piątek, 25 lipca 2014

2. Pride


Genevieve udało się wyjść z imprezy nie napotykając po drodze nikogo znajomego. Nie chciała by Tessa lub Ethan widzieli ją w takim stanie – rozdygotaną, z mokrymi od łez policzkami i rozdartą sukienką. Dopiero teraz zauważyła, że na jednym z kwiatków pojawiła się dziura.
Biegła ciemną ścieżką bojąc się własnego cienia. Gdy miała już iść chodnikiem w stronę domu, ktoś szarpnął ją za ramię. Wystraszyła się, że to Adam. Znów byłaby w potrzasku, sama między drzewami. Nie widziała nawet twarzy tego, kto ją zaczepił. Wyrwała się i pobiegła przed siebie, aż znalazła się na oświetlonym chodniku.
Shannon wydawał się być zły, że uciekła i musiał ją gonić. No cóż, pomyślała, w końcu on jedyny nie powinien się dziwić dlaczego.
- Poczekaj. – rzucił w jej kierunku, a ona się zatrzymała. – Podwiozę cię do domu. I tak ta impreza jest kiepska.
Genevieve się zawahała. Może i uratował ją z opresji, ale nie zmieniało to faktu, że po opiniach jakie słyszała na jego temat mu nie ufała. Stwierdziła jednak, że na chodniku mógł zaczepić ją każdy, a skoro ona tak bardzo wystraszyła się kogoś chwytającego ją za ramię pod domem przyjaciółki to wolała wybrać mniejsze zło. Poza tym po co miałby ją ratować, żeby potem skrzywdzić? Nie wyglądał też na pijanego czy naćpanego, dlatego nie czuła się zagrożona.
Zaparkował swojego srebrnego jeepa naprzeciwko domu West'ów. Wyglądał na dość stary i tak brzmiał, gdy jechali w kierunku ich domów. Shannon włączył radio, by zakłócić milczenie. Leciała akurat jakaś wolna, miłosna piosenka, którą natychmiast przełączył na rap. Każda sekunda ciszy strasznie jej ciążyła, ale obawiała się odezwać. Nagle z kilku minut drogi zrobiła się godzina, a przynajmniej tak jej się wydawało.
- Wiesz, może miałaś rację. – powiedział nagle cały czas patrząc na drogę. Przez chwilę Gen zastanawiała się, czy powiedział to naprawdę czy tylko się przesłyszała.
- Z czym? – zapytała bezmyślnie, bo wyrwał ją z przemyśleń i nie skupiła się na jego słowach.
Westchnął głęboko, jakby miał jej dość.
- Nieważne. – rzucił z dezaprobatą i się zatrzymał.
Genevieve się rozejrzała. Stali już pod jej domem.
- Dzięki za podwiezienie. – powiedziała tak samo obojętnie jak on i trzasnęła drzwiami. On nic nie odpowiedział, przejechał tylko na drugą stronę i zaparkował na podjeździe swojego domu.
Gen ucieszyła się, że na ich podjeździe nie stało auto rodziców. Nie chciała by widzieli ją w takim stanie, bo nie za bardzo wiedziałaby co powiedzieć. Marzyła tylko o ciepłym prysznicu, który mógłby zmyć z niej cały dzisiejszy dzień.
Było już późno, dlatego liczyła, że Jared jej nie zauważy i wślizgnie się szybko do swojego pokoju, a potem do łazienki. Jednak już przy wejściu zobaczyła swoją siostrę i jej opiekuna siedzących na kanapie.
Leanne była już w piżamie i prawie już spała. Opierała główkę o ramię Jareda i słuchała bajki, którą jej opowiadał z jakiejś dziecięcej książki z baśniami. Kiedy zobaczyła Genevieve w progu natychmiast się ożywiła. Szybko zeskoczyła z kanapy, podbiegając do niej tak szybko, że prawie się przewróciła.
Genevieve przykucnęła i wzięła małą na ręce. Miała senne oczy i zaspany głos, ale i tak musiała się odezwać.
- Jay opowiadał mi właśnie bajkę. Chodź posłuchać z nami. – mówiła sepleniąc, ale Gen potrafiła ją dobrze zrozumieć.
- Lily, jestem zmęczona. A ty powinnaś już być w łóżku. – odparła starsza siostra, bo chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju.
- Dokończę jej tylko tę bajkę i pójdzie do łóżka. – zapewnił ją Jared.
Genevieve położyła małą z powrotem na kanapie i poszła wziąć prysznic. Kiedy w końcu zmyła z siebie wszystkie brudy i przebrała się w piżamę, wychodząc z łazienki minęła Jareda. Niósł właśnie jej śpiącą siostrzyczkę na rękach do jej pokoju. Widziała jak ułożył ją w jej białym, drewnianym łóżku i przykrył kocem.
Gen zeszła jeszcze na chwilę na dół napić się wody. Kiedy stała oparta o blat i nalewała sobie napój do szklanki, w kuchni pojawił się Jared.
- Wszystko okej? Szybko wróciłaś. – zapytał zmartwiony. On chociaż nie był tak obojętny jak jego brat.
- Tak, w porządku. – skłamała, bo nie chciała nikomu opowiadać o dzisiejszym zdarzeniu. – Było nudno i wróciłam.
Jared przypatrywał jej się badawczo niebieskimi oczami. Wydawało jej się, że może przez nie wniknąć w jej duszę i odczytać, o czym myśli.
- Widziałem, że byłaś zapłakana. Chcesz o tym pogadać?
Usiadła z nim na kanapie w salonie i dalej piła swoją wodę. Zaczęła już myśleć nad jakimś kłamstwem, ale ostatecznie postanowiła ominąć ten temat.
- Jak Leanne podrośnie, to nie dopuszczę do niej żadnego faceta. – powiedziała stanowczo i upiła kolejny łyk. Jared spojrzał na nią niepewnie, ale zaczął się śmiać.
- Ach tak myślałem, że o to chodzi. – odparł trochę odprężony, że to nic poważnego. Gdyby tylko znał prawdziwy powód jej płaczu. – Leanne na pewno wyrośnie na piękną kobietę, dlatego wątpię, że uda ci się odgonić wszystkich jej wielbicieli.
Genevieve postanowiła całkowicie skupić się na tym temacie i zapomnieć o przykrościach, jakie spotkały ją na imprezie. Nie było to łatwe, ale kiedy miała z kim porozmawiać, wszystko stawało się prostsze.
- Zawsze możesz mi w tym pomóc. Jeśli wyjadę stąd gdzieś na studia tak jak mi się marzy, a ona zostanie tutaj z tobą to obiecaj mi, że nie dasz nikomu jej skrzywdzić. Żadnemu facetowi, nikomu. – mówiła to całkiem poważnie. Nie chodziło jej teraz tylko o Adama. Miała na myśli także Shannona, który tak ozięble się do niej odnosił nawet nie zdając sobie sprawy, jak dotykają ją jego słowa.
Jared spojrzał na nią jakby upewniał się, czy nie żartuje.
- Okej, obiecuję. – odparł z przekonaniem. – Ale wątpię, że kiedyś będę miał okazję ją obronić, bo już za rok stąd wyjeżdżam.
- Dokąd? – Gen usiadła po turecku i oparła się o zagłówek kanapy.
Jared zamyślił się na moment.
- Nie wiem. Waszyngton, Filadelfia, Nowy Jork, Los Angeles. Kto wie, ważne by się stąd wyrwać. – powiedział pochmurnie. Faktycznie, w Bossier City nie było za dużo szans na odniesienie sukcesu. Genevieve też chciała się stąd wyrwać, dlatego nie zdziwiło jej podejście Jareda. – A ty dokąd chcesz wyjechać na studia?
Gen zastanowiła się chwilę. Zawsze marzyła o Anglii. Było to dla niej coś tak odległego, wydawało się tak inne od Luizjany. Inny akcent, pogoda, architektura… Chciała czegoś nowego.
- Chcę studiować aktorstwo w Londynie. – rzuciła prosto z mostu. Jared wydawał się być zaskoczony.
- W Londynie? Co tam jest takiego ciekawego, że musisz jechać aż tak daleko?
Genevieve trudno było to wyjaśnić, bo sama do końca nie wiedziała co aż tak bardzo pociągało ją w Wielkiej Brytanii. Po prostu czuła jakąś sympatię do tego kraju.
- Nie wiem, po prostu Europa zawsze wydawała mi się ciekawa. – rzuciła. – A ty co chcesz robić?
Jared zawahał się na chwilę.
- Hm, może zostanę artystą. Zawsze lubiłem malować, rysować. Albo muzykiem lub reżyserem, aktorem… Sam nie wiem. Pewnie i tak skończę jako diler narkotykowy, ale warto pomarzyć.
Gen się zaśmiała, ale to nie było do końca żartem. Faktycznie ze swoją przeszłością i tym, jak teraz układało się jego życie miał małe szanse na sukces. Był jednak ambitny i wierzył w swoje możliwości, dlatego dziewczyna miała nadzieję, że któreś z jego marzeń się spełni.
Kiedy usłyszała auto wjeżdżające do garażu, pobiegła szybko na górę. Chciała żeby rodzice myśleli, że już śpi i nie pytali ją co dziś robiła.
Było jej dzisiaj ciężko zasnąć. Cały czas miała w głowie dzisiejszy dzień; obmacującego ją Adama, ratującego ją Shannona, który potem i tak potraktował ją jak cham. Nie potrafiła rozszyfrować tego człowieka.
Następnego dnia musiała walczyć ze sobą, by wstać z łóżka. W ogóle się nie wyspała przez dręczące ją myśli, w dodatku nie chciała spotkać się z Tessą i tłumaczyć, dlaczego nie było jej na imprezie. Nawet się nie spotkały, dlatego wolała ją okłamać i powiedzieć, że w ogóle jej tam nie było, skoro i tak nikt jej tam nie znał. Nigdy jeszcze nie skłamała przyjaciółce, nie licząc jej przemyśleń odnośnie Shannona, ale to było bardziej zatajanie przed nią faktów, o które nie pytała.
Kiedy Ethan przyjechał pod jej dom by zawieźć ją i Tessę do szkoły, Genevieve przybrała jak najbardziej naturalną maskę. Chciała udawać, że nic się nie wydarzyło. Przywitała się miło z rodzeństwem i usiadła z tyłu.
- Dlaczego cię nie było na imprezie? – zapytała zawiedziona Tessa, patrząc w lusterku na twarz Genevieve.
- Rodzice kazali mi zostać w domu, nie mogłam wyjść.
- Spoko, i tak nic nie straciłaś. – powiedziała Tessa patrząc wymownie na brata. Nie byli do siebie zbyt podobni – Ethan także miał ciemne oczy i włosy, ale na tym podobieństwa się kończyły.
- No co, nie moja wina, że Adam dostał w mordę od jakiegoś kolesia. Był tak napruty, że pewnie napyskował komuś i oberwał. – rzucił Ethan chcąc odsunąć od siebie żale siostry.
Genevieve poprawiła się nerwowo na siedzeniu, ale wciąż starała się zachować ten sam wyraz twarzy.
- Nic mu się nie stało? – zapytała Gen z udawaną troską, choć tak naprawdę za to, co jej zrobił powinien leżeć teraz w szpitalu.
- Ma złamany nos i żebra. Nic nie pamięta, a szkoda, bo chętnie bym pogadał sobie z gościem, który mu to zrobił.
Pomimo, że Adam był kumplem Ethana to Genevieve nie sądziła, by nadal nim był gdyby dowiedział się za co oberwał. Oczywiście milczała, bo nie chciała roztrząsać tej sprawy. Nie podobało jej się, że ona i Shannon mają wspólny sekret, ale cieszyła się, że Adam nic nie pamiętał i jednak dostał dobrą nauczkę.
- Genny! – zawołał ktoś z końca korytarza, gdy dziewczyny wyszły już z sali chemicznej.
Tessa rzuciła, że idzie już na stołówkę i poczeka na przyjaciółkę przy stole. Genevieve zatrzymała się i rozejrzała. Podszedł do niej chłopak – Jason Fields. Był od niej rok starszy i należał do drużyny futbolowej. Większość dziewczyn w szkole podkochiwała się w nim, a on to uwielbiał. Gen jednak nigdy nie powalał na kolana, choć musiała przyznać, że był przystojny.
Kątem oka zobaczyła Shannona myjącego podłogę na korytarzu. Rzuciła mu ukradkowe spojrzenie, ale on chyba jej nawet nie zauważył.
- Hej, pamiętasz mnie? – zapytał Jason. Dopiero teraz przypomniała sobie, że gdy ostatnio poszła z Tessą na jej trening, chłopak zaczepił ją na chwilę i rozmawiali.
- Jasne, Jason. O co chodzi?
- Może poszłabyś ze mną do kina, czy coś? Wybacz, że tak prosto z mostu, ale od dawna się zbierałem żeby ci to powiedzieć.
Jason zupełnie ją zaskoczył. Był wysoki, wysportowany, bogaty i przystojny. Miał blond włosy, bajecznie niebieskie oczy i typową urodę modela. Nie był też nieśmiały i doskonale wiedział, że może mieć każdą w szkole. Dlaczego akurat ona? Młodsza od niego o rok dziewczyna, która nie rzucała mu ukradkowych spojrzeń i nie wzdychała gdy tylko przechodził obok niej.
- Hm, w sumie czemu nie. – powiedziała nadal zdziwiona, ale ucieszyła się, że zwrócił na nią uwagę.
Dopiero teraz zauważyła, że w ręku trzymał puszkę z colą. Kiedy akurat na nią spojrzała, ta wyślizgnęła mu się z ręki. Genevieve zdążyła odskoczyć na bok tak, że ochlapała tylko lekko jej czerwone trampki, ale nic wielkiego się im nie stało. Na podłodze została czarna, klejąca plama.
- Hej, ty! – rzucił Jason do Shannona jak do psa. Ten odwrócił się w jego stronę niechętnie i spojrzał na niego niewzruszony. – Sprzątnij to!
Shannon wyglądał na coraz bardziej wściekłego.
- Co powiedziałeś? – zapytał ostrzegawczo, ale Jason czuł się pewnie jak u siebie.
- Sprzątnij to, chyba od tego tu jesteś.
Genevieve przyglądała się temu bezradnie, tak jak wszyscy na korytarzu, którzy ustawili się w kółko wokół ich trójki. Nawet Tessa wróciła ze stołówki by obejrzeć tę scenę.
- Odszczekaj to gówniarzu. – rzucił mu Shannon, tym razem jeszcze ostrzej niż poprzednio.
- Jason, odpuść i go przeproś. – powiedziała Gen do Jasona, który spojrzał na nią jak na kosmitkę. Nie podobało jej się jak potraktował Shannona. Nie liczyło się dla niej teraz jaki on był, po prostu to nie było fair z jego strony.
- Chyba zwariowałaś, nie będę przepraszać kogoś takiego jak on. –powiedział zdegustowany i znów obrócił się do Shannona. – To ty powinieneś mnie przeprosić i to podnieść.
Ludzie przyglądali się tej scenie, ale nikt nic nie robił. Oglądali to jak dobre przedstawienie, a żaden z nauczycieli nie był w pobliżu.
- Chyba ty zwariowałeś sądząc, że umówię się z kimś takim jak ty. Tylko spójrz na siebie, myślisz że jesteś od niego lepszy? – wyrzuciła z siebie Genevieve zapominając, że pół szkoły się jej przygląda. Jason wydawał się być wzburzony. Shannon spojrzał na nią wciąż ze złością na twarzy, ale wydawało jej się, że jakby trochę złagodniał.
Jason spojrzał na nią z wyrzutem i upokorzony na oczach wszystkich rzucił się w stronę tłumu, który zrobił mu przejście. Genevieve nachyliła się, by wziąć puszkę i wyrzuciła ją do kosza. Właśnie ocaliła dumę Shannona, ale przynajmniej tak mogła odwdzięczyć mu się za to, co dla niej zrobił poprzedniego dnia. Teraz byli kwita.
Shannon spojrzał na nią wilkiem, ale nic nie powiedział. Zaczął zmywać plamę, gdy tłum już się rozszedł po usłyszeniu dzwonka na lekcje. Tessa podeszła do przyjaciółki i szarpnęła ją za ramię, zaprowadzając  ją do klasy.
- Po co go broniłaś? Straciłaś szansę na spotkanie się z Jasonem. – Tessa nie mogła pojąć jak Genevieve mogła wstawić się za kimś, kto sprząta korytarz, zamiast za najprzystojniejszym facetem w szkole.
- Nie będę spotykać się z takim dupkiem jak Jason. – wyrzuciła z siebie Genevieve. Przyjaciółka strasznie wkurzyła ją swoim stwierdzeniem.
- Dupkiem? – zdziwiła się Tessa i mówiła do Gen z wyrzutem. – On tylko kazał mu to posprzątać, przecież od tego tu jest.
Genevieve nie poznawała Tessy. Nigdy nie podejrzewałaby, że może myśleć tak jak Jason.
- On sam by to posprzątał, a Jason nie musiał go upokarzać. – warknęła na nią Genny, kiedy siedziały już w klasie. Ludzie wokół patrzyli się na nie i podsłuchiwali ich rozmowę, ale Genevieve miała to gdzieś.
- Od kiedy obchodzi cię czy ten wandal jest upokorzony czy nie? – Tessa była coraz bardziej zła, a ich rozmowa zamieniała się w ostrą kłótnię.
- Od kiedy traktujesz ludzi z góry tylko przez to, co o nich usłyszałaś na ulicy!
Tessa spojrzała na przyjaciółkę obrażona i natychmiast podniosła się z ławki. Wyszła z klasy trzaskając drzwiami, mijając nauczyciela w przejściu. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała, zawsze była grzeczną uczennicą. Genevieve spojrzała ostro na uczniów patrzących się na nią i speszeni odwrócili głowy.
To była ostatnia jej lekcja, tak samo Tessy. Genevieve nie chciała wracać z nią i jej bratem do domu, dlatego zaczęła iść pieszo wzdłuż chodnika. Zamierzała dojść na przystanek i dojechać do domu autobusem.
Zobaczyła jak Shannon podlewa rośliny przed szkołą. Zamierzała szybko przejść wokół niego, byle jej nie zauważył. Nie zamierzała już z nim więcej rozmawiać, już nic mu nie zawdzięczała.
- Dzięki. – rzucił w jej stronę i cały czas trzymając w ręce wąż ogrodowy podlewał jakiś krzak.
Odwróciła się, bo myślała, że się przesłyszała.
- Przez głupią puszkę coli mogłeś mieć niezłe problemy. – rzuciła Gen tym protekcjonalnym tonem, którego starała się unikać.
- Moje problemy to nie twoja sprawa. – odparł znów chamsko, a ona już chciała odwrócić się na pięcie i iść dalej. Zamiast tego podeszła bliżej i stanęła obok krzaczka, którego podlewał.
- Nie każdy problem trzeba załatwiać siłą.
Shannon spojrzał na nią spode łba. Tym razem nie było to obojętne spojrzenie, ale coś w nim się kryło.
- Ale można. Tak jest łatwiej. – odparł wzdychając i chyba lekko uniosły mu się kąciki ust. Genevieve dopiero teraz zauważyła w nim coś innego niż dotychczas, jakby cały czas pod tą maską obojętności ukrywał się zagubiony chłopiec. Szybko jednak wrócił chamski facet, który jej nie znosił. – W każdym bądź razie nie musiałaś mi pomagać. Sam dałbym sobie radę.
On nawet nie wiedział, co dla niego zrobiłam, pomyślała dziewczyna. Mógł okazać chociaż odrobinę wdzięczności.
- Wiesz co, przez to że ci pomogłam wszyscy patrzą na mnie jak na frajerkę, moja przyjaciółka się na mnie obraziła, a Jason pewnie ośmieszy mnie przed całą szkołą. Ale nie to mnie wkurza. Wkurza mnie, że za każdym razem gdy ktoś okazuje ci trochę dobroci, ty odwdzięczasz mu się chamstwem, a w najlepszym wypadku obojętnością. Kiedy już ktoś jest taki jak ty, wtedy masz ochotę go uderzyć. Weź się za siebie człowieku.
Cały czas patrzył na nią w osłupieniu. Ona sama nie wiedziała, skąd w niej tyle pewności siebie. Kiedy obeszła z powrotem krzak i chciała wrócić na chodnik, zawołał ją.
- Genevieve, poczekaj.

Pierwszy raz słyszała, jak zwraca się do niej po imieniu. 

11 komentarzy:

  1. Matko swieta, cudowny rozdzial! Ale iskrzy miedzy nimi, jaram sie jak dzika! Szkoda tylko, ze wiem, co sie stanie ns koncu, ale teraz sie jaram! Tak trzymaj i weny, bo to bedzie cudowny blog! (: i milego weekendu! (:

    OdpowiedzUsuń
  2. O żesz ty w ciapkę. Zatkało mnie.
    Wow. Mistrzostwo świata, pokazać młodość Shannona, ale szczerze mówiąc, ja mam przed oczami tak rzeczywiste obrazy, że... Naprawdę, jestem pełna podziwu dla poziomu tego bloga.
    Cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak tylko życzyć weny. I wierzyć, że poza znanym już nam z nuit du reveur zakończeniem tej historii w międzyczasie zdąży się jeszcze sporo wydarzyć :)
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziekuje! Oj wydarzy sie i to sporo, jak wiadomo ja uwielbiam zaskakiwać :3

      Usuń
  3. Sceny z Jaredem i Leą >>>>>>>>>>>
    Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Najchętniej bez przerwy bym czytała to ff. Widzę te wszystkie sceny w mojej wyobraźni. Jest mi tylko smutno że wiem jak to się zakończy. Zdecydowanie to opowiadanie podbiło moje serce i podoba mi się jeszcze bardziej niż tamto. Uwielbiam postać Genevieve. Wielkie brawa za pomysł i całą fabułe.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak mi miło to czytac :) dziekuje!

      Usuń
  4. Jejku.. niesamowite opowiadanie.. super piszesz.. i to wszystko jest takie realistyczne.. <3
    Oczywiście przy scenach Leanne z Jared'em.. wymiękam.. są takie słodkie że masakra.. :3
    Życzę dużo weny i aby akcja się dalej rozwijała ^^ ~LamaCorn

    OdpowiedzUsuń
  5. super super super, ile razy mam sie powtarzac? :) /S.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli rozdział przypadł Ci do gustu, koniecznie skomentuj i daj mi o tym znać :)