym, by jak najszybciej się stąd
wyrwać.
- Dobra, zapytam Genevieve
czy zostanie dzisiaj z Leanne zamiast mnie. - powiedział z drobnym wahaniem, a
Shannon się uśmiechnął i zeskoczył z oparcia kanapy.
Miał tylko nadzieję, że
dziewczyna nie będzie robiła problemów i zgodzi się zająć siostrą. Jeśli nie,
był gotowy osobiście ją przekonać. Wiedział, że wystarczy udawać przed nią
miłego, a ona od razu na to pójdzie. Kiedy nie miał w tym interesu, nie
zamierzał być uprzejmy wobec niej. Nie chciał się do nikogo przywiązywać, a
ignorancja i wątpliwa reputacja do tej pory odstraszała wszystkich. Ona jednak
wciąż nie dawała za wygraną, jakby chciała udowodnić, że on tylko udaje twardziela.
Shannon wiedział jednak, że
nici z jej starań. Obiecał sobie, że nigdy się nie zmieni. Tak było o wiele
łatwiej, nie musiał martwić się o nikogo prócz swojego brata, nie obawiał się,
że ktoś go zawiedzie czy zrani. Jeśli chciał być z kimś, to tylko bez
zobowiązań uważając, że to najbezpieczniejsze wyjście. Nikt nie mówił mu, jak
ma żyć i się zachowywać, nie przeżywał dramatów. Takie życie mu odpowiadało.
***
- Genevieve, ktoś do ciebie!
- krzyknęła pani Montgomery z dołu. Jej starsza córka siedziała u siebie w
pokoju i słuchała radia, przez co nic nie słyszała. Akurat leciała jedna z jej
ulubionych piosenek Bryan'a Adamsa (Everything I Do) I Do It For You.
Jej pokój nie był za duży,
ale w zupełności jej wystarczał. Pod ścianą stało dwuosobowe drewniane łóżko z
wykrytymi ornamentami, a obok niego niska komoda z lustrem. Ściany były
fiołkowo fioletowe, a na nich wisiały jej rysunki i obrazy, które namalowała przedstawiające
kolorowe kwiaty czy drzewa, najróżniejsze szkice zwierząt, ludzi i cokolwiek co
przyszło jej do głowy. Pod oknem stała sztaluga z płótnem, a obok niej niski
stolik na którym porozrzucane były pędzle, farby i palety. W pokoju znajdowało
się też biurko, na którym zwykle rysowała, duży regał z książkami i szafa
wbudowana w ścianę. Wszystkie meble były z jasnego drewna, tak jak podłoga.
Właśnie przeglądała jakiś
magazyn o gwiazdach, gdy ktoś zapukał do jej pokoju.
- Proszę!
Do pokoju niepewnie weszła
Tessa. Wbijała wzrok w podłogę, jakby bała się spojrzeć na przyjaciółkę.
Genevieve zdziwiło, że to ona pierwsza wyciągnęła do niej rękę, ale ucieszyło
ją to. Nie lubiła się z nią kłócić, a gdy juz do tego dochodziło, myślała
całymi dniami czy zrobić pierwszy krok.
- Chciałam cię przeprosić,
Genny. Nie powinnam tak mówić o tym facecie i bronić Jasona. Chciałam tylko,
żebyś sobie kogoś znalazła i tyle, ale później zrozumiałam, że to twoja sprawa
i możesz spławiać kogo chcesz.
Genevieve wstała z łóżka i
uścisnęła Tessę. Obydwóm ulżyło, że to koniec kłótni.
- Przepraszam, że na ciebie
naskoczyłam. - powiedziała Gen i usiadły razem na jej łóżku.
- Miałaś prawo się wkurzyć. -
powiedziała z błahym uśmiechem, który później zniknął z jej twarzy. - Ale
powiedz mi szczerze, czy broniłaś tego gościa tylko dlatego, że tak było fair,
czy jest jeszcze jakiś inny powód?
Genevieve nie chciała kłamać,
ale nie wiedziała co ma powiedzieć. Tak naprawdę sama zastanawiała się, co
ciągnie ją do Shannona. Przez cały czas myślała, że po prostu widzi w nim cos,
czego nie widzą inni, ale nie była pewna czy to dlatego chciała się do niego
zbliżyć. Musiała przyznać, że gdy otworzył jej drzwi kiedy przyszła do niego z
ciastem, spodobał jej się. Później jednak zepsuł wszystko swoją osobowością i
teraz Gen sama nie wiedziała, dlaczego wciąż z nim rozmawia, skoro on
najwyraźniej nawet jej nie lubi.
- Nie wiem, chyba chciałam
też udowodnić, że nie jest taki zły jak się wszystkim wydaje... Ale
najwyraźniej się pomyliłam.
Tessa spojrzała na nią badawczo.
Uwierzyła jej, bo to co mówiła miało sens. Genevieve zawsze musiała wszystkim
udowodnić, że ma rację, dlatego nie dziwiło jej, iż w przypadku Shannona było
tak samo.
- Okej, w każdym razie
zostawmy to za nami. Zaszantażowałam dzisiaj Ethana, że jeśli nie weźmie nas do
klubu to powiem rodzicom, że zrobił w domu imprezę. - klasnęła w dłonie i
kontynuowała z entuzjazmem. - Pójdziesz tam z nami? Nie chcę trzymać się ciągle
Ethana, a chodzić samej chyba nie wypada.
Genevieve miała dość imprez
po ostatniej. Wiedziała jednak, że aby do końca zażegnać ich konflikt wypada
się zgodzić. Poza tym miały iść tam razem i nie zamierzała opuszczać jej na
krok, wiec co złego mogłoby się wydarzyć? Mogła się założyć, że rodzice nie
będą mieli nic przeciwko jeśli powie, że idzie do niej na noc. To miał być jej
pierwszy raz na prawdziwej imprezie w klubie, dlatego cieszyła się, że Tessa
zaproponowała jej wspólne wyjście.
Od razu spakowała w torbę
najładniejsze rzeczy, jakie miała i razem z Tessą ubłagały mamę Genevieve by
pozwolili jej nocować u przyjaciółki. Isabelle zgodziła się przede wszystkim
dlatego, że wiedziała o ich kłótni.
***
- Dobry wieczór, pani
Montgomery. - powiedział uprzejmie Jared, gdy kobieta otworzyła mu drzwi.
Zaprosiła go do środka, wszedł jednak tylko do przedsionka.
- Umawialiśmy się chyba
dopiero na dwudziestą, prawda? - zapytała zaskoczona trzymając swoją młodszą
córkę na rękach. Ucieszyła się na widok swojego opiekuna i zaczęła wyciągać do
niego ręce. Kobieta postawiła ją na ziemi, a ta natychmiast podbiegła do niego
i przytuliła się mu do nogi. Podniósł ją i trzymał na rękach, a ona wtulała mu
się w obojczyk.
- Ja właśnie w tej sprawie.
Moja babcia gorzej się dziś poczuła, a mama jest w pracy. Mój brat też idzie
dzisiaj na nocną zmianę, dlatego nie ma kto jej odwiedzić, a mieszka kawałek
stąd. Czy to naprawdę konieczne, żebym dziś przychodził? - starał się wypaść
przekonywająco i chyba się udało. Kobieta ściągnęła brwi i spojrzała na córkę.
- Przykro mi z powodu twojej
babci Jared, ale mój mąż pojechał już do pracy, a ja mam za godzinę dyżur w
szpitalu.
- A Genevieve? - chłopak
udawał desperację.
Nie lubił kłamać, tym
bardziej Isabelle, która była dla niego zawsze taka miła i pomocna. Musiał to
jednak zrobić że względu na brata. Bał się, że jeśli Shannon sam pójdzie do
klubu z dużą ilością towaru, może się zapomnieć. Wolał mieć na niego oko, a
przy okazji zarobić.
- Nocuje dziś u koleżanki...
- kobieta zamyśliła się na chwilę. - Nigdy jeszcze nie prosiłeś mnie o wolny
dzień dlatego wiem, że to musi być coś poważnego. Pojadę po nią do Tessy i
zajmie się siostrą.
- Naprawdę? - ucieszył się
chłopak. - Nie będzie to problem?
- Och, jeszcze nie raz będzie
u niej spała. Najwyżej Tessa przyjedzie do niej i będą spały u nas. - Isabelle
spojrzała na córkę, która objęła Jareda za szyję gdy usłyszała, że dziś się nią
nie zajmie. Wpatrywała się w niego zeszklonymi jasnozielonymi oczami. Wyglądała,
jakby zaraz miała się rozpłakać. - Nie wiem tylko, czy Lea pozwoli ci odejść. -
zaśmiała się kobieta.
***
Gdy Jared wrócił do domu,
Shannon był już gotowy. Nie zakładał w ogóle możliwości, że jego brat nie pojedzie z nim. Wziął kluczyki
do auta z blatu w kuchni i ubrał świeżą koszulę w kratkę, podobną do tej, którą
miał jego brat.
- Chyba nie będziesz
prowadził? – oburzył się Jared.
Shannon spojrzał na niego
unosząc brwi do góry.
- Czemu nie? Jestem czysty. –
zastrzegł od razu i już chciał wyjść z domu, ale Jared zaszedł mu drogę.
- Ale nie będziesz dziś
wieczorem. Pamiętaj, że wtedy ja prowadzę.
- Zobaczymy w jakim ty
będziesz stanie, zawsze jesteś taki mądry w domu. – zaśmiał się Shannon, a
Jared mu zawtórował. Wiedział, że brat ma rację.
Wyszedł na zewnątrz, a brat
zaraz za nim. Shannon nie zamierzał sprzedawać dziś wszystkiego, a nawet jeśli
to planował coś wypić. Nie raz zdarzało mu się jechać pod wpływem i Jared nie
miał nic przeciwko, czasem nawet on prowadził w jeszcze gorszym stanie.
Jared też czasami brał, ale
częściej pił. Ostatnimi czasy coraz mniej, gdyż bał się o swoją pracę. Shannon
wiedział jednak, że gdy tylko dotrą do klubu, jego brat nie będzie myślał już
tak racjonalnie jak w domu, zawsze tak było. W domu był mądry i dojrzały, ale
gdy tylko znajdował się w towarzystwie od razu zamieniał się w nieodpowiedzialnego
małolata.
Shannon prowadził chaotycznie
i jechał bardzo szybko. Zawsze spieszyło mu się do klubu, nie zważał wtedy na
znaki drogowe czy samochody na ulicy.
- Słyszałem w szkole jak ten
młody od Newman’ów chwalił się dzisiaj, że za tydzień wyjeżdża ze starymi do
Kalifornii na kilka dni. – powiedział Shannon skupiając się bardziej na
rozmowie, niż na drodze. Jared był już przyzwyczajony do jego jazdy, dlatego
się tym nie przejmował. – Są dość bogaci, przejeżdżałem dzisiaj obok ich domu.
Pewnie zostawią samochody.
Jared już wiedział, do czego
zmierza brat.
- Chcesz zrobić skok? –
zapytał retorycznie. I tak znał już odpowiedź.
- A ty nie? – zaśmiał się
Shannon. – Mają tam tak wysokie ogrodzenie, że sąsiedzi nawet nie zauważą jak
tam wejdziemy. Z samochodami będzie trudniej, ale najwyżej sobie odpuścimy.
- Dobra, wezmę wolne w ten
dzień. – zgodził się od razu Jared, a Shannon się ucieszył.
Może i młodszy Leto nie
chciał łamać już prawa, ale musiał. Zdawał sobie sprawę, że mógłby nieźle za to
oberwać, ale to się nie liczyło. Liczyła się adrenalina, dobra zabawa i
oczywiście szybki zarobek.
Jedynym jego zmartwieniem
była matka – nie chciał, by przejmowała się ich losem. Pracowała na stacji
benzynowej w centrum miasta, często od rana do nocy, dlatego nie wiedziała,
kiedy znikali. Podejrzewała, że łamią prawo, zresztą kilka razy ich złapano na
kradzieży, a ostatnio Shannon miał rozprawę za którą dostał prace społeczne.
Nie miała jednak na nich wpływu. Nie mogła ich pilnować, a jej rodzice niedawno
wyprowadzili się do Massachusetts. Pomimo, że synowie nie chcieli sprawiać jej
zawodu i dokładać kłopotów, nadal prowadzili nielegalne interesy starając się,
by nic nie wyszło na jaw.
Gdy dotarli pod klub,
ochroniarz już skinął im głową z daleka. Dobrze ich znał, byli w końcu stałymi
klientami, a właściwie on także był ich. Rozejrzał się, czy nie ma nikogo w
pobliżu i zapytał, czy mają dziś dla niego działkę. Shannon od razu wyjął z
kieszeni spodni woreczek z białym proszkiem i wsunął go postawnemu
ochroniarzowi w dłoń, odbierając przy tym pieniądze. Ochroniarz zawsze brał od
niego to samo, dlatego od razu wiedział, czego było mu potrzeba. Jeszcze nie
weszli do klubu, a już zarobili.
***
Tessa jednak pożyczyła
Genevieve śliczną dopasowaną spódniczkę i bluzkę z dekoltem. Gen średnio czuła
się w tym stroju, ale nie chciała zrobić przykrości przyjaciółce, dlatego
udawała, że jej się podoba. To nie był jej styl, czuła się zbyt wyzywająca i
wulgarna. W dodatku Tessa namalowała jej na powiekach kreski czarną kredką.
Nagle jej zazwyczaj lekko podkreślone tuszem do rzęs oczy stały się większe, a
spojrzenie bardziej tajemnicze. Nie poznawała samej siebie widząc się w
lustrze. Przyjaciółka chciała pożyczyć jej jeszcze obcasy, ale Gen zdecydowała
się na własne proste, czarne conversy do kostek.
Cała ta transformacja miała
na celu postarzyć dziewczyny. Teoretycznie do klubu wpuszczano od dwudziestego
pierwszego roku życia, jednak wyglądających na tyle ludzi nie legitymowano.
Ethan na przykład dopiero co skończył dwadzieścia lat, a nigdy nie robiono mu
tam problemów. Aby z szesnastolatek zamienić się w kobiety przyjaciółki musiały
się postarać. Tessa założyła obcisłą sukienkę, którą znalazła w szafie swojej
mamy, do tego obcasy które wcześniej proponowała Genevieve. Pomalowałam się tak
samo jak ona, jednak dodała do tego czerwoną szminkę. Obie rozpuściły proste
włosy. Teraz wyglądały niemalże identycznie.
- Wyglądasz jak wywłoka. -
rzucił Ethan do siostry, gdy zobaczył ją w salonie. Znów byli sami w domu. Sam
był ubrany w koszulę z krótkim rękawem i dżinsy. Spokojnie wyglądał na
dwadzieścia jeden lat, gdyż ostatnio się nie ogolił i miał już kilkudniowy
zarost. Bez niego wyglądałby o wiele młodziej.
- Zamknij się Ethan, wiem że
mówisz to tylko po to, żebym się przebrała i mnie tam nie wpuścili. -
odpyskowała Tessa.
- Mówię to, bo wstyd mi się
tam z tobą pokazać w tym stroju. Zresztą i tak was nie wpuszczą.
- Jeszcze zobaczymy. -
rzuciła nadąsana Tessa i wyszła na zewnątrz, a za nią Gen. Ethan zamknął drzwi
na klucz i niechętnie otworzył im auto. Ruszyli w stronę miasta, prosto do
klubu.
Mam dziwne przeczucie,że dziewczyny w tym klubie nieźle zaszaleją. A Shannon... wiemy,że nie jest aniołkiem,ale... myślę że będzie odpowiedzialny po raz kolejny za wyciągnięcie z kłopotów Gen.
OdpowiedzUsuńCóż. No bo nie sądzę,że to wszystko tak szybko się skończy, prawda?
Weny!
S.
P.S. Nowy rozdział u mnie będzie popołudniem :)
Nic nie moge zdradzić, ale mam juz pewne plany :)
UsuńSpokojnie, planuję jeszcze trochę tu zostac :p
Dzieki :3
Pewnie coś na tej imprezie się stanie. I pewnie nie będzie to nic dobrego xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział!
Niedługo się okaże :) dziekuje za komentarz!
UsuńPOPROSTU MEGA! Nie wiem co dalej napisać.... bo jest to genialny rozdział xd weny!!
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję :)
UsuńTak bardzo uwielbiam Twój styl pisania, przychodzi Ci to z taką niesamowitą lekkością. Cieszę się bardzo,że rozdziały pojawiają się tak często.
OdpowiedzUsuńTak jak już mówiłam to ff przypadło mi do gustu jeszcze bardziej niż poprzednie, jestem przekonana,że zaskoczysz Nas bardzo, wielokrotnie :D
Impreza zapowiada się interesująco... Z niecierpliwością czekam na następny, weny <3
Nawet nie wiesz jak mi miło czytać coś takiego, dziękuję bardzo!
UsuńZ pewnością będę starać się zaskoczyć, mam nadzieję, że mi się to uda :)
Uuu haha przyjedzie mama i będzie potem przypał.
OdpowiedzUsuńZ rozdziału na rozdział, opowiadanie podoba mi się coraz bardziej. Już nie mogę się doczekać kolejnego. ;)
Dzięki, już niedługo nowy ;)
Usuń